Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wywiad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wywiad. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 kwietnia 2023

Siedem pytań do Tomasza Specyała

 


Tomasz Specyał – autor książek historycznych

TOMASZ SPECYAŁ - absolwent Wydziału UAM w Poznaniu. Współautor ksiązki Kryminalna historia Poznania. Za powieść Zatańczmy peyotl-stepa otrzymał wyróżnienie w Konkursie Literackim „Poznań to miasto-powieść”. Napisał scenariusze do filmów dokumentalnych: Pyrlandzki łącznik o życiu Mariana Spoidy i Dziki Zachód o zbrodniach Armii Czerwonej w okolicach Szczecinka.

 

1. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Która z ponad dwudziestu przypomnianych przez Pana historii wstrząsnęła najbardziej społeczeństwem przedwojennej Polski?

TOMASZ SPECYAŁ: Z tych historii, które przypomniałem, chyba najbardziej wstrząsająca była powódź z 1934 roku, która nawiedziła Polskę południową. Spustoszenie jakie wówczas za sobą niosła woda, było przeogromne. Zginęło wtedy przeszło 50 osób, wiele zwierząt gospodarskich i dziko żyjących. Opisy prasowe niosły się szerokim echem po całej Polsce, szczególnie te, które podkreślały ludzkie tragedie. Jedni tracili życie, inni cały swój dobytek. Ci, którzy przetrwali, często zostawali z niczym, los pozostawił im tylko oczy, żeby mogli płakać nad swą niedolą. Wówczas społeczeństwo rzuciło się do pomocy, organizując liczne komitety pomocy powodzianom.

Każda z katastrof była na swój sposób przerażająca, jednak największe wrażenie zrobił na mnie pogrzeb pułkownika Serednickiego, podczas którego zderzyło się w powietrzu kilka samolotów towarzyszących mu w jego ostatniej drodze na Powązki. W wyniku tego powietrznego karambolu zginęło dwóch kolejnych pilotów.


2. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Jakimi kryteriami kierował się Pan przy wyborze historii opisanych w książce?

TOMASZ SPECYAŁ: Jak wspomniałem w książce, publikacja nie wyczerpuje tematu – jest jeszcze wiele katastrof, które czekają na przybliżenie szerszemu odbiorcy. Zatem miałem w czym wybierać. W pracy kierowałem się dwoma kryteriami doboru tematów. Pierwszym była ilość dostępnego materiału, który pozwoliłby mi jak najdokładniej i jak najszerzej opisać wybrane zdarzenie, a drugim urozmaicenie tematyczne. Nie chciałem opisywać dziesięciu katastrof kolejowych czy lotniczych, których było w II RP mnóstwo. Chciałem, aby książka była jak najbardziej różnorodna tematycznie. Poszukiwałem i wybierałem takie tematy, które nie będą zbyt monotonne, chciałem pokazać jak najwięcej różnorakich zdarzeń. Ponadto szukałem wypadków, klęsk, które rozegrały się w różnych rejonach II RP – od Bałtyku po Tatry, od Wilna do Krakowa i Śląska. Wśród opisanych zdarzeń są zarówno te cywilne jak i wojskowe.

 


3. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: W latach PRL-u, z różnych względów, media często nie informowały o wielu tragicznych katastrofach i wypadkach. Czy w okresie przedwojennym gazety chętnie poruszały takie tematy? Czy dotarł Pan na przykład do informacji o jakichś naciskach, być może politycznych, by o jakiejś katastrofie nie pisać? W jaki sposób relacjonowano tragedie na łamach przedwojennej prasy?

TOMASZ SPECYAŁ: Gazety w dwudziestoleciu lubiły tematy sensacyjne, a katastrofy, obok przestępstw kryminalnych czy głośnych rozpraw sądowych, cieszyły się dużym powodzeniem. Te najbardziej spektakularne trafiały na pierwsze strony szczególnie dzienników lokalnych, ale nie tylko. Na przykład „Ilustrowany Kuryer Codzienny” potrafił na jedynce umieścić zdjęcia z katastrof, które miały miejsce poza granicami Polski. Często też przedstawiał swoim czytelnikom tragedie, do których dochodziło w innych krajach.

Jeśli chodzi o same relacje z katastrof, to powiem tak – RODO nie istniało i dla niektórych gazet nie było tematów tabu. Podam taki przykład – jeden z poznańskich dzienników zamieścił zdjęcie zabitej kobiety, a pod nim podał jej imię nazwisko oraz informację, że została zastrzelona z zemsty przez kochanka za zarażenie go chorobą weneryczną. Podobnie było przy katastrofach, podawano dane personalne ofiar i ewentualnych sprawców. Język jakim posługiwała się ówczesna prasa, był bardzo naturalistyczny – przykład za katowickim dziennikiem „Siedem groszy”. Uwaga, będzie drastycznie: „Czaszka strzaskana, z wypływającym z niej mózgiem, klatka piersiowa otwarta, z płucami wychodzącemi na zewnątrz, ręce i nogi zgruchotane. Żona tragicznie zmarłego uniknęła cudem katastrofy, wyskakując z pociągu. Oszalała z rozpaczy, nie może się pogodzić ze śmiercią męża. Przybiega pod okno wagonu i wyciąga ręce ku kostniejącym zwłokom. Podobnych krew w żyłach mrożących obrazów było więcej”.

Obecnie w tak obrazowy sposób relacjonowanie tragedii w mediach jest na szczęście nie do pomyślenia. Czyniło to publikowane materiały bardziej sensacyjnymi, a tym samym ciekawszymi dla szerszego odbiorcy choć zapewne byli i tacy, którzy taki sposób przedstawiania faktów  uważali za bezduszny wobec ofiar. Dziennikarze trafiali do szpitali i zbierali informacje wśród poszkodowanych, publikując później ich traumatyczne przeżycia. Brali udział w pogrzebach ofiar, dając tym samym świadectwo ostatniej drogi tych, których życie zakończyło się w tragiczny sposób. A na końcu opisywali przebieg rozpraw sądowych, komentując zapadające wyroki. Kiedy w 1922 w Pucku podczas pokazów spadła na zgromadzoną publiczność bomba, zabijając kilka osób, a żołnierz, który ją zrzucił dostał niski wyrok, to „Słowo Pomorskie” odniosło się do tego sarkastycznie pisząc, że wyrok tak łagodny dostał zapewne za „znakomite zrzucenie bomby”. Warto dodać, że relacje ubarwiały zdjęcia z katastrof, na których nierzadko znajdowały się zwłoki zabitych. Było to przerażające, ale dzięki temu gazety oddawały pełnię dramaturgii, wpływały na wyobraźnię czytelnika, a u części budziły przerażenie i być może egzystencjonalne refleksje. Dziś takie dziennikarstwo jest nie do pomyślenia, ale warto zwrócić uwagę na to jak wówczas w czasach bez internetu i telewizji relacjonowano ludzkie nieszczęścia.

 

4. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Co było najciekawsze w pracy nad niniejszą książką, a co najtrudniejsze, czy coś Pana zaskoczyło?

TOMASZ SPECYAŁ: Najciekawsze było odkrywanie tajemnic, które skrywały gazety, odnajdywanie losów bohaterów po tragediach, wątki poboczne jak choćby zatrzymywanie kieszonkowców podczas katastrofy kamienicy przy ul. Freta 16 w Warszawie, czytanie relacji świadków, którym udało się przeżyć. Najtrudniejsze było znalezienie epilogu sprawy, która kończyła się w sądzie, wiązało się to z przekopywanie gazet w odnalezieniu informacji o procesie, który czasem rozpoczynał się parę miesięcy po tragedii. Trudności pojawiały się też wtedy, gdy zorientowałem się, że gazety myliły nazwiska i imiona ofiar, podając różne ich wersje. Starałem się wtedy ustalić, która jest prawdziwa.


5. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: A jak te tragiczne zdarzenia, których doświadczyła II RP prezentowały się na tle podobnych wydarzeń w Europie czy na świecie?

TOMASZ SPECYAŁ: Niewątpliwie największe żniwo w Polsce zebrała pandemia grypy hiszpanki, która w latach 1918–1920 przetoczyła się przez świat. Wówczas w Polsce miało umrzeć około 250 tysięcy osób. Jednak wypadki, katastrofy i działanie sił natury w Polsce międzywojennej, w porównaniu z tymi, do których dochodziło za granicami, a o których wspominała prasa, były pod względem ofiar na całe szczęście bardzo oszczędne. Dla przykładu: w pożarze madryckiego teatru w 1928 roku zginęło 80 osób, a 200 zostało rannych. W 1931 roku zatonął statek Wiking ze 138 osobami załogi na pokładzie, z których uratowano jedynie 60. W niemieckiej kopalni „Anna” w Alsdorf, w październiku 1930 roku doszło do katastrofy, w której śmierć poniosło 231 górników. W 1931 roku we włoskich Alpach lawina zabrała 83 ofiary, a pożar w więzieniu stanowym w Ohio w 1930 roku pochłonął 322 osoby. W Polsce najwięcej ludzi zginęło podczas powodzi  z 1934 roku, która dotknęła Małopolskę. Natomiast inne katastrofy kolejowe czy kopalniane nie były tak spektakularne jak te, które miały miejsce w innych krajach. Ale to nie znaczy, że jest to powód do zadowolenia, gdyż każda taka śmierć była wielką tragedią szczególnie dla bliskich.

