Dariusz Kwiecień, Wincenty Jerzy Dróżyński „Riese. Przewodnik
Dariusza Kwietnia”
Nowe, uzupełnione i obszerniejsze
(prawie 40 stron więcej) wydanie przewodnika Dariusza Kwietnia po Riese. Praca
ta nie jest jednak typowym przewodnikiem. Zawarte tu informacje nie zawsze są
danymi o wartości historycznej. Publikacja, jak piszą sami autorzy, może
jedynie być postrzegana jako przedstawienie zbioru miejsc i opowieści świadków
oraz legend z tym związanych. Reszta zawartego tu materiału jest wolną
interpretacją autorów i osób z nimi współpracującymi. Pokazują oni kompleks
Riese w sposób zupełnie inny niż miało to miejsce w dotychczasowych
publikacjach na ten temat. Dzięki temu próbują odpowiedzieć na kluczowe
pytania, które budzą kontrowersje wśród badaczy Riese: Co robiono w tym
kompleksie i jakie było jego przeznaczenie.
Wincenty Jerzy Dróżyński „Riese przewodnik. Góry Sowie”
To nie jest typowy przewodnik.
Zawartych tu informacji nie można traktować jako prawdy objawionej. Sensu
stricto publikacja ta nie stanowi wartości historycznej. Może być jedynie
postrzegana jako przedstawienie zbioru miejsc i opowieści świadków oraz legend
z tym związanych. Reszta jest wolną interpretacją autora i osób z nim
współpracujących. Pokażemy Kompleks RIESE widziany innymi oczami. Nie zawsze
będzie to w zgodzie z obowiązującymi prawdami jakimi jesteśmy karmieni w
oficjalnych publikacjach czy okrojonych wypowiedziach etatowych przewodników.
Powszechnie wiadomo, że do dnia dzisiejszego niektóre aspekty II Wojny
Światowej okrywa mrok tajemnicy. Dotyczy to także Kompleksu RIESE. Kto go
zbudował, to wiemy. Co tu robiono i jakie było jego przeznaczenie -
ilu"uczonych" tyle różnych teorii. My damy Wam tylko materiał do
przemyślenia. To czego nie zobaczy jedna para oczu, zobaczy któraś z tysięcy
innych. Może dzięki temu tajemnica Riese ujrzy światło dzienne.
(ze wstępu)
Jolanta Maria Kaleta „RIESE. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy”
Ponura, mglista jesień 1946 r. W
położonej w Górach Sowich Głuszycy pojawia się tajemniczy osobnik. Mężczyzna
podejmuje pracę w miejscowych zakładach tekstylnych. Prawdziwy cel jego pobytu
w tym odludnym miejscu jest jednak
zupełnie inny. Gustaw Zaremba, pod takim bowiem nazwiskiem oficjalnie występuję
mężczyzna, każdą wolną chwilę wykorzystuje na penetrowanie tunelów wydrążonych
przez Niemców w zalesionym, masywie górskim. Żaden jego krok nie umyka jednak
uwadze pracowników Urzędu Bezpieczeństwa.
Oficjalny trailer nowej powieści Jolanty Marii Kalety,
która
zabiera Czytelników w Góry Sowie.
Wykute przez Niemców w ich wnętrzu sztolnie
skrywają jedną z największych tajemnic II wojny światowej.
Ponad czterdzieści lat później, wiosną
1992 r. pracująca w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiego sędzia Laura Szeliga natrafia na akta, których lektura wywraca do
góry nogami całe jej dotychczasowe, spokojne i ustabilizowane życie. Dokumenty z
1947 r., które przegląda kobieta sugerują, że jej nieżyjący od dawna ojciec,
którego nigdy nie poznała, mógł być majorem SS. Laurze trudno się pogodzić z
przerażającymi podejrzeniami. Postanawia jednak za wszelką cenę odkryć prawdę,
bez względu na to, jak bolesna się ona okaże. Rozpoczynając podróż do czasów
kiedy polska administracja na Dolnym Śląsku była jeszcze w powijakach, a prawo
stanowili funkcjonariusze NKWD i UB, kobieta nie zdaje sobie sprawy z
niebezpieczeństw na jakie się naraża. Choć od zakończenia II wojny światowej
upłynęło już niemal 40 lat nadal żyją osoby, którym zależy aby tajemnice
kompleksu Riese nie ujrzały nigdy światła dziennego.
Na każdej stronie powieści
autorka odsłania nowe, mroczne fakty i tragiczne, przerażające historie
związane z losami postaci, których wiatr historii przywiał na Ziemie Zachodnie.
Trudne wybory, wahania, chwile słabości, dramaty i złudzenia pierwszych
polskich mieszkańców, krzyżują się z bezwzględnością i brakiem skrupułów
enkawudzistów i ubeków oraz iluzorycznymi nadziejami hitlerowców liczących na
wybuch nowego konfliktu zbrojnego, którego rezultat mógłby przywrócić porządek
minionego świata.
Najnowsza książka Jolanty Marii
Kalety nie jest dla mnie zaskoczeniem. Po przeczytaniu kilku bardzo udanych poprzednich
powieści autorki spodziewałem się, że także na kartach niniejszej nie zabraknie
wyrazistych bohaterów, solidnej dawki emocjonujących przygód i rozwiązywanej
krok po kroku, pasjonującej zagadki historycznej[1]. Mocną
stroną pisarki jest również umiejętność tworzenia wciągającej fabuły poprzez stopniowania
napięcia i tworzenie charakterystycznego klimatu, dokładnie takiego jaki
panował na ziemiach włączonych w granice naszego kraju po zakończeniu działań
wojennych i po transformacji ustrojowej w 1989 r. Polecam.
Książka Leszka Adamczewskiego,
poznańskiego pisarza i dziennikarza jest doskonałym kompendium wiedzy o poszukiwaniach
zaginionych i zagrabionych dóbr kultury narodowej w czasach okupacji
niemieckiej. Autor od wielu lat zajmuje się problematyką grabieży bezcennych
dzieł sztuki ze znajdujących się na ówczesnych ziemiach polskich zbiorów
muzealnych, kościelnych oraz kolekcji prywatnych. W wielu swoich dotychczasowych
publikacjach powraca do tematyki utraconych dóbr kultury.[1]
Książkę „Skarby w cieniu swastyki”
rozpoczyna opowieść o nieudanych próbach ratowania ołtarza Wita Stwosza w 1939
r., jego wojennej tułaczce po Berlinie i Norymberdze aż po szczęśliwy powrót do
podwawelskiego grodu. Jak wiemy, nie wszystkie nasze skarby miały tyle „szczęścia”
co najcenniejszy klejnot Kościoła Mariackiego. Wiele z nich spłonęło, zostało
zasypane w gruzach bombardowanych miast i zamków, wiele padło łupem bandytów
spod znaku swastyki i ich kolegów z radzieckich brygad trofiejnych. Stąd też
myślę, że nie byłoby wielkim nadużyciem dopisanie w tytule książki pod
swastyką także sierpa i młota, które to symbole rzuciły nie mniejszy cień na
polskie skarby utracone w czasie wojennej zawieruchy dziejowej. Tym bardziej,
że sam Leszek Adamczewski dość dużo miejsca poświęca także rabusiom z Armii
Czerwonej, którzy wielokrotnie toczyli swoisty wyścig o łupy z ze złodziejami w
niemieckich mundurach.
Leszek Adamczewski na trzystu
stronach swej książki przedstawił kilkadziesiąt historii zaginionych zabytków.
Najbardziej znane z nich to niewątpliwie wspomniany wcześniej Ołtarz Mariacki
oraz legendarna Bursztynowa Komnata. Opisał też wojenne losy m.in. Biblii
Płockiej,[2]
obrazów Jana Matejki, Sądu Ostatecznego Hansa Memlinga, relikwiarza świętej Korduli,[3] rękopisu
naszego hymnu narodowego, Księgi elbląskiej a także innych skarbów
zrabowanych przez dwie walczące ze sobą armie. Utracone zabytki to nie tylko
obrazy i rzeźby, ale także tysiące cennych naczyń liturgicznych, miliony ksiąg
i rękopisów.
Autor nie zapomniał o
podkreśleniu roli polskich uczonych, którzy tak jak profesorowie Stanisław
Lorentz, czy Karol Estreicher przyczynili się w ogromnym stopniu do odzyskania
wielu pamiątek. Skarbów szukamy ich m.in. w Oliwie, Głogowie, Górach Sowich, Szczecinie,
Gdańsku, Lublinie, na Pomorzu, Mazurach i Śląsku. Często jednak Niemcom udawało się wywieźć swoje wojenne zdobycze za Odrę, gdzie również wraz z autorem staramy
się odtworzyć ich wojenną drogę. Zaglądamy do piwnic, sztolni, skrytek,
bankowych sejfów, penetrujemy gruzowiska. Autor zweryfikował i wyeliminował
wiele hipotez dotyczących losów zaginionych dzieł sztuki. Przeprowadził setki
rozmów ze świadkami, których z każdym rokiem jest przecież coraz mniej. Książkę
uzupełnia wiele fotografii (niestety czarno-białych) z archiwum autora.
Poszukiwaczy pamiątek przeszłości zainteresuje zapewne bibliografia
zamieszczona na ostatnich stronach ksiązki, która stanowi doskonały punkt
wyjścia do prowadzenia dalszych badań i poszukiwań.
Wydawnictwo: Replika
ISBN:978-83-7674-245-8 Rok wydania:
2013 Liczba stron:
308
Moja ocena: 4+/6
[1] Patrz np.: „Łuny nad
jeziorami,” „Dymy nad Gdańskiem, ”Podziemny skarbiec Rzeszy.”