Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał retro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał retro. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 grudnia 2016

„Szajka Biedronki”



Marek Romański, Mirko Borkowicz „Szajka Biedronki”


Warszawa, lata dwudzieste ubiegłego wieku. Do drzwi dyrektora jednego z największych stołecznych banków puka młody mężczyzna – doktor Jerzy Czarski. Prosi finansistę o rękę jego pięknej córki – Marty. Niestety spotyka się z odmową. Bankier bez ogródek tłumaczy zakochanemu młodzieńcowi, że o jego córce, pierwszej partii w Warszawie, marzy wielu utytułowanych i majętnych kandydatów. W rzeczywistości sytuacja finansowa domu bankowego jest krytyczna. Ryzykownymi operacjami finansowymi Hubryna doprowadził go do skraju bankructwa. To nie koniec tragedii jakie doświadczają tę rodzinę. Niebawem bank zostaje okradziony przez bandę „Pijanej Biedronki” dowodzoną przez groźnego bandytę zwanego „Czarnym”. Podczas włamania z bankowych sejfów skradziono przypadkowo cenne papiery wartościowe. Odzyskanie akcji mogłoby pozwolić na spłatę zobowiązań wobec licznej rzeszy osób, które zawierzyły bankowi oszczędności całego życia. Zdruzgotany Hubryna doznaje pomieszania zmysłów, jego żona a matka Marty zapada na ciężką chorobę, dziewczyna musi natomiast strzec się na każdym kroku, na jej cnotę dybie bowiem właściciel pałacu w Płazowie, obleśny arystokrata Janusz Płaza-Wierchoński.



„Akcje ATN” - kontynuacja powieści erotyczno-kryminalnej „Szajka Biedronki”


Na kartach powieści przewija się cała galeria barwnych postaci o niezwykle oryginalnych nazwiskach bądź pseudonimach. Zachariasz Żaba to obdarzony dość wątłą posturą sprytny detektyw, wierny sługa hrabiego Janusza to dwojga imion Jan Kanty Kapeć a właścicielem składu trumien jest nie kto inny jak pan Alojzy Piszczel. Bohaterowie przemieszczając się ulicami dawnej Warszawy odwiedzają najrozmaitsze miejsca, m.in. urząd śledczy, meliny, kawiarnie, pałac, bank, szpital wariatów, mieszkanie tajemniczej wróżki czy szpital wariatów. Akcja ogniskuje się wokół „pojedynku” detektywa Żaby z hersztem „Pijanych Biedronek”. Detektyw za wszelka cenę stara się pokrzyżować plany „Czarnemu”. Nie jest to takie proste. Przestępca okazuje się przebiegłym i nieustępliwym przeciwnikiem.

W książce krzyżuje się kilka wątków miłosnych i kryminalnych. Autorzy wykazali się też pewną dozą odwagi, znajdziemy bowiem  w powieści kilka odważnych jak na tamte czasy scen erotycznych. Zapewne więc nasi przodkowie pochłaniali niektóre fragmenty z wypiekami na twarzach, a panie ze łzami w oczach. Nie brak w niej bowiem również dramatów i miłosnych uniesień. Pułapki, zasadzki, szantaże, bójki, pościgi, napady, porwania, pijackie imprezy, bale, romantyczne schadzki i wyznania, rodzinne tajemnice… W trakcie lektury powieści Marka Romańskiego i Mirko Borkowicza czytelnik nie nudzi się nawet przez chwilę. Powieść „Szajka Biedronki” i jej kontynuacja „Akcje ATN” liczą w sumie niemal 700 stron, jest to więc tak jak napisano na okładce: najgrubszy kryminał II RP.[1] Najgrubszy i jeden z ciekawszych jakie ukazały się w serii Kryminały przedwojennej Warszawy[2]. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-65499-18-9
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 325




[1] Recenzja powieści „Akcje ATN” pojawi się wkrótce na stronach Zapomnianej Biblioteki.
[2] Kolejny ranking Kryminałów przedwojennej Warszawy zostanie zamieszczony w Zapomnianej Bibliotece po ukazaniu się czterdziestego tomu serii.

niedziela, 2 października 2016

Kryminały przedwojennej Warszawy (zapowiedzi)



Marek Romański, Mirko Borkowicz „Szajka Biedronki”



Marek Romański, Mirko Borkowicz „Akcje ATN”



Antoni Hram „Upiór podziemi”

---

Kolejne tomy ukażą się już na przełomie października i listopada.

Recenzje wszystkich poprzednich Kryminałów przedwojennej Warszawy 
znajdziecie na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI:

Ranking Kryminałów przedwojennej Warszawy:

---

Zapraszam na profil FB serii oraz stronę Wydawnictwa CM, 
gdzie znajdziecie najnowsze informacje 
o wszystkich tomach Kryminałów przedwojennej Warszawy  




sobota, 3 września 2016

„Szkielet na Lesznie”



Walery Przyborowski „Szkielet na Lesznie”


Warszawa, czerwiec 1860 r. Nagłówki stołecznych gazet zdominowane są sensacyjną informacją o makabrycznym odkryciu dokonanym trakcie rozbiórki jednego ze starych dworków przy ulicy Leszno. Tam właśnie, pod dębową posadzką w jednym z pokojów na parterze robotnicy natrafili na ludzki szkielet. Nie ulega wątpliwości, że w miejscu tym została popełniona zbrodnia. Mieszkańcy okolic tłumnie zbierają się w pobliżu i snując rozmaite hipotezy próbują dociec co też mogło się wydarzyć w opuszczonym od dawna tajemniczym dworku. Sprawa intryguje także bohaterów niniejszej powieści: doktora Władysława Żubra oraz znacznie odeń starszego osobnika, niejakiego Ryszarda Heliglasa.

Żubr jest dwudziestokilkuletnim, niezbyt majętnym lekarzem. To skromnie ubrany, niewiele wymagający od życia apatyczny młodzieniec. Heliglas jest jego całkowitym przeciwieństwem. Jowialny, korpulentny, wykwintnie wystrojony jegomość w wieku ok. lat pięćdziesięciu sprawi, że monotonne i bezbarwne dotąd życie doktora zmieni się w najbliższym czasie w emocjonującą, ocierającą się o niebezpieczeństwo i zakończoną niespodziewanym finałem przygodę. Kiedy nakłoniony przez Heliglasa doktor Żubr odwiedzi dworek i obejrzy szkielet, poczyni szereg zaskakujących spostrzeżeń, które spowodują, że zrobi wszystko aby wyjaśnić przyczyny zagadkowej śmierci sprzed lat.



Kolejny tom Kryminałów przedwojennej Warszawy 
Marek Romański, Mirko Borkowicz „Szajka Biedronki”


„Szkielet na Lesznie” to powieść, w której główna rola nie należy do detektywa czy policjanta. Występują w niej co prawda także stróże prawa, lecz ich wpływ na przebieg akcji jest jedynie iluzoryczny. Przyborowski przydzielił eksponowane miejsca tylko dwójce wymienionych wyżej postaci, pozostałym wyznaczając rolę statystów. Na podkreślenie zasługuje niezwykły klimat książki. Przysłowiową wisienką na torcie jest tu ryzykowna wyprawa do chylącego się ku ruinie dworku. Noc, burza, stary, pełen wiekowych drzew sad i tajemniczy osobnik myszkujący na miejscu zbrodni tworzą niesamowity, kojarzący się z powieściami gotyckimi nastrój.

Na kartach książki znaleźć można kilka obyczajowych ciekawostek a nawet spostrzeżeń autora dotyczących stanu środowiska w ówczesnej Warszawie. Dowiemy się m.in. że, już w połowie XIX stulecia w niewielu miejscach w stolicy można było pooddychać świeżym powietrzem.

