Bartosz Rdułtowski, publicysta, badacz militarnych zagadek,
wydawca oraz autor wielu książek, na kartach których odkrywa tajemnice
historii
1. Obserwując Twoją dwudziestopięcioletnią karierę, ma się wrażenie, że lubisz zaskakiwać. Najpierw zszokowałeś zapewne rodzinę i swoje środowisko farmaceutyczne porzucając pracę w aptece i decydując się zawodowo pisać i wydawać książki. Po latach zajmowania się tajemnicami Dolnego Śląska i tajnymi broniami, nagle, zupełnie niespodziewanie wziąłeś się za weryfikację najbardziej znanego w Polsce przypadku spotkania z UFO – czyli zdarzenia w Emilcinie. Tym razem po kolejnych świetnych książkach popularnonaukowych omawiających projekt Riese, zaskakujesz na powrót powieścią beletrystyczną w klimacie science fiction. Skąd takie zróżnicowanie?
Motywuje mnie ciekawość. To ona sprawia, że kolejne
zagadki i tematy stają się dla mnie na tyle istotne, iż decyduję się poświęcić
im kilka miesięcy, a czasem lat, swojego życia. Od dziecka cechuje mnie ogromny
głód wiedzy. Nad zagadnieniami, które stały się trzonem mojej powieści
„Sprzymierzeniec”, pochylam się od kilkudziesięciu lat. Wiele z nich, jak
choćby zasadność hipotezy „ciemnego lasu”, towarzyszy moim rozmyślaniom niemal
od lat licealnych. Fascynuje mnie także kwestia postępu technicznego i
wszystkiego, co jest z nim związane. Pomyślmy nad taką prostą sprawą – jak nasz
świat zmienił się w ciągu minionych 30 lat. A teraz zadajmy sobie pytanie, jak
wyglądać będzie technologia i nasza cywilizacja za kolejne 50 lat postępu?
Jesteśmy w stanie to przewidzieć? Wątpię. Wystarczy jedno odkrycie, które
zmieni wszystko, generując trudny do przewidzenia efekt technicznego domina.
Tak było przecież z maszyną parową, prądem, energią atomową, komputerami i
internetem. Pstryk... i cywilizacja szła w zupełnie nowym kierunku, o jakim
wcześniej nikt nie pomyślał. Być może jestem trochę jak postęp techniczny.
Wpadam na jakiś pomysł, pstryk... i obieram w moich dociekaniach nowy kurs.
Ewidentnie nie mogę. Góry Sowie już zawsze będą
częścią mojego życia. Zresztą nie chodzi tu jedynie o zagadkę projektu „Riese”.
Dla mnie Góry Sowie i ich tajemnice to stan umysłu. Dla akcji „Sprzymierzeńca”
nie mogłem wybrać żadnej innej lokalizacji. Splotłem to wszystko z autentyczną
historią odkrytych kilka lat temu w praskim archiwum dokumentów z kwietnia 1945
roku, w których mowa o pilnym wykończeniu jednego z podziemnych obiektów
„Riese”. Zaproponowałem też Czytelnikom naprawdę nietuzinkową alternatywną
wersję tłumaczącą wydanie owych rozkazów. Tu na arenie wydarzeń pojawia się
tajemniczy Sprzymierzeniec, czyli ktoś oferujący Trzeciej Rzeszy pod sam koniec
wojny COŚ mogącego odmienić jej losy. Więcej Czytelnikom nie zdradzę. Muszą
wraz z bohaterem książki – dziennikarzem śledczym Maćkiem, podążyć w Góry Sowie
i wraz z nim poznać naturę ukrytej w podziemiach tajemnicy.
3. Czy jest jakaś różnica w pisaniu książki popularnonaukowej i beletrystycznej?
Jest i to ogromna. Kuriozalne przez te 20 lat pisania
książek popularnonaukowych byłem święcie przekonany, że praca nad nimi jest
trudniejsza i bardziej wymagająca. Teraz z pokorą biję się w piersi – byłem w
błędzie. Kilka miesięcy pisania „Sprzymierzeńca” było ogromnym wysiłkiem. A że
starałem się, aby wszystko, o czym piszę, było naukowo i historycznie
wiarygodne, setki godzin spędziłem na metodycznym sprawdzaniu kolejnych
informacji, na jakich budowałem fabułę mojej powieści. Dla przykładu, opisując
w książce nalot na kilkanaście polskich lotnisk, mierzyłem na mapie Google
odległości między nimi, aby móc rzetelnie opisać cały incydent. Wszystko to
musiałem też opowiadać językiem przystępnym i zrozumiałym nawet dla laików. W
moich wcześniejszych książkach, tych popularnonaukowych, mogłem sobie pozwolić
na znacznie więcej fachowej terminologii. Osobnym wyzwaniem były dialogi.
Szczerze – obawiałem się, że im nie sprostam. Jak już wiem z licznych opinii,
wyszły dobrze i naturalnie.
4. „Sprzymierzeniec” to nie tylko książka, która ma umilić czas ciekawą lekturą. To również bogaty materiał dający powody do przemyśleń i wniosków. Czy takie było Twoje założenie, gdy przystępowałeś do pisania, czy też kwestie te wyszły mimowolnie już w trakcie pracy?
Wymyślenie akcji „Sprzymierzeńca” zajęło mi blisko dwa
miesiące. Trwało to tak długo, właśnie dlatego, że owa fabuła miała być
dostosowana do tematów i przemyśleń, jakimi chciałem zaintrygować Czytelników,
a nie odwrotnie. A tematów, które w mojej powieści zmuszają do refleksji, jest
całkiem sporo. Połączenie ich wszystkich w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy
było dużym wyzwaniem. Nowatorska wizja naszego Wszechświata i miejsca
zajmowanego w nim przez Homo sapiens była bezwzględnie sednem podjęcia prac nad
„Sprzymierzeńcem”. Powiem nieskromnie, przypuszczam, że wszystkim patrzącym
wieczorami w niebo i zadającym sobie odwieczne pytania ludzkości, zaoferowałem
w mojej książce zupełnie nowe i wyjątkowe spojrzenie.
5. W Twojej książce pojawia się scenariusz wybuchu trzeciej wojny światowej. Jej opis, który podajesz miejscami z drobnymi szczegółami, może przyprawiać o ciarki na plecach. Czy tworząc go, opierałeś się na przypuszczeniach mających swe podłoże w aktualnej geopolitycznej sytuacji na świecie?
Zdecydowanie tak. Niestety uważam, że ten scenariusz
jest w pełni realny. Właśnie tak, jak opisałem to w „Sprzymierzeńcu”, może
zacząć się apokalipsa. Chciałoby się powiedzieć, że tylko od nas zależy, czy
unikniemy takiego losu. Smutna prawda jest taka, że zależy to nie od nas, tylko
od kilku równie smutnych panów i pań, którzy grają ze sobą w geopolitycznego
pokera. Zasadnicze pytanie brzmi, czy chcąc ugrać swoje, nie przegrają całego
majątku naszej cywilizacji. Czas pokaże...
6. W zaskakujący sposób łączysz w swojej książce tematy, które ostatnio stały się niezwykle medialne. Wszyscy znamy termin sztuczna inteligencja. Po prezentowanym na Netflixie serialu „Problem trzech ciał” także i kwestia tego, jak mogłaby wyglądać nasza konfrontacja z inną inteligencją, jest powszechnie omawiana. Czy to właśnie te dwa zagadnienia zmotywowały Cię do napisania „Sprzymierzeńca”?
Rzeczywiście, oba wspomniane przez Ciebie zagadnienia
należały do listy priorytetowych tematów, jakie zdecydowałem się omówić w
„Sprzymierzeńcu”. Oczywiście owych ważkich zagadnień, jakimi od lat się
fascynuję, a które z założenia stanowić miały fundament mojej powieści, jest
więcej. Wspomnę tylko kilka: ewolucja, paradoks Fermiego, fenomen życia w
kosmosie, skala cywilizacji Kardashowa, samoorganizacja materii. Więcej nie
zdradzę... Przyznam za to szczerze, że napisałem „Sprzymierzeńca” nie po to, by
dać Czytelnikom kolejną błahą książkę, w której ktoś kogoś goni, i tak przez
300 stron. Moją powieść fantastycznonaukową pisałem, by ukazać dokąd zmierza
ludzkość, gdzie prowadzą nasze odkrycia oraz zaproponować nowe odpowiedzi na
odwieczne pytania stawiane przez Człowieka rozumnego.
7. Czy Twoi stali Czytelnicy, od lat kojarzący Cię z dziennikarskimi śledztwami, mają się obawiać, że raz poczuwszy emocje związane z pisaniem beletrystki, skupisz się teraz na niej?
A może będzie tak, że po lekturze „Sprzymierzeńca”
Czytelnicy sami zaczną mnie zachęcać do napisania jego kontynuacji. Pewien
związany z tym pomysł już tli mi się w głowie...
Dziękuję za rozmowę.
Powieść „Sprzymierzeniec” Bartosza Rdułtowskiego na stronie
wydawcy:
https://wydawnictwotechnol.pl/produkt/sprzymierzeniec
Profil autora na Facebooku:
https://www.facebook.com/BartoszRdultowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz