Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skarb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skarb. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 lipca 2014

"Duchy Inków"


Jolanta Maria Kaleta "Duchy Inków"


Burzliwe były dzieje malowniczo położonego na prawym brzegu Zbiornika Czorsztyńskiego zamku w Niedzicy. Na przestrzeni kilku stuleci swego istnienia wielokrotnie zmieniał właścicieli. W latach siedemdziesiątych XX wieku średniowieczna warownia była tłem kultowego serialu dla młodzieży „Wakacje z duchami,” zrealizowanego przez Stanisława Jędrykę na podstawie książki Adama Bahdaja. Dlatego też bardzo chętnie sięgnąłem po powieść „Duchy Inków,” której akcja rozgrywa się w tym właśnie miejscu.

Bohaterką książki jest Inka Złotnicka. To młoda, piękna kobieta po przejściach, matka 10-letniego chłopca, zdolna i ambitna doktor archeologii. Trudno uwierzyć, ale żyły niegdyś takie kobiety na ziemiach polskich. Złotnicka odwiedza niedzicki zamek, zamierza bowiem rozwikłać zagadkę rodzinną. Pragnie sprawdzić ile prawdy jest w opowieściach jej ojca i dziadka, mówiących o tym, iż ich ród wywodzi się od inkaskiej księżniczki Uminy, której trumna ma się znajdować w podziemiach niedzickiego zamku. 




Zadania nie ułatwiają ją oficer służb bezpieczeństwa kapitan Sobol oraz peruwiański rewolucjonista Komandante Eduardo, których zadaniem jest odnalezienie w Niedzicy legendarnego skarbu. Szukając wskazówek, które mogłyby ich do niego doprowadzić, usiłują porwać syna Inki. Esbek i jego fajtłapowaty, lubiący zaglądać do kieliszka towarzysz nie przepadają za sobą. Za to ich zabawne perypetie i przekomarzania się z pewnością wywołają uśmiech na twarzy niejednego czytelnika.




Z lewej strony: zamek w Niedzicy w jesiennej odsłonie,
 po prawej: okno przez które kapitan Sobol włamał się do zamku. 

Powieść zawiera niemal wszystkie składniki, jakich poszukują miłośnicy literatury przygodowej: nocne wędrówki po zamkowych kryptach, komnatach i korytarzach, wycieczki na stary cmentarz czy też tajemnicze teksty będące zaszyfrowaną wskazówką niezbędną do odnalezienia skarbu. Trzeba też wspomnieć o wątku miłosnym umiejętnie wplecionym w fabułę powieści, oraz o pierwiastkach fantastycznych, dzięki którym można tu znaleźć pewne dalekie analogie z powieścią Zbigniewa Nienackiego „Pan Samochodzik i człowiek z UFO.” Bez uszczerbku dla fabuły mogłaby jednak Autorka pominąć opisy miłosnych uniesień oraz usunąć kilka zbyt soczystych przekleństw, które raczej  nie powinny znaleźć się w powieści przygodowej, po którą może sięgnąć duża grupa młodych czytelników. Trudno też uwierzyć, aby chłop na schwał, jakim był Sobol po wypiciu trzech kieliszków wódki czuł mdłości a „cały świat latał mu przed oczyma.”[1] Dla pewności wykonałem podobny eksperyment i po wypiciu zbliżonej ilości alkoholu nie stwierdziłem u siebie wyżej wymienionych objawów.

„Duchy Inków” to druga po „Wrocławskiej Madonnie”[2] powieść Jolanty Marii Kalety, którą miałem okazję przeczytać. Muszę podkreślić, że Autorka potrafi przenieść czytelnika w czasy PRL-u. Akcja powieści rozgrywa się pomiędzy 1986 a 1989 rokiem. Łatwo to ustalić na podstawie „muzycznych wskazówek” zamieszczonych w książce. Inka przebywając w Niedzicy nuciła pod nosem przebój Madonny „Papa Don`t Preach” a agent służby bezpieczeństwa śledzący główną bohaterkę, siedząc w Polonezie rozmarzył się słuchając Beaty Kozidrak śpiewającej hit Bajmu „Dwa serca, dwa smutki.”

Jolanta Maria Kaleta sięgnęła po legendę o odnalezieniu po II wojnie światowej inkaskiego kipu, rzekomo zawierającego informację o ukrytym skarbie i zbudowała wokół niej historię, którą trudno porównać z dziełem Adama Bahdaja, ale możemy spędzić przy niej kilka całkiem udanych, pełnych przygód wakacyjnych wieczorów.



Wydawnictwo: Psychoskok
ISBN: 978-83-7900-186-6
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 383




[1] Jolanta Maria Kaleta „Duchy Inków,” s. 286.

czwartek, 19 czerwca 2014

"Depozyt hrabiego Paca"


Andrzej Irski "Depozyt hrabiego Paca"


Do biura Pawła Dańca urzędnika zajmującego się poszukiwaniem zabytków pracującego w Ministerstwie Kultury i Sztuki zgłasza pewna kobieta. Milady (prosi aby się do niej tak zwracać) pokazuje Pawłowi dziewiętnastowieczny list zawierający informację o ukryciu cennego przedmiotu. Tajemnicza rzecz ma być ukryta gdzieś w okolicach Biebrzy, a skarb ma związek z  hrabią Ludwikiem Michałem Pacem, który opuścił swoje ziemie po klęsce Powstania Listopadowego. Daniec nie przyjmuje jej propozycji udziału we wspólnych poszukiwaniach depozytu i późniejszym jego podziale.