Nie wznawiany po II wojnie światowej „Szkielet na Lesznie” jest drugą po „Czerwonej skrzyni”[1] powieścią Walerego Przyborowskiego wydaną w serii Kryminały przedwojennej Warszawy. Nie jest to ostatnia pozycja tego rodzaju w bibliografii zapomnianego już dziś autora. Wśród zapowiedzi wydawnictwa CM znajduje się jeszcze m.in. inny kryminał pana Walerego - „Tajemnicza zagadka”. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-65499-10-3
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 130


piątek, 12 sierpnia 2016

„Kryminały przedwojennej Warszawy”




Ranking „Kryminałów przedwojennej Warszawy”


Seria „Kryminały przedwojennej Warszawy” wydawnictwa CM ukazuje się od maja 2012 r. Wydano w niej już ponad 20 powieści. Czytelnik często rozpoczyna swą przygodę z dawnymi kryminałami od „Czerwonego Błazna” Aleksandra Błażejowskiego. Wydana po raz pierwszy w 1925 r. książka jest często błędnie określana jako pierwsza polska powieść kryminalna. Nie jest to prawda. Wcześniej ukazało się kilka, a może nawet kilkanaście kryminałów. Henryk Nagiel „Tajemnice Nalewek” i „Sępa” napisał pod koniec lat 80-tych XIX wieku.

Po przedwojenne powieści kryminalne sięgamy nie tylko ze względu na skomplikowane zagadki kryminalne. W trakcie lektury chcemy przenieść się choć na kilka godzin do innego świata. Świata dawnej Warszawy. Klimatu dawnych kabaretów, nocnych lokali, kamienic, ulic, teatrów i melin lepiej od Błażejowskiego, Romańskiego, Wotowskiego czy Nasielskiego nie są w stanie oddać nawet najlepsi współcześni autorzy kryminałów retro.

Głównym kryterium jakie przyjąłem układając poniższą listę jest atmosfera dawnej stolicy. Czytelnicy, którzy jednak cenią wyżej wątki kryminalne powinni zapoznać się powieściami Adama Nasielskiego z cyklu „Wielkie gry Bernarda Żbika.” Cztery pierwsze pozycje z listy określiłbym jako „lekturę obowiązkową”, która powinna rozbudzić apetyt na przeczytanie pozostałych powieści tej serii wydawniczej. Warto sięgnąć również po powieści kryminalne o lekko sensacyjnym posmaku autorstwa Marka Romańskiego. To chyba najbardziej zapomniany z wymienionych wyżej pisarzy.




Jest to już drugi ranking Kryminałów przedwojennej Warszawy. Poprzedni, obejmujący tomy 1-20, zamieściłem 16 października 2015 r. W ciągu niespełna roku ukazało się dziesięć kolejnych tytułów mojej ulubionej serii kryminalnej. Niby dużo, ale nie miałbym nic przeciwko temu by kolejne tomy ukazywały się nieco częściej.

  1. Aleksander Błażejowski, Korytarz Podziemny B
  2. Henryk Nagiel, Sęp
  3. Ryszard Braun, Manekin nr 6
  4. Henryk Nagiel, Tajemnice Nalewek
  5. Marek Romański, Odwet
  6. Stanisław A. Wotowski, Tajemniczy wróg
  7. Marek Romański, Czarny trójkąt
  8. Marek Romański, Człowiek z Titanica
  9. Józef Jeremski, Tajemnica komisarza policji
  10. Adam Nasielski, Puama E (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  11. Ludwik Kurnatowski, Tajemnica Belwederu
  12. Ludwik Kurnatowski, Zagadkowi milionerzy
  13. Stanisław A. Wotowski, Upiorny dom
  14. Adam Nasielski, Dom tajemnic (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  15. Adam Nasielski, Człowiek z Kimberley (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  16. Rafał Scherman, Samobójstwo zmarłego
  17. Stanisław A. Wotowski, Człowiek, który zapomniał swego nazwiska
  18. Adam Nasielski, Alibi (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  19. Stanisław A. Wotowski, Czarny Adept
  20. Marek Romański, Żółty szatan
  21. Marek Romański, Ostatnia gra Yoshimury
  22. Adam Nasielski, Opera śmierci (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  23. Adam Nasielski, Skok w otchłań (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  24. Adolf Doliński, Opowiadania kryminalne. Część 1.
  25. Stanisław A. Wotowski, Sekta diabła
  26. Walery Przyborowski, Czerwona skrzynia
  27. Adolf Doliński, Opowiadania kryminalne 2
  28. Adam Nasielski, Grobowiec Ozyrysa (Wielkie gry Bernarda Żbika)
  29. Aleksander Błażejowski, Czerwony Błazen
  30. Aleksander Błażejowski, Sąd nad Antychrystem

Recenzje wszystkich tomów znajdziecie w ZAPOMNIANEJ BIBLIOTECE:

Kryminały przedwojennej Warszawy na Facebooku:


wtorek, 9 sierpnia 2016

„Puama E”



Adam Nasielski „Puama E”


„Puama E” jest trzydziestą pozycją w serii Kryminały przedwojennej Warszawy. Ukazało się w niej już siedem tomów, których bohaterem jest inspektor warszawskiego urzędu śledczego Bernard Żbik.[1] Po raz pierwszy książka Adama Nasielskiego została wydana w 1936 r. i podobnie jak większość utworów tego autora nie była dotychczas wznawiana.

Tym razem opromieniony sławą pogromcy najbardziej niebezpiecznych przestępców as stołecznej policji udaje się do Zakopanego z zamiarem beztroskiego i przyjemnego spędzenia urlopu. Genialny detektyw zamierza jeździć na nartach, flirtować z pięknymi kobietami, chodzić do kina i bawić się na dancingach. Niestety, jak możemy się łatwo domyślić, wkrótce po przybyciu do zimowej stolicy Polski wydarzy się coś co przekreśli zimowe plany inspektora i sprawi, że znów będzie musiał wytężać szare komórki, rozwiązując kolejną pasjonującą kryminalną zagadkę.

Puama E to niezwykle niebezpieczna trucizna. Wystarczy jej odrobina aby doprowadzić człowieka do nieuleczalnego obłędu. Nie trudno sobie wyobrazić, co mogłoby się wydarzyć jeśli dostałaby się w ręce przestępcy lub szaleńca. Butla z tą właśnie substancją została skradziona z laboratorium analitycznego doktora Wermińskiego. Tak się nieszczęśliwie dla Żbika składa, że owo laboratorium mieści się właśnie w Zakopanem.



Kolejny tom Kryminałów przedwojennej Warszawy 
Walery Przyborowski „Szkielet na Lesznie”


Na listowną prośbę samego prezesa rady ministrów inspektor przerywa urlop i przystępuje do działania. Musi jak najszybciej odnaleźć sprawcę kradzieży. Należy za wszelką cenę zapobiec tragedii, nie można pozwolić aby złodziej, ktokolwiek nim jest, wykorzystał zawartość butli. Sprawa jest nie tylko niezwykle trudna, lecz także bardzo nietypowa. Rutynowany inspektor nie miał okazji prowadzić podobnej w dotychczasowej karierze. Brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia powoduje, iż Żbik zaczyna zdawać sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Nie byłby jednak sobą gdyby poddał się bez walki. Wpatrzone w niego oczy podwładnych, którzy przybyli aż z Warszawy oraz nowych współpracowników wyrażają stuprocentową pewność, że znakomity detektyw i tym razem zakończy sukcesem kolejną „wielką grę”.

Czytelnicy dla których nie będzie to pierwsze spotkanie z Bernardem Żbikiem na pewno zostaną ukontentowani także i tym tomem. Po raz kolejny mamy bowiem okazję obserwować jak sława warszawskiej policji wykorzystuje w praktyce niekonwencjonalne techniki śledcze. Zagadka stojąca przed inspektorem jest również bardzo dobrze skonstruowana. Nasielski podrzucając coraz to nowe tropy i wystawiając na cel kolejnych podejrzanych doprowadza do tego, że do ostatnich stron książki nie jesteśmy pewni kto stoi za włamaniem do kasy ogniotrwałej w laboratorium i kradzieżą trucizny.

