Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Klub Siedmiu Pytań. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Klub Siedmiu Pytań. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 września 2016

Siedem pytań do Zuzanny Orlińskiej (część 1)



Zuzanna Orlińska - autorka powieści „Detektywi z klasztornego wzgórza", 
wyróżnionej w konkursie na najlepszą Samochodzikową Książkę 2015 roku. 



1. Czy przyznanie wyróżnienia dla powieści „Detektywi z klasztornego wzgórza” przez Forum Miłośników Pana Samochodzika było dla Pani dużym zaskoczeniem?

Tak, oczywiście, ogromnym! I bardzo przyjemnym.

2. Czy znana jest Pani twórczość Zbigniewa Nienackiego? Jeśli tak, który z tomów przygód Pana Samochodzika podoba się Pani najbardziej?

Pamiętam, że lubiłam czytać książki o Panu Samochodziku. Najczęściej wracałam chyba do “Pana Samochodzika i złotej rękawicy”, “Księgi strachów”, a mój ulubiony tom to “Pan Samochodzik i templariusze”. Być może to właśnie tej lekturze “Detektywi z klasztornego wzgórza” zawdzięczają swój templariuszowski trop - bo dorastałam w przekonaniu, że w sensacyjnej książce dla młodzieży z wątkiem historycznym musi być coś o templariuszach!

3. Często powraca Pani do „Jeżycjady” Małgorzaty Musierowicz. Po jakie inne książki sięgała Pani w dzieciństwie?

Ponieważ od czwartego roku życia zajmowałam się głównie czytaniem, bardzo trudno mi wymienić wszystkie tytuły.  Czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce, a moja czytelnicza niecierpliwość była tak wielka, że czytałam nawet maszynopisy książek, nad którymi moi rodzice - oboje są ilustratorami - aktualnie pracowali. Po prostu nie byłam w stanie zaczekać, aż zilustrowana książka ukaże się drukiem. Inna sprawa, że wtedy proces wydawniczy trwał znacznie dłużej niż dziś i zachodziła obawa, że mogłabym wyrosnąć z jakiejś książki, zanim zostanie opublikowana... 

4. Na co autor zwraca szczególną uwagę pisząc dla młodych czytelników?

Nie wiem, czy są jakieś szczególne, odmienne prawidła, którymi powinien kierować się autor książek dla młodych czytelników. Myślę, że pisze się tak samo jak dla dorosłych. Najważniejsze jest stworzenie wiarygodnego powieściowego świata, którego czytelnik nie będzie miał ochoty opuścić.



Powieść Zuzanny Orlińskiej „Detektywi z klasztornego wzgórza” 
zajęła czwarte miejsce w Konkursie na najlepszą samochodzikową książkę 2015 roku. 
Kapituła konkursowa przyznała także powieści wyróżnienie 
„za stworzenie literackiego mostu łączącego współczesnych młodych czytelników 
z ulubionymi książkami ich pradziadków”.


5. Jak długo trwała praca nad powieścią „Detektywi z klasztornego wzgórza”? Co sprawiło Pani najwięcej trudności?

Praca nad tą książką trwała bardzo długo - prawie dwa lata. Samo pisanie nie zajęło zbyt wiele czasu, ale bardzo długo gromadziłam materiały dotyczące epoki, w której toczy się akcja książki. Przez pierwsze półtora roku wyłącznie czytałam: pamiętniki, wspomnienia, książki historyczne, materiały prasowe z lat 30. Opisane w powieści wydarzenia rozgrywają się w maju 1930 roku - czytałam więc codzienne gazety z tego okresu. Nawet warunki pogodowe w książce dostosowywałam do prognozy meteorologicznej z danego dnia. Czytelnik może więc mieć pewność, że jeśli w którymś z rozdziałów Kornela Makuszyńskiego zmoczył przelotny deszczyk, naprawdę padał on tego dnia w Warszawie, a przynajmniej był przewidziany w prognozie.

Szukanie materiałów było trudne, ale sprawiło mi też ogromną satysfakcję. Myślę, że z całej ekipy “Detektywów” to ja wykonałam najtrudniejszą detektywistyczną robotę. Należało bowiem wyszukać rozmaite fakty historyczne i tak misternie powplatać je w fabułę powieści, by czytelnik nie zorientował się, co jest prawdą, a co fikcją.

6. W powieści „Detektywi z klasztornego wzgórza” znaczącą rolę odgrywa Kornel Makuszyński. Nawiązań do twórczości pisarza jest w książce znacznie więcej. Również niespieszne tempo akcji oraz ciepły wakacyjny klimat przywodzą na myśl najbardziej znane powieści tego autora. Trudno nie zauważyć, że jego książki są Pani bardzo bliskie.

Bardzo lubiłam książki Kornela Makuszyńskiego, ich ciepło, humor, wspaniałą galerię dobrych (ale nie nudnych) postaci. Mam świadomość, że obecnie młodzież niezbyt często sięga po te powieści, być może ze względu na specyficzny język. Chciałam przywrócić twórczość Kornela Makuszyńskiego współczesnym czytelnikom. Może ktoś, kto przeczyta “Detektywów z klasztornego wzgórza” będzie miał ochotę przeprowadzić prywatne śledztwo i wytropić wszystkie nawiązania do książek pana Kornela, jakie umieściłam w powieści?

7. Uczestniczy Pani w spotkaniach autorskich. Czy miała Pani okazję porozmawiać z młodymi czytelnikami na temat „Detektywów z klasztornego wzgórza”? Jakie pytania zadają młodzi ludzie? Czy zrozumiały jest dla nich świat bez komórek, laptopów i innych nowinek technicznych?

To prawda, że rzeczywistość przedstawiona w książce jest dla młodych ludzi dosyć egzotyczna. Dziwią się, kiedy opowiadam im, że do Czerwińska, dokąd obecnie samochodem jedzie się z Warszawy niecałą godzinę, trzeba było płynąć statkiem prawie całą noc. Pokazuję im autentyczne zdjęcia z lat 30., dzięki którym łatwiej wyobrazić sobie tamten świat, dawno już nie istniejący. Najdziwniejsze pytanie zadano mi na spotkaniu w szkole w Czerwińsku: “Skąd pani znała nasze nazwiska?”. Okazało się, że potomkowie rodzin, o których mowa w książce, żyją tam do dzisiaj. Musiałam wytłumaczyć, że korzystałam z opowieści mojego taty i jego braci, którzy w Czerwińsku spędzili dzieciństwo. Przyjęłam zasadę, że jeśli tylko to będzie możliwe, bohaterowie będą postaciami prawdziwymi. Dzięki temu maleńką rólkę mogłam powierzyć także własnemu pradziadkowi - przystaniowemu Janowi Orlińskiemu.   


Zapraszam do dyskusji o powieści Zuzanny Orlińskiej 
na Forum Miłośników Pana Samochodzika:

piątek, 2 września 2016

Siedem pytań do Artura Pacuły (część 2)



Artur Pacuła - autor powieści „Gdzie jest korona cara?" wyróżnionej w konkursie na najlepszą Samochodzikową Książkę 2015 roku. 