Kilka miesięcy później Paweł wraz z dwójką młodych przyjaciół bliźniakami Jackiem i Maćkiem udaje się na urlop właśnie w okolice wymienione w liście Milady. Postanawiają rozwikłać tajemnicę zagadkowego depozytu. Wynajmują tratwę i leniwie płyną wodami Biebrzy główkując od czasu do czasu, na której z licznych wysepek może być ukryty skarb. Podczas wycieczki spotykają Milady, która również przebywa nad Biebrzą w tym samym celu. Chrapkę na depozyt ma także Albert – przebiegły i inteligentny poszukiwacz skarbów balansujący niejednokrotnie na granicy prawa.

Powieść Andrzeja Irskiego jest wyraźnie inspirowana „Nowymi przygodami Pana Samochodzika.”[1] Zbigniew Nienacki tworząc postacie harcerzy, Marty, fałszywego ornitologa czy też pana Anatola nie spodziewał się zapewne, że czterdzieści lat później inny pisarz wyposaży w ich cechy kilku bohaterów swojej książki. Bo przecież nie trudno zauważyć, że bliźniacy, Magda, Mefistofeles i Misiaczek z „Depozytu” naprawdę narodzili się przed wielu  laty nad Jeziorkiem. Miłośnicy literatury przygodowej spostrzegą zapewne, że humorystyczna scena meczu piłkarskiego rozgrywanego w małej miejscowości również wygląda znajomo. To prawda. Podobną przedstawił w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Jerzy Putrament w znakomitej powieści „Wakacje.”[2]

Niezbyt pasjonująco Autor zarysował sam przebieg poszukiwań depozytu. Nie natrafimy w powieści na niespodziewane zwroty akcji, czy bardziej dramatyczne momenty. Jesteśmy co prawda świadkami groźnego ataku komarów na bohaterów, ale chyba nie takich emocji szukamy zazwyczaj w książkach. Choć Biebrza wije się malowniczo wśród olsów i torfowisk, to niestety fabuła powieści jest prosta jak most kolejowy przecinający tę rzekę w pobliżu Lipska. Trochę szkoda, że Autor nie odcisnął bardziej swojego piętna na powieści zadowalając się sklejaniem miejsc, scen i charakterów, które ktoś przed nim już stworzył. Mimo tych mankamentów „Depozyt hrabiego Paca” to lekka, pełna wakacyjnego klimatu optymistyczna opowieść na dwa wakacyjne wieczory. Polecam ją głównie czytelnikom, którzy nie znają powieści Zbigniewa Nienackiego. Może dzięki lekturze tej recenzji i po przeczytaniu „Depozytu” złaknieni nowych przygód sięgną po książki klasyka znad Jezioraka.

Powieść Andrzeja Irskiego „Depozyt hrabiego Paca” została zgłoszona do konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2013 r. organizowanego przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. W finale konkursu zajęła 3 miejsce. 


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-30-3
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 176




[1] Recenzja powieści  "Nowe przygody Pana Samochodzika" Zbigniewa Nienackiego: http://ksiazkiprzygodowe.blogspot.com/2013/09/blog-post_4.html

sobota, 14 czerwca 2014

"Perła Będzina"


Emilia Nowak "Perła Będzina"


Bohaterami „Perły Będzina” są Bobek i Maciek, dwaj studenci marzący o poszukiwaniu pamiątek przeszłości. Wchodzą oni w posiadanie starej mapy, która wg jednego z nich może doprowadzić do odnalezienia skarbu rodu Mieroszewskich. Wyruszają więc na tereny Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego, gdzie ów ród przed wielu laty miał swoje posiadłości. Okazuje się, że znalezienie skarbu nie jest prostą sprawą. Ważną wskazówką jest tajemniczy wiersz zamieszczony na odwrocie mapy. Młodzieńcom podczas poszukiwań służy pomocą Klaudia, sprytna dziewczyna, której ciocia jest dyrektorem miejscowego muzeum. Jak zwykle bywa w takich sytuacjach, chrapkę na odnalezienie skarbu mają także inne osoby, z którymi muszą zmierzyć się młodzi ludzie.

Niestety lektura „Perły Będzina” mocno mnie rozczarowała. Powieść jest przewidywalna, fabuła nieskomplikowana, momentami naiwna, napięcie jednostajne a postacie bohaterów niewyraźnie zarysowane.  Dopracowania, a może nawet przeredagowania wymagają rażące nienaturalnością dialogi, które warto przy okazji przyprawić choć szczyptą humoru. Zbyt skrótowo i mało emocjonująco przedstawione są również wędrówki bohaterów po tak interesujących niewątpliwie obiektach jak zamek, dworki czy podziemne korytarze.

Powieść będzie z pewnością atrakcją dla mieszkańców Będzina i okolic. Urodzona w tym mieście Autorka doskonale orientuje się detalach topograficznych regionu.  Znajomość tę wykorzystuje na kartach książki prowadząc czytelnika między „strategicznymi punktami” powieści. Warto zaznaczyć, że nie wszystkie miejscowości, których nazwy znajdziemy w książce rzeczywiście istnieją. Na uznanie zasługuje szata graficzna „Perły Będzina.” Autorką ilustracji w powieści jest również Emilia Nowak.

Pierwotnie powieść miała wejść w skład serii kontynuacji przygód Pana Samochodzika. Jak pisze Autorka: „losy jednak potoczyły się inaczej, książka przeszła transformację i w końcu ukazała się drukiem jako odrębna powieść przygodowa."[1] Emilia Nowak zapowiada wydanie kolejnych powieści o przygodach Klaudii, Maćka i Bobka.



