Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iskry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iskry. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

„Pamiętniki”




Eryk Lipiński „Pamiętniki”


Słodko-gorzka opowieść jednego z najbardziej znanych karykaturzystów polskich, który był inicjatorem powołania do życia pisma satyrycznego „Szpilki”, a także pomysłodawcą i założycielem Muzeum Karykatury w Warszawie. Obecne wydanie Pamiętników zostało wzbogacone reprodukcjami plakatów i rysunków autora. Dołączono także pierwodruk listów Eryka Lipińskiego do żony z sierpnia 1944 roku z Saskiej Kępy, gdzie zastało go powstanie warszawskie i skąd mógł się jedynie przyglądać płonącej Warszawie, martwiąc się o najbliższych. Dzieciństwo w Moskwie, szkolne lata i studia na ASP w Warszawie, przedwojenne środowisko artystyczne i pierwsze sukcesy opisuje autor w humorystycznej formie. W czasie wojny był więziony w Oświęcimiu i na Pawiaku. Pracując jako sanitariusz w Dulagu w Pruszkowie, uratował wielu ludzi od wywózki. Po wojnie zajął się m.in. projektowaniem plakatów filmowych i teatralnych (był jednym z twórców Polskiej Szkoły Plakatu i organizatorem pierwszego Biennale Plakatu), ilustrowaniem książek i pism, pisaniem humorystycznych tekstów do kabaretów i „publigrafiką”.

Był jednym z inicjatorów i pierwszym przewodniczącym Społecznego Komitetu Opieki nad Cmentarzami i Zabytkami Kultury Żydowskiej w Polsce. Za ukrywanie w czasie okupacji przyjaciół pochodzenia żydowskiego został w 1991 roku uhonorowany tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W Państwowym Wydawnictwie Iskry wydał kilka książek, ale największym powojennym wyzwaniem było stworzenie Muzeum Karykatury, jednego z pierwszych na świecie, które istnieje do dziś i nosi jego imię.

Źródło oraz linki do recenzji i audycji radiowych:

Wydawnictwo Iskry na Facebooku:


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0431-5
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 408


sobota, 18 października 2014

„Muzy Młodej Polski”





Monika Śliwińska „Muzy Młodej Polski”


Mimo, że na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego stulecia centrum życia kulturalnego ziem polskich przeniosło się z konserwatywnego Krakowa do Warszawy, w podwawelskim grodzie nadal pozostało wielu wybitnych artystów. Niestety, twórczość ich była często niedoceniania przez współczesnych, przez co indywidualności tej miary co choćby Stanisław Wyspiański wiodły skromny żywot, wielokroć przymierając głodem. Na szczęście zamożniejsze rodziny mieszczańskie udzielały wsparcia ubogim przedstawicielom świata sztuki. Monika Śliwińska w książce „Muzy Młodej Polski” przedstawia dzieje jednej z takich krakowskich familii, która stała się ostoją m.in. dla wspomnianego wcześniej Wyspiańskiego. Eliza i Stanisław Pareńscy, bogaci mieszczanie, przeznaczali znaczną część swoich dochodów na działalność dobroczynną oraz na pomoc potrzebującym artystom.


O bohaterkach książki opowiada autorka, Monika Śliwińska


Pani Eliza wcześnie dostrzegła talent drzemiący w młodym Wyspiańskim. Kupując jego obrazy, umożliwiała podreperowanie skromnego budżetu malarza i dramaturga. Została także matką chrzestną syna Stanisława Wyspiańskiego. Profesor Stanisław Pareński, wzięty internista, prowadził dochodową praktykę lekarską, której poświęcał dużo czasu, stąd też ciężar prowadzenia domu oraz salonu wzięła na swoje barki jego żona Eliza. Ich dom na Wielopolu był zawsze otwarty dla krakowskiej cyganerii artystycznej. Bywali w nim co prawda uniwersyteccy przyjaciele pana domu, ale także m.in. Adam Asnyk, Władysław Reymont, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Stanisław Przybyszewski, Władysław i Tadeusz Żeleńscy, Jacek Malczewski, Leon Wyczółkowski, Józef Mehoffer, czy Ludwik Solski. Autorka oczywiście nie skąpi nam charakterystyk tych barwnych postaci.




Fot. 1. Eliza Mühleisen, źródło: „Muzy Młodej Polski,” s. 31.

Fot. 2. Zofia Pareńska, 1903 rok, źródło: „Muzy Młodej Polski,” s. 15.


Mimo wielu zasług państwa Elizy i Stanisława, to nie oni a ich trzy córki są pierwszoplanowymi postaciami niniejszej książki. W Marynie kochało się wielu artystów, wśród nich utalentowany malarz Stanisław Wojtkiewicz, który bywał częstym gościem Pareńskich po śmierci Wyspiańskiego. Zarówno Wojtkiewicz jak i Wyspiański dość wcześnie pożegnali się ze światem doczesnym. Zdążyli jednak przed śmiercią uwiecznić na płótnie wizerunki wszystkich swoich muz z Wielopola, a portrety Maryny, Zosi i Elizy znalazły się w bogatej rodzinnej kolekcji obrazów pani domu. Najpiękniejszą z trzech sióstr, była najmłodsza, wrażliwa i delikatna Lizka. Ona też najczęściej zostawała przedstawiana na portretach. Maryna i Zosia zostały pod własnymi imionami uwiecznione w „Weselu” Wyspiańskiego przechodząc tym samym wraz autorem do historii literatury polskiej. Dzięki Monice Śliwińskiej mamy możliwość zapoznania się z kulisami powstania słynnego dzieła.


