"Pawie pióro"
Zofia Bogusławska, Celina Tatarkiewicz "Pawie pióro"
Zofia Bogusławska i Celina
Tatarkiewicz są autorkami kilku powieści dla młodszych czytelników. Nie
przypominam sobie jednak, abym w czasach szkoły podstawowej miał okazję
zapoznać się z którąkolwiek z ich książek. Z tym większą ciekawością sięgnąłem
po „Pawie pióro.” Okładka powieści przedstawia młodą osobę (po przeczytaniu
kilkunastu stron dowiadujemy się, że jest to chłopiec), która ze starego kufra
pełnego wiekowych ksiąg wyjmuje tajemniczą kartkę. Na stoliku widzimy lampę
naftową. Sufit zdobią pajęczyny i pęki suszonych ziół. Mamy więc strych niemal
idealny. I tylko strych, bo samej książce do ideału dużo brakuje.
Tłem powieści „Pawie pióro” są
urokliwe uliczki i kamieniczki Kazimierza nad Wisłą, w którym grupka
dzieciaków: Kuba, Zdzich, Karolek, Kazek, Franuś, Tomek i Elka spędza wakacje.
Tomek, z racji zamiłowania do literatury zwany przez kolegów „Myślicielem”
odnajduje w kufrze (tym z okładki) kartkę z wiadomością, która sprawi że zwykłe
wakacje nabiorą niespodziewanej dramaturgii. Kartka zawiera informację z lat
wojny o haniebnym czynie, jakiego dopuścił się sąsiad dziadków Tomka, Edmund
Miller. Osobnik ten doniósł Niemcom na syna dziadków a stryjka chłopca. Chłopiec
dzieli się swym odkryciem z pozostałymi dzieciakami. W tajemnicy przed
dziadkami młodzi detektywi postanawiają wykryć konfidenta i postawić go przed
obliczem sprawiedliwości.
W tym samym czasie do Kazimierza
przyjeżdża dwóch letników, z których jeden sprawia bardzo podejrzane wrażenie.
Dzieciaki podejrzewają, że tajemniczy grubas przyjechał do miasta szukać
ukrytego skarbu. Zaczynają go śledzić. Wkrótce okazuje się, że ma on także coś
wspólnego z kartką odnalezioną przez Tomka.
W powieści „Pawie pióro” widzimy
wysiłek włożony przez autorki w przedstawienie życia mieszkańców Kazimierza w
połowie lat 60-tych ubiegłego wieku. Dzieci biorą udział popularnej wówczas
akcji Niewidzialna Ręka. Wędrują uliczkami miasteczka, przeprawiają się na
drugi brzeg rzeki do Janowca. Pomagają rodzicom, dziadkom, trochę psocą. Niestety,
zbyt łatwo dostrzec, że w powstaniu powieści brały udział dwie osoby. Czytając,
miałem wrażenie, że pisały każda po kilka rozdziałów a następnie złożyły całość
bez należytej dbałości o spójność powieści. Akcja książki jest przewidywalna i
toczy się jak lokomotywa prowadzona przez smutnego maszynistę po rozkręconych
szynach. Daleko powieści pań Bugusławskiej i Tatarkiewicz do lekkości i humoru
klasycznych książek Hanny Ożogowskiej czy Marty Tomaszewskiej, nie mówiąc już dziełach
Edmunda Niziurskiego. Mimo to książkę polecam jako ciekawostkę wszystkim
miłośnikom Kazimierza nad Wisłą. To doskonały przewodnik po jednym z
najpiękniejszych miasteczek w naszym kraju.
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 155
Moja ocena: 3/6
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 155
Moja ocena: 3/6