8. Czy postacie bohaterów powieści „Gdzie jest korona cara?” były inspirowane osobami z Twojego otoczenia?

Oczywiście, choć żadna z nich nie jest w stu procentach odwzorowana. Korzystałem z nich wybiórczo, aby z kilku cech i zachowań zbudować kogoś nowego, innego. Na początku miałem kłopot, jak nazywać poboczne postacie. W końcu poszedłem na łatwiznę. Wszystkie mają imiona lub ksywki moich znajomych i przyjaciół.

9. Czy planujesz kontynuację „Korony cara”? Jeżeli tak to o czym będzie? I na jakim etapie są obecnie prace?

Od początku chciałem napisać trzy książki o przygodach tych samych bohaterów. Teraz myślę, że może więcej. Powstała już druga część pt. „Gdzie jest skrzynia z karabinami?”. Przeszła najważniejszą weryfikację i trafiła już do redakcji. Tworzą się ilustracje i okładka. Akcja zaczyna się tuż po „Koronie cara”. Igor jedzie do Katowic do wujka i wydaje mu się, że nie ma nudniejszego miasta na świecie. Zdziwi się, bo szybko wpadnie w wir poszukiwań skrzyni z karabinami ukrytej podczas Trzeciego Powstania Śląskiego. Ekipa znów się połączy, bo dzieciaki mają swoje sposoby na załatwianie tego, czego aktualnie chcą.

10. Czy trudno jest dziś wydać powieść przygodową dla młodzieży? Czy wydawnictwa wykazują zainteresowanie takimi projektami?

Nie bardzo… Wysłałem swoją książkę w wiele miejsc. Prawdę mówiąc przypominam sobie tylko jedną odpowiedź po przeczytaniu skryptu  – negatywną. Pozytywną, bo książka niby fajna, ale nie możemy wydać… Miałem też odpowiedzi bez czytania skryptu: „debiutów” nie wydajemy albo „polskich” nie wydajemy. Dlatego zdecydowałem się na wydanie w formie „self-publishingu”, gdzie autor niejako sponsoruje wydanie książki. Ma jednocześnie pełny wpływ na treść.

Mówię to wszystko bez żalu do wydawnictw. Wygrywają prawa ekonomii i to na trudnym rynku. Muszą płacić za obecność na półce, foldery itp. Smutno zrobiło mi się tylko w jednym sklepie z książkami. Przygotowano specjalny regał na debiuty. Rzuciłem się z nadzieją, a tam z sześciu półek trzy były zajęte przez kontynuację Millenium (formalnie to debiut); dwie przez „spin-off” przygód Greya (oficjalnie debiut) i jedna była zajęta przez 4 inne książki.

Jednak, kiedy patrzę na swoją książkę w sklepach internetowych, to się uśmiecham. Ktoś już ja przeczytał. Do paru czytelników dotarłem. Fajnie. Nie ma co narzekać.

11. Czy czytujesz kontynuacje Samochodzików z wydawnictwa Warmia? Jeżeli tak, to którego z kontynuatorów uważasz za najlepszego?

Nie. Kiedy zaczęły się ukazywać, byłem już starszy i czytałem inne książki. Kto wie czy nie sięgnę teraz, po powrocie dzięki synowi w świat Pana Tomasza.

12. Co sądzisz o czytelnictwie w Polsce? Czy rzeczywiście jest tak źle, jak grzmią media? Czy warto pisać?

Sam nie wiem, co o tym myśleć… Media grzmią, a księgarnie pełne… Ludzi i nowych tytułów. Nie mogę nadążyć z czytaniem wszystkich książek, które się ukazują, a wzbudzają moje zainteresowanie. Jak patrzę na dzieciaki zafascynowane książkami i czytające, co się da, to myślę, że nie jest tak źle.

Pytanie czy warto pisać jest retoryczne. Oczywiście. Choćby dla siebie. A jest szansa, że się jeszcze komuś spodoba.

13. Jaki jest Twój ulubiony sposób spędzania letnich miesięcy? Czyżby wspinaczka skałkowa?
Nigdy i nigdzie się nie wspinałem. Nie mam do tego zdolności. Chyba się też boję. Jednak zazdroszczę wszystkim, którzy to robią. Widziałem błysk w oku mojej córki, kiedy zjeżdżała tyrolką i wiedziałem, że to jest coś wspaniałego. Jej obóz wspinaczkowy był inspiracją.

Bardzo lubię żeglować. Jeziorak przepłynąłem we wszystkie strony wiele razy. Inne jeziora mazurskie i warmińskie też. Oprócz tego kocham góry i spędzać w nich wolny czas. Gdybym mógł polecać, to oczywiście Karkonosze i Kotlinę Kłodzką.

Lato nie musi oznaczać leżakowania. Zwiedzanie nowych miejsc jest fajne i zawsze obfituje w przygody.

14. W swej powieści poruszasz problemy nastolatków, podobne czynił dawniej Aleksander Minkowski. Czy pisząc swą powieść inspirowałeś się jego twórczością?

Zupełnie nie. Kilka jego książek przeczytałem dawno temu. Dlatego nie miały wpływu na moją opowieść. Wszystkie inspiracje brałem z otoczenia.

15. Jakimi słowami można by zachęcić czytelników do sięgnięcia po powieść „Gdzie jest korona cara?”?

Każdy może przeżyć takie przygody, jak bohaterowie „Korony cara”. Wystarczy rozejrzeć się wokół i poszukać. Wakacje są do tego najlepszym momentem. Mam nadzieję, że ta książka będzie dla czytelników dobrą rozrywką i inspiracją.

Dziękujemy za rozmowę, gratulujemy wyróżnienia i życzymy kolejnych udanych powieści.


Zapraszam do dyskusji o powieści Artura Pacuły 
na Forum Miłośników Pana Samochodzika:


niedziela, 7 sierpnia 2016

Siedem pytań do Artura Pacuły (część 1)



Artur Pacuła - autor powieści „Gdzie jest korona cara?" wyróżnionej w konkursie na najlepszą Samochodzikową Książkę 2015 roku. 


1. Z pewnością w dzieciństwie czytałeś samochodziki Zbigniewa Nienackiego. Która część podoba Ci się najbardziej? Czy masz swojego ulubieńca wśród bohaterów?

Nie pamiętam ile lat temu przeczytałem pierwszą książkę z Panem Samochodzikiem. To było bardzo dawno. Jestem przekonany, że początek fascynacji dał serial z Templariuszami w tle. Zapewne nie ma w tym nic oryginalnego. Potem sięgnąłem po kolejne tomy, choć nie mam pewności, czy czytałem je we właściwej kolejności. Wtedy nie można było iść do księgarni i kupić każdą książkę, na którą miało się ochotę. W bibliotece czekało się kilka tygodni na zwrot tego, czy innego tomu.

Nie mam jednej ulubionej książki z Panem Samochodzikiem. Każda podobała mi się na swój specyficzny sposób. „Niesamowity dwór” z powodu mieszkania w oddalonym od świata miejscu z tajemnymi przejściami. „Nowe przygody..” z powodu ścigacza Nemo i rzucania spinningiem (tylko dlatego zgadzałem się chodzić z tatą na ryby, aby spróbować rzucać). „Tajemnica tajemnic” z powodu magicznej Pragi. „Złota rękawica” z powodu żeglowania.

