niedziela, 31 stycznia 2016

„Jak dawniej po Tatrach chadzano”




Krzysztof Pisera „Jak dawniej po Tatrach chadzano”


Antoni Kroh w recenzji wcześniejszego wydania, opublikowanej w „Nowych książkach” tak oddawał atmosferę dawnych czasów wyłaniającą się z kart książki: Kobiety w spódnicach do ziemi, wytwornych kapeluszach, haftowanych góralskich serdakach. Patrzą w dal zachwyconym wzrokiem. Panowie stroszą wąsy, marszczą brwi, krzepko dzierżą ciupagi. Plecaków nie mają, no pewnie, od dźwigania przecież są tragarze. Parę kroków dalej przewodnicy, w ubiorach (nie kostiumach) podhalańskich, też odpoczywają, przycupnęli nieco z boku, ale nawet w takiej chwili czujnie pozierają na gości. Widać, że czują się za nich odpowiedzialni, jak juhasi za owce. W tle skały, kosówka, niewyraźne sylwetki kozic, na niebie orły. Wycieczka tatrzańska ze starej fotografii. Wiek XIX. Gdyby ktoś powiedział tym ludziom, że za sto lat u wylotu tatrzańskich dolin będą sprzedawane bilety wstępu, jak na stadion, miliony biletów rocznie, pewnie zafrasowaliby się o zdrowie psychiczne rozmówcy.

Jak dawniej po Tatrach chadzano to obszerny wybór dziewiętnastowiecznej tatrzańskiej literatury wspomnieniowej, bogato ilustrowany fotografiami i rycinami. Krzysztof Pisera powiązał swymi komentarzami starannie dobrane cytaty, znane i mniej znane. Powstała księga pamiątkowa. Można ją czytać od deski do deski albo otwierać na chybił trafił, przenosząc się w epokę, która wywarła przemożny wpływ na kulturę polską XX wieku i tkwi w nas do dzisiaj. Powspominajmy Tatry, jakich już nie ma, posmakujmy wrażeń, których nie zaznamy.

Publikację zaopatrzono w mapki, opis zapomnianych schronów i skalnych koleb, noty biograficzne wybitniejszych postaci związanych z Tatrami, listę ówczesnych przewodników oraz – znakomity pomysł, rzadkość w tego rodzaju publikacjach – informacje o systemie walutowym obowiązującym w Galicji w drugiej połowie XIX wieku, cenach niektórych artykułów i wysokości zarobków.


Wydawnictwa Tatrzańskiego Parku Narodowego 
Zakopane 2013 
Autor: Krzysztof Pisera 
Recenzenci: Wiesław Siarzewski, Wiesław Aleksander Wójcik 
Mapy: Ewa Kurylak 
Format 162x235x25 
Oprawa miękka, 468 stron 
Wydanie III 
ISBN 978-83-61788-63-8
Cena: 35 zł


Więcej na: wydawnictwa.tpn.pl



piątek, 29 stycznia 2016

Siedem pytań do Emila Roszewskiego (część 1)




 
Emil Roszewski - autor powieści przygodowej „Na tropie srebrnego kura”, objętej patronatem medialnym Forum Miłośników Pana Samochodzika oraz Zapomnianej Biblioteki.


1. Skąd pomysł na to, aby skarbem poszukiwanym przez bohaterów Twej powieści były insygnia bractwa kurkowego?

Podczas poszukiwań jakiegoś ciekawego tematu wpadła mi w oko informacja o zaginionych insygniach pewnego bractwa kurkowego, które przed wojną zostały ukryte w obawie przed konfiskatą. Wcześniej chodziło mi po głowie kilka wątków, ale ta krótka notatka jakoś je wyparła uruchamiając  wyobraźnię. Od razu pojawiło się uczucie, że to jest TEN temat.

2. Z lektury powieści wynika, że tereny opisane na jej kartach autor wielokrotnie przemierzał wcześniej w trakcie wakacyjnych wędrówek. Czy to jest Twój ulubiony sposób spędzania letnich miesięcy?

Wakacje spędzone na wędrówce to moja ulubiona opcja. Chociaż fajne są też podróże po okolicy z noclegiem w jednym miejscu. Jeśli takie wyprawy mają jakiś motyw przewodni (poszukiwanie konkretnych osób czy historycznie osadzonych miejsc), to tym lepiej. Przy czym nasze rodzime lasy, jeziora i (często niestety zaniedbane…) zabytki nęcą mnie dużo bardziej niż zagraniczne atrakcje.

3. Jak długo trwała praca nad powieścią? Co sprawiło Ci najwięcej trudności?

Trochę wstyd się przyznać... Pięć lat. Choć z dużymi przerwami. Kilka miesięcy trwało wymyślanie wątku, zbieranie materiałów oraz analizowanie samochodzikowych elementów, no i mobilizowanie się do startu. Potem było kilka miesięcy pisania. Potem prototyp poszedł w świat (czyli był konsultowany ze znawcami serii). Potem była roczna przerwa. Potem były autorskie poprawki. Potem blisko dwuletnia przerwa. Potem znowu autorskie poprawki. i.t.d. Odliczając przerwy można powiedzieć, że dwa lata. Czyli i tak długo - przy takim tempie żaden autor by się raczej z pisania nie utrzymał. ;) A co do trudności to najcięższym wyzwaniem było wysłanie powieści do wydawnictwa. 






4. Tak wolne tempo zbliża jednak Twoje pisanie do tempa samego Nienackiego, to chyba dobry znak?

Nie mi o tym sądzić. Ludzie mają różne tempo pisania, a od oceniania rezultatu są czytelnicy.

5. Które z powieści Zbigniewa Nienackiego cenisz najwyżej?

Trudne pytanie. Ranking nie jest stały i zmienia się nieco zależnie od pory roku (na przykład jesienią bardzo zyskuje Niesamowity Dwór). Ale zawsze wysoko cenię te części, w których pojawia się motyw jeziora. Na podium na pewno znajdą się "Nowe przygody" i "Księga strachów". Trzecie miejsce jest ruchome.

6. A który z autorów kontynuacji przygód Pana Samochodzika najbardziej w swej twórczości oddaje klimat i ducha dzieł Zbigniewa Nienackiego?

Jeśli chodzi o język, opis otoczenia, umiejętność oddania piękna przyrody, ale także uchwycenie klimatu wędrówki i biwaku na łonie natury - zdecydowanie najlepszy jest Andrzej Irski. Z kolei Luiza Frosz ma bardzo dobre fragmenty retrospektywne i potrafi zbudować trzymającą w napięciu akcję. Ci kontynuatorzy są moim zdaniem najbliżej pierwowzoru. Chociaż z góry zastrzegam, że nie znam wszystkich (muszę np. wreszcie przeczytać coś Ajchel'a). Największym rozczarowaniem byli dla mnie Olszakowski i Miernicki, kompletnie nie czuli Samochodzika.

7.  Dlaczego "Na tropie srebrnego kura" nie zostało wydane przez Warmię? Wydaje się, że po dokonaniu niezbędnych przeróbek powieść doskonale spełnia kryteria tzw. "kontynuacji".