Wydawnictwo: Novae Res
ISBN: 978-83-7722-908-8
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 208

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

"Strażnik skarbu"


Aneta Ponomarenko "Strażnik skarbu"



W moich podróżach po coraz dłuższej półce z kryminałami retro sięgnąłem jakiś czas temu po powieść Anety Ponomarenko, której akcja rozgrywa się w Kaliszu w 1888 r. Najstarsze polskie miasto jest areną szeregu zbrodni. Ginie pomocnik aptekarza oraz wdowa po radcy prawnym. Policjanci uważają, że mają do czynienia z samobójstwami. Na miejsca przestępstw przybywają Walery Konstantynowicz Jezierski, agent do specjalnych poruczeń w randze radcy stanu oraz młody żydowski lekarz Jakub Zaif, z którymi przez ponad 300 stron powieści będziemy wędrować kaliskimi ulicami usiłując trafić na ślad osobnika, który zburzył spokój stolicy guberni. W trakcie prowadzenia śledztwa polski Żyd zaprzyjaźnia się z szefem rosyjskiej policji.

To właśnie Zaif odkrywa, że ktoś upozorował samobójstwa a w rzeczywistości dokonano morderstw. Wkrótce potem w bibliotece klasztornej zostają odkryte ciała dwóch zakonników, którzy przed śmiercią byli torturowani. Nasi dwaj bohaterowie są przekonani, że wszystkie zabójstwa łączy wspólna nić, która ma związek z kolekcjonerami masońskich pamiątek. Jak się bowiem okazuje Kalisz był niegdyś ważnym ośrodkiem wolnomularskim a gdzieś w mieście znajduje się ukryty przez nich skarb. Giną kolejne osoby, ktoś usiłuje zabić doktora Zaifa…

Aneta Ponomarenko z dużą pieczołowitością przedstawiła Kalisz u schyłku XIX wieku. Gościmy w pałacu dobrodusznego, dbającego o miasto gubernatora Michała Piotrowicza Daragana.[1] W tymże pałacu Jakub Zaif zapałał uczuciem do jego pięknej córki. Zdawał sobie jednocześnie sprawę, że ta miłość nie ma zbyt wielkiej przyszłości. Tak wiele dzieliło przecież córkę prawosławnego urzędnika i syna żydowskiego bankiera.

Od ojca doktora Zaifa przyjmujemy zaproszenie na wystawną ucztę w jego tajemniczym domu. Zaglądamy za klasztorne mury, do piwnic, cel zakonników i biblioteki. Odwiedzamy mieszkania kaliszan, sklepy i księgarnie. Wraz z mieszkańcami miasta uczestniczymy w balu dobroczynnym zorganizowanym przez życzliwego Polakom gubernatora.

Z uśmiechem czytamy, jaką atrakcją dla mieszkańców XIX-wiecznego miasta był telefon, odkurzacz, czy też inne wynalazki. Nie bez wpływu  na rozwój śledztwa są także eksperymenty z daktyloskopią prowadzone przez dr Zaifa.

W jednym z wywiadów Aneta Ponomarenko zdradziła, że cykl powieści o przygodach agenta Jezierskiego i doktora Zaifa zamknie się na trzech tomach. Drugiej książki „Dom śmierci” nie miałem jeszcze okazji przeczytać, ale autorka uważa, że jest znacznie lepsza od „Strażnika skarbu,”[2] więc pewnie niebawem będę miał okazję do ponownych odwiedzin dawnego Kalisza. Polecam.


Wydawnictwo: Szara Godzina
Seria wydawnicza: Calisia
ISBN: 978-83-933462-2-6
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 367

Moja ocena: 5/6

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

"Na dno szybu. Od Oberschlesien do Górnego Śląska"


Leszek Adamczewski "Na dno szybu. Od Oberschlesien do Górnego Śląska"


„Na dno szybu. Od Oberschlesien do Górnego Śląska” to zbiór siedemnastu reportaży historycznych poświęconych wydarzeniom, które niezbyt często poruszają w swoich opracowaniach badacze historii II wojny światowej. Podobnie jak w innej książce Leszka Adamczewskiego, którą nie tak dawno miałem okazję przeczytać i zrecenzować „Skarby w cieniu swastyki”[1] znajdziemy tu kilka opowieści o zaginionych w czasie wojennej i powojennej zawieruchy dobrach polskiej kultury narodowej. Dużo miejsca Autor poświęcił także dziejom Górnego Śląska w tym tragicznym okresie.

Leszek Adamczewski odbrązowił historię obrony wieży spadochronowej w Katowicach oraz przedstawił swoje spojrzenie na niemiecką prowokację i napad  na radiostację w Gliwicach w 1939 r. Kilka reportaży dotyczy rabowania i wywożenia ze śląskich zakładów przemysłowych wszystkiego co tylko miało jakąkolwiek wartość. Tu oczywiście prym wiedli czerwonoarmiści, choć również i hitlerowcy wywozili co się dało, aby tylko nie wpadło w ręce wrogiej armii. To co ocalało zostało zniszczone podczas bombardowań Śląska przez samoloty aliantów.

W książce Adamczewskiego przeczytamy również o trudnościach związanych z budową obozu koncentracyjnego Auschwitz, o życiu więźniów i ich katów. Zajrzymy do sztolni wykutych w Górze Świętej Anny, tajemniczych tuneli kopalnianych oraz do skrytki katedry w Nysie. Wsiądziemy do pociągu specjalnego Adolfa Hitlera i poznamy historię człowieka, który być może uniemożliwił niemieckim naukowcom skonstruowanie bomby atomowej. Będziemy świadkami dramatycznego finału miłości Polki i Ślązaka niemieckiego pochodzenia zakończonej tzw. „ceremonią pohańbienia.”