Czytam właśnie po kolei wszystkie tomy raz jeszcze z synem i odkrywam wszystko na nowo. Bardzo lubię Bigosa… Za jego luz. Poza tym cenię Waldemara Baturę, jako „tego złego”. Nie zgadzam się oczywiście z jego postępowaniem, ale w konstrukcji opowieści nie ma to jak dobrze wymyślona postać negatywna.

2. Jakie książki przygodowe oprócz powieści Zbigniewa Nienackiego najchętniej czytywałaś w dzieciństwie?

Przede wszystkim wszystkie przygody Tomka Wilmowskiego. Niebywałą pasję do podróży wzbudziły we mnie te książki. Wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. Marzyłem o podróży do Triestu, aby zobaczyć port, z którego wypływał w rejs do Australii. Sama Australia była poza zasięgiem przecież. Najbardziej podobała mi się „Tajemnicza wyprawa Tomka” i podróż po Syberii.



Kapituła konkursowa przyznała powieści wyróżnienie "za umiejętność pisania 
o sprawach młodzieży oraz stworzenie udanego scenariusza dla wakacyjnej przygody".


3. Skąd pomysł by zająć się książką przygodową dla młodzieży?

Moja córka popadała w uzależnienie od książek kilka lat temu. Czytała kilkadziesiąt rocznie. Uprosiła mnie, abym przeczytał jedną z nich. Wziąłem więc „Złodzieja pioruna” Ricka Riordana i przeczytałem. Kiedy skończyłem pomyślałem: eee, takie coś to i ja mógłbym napisać… Minęło kilka miesięcy i zabrałem się za „Koronę Cara”.

Pisałem z myślą, że jestem nastolatkiem i w czasie wakacji wpada mi do ręki książka, której nie znam. Zaczynam czytać i mnie wciąga. Nie myślałem na serio o wydaniu jej przed recenzją mojej córki. Kiedy powiedziała, że jest OK, bardzo mi ulżyło…

4. Na co autor zwraca największą uwagę pisząc dla dzieci lub młodzieży?

Musiałem się wystrzegać skomplikowanych odniesień historycznych, które uwielbiam, ale młodzież niekoniecznie. Starałem się tak wpleść je w opowiadanie historii, aby nie zanudziły czytelnika. Jednak jakaś wiedza jest potrzebna i musi się przewinąć. Staram się, aby historia opowiadana w powieści była jak najbliższa rzeczywistości. Stąd długo grzebię w źródłach. Musiałem uważać, aby wszyscy mówili językiem zrozumiałym i adekwatnym do wieku. Pisząc książkę zorientowałem się, że język kolokwialny różni się od pisanego. Choć brzmi to jak oczywistość, to jednak było to dla mnie „odkrycie”. Zapisanie zwykłej rozmowy okazało się niejasne.

Choć książka jest przygodowa i dotyczy poszukiwania skarbów, to chciałem wpleść kilka spraw, które wydają się ważne dla młodzieży. Z którymi muszą się borykać na co dzień. Nie zawsze im wszystko wychodzi, a my chcemy, żeby byli nieomylni…

Często opisuję muzykę, której słuchają bohaterowie. Wydaje mi się, że ona właśnie wygrywa z innymi rozrywkami i angażuje młodzież najbardziej. Kiedyś może uda mi się stworzyć „soundtrack” do książki J

5. Czy „Gdzie jest korona cara?” to Twój debiut literacki?

W takim sensie, że ukazała się drukiem, to tak. Dawno temu pisałem sobie różne rzeczy, ale większość zgubiłem. Tytuł „Gdzie jest korona cara?” wymyśliłem właśnie wtedy. Wynikał z fascynacji Zamkiem Czocha. Powstało do niego kilka wersji różnych historii, które działy się w różnych momentach historycznych. Tytuł został, ale historia opowiedziana w książce jest nowa.

6. Co spowodowało, że akcję w swojej książce umieściłeś na Dolnym Śląsku, głównie w okolicach zamku Czocha? Czy często odwiedzasz ten zamek?

Pochodzę z Wałbrzycha. Do zeszłego roku nikt nie wiedział gdzie to jest… Jednak cały Dolny Śląsk, to wielka opowieść o ukrytych przejściach, skarbach, przygodach. Do tego góry, przyroda, zamki. Nie ma lepszego miejsca do rozpoczynania takiego opowiadania.

Do Zamku Czocha trafiłem wiele lat temu. Była to kolejna wycieczka ze znajomymi. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Przeczytałem wszystko, co dało się znaleźć w bibliotekach i księgarniach na jego temat. Odwiedzałem go potem kilka razy i niezmiennie robi wspaniałe wrażenie. Polecam gorąco!

7. Jak długo trwała praca nad powieścią? Co sprawiło Ci najwięcej trudności?

Książkę pisałem rok. Pisanie jest moim hobby, a nie zawodem. Dlatego trwało to tak długo. Miałem możliwość pisania w chwilach wolnych od pracy i rodziny. Pisałem w podróży, czekając na spotkanie, zabijając czas w poczekalni. Dlatego największą trudnością było utrzymanie kontynuacji historii. Na przykład dopiero redakcja wychwyciła, że Monika na początku rozdziału jest we fioletowym sweterku, a na koniec w różowym… 


Zapraszam do dyskusji o powieści Artura Pacuły 
na Forum Miłośników Pana Samochodzika:


piątek, 15 stycznia 2016

Siedem pytań do Piotra Schmandta



PIOTR SCHMANDT, autor cyklu kryminalnego „Sprawy inspektora Brauna”, powieści „Koncha i perła”, „Gdański depozyt”, „Bóg zasnął?” (wspólnie z Olgą Podolską-Schmandt), opowiadań oraz książki etnograficznej „Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach”.




ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA: Powstały już trzy powieści poświęcone zagadkom kryminalnym rozwiązywanym przez inspektora Ignaza Brauna, co świadczy niewątpliwie o tym, że polubił Pan swego bohatera. Z którego z tych tomów jest Pan najbardziej zadowolony?

PIOTR SCHMANDT: Nie mogę odpowiedzieć wprost na to pytanie, z dwóch powodów: po pierwsze – sugerowałbym w ten sposób czytelnikom, po który tom warto sięgnąć, a po który niekoniecznie. Po drugie – i już bardziej serio, w każdym z tomów są rzeczy, które mniej lub bardziej podobały się mnie samemu. „Pruska zagadka” to jakby wprowadzenie bohatera do Wejherowa, w pewnym sensie wybiórcza encyklopedia miasta i niewątpliwie moja fascynacja opisywaną epoką oraz historią, która wydarzyła się naprawdę i którą przekształciłem na użytek fabuły. „Fotografia” z kolei jest raczej typową powieścią detektywistyczną, dziejącą się w dość hermetycznym środowisku niemieckich rentierów i Niemców wejherowskich. Niektóre epizody humorystyczne, jak perypetie Sigmunda von Macha, czy wątek romansowy młodego pastora, sprawiają jednak, że powieść wykracza poza ramy poetyki klasycznego kryminału. „Fabryka Pokory” powstała, w jakiejś mierze, z zauroczenia postacią polskiego fabrykanta działającego w Wejherowie i jest najbardziej poetycka, może najcieplejsza, dużo w niej też refleksji na rozmaite tematy.