Fot. 3. Antonina Domańska (pierwsza z lewej), Eliza Pareńska (w środku), X Szabowska, 
1880 rok, źródło: „Muzy Młodej Polski,” s. 62.


Losy rodziny Pareńskich oraz bywalców ich salonu są oczywiście również pretekstem do przedstawienia życia towarzyskiego Krakowa na przełomie XIX i XX wieku. Poznajemy kłopoty dnia codziennego ówczesnych ludzi sztuki, ich problemy finansowe, zdrowotne a także rozterki miłosne. Na tym tle mamy okazję do obserwowania dzieciństwa, lat szkolnych oraz okresu dojrzewania trzech panien, przyszłych „Muz Młodej Polski.” Monika Śliwińska nie zakończyła jednak swej opowieści wraz z odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Dzieje bohaterów książki śledzimy także poprzez okres dwudziestolecia międzywojennego, tragiczny czas okupacji aż do lat PRL-u. Autorka wzbogaciła publikację dziesiątkami fotografii z archiwów rodzinnych i zbiorów muzealnych. Zamieszczono w niej także wiele reprodukcji obrazów oraz fragmentów pamiętników i niepublikowanych dotychczas listów. Polecam.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0377-6
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 416


niedziela, 12 października 2014

„Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy”




Stanisław Milewski „Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy”


Do głównych przyczyn rozwoju przestępczości w dawnej Warszawie należały nieskuteczne prawo, skorumpowana policja oraz poczucie beznadziejności spowodowane brakiem środków do życia wielu mieszkańców stolicy oraz przybyszów z prowincjonalnych miejscowości. Wszystko to sprawiało, że na przestrzeni wieków nie brakowało amatorów „łatwego” zarobku. Im to właśnie poświęcona jest kolejna książka Stanisława Milewskiego „Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy.”



Publikacja ta to swoisty słownik biograficzny dawnego świata przestępczego. Autor przytacza bardzo wiele spektakularnych epizodów z życia takich znaczących bywalców kronik kryminalnych jak „król złodziei warszawskich” Felek Zdankiewicz, złodziej słynący z wybuchowego charakteru - Hipek-Wariat, szef bandy wymuszającej haracze od kupców na targowiskach Łukasz Siemiątkowski zwany „Tasiemką,” legendarny kasiarz – Szpicbródka, czy postrach Warszawy, bezwzględny morderca – Krwawy Wiktor.

Nie można powiedzieć, że wyczyny pospolitych przestępców spędzały sen z powiek stróżom prawa, gdyż ówcześni policjanci często przymykali oko na drobne kradzieże i napady. Wielokrotnie współdziałali też ze złodziejami stojąc na czatach lub pomagając im w ucieczce. Dlatego też nikogo nie dziwił fakt, że eskortującemu rzezimieszka policjantowi częstokroć towarzyszył tłumek przypadkowych świadków, którzy chcieli uniemożliwić mundurowemu uwolnienie gagatka za rogiem najbliższej ulicy.



Jeden z rozdziałów niniejszej pracy poświęcony jest charakterystyce złodziejskich specjalizacji. Dowiemy się z niego m.in. na czym polegała robota na „ślam”  oraz kogo nazywano „klawisznikami,” „potokarzami,” „pajęczarzami” i „szopenfeldziarzami.” Szereg detali dotyczących złodziejskiego rzemiosła zaczerpnął Stanisław Milewski z twórczości Sergiusza Piaseckiego i Urke Nachalnika czyli literatów, którzy mieli okazję przez lata dość dokładnie zaznajomić się z tym fachem.

W książce znajdziemy ponadto cały rozdział, w którym przedstawiono zwyczaje panujące w przestępczym półświatku. Już bowiem w XIX wieku zawodowi złodzieje opracowali zasady, które można uznać za „złodziejski kodeks postępowania.” Możemy w  nim wyczytać m.in., że nie wolno współpracować z konfidentami, nie należy oszukiwać wspólników i sprawiedliwie dzielić się zyskiem z przestępstwa, nie wolno uwodzić żony wspólnika w czasie przebywania przez niego za kratkami oraz bardzo wiele innych, nie mniej interesujących „paragrafów.” Sporo miejsca w rozdziale tym zajmuje próba nakreślenia rozwoju slangu przestępczego.  Obraz dawnego złodziejskiego i bandyckiego półświatka byłby niewątpliwie niepełny gdyby autor nie podjął problematyki związanej ze środkami karnymi. Rozdział, w którym do niej nawiązano nosi wielce wymowny tytuł „W cieniu miecza i szubienicy.” Na uwagę zasługuje również szata graficzna książki, wzbogacona podobnie jak inne publikacje tej serii wieloma ilustracjami oraz dowcipnymi karykaturami z dawnej stołecznej prasy. Polecam.