Autor powraca także do poszukiwań słynnej Bursztynowej Komnaty, które tym razem na początku lat 90-tych ubiegłego wieku prowadzono w okolicach kościoła świętego Jerzego w Podlesiu. Komnata jak wiemy poszukiwana jest od dziesiątków lat. Zapewne jeszcze kilka pokoleń odkrywców będzie próbować zlokalizować ten mityczny już niemal skarb. Dlatego dziwi mnie nieco przekonanie Autora, który za najbardziej prawdopodobną hipotezę dotyczącą dziejów tego zabytku uważa zniszczenie go przez żołnierzy Armii Czerwonej. Oparta jest ona głównie na relacji członka brygady trofiejnej Komitetu ds. Sztuki przy Radzie Komisarzy Ludowych prof. Aleksandra Briusowa, który rzekomo znalazł szczątki spalonej Komnaty w czerwcu 1945 r. Sam Leszek Adamczewski pisze, że „władze radzieckie traktowały Briusowa jako osobę niezrównoważoną psychicznie. Stąd też spalenie komnaty przez czerwonoarmistów uważano za mało prawdopodobną hipotezę.”[2] Dlaczego więc Autor zaufał właśnie słowom tego człowieka, skoro jak pokazuje historia, również ta najnowsza, niewiele warte są słowa urzędników posługujących się językiem Puszkina. Jeżeli nie można zaufać tym, którzy podejmują decyzje na wysokich szczeblach, nie można brać niemal za pewnik słów osoby, która na ich rozkaz okradała podbite ziemie z najcenniejszych zabytków. Przez kilkadziesiąt historia Bursztynowej Komnaty obrosła setkami legend. Dlatego moim zdaniem każda hipoteza dotycząca jej losów jest prawdopodobna w takim samym stopniu, a więc prawdopodobieństwo zniszczenia jej przez żołnierzy radzieckich jest takie samo jak ukrycie jej przez Briusowa i jego pomocników.

Największą zaletą książki jest nieco inne, świeże spojrzenie Autora na znane nam wydarzenia historyczne oraz zamieszczenie w niej wielu wątków pomijanych przez oficjalną historiografię. Choć od zakończenia II wojny światowej upłynęło już kilkadziesiąt lat, nadal wiele pytań dotyczących tamtych tragicznych dni pozostaje bez odpowiedzi. Na szczęście dzięki dociekliwości i pracowitości takich osób jak Leszek Adamczewski istnieje szansa, że choć kilka z tych białych plam zostanie wymazanych.


Wydawnictwo: Replika
ISBN: 978-83-7674-165-9
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 329

Moja ocena: 5+/6



[2] Leszek Adamczewski „Na dno szybu. Od Oberschlesien do Górnego Śląska,” s. 304

środa, 9 kwietnia 2014

"Skarby w cieniu swastyki"


Leszek Adamczewski "Skarby w cieniu swastyki" 

Książka Leszka Adamczewskiego, poznańskiego pisarza i dziennikarza jest doskonałym kompendium wiedzy o poszukiwaniach zaginionych i zagrabionych dóbr kultury narodowej w czasach okupacji niemieckiej. Autor od wielu lat zajmuje się problematyką grabieży bezcennych dzieł sztuki ze znajdujących się na ówczesnych ziemiach polskich zbiorów muzealnych, kościelnych oraz kolekcji prywatnych. W wielu swoich dotychczasowych publikacjach powraca do tematyki utraconych dóbr kultury.[1]

Książkę „Skarby w cieniu swastyki” rozpoczyna opowieść o nieudanych próbach ratowania ołtarza Wita Stwosza w 1939 r., jego wojennej tułaczce po Berlinie i Norymberdze aż po szczęśliwy powrót do podwawelskiego grodu. Jak wiemy, nie wszystkie nasze skarby miały tyle „szczęścia” co najcenniejszy klejnot Kościoła Mariackiego. Wiele z nich spłonęło, zostało zasypane w gruzach bombardowanych miast i zamków, wiele padło łupem bandytów spod znaku swastyki i ich kolegów z radzieckich brygad trofiejnych. Stąd też myślę, że nie byłoby wielkim nadużyciem dopisanie w tytule książki pod swastyką także sierpa i młota, które to symbole rzuciły nie mniejszy cień na polskie skarby utracone w czasie wojennej zawieruchy dziejowej. Tym bardziej, że sam Leszek Adamczewski dość dużo miejsca poświęca także rabusiom z Armii Czerwonej, którzy wielokrotnie toczyli swoisty wyścig o łupy z ze złodziejami w niemieckich mundurach.

Leszek Adamczewski na trzystu stronach swej książki przedstawił kilkadziesiąt historii zaginionych zabytków. Najbardziej znane z nich to niewątpliwie wspomniany wcześniej Ołtarz Mariacki oraz legendarna Bursztynowa Komnata. Opisał też wojenne losy m.in. Biblii Płockiej,[2] obrazów Jana Matejki, Sądu Ostatecznego Hansa Memlinga, relikwiarza świętej Korduli,[3] rękopisu naszego hymnu narodowego, Księgi elbląskiej a także innych skarbów zrabowanych przez dwie walczące ze sobą armie. Utracone zabytki to nie tylko obrazy i rzeźby, ale także tysiące cennych naczyń liturgicznych, miliony ksiąg i rękopisów.

Autor nie zapomniał o podkreśleniu roli polskich uczonych, którzy tak jak profesorowie Stanisław Lorentz, czy Karol Estreicher przyczynili się w ogromnym stopniu do odzyskania wielu pamiątek. Skarbów szukamy ich m.in. w Oliwie, Głogowie, Górach Sowich, Szczecinie, Gdańsku, Lublinie, na Pomorzu, Mazurach i Śląsku. Często jednak Niemcom udawało się wywieźć swoje wojenne zdobycze za Odrę, gdzie również wraz z autorem staramy się odtworzyć ich wojenną drogę. Zaglądamy do piwnic, sztolni, skrytek, bankowych sejfów, penetrujemy gruzowiska. Autor zweryfikował i wyeliminował wiele hipotez dotyczących losów zaginionych dzieł sztuki. Przeprowadził setki rozmów ze świadkami, których z każdym rokiem jest przecież coraz mniej. Książkę uzupełnia wiele fotografii (niestety czarno-białych) z archiwum autora. Poszukiwaczy pamiątek przeszłości zainteresuje zapewne bibliografia zamieszczona na ostatnich stronach ksiązki, która stanowi doskonały punkt wyjścia do prowadzenia dalszych badań i poszukiwań.

Wydawnictwo: Replika
ISBN: 978-83-7674-245-8
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 308

Moja ocena: 4+/6


[1] Patrz np.: „Łuny nad jeziorami,” „Dymy nad Gdańskiem, ”Podziemny skarbiec Rzeszy.”

wtorek, 25 marca 2014

"Gdański depozyt"


Piotr Schmandt "Gdański depozyt"


Kilka miesięcy temu na stronach bloga ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA recenzowałem dwie książki Piotra Schmandta. Kryminały „Pruska zagadka” oraz „Fotografia” to bardzo udane próby przeniesienia czytelnika do Wejherowa początku XX wieku. Miasteczko jest bardzo bliskie autorowi, który również w nim umieścił część akcji kolejnej powieści „Gdański depozyt.” Jest to jednak część niewielka, gdyż zasadnicza akcja powieści toczy się w Wolnym Mieście Gdańsku przed wybuchem II wojny światowej.

O „Gdańskim depozycie” sam Piotr Schmandt pisze: „Konglomerat narodowości, interesów, namiętności. Urzędnik komisariatu rządu polskiego otrzymuje tajemniczy list od jeszcze bardziej tajemniczego nadawcy. Z treści pisma wynika, że w zasięgu ręki jest olbrzymi skarb. Wystarczy odpowiedzieć... Namiętna maszynistka, odważny referent, poważany dyrektor wydziału, as (w swoim mniemaniu) polskiego kontrwywiadu, wszyscy pragną szczęścia, miłości, ale i przygody, potrzebny im dreszcz emocji. Emocji nie zabraknie, bo obok czai się cała potęga III Rzeszy. Jest też piękna, tajemnicza kobieta o egzotycznej urodzie, której udział w intrydze jest niezwykle znaczący, choć niemal do końca niejasny. Jest wreszcie holenderski handlarz dziełami sztuki i jego żona o bardzo kobiecych kształtach... Moda lat trzydziestych, realia kinematograficzne, topograficzne, nazewnicze, wszystko to jest obecne na kartach książki. "Gdański depozyt" jest książką o uczuciach, budujących i niszczących, dotykającą meandrów historii, ale też zbiorem komicznych sytuacji, które prowokują ludzie o wyrazistych cechach osobowych. I jest to wreszcie kryminał o szybkiej akcji i wielu wątkach. Bo i wielbiciele tego właśnie gatunku literackiego znajdą w "Gdańskim depozycie" coś dla siebie.” [1]

Niezupełnie zgadzam się z powyższymi zdaniami. Niestety muszę napisać, że „Gdański depozyt” to przeciętna powieść sensacyjna. Daleko jej do świetnej „Pruskiej zagadki” tegoż autora. W zasadzie obie książki łączy tylko senne tempo akcji. Ale to co było zaletą, gdy Ignaz Braun powoli oprowadzał nas po dawnym Wejherowie („Pruska zagadka”) zupełnie nie sprawdza się Gdańsku, mieście w którym ścierają się jakże różne interesy i emocje Polaków i Niemców. Za rok, tuż obok na Westerplatte wybuchnie wojna, tymczasem w powieści nie potrafiłem dostrzec napięcia towarzyszącego tym trudnym czasom.

„Gdański depozyt” cierpi na nadmiar bohaterów. Niestety, żadnego z nich nie można nazwać pierwszoplanowym. Za to wszyscy, czy to owa „namiętna maszynistka” czy też „odważny referent” są bezbarwnymi postaciami przedstawionymi dość jednostronnie. Bez zbytniego uszczerbku dla konstrukcji powieści można zrezygnować z kilku z nich, tym bardziej, że nie wszyscy są istotni dla rozwoju akcji. Sama intryga dotycząca tajemniczego depozytu również nie jest zbyt frapująca i nie sprawia czytelnikowi większych kłopotów. Trudno mi ocenić, czy autor wiernie oddał topografię przedwojennego Gdańska, gdyż za słabo znam to miasto abym mógł się na ten temat wypowiadać. Muszę jednak podkreślić, że piękna okładka książki z pewnością oddaje klimat tamtych lat.

Moim zdaniem zamiast szukać „Gdańskiego depozytu” znacznie przyjemniej spędzimy czas rozwiązując „Pruską zagadkę,” która została właśnie wznowiona przez wydawnictwo „Oficynka.”



Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-62465-38-5
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 310

Moja ocena: 3+/6

piątek, 14 marca 2014

"Pawie pióro"


Zofia Bogusławska, Celina Tatarkiewicz "Pawie pióro"



Zofia Bogusławska i Celina Tatarkiewicz są autorkami kilku powieści dla młodszych czytelników. Nie przypominam sobie jednak, abym w czasach szkoły podstawowej miał okazję zapoznać się z którąkolwiek z ich książek. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po „Pawie pióro.” Okładka powieści przedstawia młodą osobę (po przeczytaniu kilkunastu stron dowiadujemy się, że jest to chłopiec), która ze starego kufra pełnego wiekowych ksiąg wyjmuje tajemniczą kartkę. Na stoliku widzimy lampę naftową. Sufit zdobią pajęczyny i pęki suszonych ziół. Mamy więc strych niemal idealny. I tylko strych, bo samej książce do ideału dużo brakuje.