Choć akcja powieści rozgrywa się w Zakopanem, trzeba przyznać, że autor poza pierwszymi stronami powieści, nie poświęcił zbyt wiele miejsca na nakreślenie klimatu miasta. Skoncentrował się natomiast na zbudowaniu atmosfery nieustającego zagrożenia jaka otacza bohaterów. Udało mu się to znakomicie. Zimowa pora oraz umiejscowienie akcji w budynkach położonych w odludnych miejscach w lesie dodatkowo potęgują mroczny, niesamowity nastrój. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
Podseria: Wielkie gry Bernarda Żbika
ISBN: 978-83-65499-09-7
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 177


wtorek, 28 czerwca 2016

„Tajemniczy wróg”



Stanisław Wotowski „Tajemniczy wróg”


Warszawa, połowa lat trzydziestych ubiegłego wieku. Pewien młody człowiek, niejaki Antoni Korski, zmuszony sytuacją życiową decyduje się na współpracę z bandą włamywaczy. Jej szef wyznacza mu pierwsze zadanie, polegające na przedostaniu się do pałacu barona Gerca, zdobyciu zaufania bogacza oraz sporządzeniu planów jego rezydencji. Wszystko to ma umożliwić złodziejom dokonanie włamania. Kiedy Korski zostaje zatrudniony na stanowisku sekretarza barona, jego zaniepokojenie zaczyna budzić panująca w domu niezdrowa, pełna napięcia atmosfera. Gerc podejrzewa, że któraś z mieszkających w pałacu osób zamierza go zgładzić. Nastrój grozy potęguje pojawiająca się w ogrodzie tajemnicza siwowłosa kobieta. Korski w okamgnieniu znajduje się w centrum trudnych do wyjaśnienia wydarzeń. Pewnego wieczora baron zostaje porwany.

Wydany w 1938 r. „Tajemniczy wróg” jest ostatnią sensacyjną powieścią Stanisława Wotowskiego. To jednocześnie jeden z ciekawszych kryminałów tego autora. Interesującym, niezwykle rzadko stosowanym przez przedwojennych polskich twórców powieści kryminalnych zabiegiem jest prowadzenie narracji w pierwszej osobie. Pisarzowi udało się dzięki temu znacznie bardziej uwypuklić rozterki głównego bohatera, który z pozornie gotowego na wszystko drobnego złodziejaszka przeistacza się we wrażliwego i prawego młodzieńca.

Akcja błyskawicznie przenosi się z miejsca na miejsce, główni bohaterowie przeżywają cały szereg niebezpiecznych przygód. Po raz kolejny na uwagę zasługuje opanowana do perfekcji przez autora umiejętność zbudowania niesamowitego klimatu powieści. Zarówno pałac Gerca, jego otoczenie jak i pełna zakamarków willa doktora Werbera ukazane są w niezwykle plastyczny sposób. Nie znajdziemy tu znanych z innych książek Wotowskiego motywów związanych z magią i okultyzmem. Nie zabrakło natomiast wątków romansowych. Na szczęście mimo pewnej ckliwości z tym związanej „Tajemniczy wróg” został sowicie okraszony zabawnymi scenkami. Duża w tym zasługa bohaterów drugoplanowych, z rubasznym, jowialnym radcą Dudzielem i jego rezolutną przyjaciółką, panną Ziutą na czele.

Choć w życiorysie Stanisława Wotowskiego nie brakuje białych plam, wydawcy udało się zrekonstruować niektóre fragmenty biografii autora kilkudziesięciu poczytnych przedwojennych książek sensacyjno-kryminalnych.[1] Garść takich  barwnych epizodów a także krótką charakterystykę dorobku literackiego pisarza zamieszczono na ostatnich stronach niniejszego tomu. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-65499-08-8
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 241



[1] Recenzje kilku powieści Stanisława Wotowskiego: http://www.zapomnianabiblioteka.pl/search/label/Stanis%C5%82aw%20Wotowski

piątek, 10 czerwca 2016

„Czerwona skrzynia”



Walery Przyborowski „Czerwona skrzynia”


Autor wielu popularnych niegdyś powieści historyczno-przygodowych dla młodych czytelników Walery Przyborowski posiada w swoim bogatym dorobku co najmniej kilka książek z wątkami kryminalnymi. Właśnie od takich bowiem utworów, ten urodzony w niewielkiej podkieleckiej wiosce Domaszowice pisarz rozpoczynał swą długą, ponad czterdziestoletnią karierę literacką. Jedną z takich powieści jest „Czerwona Skrzynia”.

Akcja książki rozgrywa się w Warszawie w 1825 r. Do zajazdu „Na Dziekance” przybywa dwóch tajemniczych podróżnych. Uwagę gospodarza zwracają bagaże gości, a szczególnie duża, zbliżona kształtem do trumny, pomalowana na czerwono skrzynia. Po zameldowaniu się w zajeździe przybysze wychodzą do miasta pozostawiając w pokoju bagaże. Kiedy ich nieobecność przedłuża się, zaniepokojony gospodarz postanawia wezwać policję. W czerwonej skrzyni śledczy odkrywają zwłoki młodej, niezwykle urodziwej kobiety. Nie potrafią jednak ustalić kim była ofiara a także jakie były motywy zabójstwa. Nie pomagają zamieszczane przez policję w gazetach prośby o pomoc. Dwaj hotelowi goście rozpłynęli się bez śladu.



„Szkielet na Lesznie” Walerego Przyborowskiego
 to kolejny, 31 już tom Kryminałów przedwojennej Warszawy.


Niezwykle trudna, zawikłana sprawa pozostałaby zapewne nie rozwiązana, gdyby pewnego dnia do gabinetu naczelnika policji nie zawitał dziwny jegomość w średnim wieku. Niejaki Ludwik Cordier prosi o wydanie mu odpowiednich pełnomocnictw w celu przeprowadzenia śledztwa w sprawie zabójstwa kobiety. Cordier to mężczyzna, który w młodości był bystrym agentem policyjnym we Francji. Człowiek ów mieszka od dwudziestu pięciu lat w kraju nad Wisłą. Jest właścicielem wioski Mamina (obecnie Momina) leżącej nieopodal Opatowa. Potwierdza to informację zaczerpniętą z biografii autora, że pan Przyborowski lubił umieszczać akcję swoich powieści w regionie świętokrzyskim.

Tłem akcji jest m.in. położona pośród bagien i lasów stara karczma oraz ponury, wiekowy, skrywający zapewne wiele sekretów dwór. W obydwu miejscach pojawiają się, wyraziści i tajemniczy bohaterowie drugiego planu. Muszę nadmienić, że to nie intryga kryminalna jest najmocniejszą stroną tej z lekka trącącej myszką powieści, lecz warto po nią sięgnąć właśnie ze względu na niezwykły klimat, jaki potrafił wyczarować ten żyjący na przełomie XIX i XX wieku pisarz.

Motyw kufra-skrzyni oraz zbrodni w hotelu wykorzystał kilkadziesiąt lat późnej w jednym ze swych gazetowych opowiadań kryminalnych  Adolf Doliński.[1] Inspiracja utworem Walerego Przyborowskiego jest jednak w tym przypadku raczej mało prawdopodobna, gdyż „Czerwona skrzynia” doczekała się wydania książkowego dopiero w bieżącym roku. Kryminały Przyborowskiego nie cieszyły się w II RP zbyt wielkim rozgłosem. Dolińskiemu zapewne nie byłoby więc łatwo zdobyć komplet egzemplarzy „Gazety Kieleckiej” z 1877 r., w których po raz pierwszy ukazała się w odcinkach niniejsza powieść. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-65499-01-1
Rok wydania: 2016

sobota, 28 maja 2016

„Czarna wołga”



Maciej Żurawski „Czarna wołga”


Zima 1983 r. W zasypanym śniegiem Wrocławiu dochodzi do kilku makabrycznych zabójstw. Wszyscy zamordowani to mężczyźni. Ciała bestialsko okaleczanych ofiar znajdowane są windach. Miejscowa Milicja robi wszystko co w jej mocy aby w tym trudnym okresie informacje o seryjnym mordercy nie przedostały się do publicznej wiadomości. Do prowadzenia śledztwa wyznaczony zostaje kapitan Kazimierz Zgrobel. Już wkrótce okaże się, że sprawa, z którą się zmierzy będzie najważniejszą i najtrudniejszą w jego dotychczasowej karierze.