Na koniec chciałbym jeszcze dodać, że kiedy dochodziło do wypadków albo katastrof pierwsze, co powstawało, to zbiegowisko – jedni rzucali się na ratunek, dopóki nie zjawiły się odpowiednie służby, inni tylko się przyglądali, a jeszcze inni patrzyli, co można ukraść w powstałym zamieszaniu. Pogrzeby tych, którzy ponieśli śmierć w wyniku tragicznych okoliczności, również cieszyły się dużym zainteresowaniem. W pochówku ofiar katastrofy kolejowej, do której doszło w Poznaniu w 1933 roku, jak podała prasa, miało wziąć udział nawet 30 tysięcy ludzi. Biorąc pod uwagę, że ówczesny Poznań liczył niecałe 253 tysiące mieszkańców, to w tej uroczystości wzięło udział przeszło 10 % poznaniaków. Z jednej strony był to też przejaw ciekawości, ale i zapewne dużej empatii i współczucia społeczeństwa wstrząśniętego ogromną tragedią.

 


6. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: „Katastrofy II Rzeczpospolitej” to nie pierwsza Pana publikacja. Kilka lat temu ukazały się książki: „Zatańczmy peyotl-stepa” oraz „Memento Mori. Prawdziwe śmierci przypadki”. Jest Pan również współautorem „Kryminalnej historii Poznania”. Czy mógłby Pan przypomnieć w kilku słowach powyższe tytuły?

TOMASZ SPECYAŁ: Praca nad „Kryminalną historią Poznania” była bardzo fascynującą przygodą, do której zaprosił mnie mój kolega ze studiów Adam Pleskaczyński mający wówczas na koncie kilka bardzo ciekawych publikacji poświęconych historii Poznania. Prace nad nią trwały dwa lata z przerwami. Ramy czasowe tej książki rozciągają się od schyłku średniowiecza do 1939 roku. Praca była dość żmudna, akt policyjnych dotyczących Poznania międzywojennego zachowało się niewiele, pozostawało przekopywanie gazet, w których poza informacjami związanymi z tematem książki znajdowałem wiele różnych innych rzeczy budzących moją ciekawość. Z materiałów, które wtedy dodatkowo zebrałem, powstało „Memento Morii” – to taka książeczka, w której przedstawiłem różne przypadki śmierci opisywanych głównie w prasie międzywojennej, choć znalazło się kilka zdarzeń z początku XX wieku. Były one na tyle ciekawe, że postanowiłem je przypomnieć. Natomiast książka „Zatańczmy peyotl-stepa” powstała również z materiału zebranego przy pisaniu „Kryminalnej historii”, w której nie zmieścił się rozdział o handlu narkotykami w międzywojennym Poznaniu. Był to spory materiał, którego szkoda byłoby nie wykorzystać. Zatem kiedy Wydawnictwo Miejskie Posnania ogłosiło konkurs literacki na powieść o Poznaniu, postanowiłem wykorzystać zebrany materiał i go zbeletryzować. Tak powstała powieść o narkomanach i handlarzach narkotyków w międzywojennym Poznaniu. W zasadzie cała jest ona oparta na prawdziwych zdarzeniach, które opisywała wówczas prasa. Za tę powieść otrzymałem drugą nagrodę.

 

7. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: W epilogu swej książki pisze Pan, że w latach II RP mieliśmy do czynienia z ogromną ilością wydarzeń o tragicznych skutkach. W książce udało się przypomnieć zaledwie ułamek z nich. Czy podobnie jak w przypadku książek Leszka Adamczewskiego poświęconym katastrofom powojennym, bierze Pan pod uwagę opracowanie kolejnego tomu „Katastrof II Rzeczpospolitej”?

TOMASZ SPECYAŁ: Jeżeli będzie zainteresowanie czytelników, to jak najbardziej biorę pod uwagę kontynuację tego tematu. Mogę zdradzić, że mam już zgromadzone trochę nowego materiału, który na pewno będzie ciekawym uzupełnieniem pierwszej książki.


ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Bardzo dziękuję za rozmowę.

 


Recenzja książki Tomasza Specyała „Katastrofy II Rzeczpospolitej”:

http://www.zapomnianabiblioteka.pl/2023/03/katastrofy-ii-rzeczpospolitej.html

 

 

środa, 22 lipca 2020

„Heretyk”



Witold J. Ławrynowicz „Heretyk”


Ciężko chory węgierski bolszewik, uciekinier z Sowietów, przebywa w szpitalu w Budapeszcie. Wie, że jego dni są policzone i na łożu śmierci zdradza opiekującemu się nim lekarzowi, Imre Narhwoldowi, straszną tajemnicę i daje mu na przechowanie notes. Następnej nocy umiera, a niedługo potem zostaje zamordowany doktor Nahrwold, na jego ciele widoczne są ślady tortur, a mieszkanie wygląda, jakby sprawcy czegoś szukali. Po kilku dniach wdowa znajduje notes byłego bolszewika wśród rzeczy, które jej zmarły mąż trzymał w szafce w szpitalu. Agata Narhwold, Polka z pochodzenia, zastanawia się, dlaczego zamordowano jej męża i czego mogli szukać mordercy w ich mieszkaniu. Wkrótce atmosfera wokół niej zagęszcza się, postanawia przekazać znaleziony notes policji, ale wtedy dowiaduje się czegoś zupełnie niespodziewanego.




Na warszawskich Powązkach odbywa się pogrzeb Karola Czerskiego. Ceremonię obserwują sowieccy agenci. Postanawiają przez kilka miesięcy śledzić Annę, aby uzyskać pewność, że udało im się zlikwidować jej męża. Tymczasem wdowa nie jest do końca przekonana o jego śmierci i wykorzystuje swoje zdolności jako medium, by dowiedzieć się prawdy.

Ninon, agentka sowiecka, podczas rutynowej misji uwiedzenia mężczyzny popełnia przypadkowo bardzo poważny błąd, czym wywołuje niezadowolenie swoich mocodawców. Po powrocie do Berlina, gdzie pracuje dla wywiadu, stwierdza, że ktoś ją śledzi i jednocześnie dostaje polecenie do stawienia się w agenturze INO w Pradze. Postanawia zatrzeć za sobą ślady. OGPU nigdy nie zapomina, ma bardzo długie ręce i jest całkowicie bezwzględne.

Źródło:

Wydawnictwo LTW na Facebooku:


Wydawca: LTW
ISBN: 978-83-7565-650-3
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 310




wtorek, 30 czerwca 2020

„Sprzedawczyk”



Witold J. Ławrynowicz „Sprzedawczyk”


Karol Czerski rozpoczął nowe życie w Monte Carlo jako Karl Bauman. Podjął pracę w ekskluzywnym kasynie jako szef ochrony. Pewnej nocy zauważa na tarasie kasyna Ninon, sowiecką agentkę, a po chwili ktoś próbuje go zastrzelić. Bauman rozprawia się z zamachowcami, ale zdaje sobie sprawę, że musi znaleźć nową kryjówkę przed wywiadem sowieckim.




Tymczasem jego przyjaciel, Józef Niemojewski, odbywa służbę na pograniczu polsko-sowieckim. Jego żona Jadwiga zostaje uprowadzona podczas podróży do męża. Niemojewski wyrusza jej na ratunek i sam znika w Sowietach. U Baumana pojawia się ojciec Jadwigi i błaga o ratowanie córki. Bauman podejmuje się niemal samobójczej misji i w towarzystwie porucznika Radeckiego i jego oddziału, zaprawionych w walce z bolszewikami, wyrusza do Sowietów z szaleńczym planem odbicia Niemojewskich.

Źródło:

Wydawnictwo LTW na Facebooku:


Wydawca: LTW
ISBN: 978-83-7565-515-5
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 390




sobota, 18 stycznia 2020

Siedem pytań do Grzegorza Skorupskiego



Grzegorz Skorupski, autor powieści kryminalnych


1. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Jakie elementy uważa Pan za najistotniejsze w czasie pracy nad powieścią kryminalną, której akcja przenosi czytelnika o kilkadziesiąt lat wstecz? W jaki sposób stworzyć lub odtworzyć klimat dawnego miasta, tak aby czytelnik zagłębiając się w lekturze zapomniał choć na chwilę o tym, że żyje w XXI stuleciu?