---
 Źródło ilustracji: Stanisław Milewski 
„Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy,” s. 133, 117 i 76.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0108-6
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 218

wtorek, 30 września 2014

„Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy”




Stanisław Milewski „Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy”


Stanisław Milewski oprócz licznych publikacji z zakresu historii wymiaru sprawiedliwości ma w swoim bogatym dorobku także wiele prac poświęconych dziejom Warszawy. Co warte zauważenia autor sięga po tematykę niezbyt często poruszaną przez varsavianistów. W niniejszej książce znajdziemy garść informacji o problemach stolicy związanych rozwojem komunikacji oraz ruchu ulicznego na przestrzeni niemal czterystu ostatnich lat.

Na ulicach Warszawy od wieków dochodziło do licznych wypadków. Dlatego już w 1767 r. podjęto pierwsze próby uregulowania przepisów związanych ruchem, zabraniając szybkiej jazdy konnej pod rygorem wysokiej grzywny. W katalogu kar za niebezpieczną jazdę możemy znaleźć nawet karę chłosty. Mimo to przejście na drugą stronę ulicy gwarantowało pieszym wiele emocji i nierzadko kończyło się potrąceniem. Inna sprawa, że spacerowicze nic sobie nie robili z wprowadzonych regulacji prawnych, przechodząc przez ulicę i zatrzymując się tam gdzie tylko mieli ochotę.

Fot 1. Z życia Warszawy. Rysunek oryginalny Józefa Ejsmonda, Źródło: Stanisław Milewski „Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy,” s. 54.

Autor  charakteryzuje oczywiście całą galerię środków transportu używanych w mieście:  dorożki, karety, powozy, omnibusy, rowery, tramwaje i pierwsze automobile. Znajdziemy tu także wiadomość, że na warszawski grunt próbowano przeszczepić nawet lektyki. Niestety, częsta nietrzeźwość drążników narażała pasażerów na ryzyko wypadków i w związku z tym pojazd ten nie zagościł na dłużej na ulicach.

W książce „Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy” Stanisław Milewski porusza nie tyko sprawy związane z katastrofalnym stanem nawierzchni dróg i organizacją ruchu. Poznamy także życie tych mieszkańców Warszawy, których los zmusił do zarobkowania na stołecznych ulicach: dorożkarzy, gazeciarzy i handlarzy.

Fot 2. Handel uliczny Warszawy. Stragan 
z łakociami, Źródło: Stanisław Milewski „Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy,” s. 140.

Prowadzenie pojazdów po kilku głębszych ma w Polsce długą tradycję. Dorożkarze w dnie kieliszka już od dawien dawna szukali panaceum na swe kłopoty. Przedstawicielom tej profesji dość dużo miejsca poświecił autor w swoim opracowaniu. I prawdę mówiąc, trudno znaleźć o nich jakieś bardziej pochlebne słowo. Pijaństwo, oszukiwanie pasażerów, grubiaństwo i brak kultury, znęcanie się nad końmi, brak dbałości o pojazdy a przede wszystkim „kawaleryjska jazda” to główne zarzuty stawiane dorożkarzom na łamach ówczesnej prasy. Osobną kwestią zaznaczoną przez autora jest walka z prostytucją uliczną, kieszonkowcami oraz żebraniem.

Fot 3. Nowoczesny taksówkarz, 1936 r., 
Źródło: Stanisław Milewski „Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy,” s. 113.

Zmieniały się środki transportu. Konie ciągnące dorożki, powozy i omnibusy zostały wyparte przez konie mechaniczne. Urząd prezydenta miasta sprawowali Polacy oraz przedstawiciele zaborczych mocarstw. Władze carskie ograniczały obszar miasta, którego terytorium zaczęło rozrastać się dopiero po odzyskaniu niepodległości. Hitlerowski okupant sprawił, że ulice zamieniły się w gruzowiska. Dzięki heroicznemu wysiłkowi Polaków miasto podniosło się z ruin. Odbudowano i poszerzono tysiące ulic. Bruk zastąpiono asfaltem. Mimo to z większością problemów komunikacyjnych władze miasta nie potrafiły się uporać aż po dzień dzisiejszy.

Książkę Stanisława Milewskiego zdobią dziesiątki fotografii z dawnych  czasopism: „Tygodnika Ilustrowanego,” „Kolców” i „Kłosów” oraz zbiorów własnych autora. Dużą atrakcją dla czytelników jest opublikowanie w niej wycinków z dawnej prasy zaczerpniętych m.in. z publikowanych w gazetach kronik kryminalnych. Dziesiątki nieznanych szerzej zagadnień zamieszczonych w książce w połączeniu z barwnym, gawędziarskim stylem autora sprawiają, że niniejsza publikacja zadowoli wszystkich miłośników historii dawnej Warszawy. Polecam.