Zgrobel to doświadczony milicjant w średnim wieku, któremu życie dało nieźle w kość. Problemy małżeńskie zakończone rozstaniem z żoną sprawiają, że zgorzkniały funkcjonariusz nie stroni od alkoholu i uciech cielesnych w towarzystwie kobiet lekkich obyczajów, a większość wolnych chwil spędza w podrzędnych spelunkach, zadymionych barach i restauracjach. Choć żona opuściła ich wymarzone przed laty M-3, tak naprawdę nigdy nie znikła zupełnie z życia oficera Milicji Obywatelskiej. Paradoksalnie właśnie wtedy jej osoba zaczęła pojawiać się w myślach kapitana tak często jak nigdy dotąd.

Akcja powieści rozgrywa się w środowisku wrocławskich milicjantów, a przede wszystkim w głowie głównego bohatera. Na kartach powieści pojawiają się przedstawiciele wrocławskiego półświatka. Autorowi doskonale udało się ukazać obraz Wrocławia pierwszej połowy lat 80-tych ubiegłego wieku. Zgrobel po Wrocławiu porusza się fiatem 125p. Ponure, ukryte w brudnym śniegu ulice, zadymione osiedla, zadymione knajpy, podobne do siebie, skromnie umeblowane mieszkania, braki w zaopatrzeniu… Wszystko to powoduje, że bez trudności możemy wtopić się w tkankę miejską nadodrzańskiego grodu i obserwować poczynania milicjantów usiłujących natrafić na trop psychopatycznego zabójcy. Dla jednego z nich sprawa schwytania mordercy ma wymiar nie tylko zawodowy. Giną kolejne osoby. Do Wrocławia przybywają posiłki ze stolicy. Rozpoczyna się wyścig z czasem.

Kolejna pozycja w serii ABC wydawnictwa Oficynka jest jednocześnie debiutem literackim dziennikarza telewizyjnego Macieja Żurawskiego. Debiutem jak najbardziej udanym. Dynamiczna fabuła, wyraziste postacie oraz PRL-owski klimat to składniki mogące sprawić, że lektura „Czarnej wołgi” przypadnie do gustu miłośnikom wydawanych w latach PRL-u popularnych serii kryminalnych „Z Jamnikiem”, „Labirynt”, czy „Klub Srebrnego Klucza”. Polecam.

Wydawca: Oficynka
ISBN: 978-83-64307-81-2
Rok wydania: 2016
Liczba stron:182


sobota, 30 kwietnia 2016

„Gotenhafen”



Izabela Żukowska „Gotenhafen”


Niezbyt często w polskiej literaturze kryminalnej zdarza się, aby autor uczynił bohaterem książki detektywa, który znajduje się u schyłku policyjnej kariery, lub też właśnie rozstał się ze swoją profesją. Franz Thiedtke, bohater powieści Izabeli Żukowskiej „Gotenhafen” jest emerytowanym komisarzem gdańskiej policji. Ostatnią sprawą w karierze tego doświadczonego, cenionego przez przełożonych i podwładnych detektywa było śledztwo związane ze znalezieniem zwłok młodej kobiety przy gdańskim molo. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Thiedtke zostaje odsunięty od tej sprawy przez policję polityczną. Mimo to na własną rękę usiłuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci. Po zakończeniu służby Franzowi nie jest dane cieszyć się spokojnym życiem u boku ukochanej małżonki. Przeciwnie, na brak dramatycznych przeżyć nie może narzekać. Zaczyna go oplatać sieć trudnych do wyjaśnienia zdarzeń.




Pasmo nieszczęść bierze swój początek w hotelowym pokoju. Tam właśnie pewnego poranka Thiedtke  budzi się i z przerażeniem stwierdza, że nie pamięta skąd wziął się w tym właśnie miejscu. Nie potrafi sobie przypomnieć własnego nazwiska. Nie pamięta nic ze swojej przeszłości. Po odzyskaniu przytomności spostrzega w tym samym pomieszczeniu zwłoki mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie były komisarz jest zabójcą. Mimo to Franz postanawia za wszelką cenę wyjaśnić zagadkę morderstwa. Nie wszystkim jest to na rękę. W 1943 r. nie ma już polskiej Gdyni. Gotenhafen przepełnione jest niemieckim wojskiem. W zbudowanym przez Polaków porcie cumują niemieckie okręty. Wszelkie przejawy oporu oraz nielojalności wobec władz zwalcza gestapo.

Rozpoczynając najtrudniejsze w swym życiu śledztwo, którego celem jest poznanie prawdy o tym co wydarzyło się w hotelu, Franz Thiedtke walczy przede wszystkim odzyskanie utraconej tożsamości. Autorka przedstawiła zmagania samotnego człowieka, który nie mogąc nikomu zaufać dryfuje pośród domów i ulic, po których jeszcze tak niedawno przechadzał się z małżonką. Dziś każda kamienica wydaje mu się obca, a spojrzenie każdego napotkanego przechodnia wzbudza w nim lęk i niepewność. Musi przystosować się do nowej rzeczywistości. Nie jest to łatwe. Jeszcze w trakcie pracy w policji Franz nie wyrażał się z entuzjazmem o zmianach na niemieckiej scenie politycznej. Toteż ze zdziwieniem i przerażeniem obserwuje zachodzące wokół niego wydarzenia, wielu z nich nie jest wstanie wyjaśnić sobie w racjonalny sposób. Istnieją osoby, którym bardzo zależy, aby Thiedtke nigdy nie odzyskał pamięci i dużo by dali gdyby ex-komisarz rozstał się ze światem żywych.

Izabela Żukowska wiele miejsce poświeciła na uwypuklenie przeżyć wewnętrznych głównych bohaterów powieści. Znakomicie oddała także posępny i depresyjny klimat Gdyni i okolic w tragicznych latach II wojny światowej. Na kartach powieści epizody z życia obecnych niemieckich mieszkańców Gotenhafen przeplatają się z rozterkami i dramatami dawnych gospodarzy portowego miasta. Spadające z samolotów alianckich bomby, burząc zasiedlone przez Niemców domy, dają okupantom do zrozumienia, że ich potęga przechodzi powoli do historii. „Gotenhafen” to druga część trylogii kryminalnej Izabeli Żukowskiej, w skład której wchodzą jeszcze tomy „Tufel” oraz „Nad miastem anioły”. Ich recenzje znajdziecie również w ZAPOMNIANEJ BIBLIOTECE.[1] Polecam.


