Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 czerwca 2015

„Ciechocińska macewa”



Paweł Wiliński „Ciechocińska macewa”


„Ciechocińska macewa” jest już piątą powieścią Pawła Wilińskiego wydaną w serii „Pan Samochodzik i…” przez olsztyńskie wydawnictwo Warmia. Jedna z poprzednich książek autora – „Sekret drewnianej kapliczki”[1] została doceniona przez kapitułę konkursu na najlepszą Samochodzikową Książkę 2013 r., w którym została sklasyfikowana na wysokim, piątym miejscu.[2] Paweł Wiliński lubi umieszczać akcję powieści w doskonale znanych sobie miejscach. Stąd też często jego bohater rozwiązuje skomplikowane zagadki historyczno-kryminalne w Toruniu, Włocławku oraz pobliskich miejscowościach. Tak też jest w niniejszej książce. W jednym z wywiadów autor wspomniał, że do jej napisania zainspirowała go historia cmentarza żydowskiego w Ciechocinku, zniszczonego przez żołnierzy niemieckich w czasie II wojny światowej.[3]

Schemat fabuły „Ciechocińskiej macewy” jest nieco zbliżony do innej książki autora, którą nie tak dawno przeczytałem „Dwór Artusa w Toruniu.”[4] W obydwu powieściach impulsem do zmiany wakacyjnych planów Pawła Dańca jest niespodziewane wydarzenie pośrednio związane ze śmiercią. Jak pamiętamy w „Dworze Artusa”, w trudnych do wyjaśnienia okolicznościach rozstaje się z życiem słynny pianista, natomiast w niniejszej powieści autor na tamten świat wysyła pewnego ciechocińskiego antykwariusza. W obydwu książkach na plan pierwszy wysuwa się sprawa kryminalna, spychając na dalszy zagadkę historyczną.

Nim jednak pan Edward Różycki spojrzał w twarz św. Piotra, zdążył dotrzeć do niewielkiego pokoiku w Ministerstwie Kultury i Sztuki, zajmowanego przez detektywa specjalizującego się w poszukiwaniu zaginionych zabytków. To wspomniany wcześniej Paweł Daniec. Różycki opowiada mu historię o odnalezieniu przez pewnego osobnika macewy z cmentarza żydowskiego. Obiekt jest unikatem, dotychczas uważano bowiem, że nie zachowała się żadna macewa z ciechocińskiego kirkutu. Posiadacz macewy zamierzał ją sprzedać za niebagatelną sumę stu tysięcy zł. Nie znalazł  jednak kupca i wkrótce ślad po nim zaginął. Pan Edward prosi naszego bohatera, aby przyjechał do Ciechocinka i spróbował odnaleźć tajemniczego handlarza. Sytuacja w ministerstwie sprawia jednak, że Daniec nie może natychmiast zająć się sprawą, lecz obiecuje przyjechać za dwa tygodnie. Niestety wkrótce po spotkaniu muzealnik słyszy przykry komunikat radiowy, z którego wynika że antykwariusz popełnił samobójstwo. Daniec zaczyna podejrzewać, że za samobójstwem Edward Różyckiego coś się kryje. Odbiera telefon od siostry zmarłego, która chce aby pomógł jej wyjaśnić sprawę śmierci brata, po czym wyjeżdża do słynnego nadwiślańskiego uzdrowiska.

Autor starał się dopracować wszelkie detale powieści. Jeśli bohaterowie gotują obiad, nie jest on określony tylko jednym słowem – „pyszny”, ale nad stołem unosi się zapach gotowanego mięsa, pietruszki i przypraw. Znacznie mniej jest także w książce „encyklopedycznych” wstawek historycznych, niekoniecznie mających istotny wpływ na przebieg akcji. Wśród postaci występujących na kartach książki pojawiają się tradycyjnie piękna kobieta i dwójka nastolatków a razem z nimi pretekst do wplecenia w fabułę kilku moralizujących pogadanek. Jak widzimy, pod tym względem Paweł Daniec nie odbiega zbytnio od pana Tomasza. Dynamiczna, wartka akcja powieści rozgrywa się niemal w całości w Ciechocinku i najbliższych okolicach. Bohater ma także okazję sprawdzić jak sprawuje się wehikuł, kiedy po długiej przerwie zanurzy się w wartkim nurcie rzeki. Niestety przysnęli nieco redaktorzy w wydawnictwie i nie poprawili kilkunastu błędów literowych w tekście. Z trzech powieści Pawła Wilińskiego wydanych w samochodzikowej serii, które dotychczas przeczytałem „Ciechocińską macewę” umieściłbym na drugim miejscu, zaraz za „Dworem Artusa w Toruniu” a przed „Sekretem drewnianej kapliczki.” Polecam.


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-45-7
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 175


wtorek, 12 maja 2015

„Skarb w starym zamku”



Tadeusz Kraszewski „Skarb w starym zamku”


Trzynastoletni Henio oraz jego młodsze rodzeństwo:  Hanka, Zdziś i Janek wyjeżdżają na wakacje do Szlachcina. W tej niewielkiej miejscowości, odległej o kilka kilometrów od pewnego powiatowego miasta znajduje się parafia zarządzana przez ich wuja, prałata Zarembę. Zaproszenie dobrodusznego i wesołego księdza wzbudza ogromne zadowolenie jego siostrzeńców. Po dotarciu na plebanię dzieci zaprzyjaźniają się z mieszkającymi nieopodal rówieśnikami.

Zakochani w powieściach Coopera, Maine-Reida i Karola Maya młodzi bohaterowie marzą, że kiedy dorosną wyjadą do Ameryki i będą tam prowadzić traperskie życie. Postanawiają się do tego solidnie przygotować. Rozbijają w pobliskim lesie obozowisko, budują szałasy i pewnie spędzili by całe wakacje w podobny sposób, gdyby nie naturalna dziecięca ciekawość oraz położone kilkaset metrów od obozu ruiny krzyżackiego zamku. W zamku tym, jak głosiła romantyczna legenda zostały przed wiekami ukryte wielkie skarby. Miejscowi mieszkańcy opowiadali, że można je odnaleźć jedynie o dwunastej w nocy. Niestety o północy w zamku straszą duchy.

Łatwo możemy się domyślić, że młodzieńcy zdecydowali się sprawdzić ile prawdy jest zawarte w wiekowej legendzie. Kiedy jednak udali się późną nocą w stronę ruin nie spodziewali się, że eskapada zamieni się w pełną emocji przygodę, którą będą jeszcze wielokrotnie wspominać. Przechodząc w pobliżu kościoła chłopcom wydaje się, że widzą światło w jego oknach a nieco dalej zauważają podejrzanych osobników. Rano okazuje się, że do świątyni dokonano włamania. Widząc, że przybyli na miejsce przestępstwa policjanci mają problem z wytropieniem przestępcy, Henio i spółka postanawiają rozpocząć własne śledztwo. Tu muszę dodać, że barwny, plastyczny opis nocnej wyprawy do zamku jest jednym z najmocniejszych punktów powieści.