GRZEGORZ SKORUPSKI: Dla mnie nastrój powieści jest przynajmniej tak samo istotny jak fabuła. Staram się przekazać pewien klimat miasta wpisany w określoną epokę. Składa się na to wiele czynników. Ważna jest przestrzeń miejska, charakterystyczna dla danego okresu. Ale to nie wszystko. Przecież dziś pewne jej elementy nadal funkcjonują. Trzeba spojrzeć na nią z perspektywy człowieka tamtych czasów. I nie jest to proste. Jestem historykiem, szczególnie zafascynowanym okresem międzywojennym. To bardzo interesujące czasy, nie tylko ze względu na wydarzenia polityczne czy militarne. Najciekawsi są jednak ludzie, którzy mimo, że doświadczyli ogromnej traumy Wielkiej Wojny, to po zaledwie 20 latach pakują się w kolejny kataklizm. Staram się wejść w ich sposób odczuwania, myślenia, pojmowania świata. To właśnie człowiek i jego wzajemne relacje charakterystyczne dla epoki mogą w powieści kryminalnej tworzyć klimat dawnego miasta.

2. W jednym z wywiadów przyznał Pan, że główne wątki swych książek wymyśla Pan sam. A czy jakieś wydarzenia z tła powieści lub postacie drugoplanowe są inspirowane rzeczywistymi historiami sprzed lat?

Moje zbrodnie :), o ile oczywiście mogę tak mówić, są całkowicie wymyślone. Ale, aby tło powieści było jak najbardziej rzeczywiste, wplatam realne sytuacje. Na przykład w „Dłoniach śmierci” niektóre wspomnienia bohaterów, dotyczące makabrycznych wydarzeń z czasów wojny, oparłem na wspomnieniach żołnierzy niemieckich i angielskich. Krzyżostaniak i jego specyficzny styl  bycia, wzorowany jest na moim zmarłym przyjacielu.

3. Jak dużo czasu w trakcie pracy nad powieściami pochłaniało Panu wertowanie materiałów archiwalnych, przeglądanie starych gazet, pamiętników?

Przeważnie jest to od kilku miesięcy do pół roku. Jestem autorem trzech książek dotyczących historii Gostynia, więc jest mi dużo łatwiej, część pracy już mam za sobą. Ale czasami akcja przenosi się na przykład do Poznania i wówczas muszę szukać innych materiałów: zdjęć czy pocztówek przedstawiających dane ulice, ogłoszeń handlowych, rozkładów jazdy tramwajów czy repertuaru kin. Czasami sprawdzam na przykład nazwy  firm produkujących gramofony czy znanych szewców. Oczywiście w powieści kryminalnej takie drobiazgowe odzwierciedlanie rzeczywistości historycznej nie jest konieczne, ale odzywa się we mnie niestety dusza historyka, która dąży do maksymalnej realności przedstawionych sytuacji. :). To zdecydowanie opóźnia pracę nad książką. Teraz bezskutecznie szukam, gdzie mieściła się siedziba BBWR w Poznaniu. Najwięcej czasu jednak zajmuje czytanie prasy z danego okresu. Czytam wszelkie gazety wychodzące w Wielkopolsce i kilka centralnych. Nie tylko w celu uzyskania informacji, ale by przenieść się w tamten świat, zacząć myśleć, czuć, bać się i śmiać jak ludzie z epoki, którą opisuję.




4. Czy może Pani odsłonić przed czytelnikami trochę z tajników swojego warsztatu pisarskiego? 

Temat sam mnie znajduje. Zawsze oprócz zbrodni, jest coś, co chciałbym poruszyć, przedstawić czytelnikowi jakiś problem. W „Smaku błękitu” była to kwestia człowieka przełomu epok, ze swoimi niepokojami, upoetycznieniem rzeczywistości i podświadomym strachem przed nadchodzącym kataklizmem wojny. „Dłonie śmierci” to nastrój strachu i niepewności jutra wkomponowany w poranione okrucieństwem wojny umysły ludzi początku lat 20-tych.  I wtedy przychodzi czas, by wpleść w to zbrodnię :). Zdarza się, że obmyślam ją nawet kilka tygodni. Kiedy już wszystko jest ułożone, dzielę rozdziały, by stopniowo dozować czytelnikowi informację i zaczynam pisać. I tu często, wszystko co pierwotnie wymyśliłem, ewoluuje w niewiadomym kierunku. Piszę przeważnie wieczorami, ze słuchawkami na uszach. Nie potrafię pisać w ciszy! Rozprasza mnie! A muzyka ma dla mnie ogromne znaczenie. Mam ulubione płyty, właściwie przypisane do konkretnych książek. Nie wiem jaki nastrój będzie miała najnowsza, ale na razie wałkuję Mars Red Sky przeplatając KEN Mode. Mieszanina wybuchowa :).
 
5. Jakich autorów polskich kryminałów historycznych ceni Pan najwyżej? Kto jest Pana ulubionym powieściowym detektywem?

Obecnie mamy w Polsce tak wielu wspaniałych autorów kryminałów, że wymieniając nawet kilkunastu, mógłbym kogoś pominąć. Wspomnę może tylko Macieja Słomczyńskiego, którego Joe Alex zaskakiwał inteligencją dedukcji i z innej beczki, już zagranicznej: Philipa Marlowa, którego z kolei uwielbiam za cynizm i soczystość porównań. Chciałbym, aby mój Adam Karski był wypadkową obu postaci.




6. W październiku 2020 r. Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu organizuje Gostyński Festiwal Kryminału Retro "Kryminalny Magiel". Czy pomysł aby festiwal ten odbywał się właśnie w Gostyniu, ma jakiś związek z Panem lub Pana powieściami kryminalnymi?

Podczas premiery „Dłoni śmierci” doszło do spotkania mojej wydawcy, Joli Świetlikowskiej (Oficynka) i dyrektora Biblioteki Miejskiej Przemka Pawlaka. Ponieważ dyrektor jest otwarty na różne innowacyjne, a nawet ryzykowne przedsięwzięcia, szybko zapalił się do tego pomysłu. W Polsce jest wiele festiwali kryminału, że wymienię choćby Wrocław, Poznań, Warszawę, Gdańsk czy Piłę. Ale gostyński „Kryminalny Magiel” ograniczać się będzie tylko do nurtu „retro”, myślę zresztą, że i tak szerokiego. Liczymy, że trwale wpisze się w cykl imprez fanów kryminału.

7. Kiedy będziemy mogli przeczytać kolejny tom przygód Adama Karskiego? Czy areną kolejnych zbrodni i śledztw ponownie będzie Gostyń?

Jeszcze w tym roku, prawdopodobnie jesienią ukaże się kolejna część z Adamem Karskim, czyli oczywiście akcja będzie się dziać w Gostyniu. Tym razem śmierć polityka w określonej przestrzeni, gdzie podejrzanych można ograniczyć do kilkoro osób. A tło wydarzeń to wrzesień 1930 roku, rządy autorytarne, łamanie konstytucji przez partię rządzącą, walka rządu z samorządami, czystki w administracji i niepewność wobec aresztowania posłów opozycji i coraz większej brutalności politycznej. Oczywiście jest też potężne nagromadzenie emocji, które zawsze pchają do zbrodni. Nawet tych misternie obmyślonych. „Dom pod czerwonym dębem” nie jest trzecią częścią serii z Adamem Karskim, być może wrócę jeszcze do lat 20tych (mam kilka pomysłów), jednak czułem potrzebę tym razem przenieść akcję właśnie do roku 1930.

Dziękuję za rozmowę.


Strona Grzegorza Skorupskiego:

Powieści Grzegorza Skorupskiego na stronach Zapomnianej Biblioteki:


 

sobota, 20 lipca 2019

Siedem pytań do Macieja Liziniewicza (Część 1)




Maciej Liziniewicz – autor wysoko ocenionej przez kapitułę konkursu na najlepszą Samochodzikową Książkę 2017 Roku powieści „Scheda”. W czerwcu tego roku ukazała się jego pierwsza powieść historyczna „Czas pomsty”. Jej akacja rozgrywa się w czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej. Przodkowie Macieja Liziniewicza wywodzą się z Ziemi Świętokrzyskiej, on sam zaś osiadł w Krakowie.


1. W trakcie pracy nad „Czasem pomsty” korzystałeś z pamiętników wielu postaci, jakie w różnym stopniu zaznaczyły się na kartach historii dawnej Rzeczypospolitej. Sięgałeś również po słynne dzieło Władysława Łozińskiego „Prawem i lewem”. Bracia Łozińscy nie pozostawili po sobie niestety zbyt wielu powieści historycznych. Których zatem z klasyków polskiej powieści historycznej cenisz najwyżej?

Bardzo trudno znaleźć prostą odpowiedź na to pytanie. Nie mam bowiem jakiegoś jednego ulubionego pisarza, którego mógłbym bez namysłu wymienić. Do głowy przychodzą mi Karol Bunsch, Antoni Gołubiew, Wacław Gąsiorowski, Zofia Kossak-Szczucka, Kazimierz Korkozowicz, Józef Hen a z bardziej współczesnych Jacek Komuda czy Mariusz Wollny. To z pewnością jednak nie wyczerpuje długiej listy autorów, których książki miałem przyjemność przeczytać. Oczywiście mówię tu o beletrystyce, gdyż równie często sięgam do opracowań tematycznych, czy biografii postaci historycznych. Podsumowując, nie mam skłonności, to tworzenia rankingu twórców, świadomy, że każdemu może przytrafić się dzieło bardziej, lub mniej udane.

2. Kiedy do księgarń trafią kolejne tomy poświęcone przygodom dzielnego szlachcica z Wygnanki, zapewne pojawią się pierwsze porównania Twoich powieści z twórczością Jacka Komudy. Autor „Banity” przyznaje, że jego fascynacja literaturą historyczną rozpoczęła się od lektury „Trylogii” Sienkiewicza. Po latach jednak nie ceni już tak wysoko jego utworów. Zarzuca im, że tworzący „ku pokrzepieniu serc” Sienkiewicz pisał powierzchownie m.in. o relacjach polsko-ukraińskich i zdarzało mu się mijać z prawdą. Jaki jest Twój stosunek do powieści historycznych Sienkiewicza? Czy Twoje spojrzenie na twórczość noblisty także zmieniało się na przestrzeni lat?

Gdzieniegdzie takie porównania już się zdarzyły, co chyba jest nieuchronne. Podkreślę, że cenię bardzo twórczość pana Jacka Komudy i to po części on swoimi książkami zainspirował mnie do pisania. Co do Henryka Sienkiewicza, to po prostu lubię jego powieści. Jak całe moje pokolenie zostałem na nich wychowany, dlatego mam do nich również sentyment. Umykają mi więc mankamenty, które mogą zniechęcać innych. Lektura książek tego noblisty to dla mnie powrót do lat dzieciństwa i młodości z całą ich naiwnością i prostodusznością. Pewnym zgrzytem jest tu mniej znana powieść „Na polu chwały”. Stanowi ona jednak na swój sposób symptom niejakiej zmiany stosunku autora do opisywanej epoki. Można w niej dostrzec bardziej surową ocenę szlachty i jej zachowań pełnych pychy, chciwości i pogardy. Gdyby wyszła spod innego pióra, należałoby by ją uznać za poprawną. Po Sienkiewiczu jednak spodziewano się więcej. Zresztą, sam autor Trylogii miał chyba podobne odczucia.

Co do przedstawianej przez Henryka Sienkiewicza historii, z pewnością jest ona jednostronna. Należy jednak pamiętać, że Trylogia to cykl powieści, którym przyświecał pewien nadrzędny cel. Do dziś zresztą ten obraz jest bardzo krzepiący, stąd wciąż wielka popularność autora. Dlatego nie czynię Sienkiewiczowi zarzutu z tej subiektywności, jak i czasem mijania się z prawdą. To po prostu autorska wizja przeszłości, ze wszystkimi jej wadami i zaletami.




3. Czytając „Czas pomsty”, w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy nie poślesz bohatera swej powieści na ziemie opanowane przez Turków, tak jak to uczynił z Hanuszem Bystrym wspomniany wyżej imć pan Łoziński w powieści „Oko proroka”. Okazało się jednak, że wybrałeś inną drogę, dzięki temu Żegocie Nadolskiemu pozostała jeszcze jedna sprawa do rozwiązania. Czy będziemy mogli o tym przeczytać w kolejnym tomie sagi o jego przygodach?

Miejmy nadzieję, że to dopiero początek przygód szlachcica z Wygnanki. Do rozwiązania pozostało mu jeszcze wiele zagadek, a czas w którym żyje, to cisza przed nadciągającą burzą. W takich chwilach ludzie coraz bardziej ulegają  skrajnym emocjom i nasila się w nich wiara w to, co nadnaturalne. Proszę nie zapominać, iż Czas pomsty to nie tylko powieść historyczna, ale i fantasy. Uważny czytelnik zauważył z pewnością, iż wśród nieodkrytych tajemnic jest także kilka, zasygnalizowanych tylko, małych sekretów, które powoli zostaną odsłonięte. No i co z sąsiedzkim, przyziemnym problemem siwowłosego weterana? Starałem się, aby powieść miała wiele warstw, zarówno tych dotyczących codzienności, jak i spraw o szerszym znaczeniu. Ta książka to także opowieść o uwikłaniu jednostki w historię, jak i pewnym fatum, które zaciążyło na bohaterze. Opisane w Czasie pomsty zdarzenia wprowadzają dopiero czytelnika w mroczny świat, z jakim będzie się musiał zmierzyć Żegota Nadolski. Przyszłość zaś fechmistrza z Wygnanki jest co najmniej niepewna, bowiem wiele z tego, co sądził, może okazać się tylko złudzeniem. Gdzie zaś los zawiedzie bohatera? Z pewnością tam, gdzie czekają na niego nowe wyzwania. Na razie przygotowałem ostatecznie drugi tom książki, który, wierzę, spotka się z życzliwym przyjęciem przez czytelników.

4. Wspomniani przez Ciebie autorzy mieli swoje ulubione okresy w dziejach naszego kraju. Od czasu do czasu zdarzało im się jednak zrobić mały „skok w bok”. Czy kiedyś Maciej Liziniewicz pójdzie śladem choćby Kazimierza Korkozowicza i przeniesie fabułę którejś z kolejnych powieści np. do czasów Władysława Jagiełły?
Nie jestem przywiązany do konkretnej epoki historycznej, choć rzeczywiście darzę sentymentem siedemnaste stulecie. Jednak tak samo lubię na przykład wiek pary i elektryczności. Z pewnością chciałbym umieścić akcję którejś z kolejnych powieści w tym czasie. Fascynuje mnie bowiem zderzenie racjonalizmu z romantyzmem, dające szerokie pole do popisu dla kogoś, kto próbuje pisać książki z pogranicza historii i fantasy. Od kilku lat leży w mojej szufladzie niedokończony rękopis powieści z czasów II wojny światowej. A średniowiecze? Napisałem książkę, można by rzec opasłe tomiszcze, z gatunku historycznej fantastyki, której akcja dzieje się w średniowiecznym uniwersum. Jeśli znajdzie się zainteresowany wydawca, z pewnością książka mogłaby zaspokoić oczekiwania czytelników co do tej epoki.

5. Kto był pierwowzorem Żegoty Nadolskiego, głównego bohatera „Czasu pomsty”?

Nie było konkretnej postaci, którą mógłbym wymienić. Pomysł na książkę zrodził się od jednej sceny, która przyszła mi kiedyś do głowy i nie dawała spokoju. Naturalnie wiem, że motyw powracającego do domu żołnierza to dość popularny sposób zawiązania akcji. Można by szukać w postaci Żegoty Nadolskiego podobieństw do Tomasza Błudnickiego, ale również do Robin Hooda czy Odyseusza. Istotne w tym jest jednak coś innego – ludzkie pragnienie cofnięcia czasu i odnalezienia utraconego świata z przeszłości. W tym sensie każdy z wymienionych przeze mnie bohaterów to postać tragiczna, mierząca się z bolesną stratą, z którą, mimo prób, nigdy nie uda się do końca pogodzić.

6. Co sprawiło Ci najwięcej trudności w pracy nad powieścią?

Zaskoczę Cię, ale nie mam w pamięci żadnych trudniejszych chwil. Może wynika to z faktu, że lubię szukać ciekawostek z przeszłości i nie traktuję konieczności uzupełniania wiedzy historycznej jako utrapienia. Poza tym polubiłem swojego bohatera, a to chyba klucz do tego, aby nie męczył autora. Z tego ostatniego wynika też to, iż w głowie i notatkach mam już ułożone dalsze losy Żegoty. Jeśli więc czytelnicy będą zainteresowani, czeka na nich kolejna porcja przygód szlachcica z Wygnanki.

7. W trakcie pracy nad „Czasem pomsty” balansowałeś pomiędzy światem realnym a nierzeczywistym. Jako miłośnik powieści historycznych, muszę stwierdzić, że na szczęście udało Ci się nie przekroczyć cienkiej granicy dzielącej te wymiary. Czy na dzisiejszym rynku księgarskim widzisz jeszcze miejsce dla powieści historycznych bez domieszki fantasy?

Czy „Czas pomsty” jest bardziej powieścią historyczną, czy fantasy? Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie czytelnicy. Jeśli czytać powieść wprost, zjawiska nadnaturalne wypełniają tę książkę. Ale chciałem też, aby nie było to tak do końca jednoznaczne. Patrzymy na świat otaczający bohaterów ich oczami, przyjmując też ich sposób myślenia o zaistniałych zdarzeniach. Z drugiej strony wiele z nadprzyrodzonych zdawałoby się zjawisk, można by wytłumaczyć racjonalnie. Chciałem w książce zatrzeć tę granicę pomiędzy realnością a złudą, pozostawiając pole do przemyśleń i interpretacji. Przy okazji podkreślę, iż rzetelność starałem się zachować nie tylko w zakresie faktograficznym, ale też odwołując się do wierzeń sprzed kilkuset lat i sposobów radzenia sobie z niewyjaśnionym.