Wydawnictwo: Oficynka
Seria wydawnicza: Komisarz Franz Thiedtke
ISBN: 978-83-64307-16-4
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 317


środa, 20 kwietnia 2016

„Noc z 3 na 4 grudnia”



Walery Przyborowski „Noc z 3 na 4 grudnia”


Powieść kryminalna z 1875 r., wydana pierwotnie w odcinkach. W taką noc jak ta, kiedy szaleje śnieżyca i dmie zimny, grudniowy wicher, tylko nieliczni mieszkańcy nadgranicznego X*** przemierzają ulice swej mieściny. Wśród nich tajemniczy morderca i jego ofiara. Rano sędzia Kobylański rozpoczyna śledztwo. Kim jest zamordowany mężczyzna, a kim jego oprawca? Czyje buty pozostawiły swe odciski w świeżym śniegu na miejscu zbrodni i do czyjego szala pasuje znaleziony strzępek? Wszystko zdaje się wskazywać na to, że słowa: „Tak, to były moje ślady… nie szukano dobrze, mam nawet na nogach te same buciki, jego krwią zbryzgane”, mogą okazać się prawdziwe…




Źródło:

Wydawnictwo LTW na Facebooku:


Wydawca: LTW
ISBN: 978-83-7565-456-1
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 132


niedziela, 17 kwietnia 2016

„Fatum”



Piotr Rowicki „Fatum”


W książce Piotra Rowickiego „Fatum” znajdziemy dziesięć historii z mniej lub bardziej rozbudowanymi wątkami kryminalnymi. Niemal na każdą z nich należy spojrzeć z dużym przymrużeniem oka. Spoiwem łączącym opowiadania jest zbrodnia oraz klimat dawnego Gdańska. Tom otwiera opowieść o nieszczęśliwej miłości sędziwego gdańskiego kupca do młodej, pochodzącej z Rotterdamu dziewczyny. Kiedy Holenderka w tragicznych okolicznościach rozstaje się z życiem, podejrzewany o dokonanie zabójstwa kupiec robi wszystko aby wykazać swą niewinność. Bohaterami pozostałych historii są mieszkańcy wywodzący się z różnych stanów społecznych: burmistrz, złotnik, handlarz, kucharz królewski, a nawet uczeń.

Autor dość mocno popuścił wodze fantazji, stąd też niewiele brakowało aby na kartach książki z życiem rozstał się słynny astronom Jan Heweliusz. Na życie trudniącego się także browarnictwem uczonego, dybał jeden z konkurentów zarabiających również na warzeniu piwa. W tymże opowiadaniu znajdziemy zabawny aforyzm: „Kto tęgo pije, dobrze śpi, kto dobrze i długo śpi, ten nie grzeszy, znaczy się kto tęgo pije, wejdzie do królestwa niebieskiego”[1]. Recepty w nim zawartej przestrzegali nie tylko współcześni Heweliuszowi Gdańszczanie, lecz jeśli wierzyć Wikipedii i pewnemu popularnemu tygodnikowi, z powodzeniem stosowana była ona także i w XXI wieku przez niektórych duchownych z portowego grodu. Kto wie, może i z ich barwnych życiorysów za sto lub więcej lat pisarze będą czerpali inspiracje…

Motywy skłaniające bohaterów wykreowanych przez Piotra Rowickiego do zejścia z drogi cnoty i prawości na manowce grzechu i występku są bardzo różnorodne. Czasem jest to miłość, czasem zemsta, a czasem w zakamarkach duszy i umysłów statecznych wydawałoby się obywateli budzą się demony popychające ich do zbrodniczych czynów. Niektóre postacie budzą sympatię, na inne spoglądamy z obrzydzeniem lub niechęcią. Kilka czarnych charakterów zapłaci za swe niecne czyny życiem, lecz znajdą się i tacy którzy sami pragnąć będą aby dosięgła ich karząca ręka wymiaru sprawiedliwości, skracając tym samym wyczerpujące dni nieznośnej niepewności i oczekiwania na kilka słów prawdy, a może na wyrok. Nie brakuje bowiem w książce groteskowych, czasem nawet makabrycznych scen. Wiele okraszonych czarnym humorem opowiadań zwieńczonych jest zaskakującymi zakończeniami, nie zawsze szczęśliwymi. Polecam.


Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-62465-16-3
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 230



[1] „Fatum”, s. 86.

środa, 30 marca 2016

„W Lasku Bielańskim”




Walery Przyborowski „W Lasku Bielańskim”


Powieść kryminalna z przełomu wieku XIX i XX, publikowana pierwotnie w odcinkach. Spod kolumny króla Michała Korybuta znika zakopany tu niegdyś przez pułkownika de Belleroche’a skarb Maryny Mniszchówny. Kilkanaście lat później pod podłogą w pewnej kamienicy na Podwalu robotnicy odkrywają szkielet młodej kobiety. Czy te dwie sprawy należy ze sobą łączyć? Czyżby znalezione przypadkiem szczątki należały do pięknej pułkownikówny? A jeśli tak – kto ją zabił? No i co się stało ze skarbem? Jest w Warszawie człowiek, który podejmie się poszukiwań. I to wcale nie przypadek, że mieszka właśnie w tym domu przy Złotej – dawnej posiadłości Francuza…




Źródło:

Wydawnictwo LTW na Facebooku:


Wydawca: LTW
ISBN: 978-83-7565-455-4
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 184


poniedziałek, 28 marca 2016

„Oblężenie”




Marek Adamkowicz „Oblężenie”


Sierpień 1813 r. Nastroje pośród żołnierzy francuskich stacjonujących w okrążonym przez Rosjan i Prusaków Gdańsku już od dawna nie są najlepsze. Wszyscy zdają sobie sprawę, że po zakończonej nie tak dawno nieudanej wyprawie Napoleona na Moskwę, szanse na ostateczne zwycięstwo Wielkiej Armii są jedynie iluzoryczne. Dowództwo garnizonu francuskiego robi wszystko, aby w szeregi wojsk nie wkradło się zwątpienie. Kontrybucje oraz doskwierający głód sprawiają natomiast, że wśród Gdańszczan jest coraz więcej osób patrzących nieprzychylnym okiem na żołnierzy we francuskich mundurach. W mieście pojawia się coraz więcej szpiegów. Ktoś wdziera się do rezydencji gubernatora Rappa. Wszystko wskazuje na to, że celem tajemniczego osobnika nie była kradzież.

Schwytanie włamywacza oraz walka ze szpiegami spada na barki kapitana Savigny. To brutalny, czasem wręcz okrutny oficer, który gotów jest zrobić wszystko, by zrealizować postawione przed nim zadania, a tym samym spełnić oczekiwania gubernatora. Savigny trafia na godnych siebie przeciwników. Sprawa staje się coraz bardziej skomplikowana, pojawia się coraz więcej trupów. Rapp nie ukrywa swego zniecierpliwienia i niezadowolenia z braku postępów w śledztwie.

Marek Adamkowicz niezwykle plastycznie przedstawił obraz Gdańska początków drugiej dekady XIX wieku. Na uliczkach oblężonego miasta francuski oficer, niczym szeryf z westernu zmaga się z nieuchwytnym, wciąż wyprzedzającym go przeciwnikiem. Nie brak oczywiście na kartach niemal czterystustronicowej powieści mocniejszych scen, strzelanin, czy bijatyk. Francuz mozolnie zbliża się do rozwikłania sprawy. Jednak kiedy wydaje się, że jest już o krok od celu, pojawia się kolejna zagadka do rozwiązania.

W jednym z wywiadów autor zdradza, że niektóre z postaci pojawiających się w książce, np. gubernator Rapp, przed ponad dwustu laty rzeczywiście przechadzały się ulicami Gdańska.[1] Inne, tak jak kapitan Savigny zrodziły się w wyobraźni pisarza. „Oblężenie” to kryminał historyczny z elementami romansu i powieści awanturniczej. Pierwsze strony książki nie zapowiadają aż tak frapującej i wciągającej lektury. Muszę jednak przyznać, że mnogość barwnych, wielowymiarowych postaci, wśród których na plan pierwszy wybija się oczywiście kapitan huzarów, zawiła intryga oraz dynamiczna akcja sprawiły, że chętnie pozostałbym znacznie dłużej w dawnym Gdańsku wykreowanym przez Marka Adamkowicza. Polecam.


Wydawca: Oficynka
ISBN: 978-83-64307-23-2
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 395


sobota, 19 marca 2016

„Człowiek z Titanica”




Marek Romański „Człowiek z Titanica”


W powieści „Człowiek z Titanica” Marek Romański rozwija wątki zapoczątkowane w książce „Czarny trójkąt”[1]. Stąd też wszystkim miłośnikom starych kryminałów sugeruję, aby sięgnęli po te dwa tomy we właściwej kolejności.