W jednym z wywiadów z Panem przeczytałem, że inspiracją do napisania „Pruskiej zagadki” była informacja o zbrodni dokonanej na gimnazjaliście w Chojnicach. Czy wątki kryminalne w powieściach „Fotografia” i „Fabryka Pokory” także były inspirowane autentycznymi wydarzeniami sprzed lat?

W przypadku „Fotografii” takiej inspiracji nie było, pomysł był całkowicie mój, a postaci w stu procentach fikcyjne. Natomiast „Fabryka Pokory” – to przede wszystkim postacie Pawła Pokory i jego rodziny. Reszta, w tym intryga sensacyjna, należy już do dziedziny fikcji, do której autor ma święte prawo.

Książkę „Bóg zasnął” będącą kontynuacją losów niektórych bohaterów powieści „Gdański depozyt” napisał Pan wraz z żoną, cykl „Sprawy inspektora Brauna” to Pana autorskie dzieło. Czy może Pan zdradzić odrobinę z tajników swojego warsztatu pisarskiego?

Przede wszystkim należy mieć potrzebę i zamiłowanie do wynajdywania rozmaitych szczegółów z przeszłości, detali obyczajowych, architektonicznych i tych dotyczących mody. Poza tym pomysł na intrygę i jakiś nieokreślony, niemal metafizyczny impuls, który sprawi, że właśnie o tym, a nie o czymś innym, chce się napisać. A technika pisania ma już wiele wspólnego z rzemiosłem. W przypadku zaś „dwuosobowego” pisania książki, zawsze jest tak, że czyjś pomysł jest wiodący. Gdy chodzi o „Bóg zasnął?”, pomysł i jego fabularna realizacja była domeną żony, ja w znacznie mniejszym stopniu wpływałem na losy bohaterów. „Fabryka Pokory” z kolei, choć to moja książka, wiele ma żonie do zawdzięczenia, włącznie z kolejami losów niektórych bohaterów. Żona też pilnowała, aby wodze fantazji nie zawiodły mnie o krok za daleko, w sfery nieprawdopodobieństwa, w tym również psychologicznego.

Przeczytałem „Pruską zagadkę”, „Fotografię” oraz „Fabryki Pokory”. Muszę przyznać, że dla mnie to nie skomplikowana intryga kryminalna, lecz klimat dawnych lat, ukazanie tempa ówczesnego życia i ludzkich namiętności oraz detale obyczajowe są tym, co uważam za znak firmowy Pańskiej twórczości. Co jest według Pana najważniejsze w pracy nad kryminałem retro?

Miłość do epoki, na pierwszym miejscu. Trzeba dane czasy czuć, mieć pragnienie ich dalszego poznawania i pokorę w stosunku do odmienności, jakie sprawiają, że to już przeszłość. Niby ludzie są wciąż tacy sami, nie zmienia się ich natura, ale… nasi przodkowie, twierdzę, byli zupełnie inni niż my, inaczej też patrzyli na otaczający świat, co było wynikiem ich życia w określonej, dziś nam niedostępnej, rzeczywistości. Ważne jest też, wspomniane wcześniej, zamiłowanie do poszukiwania detali z rozmaitych sfer życia, które sprawiają, że książka w pewnym sensie, na sposób niedoskonały oczywiście, jest obrazem minionych czasów

Co jest najtrudniejsze podczas pracy nad kryminałami, których akcja rozgrywa się w pierwszych latach ubiegłego stulecia?

Najżmudniejsze są owe poszukiwania historyczne, natomiast najtrudniejsze jednak ucieleśnienie fabuły w taki sposób, aby zainteresowała czytelników, a tu efektów nigdy nie można być pewnym. To już zresztą nie dotyczy wyłącznie powieści historycznej.

Czy sięga Pan po powieści (retro)kryminalne innych polskich autorów? Jeśli tak, które ceni Pan najwyżej? 

Nie jestem namiętnym czytelnikiem powieści kryminalnej, czytam rozmaite książki, a wiele z nich może się przydać, mówiąc cynicznie, przy budowaniu określonych elementów moich własnych książek. Jednak duże wrażenie zrobiły na mnie „Erynie” Marka Krajewskiego. Oddanie klimatu epoki, siła budowania postaci i zaskakujące zwroty akcji, wszystko to buduje wartość książki. Zamierzam też bliżej zapoznać się z książkami Marcina Wrońskiego – jego bohater, Zygmunt Maciejewski, zachęca mnie do bliższej znajomości.

Czy pojawią się kolejne tomy przygód inspektora Brauna, a jeśli tak, czy nadal będzie on rozwiązywał sprawy kryminalne w tak bliskim Panu mieście - Wejherowie?

W tej chwili nawet nie bardzo wiadomo, czy Ignaz Braun przeżył swoją ostatnią akcję, w każdym razie jego sytuacja w ostatnim rozdziale „Fabryki Pokory” jest nie do pozazdroszczenia. Zobaczymy…

Dziękuję za rozmowę.


Recenzje wszystkich powieści Piotra Schmandta 
z cyklu „Sprawy inspektora Brauna” 
znajdziecie na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI:

„Pruska zagadka”

„Fotografia”

„Fabryka Pokory”



piątek, 20 listopada 2015

Rozmowa z Katarzyną Majgier (część 2)





Katarzyna Majgier – pisarka. Jej powieść „Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic” została zgłoszona do drugiej edycji konkursu na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku. W konkursie zajęła drugie miejsce. Kapituła Konkursu postanowiła uhonorować także powieść wyróżnieniem za krzewienie pasji historycznej oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.




7. Czy postacie bohaterów „Ducha z Niewiadomic” były inspirowani prawdziwymi dziećmi z Pani rodziny lub sąsiedztwa?

Chyba w większym stopniu dziećmi, jakimi kiedyś byliśmy ja i moi przyjaciele, z którymi swego czasu prowadziłam różne dziwne śledztwa, łamałam szyfry i poszukiwałam tropów czegoś ciekawego. Bardzo chcieliśmy wtedy mieć przygody i „żeby coś się działo”. Czytaliśmy książki, które rozbudzały naszą wyobraźnię. Poza powieściami Nienackiego popularna była wtedy seria A. Szklarskiego o Tomku Wilmowskim, książki Bahdaja, Ożogowskiej, Niziurskiego, ale też książki o Indianach i podróżnikach. Tam zawsze dużo się działo i marzyliśmy o takich przeżyciach.

8. Czy pałac podobny do tego w Niewiadomicach istnieje gdzieś w kraju?

Jeśli chodzi o wygląd pałacu, istnieją podobne do niego. Widziałam kilka budynków, których wygląd od razu skojarzył mi się ze scenerią książki dla dzieci. Należy do nich Pałac Schöna w Sosnowcu. To niezwykła, eklektyczna rezydencja, zwieńczona neogotycką wieżą, która wygląda nieco bajkowo. Chciałam, żeby pałac w Niewiadomicach był do niego podobny. Poprosiłam ilustratora książki, Bartka Drejewicza, o uwzględnienie tego. Bartek też interesuje się historią i stworzył świetne, klimatyczne ilustracje.

9. „Duch z Niewiadomic” został wyróżniony „za krzewienie pasji historycznej oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.” Czy jest Pani jakiś sposób zawodowo związana z historią?

Nie, ale interesuję się nią.

10. Pracuje Pani nad kolejnymi przygodami Magdy i Wiktora. Czy podobnie jak Nienacki zamierza Pani stworzyć cykl tomów na wzór „Pana Samochodzika”?

Tak długiego cyklu chyba z tego nie będzie. Pisząc pierwszą część w ogóle nie myślałam o serii, dopiero po rozmowach z wydawnictwem uznałam, że może nastąpić dalszy ciąg. Druga część „Tajemnic...” - „Milioner z Gdańska” właśnie się ukazała, a ja pracuję nad trzecią. W drugiej części będzie więcej bohaterów: z wakacji wróci Arnold, brat Magdy, który „działa szybciej niż myśli”, pojawi się też tytułowy milioner z Gdańska. Okaże się też, że pałacowe lochy intrygują i kuszą więcej osób.

11. Jak Pani wspomniała właśnie ukazała się druga część „Tajemnic starego pałacu”, która nosi tytuł „Milioner z Gdańska.” W jaki sposób zachęciłaby Pani czytelników do sięgnięcia po tę powieść?

Jeśli komuś spodobała się pierwsza część, w drugiej może poznać dalsze losy bohaterów, dowiedzieć się, jak Wiktor i Magda poradzą sobie w roli strażników tajemnicy i kto może chcieć ją odkryć. Starałam się, żeby w kolejnych częściach nie zabrakło przygód, zwrotów akcji i zagadek, ale także ciekawostek historycznych.

Konsultantką merytoryczną „Milionera z Gdańska” była Iwona Kienzler, autorka książek historycznych wydawanych przez Bellonę. To osoba o szerokiej wiedzy. Autorem ilustracji nadal jest Bartek Drejewicz, dzięki któremu są one świetne i klimatyczne, podobnie jak okładka. Cieszę się, że miałam okazję pracować z takimi osobami.

Dziękujemy za rozmowę.




sobota, 14 listopada 2015

Rozmowa z Katarzyną Majgier (część 1)





Katarzyna Majgier – pisarka. Jej powieść „Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic” została zgłoszona do drugiej edycji konkursu na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku. W konkursie zajęła drugie miejsce. Kapituła Konkursu postanowiła uhonorować także powieść wyróżnieniem za krzewienie pasji historycznej oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.





1. Pani powieść „Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic” zajęła drugie miejsce oraz otrzymała wyróżnienie w konkursie na najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku. Czy spodziewała się Pani, że książka może zostać wyróżniona przez fanów twórczości Zbigniewa Nienackiego?

Katarzyna Majgier: Nie spodziewałam się. :-) A to wspaniała niespodzianka, bo mam sentyment do tych książek.

2. Czy bliskie są Pani powieści o Panu Samochodziku autorstwa Zbigniewa Nienackiego?

Oczywiście! Na takich książkach się wychowałam. Jako dziecko lubiłam powieści przygodowe i historyczne, właśnie takie, jak ta seria. Bohaterowie tych książek badali nieznane terytoria, odkrywali niezwykłe tajemnice, rozwiązywali zagadki przeszłości, prowadzili śledztwa, no i oczywiście mieli ciekawe przygody. Też tak chciałam. :-)

3. Które tomy przygód Pana Samochodzika należą do Pani ulubionych?

Chyba najbardziej zapamiętałam tom „Pan Samochodzik i Templariusze”. Od tej książki zaczęła się moja przygoda z serią i zainteresowałam się templariuszami, starymi zamkami i nierozwikłanymi zagadkami historycznymi. Zaczęło się od serialu, oglądałam go w czasie którychś wakacji i wciągnął mnie. Oczywiście musiałam potem przeczytać książkę. Spodobała mi się, więc ucieszyłam się, że są kolejne tomy i sięgnęłam także po nie.

4. Czy zna Pani powieści Zbigniewa Nienackiego dla dorosłych czytelników?

Wydaje mi się, że ich nie czytałam. Muszę to nadrobić.






5. W Pani bibliografii znajdziemy wyłącznie utwory adresowane do młodych czytelników. Którą ze swoich książek zaproponowałaby osobom, którym przypadła do gustu nagrodzona powieść?

Ostatnio ukazała się druga część „Tajemnic Starego Pałacu”. Nosi tytuł „Milioner z Gdańska” i znalazły się w niej dalsze przygody Wiktora i Magdy. Oboje są zafascynowani wynikami swojego śledztwa, ale muszą też strzec tajemnicy pałacu. A może okaże się, że ma on więcej tajemnic?

Poza książkami dla młodzieży wydałam też powieść dla dorosłych czytelników - „Stuletnią gospodę”. To saga, opisująca losy trzech pokoleń prowadzących tytułową gospodę od zakończenia drugiej wojny światowej do czasów współczesnych. Teraz myślę o serii dla dorosłych czytelników, której akcja obejmowałaby jeszcze dłuższy czas – od dziewiętnastego wieku do współczesności.

6. Na co autor zwraca największą uwagę pisząc dla dzieci lub młodzieży?

Trudno mi się wypowiadać w imieniu wszystkich autorów. Sama staram się, żeby książki były jak najbardziej dopracowane. Dbam o szczegóły, sprawdzam fakty historyczne, bo rażą mnie błędy rzeczowe w takich książkach i zawsze się boję, że sama też takich narobię.

Zależy mi też na tym, żeby postacie były wiarygodne i żeby budziły emocje u czytelników. Chodzi o to, żeby podczas lektury przede wszystkim dobrze się bawili. Jeśli przy okazji czegoś się dowiedzą, to tym lepiej.





czwartek, 8 października 2015

Siedem pytań do Macieja Replewicza




Maciej Replewicz – autor książki „Stawka większa niż kłamstwo” 


1. Pisząc „Stawkę większą niż kłamstwo” dotarł Pan do szeregu informacji nieznanych szerzej fanom serialu. Które z odkryć było dla Pana najbardziej zaskakujące?

Zaskoczyło mnie wiele kwestii. Wiele wątków z fabuły serialu Safjan i Szypulski skonstruowali na podstawie autentycznych wydarzeń opisanych w książkach, gazetach i filmach. Przez lata zarówno fani serialu jak i zagorzali wrogowie wierzyli, że fabuła jest wyłącznie „bajką”. Jeszcze w maju 2014 r. tego właśnie słowa użył Stanisław Mikulski. Tymczasem w jednym z protokołów kolaudacyjnych serialu, już w 1968 roku Zbigniew Safjan potwierdził, że wiele wątków serialu stworzył na bazie autentycznych wydarzeń. To samo dotyczy postaci. Brunner był jednym z największych niemieckich zbrodniarzy wojennych.  Co więcej: zbrodniarzem nigdy nie ukaranym. Także Lohse, Staedke, Geibel i wiele innych postaci z serialu miało swoje autentyczne pierwowzory. Serial postrzegano jako wytwór wyobraźni scenarzystów, jako fikcję, tymczasem w każdym z 18 docinków jest od 10 do 70 % autentycznych wydarzeń i postaci.

2. Co sprawiło Panu największą trudność w trakcie pracy nad książką? Jak długo powstawała „Stawka większa niż kłamstwo”?

Książkę pisałem ponad rok, dwa lata czekałem na jej wydanie. O pisaniu tej książki i o wszystkich związanych z tym „przejściach” można napisać drugą książkę! Tekst był gotowy w maju 2013 r. Poprzedni i na szczęście niedoszły wydawca nie dotrzymał ustaleń. Najpierw przełożył wydanie na 2014 r. a w listopadzie 2014 sekretarka wydawcy powiedziała mi, że... książki nie ma planie wydawniczym. Wcześniej, podczas tzw. „redakcji” tekst ocenzurowano. Wycięto szereg zdań, dopisano inne. Pani „redaktor” kompletnie nie orientowała się w tematyce wojennej. W jednym ze zdań była mowa o generale-majorze. W mailu otrzymałem pytanie: „to w końcu generał czy major?” Poważnie! Kiedy wycięto zdanie, że „w 1939 r. Hitler pozbawił Polaków w Niemczech praw mniejszości narodowej i ten stan utrzymuje się do dziś” zrozumiałem, że mam do czynienia z cenzorskim zadęciem „pani redaktor”, a przy okazji z mieszanką ignorancji i tupetu. Niedoszły wydawca przeszedł samego siebie, gdy 27 listopada o 8 rano dostałem SMS o treści „Mikulski nie żyje! Dlaczego nie przysyła pan tekstu?” Wydawca zmienił front, nagle chciał wydać książkę „na wczoraj”, bo zmarł odtwórca głównej roli. Liczył, że po śmierci sprzedaż wzrośnie. Nie jestem hieną cmentarną, nie chciałem budować wizerunku książki na śmierci aktora. Tydzień później znalazłem innego wydawcę.

3. Przy okazji pracy nad książką „Stawka większa niż kłamstwo” miał Pan okazję porozmawiać ze zmarłym w listopadzie ubiegłego roku Stanisławem Mikulskim. Jak Pan wspomina to spotkanie?

Stanisław Mikulski początkowo unikał tego spotkania. Udało się to po pół roku rozmów telefonicznych. Spotkaliśmy się pod koniec maja 2014, pół roku przed jego śmiercią. Na wstępie powiedział, że ma dla mnie tylko pół godziny, rozmawialiśmy trzy razy dłużej. Ja też uprzedziłem, że nie piszę laurki, że hagiografia serialu już powstała, a teraz chcę dowiedzieć się o prawdzie ukrytej w fikcji. Mikulski powtarzał, że fabuła jest fikcją. Zapytałem czy wie, dlaczego w NRD nie wyświetlono odcinka „Bez instrukcji”, choć pozostałe 17 zdobyło tam dużą popularność. On mówi „nie wiem”. Kładę przed nim kartkę, na niej życiorys wicepremiera i ministra kultury NRD. W zablokowanym odcinku to samo nazwisko nosił gestapowiec, grany przez Zdzisława Maklakiewicza. Mikulski przyznał mi rację. Wyobraźmy sobie enerdowski serial wojenny, a w nim gestapowiec o nazwisku Putrament albo „Boreischa” Zaraz wybuchłby skandal, Gomułka wściekły na Ulbrichta. Ta wizja filmowej wojny PRL-NRD rozbawiła Mikulskiego, bo przecież gdyby nazwisko było fikcyjne, cenzura w Berlinie nie blokowałaby akurat tego odcinka. Nie oczekiwałem, że zacznie nagle pluć na serial, któremu zawdzięcza wielką popularność, chciałem jednak, by wiedział, że w fabule ukryto wiele historycznej prawdy, autentycznych postaci i wydarzeń. Powiedziałem, że Brunner istniał naprawdę, że był „prawą ręką” zbrodniarza Eichmanna. Opowiedziałem też o generale Stuelpnaglu, pierwowzorze serialowego gen. Willmana, mówiłem o Geiblu, Lohse i innych autentycznych nazistach, których nazwiska pojawiły się w serialu. Scenarzyści powtarzali mu, że to wszystko fikcja i on naprawdę w to uwierzył. Słuchał mnie z zainteresowaniem, myślę, że nie grał przede mną, to było coś nowego. Nie atakowałem go, tłumaczyłem, że wśród fikcji było wiele prawdy, prawdy zniekształconej wymogami scenariusza i oczekiwaniami władzy, ale jednak prawdy.

4,5. Stanisław Mikulski miał w dorobku jeszcze jedną, nieco mniej znaną rolę - Pana Tomasza w serialu „Samochodzik i templariusze”. Czy nie miałby Pan ochoty w przyszłości przeprowadzić podobnego książkowego śledztwa jak w przypadku „Stawki…” związanego z serialem Huberta Drapelli? Jakie są pana dalsze plany pisarskie. Czy po biografii Stanisława Barei i „Stawce większej niż kłamstwo” kolejna książka również będzie związana z tematyką filmową?

Kolejna książka nie ma nic wspólnego z filmem, choć wydarzenia, które właśnie opisuję mogą stanowić tło dla akcji filmu sensacyjnego wysokiej klasy. Odniesienia do „Stawki” można znaleźć nie tylko w „Panu Samochodziku”, ale także w dziesiątkach innych filmów, seriali. W „Stawce większej niż kłamstwo”  poświęciłem cytatom, aluzjom i zapożyczeniom cały rozdział.

6. „Alternatywy 4” czy „Stawka większa niż życie”? Który serial jest Pana ulubionym?

Zdecydowanie Bareja, zdecydowanie „Alternatywy 4”. Te dwa seriale są nieporównywalne, choć obydwa kręcono w PRL a dziś mają etykietkę „kultowych”. „Stawka” to serial sprawnie zrealizowany, ale stworzony na polityczne zamówienie władz PRL. Twórcy chętnie wykonywali ukłony w jej stronę, część nazwisk i pseudonimów partyzantów z GL/AL w serialu, to autentyczne nazwiska i pseudonimy moczarowskiej „wierchuszki” SB końca lat 60. Stanisław Bareja to człowiek z innego bieguna, wierny swoim poglądom, na wskroś uczciwy, przyzwoity.

Jeden ze scenarzystów „Stawki”, Zbigniew Safjan agresywnie atakował Bareję podczas kolaudacji „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” w grudniu 1977 roku. Atak w obecności wiceministra kultury Janusza Wilhelmiego był podłością. Bareja przypłacił go zawałem serca. Nie kłaniał się władzy w pas, a za każdy film czy serial płacił własnym zdrowiem.

7. Jak ocenia Pan sequel kultowego serialu „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” Patryka Vegi?

Trudno komentować ten film, przed premierą było wiele PR-owskiego hałasu, szumne deklaracje producentów a wyszło bardzo słabo.

Dziękuję za rozmowę.


O książce Macieja Replewicza można porozmawiać na forum:




piątek, 14 sierpnia 2015

Siedem pytań do Michała Młotka





Michał Młotek - poszukiwacz skarbów i odkrywca historii. Twórca blogów zdziennikaodkrywcy.pl i fabryka-historii.pl. W 2013 roku ukazała się jego debiutancka książka "Tajemnice pogranicza" – zbiór dziesięciu sensacyjnych epizodów, które odkryły przed polskimi czytelnikami nieznane fakty z historii pogranicza Prus Wschodnich i Polski. Założyciel Iławskiej Grupy Poszukiwawczej. Ma na swoim koncie wiele przełomowych odkryć, które rzuciły nowe światło na historię dawnej Pomezanii. Autor powieści „Noc patagonów.”





1. Czy pamiętasz swoją pierwszą wyprawę poszukiwawczą? Kto zaraził Cię tą pasją?

Pamiętam doskonale pierwszą wyprawę. To był 2003 rok. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Mój wujek, znany i doświadczony poszukiwacz skarbów z Wielkiej Brytanii, podarował mi pierwszy, nieskomplikowany wykrywacz – zwykłego plastikowego szkockiego Beachcombera, wyprodukowanego jeszcze w latach siedemdziesiątych. We dwóch przedarliśmy się na teren starego parku przy ruinach pałacu, niedaleko Iławy, gdzie mieszkam do dziś. Czasy były takie, że poszukiwaczy wciąż było niewielu. Szybki kurs obsługi sprzętu, łopata w dłoń i kilkanaście kroków dalej pierwszy sygnał. Tak znalazłem swoją pierwszą monetę: srebrne 3 grosze Fryderyka Wielkiego z 1775 roku. Nie było odwrotu. Pasja pochłonęła mnie całkowicie. Poszukiwanie skarbów otworzyło przede mną tylne drzwi do świata historii. Od wtedy szukam regularnie – nie tylko w ziemi, ale też w bibliotekach i archiwach.

2. W jakim stopniu postacie bohaterów i miejsca akcji „Nocy patagonów” były inspirowane przez rzeczywiste osoby oraz miejsca? 

Wydaje mi się, że nikt, kto nie doświadczył tej pasji, tych emocji, które towarzyszą odkrywaniu nawet najdrobniejszych przedmiotów, nie mógłby napisać takiej książki. Tam, w „Nocy patagonów”, jest odrobina prawdy. Miejsca, osoby, odkrycia – to wszystko inspirowane jest prawdziwymi wydarzeniami. A przynajmniej w jakiś sposób o nie zahaczają. I tyle, jako autor, mogę na ten temat powiedzieć.

3. W 2010 r. wraz z innymi członkami stowarzyszenia poszukiwaczy skarbów „Ylavia” odkryłeś skarb z wczesnego średniowiecza składający się z kilkuset fragmentów srebrnych monet i ozdób. Czy to było najbardziej znaczące odkrycie w czasie twoje przygody z eksploracją?

Skarb rzeczywiście odkryty został przez członków stowarzyszenia „Ylavia”, do którego w tym czasie należałem, ale ja sam pojawiłem się na miejscu, gdy było już po wszystkim. Choć nie było mnie na polu w chwili odnalezienia monet, mam swój nieznaczny udział w tym niezwykłym odkryciu. Teren przeczesany został przez kilkanaście wysokiej klasy wykrywaczy metalu, a ja mimo to uzupełniłem skarb o kolejną monetę. Niewielki srebrny krążek, który czekał w tym magicznym miejscu na to, bym to ja go odkrył.

Samo Mózgowo przeszło do historii jako miejsce-symbol, w którym spotkała się pasja z nauką, konsekwencja i doświadczenie poszukiwaczy skarbów z otwartością muzealników i archeologów. Większość poszukiwaczy skarbów z mojego regionu współpracuje z Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków. Ja „ujawniłem się” 7 lat temu, byłem jedną z pierwszych osób, która powiedziała głośno o tym, co robi. W 2008 roku po prostu pojawiłem się w Muzeum Warmii i Mazur z garścią rzymskich brązów. Owocna współpraca trwa do dziś. Wiele moich odkryć zalega w muzealnych magazynach, ale część z nich cieszy oczy spoglądających na gabloty i ekspozycje. A po Mózgowie było jeszcze wiele innych odkryć poszukiwaczy skarbów z mojej okolicy: naszyjniki z brązu, skarb szelągów krzyżackich spod Susza czy osada handlowa pod Jerzwałdem.







4. Jakie znaleziska sprawiają Ci największą radość? 

Istotę poszukiwań stanowi dla mnie odkrywanie przedmiotów, które skrywają w sobie tajemnice, które stają się inspiracją do poznania historii, które pozwalają na postawienie nowych pytań. Skarbem jest dla mnie szeląg toruński Kazimierza Jagiellończyka, dzięki któremu prześledziłem historię powstań miast pruskich przeciw Krzyżakom, dolne okucie pochwy miecza, które wprowadziło mnie w świat plemion pruskich, walczących między sobą, opierających się kolejnym próbom chrystianizacji i ekspansji zakonu krzyżackiego czy tarcza nawiązująca do plebiscytu z 1920 roku, która znalazła się na okładce mojej debiutanckiej książki.

W tym roku przekazaliśmy do muzeum w Ostródzie siekierkę typu Czubin z grupy tzw. siekierek północnoniemieckich z środkowej epoki brązu (1300-1100 p.n.e.). Jest to 20 znany egzemplarz z terenu Polski. Wszystko wskazuje na to, że miejsce, w którym dokonaliśmy odkrycia, mogło być osadą z epoki brązu, na którą pewnie nikt długo by nie trafił, gdyby nie nasze działania. Wszystko zweryfikują badania. Dla takich chwil warto poświęcać swój czas dla historii.

5. Wielokrotnie wspominałeś, że bliska jest Ci twórczość Zbigniewa Nienackiego. Które tomy  przygód Pana Samochodzika należą do Twoich ulubionych?

Bardzo często zaglądam do Siemian, a stamtąd już niedaleko do Jerzwałdu, gdzie przez lata pisarz mieszkał, tworzył i gdzie spoczął. Tomy „Pana Samochodzika” od zawsze stały na półce z książkami w mieszkaniu moich rodziców. Zanim jednak sięgnąłem do powieści, obejrzałem wszystkie odcinki „Pana Samochodzika i templariuszy” ze Stanisławem Mikulskim w roli głównej. Serial, obok kilku innych ("Wakacje z duchami", "Podróż za jeden uśmiech") do dziś kojarzy mi się z beztroskimi wakacjami. Jeśli zaś chodzi o twórczość Zbigniewa Nienackiego, to najczęściej sięgam po "Nowe przygody Pana Samochodzika", "Pana Samochodzika i Niewidzialnych", "Pana Samochodzika i Winnetou" oraz "Pana Samochodzika i złotą rękawicę", a więc po te tomy, których akcja dzieje się w moim regionie.

Ogromnym sentymentem darzę kontynuację „Pan Samochodzik i skarby iławskiego ratusza” autorstwa Jakuba Czarnika. Miałem swój drobny wkład w powstanie tej książki.

6. „Noc patagonów” to Twoja druga książka. Nie tak dawno ukazały się „Tajemnice pogranicza,” w których przedstawiasz historie związane z dziejami terenów przygranicznych Prus Wschodnich i Polski. Przed opracowaniem debiutanckiej książki spędziłeś wiele czasu w bibliotekach i archiwach, w sumie na jej napisanie poświęciłeś około dwóch lat. Chyba zdecydowanie łatwiej napisać powieść? 

Te książki są tak różne, że nie powinno się ich porównywać. Oczywiście, że łatwiej jest napisać powieść. Przynajmniej tego typu. „Tajemnice pogranicza” pisałem około dwóch lat, wcześniej przez wiele miesięcy dojrzewała sama koncepcja książki. W przypadku „Nocy patagonów” po prostu pewnego razu usiadłem do biurka. Ta książka pisała się praktycznie sama. Opisywałem to, co sam przeżyłem, to, co zasłyszałem, to, co znam i czego doświadczyłem. Nawet jeśli nie wszystko, co przytoczyłem, wydarzyło się naprawdę, to w tej książce jest wiele mnie, wiele autentycznych emocji. Szukałem tylko odpowiedniej formy, by je przekazać. Od chwili napisania pierwszego zdania do zamknięcia całości minęły zaledwie cztery miesiące.

7. Przyznałeś, że rozpoczynasz pracę nad kolejną częścią „Nocy patagonów.” Czy możesz zdradzić co tym razem będzie osią fabuły oraz kiedy ukaże się ta powieść?

„Noc patagonów” pozwoliła mi wypełnić pasją zimowe miesiące. To wtedy powstały pierwsze akapity książki, które początkowo chciałem publikować na moim blogu zdziennikaodkrywcy.pl. Podczas spotkania mojej grupy poszukiwawczej odczytałem pierwsze fragmenty opowieści. Spodobały się. Postanowiłem pomyśleć o książce, tym bardziej, że od wydania „Tajemnic pogranicza” minęły prawie dwa lata. Dobry odbiór środowiska poszukiwaczy skarbów i pierwsze pozytywne recenzje sprawiły, że zacząłem myśleć o kolejnych częściach. „Noc patagonów” otwiera więc serię powieści o poszukiwaczach skarbów pod wspólnym tytułem „Z dziennika odkrywcy”. Druga część będzie rozwinięciem wątku żołnierza Wehrmachtu Hansa Heinricha. Chciałbym, by powieść ujrzała światło dzienne jeszcze w tym roku.


Dziękujemy za rozmowę.





wtorek, 11 sierpnia 2015

Siedem pytań do Luizy Frosz (część 2)




Luiza Frosz - autorka powieści „Skrzynie Sturmbannführera” - najlepszej Samochodzikowej Książki 2014 roku 





8. Czy miałaś już okazję do spotkań z szerszym gronem czytelników? Może przy okazji któregoś z forumowych zlotów warto zorganizować mini-spotkanie autorskie?

Dotychczas tylko znajomi i bliscy mówili mi, co sądzą o „Skrzyniach…”. Chętnie zjawię się na którymś zlocie, choć nie tylko jako autorka kontynuacji, ale również fanka twórczości Zbigniewa Nienackiego. Jestem otwarta na spotkania i ciekawa opinii czytelników.

9. Do których tomów przygód Pana Samochodzika Nienackiego wracasz najczęściej? Który uważasz za najlepszy?

„Księga strachów” to jest dla mnie numer jeden. Pamiętam z jakimi wypiekami na twarzy czytałam ją po raz pierwszy mając siedem czy osiem lat. Szachownice śniły mi się po nocach. Do dziś uważam, że to majstersztyk bez względu na to, że zmieniły się czasy i Pan Samochodzik był w ORMO. Najważniejsze są dla mnie przygody, tajemnice, ciekawe postacie. Jako dzieciak lubiłam też „Niesamowity dwór”, a z biegiem lat bardzo spodobała mi się „Wyspa złoczyńców”, może dlatego, że jest najbardziej mroczna? Kanon znam na pamięć, choć nie tak szczegółowo jak forumowicze – nie mam głowy do kolorów i innych detali (uśmiech).

10. Jakie inne książki przygodowe najchętniej czytywałaś w dzieciństwie? 

Już samo czytanie „Pana Samochodzika” było skomplikowane, bo musiałam zapisać się do kilku bibliotek, gdyż żadna nie miała na stanie całej serii. Zabawne jest to, że nie interesowały mnie inne książki przygodowe, raczej szybko rzuciłam się na kryminały milicyjne, głównie te z jamniczkiem, biografie i wspomnienia artystów oraz na książki historyczne. Naprawdę czytałam takie rzeczy w dzieciństwie!




11. Czy wracasz czasami do książek sprzed lat?

Jasne, choć często drugie czytanie nie ma już w sobie tej magii, bo albo pamiętam wydarzenia albo fabuła nie robi na mnie takiego wrażenia. Inaczej jest właśnie z „Panem Samochodzikiem”, do którego wracam z podobnymi emocjami.

12. Którzy autorzy samochodzikowych kontynuacji najlepiej oddają ducha powieści Zbigniewa Nienackiego?

Na pewno nikt nie potrafi (i nie powinien) naśladować Zbigniewa Nienackiego. Najbardziej lubię czytać książki Sebastiana Miernickiego, może dlatego, że często opisuje miejsca, w których byłam. Koniecznie chcę przeczytać powieści Andrzeja Irskiego i myślę, że uda mi się po nie sięgnąć w najbliższych miesiącach. Zresztą pragnę mu podziękować, bo był tą osobą, którą zapytałam, czy warto wysłać „Skrzynie…” do wydawnictwa.

13. W ostatnim czasie nieco rzadziej zaglądasz na swoje, jak mniemamy ulubione forum. Czy ten brak czasu jest spowodowany pracą nad kolejnym tomem serii „Pan Samochodzik i…”?

Kolejny tom już napisałam, ale na razie milczę na ten temat (uśmiech). Zdradzę tylko tyle, że znów dotyczy drugiej wojny światowej, ale klimat jest trochę inny.

Mój brak czasu spowodowany jest między innymi tym, że jestem… instruktorem fitness. Zajmuję się przede wszystkim pilatesem i zajęciami Spinning. To moja pasja, ale zarazem wymagająca praca, w której trzeba mieć indywidualne podejście do każdego człowieka. Przygotowania treningów, ciągła nauka, budowanie zajęć tak, by były nie tylko zwykłymi ćwiczeniami, ale czymś więcej, o czym nie zapomina się po wyjściu z sali – to zajmuje sporo czasu.

14. A może masz inne plany pisarskie?

Pewnie, chciałabym w przyszłości napisać jakąś grubą, poważną książkę, ale jeszcze nie teraz. Na razie skupiam się na kontynuacjach. Mam w tym swój mały, ukryty cel. Poprzez postać Pawła Dańca chciałabym pokazywać, że można w życiu grać fair i być szczęśliwym. Może to naiwne, ale myślę, że takich bohaterów i postaw brakuje w XXI wieku. Poza tym w moich opowieściach chcę pokazywać, że nic nie jest do końca białe albo czarne, a ludzkie losy zwłaszcza na tle drugiej wojny światowej bardzo skomplikowane.

Dziękujemy za rozmowę.