Nie pasuje mi kierunek, w którym poszła duża część powieści Warmii - za dużo nowoczesnego sprzętu i komandosów, a za mało nastroju i dedukcji. Zniknął w tym gdzieś kluczowy dla Nienackiego schemat brzydkiego kaczątka. Niektórym nowszym kontynuatorom udało się uniknąć tego kierunku, ale w jakimś sensie rzuca on negatywne światło na całą serię. Poza tym chyba dość trudne musi być pisanie na przemian kolejnych odcinków serii "w zespole", nie każdy tak potrafi. No i terminy dla mnie zdecydowanie za krótkie.  A wreszcie (last but not least) strasznie nie podobają mi się warmińskie okładki. ;)



Recenzja powieści Emila Roszewskiego:






czwartek, 28 stycznia 2016

„Moja Warszawka”




Kazimierz Krukowski „Moja Warszawka”


,,Któż nie zna Lopka? Lopek i kropka” – taki refren powtarzała rozbawiona Warszawa lat 20 i 30. XX wieku, mając na myśli doskonałego komika, świetnego aktora i, jak się okazuje, również wspaniałego narratora, Kazimierza Krukowskiego (1901-84). W pamięci miłośników kabaretu i filmu (w tej właśnie kolejności) pozostał „Lopek” jako odtwórca przezabawnych piosenek satyrycznych wyśmiewających otaczającą go rzeczywistość, ale głównie jako doskonały odtwórca skeczów typu „szmonces” – ubrany w mizerne brązowe paletko w czarną kratę i zniszczony melonik na głowie  latami bawił tłumy spragnionych śmiechu ludzi.  Po wojnie, po powrocie z emigracji, wrócił na scenę, ale  zaczął też pisać wspomnienia. I tak, w 1957 roku  Filmowa Agencja Wydawnicza wydała jego Moją Warszawkę z uroczymi rysunkami Eryka Lipińskiego.  Na niewielu ponad 100 stronach Krukowski pozwala tam czytelnikom zanurzyć się w atmosferę Warszawy przedwojennych czasów, poznać klimat tamtych lat, świat teatru, kabaretu i kina. A ma o czym pisać i... potrafi pisać. Z kart Warszawki spoglądają na nas minione gwiazdy: zwiewna Loda Halama z siostrami, przecudna i przedwcześnie zmarła Zula Pogorzelska, charyzmatyczna Ordonka, niepowtarzalny konferansjer i twórca teatrzyku „Qui Pro Quo” Fryderyk Jarossy, świetni aktorzy: Adolf  Dymsza, Ludwik Solski, Michał Znicz i wielu, wielu innych, o których Krukowski opowiada z ogromnym ciepłem i swadą. Warszawka to też nostalgiczna podróż po samej stolicy, po jej kawiarniach, eleganckich restauracjach i... spelunkach. To taka mała, ale jakże ciepła pigułka przedwojennej Warszawy. Po latach przypominamy czytelnikom tę niezwykłą książkę, licząc, że dzięki niej poznają zapominany powoli kawałek historii naszej stolicy. 


Źródło:

Więcej o książce:

Wydawca: Inicjał Andrzej Palacz
ISBN: 978-83-64066-04-7
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 137



środa, 27 stycznia 2016

Poczet wydawców książki polskiej




Jan Okopień „Pionierzy czarnej sztuki 1473-1600”

Poczet wydawców książki polskiej (tom I)


Pionierzy czarnej sztuki... to pierwszy z zaplanowanych pięciu tomów dzieła Poczet wydawców książki polskiej. Na 200 bogato ilustrowanych stronach znajdziecie Państwo sylwetki 30 drukarzy i wydawców epoki tworzenia się w Rzeczypospolitej rynku książki drukowanej, m.in. Kaspra Straube, Floriana Unglera, Szarffenbergów, Hieronima Wietora, Łazarz Andrysowica, Piotrkowczyków, Macieja Garwolczyka, Sebastiana Starneckiego. Książka wydana została w oprawie złożonej z obwolutą a bardzo starannie wydrukowały ją Zakłady Graficzne im. KEN z Bydgoszczy.


Źródło:

Więcej o książce:


Wydawca: Inicjał Andrzej Palacz
ISBN: 83-911435-2-X
Rok wydania: 2002
Liczba stron: 200




Jan Okopień „Książka wyzwolona 1918-1950”

Poczet wydawców książki polskiej (tom V)


Kolejny wolumen ,,Pocztu wydawców książki polskiej 1473-1950", tym razem dotyczący czasów międzywojnia. Do niniejszego tomu autor wybrał najbardziej wartościowe i reprezentatywne, jego zdaniem, oficyny i księgarzy/wydawców, przy czym tylko te firmy i postaci, które rozpoczęły działalność od 1918 roku. Znajdziemy tu więc Bibliotekę Polską Władysława Kościelskiego, słynny T.E.M. Trzaski, Michalskiego i Everta, Wydawnictwo Polskie Rudolfa Wegnera, ale też mniej znane, jak Instytut Bałtycki czy Instytut Śląski. Wszystkie tworzyli ludzie z ambicjami, ale też przywarami, które często doprawadzały ich i ich firmy do skraju bankructwa, a nawet śmiertelnego końca. Historia wielu z nich to gotowy materiał na zajmujący film fabularny.


Źródło:

Więcej o książce:


Wydawca: Inicjał Andrzej Palacz
ISBN: 978-83-64066-03-0
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 279



wtorek, 26 stycznia 2016

„Oczko się odlepiło temu misiu...”





Maciej Replewicz „Oczko się odlepiło temu misiu...”
Biografia Stanisława Barei


Kariera Stanisława Barei pełna była potyczek z ówczesną rzeczywistością. Setki absurdalnych scenek z własnego życia ten niezrównany obserwator potrafił później wykorzystać i po mistrzowsku przenieść na ekran. Książka „Oczko się odlepiło temu misiu...”, będąca biografią reżysera składa się z 28 ujęć (rozdziałów), w których Maciej Replewicz odkrywa przed miłośnikami kultowego twórcy wiele nieznanych epizodów związanych z jego życiem prywatnym i zawodowym. Czytelnicy mają okazję poznać lata dzieciństwa Staszka, w tym odwiedzić kino „Lot” w Jeleniej Górze – miejsce w którym rozpoczęła się fascynacja nastoletniego chłopca filmem. Mają także okazję być przy reżyserze w trudniejszych chwilach, aż po dzień 14 czerwca 1987 r., kiedy to w szpitalu w Essen przestało bić serce autora „Bruneta wieczorową porą”.

Publikacja jest kopalnią informacji i ciekawostek o każdym z filmów Barei. Znajdziemy w niej ponadto lokalizacje planów zdjęciowych nakręconych przez niego filmów. „Oczko się odlepiło temu misiu...” to wędrówka po polskim filmowym światku lat 1960-1987. W tych właśnie latach miały miejsce premiery pierwszego i ostatniego filmu reżysera. Stanisław Bareja był autorem kilkudziesięciu scenariuszy filmowych. Tylko niewielka część z nich została zrealizowana na celuloidowej taśmie. Niewykorzystanym scenariuszom Barei jest również poświęcony jeden z rozdziałów książki.






W ubiegłym roku miałem przyjemność przeczytać inną książkę autora, w której odsłaniał kulisy legendarnego serialu „Stawka większa niż życie”.[1] Zrealizowałem również wywiad, w którym na pytanie, który z seriali „Stawkę…” czy „Alternatywy 4” ceni wyżej, Maciej Replewicz odpowiedział: „Zdecydowanie Bareja, zdecydowanie „Alternatywy 4”. Te dwa seriale są nieporównywalne, choć obydwa kręcono w PRL a dziś mają etykietkę „kultowych”. „Stawka” to serial sprawnie zrealizowany, ale stworzony na polityczne zamówienie władz PRL. Twórcy chętnie wykonywali ukłony w jej stronę, część nazwisk i pseudonimów partyzantów z GL/AL w serialu, to autentyczne nazwiska i pseudonimy moczarowskiej „wierchuszki” SB końca lat 60. Stanisław Bareja to człowiek z innego bieguna, wierny swoim poglądom, na wskroś uczciwy, przyzwoity. Jeden ze scenarzystów „Stawki”, Zbigniew Safjan agresywnie atakował Bareję podczas kolaudacji „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” w grudniu 1977 roku. Atak w obecności wiceministra kultury Janusza Wilhelmiego był podłością. Bareja przypłacił go zawałem serca. Nie kłaniał się władzy w pas, a za każdy film czy serial płacił własnym zdrowiem.”[2]

Wartość książki Macieja Replewicza podnosi wykorzystanie przez niego szeregu nie publikowanych wcześniej materiałów, zdjęć, wspomnień i dokumentów a także stenogramów Komisji Ocen Scenariusza i stenogramów kolaudacyjnych z archiwów Filmoteki Narodowej. Wśród kilkudziesięciu osób, z których pomocy korzystał autor w trakcie pracy nad biografią znajdziemy wiele tak znaczących postaci polskiego kina jak: Janusz Morgenstern, Tadeusz Chmielewski, Jan Kobuszewski, Janusz Gajos, Stanisław Tym czy Andrzej Wajda. Polecam.


Wydawnictwo: Fronda
ISBN: 978-83-8079-007-0
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 477


poniedziałek, 25 stycznia 2016

„Na zgliszczach”





Maciej Paterczyk „Na zgliszczach”

Patronat medialny: Zapomniana Biblioteka


Kamień Pomorski, druga połowa lat czterdziestych. Monotonię codziennego życia milicjantów, wypełnionego głównie walką z szabrownikami, przerywa informacja o zabójstwie dokonanym w jednej z poniemieckich wiosek. Ofiarą zbrodni pada młoda dziewczyna. Matka denatki oskarża o popełnienie morderstwa sąsiadów zza miedzy. Do zasiedlonej przez polskich osadników wsi przybywa komendant Powiatowej Milicji Obywatelskiej Stanisław Brzeziński. Komendantowi udaje się rozwikłać sprawę, aresztować podejrzanego a tym samym zapobiec krwawemu zatargowi pomiędzy skłóconymi sąsiadami.

Brzeziński zamierza zająć się teraz swoimi sprawami. Planuje ucieczkę za granicę i w związku z tym stara się zdobyć środki, które pozwolą mu na rozpoczęcie nowego, lepszego życia za żelazną kurtyną. Nielegalne przekroczenie granicy ma swoją cenę. Dla Brzezińskiego cena ta może okazać się bardzo wysoka. Kiedy wydaje się, że zagadka śmierci dziewczyny zostaje rozwiązana i milicjant będzie mógł wreszcie poświęcić się realizacji własnych planów, giną kolejne kobiety. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Bohater powieści Macieja Paterczyka przed opuszczeniem kraju stara się za wszelką cenę wykryć mordercę, zapobiec kolejnym zbrodniom oraz wybuchowi paniki w Kamieniu Pomorskim i okolicy. Czasu ma bardzo niewiele, a sprawy niebezpiecznie się komplikują.




Edmund Fetting – „Nim wstanie dzień” (Prawo i pięść – 1964 r.)



Jest to już moje kolejne spotkanie z twórczością Macieja Paterczyka. Niespełna dwa lata temu przeczytałem udaną, debiutancką książkę autora pt. „Ziemie niczyje”, której akcja także rozgrywa się na Ziemiach Odzyskanych w schyłkowym okresie II wojny światowej.[1] Obydwie powieści łączy nie tylko miejsce akcji, lecz przede wszystkim znakomite oddanie atmosfery panującej na terenach znajdujących się od niedawna pod polską administracją.

Na kartach powieści „Na zgliszczach” pojawia się wiele postaci. Każda z nich skrywa w sobie jakiś dramat lub tajemnicę z okresu przedwojennego lub z lat okupacji,  które kształtują jej postępowanie w zupełnie nowych realiach. Bohaterowie nie potrafią rozliczyć się z przeszłością, a niezwykle trudno jest przetrwać żyjąc jedynie złudzeniami w trudnych, brutalnych czasach. Powojenny świat wypełniony jest pozorami i kłamstwami. Brzeziński przymyka oko na wybryki podkomendnych, lecz nie pozwala na łamanie prawa na podległym mu terenie. Zależy mu aby zostać pozytywnie zapamiętanym przez lokalną społeczność. W Kamieniu Pomorskim wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Komendant pilnie strzeże swojej tajemnicy, a nie mogąc nikomu zaufać, częściej rozmawia sam ze sobą niż z własnymi podwładnymi. Żadnego z pierwszo i drugoplanowych bohaterów książki nie da się ocenić jednoznacznie. Każda z postaci, łącznie z Brzezińskim pełna jest rozdarć i sprzeczności. Zyskuje przez to fabuła powieści oraz czytelnicy, którzy do ostatniej strony nie mogą być pewni, jakie decyzje podejmie niekonwencjonalny komendant milicji. Polecam.

Wydawca: CM
ISBN: 978-83-63424-85-5
Seria wydawnicza: Kryminały Ziem Odzyskanych
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 242


niedziela, 24 stycznia 2016

„Sztuki piękne pod Tatrami”




Teresa Jabłońska „Sztuki piękne pod Tatrami”


Twórczość młodopolskich dekadentów, odurzające dzieła Witkacego „prosto z firmy portretowej” i działalność prekursorów sztuki z obszaru Tatr – wszystko to składa się na najnowszy album „Sztuki piękne pod Tatrami”. Pierwsza tak kompleksowa publikacja na temat artystyczno-intelektualnego fenomenu Tatr i Zakopanego już w sprzedaży.

Dlaczego akurat Zakopane, małe miasto w górach, było szczególnie ukochanym i inspirującym miejscem dla artystów? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w albumie „Sztuki piękne pod Tatrami”. Oprócz piękna Podhala książka odkrywa przed czytelnikiem również jego mroczne strony wydobyte w sztuce młodopolskich dekadentów i kontrowersyjnych twórców awangardowych XX wieku.






Album „Sztuki piękne pod Tatrami” po raz pierwszy pokazuje pełny i obiektywny obraz Tatr w twórczości artystów ze wszystkich dziedzin sztuki do roku 1939. Podhale, które prezentuje Teresa Jabłońska – historyk sztuki i długoletnia dyrektorka Muzeum Tatrzańskiego, jest spoiwem działań artystycznych silnie oddziałujących na życie zarówno ówczesnych jego mieszkańców, jak i samych artystów. Ponadczasowa twórczość Witkacego, przenikliwe malarstwo Aleksandra Kotsisa – czołowego przedstawiciela krakowskiego środowiska artystycznego XIX wieku czy impresjonistyczne pejzaże Leona Wyczółkowskiego – to wszystko dowodzi fenomenu regionu, który od lat inspiruje najwybitniejszych polskich twórców.

Większość dzieł reprodukowanych w albumie pochodzi ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego. Główną oś narracji tworzą zaś prace pochodzące m.in. z Muzeum Narodowego w Krakowie i Muzeum Narodowego w Warszawie.

Teresa Jabłońska – specjalizuje się w zagadnieniach związanych ze sztuką ludową, a w szczególności w stylu zakopiańskim, autorka licznych opracowań naukowych, przez wiele lat dyrektorka Muzeum Tatrzańskim.

Dwujęzyczny album „Sztuki piękne pod Tatrami” jest ukoronowaniem współpracy Tatrzańskiego Parku Narodowego i Muzeum Tatrzańskiego.


Album dostępny jest na stronie sklep.tpn.pl oraz stacjonarnie w Punkcie Informacji Turystycznej TPN przy rondzie kuźnickim (dostępność zalecamy wcześniej potwierdzić telefonicznie (+48) 18 20 23 300). Zamówienia hurtowe najlepiej kierować bezpośrednio do magazynu Wydawnictw TPN (dane kontaktowe na stronie sklepu).



Źródło:
(tam też więcej zdjęć albumu)

TPN na Facebooku:

Wydawca: Tatrzański Park Narodowy, Muzeum Tatrzańskie im. dra Tytusa Chałubińskiego
ISBN: 978-83-941445-7-9, 978-83-60982-68-6
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 480



sobota, 23 stycznia 2016

”W cieniu styczniowych nocy”




Marianna Zawadzka ”W cieniu styczniowych nocy”


Panorama polskich losów w drugiej połowie XIX wieku. Akcja powieści toczy się w latach 1866-67, klamrami zaś sięga roku 1886, ale dzieje powstania styczniowego w rejonie Puszczy poznajemy dzięki licznym retrospekcjom i wspomnieniom bohaterów. Spotkamy tu ludzi żyjących wciąż w mroku klęski, zmuszonych do ukrywania się lub układania z zaborcą, wędrujących – jak bywa w życiu – przez pogranicze dobra i zła. Trudna miłość między dwojgiem głównych bohaterów, niejednoznaczność postaci, zagadki w ich życiorysach, tajemnice podwójnego szpiega – wciągają od pierwszych stron. Bogactwo obserwacji obyczajowych, trafnie zarysowane typy psychologiczne, serdeczna pamięć o przeszłości czynią z tej książki  fascynującą lekturę. 