---

Już niebawem na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI 
znajdziecie recenzję innej książki Stanisława Milewskiego 
„Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy.” 
Zapraszam.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0310-3
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 169


wtorek, 22 lipca 2014

"Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści"


Aleksandra Ziółkowska-Boehm "Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści"


Aleksandra Ziółkowska-Boehm, mieszkająca w Stanach Zjednoczonych pisarka miała przywilej pracować przez kilka lat jako sekretarka i asystentka Melchiora Wańkowicza. Wiele dzieł tego klasyka reportażu stoi na półkach mojej biblioteczki. Pamiętam też, że kilkanaście lat temu, po lekturze „Karafki La Fontaine'a” sięgnąłem po niewielką książeczkę jej autorstwa pt. „Blisko Wańkowicza” będącą podsumowaniem współpracy z wybitnym pisarzem. Wańkowicz w testamencie przekazał autorce swoje imponujące archiwum a jego duch często powraca w twórczości pisarki. Również książkę „Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści” otwiera historia o ostatnich dniach życia córki pisarza - Krystyny Wańkowiczówny, znanej czytelnikom m.in. z powieści „Ziele na kraterze.” Relacja ta powstała w oparciu o wspomnienia Janusza Brochwicza-Lewińskiego „Gryfa” – świadka śmierci dziewczyny w szóstym dniu powstania warszawskiego.



Połowa sierpnia. Stanowisko strzeleckie przy Placu Zamkowym, pomiędzy Piwną i Ślepą.
Strzela z błyskawicy z lewego ramienia plutonowy podchorąży Jerzy Sikorski, 
obok kapral Jerzy Łyczkowski. Fot. Wiesław Chrzanowski. 
Źródło: Aleksandra Ziółkowska-Boehm „Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści,” s. 40.


Elementem łączącym wszystkie historie przedstawione przez autorkę w tym obszernym tomie jest właśnie okres wojny i okupacji oraz wplecione weń losy kilkudziesięciu Polaków. Kiedy zerknąłem do spisu treści byłem przekonany, że w książce znajdę tylko dziewięć opowieści. Nic bardziej błędnego. Każdy z rozdziałów składa się z bardzo wielu barwnych, często dramatycznych epizodów tworząc wciągającą mozaikę historyczną.



Okładka pierwszej książki Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm „Blisko Wańkowicza.” 
Fot. Autor Bloga.


W książce znajdziemy cały szereg emocjonujących, nie znanych szerzej historii: wspomnień z powstania warszawskiego, z ogarniętego wojną Wołynia, Wileńszczyzny i Polesia. Zapoznamy się z nieznaną wersją kluczowego momentu bitwy pod Monte Cassino oraz różnymi aspektami życia byłych żołnierzy polskiego państwa podziemnego na obczyźnie. Gdzieniegdzie pośród tragicznych historii znajdziemy wplecione bardziej radosne wspominki, jak np. o dziecinnych zabawach z dawnych lat. O grze w cymbergaja, dwa ognie i w klasy. Trudno się nie zgodzić z autorką zdania „Nie tylko zabawy były trochę inne, ale my, dzieci, byliśmy inni.”[1]

Aleksandra Ziółkowska-Boehm pozostaje lub pozostawała w przyjacielskich relacjach z większością bohaterów swej książki. Zaowocowało to powstaniem niezwykłego dzieła wypełnionego bardzo osobistymi wspomnieniami postaci, które często anonimowo, ale zapisały się złotymi zgłoskami w historii naszego kraju. Bohaterowie udzielili zgody na zamieszczenie w niniejszej publikacji prywatnej korespondencji z autorką, dzięki czemu książka zyskuje inny, bardziej osobisty wymiar.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0363-9
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 516


[1] Aleksandra Ziółkowska-Boehm „Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści,” s. 246.



wtorek, 17 czerwca 2014

"Major Hubal. Historia prawdziwa"


Łukasz Ksyta "Major Hubal. Historia prawdziwa"


Książka „Major Hubal. Historia prawdziwa” autorstwa Łukasza Ksyty to nie tylko biografia legendarnego żołnierza, partyzanta, ale także sportowca, męża i ojca. Poznajemy dzieciństwo, młodzieńcze lata wywodzącego się z powstańczej rodziny Henryka Dobrzańskiego. Śledzimy jego karierę oraz szlak bojowy podczas służby w 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich. Młody żołnierz już w stopniu chorążego uczestniczył w walkach pod Lwowem pod komendą pułkownika Władysława Sikorskiego. Przełożeni cenili w nim zdolności dowódcze, troskę o podwładnych oraz znakomite umiejętności jeździeckie. Za bohaterstwo na polu walki Dobrzański został czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, nadano mu także krzyż Virtuti Militari V klasy.

W okresie dwudziestolecia międzywojennego Henryk Dobrzański wielokrotnie uczestniczył w zawodach jeździeckich. W krajowych i międzynarodowych konkursach bardzo często zdobywał główne nagrody. Był rezerwowym w polskiej ekipie na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 r., gdzie polska drużyna zdobyła srebrny i brązowy medal.




Łukasz Ksyta opisuje wojenne losy majora w 110 Pułku Ułanów, w którym pełnił  funkcję zastępcy dowódcy.  Przedstawia marsz żołnierzy Dobrzańskiego do Warszawy i później w rejon Gór Świętokrzyskich oraz pracę nad rozbudową oddziału w oczekiwaniu na spodziewaną wiosną ofensywę aliantów. Hubal mimo rozkazu Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej nie rozwiązał skupionego wokół siebie oddziału.