Aspirant Leon Solski, wywiadowca Roman Szprot, tajemniczy doktor Lamot oraz piękna Irma Zalewska są głównymi aktorami dramatu jaki rozegrał się w Warszawie ok. 1932 r. Dwaj pierwsi to policjanci prowadzący trudnie i niebezpieczne śledztwo związane ze sprawą satanistycznej sekty, która ukrywa się za trudnymi do wyjaśnienia morderstwami. Przywódca sekty zwany Wielkim Magiem jest niezwykle przebiegłym, bezwzględnym człowiekiem. Długo wodzi za nos funkcjonariuszy warszawskiej służby śledczej. Aby nie dopuścić do zdekonspirowania sekty gotów jest dopuścić się nawet najbardziej podłych czynów.



„Człowiek z Titanica” jest kontynuacją powieści „Czarny trójkąt”.


Solski jest nie tylko zdolnym oficerem, lecz także nieustępliwym przeciwnikiem. Mimo początkowych trudności, udaje mu się nadepnąć na odcisk nieuchwytnemu szefowi satanistów. Niestety wkrótce Leon zostaje porwany. Policjanci są przekonani, że zniknięcie aspiranta jest sprawką Wielkiego Maga i jego pomocników. Stawiają sobie za punkt honoru odnalezienie i uwolnienie kolegi oraz całkowite zlikwidowanie sekty. W tym samym czasie w rejs do Polski udaje się pewien tajemniczy jegomość, który przed dwudziestoma laty uratował się z katastrofy legendarnego transatlantyka Titanic.

W tomie „Człowiek z Titanica” nie trudno dostrzec inspiracji Romańskiego twórczością autora specjalizującego się w kryminałach okultystycznych – Stanisława Wotowskiego. Mam tu na myśli choćby odważnie przedstawione sceny wyuzdanych obrzędów satanistycznych, czy ukazanie rodzącego się uczucia między Irmą a młodym aspirantem. Choć już na kartach powieści „Czarny trójkąt” możemy zdemaskować Wielkiego Maga, Marek Romański zadbał o to, aby czytelnik nie nudził się w trakcie lektury także niniejszej książki. W powieści dzieje się naprawdę wiele: porwanie, nocny pościg, wspomniana wcześniej czarna msza, próba zabójstwa zagadkowego przybysza zza oceanu, czy mozolne śledztwo warszawskich policjantów… Wszystkie te wydarzenia zostały zatopione przez autora w niezwykle mrocznej scenerii, rozświetlonej kilkoma barwnie nakreślonymi postaciami.

„Człowiek z Titanica” jest kolejną po „Czarnym trójkącie” książką Romańskiego, w której dowiódł, że w pełni zasłużył na miejsce w czołówce przedwojennych polskich autorów powieści kryminalnych. W serii Kryminały przedwojennej Warszawy wydawnictwa CM ukażą się niebawem dwie kolejne książki, których współautorem był Marek Romański: „Szajka Biedronki” oraz „Akcje ATN”. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-63424-93-0
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 190


piątek, 4 marca 2016

Siedem pytań do Agnieszki Chodkowskiej–Gyurics (część 2)




Agnieszka Chodkowska–Gyurics – tłumaczka i pisarka, 
współautorka powieści kryminalnej „Pan Whicher w Warszawie”


4. Pani ulubiony powieściowy detektyw?

Cóż, okażę się chyba mało oryginalna, ale nie ma detektywa nad Sherlocka Holmesa. To od Sherlocka Holmesa zaczęła się moja, trwająca do dzisiaj, przygoda z kryminałem. Oczywiście, od czasu gdy zachwyciłam się przygodami angielskiego detektywa  przeczytałam mnóstwo innych powieści kryminalnych, pewnie znacznie lepszych pod względem literackim, ale co z tego? Nie zapomina się pierwszej miłości. Sherlock Holmes ma na zawsze zapewnione miejsce w moim sercu i na półce mojej biblioteczki.

5. Wiem, że lubi Pani klasyczne kryminały. Czy sięga Pani także po polskie kryminały retro? Jeśli tak, które z nich ceni Pani najwyżej?

Jasne! Aczkolwiek musimy zacząć od tego, które kryminały są już na tyle dostojne, że można je zaliczyć do kategorii retro. Przecież to, co dla mnie jest historią, dla moich rodziców to kawał ich młodości, że o ulubionych lekturach dziadków nie wspomnę. Załóżmy jednak, na potrzeby tej rozmowy, że dla dużej części gości tego bloga kryminały z okresu PRL można uznać za powieści retro.

Jestem chyba ostatnią osobą, która tęskniłaby za słusznie minionym ustrojem, ale... jakież książki wtedy pisano! To był doprawdy złoty wiek polskiego kryminału. Serie „Z kluczykiem”, „Z jamnikiem”, czy nieco późniejsza Kryminał [KAW] zwana popularnie w narodzie „Różową okładką”, cóż to był za raj dla miłośników gatunku. Z tamtych czasów pamiętam świetne książki Zygmunta Zeydler-Zborowskiego, Jerzego Edigeya, czy Barbary  Gordon. Niejedną noc przez nich zarwałam, oj niejedną.

Natomiast dosłownie kilka lat temu poznałam, niesłusznie zapomnianego, Tadeusza Kosteckiego. Odkrycie zawdzięczam mojemu mężowi, który w domowych archiwach odszukał i podsunął mi lekko rozsypujący się egzemplarz jednej z książek tego autora. Przeczytałam jednym tchem, a potem już samo poszło, dopadłam wszystko, co tylko udało się zdobyć.

Na koniec wisienka na torcie, czyli Joe Alex. Jak dla mnie niedościgły wzór i obiekt nieustającego podziwu. Do tych książek wracam co roku. I wcale mi nie przeszkadza, że wiem kto zabił. Wakacje bez Joe Alexa to jak Boże Narodzenie bez Kevina.

6. Znalazłem informację, że debiutowała Pani publikując opowiadania w prasie. Czy były to również opowiadania kryminalne?

Debiutowałam opowiadaniem „Tajemnica zaginionych skarpetek”. Nietrudno się domyślić, że była to rzecz raczej żartobliwa, dodam tylko, że należąca do gatunku szeroko pojętej fantastyki. Napisałam ją w chwili desperacji, jakie zdarzają się każdemu tłumaczowi. Zawód ten, jak każdy inny, pełen jest momentów zwątpienia i zniechęcenia. Jeśli nie jest się Słomczyńskim albo Barańczakiem, a jedynie sprawnym rzemieślnikiem (za takiego się uważam), nie można za bardzo grymasić. Tłumaczy się to, co zleci wydawca, a to nie zawsze pokrywa się z tym, na co mielibyśmy ochotę. Czasem pracuje się nad prawdziwą perełką, a czasem nad gniotem niebywałym. Pisałam o tym zresztą w innym moim opowiadaniu „Babcia” – też należącym do gatunku SF. Nie ma chyba na świecie tłumacza, który choć raz w życiu nie krzyknąłby „Przecież napisałbym/napisałabym to sto razy lepiej!”. Wiem, że to nieskromne, ale uderzmy się w piersi. Kto nie miał podobnych uczuć patrząc na krzywo położone płytki, albo z trudem utrzymując równowagę w autobusie prowadzonym przez kierowcę z fantazją?

Oj, ale jakoś zabrnęłam w dygresje! Przepraszam. Wracając do meritum. „Pan Whicher w Warszawie” to moja pierwsza przygoda – jako twórcy – z kryminałem. Piszę górnolotnie „jako twórcy”, bo jak już wspominałam, jako odbiorca kocham kryminały od zawsze, czytam (i oglądam) ich mnóstwo.