Patronat medialny: granice.pl, ksiązka.net.pl, wydawca.com.pl


Źródło:

Więcej o książce:

Recenzja książki:

Wydawca: Inicjał Andrzej Palacz
ISBN: 978-83-934661-2-2
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 323



piątek, 22 stycznia 2016

„Wolf Messing. Jasnowidz z Góry Kalwarii”




Eduard Wołodarski „Wolf Messing. Jasnowidz z Góry Kalwarii”


Kim był Wolf [Welwele] Messing (1899-1974)? Prawdziwym telepatą, potrafiącym czytać ludzkie myśli i przewidywać przyszłość, czy wielkim hochsztaplerem? Nad tym pytaniem łamią sobie od lat naukowcy całego świata zajmujący się możliwościami mózgu ludzkiego. Urodził się w Górze Kalwarii, małym miasteczku pod Warszawą. Szybko zrobił karierę jasnowidza i ze swymi „psychologicznymi” doświadczeniami (sam je tak nazwał), podczas których wykonywał zadania stawiane mu w myśli przez widzów, zjeździł cały świat. Potrafił też przepowiadać przyszłość a  jego paranormalnymi zdolnościami interesowali się wielcy dyktatorzy XX wieku: przywódca III Rzeszy Adolf Hitler i wódz Związku Sowieckiego Iosif Stalin. Pierwszemu Messing przepowiedział śmierć samobójczą i upadek Reichu, za co poszukiwany był listem gończym. Po ucieczce do ZSRR z okupowanej Polski występował tam w trupie koncertującej po całej Rosji Sowieckiej, a jego występy cieszyły się ogromnym powodzeniem. Z jego zdolności korzystał Stalin i Chruszczow. Znał syna Stalina  -Wasilija, Berię. W ZSRR był postacią niezwykle popularną.

Patronat medialny: ,,Fokus Historia", granice.pl, konflikty.pl, ksiązka.net.pl, nakanapie.pl, wydawca.com.pl



Źródło:

Więcej o książce:

Recenzja książki:

Wydawca: Inicjał Andrzej Palacz, Lotos Poligrafia
ISBN: 978-83-934661-4-6
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 460




czwartek, 21 stycznia 2016

„Odkrywanie żydowskiej Pragi”




„Odkrywanie żydowskiej Pragi”
Studia i materiały


Warszawska Praga zawsze pociągała miłośników stolicy odmiennością swego oblicza. Miało ono także rys tajemniczości, do dnia dzisiejszego bowiem nie doczekało się portretu mogącego satysfakcjonować wszystkich interesujących się dziejami Warszawy. Tymczasem obraz żydowskiej Pragi spowija jeszcze gęstsza zasłona.

W książce tej znajdziecie Państwo nie tylko ważne i interesujące teksty o historii i życiu Żydów od początków ich obecności na prawym brzegu Wisły, aż do wybuchu II wojny światowej w 1939 roku, ale też poświęcony im pierwszy obszerniejszy polski tekst z 1916 roku we współczesnym opracowaniu naukowym oraz wybór materiałów, w których żydowscy mieszkańcy Pragi przemawiają własnym głosem.

„Recenzowana praca jest niezwykle cennym uzupełnieniem historii Żydów warszawskich osiedlonych na Pradze. Nie ma dotychczas syntetycznego opracowania tej problematyki. Prezentowana praca jest zatem pierwszym ważnym krokiem do zbudowania całościowej wizji życia codziennego, struktury zawodowej, pozycji społecznej ludności żydowskiej dość specyficznie rozwijającej się rzeczywistości gospodarczej, politycznej i kulturalnej prawobrzeżnej Warszawy”. (Prof. Elżbieta Mazur, Instytut Archeologii i Etnologii PAN)


Źródło:

Więcej o książce:

Książka dostępna w księgarni internetowej Sforim.pl:

Księgarnia na facebooku:

Wydawca: Żydowski Instytut Historyczny
ISBN: 978-83-61850-42-7
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 462




środa, 20 stycznia 2016

Publikacje Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego




Bogdan Dworak „… ale było i było…”


Bogdan Dworak, autor szeregu felietonów. Debiutował pierwszym drukiem poezji w 1961 roku. Założyciel oraz opiekun grupy literackiej "Szalej" w Zawierciu. W latach 1992-1998 był publicystą "Gazety Zawierciańskiej", gdzie w swoich artykułach przypominał historię miasta oraz postaci wielkich zawiercian. Współpracował z "Gazetą Zawierciańską-Jura" oraz czasopismem "Korzenie". Organizator wystaw oraz spotkań literackich, promotor młodych zawierciańskich poetów. Działacz Towarzystwa Miłośników Ziemi Zawierciańskiej.


Źródło:

Wydawca: Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne
Seria: Biblioteka  Świętokrzyska (338)
ISBN: 978-83-64439-14-8
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 230




Maciej Andrzej Zarębski „Ze schowka pamięci cz. II. Smak hobzy”


Muszę się przyznać, że z wielką niecierpliwością oczekiwałam następnej części z pasjonującego cyklu „Ze schowka pamięci” autorstwa Macieja A. Zarębskiego. I oto już mamy starannie wydaną przez Bibliotekę Świętokrzyską II część zatytułowaną Smak hobzy. Poznajemy kolejną odsłonę życia tego niezwykłego człowieka ukształtowanego przez wyniesioną z domu rodzinnego bezwarunkową miłość do Boga i Ojczyzny. Jak autor pisze w swoim słowie do czytelnika, jest to nieco przetworzona wersja jego książki Od dżumy do dżumy traktująca o trzech latach życia spędzonych wraz z małżonką Ludomirą na kontrakcie w libijskim szpitalu w Syrcie. Znając obie wersje śmiem twierdzić, że obecna wersja jest bardziej dojrzała od pierwotnej. Chodzi mi zwłaszcza o płaszczyznę poznawczą dotyczącą funkcjonowania państwa opartego o zupełnie inny porządek prawny niż nasz europejski i miejsce Europejczyka, który akurat tam się znalazł. Cechą charakterystyczną jest bezwzględna konieczność podporządkowania się normom życia obowiązującym w społeczeństwie islamskim dla każdego przybysza z innego obszaru kultury. O żadnej tolerancji nie ma mowy, gdyż takie są zasady określone gromadnościowym bizantynizmem stojącym w zdecydowanej opozycji do łacińskiego personalizmu w Europie.

Książka stanowi szczegółowy zapis życia codziennego grupy Polaków będących pracownikami kontraktowymi oraz ich relacje z obywatelami innych, często egzotycznych części świata. Ktoś, kto liczy na to, że znajdzie tu opis niecodziennego dolce vita na kontrakcie, srodze się zawiedzie. Prymitywne warunki zakwaterowania w drewnianych domkach z wszechobecnym robactwem, którego w żaden sposób nie udało się spacyfikować, trudności w zaopatrzeniu w wodę i prąd, również trudności aprowizacyjne pogłębiające się pod koniec kontraktu, kiedy graniczyło z cudem zdobycie masła lub mięsa oraz dopadające choroby kardiologiczne i gastrologiczne, to obraz bardzo szarej codzienności. Do tego trudności w porozumiewaniu się z pacjentami mówiącymi wyłącznie po arabsku, ogromne odległości między miastami bez zapewnienia jakiejś normalnej komunikacji – to wszystko nie nastrajało optymistycznie jednak każdy wiedział, że warunków kontraktu musi dotrzymać. Poza tym rodzice, którzy mieli tam ze sobą dzieci musieli dodatkowo wykonać pracę nauczyciela a raz na pół roku wozić dziecko do konsulatu polskiego w odległym o 500 km Trypolisie do polskiej szkoły na egzamin. Państwo Zarębscy razem z córką na własnej skórze doświadczyli tych spartańskich warunków. Odrębną sprawą było załatwianie wszelkich urzędowych spraw z prawdziwie kosmicznych rozmiarów biurokracją, gdy do błahej sprawy należało wypełnić masę „papierów” a i tak wszystko zależało od humoru urzędnika. Przy tych wszystkich niedogodnościach pamiętano jednak o wszelkich polskich świętach kościelnych i narodowych organizując wieczory literackie z recytacjami i śpiewami. Popularne stały się czwartki literackie, prowadzone w domku państwa Zarębskich, poświęcone poezji tworzonej tam przez polskie środowisko kontraktowe.

Niewątpliwie bardzo ciekawymi i obszernymi wątkami Smaku hobzy są relacje z wycieczek i wypadów w różne miejsca Libii. Znajdziemy więc bardzo bogaty materiał poznawczy dotyczący historii jak i współczesnego życia mieszkańców różnych miast i miejscowości położonych wśród piasków Sahary. Miejscowości, na których swoje piętno wycisnęła zarówno kultura bizantyjska, hellenistyczna jak i późniejsze podboje dokonywane przez Arabów. Poznajemy historię Libii często wykutą w skałach pustynnych wzgórz i gór leżących w głębi Sahary, w których mieszkańcy mają swoje domostwa, stroje i tradycje własnych dawnych kultur. Podczas tychże wycieczek zmierzamy się z niesamowitymi trudnościami w podróżowaniu po pustyni łącznie z burzą piaskową w głębi Sahary. Temat szczegółowo opisany przez autora. Oczywiście z trasy wycieczek nie mogło zabraknąć szeroko omówionej historii Tobruku naznaczonego krwawymi walkami w czasie II wojny światowej, do którego na Wszystkich Świętych udała się specjalnie polska delegacja. Pamiątką z tych pustynnych wypraw jest przywieziona róża pustyni – wykrystalizowany żółty gips w formie płatków róży. Możemy ją podziwiać w Zagnańskim Ośrodku. Jest naprawdę piękna, o czym osobiście zaświadczam.

Żeby dopełnić obrazu całości muszę wspomnieć o opisach codziennego życia w domu arabskim łącznie z rytuałem zabijania barana i przygotowywaniem posiłków, zasad zawierania małżeństw, obrzędu weselnego a także rytuałów pogrzebowych i modlitewnych. Wszystko to zaś za sprawą kontaktów z zaprzyjaźnionym Alim, który gościł w swoim domu państwa Zarębskich.

Książka stanowi kompleksowy materiał na temat warunków życia w odmiennych od naszych, warunkach zarówno przyrodniczych jak i cywilizacyjnych będąc swoistym vademecum dla każdego, kto wybierałby się tam na dłużej. Do tego dochodzi bardzo komunikatywny i lekki styl pisarski Macieja A. Zarębskiego co stanowi, że lekturę się nie czyta, a pochłania. Zamieszczona bardzo duża ilość fotografii pozwala lepiej zrozumieć to wszystko, co autor chciał nam zakomunikować. Myślę, że na obecnym rynku wydawniczym niewiele jest takich książek, które wnosiłyby do naszego życia tyle ciekawej wiedzy, co Smak hobzy. (Lucyna Kukomska)

---

Książka do nabycia po wpłaceniu kwoty 30 zł (cena 1 egz. książki liczącej 176 stron, bogato ilustrowanej fotografiami kolorowymi i czarnobiałymi) na konto Świętokrzyskiego Tow. Regionalnego – nr konta w BS Samsonów – 49 8512 0002 2001 0008 2051 0001 Zostanie wysłana pocztą następnego dnia po dokonaniu wpłaty na konto ŚTR na wskazany na przelewie adres. Redakcja Biblioteki Świętokrzyskiej ŚTR.


Autor o książce:

Strona internetowa
Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego:

Wydawca: Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne
Seria: Biblioteka  Świętokrzyska
ISBN: 978-83-64439-124
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 176




wtorek, 19 stycznia 2016

„Zamek Królewski w Sanoku - muzeum sztuki”




„Zamek Królewski w Sanoku - muzeum sztuki”

Duży, dwujęzyczny polsko-angielski album zwierający ponad 660 barwnych ilustracji 
rozmieszczonych na 448 stronach, opowiadający o historii 
i stałych wystawach sanockiego Muzeum Historycznego. 


Spis treści:

– Maria Zielińska, HISTORIA MUZEUM 

– Piotr N. Kotowicz, HISTORIE W ZIEMI ZAPISANE  

– Piotr N. Kotowicz, Andrzej Romaniak, ZBROJOWNIA – MILITARIA 
OD ŚREDNIOWIECZA PO WSPÓŁCZESNOŚĆ

– Jarosław Serafin, PORTRETY 

– Wiesław Banach, SZTUKA SAKRALNA KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO 
OD XV DO XIX WIEKU

– Katarzyna Winnicka, SZTUKA CERKIEWNA DAWNEJ RZECZYPOSPOLITEJ 
OD XII DO XX WIEKU

– Katarzyna Winnicka, CERAMIKA POKUCKA 

– Wiesław Banach, GALERIA MALARSTWA XX WIEKU 
im. MARII i FRANCISZKA PROCHASKÓW

– Katarzyna Winnicka, GALERIA MARIANA KRUCZKA

– Dorota Szomko-Osękowska, GALERIA ZDZISŁAWA BEKSIŃSKIEGO

---

Koncepcja albumu: Wiesław Banach
Redakcja: Wiesław Banach, Ewa Kasprzak
Teksty: Wiesław Banach, Piotr N. Kotowicz, Andrzej Romaniak, Jarosław Serafin, 
Dorota Szomko-Osękowska, Katarzyna Winnicka, Maria Zielińska
Tłumaczenia na j. angielski: Piotr Zelny, Jarosław Serafin
Opracowanie graficzne: Artur Olechniewicz
Korekta: Ewa Kasprzak
Fotografie: Dariusz Szuwalski


Ten wspaniały noworoczny prezent dla wszystkich miłośników sztuki i historii 
będzie dostępny już w pierwszych dniach stycznia w kasie muzeum 
oraz w naszym sklepie internetowym w cenie 80 zł.

Źródło:


Więcej o albumie:

Muzeum Historyczne w Sanoku na Facebooku:


Wydawca: Muzeum Historyczne w Sanoku
ISBN: 978-83-60380-39-0
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 448


poniedziałek, 18 stycznia 2016

„Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny”




Anna Kłodzińska „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny”


Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku. W centrum Warszawy, w piwnicach kamienicy przy ulicy Złotej dozorca odkrywa zwłoki. Przybyli na miejsce milicjanci oraz lekarz stwierdzają, że ciało spoczywa w piwnicy co najmniej od pół roku. Po pewnym czasie okazuje się, że ofiarą jest młoda, dwudziestokilkuletnia kobieta, zatrudniona na stanowisku tokarza w Zakładach Elektrotechnicznych. Zapowiada się trudne i mozolne śledztwo. Porucznik Szczęsny przypuszcza, że co najmniej kilka osób może mieć coś wspólnego ze śmiercią Janiny Kowalik. Rozpoczynają się przesłuchania. Niestety, nie wszyscy mieszkańcy kamienicy chętnie współpracują z milicją. Nie zraża się tym nasz bohater. Jest pewien, że uda mu się doprowadzić do wykrycia i przykładnego ukarania mordercy.




Recenzje kryminałów Anny Kłodzińskiej „Złota bransoleta” i „Srebrzysta śmierć” 
z nowej serii „Najlepsze kryminały PRL” pojawią się już niebawem 
na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI.



Annę Kłodzińską można bez wątpienia określić jako pierwszą damę polskiego kryminału milicyjnego. Pracująca w redakcji ”Życia Warszawy” dziennikarka była jedną z prekursorek gatunku, niezwykle popularnego w latach PRL-u. Spod jej pióra wyszło kilkadziesiąt tomików wydawanych już od lat 50-tych ubiegłego wieku. Na podstawie jej książek zrealizowane zostały dwa odcinku kultowego polskiego serialu „O7 zgłoś się”.[1] Bohaterem wielu powieści Kłodzińskiej jest porucznik Szczęsny, młody funkcjonariusz, któremu doświadczenia operacyjnego mógłby pozazdrościć niejeden milicyjny wyga. Jasnowłosy przystojniak o dużych czarnych oczach podoba się kobietom, jest wyrozumiały dla podwładnych i bezwzględny dla przestępców. Ambitny porucznik wysoko zawiesza sobie poprzeczkę. Przełożeni cenią w nim zdolności śledcze i powierzają mu prowadzenie trudnych, skomplikowanych spraw.

Mimo, że książka „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny” jest debiutem powieściowym autorki, trzeba przyznać, że Kłodzińska potrafiła budować napięcie, kluczyć i podsuwać czytelnikom mylne tropy a tym samym całkiem zgrabnie konstruować intrygi kryminalne.[2] W powieści Kłodzińskiej, jak w każdym kryminale milicyjnym znajdujemy wiele elementów propagandowych, gloryfikujących ówczesną władzę oraz podkreślających skuteczność działania organów ścigania. Nie brak także scenek, na które po kilkudziesięciu latach spoglądamy z przymrużeniem oka, a które kiedyś stanowiły nieodłączne elementy dnia codziennego: ekspedientka MHD odkładająca dla znajomego ćwiartkę wódki, czy krytyka zachodnich filmów wyświetlanych w kinach. Pojawiają się także różne rekwizyty, marki produktów, np. papierosy „Wczasowe” które znikły z rynku wraz z nadejściem przemian ustrojowych. Właśnie tego typu smaczki z lat PRL-u, są również tym, czego poszukuje w kryminałach milicyjnych wielu czytelników. Polecam.


Wydawnictwo: CM
Seria wydawnicza: Najlepsze kryminały PRL
ISBN: 978-83-63424-94-7
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 135




[1] Odcinek 17 - „Morderca działa nocą” oraz odcinek 20 - „Złocisty”.
[2] Książka została wydana po raz pierwszy w 1957 r.

niedziela, 17 stycznia 2016

„Nad miastem anioły”




Izabela Żukowska „Nad miastem anioły”


Komisarz Franz Thiedtke jest bohaterem trzech powieści Izabeli Żukowskiej, których akcja rozgrywa się Wolnym Mieście Gdańsku i okolicach, w latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego stulecia.[1] Pierwszego września 1939 r., w dniu kiedy na Westerplatte spadły pierwsze niemieckie bomby, ten niezwykle skuteczny i szanowany policjant przechodzi na zasłużoną emeryturę. Mimo to siły witalnej i determinacji mógłby mu pozazdrościć niejeden znacznie młodszy kolega po fachu.





W chwili gdy w 1945 r. do Gdyni i Gdańska zbliżają się oddziały Armii Czerwonej, Thiedtke liczy sobie już niemal 66 lat. Wraz z innymi mieszkańcami ukrywa się przed bombardowaniami w piwnicach jednej z kamienic. Pewnego dnia, w ciemnych pomieszczeniach zostaje zasztyletowany mężczyzna. Były komisarz jest pewien, że ów człowiek zginął przypadkowo, a cios bezwzględnego zabójcy miał być wymierzony właśnie w niego. Dochodzi do wniosku, że tragiczne wydarzenie ma ścisły związek z dramatyczną historią sprzed lat. Postanawia za wszelką wytropić i ukarać mordercę. Jest pewien, że mimo wielu trudności uda mu się tego dokonać. Zamierza tym samym zamknąć za sobą pewien etap, chce rozliczyć się z przeszłością i rozpocząć nowe życie z ukochaną kobietą u boku. Franz nie ukrywa, że zamierza spędzić resztę życia w Gdańsku, w miejscu gdzie się urodził, bez względu na to pod jaką administracją po zakończeniu działań wojennych znajdzie się miasto. Poruszanie się po mieście zajętym przez żołnierzy radzieckich, to stąpanie po kruchym lodzie, tym bardziej dla kogoś o takim życiorysie jak przedwojenny niemiecki policjant. Nie zważając na ryzyko Thiedtke podejmuje wyprawę do Gdańska, miasta w którym czerwonoarmiści zamierzają zaprowadzić nowy porządek.

Urodzonej w Gdańsku pisarce udało się znakomicie nakreślić mroczną, posępną i zimną atmosferę Gdyni i Gdańska w pierwszych dniach po „wyzwoleniu”. Mimo to nie sposób nie zauważyć, że tym razem to bohater jest dla Izabeli Żukowskiej najważniejszy. To Thiedtke spycha gdzieś na drugi plan zagadkę kryminalną. W niniejszej powieści bardziej niż w pierwszej książce serii - „Teufel” autorka skoncentrowała się na oddaniu przeżyć detektywa niż na detalach topograficznych zrujnowanych miast. Rezultat należy ocenić bardzo pozytywnie. Fabuła powieści zyskała na dynamice, a samotna walka z przeciwnościami stoczona przez komisarza okazała się dla czytelnika wielce emocjonującą, pełną wzruszeń przygodą. Polecam.


Wydawnictwo: Oficynka
Seria wydawnicza: Komisarz Franz Thiedtke
ISBN: 978-83-64307-17-1
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 264


piątek, 15 stycznia 2016

Siedem pytań do Piotra Schmandta



PIOTR SCHMANDT, autor cyklu kryminalnego „Sprawy inspektora Brauna”, powieści „Koncha i perła”, „Gdański depozyt”, „Bóg zasnął?” (wspólnie z Olgą Podolską-Schmandt), opowiadań oraz książki etnograficznej „Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach”.




ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Powstały już trzy powieści poświęcone zagadkom kryminalnym rozwiązywanym przez inspektora Ignaza Brauna, co świadczy niewątpliwie o tym, że polubił Pan swego bohatera. Z którego z tych tomów jest Pan najbardziej zadowolony?

PIOTR SCHMANDT: Nie mogę odpowiedzieć wprost na to pytanie, z dwóch powodów: po pierwsze – sugerowałbym w ten sposób czytelnikom, po który tom warto sięgnąć, a po który niekoniecznie. Po drugie – i już bardziej serio, w każdym z tomów są rzeczy, które mniej lub bardziej podobały się mnie samemu. „Pruska zagadka” to jakby wprowadzenie bohatera do Wejherowa, w pewnym sensie wybiórcza encyklopedia miasta i niewątpliwie moja fascynacja opisywaną epoką oraz historią, która wydarzyła się naprawdę i którą przekształciłem na użytek fabuły. „Fotografia” z kolei jest raczej typową powieścią detektywistyczną, dziejącą się w dość hermetycznym środowisku niemieckich rentierów i Niemców wejherowskich. Niektóre epizody humorystyczne, jak perypetie Sigmunda von Macha, czy wątek romansowy młodego pastora, sprawiają jednak, że powieść wykracza poza ramy poetyki klasycznego kryminału. „Fabryka Pokory” powstała, w jakiejś mierze, z zauroczenia postacią polskiego fabrykanta działającego w Wejherowie i jest najbardziej poetycka, może najcieplejsza, dużo w niej też refleksji na rozmaite tematy.

W jednym z wywiadów z Panem przeczytałem, że inspiracją do napisania „Pruskiej zagadki” była informacja o zbrodni dokonanej na gimnazjaliście w Chojnicach. Czy wątki kryminalne w powieściach „Fotografia” i „Fabryka Pokory” także były inspirowane autentycznymi wydarzeniami sprzed lat?

W przypadku „Fotografii” takiej inspiracji nie było, pomysł był całkowicie mój, a postaci w stu procentach fikcyjne. Natomiast „Fabryka Pokory” – to przede wszystkim postacie Pawła Pokory i jego rodziny. Reszta, w tym intryga sensacyjna, należy już do dziedziny fikcji, do której autor ma święte prawo.

