TOMASZ SPECYAŁ - absolwent Wydziału UAM
w Poznaniu. Współautor ksiązki Kryminalna
historia Poznania. Za powieść Zatańczmy
peyotl-stepa otrzymał wyróżnienie w Konkursie Literackim „Poznań to
miasto-powieść”. Napisał scenariusze do filmów dokumentalnych: Pyrlandzki łącznik o życiu Mariana
Spoidy i Dziki Zachód o zbrodniach
Armii Czerwonej w okolicach Szczecinka.
1. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Która z ponad dwudziestu przypomnianych
przez Pana historii wstrząsnęła najbardziej społeczeństwem przedwojennej
Polski?
TOMASZ SPECYAŁ: Z tych historii, które przypomniałem, chyba
najbardziej wstrząsająca była powódź z 1934 roku, która nawiedziła Polskę
południową. Spustoszenie jakie wówczas za sobą niosła woda, było przeogromne. Zginęło
wtedy przeszło 50 osób, wiele zwierząt gospodarskich i dziko żyjących. Opisy
prasowe niosły się szerokim echem po całej Polsce, szczególnie te, które
podkreślały ludzkie tragedie. Jedni tracili życie, inni cały swój dobytek. Ci,
którzy przetrwali, często zostawali z niczym, los pozostawił im tylko oczy,
żeby mogli płakać nad swą niedolą. Wówczas społeczeństwo rzuciło się do pomocy,
organizując liczne komitety pomocy powodzianom.
Każda z katastrof była na swój
sposób przerażająca, jednak największe wrażenie zrobił na mnie pogrzeb pułkownika
Serednickiego, podczas którego zderzyło się w powietrzu kilka samolotów
towarzyszących mu w jego ostatniej drodze na Powązki. W wyniku tego
powietrznego karambolu zginęło dwóch kolejnych pilotów.
2. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Jakimi kryteriami kierował się Pan przy
wyborze historii opisanych w książce?
TOMASZ SPECYAŁ: Jak wspomniałem w książce, publikacja nie
wyczerpuje tematu – jest jeszcze wiele katastrof, które czekają na przybliżenie
szerszemu odbiorcy. Zatem miałem w czym wybierać. W pracy kierowałem się dwoma
kryteriami doboru tematów. Pierwszym była ilość dostępnego materiału, który
pozwoliłby mi jak najdokładniej i jak najszerzej opisać wybrane zdarzenie, a drugim
– urozmaicenie tematyczne. Nie chciałem opisywać dziesięciu
katastrof kolejowych czy lotniczych, których było w II RP mnóstwo. Chciałem,
aby książka była jak najbardziej różnorodna tematycznie. Poszukiwałem i
wybierałem takie tematy, które nie będą zbyt monotonne, chciałem pokazać jak
najwięcej różnorakich zdarzeń. Ponadto szukałem wypadków, klęsk, które
rozegrały się w różnych rejonach II RP – od Bałtyku po Tatry, od Wilna do
Krakowa i Śląska. Wśród opisanych zdarzeń są zarówno te cywilne jak i wojskowe.
3. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: W latach PRL-u, z różnych względów, media
często nie informowały o wielu tragicznych katastrofach i wypadkach. Czy w
okresie przedwojennym gazety chętnie poruszały takie tematy? Czy dotarł Pan na
przykład do informacji o jakichś naciskach, być może politycznych, by o jakiejś
katastrofie nie pisać? W jaki sposób relacjonowano tragedie na łamach
przedwojennej prasy?
TOMASZ SPECYAŁ: Gazety w dwudziestoleciu lubiły tematy sensacyjne,
a katastrofy, obok przestępstw kryminalnych czy głośnych rozpraw sądowych,
cieszyły się dużym powodzeniem. Te najbardziej spektakularne trafiały na
pierwsze strony szczególnie dzienników lokalnych, ale nie tylko. Na przykład „Ilustrowany
Kuryer Codzienny” potrafił na jedynce umieścić zdjęcia z katastrof, które miały
miejsce poza granicami Polski. Często też przedstawiał swoim czytelnikom tragedie,
do których dochodziło w innych krajach.
Jeśli chodzi o same relacje z
katastrof, to powiem tak – RODO nie istniało i dla niektórych gazet nie było
tematów tabu. Podam taki przykład – jeden z poznańskich dzienników zamieścił
zdjęcie zabitej kobiety, a pod nim podał jej imię nazwisko oraz informację, że
została zastrzelona z zemsty przez kochanka za zarażenie go chorobą weneryczną.