Tłem powieści „Pawie pióro” są urokliwe uliczki i kamieniczki Kazimierza nad Wisłą, w którym grupka dzieciaków: Kuba, Zdzich, Karolek, Kazek, Franuś, Tomek i Elka spędza wakacje. Tomek, z racji zamiłowania do literatury zwany przez kolegów „Myślicielem” odnajduje w kufrze (tym z okładki) kartkę z wiadomością, która sprawi że zwykłe wakacje nabiorą niespodziewanej dramaturgii. Kartka zawiera informację z lat wojny o haniebnym czynie, jakiego dopuścił się sąsiad dziadków Tomka, Edmund Miller. Osobnik ten doniósł Niemcom na syna dziadków a stryjka chłopca. Chłopiec dzieli się swym odkryciem z pozostałymi dzieciakami. W tajemnicy przed dziadkami młodzi detektywi postanawiają wykryć konfidenta i postawić go przed obliczem sprawiedliwości.

W tym samym czasie do Kazimierza przyjeżdża dwóch letników, z których jeden sprawia bardzo podejrzane wrażenie. Dzieciaki podejrzewają, że tajemniczy grubas przyjechał do miasta szukać ukrytego skarbu. Zaczynają go śledzić. Wkrótce okazuje się, że ma on także coś wspólnego z kartką odnalezioną przez Tomka.

W powieści „Pawie pióro” widzimy wysiłek włożony przez autorki w przedstawienie życia mieszkańców Kazimierza w połowie lat 60-tych ubiegłego wieku. Dzieci biorą udział popularnej wówczas akcji Niewidzialna Ręka. Wędrują uliczkami miasteczka, przeprawiają się na drugi brzeg rzeki do Janowca. Pomagają rodzicom, dziadkom, trochę psocą. Niestety, zbyt łatwo dostrzec, że w powstaniu powieści brały udział dwie osoby. Czytając, miałem wrażenie, że pisały każda po kilka rozdziałów a następnie złożyły całość bez należytej dbałości o spójność powieści. Akcja książki jest przewidywalna i toczy się jak lokomotywa prowadzona przez smutnego maszynistę po rozkręconych szynach. Daleko powieści pań Bugusławskiej i Tatarkiewicz do lekkości i humoru klasycznych książek Hanny Ożogowskiej czy Marty Tomaszewskiej, nie mówiąc już dziełach Edmunda Niziurskiego. Mimo to książkę polecam jako ciekawostkę wszystkim miłośnikom Kazimierza nad Wisłą. To doskonały przewodnik po jednym z najpiękniejszych miasteczek w naszym kraju.

Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 155

Moja ocena: 3/6

środa, 19 lutego 2014

"Tajemnica podziemnego lochu"


Ryszard Doroba "Tajemnica podziemnego lochu"


Kilkunastoletni Marek przyjeżdża do swoich kuzynów na wakacje. W niewielkim miasteczku nie ma zbyt wielu atrakcji. Chłopiec pasjonuje się historią. Stąd też jego uwagę przykuwają ruiny zamku znajdujące się na niewielkim wzgórzu. Marek próbuje wyobrazić sobie jak wyglądała budowla w czasach swojej świetności. Zaciekawia go także informacja o tym, że zamek połączony był podziemnym korytarzem z położoną w odległości kilkuset metrów kolegiatą. W czasie zagrożenia korytarzem tym przenoszono kosztowności ze skarbca kolegiaty za zamkowe mury, które dobrze chroniły kościelne precjoza przed żołdakami łupiącymi co jakiś czas miasteczko.

Chłopcy postanawiają odnaleźć wejście do tunelu i przedostać się nim do kolegiaty. Obawiają się jednak, że podziemne przejście może być częściowo zasypane. Marek dowiaduje się od kuzynów, że mieszkający w pobliżu stary nauczyciel historii może udzielić wielu cennych wiadomości niezbędnych do przygotowania wyprawy. W trójkę udają się więc do niego i z wypiekami na twarzy wsłuchują się w bogatą historię czternastowiecznego zamku, który przez długi okres czasu był siedzibą biskupów a podczas wielu wojen został zniszczony przez obce wojska.

Tuż przed planowanymi poszukiwaniami młodzieńcy spostrzegają błękitny namiot rozbity miedzy kolegiatą a zamkiem. Okazuje się, że nie tylko oni zamierzają zejść do podziemnego korytarza, lecz muszą zmierzyć się z dwoma podejrzanymi typami. Chłopcy podejrzewają przybyszów o niecne zamiary i chęć ograbienia skarbca kolegiaty. Postanawiają do tego nie dopuścić, a że odwagi i pomysłowości im nie brakuje możemy być pewni, iż nielegalnym amatorom dóbr kultury problemów nie zabraknie. Do akcji włączą się również dzielni i błyskotliwi funkcjonariusze z miejscowego posterunku Milicji Obywatelskiej.

Powieść zawiera wiele walorów dydaktycznych. Autor próbuje uświadomić młodym czytelnikom, żeby „tworząc teraźniejszość i przyszłość nie zapominać o przeszłości.”[1] W jednym z serwisów internetowych przeczytałem, że książka ta jest gorszą wersją „Wakacji z duchami.” Niestety, muszę się z tym zgodzić. Przewidywalna akcja a szczególnie wyidealizowane postacie funkcjonariuszy MO, nawet mnie (miłośnikowi kryminałów milicyjnych) niezbyt przypadły do gustu. Do dzieła Adama Bahdaja, powieści tej bardzo dużo brakuje.

Zamek opisany przez Ryszarda Dorobę wybudował arcybiskup gnieźnieński Jarosław Bogoria Skotnicki. Łatwo można ustalić, że jest to jeden z zamków: w Łowiczu, Uniejowie, Kamieniu Pomorskim lub Opatówku. We wszystkich tych miejscowościach istniały wcześniej drewniane grody, w trzech z nich znajdują się kolegiaty, w jednej kościół. Do którego z tych zamków prowadzi tajemniczy podziemny korytarz? Rozwiązanie tej prostej zagadki pozostawiam Czytelnikom powieści „Tajemnica podziemnego lochu.”