Książkę „Bóg zasnął” będącą kontynuacją losów niektórych bohaterów powieści „Gdański depozyt” napisał Pan wraz z żoną, cykl „Sprawy inspektora Brauna” to Pana autorskie dzieło. Czy może Pan zdradzić odrobinę z tajników swojego warsztatu pisarskiego?

Przede wszystkim należy mieć potrzebę i zamiłowanie do wynajdywania rozmaitych szczegółów z przeszłości, detali obyczajowych, architektonicznych i tych dotyczących mody. Poza tym pomysł na intrygę i jakiś nieokreślony, niemal metafizyczny impuls, który sprawi, że właśnie o tym, a nie o czymś innym, chce się napisać. A technika pisania ma już wiele wspólnego z rzemiosłem. W przypadku zaś „dwuosobowego” pisania książki, zawsze jest tak, że czyjś pomysł jest wiodący. Gdy chodzi o „Bóg zasnął?”, pomysł i jego fabularna realizacja była domeną żony, ja w znacznie mniejszym stopniu wpływałem na losy bohaterów. „Fabryka Pokory” z kolei, choć to moja książka, wiele ma żonie do zawdzięczenia, włącznie z kolejami losów niektórych bohaterów. Żona też pilnowała, aby wodze fantazji nie zawiodły mnie o krok za daleko, w sfery nieprawdopodobieństwa, w tym również psychologicznego.

Przeczytałem „Pruską zagadkę”, „Fotografię” oraz „Fabryki Pokory”. Muszę przyznać, że dla mnie to nie skomplikowana intryga kryminalna, lecz klimat dawnych lat, ukazanie tempa ówczesnego życia i ludzkich namiętności oraz detale obyczajowe są tym, co uważam za znak firmowy Pańskiej twórczości. Co jest według Pana najważniejsze w pracy nad kryminałem retro?

Miłość do epoki, na pierwszym miejscu. Trzeba dane czasy czuć, mieć pragnienie ich dalszego poznawania i pokorę w stosunku do odmienności, jakie sprawiają, że to już przeszłość. Niby ludzie są wciąż tacy sami, nie zmienia się ich natura, ale… nasi przodkowie, twierdzę, byli zupełnie inni niż my, inaczej też patrzyli na otaczający świat, co było wynikiem ich życia w określonej, dziś nam niedostępnej, rzeczywistości. Ważne jest też, wspomniane wcześniej, zamiłowanie do poszukiwania detali z rozmaitych sfer życia, które sprawiają, że książka w pewnym sensie, na sposób niedoskonały oczywiście, jest obrazem minionych czasów

Co jest najtrudniejsze podczas pracy nad kryminałami, których akcja rozgrywa się w pierwszych latach ubiegłego stulecia?

Najżmudniejsze są owe poszukiwania historyczne, natomiast najtrudniejsze jednak ucieleśnienie fabuły w taki sposób, aby zainteresowała czytelników, a tu efektów nigdy nie można być pewnym. To już zresztą nie dotyczy wyłącznie powieści historycznej.

Czy sięga Pan po powieści (retro)kryminalne innych polskich autorów? Jeśli tak, które ceni Pan najwyżej? 

Nie jestem namiętnym czytelnikiem powieści kryminalnej, czytam rozmaite książki, a wiele z nich może się przydać, mówiąc cynicznie, przy budowaniu określonych elementów moich własnych książek. Jednak duże wrażenie zrobiły na mnie „Erynie” Marka Krajewskiego. Oddanie klimatu epoki, siła budowania postaci i zaskakujące zwroty akcji, wszystko to buduje wartość książki. Zamierzam też bliżej zapoznać się z książkami Marcina Wrońskiego – jego bohater, Zygmunt Maciejewski, zachęca mnie do bliższej znajomości.

Czy pojawią się kolejne tomy przygód inspektora Brauna, a jeśli tak, czy nadal będzie on rozwiązywał sprawy kryminalne w tak bliskim Panu mieście - Wejherowie?

W tej chwili nawet nie bardzo wiadomo, czy Ignaz Braun przeżył swoją ostatnią akcję, w każdym razie jego sytuacja w ostatnim rozdziale „Fabryki Pokory” jest nie do pozazdroszczenia. Zobaczymy…

Dziękuję za rozmowę.


Recenzje wszystkich powieści Piotra Schmandta 
z cyklu „Sprawy inspektora Brauna” 
znajdziecie na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI:

„Pruska zagadka”

„Fotografia”

„Fabryka Pokory”



środa, 13 stycznia 2016

"Świat utracony"




Leszek Dulik, Konrad Zieliński

ŚWIAT UTRACONY
Żydzi polscy
Fotografie z lat 1918-1939


Wszystko jest interesujące na tych zdjęciach: twarze, spojrzenia, zawadiacko nasunięty kaszkiet, twarz w drucianych okularach...

Oddajemy w Państwa ręce album ukazujący świat, który po 1 września 1939 roku uległ zagładzie. Niemcy pod rządami Adolfa Hitlera rozpętując II wojnę światową skazały europejskich Żydów na niewyobrażalne cierpienia i śmierć, a wraz z ludźmi – niemal doszczętnie zniszczona została tworzona przez stulecia kultura materialna i duchowa narodu. (...)

Nie unikając spraw trudnych i bolesnych, szkicujemy wielowątkowy obraz świata polskich Żydów. Świata utraconego. Świata, którego bogactwo i różnorodność ukazujemy we fragmentach, które ocalały na starych fotografiach. Wierzymy w siłę tych zdjęć. Wierzymy, że pozwolą odbyć podróż w czasie i pomogą przybliżyć życie tych, którzy są ich bohaterami. Są wśród nich ludzie zwyczajni i wybitni, zamożni i biedni. Można spojrzeć im w oczy, zajrzeć do ich mieszkań, obserwować przy pracy, zobaczyć, jak przeżywają radości i troski. Jest to obraz uchwycony na krótko przed tragedią: jego bohaterowie nie wiedzą jeszcze, że oni i świat, w którym żyją, niebawem zostanie zniszczony. (...)

Fotografie ukazują duże miasta i małe miasteczka, w których często większość mieszkańców stanowili Żydzi. W tych społecznościach, podobnie jak wśród żydowskich mieszkańców wsi i osad, przetrwały pieczołowicie pielęgnowane tradycyjne i niezmienne od wieków formy życia. Przedstawiamy również Żydów zasymilowanych, wychowanych w polskiej szkole, silnie związanych z polską historią, kulturą i językiem. Na zdjęciach pojawiają się towarzystwie swoich nie-żydowskich przyjaciół, kolegów, współpracowników. Mieszkając w Polsce i dla niej pracując, mając świadomość więzi z własnym narodem i jego losem, często żyli na granicy dwóch światów (...)

- od autorów: Leszka Dulika i Konrada Zielińskiego.

Prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego tak pisze o tym albumie:

Na szerokim, panoramicznym zdjęciu z Lubomla warto wpatrywać się w szczegóły. Fotografia przedstawia drewniany rynek (pewnie przed wojną podobne były rynki w Józefowie, Biłgoraju i w innych miasteczkach), w podcieniach znieruchomieli kupcy. Czekają na klientów. Jedni brodaci, inni starannie ogoleni, w chałatach albo pod krawatem. Prowadził ich ten sam los i rytm życia.

Przy ulicy Gaona w Wilnie był sklep z farbami Bruskesa. Naprzeciw zawisł pisany w jidysz nekrolog. Najczęściej widać na zdjęciach nędzę, połatane spodnie i wymęczone chodzeniem buty, ulice pełne błota, bosonogie dzieci, mężczyzn w jakichś sfatygowanych kapeluszach. Dużo tam codziennego pośpiechu, jak na skrzyżowaniu ulic Tłomackie i Leszno, w jednym z najbardziej ruchliwych miejsc w Warszawie.

