"Nawet umarli kłamią"
Zygmunt Zeydler-Zborowski "Nawet umarli kłamią"
Podporucznik MO Franciszek Kociuba
od niedawna pracuje w stolicy. Awans z prowincjonalnego posterunku zawdzięcza
majorowi Downarowi. As warszawskiej milicji dostrzegł potencjał drzemiący w
młodym funkcjonariuszu, z którym miał okazję współpracować i postanowił
zaprotegować go u swoich przełożonych. Franek marzy o pierwszej poważnej
sprawie kryminalnej. Na razie nie miał jednak okazji do wykazania się.
Włamania, kradzieże, oszustwa i fałszerstwa nie są tym co rozpala wyobraźnię
ambitnego milicjanta.
Kociuba dumał nad swoją policyjną
niedolą, a tymczasem w Warszawie zaginął Amerykanin polskiego pochodzenia Jan
Ratajski. Zgłoszenia dokonała rozhisteryzowana małżonka. Traf chciał, że na
komendzie przebywał wtedy nasz Franek i właśnie jemu przypadła sprawa
odnalezienia polonusa. Podporucznik przyjmując kolejne zwykłe zadanie, nie
przypuszczał nawet, że będzie to przełomowa sprawa w jego milicyjnej
karierze. Okazało się, że zaginiony był antykwariuszem, który przyjechał do
Polski w interesach. Przełożeni, widząc brak postępów w poszukiwaniach
zaczynają naciskać na Kociubę, tym bardziej że interweniowała w tej sprawie Ambasada
Amerykańska.
Kilka dni później pod Warszawą
zostają znalezione zwłoki kobiety. Wszystko wskazuje na to, że zamordowaną jest
Klaudia, niedawno poznana znajoma Franka. Po przyjeździe na miejsce zbrodni okazuje
się, jednak, że ofiara to macocha Klaudii. Wśród podejrzanych jest m.in. mąż denatki
oraz niejaki Wołoszyński, współpracujący z „Desą” rzeczoznawca specjalizujący
się w dziełach sztuki. Franciszek Kociuba zaczyna zdawać sobie sprawę, że
„pracować w wydziale dochodzeniowym to nie taka prosta rzecz.” Na szczęście do
Warszawy wraca major Downar. Od pułkownika Leśniewskiego dowiaduje się, że
sprawę zaginięcia Amerykanina prowadzi jego protegowany. Postanawia więc „wziąć
go do galopu.” Pod kierunkiem Downara śledztwo nabiera tempa. Jego cenne rady
sprawiają, że umysł prostolinijnego podporucznika wyostrza się a sam właściciel
umysłu nabiera większej wiary we własne możliwości. Milicjanci dochodzą do
wniosku, że sprawy zaginięcia i morderstwa łączą się ze sobą. Rozwikłanie tych
zagadek wydaje się już tylko kwestią czasu.
W książce „Nawet umarli kłamią”
możemy znaleźć wiele ciekawostek obyczajowych z lat 60-tych XX w. Dowiadujemy
się np. że milicjantom po służbie dopisywał wilczy apetyt. Nasz Franek w barze
mlecznym podczas jednej wizyty potrafił umieścić w żołądku jajecznicę z sześciu
jaj, pierogi ruskie oraz litr zsiadłego mleka. Nic dziwnego, że takie
nieracjonalne odżywianie wpływało negatywnie na tempo prowadzonych przez niego
śledztw. Na szczęście w powieściach Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego zawsze można
liczyć na pomoc życzliwego i nieomylnego majora Downara.
Wydawnictwo: Iskry
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego
klucza
Rok wydania: 1971
Liczba stron: 231
Liczba stron: 231
Moja ocena: 4/6
I znów tajemniczy i nieznany mi pan ZZZ i jego kryminał :-)
OdpowiedzUsuńTym razem wszystko brzmi arcyciekawie, Protoavisie - począwszy od niezłego i intrygującego tytułu, przez temat związany z tym, co lubimy, a więc z antykami i zagadką, na pysznych daniach rodem z baru mlecznego kończąc.
Nie ma co - czas wybrać się do biblioteki :-)
Uwielbiam kryminały z tej serii. Uwielbiam podporucznika Kociubę i uwielbiam klimat PRL-u w kryminałach.
OdpowiedzUsuńJajecznica, ruskie i litr zsiadłego?! Trochę mi się zrobiło słabo...
OdpowiedzUsuńI jak na ZZ coś niska ta ocena - zresztą ton recenzji jakby mniej entuzjastyczny ;)
Więc wygląda mi na gorsze od poprzednich.
Pozdrawiam; REB@
Kryminał fajny, ale ciut słabszy o ostatnio recenzowanej "Krzyżówki z przekroju."
OdpowiedzUsuńZZZ przeczytałem ponad 10 kryminałów i jeszcze się nie zawiodłem. Polecam i pozdrawiam wszystkie piękne białogłowy odwiedzające mojego bloga :).