Chociaż nie, właściwie nieco oszukuję. Przed „Panem Whicherem” zrobiłam dwa podejścia do opowiadania kryminalnego, ale poległam na braku wiedzy. Moje wyobrażanie o prowadzeniu śledztwa pochodzi głównie z seriali „07 zgłoś się”, „Komisarz Aleks” i kilku temu podobnych. Z całym szacunkiem dla twórców, trudno uznać te dzieła za rzetelny materiał źródłowy. Oto kilka, pierwszych z brzegu pytań, na które nie znam odpowiedzi. Jak wygląda prawdziwy protokół z sekcji zwłok? Jak długo trwa oczekiwanie na wyniki ekspertyz? Kto może o taką ekspertyzę wystąpić – przecież to są konkretne koszty, nie sądzę żeby każdy policjant mógł ot tak zażądać sobie takich wyrafinowanych badań? Jakie są procedury postępowania na miejscu zbrodni? Mogłabym tak wymaniać przez najbliższe trzy kwadranse. Paradoksalnie, dużo łatwiej jest znaleźć ogólnie dostępne informacje na temat procedur policyjnych w XIX wieku niż tych, które obowiązują współcześnie.

Inna sprawa, że nie bardzo wiem, gdzie bym mogła takie opowiadanie opublikować. O ile jest spore zapotrzebowanie na powieści kryminalne (im grubsze tym lepsze), to opowiadanie ma się nie najlepiej. Antologii prawie nikt nie wydaje, klasyczne papierowe czasopisma literackie są praktycznie na wymarciu. A dostępna na rynku prasa, poza kilkoma chlubnymi wyjątkami, prezentuje dość wątpliwy poziom, nad czym zresztą bardzo boleję także jako czytelnik. Mam jednak kilka pomysłów na opowiadania kryminale, więc kto wie? Być może znajdzie się gdzieś miejsce dla krótkiej formy – jeśli nie w publikacji tradycyjnej, to może gdzieś w Internecie.

7. Od wydania „Pana Whichera w Warszawie” upłynęło już niemal cztery lata. Czy doczekamy się kontynuacji powieści, czy też ma Pani inne plany pisarskie?

Pozwolę sobie zacząć od dygresji, aby uniknąć pewnego zamieszania. Wszelka praca literacka – pisanie i tłumaczenie, to moja działalność dodatkowa i, nie ukrywajmy, z punktu widzenia finansowego poboczna, a wręcz hobbistyczna. Stawki pisarza jakie są, każdy widzi. Na chlebuś (i masełko do chlebusia) zarabiam jako projektant i administrator baz danych. Nie mogę więc poświęcić pisaniu tyle czasu, ile bym chciała. Dodajmy do tego żmudne poszukiwania materiałów a powolne tempo pracy nad powieścią stajnie się oczywiste. Jest też kilka innych powodów tak długiego milczenia.

Pisząc „Pana Whichera w Warszawie” nie byliśmy pewni czy powieść spodoba się czytelnikom. Czekając na odzew zaangażowaliśmy się w kilka innych przedsięwzięć. Zostaliśmy między innymi zaproszeni do projektu, który miał zaowocować serią powieści kryminalnych wydawanych w formie elektronicznej. Z powodów różnych, niezależnych od nas, pomysł nie ujrzał światła dziennego. Bywa.

Przez te cztery lata mnóstwo czasu zajęły mi publikacje stricte zawodowe. Wydałam książkę poświęconą hurtowniom danych oraz cykl artykułów o tej samej tematyce. Mimo wszystko mam nadzieję, że za czas jakiś na półkach księgarń pojawi się ciąg dalszy przygód pana Whichera i Czernyszewskiego – jest wszak Czernyszewski bohaterem pełnoprawnym. Pomysł na kolejną powieść mieliśmy od dawna. Mogę zdradzić, że tym razem obaj panowie spotkają się na angielskiej prowincji. Wszelako pomysł pomysłem, a wykonanie wykonaniem. Powoli powieść zaczyna nabierać realnych kształtów. Tfu, tfu, odpukać, żeby nie zapeszyć.

Dziękuję za rozmowę.


Recenzja powieści „Pan Whicher w Warszawie”:

oraz pierwsza część wywiadu z autorką książki:


wtorek, 1 marca 2016

„Czarny trójkąt”




Marek Romański „Czarny trójkąt”


Najwięcej powieści kryminalnych, których fabuła ogniskuje się wokół tematyki związanej z okultyzmem, ma w dorobku niewątpliwie Stanisław Wotowski.[1] O zagadkowych symbolach, sektach, czy wyuzdanych obrzędach, ten znany pisarz, detektyw i badacz zjawiskach nadprzyrodzonych wiedział chyba najwięcej spośród literatów tworzących w okresie dwudziestolecia międzywojennego. No, może poza Stanisławem Przybyszewskim…  Nie był jednak Wotowski jedynym autorem kryminałów, którego zafascynowały nauki tajemne. Jego zainteresowania podzielał, może w nieco mniejszym stopniu Marek Romański, autor m.in. dwóch powieści „Czarny trójkąt” oraz „Człowiek z Titanica”, których bohaterem jest młody funkcjonariusz policji państwowej, aspirant Leon Solski.



Ciąg dalszy przygód aspiranta Leona Solskiego 
znajdziemy w tomie „Człowiek z Titanica”.


Pewnej deszczowej, dyżurujący w komisariacie Solski odbiera telefon. Przerażona kobieta informuje go o śmierci studenta politechniki, który wynajmował u niej pokój. Po przybyciu na miejsce, do kamienicy przy ulicy Hożej, policjant stwierdza, że Wacławowi Hurwiczowi mógł ktoś ułatwić przeprowadzkę na tamten świat. Wkrótce do mieszkania studenta przychodzi piękna i tajemnicza kobieta, narzeczona Wacława. Na widok uroczej brunetki mocniej zaczyna bić serce aspiranta. Irma Zaleska zdradza Solskiemu, że w ostatnim czasie Hurwicz „interesował się nieco okultyzmem”. Giną kolejne osoby. Policjanci zdają sobie, że ryzykują życiem podejmując walkę z tajemniczymi i bezwzględnymi przeciwnikami. Solski łatwo się nie poddaje, niebawem jednak otrzymuje ostrzeżenie, na którym zamiast podpisu widnieje symbol w postaci odwróconego czarnego trójkąta – znak sekty czcicieli diabła.

Enigmatyczna i niebezpieczna sekta, której macki oplatają nie tylko ofiary, lecz także usiłujących ją zniszczyć policjantów, niedopowiedzenia między Solskim a Irmą, pełna dwuznaczności postać lekarza policyjnego a także tajemniczy klimat zaułków i uliczek nocnego miasta, sprawiają, że nie trudno wybaczyć Markowi Romańskiemu fakt, że skonstruowana przez niego zagadka, mogłaby być w kilku punktach nieco bardziej skomplikowana. Muszę jednak przyznać, że lektura tej napisanej kilkadziesiąt lat temu powieści powinna sprawić wiele przyjemności miłośnikom „Kryminałów przedwojennej Warszawy”. Ciąg dalszy przygód aspiranta Leona Solskiego znajdziemy w tomie „Człowiek z Titanica”, o którym wkrótce napiszę kilka słów na stronach Zapomnianej Biblioteki. Obydwie powieści ukazały się po raz pierwszy w 1932 r. i nie były dotychczas wznawiane. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-63424-92-3
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 191




[1] Recenzje powieści Stanisława Wotowskiego wznowionych po latach w serii Kryminały przedwojennej Warszawy: http://www.zapomnianabiblioteka.pl/search/label/Stanis%C5%82aw%20Wotowski

czwartek, 25 lutego 2016

Siedem pytań do Agnieszki Chodkowskiej–Gyurics (część 1)




Agnieszka Chodkowska–Gyurics – tłumaczka i pisarka, 
współautorka powieści kryminalnej „Pan Whicher w Warszawie”


1. Jakie są według Pani najbardziej istotne składniki dobrego kryminału retro?

To trudne pytanie. Gdyby ktokolwiek znał na nie wyczerpująca odpowiedź napisałby pewnie bestseller wszechczasów. Jednkowoż spróbuję podjąć wyzwanie i odpowiedzieć najlepiej jak umiem. Myślę, że przepis na dobry kryminał retro to ciekawy bohater, rzetelność pisarza i, oczywiście, zagadka do rozwiązania. Gdy się nad tym głębiej zastanowić, jest to przepis dający się odnieść do każdego gatunku literackiego, nie tylko do kryminału retro.