Na podstawie zachowanych fragmentów dziennika oddziału bojowego Autor odtwarza jego działalność aż po tragiczny dzień 30 kwietnia 1940 r. kiedy to w potyczce pod Anielinem niemiecka kula przeszyła pierś majora Hubala. W książce znajdziemy także osobny rozdział poświęcony wieloletniej historii poszukiwań grobu jednego z pierwszych dowódców partyzanckich w okresie II wojny światowej.

Książka zawiera wiele relacji osób, które spotkały się z Dobrzańskim, zarówno na gruncie prywatnym jak i podczas wojennej tułaczki. Autor nie zapomniał o towarzyszach broni majora. Zamieścił m.in. informacje o ich dalszych losach m.in. w obozie w Oświęcimiu. Łukasz Ksyta podczas pracy nad biografią Henryka Dobrzańskiego sięgnął nie tylko po rozkazy, meldunki, akta personalne, ale także dotarł do wspomnień i listów. Dzięki nim, a także licznym unikalnym fotografiom zamieszczonym w książce możemy  poznać również mniej znane epizody z życia legendarnego majora. Polecam.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0365-3
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 308


Strona poświęcona majorowi Henrykowi Dobrzańskiemu - Hubalowi:

czwartek, 12 czerwca 2014

"Jasnowidz w salonie"


Paulina Sołowianiuk "Jasnowidz w salonie, 
czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej"

Złoty wiek spirytyzmu nad Wisłą przypada na okres dwudziestolecia międzywojennego. Od Piłsudskiego po Żeleńskiego, od księży po kucharki – naszych przodków fascynowały zjawiska nadprzyrodzone. Lubowali się w organizowaniu wieczorów, których głównymi bohaterami były medium i duch. Książka Pauliny Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej” to niemal leksykon poświęcony tajemnicom komunikacji ze światem zmarłych, astrologii, kabalistyki i przepowiadania przyszłości w jednym z najbarwniejszych okresów w dziejach Polski.

Barwny okres musiał obfitować w szereg nietuzinkowych postaci. Całą ich galerię możemy znaleźć na kartach książki. Niewątpliwie najbardziej znanym, popularnym i cenionym jasnowidzem tamtych czasów był Stefan Ossowiecki. Jego działalności poświęciła autorka aż dwa rozdziały. Wielokrotnie pomagał on w odnajdywaniu zaginionych osób. Za swą pomoc nigdy nie pobierał wynagrodzenia. Kiedy zawodziły inne środki z jego zdolności korzystała policja. Ten urodzony w Moskwie, atletycznie zbudowany inżynier był często otaczany wianuszkiem wielbicielek. Przepowiedział, że po śmierci, jego ciało nie zostanie odnalezione. Zginął tragicznie w powstaniu warszawskim. Niestety i ta jego przepowiednia się sprawdziła.



Jan Guzik podczas seansu spirytystycznego
(Źródło: Paulina Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie …” s. 31)


Nie wszyscy jasnowidze wykorzystywali swe zdolności tak jak Ossowiecki. Nie brakowało wśród nich oszustów uciekających się do tanich sztuczek. Również i o takich hochsztaplerach znajdziemy w książce Pauliny Sołowianiuk wiele ciekawostek. Lubili ulegać czarowi spirytyzmu politycy, żołnierze, duchowni i ludzie kultury. Nie brakowało jednak sceptyków. Również z ich perspektywy mamy okazję spojrzeć na tajemną stronę rzeczywistości.

Książka Pauliny Sołowianiuk zawiera dziesiątki relacji z seansów spirytystycznych. Obok wymienionych już Piłsudskiego i Żeleńskiego gościli na nich również m.in. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Józef Beck, Wojciech Kossak, Karol Szymanowski, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Zofia Kossak-Szczucka, Kazimiera Iłłakowiczówna, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czy też Magdalena Samozwaniec.

Bogate źródła bibliograficzne po jakie sięgnęła Paulina Sołowianiuk, dotarcie przez nią do wielu artykułów z przedwojennej prasy sprawiło, że książka stanowi doskonały punkt wyjścia dla czytelników chcących głębiej zanurzyć się w paranormalnych, magicznych latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Polecam.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0358-5
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 214

Moja ocena: 5/6



poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Zatoka Żarłocznego Szczupaka"

"Zatoka Żarłocznego Szczupaka"


Eugeniusz Paukszta "Zatoka Żarłocznego Szczupaka"


„Zatoka Żarłocznego Szczupaka” to trzecia powieść Eugeniusza Paukszty, z którą miałem przyjemność spędzić w ostatnim czasie kilka wieczorów i jednocześnie pierwsza książka przeczytana przeze mnie w nowym 2014 r. Kto wie, czy nie jedna z najlepszych…

Na przedniej stronie okładki rysunek białej łódki z żaglem wkomponowanym w wielkie, pomarańczowe słońce, plama falującej wody a później ponad czterysta pożółkłych, wyglądających jak przypalone słońcem stron. Wszystko to zwiastuje spotkanie z literaturą przygodową najwyższej klasy, która choć powstała blisko 60 lat temu nadal wciąga, bawi i wzrusza.

Powieść rozpoczyna się podobnie jak „Znak Żółwia” oraz „Młodość i gwiazdy” tegoż autora. Grupka młodzieży studenckiej przyjeżdża na wakacje nad malownicze jezioro. Tym razem jest to jezioro Gardyńskie na Mazurach. Poznajemy braci Kostka i Pietrka, Zośkę, Mirkę i Julka. Rozbijają oni obóz w niewielkiej zatoczce. Pływają, łowią ryby. Mamy połowę lat 50-tych XX wieku, ryb w jeziorach nie brakuje.

Upalny początek wakacji nie zapowiada wielu dramatycznych wydarzeń, w centrum których już niebawem znajdą się bohaterowie. Młodzi zaprzyjaźniają się z mieszkającym nieopodal leśniczym. Od niego dowiadują się o zatopionych w 1944 r. niemieckich ciężarówkach, które spoczęły na dnie jeziora. Mimo iż wielu śmiałków próbowało wydobyć samochody, dotychczas nikomu się ta sztuka nie udała. Chłopcy postanawiają spróbować szczęścia, wyobrażają sobie, że właśnie oni zostaną odkrywcami tajemnicy i wydobędą skrzynie z tajemniczą zawartością.

Powieścią nie rozczarują się miłośnicy leśnych wędrówek, żeglarze i wędkarze. Eugeniusz Paukszta znacznie swobodniej porusza się w tej tematyce niż mieszkający wiele lat nad Jeziorakiem Zbigniew Nienacki. Nie da się ukryć, że autor przygód Pana Samochodzika mocno inspirował się utworem Paukszty przy tworzeniu kolejnych tomów swego słynnego cyklu powieściowego. Na kartach jego książek czytaliśmy przecież o zatopionych ciężarówkach, przeżywaliśmy dramatyczny rejs po mazurskim jeziorze (o niebo lepiej przedstawiony w powieści Paukszty niż w „Pan Samochodzik i Winnetou.”). Mamy tu także czarny charakter. Młody człowiek, mieszkaniec pobliskiej mazurskiej wioski, Michał Wittle pod wpływem poznanych podczas wakacji przyjaciół zmienia swoje postępowanie niczym Czarny Franek z „Nowych przygód Pana Samochodzika.” Takich inspiracji można znaleźć o wiele więcej.

W „Zatoce Żarłocznego Szczupaka” autor poruszył również poważniejszy temat: echa II wojny światowej, problem polskości na ziemiach, które znów znalazły się w granicach naszej ojczyzny. Bohaterowie, którzy przyjechali na wakacje są świadkami niechętnego stosunku części okolicznych mieszkańców do nowej, powojennej rzeczywistości. Swoim postępowaniem Julek wraz z przyjaciółmi zjednują sobie jednak miejscową młodzież. Wraz z nimi zakładają koło LZS, budują boisko, organizują ogniska. Ta postawa sprawia, że również starsi zaczynają inaczej patrzeć na Polskę. Część Mazurów zaczyna wracać do języka swoich przodków.  

Oczywiście działalność młodzieży nie wszystkim jest na rękę. „Ukryta opcja niemiecka” stara się pozbyć niewygodnych gości. Chłopcy znajdują w lesie spadochron, ktoś strzela do leśniczego, podpala las. Chłopcy trafiają na trop szpiega, zostają ofiarami porwania.

Przyzwyczaiłem się już, że Eugeniusz Paukszta wprowadza do swoich powieści dziesiątki osób. Również w „Zatoce” mamy okazję poznać całą galerię wyrazistych postaci drugoplanowych. Dobroduszny i jednocześnie sprytny leśniczy Grapsza, wspomniany już młodzieniec Michał Wittle  - przywódca miejscowych chłopaków, Edward Fajfer – nauczyciel wiejski, Czarna Erna, piękna pracownica PGR-u. Wspomnę tu jeszcze o doktorze i jego małżonce, którzy również przyjechali nad jezioro i rozbili namioty w pobliżu Zatoki Żarłocznego Szczupaka. Wdzięki pani Mery kusiły kochliwego Pietrka, który często wymykał się dyskretnie aby poflirtować z piękną doktorową.

Mógłbym długo jeszcze pisać o tej zapomnianej dziś już książce, tak dużo się w niej dzieje. Wielu jest fanów powieści o przygodach Pana Samochodzika, którzy pytają jakie książki o zbliżonej tematyce można im polecić. Moim zdaniem powinni zacząć właśnie od lektury powieści Eugeniusza Paukszty. Powinni spędzić kilka wieczorów nad „Zatoką Żarłocznego Szczupaka.” Jestem pewien, że gdyby Zbigniew Nienacki nie przeczytał tej książki, kilka przygód Tomasza NN wyglądałoby zupełnie inaczej.