Kupcy o czymś ważnym dyskutują na ulicznej giełdzie we Lwowie. Szyby otwartych ku ulicy okien odbijają światło. Na dole szyldy zapraszają do zakupów obuwia oraz na koszerne obiady. Napisy są po polsku i w jidysz. Tym językiem mówiło osiemdziesiąt procent polskich Żydów. Radosny jest uśmiech dziewczynki czekającej na porcję lodów. Sprzedawał je lodziarz w postrzępionym i brudnym chałacie. Niezwykłe jest zdjęcie zakładu fryzjerskiego. Piękni chłopcy strzygą wedle ówczesnej mody piękne dziewczyny.

Fotografia przedstawiająca robotników kojarzy się z obrazem socrealistycznym. Widać w nich siłę i poczucie dumy klasowej. Z kolei uśmiechnięty nieśmiało sprzedawca jabłek, miną zapewnia nas, że może być zawsze gorzej. Dumny handlarz z kupcem prezentują byka, a kucający obok sprzedawca kos, zamienia się w Tatarzyna zanurzonego w bezczasie.

Zdjęcie wagonu kolejowego pełnego emigrantów – oni zapewne ocaleli – to arcydzieło fotograficzne. Patrząc na scenę otwarcia sklepu Grossa na głównym rynku w Krakowie, myślę o wojennym losie jego właściciela. Na początku wojny Ukraińcy zabili go w straszny sposób, Myślę też o zmarłym niedawno, pełnym poczucia humoru i radości jego synu Joramie-Jerzym.

Przepiękne są dziewczyny. Zuzanna Ginczanka, w której podkochiwał się w Równem mój ojciec, opalona, czy po prostu śniada, radośnie uśmiechnięta, o wyrazistych oczach budzi tylko zachwyt. Wszystko jest interesujące na tych zdjęciach. Nie tylko dlatego, że często takie inne, ale dlatego, że przyciągają uwagę poszczególne twarze, spojrzenia, zawadiacko nasunięty kaszkiet, czy twarz w drucianych okularach.

Album podzielony na szereg podrozdziałów odzwierciedla los Żydów w międzywojniu. Pokazuje, jak żywe w sensie społecznym, kulturowym, politycznym było to społeczeństwo. Ezra Mendelsohn zapewne słusznie pisał, że Polska w okresie międzywojennym była w jednym wymiarze miejscem dobrym dla Żydów. Na tych ziemiach rozkwitło ich życie narodowe. Społeczność była gęsta od stowarzyszeń, partii, szkół, teatrów, gazet. Życie wewnętrzne organizowali politycy, nauczyciele, dziennikarze, rabini i cadycy. Była to też społeczność, co widać na zdjęciach, bardzo podzielona klasowo.

Przyjęcie weselne Salo i Stelli Wieselbergów wyglądało nader szykownie. Niemal słychać stukanie kielichów z delikatnego szkła. Radosne, ale i bogate musiało być wesele córki cadyka z Bobowej. Szedł na nie wielokilometrowy orszak chasydów, a specjalny pociąg przywiózł z Krakowa pana młodego, którego wesoło witała orkiestra. Jednak większość Żydów żyło skromnie, klepało biedę i ocalić mogła ich tylko emigracja. A z tym nie było łatwo. Stąd zdjęcia demonstracji przeciw wizowej polityce Brytyjczyków. Niełatwo było bowiem dostać wizę do Palestyny, trudno do Kanady i Stanów.

O losie Żydów decydowała nie tylko przedsiębiorczość poszczególnych jednostek, ale powszechny i bolesny antysemityzm. Jawny, gdy dochodziło do pogromów – zdjęcia pokazują tylko niektóre z nich, gdy niszczono mienie żydowskie, głoszono hasła bojkotu żydowskich sklepów, zamykano przed Żydami wyższe uczelnie, nie dopuszczano do stopni podoficerskich i oficerskich w WP, czy do służby cywilnej. II Rzeczpospolita była nieprzyjazna wobec swoich mniejszości, przede wszystkim Żydów. Album pokazuje więc też maszerujących gości z napisem „precz ze sztuką żydowską” i bramę warszawskiego uniwersytetu ozdobioną napisem „śmierć żydokomunie”.

Nienawiść nie znała wstydu. Są na zdjęciach korporanci uzbrojeni w laski. Brakuje tylko obrazu gazet katolickich wyklinających Żydów za to, że zabili Jezusa i ciemiężyli katolików. W odpowiedzi na kryzys gospodarczy, nietolerancję i antysemityzm umacniały się postawy radykalne wśród Żydów. Postać Zeewa Żabotyńskiego, syjonisty rewizjonisty, szukającego wsparcia pośród polskich oficerów, nie przypadkiem pojawia się w tym albumie. To on chciał przed wojną ubrać swoich zwolenników w mundury i siłą walczyć o Izrael z Arabami i zapowiadał w latach trzydziestych wielką wojnę i śmierć milionów Żydów.

Ważną rolę grała religia. Tłumy chodziły się modlić się na cmentarz Remu w Krakowie. Rabini w swej dostojności niosą na zdjęciach uroczyście wieńce. Oddają hołd Marszałkowi. Jeszcze stoją przepiękne drewniane synagogi z alkierzami, jak ta w Wołpie (dzisiaj kopia tej synagogi stoi w Biłgoraju). Polichromie w synagodze w Chodorowie są nadal bogate. Uroczystość zwana taszlich obchodzona w Nowy Rok (wtedy wrzuca się do wody grzechy w postaci okruchów chleba i gra na rogu) odbywała się w przedwojennej Warszawie dokładnie w tym samym miejscu, w którym dzisiaj, o kilka pokoleń młodsi Żydzi, dzielą się również z wodą swoimi przewinami.

Są zdjęcia z najważniejszych ze świąt: Jom Kipur, Święta Kuczek, uczty sederowej. Religię widać przez strój, brody, peruki kobiet. W odrzwiach wiszą mezuze. Są w albumie chasydzi, mistrzowie Talmudu oraz liberalni rabini i liberalni wyznawcy judaizmu. Zbyt bogaty i różnorodny to świat, by sprowadzić do jednego obrazu.

Zdjęcia można oglądać godzinami. Cieszyć się policjantem przeprowadzającym przez łódzką ulicę zagubionego w wielkim mieście chasyda. Uśmiechnąć się do nauczycielki żydowskiej szkoły ludowej. Podziwiać płomieniste włosy sportsmanek z klubu Makabi. Nad szachownicami góruje postać Akiwy Rubinsteina, geniusza pamięci, szachów, który, nieszczęsny, popadł z wiekiem w straszną chorobę psychiczną.

Oglądam na wyrywki fotografie. Tworzą niekończącą się księgę, do której chcę po wielekroć wracać. Zdjęcia przynoszą radość, wzruszenie, budzą ciekawość. Zatrzymują przeszłość, która bywa radosna, zmęczona, biedna, dramatyczna, roześmiana. Trzeba ją oglądać dla niej samej, jak album rodzinny, jak opowieść przeszłości. Paweł Śpiewak

Wydawcą albumu pt. "Świat utracony. Żydzi polscy 1918–1939" jest Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma oraz Wydawnictwo Boni Libri, a partnerami projektu m.in.: MKiDN, Brama Grodzka z Lublina, Muzeum Warszawy, Muzeum Literatury, Biblioteka Raczyńskich. 

Album ukazał się 16 grudnia 2015 r. i jest podzielony na rozdziały poświęcone m.in. życiu codziennemu, emigracji, antysemityzmowi czy kulturze i nauce. 

Patroni medialni albumu: jewish.pl i „UważamRze Historia”, TVP Kultura, TVP Historia oraz Program II Polskiego Radia.

Źródło:


---


Fotorelacja z wernisażu wystawy oraz ekspozycji 
„Mezuza z tego domu”, który odbył się 7 stycznia 2016 r. w siedzibie ŻIH:

Album dostępny w księgarni internetowej Sforim.pl:


Wydawca: Żydowski Instytut Historyczny/Boni Libri
ISBN: 978-83-934404-7-4
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 392