Książka Tadeusza Kraszewskiego ukazała się tuż przed wybuchem II wojny światowej, po której nie doczekała się niestety żadnego wznowienia. Nie jest to powieść dla współczesnej młodzieży. Nie ma w niej szybkiego tempa, przeskoków akcji, nowinek i gadżetów technicznych. Urzeka jednak ciepły, czasem tajemniczy klimat, bijący z każdej, pożółkłej już strony ksiązki. 70 lat temu powieść zapewne rozpalała wyobraźnię wielu młodych chłopców marzących o poszukiwaniu ukrytych kosztowności w ruinach starych zamczysk. Na okładce mojego, mocno nadgryzionego zębem czasu egzemplarza zachowało się jeszcze kilka plam wosku. Młody człowiek, który w blasku świecy, z wypiekami na twarzy pochłaniał przygody dzieciaków w Szlachcinie teraz pewnie sam jest dziadkiem. Ciekaw jestem, co czytają jego wnuki. Czy cokolwiek czytają? A może młody czytelnik tej książki nie przeżył wojny, a wakacje w 1939 r. były ostatnimi w jego życiu?

Zmarły w 1973 r. w Poznaniu Tadeusz Kraszewski mimo, że pozostawił po sobie pokaźny dorobek literacki, jest dziś pisarzem zupełnie zapomnianym. Muszę przyznać, że i ja choć „Skarbu w starym zamku” poszukiwałem od dłuższego czasu, nigdy wcześniej nie miałem przyjemności czytać książek przygodowych i sensacyjnych tego autora. Na pewno jednak przyjrzę się dokładniej jego twórczości i być może uda mi się wyłowić jeszcze jakąś perełkę literacką.

Do sięgania po ulubione lektury naszych dziadków i pradziadków zachęcam wszystkich miłośników starych, dobrych książek przygodowych. Wszak nie tylko powieści Kornela Makuszyńskiego wypełniały półki przedwojennych szkolnych bibliotek.


Projekt okładki oraz ilustracje: Wacław Świerczyński
Wydawca: Księgarnia Świętego Wojciecha. Poznań-Warszawa-Lublin-Wilno
Rok wydania: 1939
Liczba stron: 185


czwartek, 23 kwietnia 2015

„Dwór Artusa w Toruniu”




Paweł Wiliński „Dwór Artusa w Toruniu”


W Ministerstwie Kultury i Sztuki istnieje komórka, do której zadań należy poszukiwanie zaginionych dzieł sztuki. Jedynym jej pracownikiem jest Paweł Daniec, bohater powieści „Dwór Artusa w Toruniu.” Kiedy pewnego letniego poranka do biura zajmowanego przez Pawła wchodzi sekretarka z prośbą aby zgłosił się do gabinetu wiceministra, zdziwiony urzędnik jest pełen nienajlepszych przeczuć. Wkrótce potem dowiaduje się, że przełożony ma dla niego bardzo nietypowe zlecenie. Daniec ma reprezentować ministerstwo na uroczystych obchodach osiemdziesięciolecia urodzin znanego pianisty Ambrożego Bilewicza. Recital artysty zostanie zorganizowany w toruńskim Dworze Artusa. Kilka dni później Paweł Daniec wsiada do wehikułu i wyrusza do malowniczego nadwiślańskiego grodu.

Nie jest mu jednak dane wysłuchać koncertu Bilewicza. Niestety, tuż przed występem muzyk w zagadkowych okolicznościach rozstaje się z życiem. Na domiar złego, ktoś kradnie obraz utalentowanego, młodego malarza ze znajdującej się w tym samym budynku galerii. Po sekcji zwłok, która wykazała, że przyczyną śmierci pianisty był atak serca, miejscowa policja umarza śledztwo. Podkomisarz Palka jest jednak przekonany, że ktoś przyczynił się do zgonu Bilewicza. Prosi więc Dańca o pomoc w rozwiązaniu zagadki jego śmierci, a w zasadzie zleca mu prowadzenie nieformalnego śledztwa w tej sprawie.

„Dwór Artusa w Toruniu” to druga książka Pawła Wilińskiego wydana w „samochodzikowej serii,” z którą miałem okazję spędzić kilka wieczorów. W ubiegłym roku autor przyznał w wywiadzie, że to najlepsza powieść w jego dotychczasowym dorobku.[1] Być może tak jest, choć inna jego książka, którą przeczytałem („Sekret drewnianej kapliczki”) również zasługuje na wysoką ocenę.[2] Trzeba jednak przyznać, że autorowi udało się sprawić czytelnikom dość dużą niespodziankę. Zamiast spodziewanych żmudnych i pełnych niebezpieczeństw poszukiwań dóbr kultury ukrytych w latach ostatniej wojny, osią fabuły jest nieformalne śledztwo związane z tajemniczą śmiercią wirtuoza klawiatury, prowadzone oczywiście przez detektywa-muzealnika z Warszawy.

Powieść jest także zaproszeniem do urokliwego Torunia, którego uliczkami spacerujemy wraz z bohaterami książki. Paweł Wiliński znalazł miejsce na przedstawienie rysów historycznych wielu zabytkowych obiektów, w sąsiedztwie których pojawiają się postacie występujące na kartach książki. Myślę, że część tych opisów można by pominąć, a część skrócić bez większego uszczerbku dla rozwoju fabuły. Musimy także przymknąć oko na zalążek powieści, czyli na fakt powierzenia zwykłemu ministerialnemu urzędnikowi nieformalnego śledztwa w sprawie kryminalnej. Zapewne żaden policjant nigdy by tego nie uczynił, a jeśli znalazłby się taki ryzykant, byłby to zapewne ostatni dzień jego kariery zawodowej.

Mimo to trzeba przyznać, że w powieści nie brakuje składników dzięki którym chętnie sięgamy po powieści Zbigniewa Nienackiego oraz jego licznych kontynuatorów. W towarzystwie Pawła pojawiają się piękne kobiety. Nie brakuje pościgu, porwań, szczypty humoru. Paweł Daniec jest tu sympatyczną, choć rozbrajająco naiwną postacią, bardzo podobną do swego słynnego poprzednika i mentora Tomasza NN. To obok ciepłego, nastrojowego klimatu, chyba jeden z największych plusów niniejszej książki.  Choć de facto „Dwór Artusa w Toruniu” jest powieścią kryminalną, to jednak zdradzę, że imponująca budowla nie jest jedynie miejscem śmierci Ambrożego Bilewicza, lecz skrywa także historyczną zagadkę, z której rozwiązaniem będą musieli zmierzyć się bohaterowie powieści. Polecam.