Wydawnictwo: Iskry
Rok wydania: 1957
Liczba stron: 414

Moja ocena: 6/6

niedziela, 1 grudnia 2013

 "Nawet umarli kłamią"


 Zygmunt Zeydler-Zborowski "Nawet umarli kłamią"


Podporucznik MO Franciszek Kociuba od niedawna pracuje w stolicy. Awans z prowincjonalnego posterunku zawdzięcza majorowi Downarowi. As warszawskiej milicji dostrzegł potencjał drzemiący w młodym funkcjonariuszu, z którym miał okazję współpracować i postanowił zaprotegować go u swoich przełożonych. Franek marzy o pierwszej poważnej sprawie kryminalnej. Na razie nie miał jednak okazji do wykazania się. Włamania, kradzieże, oszustwa i fałszerstwa nie są tym co rozpala wyobraźnię ambitnego milicjanta.

Kociuba dumał nad swoją policyjną niedolą, a tymczasem w Warszawie zaginął Amerykanin polskiego pochodzenia Jan Ratajski. Zgłoszenia dokonała rozhisteryzowana małżonka. Traf chciał, że na komendzie przebywał wtedy nasz Franek i właśnie jemu przypadła sprawa odnalezienia polonusa. Podporucznik przyjmując kolejne zwykłe zadanie, nie przypuszczał nawet, że będzie to przełomowa sprawa w jego milicyjnej karierze. Okazało się, że zaginiony był antykwariuszem, który przyjechał do Polski w interesach. Przełożeni, widząc brak postępów w poszukiwaniach zaczynają naciskać na Kociubę, tym bardziej że interweniowała w tej sprawie Ambasada Amerykańska.

Kilka dni później pod Warszawą zostają znalezione zwłoki kobiety. Wszystko wskazuje na to, że zamordowaną jest Klaudia, niedawno poznana znajoma Franka. Po przyjeździe na miejsce zbrodni okazuje się, jednak, że ofiara to macocha Klaudii. Wśród podejrzanych jest m.in. mąż denatki oraz niejaki Wołoszyński, współpracujący z „Desą” rzeczoznawca specjalizujący się w dziełach sztuki. Franciszek Kociuba zaczyna zdawać sobie sprawę, że „pracować w wydziale dochodzeniowym to nie taka prosta rzecz.” Na szczęście do Warszawy wraca major Downar. Od pułkownika Leśniewskiego dowiaduje się, że sprawę zaginięcia Amerykanina prowadzi jego protegowany. Postanawia więc „wziąć go do galopu.” Pod kierunkiem Downara śledztwo nabiera tempa. Jego cenne rady sprawiają, że umysł prostolinijnego podporucznika wyostrza się a sam właściciel umysłu nabiera większej wiary we własne możliwości. Milicjanci dochodzą do wniosku, że sprawy zaginięcia i morderstwa łączą się ze sobą. Rozwikłanie tych zagadek wydaje się już tylko kwestią czasu.

W książce „Nawet umarli kłamią” możemy znaleźć wiele ciekawostek obyczajowych z lat 60-tych XX w. Dowiadujemy się np. że milicjantom po służbie dopisywał wilczy apetyt. Nasz Franek w barze mlecznym podczas jednej wizyty potrafił umieścić w żołądku jajecznicę z sześciu jaj, pierogi ruskie oraz litr zsiadłego mleka. Nic dziwnego, że takie nieracjonalne odżywianie wpływało negatywnie na tempo prowadzonych przez niego śledztw. Na szczęście w powieściach Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego zawsze można liczyć na pomoc życzliwego i nieomylnego majora Downara.

Wydawnictwo: Iskry
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego klucza
Rok wydania: 1971
Liczba stron: 231

Moja ocena: 4/6

poniedziałek, 28 października 2013

"Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię"


Krzysztof Kąkolewski "Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię"



Bohaterem powieści kryminalnej „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” jest schorowany kapitan „Siwy.” Funkcjonariusz Komendy Głównej Milicji, mający za sobą dwa zawały, w związku z bardzo złym stanem zdrowia przechodzi na emeryturę. Nie dany jest mu jednak wyjazd do uzdrowiska w Ciechocinku celem podreperowania nadwątlonego serca. Milicjant za punkt honoru stawia sobie wyjaśnienie do końca sprawy rabunku 400 tysięcy złotych, którą zajmował się przed odejściem z pracy.

Sprawa ta łączy się ze śmiercią dziewczyny Ewy Salm, która była świadkiem podczas niedawnego śledztwa, które prowadził kapitan. Dziewczyna wypada z okna starej kamienicy. „Siwy” na własną rozpracowuje powiązania ofiary ze światkiem przestępczym, odwiedza pijackie meliny, rozmawia z osobami z tzw. półświatka. Zmuszony jest prowadzić swoistą grę z niedawnymi kolegami z Komendy Głównej, którzy podejrzliwie przypatrują się jego samowolnym działaniom, podejrzewając byłego milicjanta o chęć odnalezienia i przywłaszczenia pieniędzy pochodzących z przestępstwa.  
                                                                                                                                         
Krzysztof Kąkolewski razem z Hanną Krall i Ryszardem Kapuścińskim zaliczany jest do „złotej trójki polskiego reportażu.” Nie dziwi więc, że pomysł na książkę oparł o autentyczne wydarzenia wyszukane w aktach i kronikach policyjnych. Sama narracja zastąpiona jest mozaiką raportów, sprawozdań, stenogramów, zeznań świadków oraz notatnika prowadzonego przez kapitana „Siwego.” Powieść została napisana na konkurs ogłoszony przez Komendę Główną Milicji Obywatelskiej w Warszawie.

Posiadam dwa wydania kryminału Krzysztofa Kąkolewskiego. Najnowsze wzbogacono o opowiadanie „Uderzenie” a także o artykuł Melchiora Wańkowicza poświęcony Kąkolewskiemu i jego reportażom. Zamieszczono w nim także wspomnienia autora związane z ekranizacją filmu „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” oraz obszerną informacje o dalszych losach kapitana. Bohaterem opowiadania „Uderzenie” jest nastoletni syn kapitana „Siwego” i prowadzone przez niego śledztwo w sprawie szkolnych kradzieży.

Film w formacie DVD w reżyserii Janusza Majewskiego z Zygmuntem Hübnerem, Barbarą Brylską i Ryszardem Filipskim w rolach głównych również został dołączony do książki wydanej przez Zysk i S-ka. Film podobnie jak książka trzyma w napięciu do końca, a doskonała, oszczędna kreacja Zygmunta Hübnera zasługuje na najwyższy szacunek.

Wydawnictwo: Iskry
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego Klucza
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 171

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego Klucza
ISBN: 978-83-7506-258-8
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 242

Moja ocena: 6/6

piątek, 27 września 2013

"Złota czasza księcia Bogusława"



Tadeusz Lembowicz "Złota czasza księcia Bogusława"



Zamknąłem książkę i niezwłocznie usiadłem przed monitorem, aby napisać kilkadziesiąt zdań o niezbyt obszernej powieści wydanej w „Klubie Srebrnego klucza.” Nie dlatego, że poruszyła mnie do głębi, wciągnęła czy też poczyniła inne istotne zmiany moim organizmie. Nic z tych rzeczy. Po prostu obawiałem się, że jeśli poczekam z napisaniem recenzji jeszcze kilka dni, zupełnie zapomnę o tej książce a „Złota czasza księcia Bogusława” zatonie w zakamarkach mej pamięci.

Tadeusz Lembowicz to jeden z pseudonimów, pod którym publikował swoje książki Wiesław Rogowski. Ten związany z Pomorzem pisarz był redaktorem „Głosu Szczecińskiego” oraz działaczem wielu organizacji kulturalnych. Pisząc recenzję jego powieści muszę wspomnieć o jego działalności w Komisji Ideologicznej (1969-1971) oraz Zespole Prasowym (1971-1976) KC PZPR. Nie pozostało to bowiem bez wpływu na treść „Złotej czaszy.”

Nie znajdziemy w powieści wyrazistych postaci. Jest dziennikarz szczecińskiej gazety, jego przyjaciel – nijako przedstawiony oficer milicji, kilku redaktorów, pani dyrektor lokalnego muzeum oraz  lokalni cinkciarze. Pojawia się również obywatel Zachodnich Niemiec, który przyjechał do Polski przywożąc kopię cennego zabytku, zaginionego w czasie zawieruchy wojennej – tytułową złotą czaszę. Udostępnia ją lokalnemu muzeum, które z jego egzemplarza ma wykonać kolejną kopię do własnych zbiorów.

Bohater książki, alter ego autora, również Tadeusz Lembowicz pisząc sensacyjne artykuły, naraża się szczecińskim handlarzom walutą, którzy nieudolnie próbują zmusić go do milczenia. W tym samym czasie z pociągu zostają wyrzucone zwłoki mężczyzny. Okazuje się, że przedtem został zamordowany. Śledztwo prowadzi zaprzyjaźniony z redaktorem porucznik. Powoli splatają się wątki łączące środowisko cinkciarzy, morderstwo oraz przybysza zza Odry.

Książką rozczarują się tropiciele zapomnianych powieści przygodowych, których zwiodła złota czasza w tytule powieści. To nie jest książka dla miłośników zagadek historycznych. Zwolennicy milicyjnych kryminałów również nie znajdą tu zbyt wielu sensacyjnych smaczków minionej epoki. Nużą powtarzające się regularnie umoralniające refleksje bohatera poświęcone szczecińskiemu półświatkowi. Dlatego też umieściłem na wstępie kilka zdań wyjętych z życiorysu Wiesława Rogowskiego (Tadeusza Lembowicza).

Tworząc bloga, założyłem sobie, że moje recenzje będą liczyć co najmniej 2000 znaków bez spacji. Nie łatwo zbliżyć się do tego pułapu jeśli pisze się o powieści, w której dzieje się tak niewiele, akcja nie wciąga, bo nie może wciągać coś co niemal stoi w miejscu. To dziwne bo bohaterowie jednak się przemieszczają. Widzimy ich m.in. w redakcji, restauracji i starym zamku. I właśnie delikatna mgiełka obyczajowa jest jedynym plusem książki. Opisy życia redakcyjnego, posiłki w restauracjach, Szczecin sprzed kilkudziesięciu lat sprawiają, że przynajmniej mieszkańcy tego miasta nie będą do końca znudzeni lekturą.

Wydawnictwo: Iskry
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego klucza
Rok wydania: 1973
Liczba stron: 164

Moja ocena: 2+/6