[1] „Tajemnica podziemnego lochu,” s. 17.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Łódzkie
ISBN: 83-218-0110-2
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 130

Moja ocena: 4-/6

poniedziałek, 3 lutego 2014

"Cień słońca"


Jan Piepka "Cień słońca"


Bohaterem zbiorowym powieści Jana Piepki jest grupka dzieci mieszkających w niewielkiej kaszubskiej wiosce położonej nieopodal Wejherowa. Jeden z chłopców o przezwisku Kolumb znajduje w dziupli starej wierzby butelkę, w której ukryty jest zielony notes z tajemniczymi zapiskami. Znalezisko rozpala wyobraźnię, dzieci są przekonane, że już wkrótce uda im się znaleźć skarb. Postanawiają więc rozszyfrować to co zostało zapisane w notesie. Każde z nich inaczej odczytuje niewyraźnie słowa sprzed lat. Udaje im się ustalić, że zapiski sporządzono 16 lipca 1944 r.  Okazuje się także „skarb” zlokalizowany jest w pobliżu starego kopca. Młodzi poszukiwacze korzystają z pomocy Torbusa, bohaterskiego psa, który kiedyś uratował z pożaru dwoje dzieci.

W trakcie poszukiwań w wiosce zjawia się pracownik sekcji dokumentów historycznych pobliskiego muzeum. Od niego dzieci dowiadują się, że w ostatnim roku II wojny  światowej we wzgórku, którym zainteresowały się dzieci ukryto skrzynkę z dokumentami partyzanckimi. Skrzynia zostaje odnaleziona i zabrana do zbadania przez pana z muzeum.

Wkrótce potem chłopcy odkrywają, że to nie jedyna tajemnica, jaką kryje rozkopany wzgórek. W kopcu znajduje się jeszcze bunkier. Jego odsłonięcie omal nie doprowadziło do tragedii. Jeden z młodzieńców został zasypany i dopiero dzięki ofiarnej akcji jego kolegów udało się uratować mu życie. Do wioski przyjechała także pisarka, która opowiedziała dzieciom dramatyczną wojenną historię Franka, dzielnego chłopca, autora zapisków w notesie.

Powieść Jana Piepki przedstawia świat widziany oczami dziecka. Dwie „dziecięce” definicje tajemnicy możemy również znaleźć na kartach książki: „Tajemnica jest wszędzie i jest nigdzie, jeżeli jest tajemnicą” oraz „W nocy wiele spraw zwykłych staje się niezwykłymi, czyli normalnie nabierają tajemniczości, a małe stają się dużymi.”

Mimo, że wydarzenia w książce rozgrywają się latem ok. 1980 r., znajdziemy w niej bardzo wiele odniesień do lat wojny. Traumatyczne przeżycia wojenne są jeszcze bardzo żywe we wspomnieniach starszych mieszkańców wioski.

Na okładce książki znalazłem informację, że „Cień słońca” to kontynuacja powieści "Torbus i reszta zgrai" (opowiadającej zapewne historię wspomnianego wcześniej psa)  lecz stanowi odrębną całość. Niestety, książka którą streściłem powyżej, nie wciągnęła mnie na tyle, abym skusił się na przeczytanie kolejnej pozycji tego autora. Przewidywalna i momentami naiwna opowieść dla dzieci, mimo niewątpliwych wartości literackich nie wytrzymała próby czasu.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
ISBN: 83-11-07021-0
Rok wydania: 1984
Liczba stron: 232

Moja ocena: 3/6

piątek, 20 grudnia 2013

"Nieuchwytne skarby"


Stanisław Pasławski "Nieuchwytne skarby"



Rodzina pani Marii Umbrelskiej pogrążona jest w kłopotach finansowych. Pani Maria z trudem wiąże koniec z końcem. Mieszkająca w podupadającym majątku ziemskim kobieta zastanawia się skąd weźmie pieniądze na najpotrzebniejsze wydatki. Martwi się także o środki niezbędne na dalsze kształcenie dwunastoletniej córki - Lenki. Daleki krewny Umbrelskich, bogaty stary kawaler Ewaryst Zomeczek pragnie adoptować córkę Marii. W zamian za to obiecuje, że Lenka zostanie jedyną spadkobierczynią jego ogromnej fortuny, pałacu w Krępichowie oraz rozległych włości. Pani Maria nie może się zdecydować na rozstanie z Lenką, zwleka więc z podjęciem decyzji o wyjeździe do stryja.

Takich oporów nie miała kuzynka Ewarysta, panna Anna Brzyniecka, która wraz z córką Eweliną zawitała w progi krępichowskiego pałacu. Krewniaczka wszelkimi sposobami próbuje wkraść się w łaski Ewarysta, licząc że schorowany stryj zapisze swój majątek jej córce. Mimo iż krnąbrna i zarozumiała Ewelina nie potrafiła wzbudzić sympatii stryja, umiejętne zabiegi matki doprowadzają w końcu do tego, że Brzyniecka osiąga swój cel. Pan Zomeczek zapisuje Ewelinie cały majątek, za wyjątkiem jednego skrzydła pałacu, które przypada Lence. Po śmierci Ewarysta, Anna Brzyniecka wraz z córką są przekonane, że stryj posiadał jeszcze kosztowności i pieniądze, które ukrył w części pałacu zapisanej w testamencie Lence. Ponadto okazuje się, że istnieje jeszcze jeden testament, w którym Zomeczek cały swój majątek zapisuje córce pani Umbrelskiej.

Brzyniecka podważa w sądzie akt ostatniej woli stryja Ewarysta, w rezultacie czego Umbrelska za sfałszowanie dokumentu zostaje niesłusznie skazana na kilkuletnie więzienie. Córeczkę pani Marii „bierze w opiekę” gnębicielka jej matki, która wszelkimi sposobami usiłuje wydobyć z dziewczynki informację o miejscu okrycia skarbu. Nie wie, że Lenka również nie ma pojęcia o tajemniczej skrytce. Nie pomaga dręczenie dziecka ani ciągłe poszukiwania. Skarbiec długo pozostaje nieodnaleziony.

Powieści księdza Stanisława Pasławskiego nie wystawiłem zwyczajowej oceny pod recenzją. Jak możemy przeczytać w podtytule, powieść ta pisana jest co prawda dla młodzieży, ale  innej młodzieży. Młodzieży z innych czasów. Książka nie jest tak uniwersalna jak chociażby przypomniany przeze mnie jakiś czas temu „Szatan z siódmej klasy” Kornela Makuszyńskiego. Konstrukcja powieści jest momentami bardzo naiwna i przewidywalna. Autor nie operuje także polszczyzną tak barwnie i finezyjnie jak Makuszyński.

Stanisław Pasławski był osobą duchowną, co nie pozostało bez wpływu na fabułę. Bohaterki niezwłocznie przebaczają swoim ciemiężycielkom każde przewinienie. Modlą się za nich. Kiedy zgrzeszą choćby myślą, od razu tego żałują. Nie znalazłem informacji aby powieść „Nieuchwytne skarby” była kiedykolwiek wznowiona. Prawdopodobnie już nigdy to się nie stanie, a ocalałe egzemplarze skasowane z półek bibliotecznych, omijane przez Czytelników na wyprzedażach, zakończą żywot w skupach makulatury.

Zaglądając do takich powieści, możemy przeć kilka chwil poczuć, co wzruszało przed snem naszych rodziców i dziadków. Możemy wyobrazić sobie, co czytali zapalając lampę naftową, o czym rozmawiali wracając ze szkoły do rodzinnego domu. Pożółkłe kartki, często zastępcza okładka odpadająca od grzbietu, treść mogąca wzbudzać uśmiech politowania na twarzach czytelników modnych skandynawskich powieści sensacyjnych, a jednak mam olbrzymi sentyment do takich powieści. Dużą radość sprawia mi, kiedy co jakiś czas uda mi się odkryć zupełnie zapomnianą książkę i przywrócić jej choć na chwilę życie na stronach mojego bloga.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Księży Pallotynów. Ołtarzew k. Warszawy
Rok wydania: 1947
Liczba stron: 240



sobota, 23 listopada 2013

"Gdzie ten skarb?!"


Marta Tomaszewska "Gdzie ten skarb?!"


Trzej chłopcy: Krzysiek, Marek i Jacek marzą o poszukiwaniu skarbów. Po przeczytaniu książki „Królestwo złotych łez” Zenona Kosidowskiego ich wyobraźnię rozpalają historie o skarbie Inków. Nauczyciel geografii, profesor Łęcki podsyca ten płomień opowieściami o indiański kipu, które ponoć zostało ukryte na zamku w Niedzicy. Młodzi odkrywcy marzą o wakacyjnym wyjeździe na południe kraju. Są przekonani, że to właśnie im uda się odnaleźć legendarny skarb.

Chłopcy nie należą do szkolnych prymusów, w dodatku prowadzą szkolną „wojnę” z harcerzami, których z ironią nazywają „ciapciakami.” A to właśnie druhowie organizują wyprawę na Spisz. Nasza trójka zaczyna więc główkować, co zrobić, aby zabrać się wraz z nimi na tę wakacyjną wycieczkę, gdyż z powodu braku pieniędzy nie mogą sami sfinansować podróży. Postanawiają, że zapiszą się do drużyny tylko po to, aby wyjechać na Spisz. Harcerze zgadzają się ich przyjąć tylko pod warunkiem, że wezmą wraz z nimi udział w akcji „Niewidzialna ręka” polegającej na spełnianiu w tajemnicy dobrych uczynków.

Po wielu zabawnych nieporozumieniach chłopcom udaje się wreszcie dopiąć swego. Wsiadają wraz z harcerzami do autokaru i ruszają w drogę. Podczas postoju w Nowym Targu podsłuchują rozmowę dwóch mężczyzn, którzy podobnie jak oni zamierzają odnaleźć skarb. Okazuje się, że zagadkowi osobnicy mają nad chłopcami przewagę, posiadają bowiem tajemnicze kipu.

Harcerskie obozowisko rozbite zostało na wielkiej leśnej polanie. Chłopcy poznając tajniki obozowego życia zaczynają z większym szacunkiem spoglądać na tych, których nie tak dawno nazywali „ciapciakami.” Jednocześnie często wymykają się z namiotów w poszukiwaniu ukrytego skarbu Inków. Błądzą w leśnych ostępach, przeżywają wiele niebezpiecznych przygód, o których dowiecie się sięgając po powieść Marty Tomaszewskiej.

„Gdzie ten skarb?!” to lekko i z humorem napisana historia dla nastolatków. Mimo, że powstała w połowie lat 60-tych XX wieku, wątek ideologiczno-dydaktyczny wypełnia jedynie dalekie tło sprawiając, że bez zmęczenia i z uśmiechem na ustach zamykamy książkę po kilku godzinach lektury. Po książkę Marty Tomaszewskiej powinny sięgnąć osoby, które czytając popularną powieść "Czarne Stopy" ze wzruszeniem wspominają lata swoich harcerskich wojaży. Przygody Krzyśka, Marka i Jacka choć o wiele mniej znane, nie ustępują utworowi Seweryny Szmaglewskiej.
  
(Książka przeczytana w lipcu 2013 r.)

Wydawnictwo: Śląsk
Seria wydawnicza: Biblioteka Szarej Lilijki
ISBN: 83-216-0441-2
Rok wydania: 1984
Liczba stron: 218

Moja ocena: 4/6