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-42-6
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 170


wtorek, 6 stycznia 2015

„Zielone, czyli wakacje w Dłusku”




Wiesław Rogowski „Zielone, czyli wakacje w Dłusku”


Wojtek z rodzicami wyjeżdża na wakacje do niewielkiej miejscowości na Pomorzu. Celem wyprawy jest leśniczówka położona nad malowniczym jeziorem. Chłopiec szybko nawiązuje znajomości z dziećmi gospodarzy. Niestety, nie tylko w czasie deszczu dzieci się nudzą. Nie ma nic gorszego niż piękna lipcowa pogoda i brak pomysłu na to jak wykorzystać wolny czas. Chłopcy snują się po okolicy leśniczówki nie wiedząc co z sobą zrobić. Pewnego dnia w pobliskim sklepie spożywczym są świadkami rozmowy pomiędzy dwoma mężczyznami, którzy z fasonem zajechali pod sklep eleganckim wartburgiem. Rozmowa prowadzona w języku niemieckim wydaje się młodzieńcom mocno podejrzana. W tym samym czasie nad jeziorem rozbijają namioty dwaj inni mężczyźni. Jeden z nich żartuje, że w tak pięknym jeziorze na pewno znajdują się zatopione skarby. Słowa te oraz fakt, że mężczyźni posiadają sprzęt do nurkowania sprawiają, że chłopcy zaczynają się zastanawiać, co tak naprawdę sprowadza niespodziewanych gości do tak małej miejscowości. „Śledztwo” prowadzą w tajemnicy przed mieszkającymi również w leśniczówce dwiema dziewczynkami.




Powieść Wiesława Rogowskiego to pełna humoru historia z wieloma smaczkami z czasów PRL-u. Możemy się np. dowiedzieć, że trabanty to jedne z najlepszych samochodów  na świecie. Wojtek czyta książkę Ryszarda Liskowackiego „Wodzu, wyspa jest twoja,” którą i ja z sentymentem wspominam z czasów częstych wizyt w szkolnej bibliotece. Znajdziemy tu także echa nie tak odległej jeszcze wtedy II wojny światowej. Młodzi ludzie wraz z rodzicami uczestniczą w spływie Drawą i organizują ognisko. Nie mogąc sobie poradzić z rozwikłaniem zagadki chłopcy nawiązują w końcu współpracę z dziewczynkami i jak się okazuje ma to swoje plusy.

Bohaterowie zwiedzają okolice Dłuska usiłując znaleźć trop, który doprowadziłby ich do zdemaskowania tajemniczych osobników, a kto wiem może i do skarbu. Autorowi udało się stworzyć ciepły, sielankowy, naprawdę wakacyjny klimat. Udało mu się też zaskoczyć czytelników dosyć niespodziewanym zakończeniem. Jedynym minusem tej niegdyś niedocenianej, a dziś już zupełnie zapomnianej książki są dość brzydkie ilustracje. Warto przypomnieć, że Wiesław Rogowski jest również autorem powieści kryminalnej „Złota czasza księcia Bogusława,” która pod pseudonimem Tadeusz Lembowicz została wydana w serii Klub Srebrnego Klucza.[1]

Książka przeczytana w listopadzie 2014 r.


Wydawnictwo: Glob
Rok wydania: 1984
Liczba stron: 205




piątek, 14 listopada 2014

„Leśna Samotnia”




Andrzej Irski „Leśna Samotnia”


„Leśna Samotnia” to już trzecia książka Andrzeja Irskiego, którą miałem przyjemność przeczytać. I tym razem urodzony w Lipsku nad Biebrzą autor wysłał bohatera powieści na doskonale sobie znane tereny Suwalszczyzny. Powodem wyprawy Pawła Dańca do Puszczy Augustowskiej nie jest jednak zaginiony zabytek czy też zagadka historyczna, w których lubuje się pracownik Ministerstwa Kultury i Sztuki. Daniec otrzymuje wiadomość o śmierci swego przyjaciela zwanego przez znajomych Gubernatorem. W pożegnalnym liście znajduje się prośba, aby Paweł zaopiekował się jego psem Dropsem i kotem Bigosem.

Wyrusza więc nasz muzealnik do chatki w puszczy nie przeczuwając, że będzie zajmował się bardziej pasjonującymi i tajemniczymi sprawami niż opieka nad dwójką niesfornych zwierzaków. Nie wierząc w samobójczą śmierć przyjaciela i podejrzewając, że coś się za nią kryje zamierza wyjaśnić okoliczności tego smutnego wydarzenia. Okazuje się, że sprawa wiąże się z dramatyczną historią sprzed trzydziestu lat, która miała miejsce we Francji oraz ze służbami specjalnymi PRL-u. Wykorzystując pozostawione przez Gubernatora wskazówki, wraz z Pawłem prowadzimy prywatne śledztwo, zwiedzając przy okazji miasteczka i malownicze lasy północno-wschodniej Polski.

Paweł Daniec wykreowany przez Andrzeja Irskiego to typowy Polak obdarzony słabym charakterem, nie znający słowa asertywność. Kiedy w pobliżu pojawia amator jakiegokolwiek trunku, możemy być pewni, że i on nie uchyli się przed wychyleniem kielicha. Gdyby został dłużej w leśnej głuszy zapewne szybko znalazłby wspólny język z odurzającym się walerianą kotem Gubernatora.

Akcja powieści rozgrywa się głównie w tytułowej leśnej samotni oraz jej okolicach. Autorowi udało się wpleść fabułę w tajemniczy, mokry klimat suwalskich jezior, lasów i mokradeł. W przeciwieństwie do „Depozytu hrabiego Paca” Andrzej Irski nie inspirował się tym razem aż tak dosłownie książkami Zbigniewa Nienackiego (choć imię kota zapewne nie jest dziełem przypadku).[1] Dobrze skonstruowane postacie bohaterów, dynamiczna akcja plus „to coś” sprawiają, że o książce nie zapominamy zaraz po odłożeniu na półkę. Nie miałbym nic przeciwko, aby powieść była nieco bardziej rozbudowana. Niektóre wątki, np. poszukiwanie bunkra partyzantów niemal proszą się aby autor poświecił im więcej miejsca.

Powieść Andrzeja Irskiego „Leśna samotnia” została zgłoszona do konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2013 r. organizowanego przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. W finale konkursu zajęła 2 miejsce. Polecam.


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-29-7
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 184



[1] Już po opublikowaniu recenzji Andrzej Irski wyjaśnił: „Imię kota nie jest przypadkowe, ale nie ma nic wspólnego z bohaterem "Niesamowitego dworu". Tak się nazywa mój szary dachowiec (teraz już trojga imion Bigos-Biskup-Lucyfer). A Drops to był mój foksterier. Niestety, nie żyje od lat.” http://pansamochodzik.ok1.pl/viewtopic.php?p=224959#224959  


wtorek, 7 października 2014

„Sekret drewnianej kapliczki”




Paweł Wiliński „Sekret drewnianej kapliczki”


Nie wszyscy są stworzeni do pracy za biurkiem. Jednym z tych, którzy odczuwają głęboki wstręt do papierkowej roboty jest urzędnik Ministerstwa Kultury i Sztuki zajmujący się poszukiwaniem zaginionych dzieł sztuki – Paweł Daniec. Dlatego co roku z utęsknieniem oczekuje wakacji, podczas których może wreszcie odpocząć nad ulubionymi mazurskimi jeziorami. Ale kiedy w lipcu 2014 roku wraz oddanym mu pod opiekę synem swego przyjaciela, jedenastoletnim Antkiem wsiada do wehikułu z zamiarem wyjazdu nad Jezioro Nidzkie, nie przypuszcza, że tym razem dwutygodniowy urlop spędzi w zupełnie innym miejscu.

