PIOTR SCHMANDT, autor cyklu kryminalnego „Sprawy
inspektora Brauna”, powieści „Koncha i perła”, „Gdański depozyt”, „Bóg
zasnął?” (wspólnie z Olgą Podolską-Schmandt), opowiadań oraz książki
etnograficznej „Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach”.
ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Powstały
już trzy powieści poświęcone zagadkom kryminalnym rozwiązywanym przez inspektora
Ignaza Brauna, co świadczy niewątpliwie o tym, że polubił Pan swego bohatera. Z
którego z tych tomów jest Pan najbardziej zadowolony?
PIOTR SCHMANDT: Nie mogę
odpowiedzieć wprost na to pytanie, z dwóch powodów: po pierwsze – sugerowałbym
w ten sposób czytelnikom, po który tom warto sięgnąć, a po który niekoniecznie.
Po drugie – i już bardziej serio, w każdym z tomów są rzeczy, które mniej lub
bardziej podobały się mnie samemu. „Pruska zagadka” to jakby wprowadzenie
bohatera do Wejherowa, w pewnym sensie wybiórcza encyklopedia miasta i
niewątpliwie moja fascynacja opisywaną epoką oraz historią, która wydarzyła się
naprawdę i którą przekształciłem na użytek fabuły. „Fotografia” z kolei jest
raczej typową powieścią detektywistyczną, dziejącą się w dość hermetycznym
środowisku niemieckich rentierów i Niemców wejherowskich. Niektóre epizody
humorystyczne, jak perypetie Sigmunda von Macha, czy wątek romansowy młodego
pastora, sprawiają jednak, że powieść wykracza poza ramy poetyki klasycznego
kryminału. „Fabryka Pokory” powstała, w jakiejś mierze, z zauroczenia postacią
polskiego fabrykanta działającego w Wejherowie i jest najbardziej poetycka,
może najcieplejsza, dużo w niej też refleksji na rozmaite tematy.
W jednym z wywiadów z Panem
przeczytałem, że inspiracją do napisania „Pruskiej zagadki” była informacja o
zbrodni dokonanej na gimnazjaliście w Chojnicach. Czy wątki kryminalne w
powieściach „Fotografia” i „Fabryka Pokory” także były inspirowane
autentycznymi wydarzeniami sprzed lat?
W przypadku „Fotografii” takiej
inspiracji nie było, pomysł był całkowicie mój, a postaci w stu procentach
fikcyjne. Natomiast „Fabryka Pokory” – to przede wszystkim postacie Pawła
Pokory i jego rodziny. Reszta, w tym intryga sensacyjna, należy już do
dziedziny fikcji, do której autor ma święte prawo.
Książkę „Bóg zasnął” będącą
kontynuacją losów niektórych bohaterów powieści „Gdański depozyt” napisał Pan
wraz z żoną, cykl „Sprawy inspektora Brauna” to Pana autorskie dzieło. Czy może
Pan zdradzić odrobinę z tajników swojego warsztatu pisarskiego?
Przede wszystkim należy mieć
potrzebę i zamiłowanie do wynajdywania rozmaitych szczegółów z przeszłości,
detali obyczajowych, architektonicznych i tych dotyczących mody. Poza tym
pomysł na intrygę i jakiś nieokreślony, niemal metafizyczny impuls, który
sprawi, że właśnie o tym, a nie o czymś innym, chce się napisać. A technika
pisania ma już wiele wspólnego z rzemiosłem. W przypadku zaś „dwuosobowego” pisania
książki, zawsze jest tak, że czyjś pomysł jest wiodący. Gdy chodzi o „Bóg
zasnął?”, pomysł i jego fabularna realizacja była domeną żony, ja w znacznie mniejszym
stopniu wpływałem na losy bohaterów. „Fabryka Pokory” z kolei, choć to moja
książka, wiele ma żonie do zawdzięczenia, włącznie z kolejami losów niektórych
bohaterów. Żona też pilnowała, aby wodze fantazji nie zawiodły mnie o krok za
daleko, w sfery nieprawdopodobieństwa, w tym również psychologicznego.
Przeczytałem „Pruską zagadkę”,
„Fotografię” oraz „Fabryki Pokory”. Muszę przyznać, że dla mnie to nie
skomplikowana intryga kryminalna, lecz klimat dawnych lat, ukazanie tempa
ówczesnego życia i ludzkich namiętności oraz detale obyczajowe są tym, co
uważam za znak firmowy Pańskiej twórczości. Co jest według Pana najważniejsze w
pracy nad kryminałem retro?
Miłość do epoki, na pierwszym
miejscu. Trzeba dane czasy czuć, mieć pragnienie ich dalszego poznawania i
pokorę w stosunku do odmienności, jakie sprawiają, że to już przeszłość. Niby
ludzie są wciąż tacy sami, nie zmienia się ich natura, ale… nasi przodkowie,
twierdzę, byli zupełnie inni niż my, inaczej też patrzyli na otaczający świat,
co było wynikiem ich życia w określonej, dziś nam niedostępnej, rzeczywistości.
Ważne jest też, wspomniane wcześniej, zamiłowanie do poszukiwania detali z
rozmaitych sfer życia, które sprawiają, że książka w pewnym sensie, na sposób
niedoskonały oczywiście, jest obrazem minionych czasów
Co jest najtrudniejsze podczas
pracy nad kryminałami, których akcja rozgrywa się w pierwszych latach ubiegłego
stulecia?
Najżmudniejsze są owe
poszukiwania historyczne, natomiast najtrudniejsze jednak ucieleśnienie fabuły
w taki sposób, aby zainteresowała czytelników, a tu efektów nigdy nie można być
pewnym. To już zresztą nie dotyczy wyłącznie powieści historycznej.
Czy sięga Pan po powieści
(retro)kryminalne innych polskich autorów? Jeśli tak, które ceni Pan
najwyżej?
Nie jestem namiętnym czytelnikiem
powieści kryminalnej, czytam rozmaite książki, a wiele z nich może się przydać,
mówiąc cynicznie, przy budowaniu określonych elementów moich własnych książek. Jednak
duże wrażenie zrobiły na mnie „Erynie” Marka Krajewskiego. Oddanie klimatu
epoki, siła budowania postaci i zaskakujące zwroty akcji, wszystko to buduje
wartość książki. Zamierzam też bliżej zapoznać się z książkami Marcina
Wrońskiego – jego bohater, Zygmunt Maciejewski, zachęca mnie do bliższej
znajomości.
Czy pojawią się kolejne tomy
przygód inspektora Brauna, a jeśli tak, czy nadal będzie on rozwiązywał sprawy
kryminalne w tak bliskim Panu mieście - Wejherowie?
W tej chwili nawet nie bardzo
wiadomo, czy Ignaz Braun przeżył swoją ostatnią akcję, w każdym razie jego sytuacja
w ostatnim rozdziale „Fabryki Pokory” jest nie do pozazdroszczenia. Zobaczymy…
Dziękuję za rozmowę.
Recenzje wszystkich powieści Piotra Schmandta
z cyklu „Sprawy inspektora Brauna”
znajdziecie na stronach ZAPOMNIANEJ
BIBLIOTEKI:
„Pruska zagadka”
„Fotografia”
„Fabryka Pokory”