Podobnie było przy katastrofach, podawano dane personalne ofiar i ewentualnych
sprawców. Język jakim posługiwała się ówczesna prasa, był bardzo
naturalistyczny – przykład za katowickim dziennikiem „Siedem groszy”. Uwaga,
będzie drastycznie: „Czaszka strzaskana, z wypływającym z niej mózgiem, klatka
piersiowa otwarta, z płucami wychodzącemi na zewnątrz, ręce i nogi zgruchotane.
Żona tragicznie zmarłego uniknęła cudem katastrofy, wyskakując z pociągu.
Oszalała z rozpaczy, nie może się pogodzić ze śmiercią męża. Przybiega pod okno
wagonu i wyciąga ręce ku kostniejącym zwłokom. Podobnych krew w żyłach
mrożących obrazów było więcej”.
Obecnie w tak obrazowy sposób
relacjonowanie tragedii w mediach jest na szczęście nie do pomyślenia. Czyniło
to publikowane materiały bardziej sensacyjnymi, a tym samym ciekawszymi dla
szerszego odbiorcy choć zapewne byli i tacy, którzy taki sposób przedstawiania
faktów uważali za bezduszny wobec ofiar.
Dziennikarze trafiali do szpitali i zbierali informacje wśród poszkodowanych,
publikując później ich traumatyczne przeżycia. Brali udział w pogrzebach ofiar,
dając tym samym świadectwo ostatniej drogi tych, których życie zakończyło się w
tragiczny sposób. A na końcu opisywali przebieg rozpraw sądowych, komentując
zapadające wyroki. Kiedy w 1922 w Pucku podczas pokazów spadła na zgromadzoną
publiczność bomba, zabijając kilka osób, a żołnierz, który ją zrzucił dostał
niski wyrok, to „Słowo Pomorskie” odniosło się do tego sarkastycznie pisząc, że
wyrok tak łagodny dostał zapewne za „znakomite zrzucenie bomby”. Warto dodać,
że relacje ubarwiały zdjęcia z katastrof, na których nierzadko znajdowały się
zwłoki zabitych. Było to przerażające, ale dzięki temu gazety oddawały pełnię
dramaturgii, wpływały na wyobraźnię czytelnika, a u części budziły przerażenie
i być może egzystencjonalne refleksje. Dziś takie dziennikarstwo jest nie do
pomyślenia, ale warto zwrócić uwagę na to jak wówczas w czasach bez internetu i
telewizji relacjonowano ludzkie nieszczęścia.
4. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Co było najciekawsze w pracy nad
niniejszą książką, a co najtrudniejsze, czy coś Pana zaskoczyło?
TOMASZ SPECYAŁ: Najciekawsze było odkrywanie tajemnic, które
skrywały gazety, odnajdywanie losów bohaterów po tragediach, wątki poboczne jak
choćby zatrzymywanie kieszonkowców podczas katastrofy kamienicy przy ul. Freta
16 w Warszawie, czytanie relacji świadków, którym udało się przeżyć.
Najtrudniejsze było znalezienie epilogu sprawy, która kończyła się w sądzie,
wiązało się to z przekopywanie gazet w odnalezieniu informacji o procesie,
który czasem rozpoczynał się parę miesięcy po tragedii. Trudności pojawiały się
też wtedy, gdy zorientowałem się, że gazety myliły nazwiska i imiona ofiar,
podając różne ich wersje. Starałem się wtedy ustalić, która jest prawdziwa.
5. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: A jak te tragiczne zdarzenia, których
doświadczyła II RP prezentowały się na tle podobnych wydarzeń w Europie czy na
świecie?
TOMASZ SPECYAŁ: Niewątpliwie największe żniwo w Polsce zebrała
pandemia grypy hiszpanki, która w latach 1918–1920 przetoczyła się przez świat.
Wówczas w Polsce miało umrzeć około 250 tysięcy osób. Jednak wypadki,
katastrofy i działanie sił natury w Polsce międzywojennej, w porównaniu z tymi,
do których dochodziło za granicami, a o których wspominała prasa, były pod
względem ofiar na całe szczęście bardzo oszczędne. Dla przykładu: w pożarze
madryckiego teatru w 1928 roku zginęło 80 osób, a 200 zostało rannych. W 1931
roku zatonął statek Wiking ze 138 osobami załogi na pokładzie, z których
uratowano jedynie 60. W niemieckiej kopalni „Anna” w Alsdorf, w październiku
1930 roku doszło do katastrofy, w której śmierć poniosło 231 górników. W 1931
roku we włoskich Alpach lawina zabrała 83 ofiary, a pożar w więzieniu stanowym
w Ohio w 1930 roku pochłonął 322 osoby. W Polsce najwięcej ludzi zginęło
podczas powodzi z 1934 roku, która
dotknęła Małopolskę. Natomiast inne katastrofy kolejowe czy kopalniane nie były
tak spektakularne jak te, które miały miejsce w innych krajach. Ale to nie
znaczy, że jest to powód do zadowolenia, gdyż każda taka śmierć była wielką
tragedią szczególnie dla bliskich.
Na koniec chciałbym jeszcze
dodać, że kiedy dochodziło do wypadków albo katastrof pierwsze, co powstawało,
to zbiegowisko – jedni rzucali się na ratunek, dopóki nie zjawiły się
odpowiednie służby, inni tylko się przyglądali, a jeszcze inni patrzyli, co
można ukraść w powstałym zamieszaniu. Pogrzeby tych, którzy ponieśli śmierć w
wyniku tragicznych okoliczności, również cieszyły się dużym zainteresowaniem. W
pochówku ofiar katastrofy kolejowej, do której doszło w Poznaniu w 1933 roku,
jak podała prasa, miało wziąć udział nawet 30 tysięcy ludzi. Biorąc pod uwagę,
że ówczesny Poznań liczył niecałe 253 tysiące mieszkańców, to w tej
uroczystości wzięło udział przeszło 10 % poznaniaków. Z jednej strony był to
też przejaw ciekawości, ale i zapewne dużej empatii i współczucia społeczeństwa
wstrząśniętego ogromną tragedią.
6. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: „Katastrofy II Rzeczpospolitej” to nie
pierwsza Pana publikacja. Kilka lat temu ukazały się książki: „Zatańczmy peyotl-stepa”
oraz „Memento Mori. Prawdziwe śmierci przypadki”. Jest Pan również współautorem
„Kryminalnej historii Poznania”. Czy mógłby Pan przypomnieć w kilku słowach
powyższe tytuły?
TOMASZ SPECYAŁ: Praca nad „Kryminalną historią Poznania” była
bardzo fascynującą przygodą, do której zaprosił mnie mój kolega ze studiów Adam
Pleskaczyński mający wówczas na koncie kilka bardzo ciekawych publikacji
poświęconych historii Poznania. Prace nad nią trwały dwa lata z przerwami. Ramy
czasowe tej książki rozciągają się od schyłku średniowiecza do 1939 roku. Praca
była dość żmudna, akt policyjnych dotyczących Poznania międzywojennego
zachowało się niewiele, pozostawało przekopywanie gazet, w których poza
informacjami związanymi z tematem książki znajdowałem wiele różnych innych rzeczy
budzących moją ciekawość. Z materiałów, które wtedy dodatkowo zebrałem,
powstało „Memento Morii” – to taka książeczka, w której przedstawiłem różne
przypadki śmierci opisywanych głównie w prasie międzywojennej, choć znalazło
się kilka zdarzeń z początku XX wieku. Były one na tyle ciekawe, że
postanowiłem je przypomnieć. Natomiast książka „Zatańczmy peyotl-stepa” powstała
również z materiału zebranego przy pisaniu „Kryminalnej historii”, w której nie
zmieścił się rozdział o handlu narkotykami w międzywojennym Poznaniu. Był to
spory materiał, którego szkoda byłoby nie wykorzystać. Zatem kiedy Wydawnictwo Miejskie
Posnania ogłosiło konkurs literacki na powieść o Poznaniu, postanowiłem
wykorzystać zebrany materiał i go zbeletryzować. Tak powstała powieść o
narkomanach i handlarzach narkotyków w międzywojennym Poznaniu. W zasadzie cała
jest ona oparta na prawdziwych zdarzeniach, które opisywała wówczas prasa. Za
tę powieść otrzymałem drugą nagrodę.
7. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: W epilogu swej książki pisze Pan, że w
latach II RP mieliśmy do czynienia z ogromną ilością wydarzeń o tragicznych
skutkach. W książce udało się przypomnieć zaledwie ułamek z nich. Czy podobnie
jak w przypadku książek Leszka Adamczewskiego poświęconym katastrofom
powojennym, bierze Pan pod uwagę opracowanie kolejnego tomu „Katastrof II
Rzeczpospolitej”?
TOMASZ SPECYAŁ: Jeżeli będzie zainteresowanie czytelników, to jak
najbardziej biorę pod uwagę kontynuację tego tematu. Mogę zdradzić, że mam już zgromadzone
trochę nowego materiału, który na pewno będzie ciekawym uzupełnieniem pierwszej
książki.
ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Recenzja książki Tomasza Specyała „Katastrofy II
Rzeczpospolitej”:
http://www.zapomnianabiblioteka.pl/2023/03/katastrofy-ii-rzeczpospolitej.html