A wszystko to za sprawą spotkanej nieopodal Włocławka młodej autostopowiczki. Paweł z Antkiem postanawiają pomóc Magdzie i podwieźć ją do domu w Kosinowie. Rodzice dziewczyny rewanżują się za przysługę obiadem. Ojciec Magdy, miejscowy nauczyciel i pasjonat historii opowiada Pawłowi historię sprzed II wojny światowej. Opowieść dotyczy zbezczeszczenia przez dwóch przestępców starej kapliczki i odnalezienia przez nich schowanego w niej tajemniczego skarbu. Skarb ów zostaje ponownie ukryty i po dziś dzień nikt nie natrafił na wiadomość o jego dalszych losach. Możemy się łatwo domyślić, że to jest właśnie moment, w którym Paweł Daniec stoczy wewnętrzną walkę, a chęć rozwiązania historycznej zagadki wygra z marzeniami o błogim leniuchowaniu nad błękitnymi taflami mazurskich akwenów.



Województwo włocławskie. Pocztówka z pierwszej połowy lat 80-tych ubiegłego wieku. 
(Archiwum Zapomnianej Biblioteki)


„Sekret drewnianej kapliczki” to jedna z lepszych kontynuacji przygód Pana Samochodzika jakie czytałem. Gwoli sprawiedliwości przyznam jednak, że zbyt często po owe kontynuacje nie sięgam. Paweł Daniec wykreowany przez Pawła Wilińskiego na szczęście nie wykorzystuje nadzwyczajnych umiejętności, z których słynął w wydawanych przed laty kontynuacjach. Dzięki temu w powieści niemal nie ma przemocy, strzelanin i okładania się pięściami. Bohaterowie starają się odnaleźć nić prowadzącą do skarbu wykorzystując jedynie szare komórki. Muszę jednak zauważyć, że część informacji historycznych wplecionych w wartką fabułę jest chyba zupełnie zbyteczna i może nieco nużyć czytelnika. Ta solidna warsztatowo powieść zapewne zyskała  by także przez nieco solidniejsze okraszenie dialogów pierwiastkami humorystycznymi.

Na uwagę zasługują natomiast postacie drugoplanowe z krewką mieszkanką Kosinowa, panią Lucyną na czele. Autor pokusił się również o wprowadzenie do powieści naprawdę groźnego przeciwnika dla głównego bohatera. Klimatyczne sceny w lesie, czy przy ognisku sprawiają, że nie odczuwamy niedosytu z powodu braku takowych umiejscowionych w Krainie Wielkich Jezior. Zapomniałbym dodać, że Paweł Daniec ma w powieści okazję do przetestowania możliwości swego pojazdu w rwącym nurcie Wisły.

Paweł Wiliński pozytywnie mnie zaskoczył, rezygnując z wysłania Dańca na Mazury i decydując się na umieszczenie akcji powieści w dość mało wyeksploatowanych przez pisarzy okolicach. To chyba dobry kierunek i warto aby pozostali kontynuatorzy podjęli wyzwanie zabierając czytelników w inne zapomniane zakątki naszego uroczego kraju.

Powieść „Sekret drewnianej kapliczki” została zgłoszona do konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2013 r. organizowanego przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. W finale konkursu zajęła 5 miejsce. Polecam.


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-33-4
Rok wydania: 2013

Liczba stron: 166

piątek, 3 października 2014

Andrzej Irski „Duchy piramidy w Rapie”




Andrzej Irski „Duchy piramidy w Rapie”


W połowie sierpnia Paweł Daniec, urzędnik Ministerstwa Kultury i Sztuki specjalizujący się w poszukiwaniach zaginionych dzieł sztuki otrzymuje list od mieszkańca niewielkiej wioski w Puszczy Boreckiej. Człowiek ten wiedząc, że Paweł rozwikłał wiele historycznych tajemnic informuje go aktach wandalizmu, które miały miejsce w leżącej nieopodal Rapie. Ktoś dokonał włamania do piramidy i zdemolował znajdujące się w niej trumny. Adresat listu zachęca Dańca aby odwiedził Rapę i zajął się tą sprawą. O to samo prosi Pawła jego przełożony z ministerstwa, dyrektor Hipolit Wróbel. Chcąc nie chcąc nasz bohater wsiada do wehikułu i wyrusza na Mazury. Towarzyszy mu Krzysztof - student historii sztuki odbywający praktyki w ministerstwie.

Okazuje się, że piramida w Rapie kryje w sobie niejedną tajemnicę, a włamania do obiektu mają związek z historią z czasów II wojny światowej oraz legendą o ukrytych w starych trumnach złotych posążkach. Jak możemy się domyślić chętnych do odnalezienia posążków jest wielu, a więc dwójkę historyków czeka bardzo trudne zadanie.  


Wywiad z autorem powieści - Andrzejem Irskim

Andrzej Irski udowodnił po raz kolejny, że jest specjalistą w kreowaniu „samochodzikowego” klimatu. O ile jednak podczas lektury „Depozytu hrabiego Paca” można mieć zastrzeżenia do nadmiernych inspiracji dziełami Nienackiego, to w niniejszej powieści inspiracje owe są dużo bardziej zawoalowane.




W powieści występuje cała galeria wyrazistych bohaterów drugoplanowych. Policjant, profesor z Kaliningradu, miejscowi amatorzy mocnych trunków czy dwaj nieźle zakręceni osobnicy - Don Antonio i Admirał. Na chwilę pojawia się także piękna dziewczyna oraz grupka harcerzy. Nie mamy tu co prawda spektakularnego pościgu, ale Paweł Daniec ma okazję zaprezentować możliwości wehikułu w znacznie bardziej oryginalny sposób. Akcja jest dynamiczna. Bohaterowie często przenoszą się z miejsca na miejsce a my wraz z nimi uczestniczymy w nocnych eskapadach po lesie, grzybobraniu oraz wycieczkach po pełnych uroku mazurskich miasteczkach.

Jak widzimy, na niespełna dwustu stronach autor  w doskonały sposób wykorzystał  wszystkie sprawdzone składniki powieści przygodowej wymyślone przed laty przez Zbigniewa Nienackiego. Zagadka historyczna, będąca osią opowieści nie budzi tym razem niedosytu, jaki odczułem czytając „Leśną samotnię” oraz wspomniany wcześniej „Depozyt hrabiego Paca.”