Najważniejszy jest bohater. Musi być wyrazisty. Powinien budzić emocje – nie ważne, czy będą to emocje pozytywne, czy negatywne, ważne żeby były intensywne. Jeśli polubimy bohatera będziemy z zapartym tchem śledzić jego poczynania, kibicować mu, przeżywać jego sukcesy i porażki. Gdy główna postać okaże kanalią, z niecierpliwością będziemy oczekiwać kiedy mu się w końcu noga powinie. Najgorzej gdy bohater jest mdły, nijaki. Wtedy jego poczynania są nam doskonale obojętne. Znam wiele arcydzieł literatury, praktycznie pozbawionych akcji, ale zawsze mają one bohatera. Nie musi to być konkretny Kowalski, Smith czy Iwanow, może to być bohater zbiorowy – naród, grupa społeczna czy etniczna, ród albo dynastia, czy chociażby stado pingwinów albo zbiorowisko mrówek. Nieważne. Ważne, że budzi emocje czytelnika.

Druga składowa dobrej książki, to rzetelne rzemiosło pisarskie. Niestety, coraz częściej, natrafiam na powieści byle jakie. Niby i pomysł autor miał, i postaci są fajne, i akcja wartka, ale całość tchnie chałturą na kilometr, poczynając od spraw czysto technicznych takich jak brak redakcji, czy korekty, po zwykłe niedoróbki autora. A to scena zakończona subtelnie jakby ją ktoś siekierą uciął, a to wątek niedomknięty jakby autor nie miał pomysłu na zakończenie, a to wołające o pomstę do nieba bzdury merytoryczne, bo się autorowi sprawdzić nie chciało. W przypadku kryminału retro rzetelność merytoryczna nabiera szczególnego znaczenia. Bardzo łatwo wpaść w pułapkę, zapomnieć, że czegoś w przeszłości nie było, że coś robiono inaczej, że obowiązywały inne zasady postępowania, itd. Nie twierdzę, że autor musi z góry wszystko wiedzieć. Powinien mieć jednak bardzo dużo pokory,  a jeśli czegoś nie jest w dwustu procentach pewny ma sprawdzać, sprawdzać i jeszcze raz sprawdzać.

Teraz, gdy mamy już fajnego (że pozwolę sobie na taki kolokwializm) bohatera i rzetelnego pisarza, możemy zająć się akcją. I tu wchodzimy w specyfikę gatunku. Gdy rzecz idzie o kryminale – czy to współczesnym, czy to retro, kwintesencją opowieści jest zagadka. Przy czym równie ważne jak odpowiedź na pytanie „kto zabił” jest pokazanie, w jaki sposób udało się dotrzeć do prawdy. W tym właśnie, w mozolnym rozwiązywaniu zagadki, wyszukiwaniu tropów, kojarzeniu faktów, wyciąganiu wniosków, tkwi istota kryminału. Niestety, wielu autorów albo tego nie rozumie, albo nie podziela mojej opinii i psuje książkę fatalnym zakończeniem. A to na detektywa, który przez kilkaset stron błądził niczym dziecko we mgle, spływa nagle nieuzasadnione niczym natchnienie, a to morderca targany wyrzutami sumienia pozostawia list z przyznaniem się do winy, a to w przypływie szczerości opowiada komuś o swej zbrodni z najdrobniejszymi szczegółami. Za każdym razem, gdy trafiam na takie rozwiązanie, czuję się oszukana.

2. Książkę „Pan Wicher w Warszawie” napisała Pani wspólnie z małżonkiem Tomaszem Bochińskim (autorem powieści fantasy i science-fiction – przyp. red.). Jak wyglądała praca nad kryminałem?

Na samym początku pracy postanowiliśmy z mężem, że „Pan Whicher w Warszawie” to nasze wspólne dziecko i wspólnie niesiemy za niego odpowiedzialność – wspólnie zbieramy zarówno cięgi jak i zaszczyty. Nie zdradzę więc, kto co napisał. Ciekawe, że znajomi próbowali zgadywać, ale procent trafień wynosi około 50%, czyli tyle ile wynika z rachunku prawdopodobieństwa. Mogę jednak uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć nieco o warsztacie.

„Pan Whicher w Warszawie” nie jest naszym pierwszym wspólnym tekstem. Swego czasu napisaliśmy opowiadanie „Tylko pieśń” (tekst można za darmo i legalnie pobrać tutaj: http://www.bazaebokow.robertjszmidt.pl/?q=taxonomy/term/110 ). Wspominam o tym bo dzięki temu doświadczeniu przystępując do pracy nad powieścią wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie doprowadzić wspólny projekt literacki końca bez rękoczynów, chociaż oboje jesteśmy niezłymi uparciuchami, a do tego gusty literackie mamy mocno rozbieżne (choć nie pozbawione części wspólnej).

Zaczęliśmy od opracowania ogólnego zarysu i ustalenia co wiemy, a czego nie wiemy. Rzeczy, których nie wiedzieliśmy, było znacznie więcej, nastąpiła więc żmudna faza gromadzenia informacji, zwana ostatnio z angielska researchem. Tu muszę z niejakim wstydem przyznać, że na tym etapie nieco się leniłam i lwią część pracy wykonał mąż. Ja tylko nieco poszperałam w materiałach rosyjskojęzycznych i przyłożyłam się do wyszukiwania ilustracji. Poza tym przyszłam na gotowe.

W końcu nadszedł czas pisania. Podzieliliśmy się scenami i ustaliliśmy, że każdy decyduje o szczegółach w obrębie swoich fragmentów. Co prawda, nie do końca się to udało – kilkakrotnie trzeba było wprowadzać zmiany. Nie ukrywam, że było to przyczyną dość burzliwych twórczych dyskusji, ale szczęśliwie jakoś doszliśmy do porozumienia.

To, że jesteśmy małżeństwem, niewątpliwie bardzo ułatwiło współpracę. Jak by na to nie patrzeć, współautor był zawsze osiągalny. W razie wątpliwości można było od razu porozmawiać, ustalić to i owo, coś zasugerować. Nie było dnia, żebyśmy nie rozmawiali o powieści. Czasami żartujemy, że ważną rolę w procesie twórczym odegrały nasze dwa psy – chcąc nie chcąc musimy codziennie chodzić na długie spacery. Każdy psiarz wie, że deszcz nie deszcz, śnieg nie śnieg, nie ma zmiłuj. Trzeba iść. A taki spacer to dobry czas na rozmowę. Także na rozmowę o kolejnych scenach, które trzeba napisać.

3. Co sprawiło Państwu najwięcej trudności w pracy nad powieścią, której akcja rozgrywa się pod koniec 1862 r. w Warszawie?

Drobiazgi. Ze sprawami zasadniczymi nie ma problemu – informacje są ogólnie dostępne. Bez trudu można dowiedzieć się wielu rzeczy na temat wydarzeń politycznych, niepokojów społecznych, czy wydarzeń kulturalnych. Przy odrobinie wysiłku można też ustalić jak wyglądało miasto – wystarczy poszperać w Internecie czy w bibliotece i znaleźć stare mapy, plany, ryciny, szkice. Ale gdy dochodzimy do drobiazgów zaczyna się problem. Oto przykład: nasz bohater chce napisać list, bierze do ręki... No właśnie, co bierze? Czym pisano pod koniec roku 1862? Gęsim piórem? Stalówką w obsadce? A może istniały już wieczne pióra? Albo inny przykład. Czym zapalić świecę? Czy wynaleziono już wtedy zapałki i czy były one powszechnie stosowane – przecież niektóre wynalazki przyjmują sie od razu, a inne bardzo opornie. Nigdy bym nie pomyślała, jak bardzo czasochłonne może być ustalenie takiego szczegółu.



Recenzja powieści „Pan Whicher w Warszawie”: