Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Księgarnia Świętego Wojciecha. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Księgarnia Świętego Wojciecha. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 20 sierpnia 2017

„Złota sieć”



Ks. Feliks Gryglewicz „Złota sieć”


Będzin, lata trzydzieste ubiegłego wieku. Do klasy szóstej miejscowego gimnazjum dołącza nowa uczennica Sławka Gwiazdówna. Pierwsze dni w nowej szkole i nowym środowisku przynoszą mieszkającej wcześniej w Warszawie dziewczynce wiele przykrości. Nie wszystkie koleżanki ją akceptują. W klasie giną pieniądze, ktoś niszczy ławkę a podejrzenie pada na nową uczennicę. Sławce grozi usuniecie ze szkoły. Wychowawczyni pod wpływem próśb księdza prefekta, decyduje się dać jej jeszcze jedną szansę. Ksiądz kontaktuje się ze swoim kolegą po fachu, który uczył Sławkę w stolicy. Otrzymuje z od niego list, w którym duchowny z Warszawy przedstawia dziewczynkę jako niezwykle religijną i uczciwą uczennicę. Po rozmowie ze Sławką jest pewien, że za wybryki w szóstej klasie odpowiada któraś z jej koleżanek, a ona jest niewinna. W tym samym czasie Sławka orientuje się, że jej koleżanka z ławki, niejaka Kazia Bzykówna związana jest z organizacją komunistyczną, i próbuje wciągnąć do ruchu inne dziewczynki z klasy. Pod wpływem księdza prefekta Sławka zobowiązuje się uczynić wszystko co w jej mocy, aby Kazia na powrót stała się religijną dziewczynką i zerwała kontakty z komunistami.


Do sięgnięcia po powieść księdza Feliksa Gryglewicza skłoniła mnie nie tylko renoma wydawcy - Księgarni Świętego Wojciecha[1], lecz również intrygująca, sugerująca sensacyjną fabułę i wiele przygód okładka książki. Niestety przygód jest w powieści tyle co kot napłakał, za to po buziach bohaterek łzy płyną strumieniami. Osią fabuły walka Sławki o nawrócenie Kazi, a drogą do celu modlitwa oraz rozmowy z koleżanką uświadamiające jej jak wielki błąd popełnia odwracając się od Boga i wiążąc swą przyszłość z komunistami. Gwiazdówna gotowa jest do największych poświęceń aby zrealizować swój cel i uchronić duszę koleżanki z gimnazjum od wiecznego potępienia. Zostaje sama na noc w mrocznym kościele, i przezwyciężając strach modli się w jej intencji leżąc krzyżem przed ołtarzem, czy też udaje się na bosaka w pielgrzymkę do Częstochowy.

Członkowie organizacji komunistycznej przedstawieni są oczywiście w skrajnie negatywny sposób. Autor nie bawi się w aluzje i niedomówienia. Rzucając kłody pod nogi głównej bohaterce, na każdej stronie stara się przekazać, że modlitwą, wytrwałością i dobrymi uczynkami jesteśmy w stanie przezwyciężyć nawet największe trudności. Książka wzrusza, ale jak to się onegdaj pisało „mało wyrobionego czytelnika” a adresowana jest przecież do uczniów ówczesnych gimnazjów. Nachalna agitacja religijna sprawiła niestety, że powieść straciła tak charakterystyczną dla książek wydanych przed wojną nutkę naiwności i ciepła, która pozwalała przymykać oko na niedoskonałości fabuły i cieszyć się klimatem minionych lat.