Powieść Andrzeja Irskiego „Duchy piramidy w Rapie” została zgłoszona do konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2013 r. organizowanego przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. W konkursie zasłużenie zajęła 1 miejsce. Polecam.


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-31-0
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 179


sobota, 26 lipca 2014

"Polska wzdłuż i wszerz. Wybrzeże Bałtyku i pojezierza"


Dariusz Jędrzejewski "Polska wzdłuż i wszerz. Wybrzeże Bałtyku i pojezierza"


„Piękna nasza Polska cała” śpiewał przed laty zespół Mazowsze. Jednak to północne tereny naszego kraju w okresie wakacyjnym są najchętniej odwiedzane przez turystów. Bliskość morza, malownicze jeziora i lasy sprawiają, że latem drogi i nieliczne autostrady prowadzące na wybrzeże zapełniają się tysiącami samochodów. Wystarczy jednak zjechać z głównej drogi aby odnaleźć dziesiątki innych, nie mniej wartych odwiedzenia miejsc na turystycznej mapie regionu. Pomoże nam w tym przewodnik „Polska wzdłuż i wszerz. Wybrzeże Bałtyku i pojezierza” autorstwa fotografa i podróżnika Dariusza Jędrzejewskiego.


Zamek w Malborku. Źródło: Dariusz Jędrzejewski 
„Polska wzdłuż i wszerz. Wybrzeże Bałtyku i pojezierza,” s. 173.


Przewodnik podzielony jest na dwie obszerne części. W pierwszej, zatytułowanej „Wybrzeże Morza Bałtyckiego. Wakacyjne eldorado” znajdziemy garść niezbędnych wiadomości o największych atrakcjach turystycznych głównych miast północnej Polski: Szczecina, Kołobrzegu, Koszalina, Słupska, Trójmiasta a także miasteczek znajdujących się nad Zalewem Szczecińskim, wybrzeżu środkowym, kaszubskim i Mierzei Wiślanej. Część  druga, „W krainie jezior północnej Polski” zawiera dane o najpiękniejszych miejscach kilkunastu pojezierzy, m.in. Pojezierza Myśliborskiego, Drawskiego, Kaszubskiego, Iławskiego, Mazurskiego oraz Borów Tucholskich i terenów wzdłuż doliny dolnej Wisły.

Przewodnik jest uniwersalnym kompendium wiedzy zarówno dla turysty lubującego się w leniuchowaniu na plaży, wędkowaniu, jak też dla bardziej aktywnych amatorów spędzania wolnego czasu, wakacji, czy urlopów. Wypełniony jest tysiącami informacji o miastach, kurortach, uzdrowiskach, plażach, parkach narodowych i krajobrazowych.  Nie pominął autor również obiektów, które mnie najbardziej interesują: starych kościołów i katedr, fortyfikacji, muzeów, dworów, pałaców i zamków. Jeśli zmęczymy się zaglądaniem do zabytkowych podziemi i zapragniemy nieco zwolnić tempo podróży znajdziemy tu także wiadomości o lokalizacji najbliższego kina, teatru, czy filharmonii.

Z przewodnikiem pod ręką bez trudu odnajdziemy także punkty informacji turystycznej, dowiemy się o organizowanych w okolicy rejsach wycieczkowych, festiwalach i innych cyklicznych imprezach rozrywkowych. Przewodnik uzupełniają setki zdjęć. Fotografie to mocny punkt niniejszej publikacji, dlatego trochę szkoda, że ze względu na format wydawnictwa większość z nich jest zamieszczona w dość niewielkich rozmiarach. Na wewnętrznej stronie okładki znalazłem zapowiedź wydania kolejnych części przewodnika: „Góry i pogórza południowej Polski” oraz „Niziny i wyżyny. Między Odrą a Bugiem.”


Wydawnictwo: Burda NG Polska
ISBN: 978-83-7596-469-1
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 400

czwartek, 19 czerwca 2014

"Depozyt hrabiego Paca"


Andrzej Irski "Depozyt hrabiego Paca"


Do biura Pawła Dańca urzędnika zajmującego się poszukiwaniem zabytków pracującego w Ministerstwie Kultury i Sztuki zgłasza pewna kobieta. Milady (prosi aby się do niej tak zwracać) pokazuje Pawłowi dziewiętnastowieczny list zawierający informację o ukryciu cennego przedmiotu. Tajemnicza rzecz ma być ukryta gdzieś w okolicach Biebrzy, a skarb ma związek z  hrabią Ludwikiem Michałem Pacem, który opuścił swoje ziemie po klęsce Powstania Listopadowego. Daniec nie przyjmuje jej propozycji udziału we wspólnych poszukiwaniach depozytu i późniejszym jego podziale.

Kilka miesięcy później Paweł wraz z dwójką młodych przyjaciół bliźniakami Jackiem i Maćkiem udaje się na urlop właśnie w okolice wymienione w liście Milady. Postanawiają rozwikłać tajemnicę zagadkowego depozytu. Wynajmują tratwę i leniwie płyną wodami Biebrzy główkując od czasu do czasu, na której z licznych wysepek może być ukryty skarb. Podczas wycieczki spotykają Milady, która również przebywa nad Biebrzą w tym samym celu. Chrapkę na depozyt ma także Albert – przebiegły i inteligentny poszukiwacz skarbów balansujący niejednokrotnie na granicy prawa.

Powieść Andrzeja Irskiego jest wyraźnie inspirowana „Nowymi przygodami Pana Samochodzika.”[1] Zbigniew Nienacki tworząc postacie harcerzy, Marty, fałszywego ornitologa czy też pana Anatola nie spodziewał się zapewne, że czterdzieści lat później inny pisarz wyposaży w ich cechy kilku bohaterów swojej książki. Bo przecież nie trudno zauważyć, że bliźniacy, Magda, Mefistofeles i Misiaczek z „Depozytu” naprawdę narodzili się przed wielu  laty nad Jeziorkiem. Miłośnicy literatury przygodowej spostrzegą zapewne, że humorystyczna scena meczu piłkarskiego rozgrywanego w małej miejscowości również wygląda znajomo. To prawda. Podobną przedstawił w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Jerzy Putrament w znakomitej powieści „Wakacje.”[2]

Niezbyt pasjonująco Autor zarysował sam przebieg poszukiwań depozytu. Nie natrafimy w powieści na niespodziewane zwroty akcji, czy bardziej dramatyczne momenty. Jesteśmy co prawda świadkami groźnego ataku komarów na bohaterów, ale chyba nie takich emocji szukamy zazwyczaj w książkach. Choć Biebrza wije się malowniczo wśród olsów i torfowisk, to niestety fabuła powieści jest prosta jak most kolejowy przecinający tę rzekę w pobliżu Lipska. Trochę szkoda, że Autor nie odcisnął bardziej swojego piętna na powieści zadowalając się sklejaniem miejsc, scen i charakterów, które ktoś przed nim już stworzył. Mimo tych mankamentów „Depozyt hrabiego Paca” to lekka, pełna wakacyjnego klimatu optymistyczna opowieść na dwa wakacyjne wieczory. Polecam ją głównie czytelnikom, którzy nie znają powieści Zbigniewa Nienackiego. Może dzięki lekturze tej recenzji i po przeczytaniu „Depozytu” złaknieni nowych przygód sięgną po książki klasyka znad Jezioraka.