Co do powieści historycznych i ich miejsca w literaturze, myślę, że wiele osób czeka na takie książki. Istotą problemu jest odkrycie przez współczesnych autorów nowego sposobu pisania o przeszłości, takiego, jakim posłużyła się na przykład Kristina Sabaliauskaite. A włączenie do powieści historycznej świata nadprzyrodzonego, moim zdaniem, wcale jej nie przeszkadza, lecz uzupełnia ją, o ile i na ten świat autor spojrzy z perspektywy swoich bohaterów.

Ciąg dalszy nastąpi.


Recenzja powieści „Czas pomsty”:

Strona autorska Macieja Liziniewicza:

Wątek poświęcony twórczości Macieja Liziniewicza 
na Forum Miłośników Pana Samochodzika:






sobota, 2 lutego 2019

Siedem pytań do Adama Węgłowskiego



Adam Węgłowski, autor powieści kryminalnych


1. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Na kartach powieści „Krew Habsburgów” splata się kilka wątków. W pewnym momencie pojawiają się nawet sceny rodem z powieści awanturniczych. Co było najciekawsze, a co najtrudniejsze w pracy nad tą książką?

ADAM WĘGŁOWSKI: Najciekawsze było obserwowanie, jak bohaterowie powieści zaczynają żyć własnym życiem. To znaczy nie chcą postępować według moich planów! Okazuje się, że to, co uknułem, nagle przestaje przystawać do ich charakteru, staje się niewiarygodne. Na przykład: Kamil Kord nie jest superbohaterem. Nie powali nagle bandy przeciwników, nawet nie przyjdzie mu to do głowy, bo jest realistą. Jeśli sobie wyobrażałem, że tak wybrnie z niebezpieczeństwa, to się myliłem. I trzeba wtedy główkować, co dalej, w którą pójść stronę. To właśnie bywa najtrudniejsze. Wybranie właściwej drogi, która zgodna będzie z charakterystyką postaci i jej doświadczeniami, a jednocześnie współgrać będzie z intrygą, nastrojem i wszystkimi wątkami powieści.  

2. W czasie pracy nad trzema powieściami kryminalnymi, których akcja rozgrywa się przed ponad wiekiem, zapewne wiele czasu poświęcił Pan na poszukiwanie źródeł, które mogłyby być pomocne w wiarygodnym przedstawieniu klimatu epoki. Proszę opowiedzieć o tym etapie pracy nad książkami.

Tak, oczywiście. Długie godziny spędziłem w bibliotekach i na internecie, korzystając z dostępnych tam starych gazet i książek. Swoją drogą, cyfrowe biblioteki bardzo ułatwiają dotarcie do XIX-wiecznej prasy i lepsze poznanie ówczesnych realiów. Pewne wydarzenia – na przykład pożar teatru w Wiedniu – są tam opisane tak sugestywnie, że grzechem byłoby pominąć niektóre szczegóły. Podobnie jest z pamiętnikami epoki, to wspaniałe źródło informacji. Czyli jako współczesny dziennikarz i pisarz korzystam z tego, co pozostawili koledzy po fachu kilka pokoleń temu. Nie zapominam też o opracowaniach historycznych już z naszych czasów – pomagają one krytycznie ocenić teksty źródłowe, skażone ówczesną propagandą, cenzurą i przesądami.

To wszystko pęcznieje i rozkwita w mojej wyobraźni; zaczynam pisać, dopisywać, poprawiać. Zdarza mi się wręcz zatracać w pracy, czas przestaje istnieć, a opowieść płynie, płynie, płynie…

3. Czy Wiedeń, Paryż lub Londyn są bardziej interesujące dla autora kryminałów od choćby trochę zapyziałej, ale pełnej tajemnic, i nie do końca odkrytej Galicji?


Nie. Po prostu w metropoliach więcej się działo i zbrodnie tam popełnione zyskiwały rozgłos na całym świecie. Dobrym przykładem mogą tu być londyńskie morderstwa Kuby Rozpruwacza. Sęk w tym, że o nich wielokrotnie już pisano. Postanowiłem znaleźć inny klucz, opowiedzieć o tym z odmiennej, lecz też interesującej perspektywy. Wydaje mi się, że udało mi się to osiągnąć i „Noc sztyletników” nie jest jeszcze jedną zwyczajną, „po bożemu” napisaną powieścią kryminalną o poszukiwaniach Rozpruwacza.

Co do mniejszych miast i miejscowości na prowincji – mają tę zaletę, że są mniej „ograne”. A skoro odwołujemy się do rzeczywistych spraw kryminalnych, to te popełnione na galicyjskich wsiach są przecież równie zasługujące na uwagę, potępienie i refleksję jak zbrodnie w Londynie czy Paryżu. Często są zapomniane, lecz niosą za sobą niejedno zaskoczenie… 

4. Jakie są najistotniejsze składniki pasjonującego kryminału retro?

Po pierwsze dobry temat, który zainteresuje współczesnego Czytelnika. Po drugie bohaterowie, którzy nie wydają się wycięci z papieru ani wyciągnięci z szafy cuchnącej naftaliną. Po trzecie przekonująco oddane realia miejsc i wydarzeń z opisywanej epoki. Po czwarte ciekawa intryga, wciągająca akcja, żywa narracja.   

5. Po książki którego z autorów kryminałów sięga Pan najchętniej?

Wielkie wrażenie zrobiła na mnie swego czasu powieść „Crimen” Józefa Hena. To książka historyczno-przygodowa (osadzona w XVII wieku), jednakże z kryminalnym wątkiem w tle. Chciałbym umieć pisać tak jak Hen… A z czasów nam bliższych, bardzo cenię twórczość Iana Pearsa („Którędy droga?”, „Stone’s Fall”, „The Portrait”). Inspirowały mnie też filmy. Na przykład kryminał „Wśród nocnej ciszy” – polska ekranizacja czeskiej powieści „Śledztwo prowadzi radca Heumann” Ladislava Fuksa. Albo „Morderstwo na zlecenie”, łączące Sherlocka Holmesa i sprawę Kuby Rozpruwacza… Długo by o tym mówić!

6. Powieści kryminalne to nie jedyne książki w Pana dorobku. Proszę opowiedzieć o innych swoich publikacjach oraz o swojej działalności, która jak zauważyłem, bardzo blisko związana jest z historią.

Tak, równolegle piszę książki popularyzujące historię. Wydałem „Labirynt Verne’a” (rzecz o polskich korzeniach kapitana Nemo), „Żywe trupy” (o korzeniach wiary w zombie), „Bardzo polską historię wszystkiego” (o zapomnianych polskich wątkach w kulturze masowej), a ostatnio „Wieki bezwstydu” (o erotyce i obyczajach w świecie starożytnych Greków i Rzymian). To zarówno pokłosie moich zainteresowań, jak i pracy dziennikarskiej w magazynie „Focus Historia”.

Poza tym mam na koncie powieść „Czas mocy”, rozgrywającą się na moich rodzinnych Mazurach w czasach PRL. To trochę takie polskie „Stranger Things” (więcej na stronie Czasmocy.pl). Zachęcam Czytelników do odwiedzenia mojego bloga Historyjki (adamweglowski.wordpress.com) – sporo tam ciekawostek, linków do artykułów itp. Polecam też mój skromny quiz detektywistyczny dla fanów kryminałów retro (sledztwo.wordpress.com).

7. Czy może Pan zdradzić kiedy ponownie spotkamy się z bohaterem Pana powieści Kamilem Kordem? Gdzie rozgrywać się będzie akcja nowej książki?

Kiedy – to w dużej mierze zależy od Czytelników. Jeśli będą chcieli więcej opowieści o Kamilu Kordzie, na pewno nie odmówię! Mam nawet plan, że nasz bohater wylądowałby na drugiej półkuli. Ale więcej zdradzić nie mogę.

Dziękuję za rozmowę.


Powieści Adama Węgłowskiego na stronach Zapomnianej Biblioteki:




sobota, 19 stycznia 2019

Siedem pytań do Alicji Minickiej



Alicja Minicka, autorka powieści kryminalnych „Morderstwo w Miłowie” oraz „Bestia”


1. ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Przeczytałem dwie powieści Pani autorstwa, wydane kilka lat temu „Morderstwo w Miłowie” oraz „Bestię”, która ukazała się kilka tygodni temu. Akcja Pani książek rozgrywa się w czasach II RP. Skąd pomysł na wątek kryminalny „Bestii”? Czy natrafiła Pani na informacje o podobnych zbrodniach w starych aktach, dokumentach lub prasie?

ALICJA MINICKA: Pomysł na intrygę wpadł mi do głowy po przeczytaniu artykułu w miesięczniku Focus Historia (nie dotyczył spraw kryminalnych). Postacie  i wydarzenia w "Bestii" są fikcyjne. Bardzo lubię czytać pitavale. Być może jakaś autentyczna sprawa posłuży mi kiedyś za kanwę  powieści. Przeglądając przedwojenną prasę natrafiłam na informacje  o jednej z najsłynniejszych afer II RP -  poznańskiej aferze pedofilskiej. Jest o niej wzmianka w "Bestii".