Po zakończeniu II wojny światowej pojawiło się na rynku księgarskim wiele powieści dla młodych czytelników, w których autorzy gloryfikowali nowy ustrój naszego kraju. Nie ustrzegli się takich dzieł Niziurski, Rudnicka, czy Ożogowska. Wymienieni autorzy starali się jednak czynić to w sposób zawoalowany, sprawiając, że dzieciak sięgający po książkę nie był wstanie wychwycić wszystkich podtekstów, lecz z wypiekami na twarzy przewracał kartkę za kartką pochłonięty przez pasjonujące przygody bohaterów. Ksiądz Gryglewicz kilkanaście lat wcześniej nie komplikował sobie w ten sposób pracy i postanowił łopatologicznie przelać na niemal 300 stron książki wszystko to, co zalegało mu na duszy. Nie spotkałem się na żadnym kazaniu, aby duchowny w równie mało finezyjnym stylu przemawiał do zgromadzonych w świątyni wiernych. Warstwa literacka powieści także nie rzuca na kolana. Nie w pełnym stopniu wykorzystane zostały również atuty jakie daje umiejscowienie wydarzeń niemalże w sąsiedztwie zamku w Będzinie. W równym stopniu autor mógł przenieść akcję książki do jakiegokolwiek innego miasta robotniczego.

Ks. Feliks Gryglewicz (1909-1991) miał swoim dorobku wiele prac naukowych, przekładów i komentarzy biblijnych. „Złota sieć” ukazała się w 1935 r. w nakładzie 3000 egzemplarzy i była prawdopodobnie jedyną powieścią w jego bibliografii. Przed wybuchem II wojny światowej wydawca nie zdecydował się, czemu trudno się dziwić, na wznowienie powieści. Po 1945 r. książka taka nie miała prawa się ukazać, a i teraz raczej nie ma najmniejszych szans na to aby ktoś zaryzykował  jej wydanie. Polecam ją wyłącznie jako ciekawostkę zatwardziałym miłośnikom przedwojennej literatury dla dzieci i młodzieży.


Ilustracje: Wacław Świerczyński
Wydawca: Księgarnia Świętego Wojciecha. Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin
Rok wydania: 1935
Liczba stron: 267






czwartek, 29 czerwca 2017

„Kierdej”



Irena Gajewska „Kierdej”


Nieopodal kresowego miasteczka Buczacz od kilku wieków wznosiło się stare zamczysko, które od nazwiska właścicieli nazywane było Kierdejem. W mocno już nadgryzionych zębem czasu murach mieszkała wraz z chorą matką Zula Kierdejówna. Młoda, to była, piękna, szlachetna i dobroduszna dziewczyna. Niestety sen z jej powiek spędzał stan zdrowia ukochanej matki. Nie mogła biedaczka pozwolić sobie na leczenie najdroższej osoby, bo mimo iż prastare nosiła nazwisko i zamieszkiwała w komnatach zamkowych, w skarbcu rodowym od dawna widać było jedynie zakurzone dno. Wiodła sobie Zula wraz z matką i dwojgiem wiernych służących skromne i spokojne życie. Od czasu do czasu wspominała tylko przekazywaną z pokolenia na pokolenie legendę o ukrytym w tajemniczej skrytce przez stryja Zuli Edwarda Kierdeja ogromnym skarbie. Odnalezienie legendarnych kosztowności rozwiązałoby szereg problemów i pozwoliłoby na wysłanie matki dziewczyny na kosztowną kurację.


W tym samym mniej więcej czasie we Lwowie, na pensji prowadzonej przez panią Rozwowską, dochodzi do poważnej awarii sieci wodociągowej. Trzydzieści podopiecznych wraz z wychowawczyniami wyjeżdża na czas remontu urządzeń do zamku Kierdej. Tam bowiem wynajęto kwatery, w których przez najbliższe kilka miesięcy dziewczynki będą mieszkać i zdobywać wiedzę. Wśród pensjonarek, które przybywają do rodowej rezydencji Kierdejów są Hela i Lola, które gdy tylko dowiadują się o kłopotach Zuli postanawiają jej pomóc. Każdą wolną od zajęć chwilę poświęcają na myszkowanie w zamkowych zakamarkach. Odkrywają tajemnicze korytarze, strychy i pomieszczenia, do których od lat nikt nie zaglądał. Celem ich zabiegów jest oczywiście odszukanie skarbu. W trakcie poszukiwań muszą uważać aby nie wpaść w oko starej klucznicy pani Wańkowiczowej oraz ogrodnikowi Szymonowi. Zachowanie tej dwójki wydaje się zresztą dziewczynkom niezwykle podejrzane. Wskazówka mogąca pomóc w odnalezieniu skarbu zaszyfrowana jest w akrostychu napisanym na marginesie jednej ze starych ksiąg przez pasjonującego się botaniką pana Edwarda. Księga znajduje się oczywiście w zamkowej bibliotece.

Irena Gajewska wyczarowała beztroską, skąpaną w promieniach słońca, sielankową powieść. Dla pensjonarek pobyt w oddalonym od cywilizacji, malowniczo położonym zamku jest niezwykłą przygodą. Uczennice pod okiem wychowawczyń uczą się, bawią, organizują zawody sportowe. Dziewczynki udają się także na wycieczkę do pobliskiego Buczacza, gdzie zwiedzają m.in. ruiny zamku Potockich. Wywracając do góry nogami smutne życie Zuli, sprawiają, że młoda właścicielka Kierdeju choć na kilka chwil może oddalić się zmartwień zaprzątających jej myśli.

Fabuła książki nie jest zbyt skomplikowana, autorka upraszcza wiele spraw, ale należy pamiętać, że książka ukazała się po raz pierwszy blisko wiek temu, w 1918 r. Adresowana do młodszych czytelników opowieść, choć dziś trąci myszką, zapewne wówczas rozpalała wyobraźnię dziesięcio, czy dwunastolatków. Myślę, że nie tylko dziewczynki z wypiekami na twarzy przewracały stronę za stroną, aby dowiedzieć się, czy rezolutnym Heli i Loli uda się pomóc Zuli i trafić na ślad skarbu stryja Edwarda. Kto wie, czy powieść choć w niewielkim stopniu nie inspirowała Jana Brzechwy i Kornela Makuszyńskiego do stworzenia swych najbardziej znanych dzieł.

„Kierdej” jest prawdopodobnie jedyną opublikowaną powieścią dla młodych czytelników, jaka wyszła spod pióra Ireny Gajewskiej. Przed wybuchem II wojny światowej książka doczekała się trzech wydań (posiadam wydanie II z 1922 r.), wydanie czwarte ukazało się w pod koniec XX wieku. Zainteresowanym osobom sugeruję jednak zdobycie któregoś z wydań przedwojennych, gdyż znalazłem informację, że wznowiona w 2000 r. książka zawiera bardzo dużą liczbę błędów.


Ilustracje: Bolesław Lewański
Wydawca: Księgarnia Świętego Wojciecha. Poznań-Warszawa
Rok wydania: 1922
Liczba stron: 221


wtorek, 12 maja 2015

„Skarb w starym zamku”



Tadeusz Kraszewski „Skarb w starym zamku”


Trzynastoletni Henio oraz jego młodsze rodzeństwo:  Hanka, Zdziś i Janek wyjeżdżają na wakacje do Szlachcina. W tej niewielkiej miejscowości, odległej o kilka kilometrów od pewnego powiatowego miasta znajduje się parafia zarządzana przez ich wuja, prałata Zarembę. Zaproszenie dobrodusznego i wesołego księdza wzbudza ogromne zadowolenie jego siostrzeńców. Po dotarciu na plebanię dzieci zaprzyjaźniają się z mieszkającymi nieopodal rówieśnikami.

Zakochani w powieściach Coopera, Maine-Reida i Karola Maya młodzi bohaterowie marzą, że kiedy dorosną wyjadą do Ameryki i będą tam prowadzić traperskie życie. Postanawiają się do tego solidnie przygotować. Rozbijają w pobliskim lesie obozowisko, budują szałasy i pewnie spędzili by całe wakacje w podobny sposób, gdyby nie naturalna dziecięca ciekawość oraz położone kilkaset metrów od obozu ruiny krzyżackiego zamku. W zamku tym, jak głosiła romantyczna legenda zostały przed wiekami ukryte wielkie skarby. Miejscowi mieszkańcy opowiadali, że można je odnaleźć jedynie o dwunastej w nocy. Niestety o północy w zamku straszą duchy.

Łatwo możemy się domyślić, że młodzieńcy zdecydowali się sprawdzić ile prawdy jest zawarte w wiekowej legendzie. Kiedy jednak udali się późną nocą w stronę ruin nie spodziewali się, że eskapada zamieni się w pełną emocji przygodę, którą będą jeszcze wielokrotnie wspominać. Przechodząc w pobliżu kościoła chłopcom wydaje się, że widzą światło w jego oknach a nieco dalej zauważają podejrzanych osobników. Rano okazuje się, że do świątyni dokonano włamania. Widząc, że przybyli na miejsce przestępstwa policjanci mają problem z wytropieniem przestępcy, Henio i spółka postanawiają rozpocząć własne śledztwo. Tu muszę dodać, że barwny, plastyczny opis nocnej wyprawy do zamku jest jednym z najmocniejszych punktów powieści.

Książka Tadeusza Kraszewskiego ukazała się tuż przed wybuchem II wojny światowej, po której nie doczekała się niestety żadnego wznowienia. Nie jest to powieść dla współczesnej młodzieży. Nie ma w niej szybkiego tempa, przeskoków akcji, nowinek i gadżetów technicznych. Urzeka jednak ciepły, czasem tajemniczy klimat, bijący z każdej, pożółkłej już strony ksiązki. 70 lat temu powieść zapewne rozpalała wyobraźnię wielu młodych chłopców marzących o poszukiwaniu ukrytych kosztowności w ruinach starych zamczysk. Na okładce mojego, mocno nadgryzionego zębem czasu egzemplarza zachowało się jeszcze kilka plam wosku. Młody człowiek, który w blasku świecy, z wypiekami na twarzy pochłaniał przygody dzieciaków w Szlachcinie teraz pewnie sam jest dziadkiem. Ciekaw jestem, co czytają jego wnuki. Czy cokolwiek czytają? A może młody czytelnik tej książki nie przeżył wojny, a wakacje w 1939 r. były ostatnimi w jego życiu?

Zmarły w 1973 r. w Poznaniu Tadeusz Kraszewski mimo, że pozostawił po sobie pokaźny dorobek literacki, jest dziś pisarzem zupełnie zapomnianym. Muszę przyznać, że i ja choć „Skarbu w starym zamku” poszukiwałem od dłuższego czasu, nigdy wcześniej nie miałem przyjemności czytać książek przygodowych i sensacyjnych tego autora. Na pewno jednak przyjrzę się dokładniej jego twórczości i być może uda mi się wyłowić jeszcze jakąś perełkę literacką.

Do sięgania po ulubione lektury naszych dziadków i pradziadków zachęcam wszystkich miłośników starych, dobrych książek przygodowych. Wszak nie tylko powieści Kornela Makuszyńskiego wypełniały półki przedwojennych szkolnych bibliotek.


Projekt okładki oraz ilustracje: Wacław Świerczyński
Wydawca: Księgarnia Świętego Wojciecha. Poznań-Warszawa-Lublin-Wilno
Rok wydania: 1939
Liczba stron: 185


wtorek, 28 stycznia 2014

"Czarna Hańcza"


Wanda Miłaszewska "Czarna Hańcza"

Powieści Wandy Miłaszewskiej, zapomnianej już dziś pisarki cieszyły w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku dużą popularnością. Pisała o życiu na kresach, wsi, dworach i przyrodzie. Po 1951 r. wszystkie jej książki zostały wycofane z bibliotek i objęto je zapisem cenzury. Do niewielu powieści wznowionych po 1989 r. należy „Czarna Hańcza,” której zamierzam poświęcić kilka akapitów. Udało mi się zdobyć przedwojenne wydanie. Egzemplarz mimo, że mocno nadgryziony zębem czasu ma jednak wiele uroku.

„Czarna Hańcza” to sielankowa opowieść o wycieczce kajakowej, którą pod koniec sierpnia 1929 r. odbyła autorka wodami Pojezierza Suwalsko – Augustowskiego, Kanale Augustowskim i Czarnej Hańczy. Towarzyszył jej Tadeusz Tomaszewski, właściciel dóbr położonych pod Sokółką, któremu pisarka dedykowała tę książkę.

Podobną wyprawę kilka lat później opisał w „Na tropach Smętka” Melchior Wańkowicz. W przeciwieństwie do niego, Miłaszewska nie poruszyła w swej powieści skomplikowanych problemów politycznych dotyczących polskości tych ziem. Skupiła się na przedstawieniu uroków wędrówki. Sama pisarka określiła swą powieść jako pełną „literackich-esów floresów.” Autorka kocha przyrodę, pisze o borach malowniczo rozciągających się wzdłuż brzegów rzeki, wschodach i zachodach słońca, ucieczce przed burzą. Przedstawia wizyty u gościnnych gospodarzy, którzy z otwartym sercem przyjmowali wędrowców zatrzymujących się na noclegi.

Dawno nie pisałem o książce, w której ktoś kogoś nie zabił, nie okradł, nie oszukał. Ta powieść pozwala się wyciszyć, płynąc Bobrem (tak autorka ochrzciła swój kajak) po wigierskiej krainie.


Wanda Miłaszewska (Źródło: „Tęcza” zeszyt 31 z 4 sierpnia 1928 r., s. 6)

Z powieści, niczym z tytułowej rzeki możemy wyłowić wiele aforyzmów:

O życiu: „Życie jednak ma bystry prąd i piaskiem trosk powszednich zamula najpiękniejsze wspomnienia. Trudno później, nawet w jakieś słoneczne święto duszy, odnaleźć ich pierwotną barwę i smak” oraz  „Galopujemy przez życie, ot, jak teraz przez fale. I ciągle, ciągle jedynie na powierzchni. I ciągle ocieramy się tylko naskórkiem naszych uczuć, myśli, serc – o rzeczy najważniejsze, o rzeczy, które są cudem życia i jego najwspanialszym przejawem, jego istotną treścią.”

O lampie naftowej i nie tylko: „Naftowa lampa, mimo że nieraz „filuje”, kopci, albo zaczyna dogasać właśnie w chwili najmniej do tego odpowiedniej, ma jeden cudowny dar: skupia wokoło siebie mieszkańców domu.”

O szczęściu: „Lubię przeżywać naprzód, lub wstecz chwile szczęśliwe. W ten sposób miewam ich więcej, niż inni ludzie: jeśli marzenie się spełniło, mnożę je we wspomnieniu tyle razy, ile tylko zapragnę, a jeżeli zawiedzie – zostanie na pociechę jasny obraz przyszłości oglądanej oczyma duszy.”

O szczęściu (nigdy za wiele): „Szczęście jest tylko wtedy doskonałe, gdy je można rozsiać pełnymi garściami wkoło siebie. Ukrywane zazdrośnie, zagrabione na własność, przestanie świecić, nie ogrzeje nikogo.”

O żeglowaniu o zachodzie słońca i ludzkich pragnieniach: „Cudownie jest płynąć w ostatnich blaskach i myśleć, że pierwszy dzień się kończy. I cudownie jest myśleć, że nadejdzie następny.”

Ozdobą powieści są czarno-białe zdjęcia klasyka polskiej fotografii Jana Bułhaka. Do książki załączone są dwie wkładki z mapami: Jezior Wigierskich oraz „Szlakiem Bobra” – od Augustowa do Augustowa. Powieść „Czarna Hańcza” Wandy Miłaszewskiej jest dostępna również na stronach Podlaskiej Biblioteki Cyfrowej: http://pbc.biaman.pl/dlibra/docmetadata?id=18046 

Wanda Miłaszewska zginęła wraz z mężem pod gruzami zawalonego domu podczas Powstania Warszawskiego w dniu 10 sierpnia 1944 r. 

Wydawnictwo: Księgarnia Świętego Wojciecha. Poznań – Warszawa – Wilno - Lublin
Rok wydania: 1931
Liczba stron: 233