Powieść Andrzeja Irskiego „Depozyt hrabiego Paca” została zgłoszona do konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2013 r. organizowanego przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. W finale konkursu zajęła 3 miejsce. 


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-30-3
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 176




[1] Recenzja powieści  "Nowe przygody Pana Samochodzika" Zbigniewa Nienackiego: http://ksiazkiprzygodowe.blogspot.com/2013/09/blog-post_4.html

piątek, 14 marca 2014

"Pawie pióro"


Zofia Bogusławska, Celina Tatarkiewicz "Pawie pióro"



Zofia Bogusławska i Celina Tatarkiewicz są autorkami kilku powieści dla młodszych czytelników. Nie przypominam sobie jednak, abym w czasach szkoły podstawowej miał okazję zapoznać się z którąkolwiek z ich książek. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po „Pawie pióro.” Okładka powieści przedstawia młodą osobę (po przeczytaniu kilkunastu stron dowiadujemy się, że jest to chłopiec), która ze starego kufra pełnego wiekowych ksiąg wyjmuje tajemniczą kartkę. Na stoliku widzimy lampę naftową. Sufit zdobią pajęczyny i pęki suszonych ziół. Mamy więc strych niemal idealny. I tylko strych, bo samej książce do ideału dużo brakuje.

Tłem powieści „Pawie pióro” są urokliwe uliczki i kamieniczki Kazimierza nad Wisłą, w którym grupka dzieciaków: Kuba, Zdzich, Karolek, Kazek, Franuś, Tomek i Elka spędza wakacje. Tomek, z racji zamiłowania do literatury zwany przez kolegów „Myślicielem” odnajduje w kufrze (tym z okładki) kartkę z wiadomością, która sprawi że zwykłe wakacje nabiorą niespodziewanej dramaturgii. Kartka zawiera informację z lat wojny o haniebnym czynie, jakiego dopuścił się sąsiad dziadków Tomka, Edmund Miller. Osobnik ten doniósł Niemcom na syna dziadków a stryjka chłopca. Chłopiec dzieli się swym odkryciem z pozostałymi dzieciakami. W tajemnicy przed dziadkami młodzi detektywi postanawiają wykryć konfidenta i postawić go przed obliczem sprawiedliwości.

W tym samym czasie do Kazimierza przyjeżdża dwóch letników, z których jeden sprawia bardzo podejrzane wrażenie. Dzieciaki podejrzewają, że tajemniczy grubas przyjechał do miasta szukać ukrytego skarbu. Zaczynają go śledzić. Wkrótce okazuje się, że ma on także coś wspólnego z kartką odnalezioną przez Tomka.

W powieści „Pawie pióro” widzimy wysiłek włożony przez autorki w przedstawienie życia mieszkańców Kazimierza w połowie lat 60-tych ubiegłego wieku. Dzieci biorą udział popularnej wówczas akcji Niewidzialna Ręka. Wędrują uliczkami miasteczka, przeprawiają się na drugi brzeg rzeki do Janowca. Pomagają rodzicom, dziadkom, trochę psocą. Niestety, zbyt łatwo dostrzec, że w powstaniu powieści brały udział dwie osoby. Czytając, miałem wrażenie, że pisały każda po kilka rozdziałów a następnie złożyły całość bez należytej dbałości o spójność powieści. Akcja książki jest przewidywalna i toczy się jak lokomotywa prowadzona przez smutnego maszynistę po rozkręconych szynach. Daleko powieści pań Bugusławskiej i Tatarkiewicz do lekkości i humoru klasycznych książek Hanny Ożogowskiej czy Marty Tomaszewskiej, nie mówiąc już dziełach Edmunda Niziurskiego. Mimo to książkę polecam jako ciekawostkę wszystkim miłośnikom Kazimierza nad Wisłą. To doskonały przewodnik po jednym z najpiękniejszych miasteczek w naszym kraju.

Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 155

Moja ocena: 3/6

środa, 5 marca 2014

"Wakacje"

"Wakacje"


Jerzy Putrament "Wakacje"


Rok szkolny 1953/1954 dobiega końca. Czterej licealiści Andrzej, Kucyk, Zdzisio i Wojtek postanawiają wybrać się na Mazury. Daleki krewny jednego z chłopców ma udostępnić im jacht. Chłopcy nieco obawiają się, czy poradzą sobie na wodzie, gdyż dotychczas nie mieli żadnych doświadczeń związanych z żeglowaniem. Kucyk przekonuje pozostałą trójkę, że w ciągu kilku dni nabędą koniecznych umiejętności.

W pierwszych dniach lipca wsiadają więc do zatłoczonego pociągu i po uciążliwej podróży docierają do stacji Stobiec. Po noclegu w leśnej głuszy udają się nad jezioro, gdzie czeka na nich wspaniały jacht. Jak było do przewidzenia, mają olbrzymie problemy z okiełznaniem lin i żagli. W końcu udaje im się jednak odbić od brzegu. Po kilku dniach okraszonych szeregiem zabawnych przygód, młodzieńcy docierają do tajemniczej miejscowości Gorzyjałki. Wszystkie spotkane po drodze osoby nazywają wieś przeklętym miejscem.

I tam właśnie rozpoczyna się najbardziej smakowita dla mnie część powieści. Chłopcy zostają zakwaterowani w wieży starego pałacu. W okolicy dochodzi do wielu tajemniczych, trudnych do wyjaśnienia wydarzeń. Pojawia się cały szereg nowych postaci. Niektóre z nich dość dwuznacznie się zachowują. Akcja dramatycznie przyspiesza. Mamy do rozwiązania historyczną zagadkę. Mimo, że pierwsza część powieści również jest atrakcyjna dla czytelnika trochę żałowałem, że do deseru musiałem żeglować aż przez trzysta stron.

Na „Wakacje” z Jerzym Putramentem wybrałem się po raz pierwszy ponad 25 lat temu. Pamiętam, że wówczas książka wywarła na mnie dość duże wrażenie. Po latach ocena ta nie obniżyła się znacząco. Powieść wytrzymała próbę czasu. Kontrowersyjny autor stworzył bardzo plastyczną, wakacyjną opowieść. Nie ma tu nadmiernej propagandy politycznej, która położyła na łopatki tak wiele książek dla młodzieży w tamtych czasach. Powieść Putramenta, co dziwne, jest owinięta w znacznie cieńszą warstwę ideologiczną niż przedstawiona nie tak dawno na Blogu ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA „Zatoka Żarłocznego Szczupaka.” Książka Eugeniusza Paukszty niewątpliwie jest znacznie bardziej wykwintna literacko, ale mimo wszystko „Wakacje” zasługują na miejsce na tej samej półce.

