W najnowszym numerze kwartalnika „Karta”:
Temat numeru: Łódź
stolicą Polski (1945)
• Dwugłos o niepodległości: emisariusz Piłsudskiego i
wileński demokrata (1911–13)
• Konspiratorka: Maria Straszewska – sekretarz redakcji
„Biuletynu Informacyjnego” (1939–43)
• Między Izraelem a Francją – listy Jerzego Giedroycia
i Witolda Jedlickiego (1962–63)
• Konflikt na Polskim Spiszu (lata 60./70)
Łódź stolicą
Mała osada – po kilku dekadach
XIX wieku stająca się przemysłową metropolią – działała na wyobraźnię. W
następnym stuleciu traciła co prawda energię, jednak raz jeszcze stała się
miastem obiecanym – w styczniu 1945. Tym razem po niespełna roku skupiała pół
miliona mieszkańców i niemal wszystkie centralne ośrodki państwa. Mogła poczuć
się stolicą, trwale wzmocnić pozycję. Nie wytrzymała jednak konkurencji mitu
Warszawy – zmartwiałego miasta, podnoszącego się z ruin.
Wybór wspomnień, tekstów
prasowych, piosenek, wierszy i fotografii dokumentujących szczególny rok, kiedy
do Łodzi – jak do arki Noego – ściągali rozbitkowie ze wszystkich stron
zdewastowanego kraju.
Miasto, które nigdy nie miało
uniwersytetu, otrzymało uniwersytet. Miasto, którego teatry nigdy nie miały się
czym pochwalić, otrzymało teatry – pierwsze w kraju. Miasto, które nigdy nie
posiadało środowiska artystycznego, otrzymało największe i najruchliwsze
środowisko artystyczne w kraju.
Za niepodległością,
Michał Sokolnicki
Wspólny kraj, Michał Römer
Odrodzona Rzeczpospolita –
nadrzędny cel dla polskich niepodległościowców, choć osiągany różnymi drogami.
O idei Niepodległej mówią: emisariusz Komendanta Józefa Piłsudskiego (we
wspomnieniach) i wileński „demokrata” z duszą polsko-litewską (w dzienniku).
Doświadczanie Rumunii
Dla Polaków, dotkniętych we
wrześniu 1939 druzgocącą klęską, Rumunia jawi się bezpieczną przystanią. W jej
stronę rusza fala uchodźców, w tym najwyższa reprezentacja państwa polskiego.
Dwa różne społeczeństwa, nieznające się nawzajem, historia sprawdza w
przymusowym braterstwie.
Wybór dzienników, wspomnień i
oficjalnych dokumentów, przedstawiających rumuńską rzeczywistość uchodźców z
Polski (1939–41).
W ambasadzie panował niesłychany
chaos. Była ona dosłownie oblężona przez tłumy uchodźców. Szczupły personel
ambasady, nieprzygotowany do tego rodzaju pracy, był zagubiony. A przede
wszystkim – i to jest nieprzyjemna cecha polska – był zupełnie zdemoralizowany.
Z miejsca po¬spiesznie usuwano portrety prezydenta Mościc¬kiego czy marszałka
Śmigłego-Rydza, a przecież zarówno prezydent, jak i rząd egzystowali jeszcze
mimo internowania.
Front „Kamyka”, Maria
Straszewska
Wspomnienie z czasu konspiracji,
opisujące zespół redakcji „Biuletynu Informacyjnego” (tygodnika warszawskiego
okręgu SZP–ZWZ–AK, a od wiosny 1941 centralnego organu prasowego Biura
Informacji i Propagandy AK), prowadzonego przez Aleksandra Kamińskiego.
Ja – „Anna” – stałam się odtąd
nie tylko najbliższą współpracowniczką „Kamyka”, ale cząstką jego podziemnego
życia. Spełniły się moje pragnienia. Byłam szczęśliwa. I dumna, że to właśnie
mnie „Kamyk” wybrał, że obdarzył mnie takim zaufaniem. Ale też czułam ciężar
odpowiedzialności. Im bliżej „Kamyka” poznawałam, tym bardziej byłam nim
zafascynowana. Zaczęłam ulegać jego męskiemu urokowi. Sumienna w wykonywaniu
moich obowiązków, spontanicznie usłużna, czujnie troskliwa, niczym chyba się
nie zdradziłam. Czy zauważył, że zaczęłam malować usta? Czy potrafiłam ukryć
radość, gdy prosił, bym przywiozła mu na Żoliborz dodatkowo popołudniową
pocztę? Dni, kiedy nie widywaliśmy się, wydawały się puste. Były oczekiwaniem.
Bo przy powitaniu nie maskował radości.
Maria Straszewska
Iluzje Października, Witold Jedlicki, Jerzy Giedroyc
Październik ’56 stanowi w
historii Peerelu cezurę symboliczną. Prezentowane listy Witolda Jedlickiego i
Jerzego Giedroycia odnoszą się do jego następstw. Największy niepokój
Jedlickiego, który znalazł się wtedy na emigracji, budziła nie „kierownicza
rola” PZPR, lecz dominacja w społeczeństwie postaw konformistycznych. Był to
efekt rozczarowania Październikiem, który – według Jedlickiego – był od
początku zwrotem kontrolowanym przez władze.
Niezgoda w kościele
W XX wieku odzyskujące
podmiotowość narodową Słowacja i Polska dzieliły między siebie Spisz i Orawę,
czyniąc ich fragmenty przestrzenią konfliktu. Po II wojnie światowej 14 wsi
Polskiego Spiszu w północnym pasie regionu (powiat Nowy Targ), przypisanych
Polsce, stało się terenem słowackiej samoobrony. W Nowej Białej i Krempachach
spór narósł w cieniu kościołów. Wybór dokumentów i wspomnień z lat 60./70.
pomaga zrozumieć apogeum konfliktu na Polskim Spiszu.
W Krempachach i Nowej Białej istota
sporu nie dotyczy śpiewu w kościele po polsku lub słowacku – to tylko punkt
odniesienia, zewnętrzna ekspresja. Chodzi o tożsamość. I słowacką, i polską. W
tych wsiach występują obie tożsamości i zapewne mogłyby współistnieć w pełni
pokojowo, gdyby po obu stronach nastąpiło zrozumienie: po polskiej – że po tej
drugiej są Słowacy, a nie polscy odszczepieńcy i że mają oni prawo manifestować
siebie inaczej, choćby śpiewając stare religijne pieśni po słowacku, nawet
jeśli na co dzień mówią polskim dialektem; po słowackiej – że przynależą do
Polski, choć jej sami nie wybierali i że mogą przyjąć polskie sąsiedztwo, jeśli
pozbawione ono będzie niechęci do nich.
Czy to niespełnialne marzenie, by
choćby w 70. rocznicę przekazania Polsce spornych ziem, 20 maja 2015, odbyło
się na Spiszu spotkanie polsko-słowackie? Dokonać razem analizy zdarzeń
historycznych, wyjaśnić charakter wzajemnej niechęci. Może wystarczyłoby dać
sobie nawzajem sygnał, że obie strony nie uważają tej drugiej za gorszą. Może
zaczęłaby się normalna wspólna rozmowa.
„Karta” dostępna jest w
salonach Empiku na terenie całego kraju, w dobrych księgarniach, salonikach
prasowych, a także poprzez stronę Ośrodka KARTA:
www.księgarnia.karta.org.pl