2. Związany podobnie jak Pani z wydawnictwem Oficynka Piotr Schmandt zdradził, co wg niego jest najważniejsze w pracy nad kryminałem retro: „Miłość do epoki, na pierwszym miejscu. Trzeba dane czasy czuć, mieć pragnienie ich dalszego poznawania i pokorę w stosunku do odmienności, jakie sprawiają, że to już przeszłość. Niby ludzie są wciąż tacy sami, nie zmienia się ich natura, ale… nasi przodkowie, twierdzę, byli zupełnie inni niż my, inaczej też patrzyli na otaczający świat, co było wynikiem ich życia w określonej, dziś nam niedostępnej, rzeczywistości. Ważne jest też, wspomniane wcześniej, zamiłowanie do poszukiwania detali z rozmaitych sfer życia, które sprawiają, że książka w pewnym sensie, na sposób niedoskonały oczywiście, jest obrazem minionych czasów”. Po przeczytaniu felietonu na stronie: https://www.zbrodniawbibliotece.pl/felieton/czy-klasyczny-kryminal-gatunek-zagrozony?fbclid odniosłem wrażenie, że Pani ma nieco inne spojrzenie na tę sprawę niż autor „Pruskiej zagadki”. Jaka jest zatem Pani recepta na dobrą powieść kryminalną, której akcja rozgrywa się kilkadziesiąt lat temu?

Pisarz może mówić jedynie o swoich intencjach i metodach pracy, ale ocena końcowego efektu należy do czytelników. Ja nie zawsze potrafię dociec, dlaczego dana książka mnie zafascynowała a inna w ogóle nie wzbudziła emocji.

Gdy sama piszę, zamiast przeładowania, którego nie znoszę, wybieram zwięzłość. To moja recepta, chociaż użyłabym raczej określenia "własny styl". Słowo "recepta" kojarzy mi się z uniwersalnym przepisem na sukces.

Opinia o książce, w tym o wiarygodności wykreowanego w niej świata, jest wypadkową wielu subiektywnych odbiorów. Dlatego każdy literacki utwór otrzymuje diametralnie różne opinie, także powieści Piotra Schmandta. 

Pisarz musi szukać własnej oryginalnej drogi, tylko wtedy ma szansę na stworzenie  czegoś niepowtarzalnego, co pobudzi wyobraźnię czytelnika. W kryminale Patricka Suskinda "Pachnidło" już na pierwszej stronie Autor podaje personalia złoczyńcy. Mimo ewidentnego złamania żelaznej zasady, czytelnicy uznali tę książkę za arcydzieło, chociaż nie brakowało i miażdżącej krytyki.

3. Ceni sobie Pani twórczość Agaty Christie. A którzy z polskich autorów powieści kryminalnych należą do Pani ulubieńców?

Uważam, że polscy pisarze dorównują tym "importowanym". Naszym książkom brakuje jedynie profesjonalnej promocji. Lubię różne gatunki. Ciągle odkrywam dla siebie nowych autorów, także polskich. Z reguły zaczynam od przeczytania darmowego fragmentu, by poznać styl pisarza.  Na mojej liście figurują także polscy "kryminaliści" - Anna Klejzerowicz, Zygmunt Miłoszewski, Gaja Grzegorzewska i Wojciech Chmielarz. W prywatnym rankingu retro kryminałów ostali się Marek Krajewski i Ryszard Ćwirlej, ale w najbliższym czasie zamierzam sprawdzić Adama Węgłowskiego i Katarzynę Kwiatkowską.

4. Akcja „Bestii” i „Morderstwa w Miłowie” rozgrywa się w małych miejscowościach. Podobnie jak w klasycznych kryminałach przestępcy należy szukać w dość wąskim kręgu postaci. Czy to ukłon w kierunku wspomnianej brytyjskiej pisarki?

Częściowo na pewno. Wielu czytelników  i pisarzy rozpoczęło przygodę z kryminałem dzięki fascynacji prozą Królowej.

5. Jakie były najprzyjemniejsze, najciekawsze, a jakie najtrudniejsze etapy w pracy nad powieściami?

Pisałam według planu, ale nie realizowałam w stu procentach jego pierwotnej wersji. Pojawiały się lepsze rozwiązania, nowe wątki. Głębsze zmiany mogą prowadzić do pewnego chaosu, który trzeba opanować tak, by wszystko pasowało a fabuła była spójna i logiczna. Czasami miałam problem z wymyślaniem imion i nazwisk, dlatego niektórzy moi bohaterowie musieli się posługiwać tymczasowymi personaliami. Najtrudniejsze jest z pewnością żmudne i czasochłonne zdobywanie odpowiednich informacji. Pomocna bywa literatura faktu, archiwalne fotografie czy przedwojenna prasa. Warto przyjrzeć się reklamom, zamieszczonym w popularnych wówczas gazetach.

Pracując nad niektórymi wątkami społeczno-obyczajowymi w "Bestii" sięgnęłam do nietypowego dla mnie źródła - historii mojej rodziny. Pradziadek, który przed wojną pracował w cegielni przy wypalaniu cegieł i którego znałam jedynie z opowiadań prababci, jest pierwowzorem postaci Henryka Skowrońskiego. Dlatego do niektórych partii tekstu mam szczególny sentyment.

6. Kto jest Pani ulubionym powieściowym detektywem?

Kiedyś był nim Sherlock Holmes, ale zdetronizował go Hercules Poirot. W ekranizacjach prozy Agathy Christie rolę legendarnego detektywa odtwarzało wielu świetnych aktorów. W mojej opinii najlepiej wykreował go David Suchet w brytyjskim serialu "Poirot". Przyznam, że właśnie tak wyobrażałam sobie małego Belga.

7. Czy dwójka bohaterów Samanta i Łukasz pojawią się jeszcze kiedyś na kartach Pani przyszłych powieści?

Niewykluczone. Mam pomysł na fabułę, ale jest jeszcze zbyt mglisty. Ze względu na pewne elementy intrygi kryminalnej akcja powieści rozgrywałaby się w Anglii, w hrabstwie Kent, w którym się urodziła i wychowywała Samanta. Na razie z podszytą strachem ciekawością czekam na opinie czytelników "Bestii".

Dziękuję za rozmowę.


Powieści Alicji Minickiej na stronach Zapomnianej Biblioteki:

„Bestia”

„Morderstwo w Miłowie”




środa, 17 października 2018

Siedem pytań do Piotra Ryttela



Piotr Ryttel - współautor „Historii kryminalnych”


1. Kim są autorzy „Historii kryminalnych”?

Karol Ryttel (junior) studiował na uniwersytetach w Warszawie, Wilnie i Kłajpedzie. Oprócz ojczystego zna język angielski, rosyjski, litewski i łotewski. Jakiś czas zajmował się tłumaczeniami. Obecnie pracuje w Anglii. Interesuje się wojskowością, kryminologią i pracą operacyjną policji. Zdobytą wiedzą służył przy tworzeniu „Historii kryminalnych”[1]. Był też ich pierwszym korektorem.

Piotr Ryttel (senior) zajmuje się wydarzeniami historycznymi z XIX i XX wieku. Postawił przed sobą zadanie przekazywania wiedzy o zdarzeniach ważnych, a dziś już nieznanych lub często zapomnianych. Do magazynu genealogicznego „More Maiorum”[2] dostarcza co miesiąc dwa artykuły: opisujący różne wydarzenia historyczne i o powstaniu styczniowym.


2. Wspomniał Pan, że jest Pan członkiem zespołu redakcyjnego internetowego magazynu genealogicznego „More Maiorum”. Czy zdarza się, że osoby poszukujące śladów swoich przodków korzystają ze starych akt sądowych, policyjnych, lub innych podobnych źródeł?

Należę od prawie trzech lat do redakcji „More Maiorum”. Jednak moją domeną jest bardziej historia niż genealogia. Wiem, że wytrawny i wytrwały poszukiwacz swoich korzeni dotrze z czasem do materiałów nawet trudno dostępnych. Obszerniej na to pytanie może odpowiedzieć redaktor naczelny i twórca „MM”, Alan Jakman. Warto czytać artykuły z tego magazynu, informacje w nim zawarte mogą przydać się nie tylko genealogom. Periodyk jest dostępny bezpłatnie przez internet. Pytanie o źródła poszukiwań w postaci dawnych akt sądowych czy policyjnych, jest bardzo istotne. Poprosiłem o pomoc redaktora naczelnego „MM”, Alana Jakmana. Przekazał mi co następuje:

Jeśli mowa o księgach sądowych dla okresu XIX i XX wieku, to raczej dość rzadko z nich się korzysta. W przypadku archiwaliów ławniczych sądów wiejskich i wszelkich innych dokumentów wytworzonych przez instytucje prawne - księgi grodzkie, ziemskie - są one szczególnie przydatne dla osób, mających korzenie szlacheckie. Wówczas, faktycznie jest to jedno z ważniejszych, a w przypadku braku aktów metrykalnych, nawet najważniejsze źródło informacji o przodkach. Jeśli jednak mówimy o aktach sądowych, dotyczących spraw kryminalnych, które tyczyły się ludzi z różnych warstw społecznych, źródło to pozostaje jeszcze nie w pełni rozpoznane. Tym bardziej akta policyjne, które znajdują się nie tylko w osobnych zespołach, choćby dyrekcji policji państwowej dla Śląska, ale także w dużych zespołach akt miast i gmin. Te z kolei liczą czasami nawet kilka tysięcy jednostek archiwalnych. Nie każdy wie, że i tam znaleźć można sprawy sądowe, policyjne i dochodzeniowe. Akt sądowych i policyjnych najczęściej można szukać w archiwach państwowych, gdzie są one udostępniane po 70 latach od uprawomocnienia się orzeczenia lub zakończenia postępowania. Im bliższe współczesnym czasom sprawy, tym częściej można je znaleźć jeszcze w sądach. Dla okresu PRL-u takie akta można znaleźć w sumie w trzech miejscach: archiwum państwowym, Instytucie Pamięci Narodowej i archiwum sądu. W tych trzech miejscach udostępniane są na podstawie trzech innych ustaw, odpowiednio: ustawie o narodowym zasobie archiwalnych, ustawie o IPN i kodeksie postępowania administracyjnego. Wówczas, wbrew pozorom, najłatwiejszą ścieżką powinien być IPN.


3. Co było najciekawsze, a co najtrudniejsze w trakcie prac nad I i II tomem „Historii kryminalnych”?

Sama praca przy tworzeniu „Historii” była ciekawa. Proszę sobie wyobrazić wrażenie, gdy po długim i bezowocnym przeglądaniu różnych publikacji nagle trafiło się na prawdziwą rewelację. Nie ukrywam, że szukałem zawsze czegoś naprawdę interesującego, co mogło przyciągnąć czytelnika. Jednakże nie chodziło mi jedynie o sensację. Starałem się przedstawić zdarzenie tak, aby coś zostało w głowie a może i sercu czytającego. Weźmy na przykład tragiczną opowieść z I części, pt. „Samosąd”. Ta przerażająca historia miała wstrząsający przebieg i epilog: śmierć spowodowały dzikie zwierzęta, pomagał im w tym człowiek niejako zmuszony sytuacją, człowiek też dokonał  aktu sprawiedliwości, ale czy słusznie? Inna, prosta i krótka historia „Uwięzienie szklarza”, o rzemieślniku, oskarżonym bezpodstawnie o kradzież w czasie wykonywania usługi, pokazała jak człowiek mógł wpaść w sidła (nie)sprawiedliwości.

Najtrudniejsze przy pisaniu było zgromadzenie i przygotowanie materiału. Często zdarzało się, że znalazłem coś ciekawego, co wydawało się jedynie incydentem.  Raz, dwa się z tym uwinę – pomyślałem - sprawdzę jeszcze tylko, czy jest coś o tym w innych źródłach. Aż tu nagle sprawa nieoczekiwanie urosła i pracy było o wiele więcej niż się spodziewałem.


4. Czy często sięga Pan po powieści kryminalne, kryminały retro, a może wyszukuje Pan kryminały przedwojennych autorów?

Muszę przyznać, że nie czytam kryminałów w ogóle. Wyjątek to Conan Doyle i jego Sherlock Holmes. Czytałem przed laty i dwa lata temu powtórnie. Ze współczesnych cenię „kryminalistę” Marcina Wrońskiego. Ze wstydem wyznaję, że nie mam obecnie swojej ulubionej książki ani autora.  Mój umysł i czas są całkowicie zajęte pisaniem. Nie wzoruję się też na nikim, nie korzystam ze współczesnych publikacji.


5. Już w XIX stuleciu przestępcy wykazywali się niezwykłą pomysłowością. Większość przypadków opisanych w „Historiach kryminalnych” mogłoby stanowić zalążek powieści kryminalnej. Które z przestępstw brałby Pan pod uwagę gdyby zamierzał Pan napisać taką powieść?

Rzeczywiście, z niejednej opisanej historii można by utworzyć powieść. Myślę, że losy fałszywego księcia Gokczajskiego, inaczej Babajewa, to pomysł na dłuższą treść. Jednak zafrapował mnie niemiecki rozbójnik Damian Hessel. Jego tajemnicze ucieczki z kolejnych więzień graniczyły z niemożliwością. Wreszcie wszystko się wydało: sprzęt potrzebny do ucieczki chował w głębi swego ciała. Jak się tam dostały? Można się domyślić. Cała historia o Hesselu  jest ciekawa i romantyczna i warta osobnej publikacji. Może jak zdążę (!) to napiszę.


6. „Historie kryminalne” to nie tylko zbrodnie, oszustwa, kradzieże i rozboje. Równie interesujące jest tło społeczno-obyczajowe zamieszczonych w książkach opowieści.

Większość historii dzieje się w środowisku wiejskim. Wiek XIX to czas ciemnoty, włościanie zasadniczo niepiśmienni są ( cz. I, „Oszustwa notariusza”) i pozwalają nieuczciwemu urzędnikowi na oszustwa, za które słono płacą. Wykorzystują ich również pokątni doradcy prawni.

W rozdziale XIX pierwszej części „Historii” mamy z kolei opis stosunków społecznych występujących w obszarze dworskim. Właściciel Komarowa nadużył władzy wobec poddanych, zostaje za to surowo ukarany. Okazuje się jednak, że nie tylko on dopuścił się przekroczenia prawa: pomagali mu w tym inni, obarczając swoje sumienia. Inna sytuacja występuje w rozdziale XXV pierwszej części. Włościanie w wiosce Mnin otrzymali grunty rolne w zamian za rezygnację z tzw. służebności leśnej i na pastwiskach. Nadal jednak wypasali tam bydło i korzystali z użytków leśnych. Podobnie było w Końskich, gdzie doszło do rozruchów. W sądzie adwokat hrabiego Tarnowskiego dążył do ugody pod warunkiem przyznania się chłopów do winy. Ci jednak tkwili w swoim uporze: w bójce nie brali udziału, nie napadli na dworskich. Zostali ukarani aresztem i grzywną.

Historie są tak różnorodne, że wiele z nich ma inne tło obyczajowe i społeczne. Bardzo zajmująca opowieść o Augustynie Słubickim, właścicielu pałacu w Lubrańcu, nosi wiele mówiący tytuł „Śmierć generała, czyli nieudolność sądu”. Rzeczywiście, przewód sądowy ciągnął się latami. Ucierpieli niewinni ludzie i wbrew temu co dziś można przeczytać, prawdziwych sprawców tragedii nie odkryto.

Kto dziś wie o tym, że Jana Matejkę posądzono o antysemityzm? Sprawę o pomówienie wygrał w sądzie, ale wydana przez niego broszura opisująca przewód sądowy, została przez sąd skonfiskowana.

Pisząc „Historie” dążyłem do tego, aby były w miarę krótkie, czytelne i dostępne dla dzisiejszego czytelnika. Przychodzą do mnie ludzie, którzy od lat nie czytali w ogóle nic, a „Historie” dosłownie pochłonęli. Któregoś dnia zaczepił mnie pewien starszy mężczyzna.
- Pan był świadkiem tych wydarzeń? – zapytał z całkiem poważną miną.
- Ależ proszę pana, to działo się w XIX wieku! – odpowiedziałem
- A no tak, ale tak to wszystko opisane, jakby pan tam był.
Czy może być lepsza opinia wydana autorowi?

W części drugiej „Historii kryminalnych” jest więcej materiału spoza Królestwa Polskiego. W rozdziale XX przedstawiona jest postać rewolucjonistki, Luizy Michel. Niespodzianką może okazać się rysa na osobie Gustawa Eiffela, a czas pod koniec XIX wieku we Francji to upadek Towarzystwa Panamskiego, rezygnacja z budowy słynnego kanału oraz ogromna i powszechna korupcja. Czasem ktoś patrząc na tytuł mojej książki mówi, że nie lubi kryminałów. Odpowiadam wtedy, że to bardziej historia niż kryminał. To właśnie chciałem też wyrazić w naszej rozmowie.


7. Czy możemy spodziewać się kolejnych części „Historii kryminalnych”?

Trzecia część jest już napisana. Pozostaje jeszcze przygotowanie ilustracji, przegląd, poprawki itp., zanim trafi do wydawnictwa. .Nie ma jeszcze decyzji, czy będzie miała podobny tytuł, jak poprzednie części. Tym razem czas opowieści to pierwsza połowa XX wieku.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Podam kilka wątków:
- obrona Marii Skłodowskiej – Curie przed pomówieniami
- o Fryderyku Kruppie, nazywanym „królem armat” i o upadku moralności w Niemczech
-  o mnichu Heliodorze, który widział nieżyjącego cara
- o skandalu obyczajowym w Niemczech
- o nieznanym w Polsce pojęciu „dippoldizm”
- o pruskiej kulturze nagości
i wiele innych.
Książka ukaże się w przyszłym roku.