W powieści odnajdziemy oczywiście echa wojny, te zresztą obecne są w większości utworów powstałych w latach 50-tych i 60-tych. Młodzi bohaterowie powieści borykają się z problemami finansowymi i starają się dorobić przy sianokosach w miejscowym PGR. Ale możemy też dostrzec pierwsze, nieśmiałe jeszcze próby krytyki lokalnej biurokracji. Ciekawostką jest epizodyczny udział w powieści początkującego wtedy literata Tadeusza Konwickiego. Przede wszystkim jednak „Wakacje” Putramenta to kawał dobrej literatury przygodowej, która choć powstała ponad 60 lat temu nadal wciąga tajemniczością, humorem i klimatem. Polecam.

Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1956
Liczba stron: 689

Moja ocena: 6/6

środa, 19 lutego 2014

"Tajemnica podziemnego lochu"


Ryszard Doroba "Tajemnica podziemnego lochu"


Kilkunastoletni Marek przyjeżdża do swoich kuzynów na wakacje. W niewielkim miasteczku nie ma zbyt wielu atrakcji. Chłopiec pasjonuje się historią. Stąd też jego uwagę przykuwają ruiny zamku znajdujące się na niewielkim wzgórzu. Marek próbuje wyobrazić sobie jak wyglądała budowla w czasach swojej świetności. Zaciekawia go także informacja o tym, że zamek połączony był podziemnym korytarzem z położoną w odległości kilkuset metrów kolegiatą. W czasie zagrożenia korytarzem tym przenoszono kosztowności ze skarbca kolegiaty za zamkowe mury, które dobrze chroniły kościelne precjoza przed żołdakami łupiącymi co jakiś czas miasteczko.

Chłopcy postanawiają odnaleźć wejście do tunelu i przedostać się nim do kolegiaty. Obawiają się jednak, że podziemne przejście może być częściowo zasypane. Marek dowiaduje się od kuzynów, że mieszkający w pobliżu stary nauczyciel historii może udzielić wielu cennych wiadomości niezbędnych do przygotowania wyprawy. W trójkę udają się więc do niego i z wypiekami na twarzy wsłuchują się w bogatą historię czternastowiecznego zamku, który przez długi okres czasu był siedzibą biskupów a podczas wielu wojen został zniszczony przez obce wojska.

Tuż przed planowanymi poszukiwaniami młodzieńcy spostrzegają błękitny namiot rozbity miedzy kolegiatą a zamkiem. Okazuje się, że nie tylko oni zamierzają zejść do podziemnego korytarza, lecz muszą zmierzyć się z dwoma podejrzanymi typami. Chłopcy podejrzewają przybyszów o niecne zamiary i chęć ograbienia skarbca kolegiaty. Postanawiają do tego nie dopuścić, a że odwagi i pomysłowości im nie brakuje możemy być pewni, iż nielegalnym amatorom dóbr kultury problemów nie zabraknie. Do akcji włączą się również dzielni i błyskotliwi funkcjonariusze z miejscowego posterunku Milicji Obywatelskiej.

Powieść zawiera wiele walorów dydaktycznych. Autor próbuje uświadomić młodym czytelnikom, żeby „tworząc teraźniejszość i przyszłość nie zapominać o przeszłości.”[1] W jednym z serwisów internetowych przeczytałem, że książka ta jest gorszą wersją „Wakacji z duchami.” Niestety, muszę się z tym zgodzić. Przewidywalna akcja a szczególnie wyidealizowane postacie funkcjonariuszy MO, nawet mnie (miłośnikowi kryminałów milicyjnych) niezbyt przypadły do gustu. Do dzieła Adama Bahdaja, powieści tej bardzo dużo brakuje.

Zamek opisany przez Ryszarda Dorobę wybudował arcybiskup gnieźnieński Jarosław Bogoria Skotnicki. Łatwo można ustalić, że jest to jeden z zamków: w Łowiczu, Uniejowie, Kamieniu Pomorskim lub Opatówku. We wszystkich tych miejscowościach istniały wcześniej drewniane grody, w trzech z nich znajdują się kolegiaty, w jednej kościół. Do którego z tych zamków prowadzi tajemniczy podziemny korytarz? Rozwiązanie tej prostej zagadki pozostawiam Czytelnikom powieści „Tajemnica podziemnego lochu.”


[1] „Tajemnica podziemnego lochu,” s. 17.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Łódzkie
ISBN: 83-218-0110-2
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 130

Moja ocena: 4-/6

niedziela, 16 lutego 2014

"Tajemnica zielonej pieczęci"


Hanna Ożogowska "Tajemnica zielonej pieczęci"


Tajemnica zielonej pieczęci” to kolejna z powieści mojego dzieciństwa po którą sięgnąłem po niemal trzydziestu latach. Książka, choć mniej znana od dzieł Edmunda Niziurskiego zasługuje na miejsce na tej samej półce, co jego słynna trylogia odrzywolska („Naprzód, Wspaniali!,” „Awantury kosmiczne,” „Adelo, zrozum mnie!”). Co więcej, Hanna Ożogowska operowała znacznie mniej udziwnionym językiem od pana Edmunda, którego wiele określeń po latach wyraźnie trąci myszką. Dzięki temu jej powieść jest bardziej przyswajalna również dla dzisiejszych nastolatków.

Podobnie jak w trylogii Niziurskiego akcja książki ogniskuje się wokół przygód małej grupki kolegów szkolnych. Jak możemy się domyślić, chłopcy ci do orłów nie należą. Mają za to na sumieniu wiele wybryków, dzięki czemu co jakiś czas odwiedzają gabinet dyrektora szkoły. Każdy z trzech urwisów ma swój słaby punkt. Stefan nie radzi sobie z ortografią, Wiktor ma awersję do matematyki a Bartek poci się na lekcjach geografii. To jeszcze nie koniec ich kłopotów. Dyrektor szkoły przenosi chłopców do równoległej klasy, Trójka bohaterów nie zostaje tam przyjęta ze zbyt wielkim entuzjazmem. Chłopcy postanawiają więc założyć tajne stowarzyszenie, które ma pokazać całej klasie, ile naprawdę są warci. Wymyślają sposoby, co robić, aby zbyt wiele się nie uczyć a mieć dobre stopnie i otrzymać za to rower – nagrodę dla najlepszego ucznia. Jak zwykle bywa w takich sytuacjach, dochodzi przy tym do bardzo wielu nieporozumień.

W tym samym czasie koleżanka Alina proponuje Stefanowi przyłączenie się do tajemniczej grupy. Chłopiec szybko orientuje się jednak, że grupa ta ma charakter przestępczy i rezygnuje z przystąpienia do niej. Kilka dni później Stefan znajduje przypadkowo w piwnicy zaszyfrowany list zaadresowany do Aliny. Pod listem odciśnięta jest zielona pieczęć. Okazuje się, że dziewczyna jest szantażowana przez bandę młodocianych złodziei, do której nieopatrznie dała się wciągnąć. Chłopiec bierze sprawy w swoje ręce i postanawia rozprawić się z przestępcami.

Mimo, że książka jest wypełniona zabawnymi przygodami, Hanna Ożogowska znajduje miejsce aby od czasu do czasu skłonić młodego czytelnika do chwili zastanowienia się nad dokonywanymi wyborami życiowymi. Mamy tu także przedstawione pierwsze, nieporadnie rodzące się uczucie pomiędzy Stefkiem a siostrą Bartka – Elżbietką. Wszystko to okraszone jest solidną dawką smaczków obyczajowych lat PRL-u. Przygody Stefana i kolegów rozgrywają się w Łodzi w 1957 r. Warto wrócić do czasów kiedy na szkolnych ławkach stały kałamarze a pióra kulkowe były rarytasem.

Tajemnica zielonej pieczęci” to nie tylko książka o szkolnych perypetiach kilku urwisów. To prawdopodobnie pierwsza powieść „kryminalna,” którą przeczytałem. Polecam.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Łódzkie
Rok wydania: 1979
Liczba stron: 309

Moja ocena: 5/6

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Zatoka Żarłocznego Szczupaka"

"Zatoka Żarłocznego Szczupaka"


Eugeniusz Paukszta "Zatoka Żarłocznego Szczupaka"


„Zatoka Żarłocznego Szczupaka” to trzecia powieść Eugeniusza Paukszty, z którą miałem przyjemność spędzić w ostatnim czasie kilka wieczorów i jednocześnie pierwsza książka przeczytana przeze mnie w nowym 2014 r. Kto wie, czy nie jedna z najlepszych…

Na przedniej stronie okładki rysunek białej łódki z żaglem wkomponowanym w wielkie, pomarańczowe słońce, plama falującej wody a później ponad czterysta pożółkłych, wyglądających jak przypalone słońcem stron. Wszystko to zwiastuje spotkanie z literaturą przygodową najwyższej klasy, która choć powstała blisko 60 lat temu nadal wciąga, bawi i wzrusza.

Powieść rozpoczyna się podobnie jak „Znak Żółwia” oraz „Młodość i gwiazdy” tegoż autora. Grupka młodzieży studenckiej przyjeżdża na wakacje nad malownicze jezioro. Tym razem jest to jezioro Gardyńskie na Mazurach. Poznajemy braci Kostka i Pietrka, Zośkę, Mirkę i Julka. Rozbijają oni obóz w niewielkiej zatoczce. Pływają, łowią ryby. Mamy połowę lat 50-tych XX wieku, ryb w jeziorach nie brakuje.

Upalny początek wakacji nie zapowiada wielu dramatycznych wydarzeń, w centrum których już niebawem znajdą się bohaterowie. Młodzi zaprzyjaźniają się z mieszkającym nieopodal leśniczym. Od niego dowiadują się o zatopionych w 1944 r. niemieckich ciężarówkach, które spoczęły na dnie jeziora. Mimo iż wielu śmiałków próbowało wydobyć samochody, dotychczas nikomu się ta sztuka nie udała. Chłopcy postanawiają spróbować szczęścia, wyobrażają sobie, że właśnie oni zostaną odkrywcami tajemnicy i wydobędą skrzynie z tajemniczą zawartością.

Powieścią nie rozczarują się miłośnicy leśnych wędrówek, żeglarze i wędkarze. Eugeniusz Paukszta znacznie swobodniej porusza się w tej tematyce niż mieszkający wiele lat nad Jeziorakiem Zbigniew Nienacki. Nie da się ukryć, że autor przygód Pana Samochodzika mocno inspirował się utworem Paukszty przy tworzeniu kolejnych tomów swego słynnego cyklu powieściowego. Na kartach jego książek czytaliśmy przecież o zatopionych ciężarówkach, przeżywaliśmy dramatyczny rejs po mazurskim jeziorze (o niebo lepiej przedstawiony w powieści Paukszty niż w „Pan Samochodzik i Winnetou.”). Mamy tu także czarny charakter. Młody człowiek, mieszkaniec pobliskiej mazurskiej wioski, Michał Wittle pod wpływem poznanych podczas wakacji przyjaciół zmienia swoje postępowanie niczym Czarny Franek z „Nowych przygód Pana Samochodzika.” Takich inspiracji można znaleźć o wiele więcej.

W „Zatoce Żarłocznego Szczupaka” autor poruszył również poważniejszy temat: echa II wojny światowej, problem polskości na ziemiach, które znów znalazły się w granicach naszej ojczyzny. Bohaterowie, którzy przyjechali na wakacje są świadkami niechętnego stosunku części okolicznych mieszkańców do nowej, powojennej rzeczywistości. Swoim postępowaniem Julek wraz z przyjaciółmi zjednują sobie jednak miejscową młodzież. Wraz z nimi zakładają koło LZS, budują boisko, organizują ogniska. Ta postawa sprawia, że również starsi zaczynają inaczej patrzeć na Polskę. Część Mazurów zaczyna wracać do języka swoich przodków.  

Oczywiście działalność młodzieży nie wszystkim jest na rękę. „Ukryta opcja niemiecka” stara się pozbyć niewygodnych gości. Chłopcy znajdują w lesie spadochron, ktoś strzela do leśniczego, podpala las. Chłopcy trafiają na trop szpiega, zostają ofiarami porwania.

Przyzwyczaiłem się już, że Eugeniusz Paukszta wprowadza do swoich powieści dziesiątki osób. Również w „Zatoce” mamy okazję poznać całą galerię wyrazistych postaci drugoplanowych. Dobroduszny i jednocześnie sprytny leśniczy Grapsza, wspomniany już młodzieniec Michał Wittle  - przywódca miejscowych chłopaków, Edward Fajfer – nauczyciel wiejski, Czarna Erna, piękna pracownica PGR-u. Wspomnę tu jeszcze o doktorze i jego małżonce, którzy również przyjechali nad jezioro i rozbili namioty w pobliżu Zatoki Żarłocznego Szczupaka. Wdzięki pani Mery kusiły kochliwego Pietrka, który często wymykał się dyskretnie aby poflirtować z piękną doktorową.

Mógłbym długo jeszcze pisać o tej zapomnianej dziś już książce, tak dużo się w niej dzieje. Wielu jest fanów powieści o przygodach Pana Samochodzika, którzy pytają jakie książki o zbliżonej tematyce można im polecić. Moim zdaniem powinni zacząć właśnie od lektury powieści Eugeniusza Paukszty. Powinni spędzić kilka wieczorów nad „Zatoką Żarłocznego Szczupaka.” Jestem pewien, że gdyby Zbigniew Nienacki nie przeczytał tej książki, kilka przygód Tomasza NN wyglądałoby zupełnie inaczej.


Wydawnictwo: Iskry
Rok wydania: 1957
Liczba stron: 414

Moja ocena: 6/6