Dziękuję za rozmowę.


Recenzje I i II tomu „Historii kryminalnych”:




[1] „Historie kryminalne” na Facebooku: https://www.facebook.com/historiekryminalnewiekXIX
[2] Magazyn genealogiczny „More Maiorum”: http://www.moremaiorum.pl

sobota, 22 września 2018

Siedem pytań do Tomasza Stochmala



Tomasz Stochmal - autor książek przygodowych 


1. Mataszkowie to sympatyczna rodzinka, która pojawia się na kartach Twoich czterech książek. Czy mógłbyś ją przedstawić nieco bliżej?

Oczywiście. Trzeba zacząć od tego, że Mataszkowie to… pół-ludzie, pół-elfy, ale swoje niezwykłe przygody przeżywają w jak najbardziej prawdziwych miejscach. Główny bohater to Mataszek, chłopiec, którego pasją jest zwiedzanie i poznawanie Polski. Zresztą, to nie tylko jego hobby, ale także Grzybcia i Kasztanka – braci, a zarazem przyjaciół Mataszka. Najmłodsi bohaterowie nie podróżują sami, a z rodzicami Mataszka – Mamą i Tatą oraz Wujkiem – przewodnikiem po wielu miejscach w Polsce, który jest również bratem Taty. Rodzice Grzybcia i Kasztanka – Danuta i Janusz nie odwiedzają wszystkich miejsc pojawiających się na kartach kolejnych książek (Torunia, Wojnowa i Gdańska), ale występują w pierwszej z serii Mataszkowych książek – „Mataszkowie i tajemnice Helu”, czynnie biorąc udział w przygodach, a na co dzień pracują przy obsłudze latarni morskiej w Helu. Tak więc, skład osobowy każdej, kolejnej wakacyjnej wyprawy jest ten sam, ale – oczywiście – poza Mataszkami pojawiają się także inne, często bardzo ważne postacie.

2. Do kogo adresowane są książki o przygodach Mataszków?

Książki o przygodach Mataszków adresowane są do dzieci w wieku 6-13 lat. Począwszy od drugiej książki, „Mataszkowie i skarby Torunia” pomagam młodszym czytelnikom w zrozumieniu nieco trudniejszych słów, umieszczając z tyłu książki krótki słowniczek. Także w każdej z książek pojawia się zarysowane tło historyczne („Mataszkowie i tajemnice Helu” – Kampania Wrześniowa 1939 na Pomorzu, „Mataszkowie i skarby Torunia” – XIX-wieczna historia miasta i związana z nią pruska twierdza, „Mataszkowie i mazurska przygoda” – historia staroobrzędowców na Mazurach, „Mataszkowie i gdańska zagadka” – m.in. II wojna światowa). O książkach i tematyce z nimi związanej opowiadam na spotkaniach autorskich z dziećmi i specjalnych warsztatach. Uczniowie dowiadują się m.in. do czego służą latarnie morskie, czym są zabytki i jakie skarby historyczne i przyrodnicze kryją Mazury. Książki służą więc za punkt wyjścia do opowieści i ciekawych dyskusji.

3. Czy bohaterowie mają swoje pierwowzory pośród osób z Twojego otoczenia?

Myślę, że bardziej pośród bohaterów książek mojego dzieciństwa, ale na pewno także wśród bliskich. Pierwszą książkę o przygodach Mataszków napisałem, kiedy miałem około 10-11 lat, oddziaływały więc na mnie wówczas postacie z książek, które czytałem (np. Muminki), ale też, siłą rzeczy, pewne cechy charakteru, zachowania i wzorce osób z mojego najbliższego otoczenia.

4. Czy rodzina Tomasz Stochmala spędza wakacje czas podobnie jak rodzina Mataszków?

Ależ, oczywiście! Już na samym początku każdego roku planujemy wakacyjny wyjazd, wybieramy miejsce na nocleg i planujemy bliższe i dalsze wycieczki. Zdecydowanie preferujemy aktywny wypoczynek wakacyjny. Odwiedziliśmy już sporo miejsc, do niektórych wracamy, czy to ze względu na sentyment, jakim je darzymy, czy też ze względu na fakt, że podczas poprzedniego pobytu nie zobaczyliśmy wszystkiego, co byśmy chcieli. Każda taka wyprawa jest bardzo inspirująca, bo taka jest Polska – zachwycająca, podsuwająca kolejne pomysły na kolejne Mataszkowe książki. Mogę więc zapewnić, że napisanie i wydanie następnych części książek o przygodach Mataszków to raczej kwestia czasu.




5. Jesteś również autorem dwóch przewodników: „Zapomniane miejsca. Kujawsko-Pomorskie” i „Zapomniane linie kolejowe kujawsko-pomorskiego”. Zapewne pracując nad przewodnikami obserwowałeś powolny proces niszczenia wielu opisywanych w nich zabytków. Czy próbowałeś zainteresować tym problemem jakieś instytucje? Jeśli tak, czy był jakiś odzew z ich strony i czy jakiś obiekt udało się uratować?

Zdobywanie materiałów do obu przewodników było zarówno wspaniałą przygodą, jak i powodowało we mnie frustrację. Trudno ogląda się miejsca – budynki, które kiedyś służyły swoim celom – jak na przykład dworce kolejowe, pałace, dwory, wieże ciśnień – a dziś umierają na naszych oczach. Uzyskałem status społecznego opiekuna zabytków, jestem członkiem toruńskiego Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, które intensywnie walczy o zachowanie historycznego dziedzictwa. Jednak bez wsparcia systemowego, bez właściwego podejścia niektórych instytucji (np. PKP w odniesieniu do infrastruktury kolejowej) ta walka jest bardzo trudna i trudno oczekiwać zadowalających efektów. Co nie znaczy, oczywiście, że nie należy próbować. Myślę, że oba przewodniki są taką próbą nieco szerszego zainteresowania tematyką ludzi nie tylko chcących poznać zapomniane miejsca, zabytki, ale także instytucji związanych z ich ochroną i gospodarowaniem, Życzyłbym sobie, a przede wszystkim zabytkom, by ich los kiedyś się odwrócił. Oba przewodniki wskazują na stan opisywanych miejsc w danym czasie. Tak, jak są przypadki, że, po kilku latach dane miejsce wygląda znacznie gorzej, tak są i przypadki, że trafia we właściwe ręce, czy jest poddawane procesowi odbudowy, czy remontowane. Oby tych drugich przypadków było znacznie więcej.

6. Zapewne znana jest Ci twórczość Zbigniewa Nienackiego. Którą z powieści o przygodach Pana Samochodzika cenisz najwyżej? Jakie są twoje ulubione książki przygodowe innych autorów?

Oczywiście, znam twórczość Zbigniewa Nienackiego i bardzo ją cenię. Choć czytałem kilka książek z całej serii, to na pewno wywarła ona na mnie duży wpływ. Najbardziej utkwiła mi w pamięci „Księga strachów”, natomiast najbardziej lubię nie książkę, a film „Samochodzik i templariusze”. Niezwykły jest klimat ówczesnych wakacji, wspaniałe są miejsca pojawiające się na ekranie, a zwłaszcza jeden z moich ulubionych zamków w Radzyniu Chełmińskim. Jeśli zaś chodzi o innych autorów i inne książki, to jest to seria o przygodach Baltazara Gąbki, w której niesamowicie przeplata się rzeczywistość (Kraków, Gród Kraka) z fikcją, a samo wplecenie legendarnego Smoka Wawelskiego i stworzenie tak wyrazistej postaci to literackie mistrzostwo. Ostatnio zaś zaczytuję się w książkach Katarzyny Enerlich (m.in. „Rzeka ludzi osobnych” i „Wiatr od jezior), która w niezwykły sposób potrafi ukazać piękno lokalnej (w tym przypadku: mazurskiej) historii, zaintrygować i zachęcić do głębszego zapoznania się z opisanymi miejscami. A przecież i wokół nas jest mnóstwo miejsc mających swoją historię, którą warto poznać. Często punktem wyjścia może być jakiś obiekt – dwór, pałac, czy nawet stary, zapomniany cmentarz. Staram się docierać do książek mniej znanych i trudno dostępnych, opisujących takie właśnie miejsca.

7. Czy możesz zdradzić, nad czym teraz pracujesz? Kolejny tom „Mataszków”, przewodnik, a może zupełnie coś innego?

Oczywiście, mogę zdradzić, że rozpoczynam prace nad kolejną książką o przygodach Mataszków. W planach mam już następne oraz inny projekt dla młodszych czytelników. Być może powrócę także do przewodników, ale to już kwestia przyszłości.

Dziękuję za rozmowę.


Zapraszam do dyskusji o powieściach Tomasza Stochmala
na Forum Miłośników Pana Samochodzika: