Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieść detektywistyczna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieść detektywistyczna. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 marca 2014

"Afera Kolekcjonera"


Magdalena Layer-Sarzotti "Afera Kolekcjonera"


„Afera Kolekcjonera” to krótka, kilkudziesięciostronicowa opowieść o przedwojennym detektywie Karolu Kurce prowadzącym śledztwo w sprawie zabójstw młodych kobiet. Bandyta po dokonaniu morderstwa zawsze zabiera z miejsca zbrodni damską rękawiczkę. Akcja utworu toczy się w Warszawie i okolicach. Główny bohater to niezbyt inteligentny przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, dla którego wyjaśnienie sprawy kolekcjonera damskich rękawiczek może być kamieniem milowym w rozwoju kariery policyjnej.

Mimo niewielkiej objętości książki, udało się autorce szczegółowo scharakteryzować bohaterów powieści. Mało tego książka ilustrowana jest fotografiami z epoki,  pod którymi widnieją imiona i nazwiska „tychże bohaterów.” Oczywiście na podpisy te należy przymknąć oko. Oko należy przymknąć czytając również całą historię – to pastisz powieści kryminalnej. Dlatego też autorka położyła mniejszy nacisk na wątek kryminalny, skoncentrowała się natomiast przedstawieniu historii w odpowiednio wykrzywionym zwierciadle. Magdalena Layer-Sarzotti cel swój zapewne osiągnęła, jednak muszę przyznać, że po przeczytaniu kilkudziesięciu kryminałów z akcją umiejscowioną w okresie dwudziestolecia międzywojennego lektura „Afery Kolekcjonera” pozostawiła we mnie duży niedosyt.

Fakt, że słownictwo, którym posługują się bohaterowie powieści stylizowane jest na język przedwojennej Warszawy nie jest czymś nadzwyczajnym. A to właśnie podkreślane jest w recenzjach ksiązki jako jeden z jej największych plusów. Autorka wzorowała się również na tekstach zamieszczanych w popularnym w tamtych czasach ilustrowanym tygodniku kryminalno-sądowym „Tajny detektyw” i to akurat wyszło tej opowieści na dobre.

Pastisz – pastiszem, ale zbrodnia i śledztwo powinny mieć jakąkolwiek dramatyczną otoczkę. Tymczasem przedstawiona historia jest dość letnia, a gdy dodamy do tego detektywa, dla którego słowo „gamoń” to komplement i wspomniany wcześniej prosty wątek kryminalny, otrzymujemy książkę, o której zapominamy już kilka chwil po dotarciu do ostatniej strony.

„Afera Kolekcjonera” Magdaleny Layer-Sarzotti została wydana w serii wydawniczej „Mazowiecka Akademia Książki.” Opublikowano w niej ponad dwadzieścia książek historycznych, w tym wiele monografii regionalnych. Autorka ma również w dorobku zbiór nowel „Wspomnienia szatniarza teatralnego.” Są to wspomnienia fikcyjnego pracownika Warszawskiej Opery Narodowej z lat 30-tych XX wieku.

Wydawnictwo: Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki, Agencja Wydawnicza „Egros”
ISBN: 978-83-60623-78-7
ISBN: 978-83-89986-74-0
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 78

Moja ocena: 3/6

niedziela, 9 marca 2014

"Śląskie dziękczynienie"


Konrad T. Lewandowski "Śląskie dziękczynienie"


Powieść „Śląskie dziękczynienie” zamyka kryminalną serię Konrada T. Lewandowskiego o przygodach nadkomisarza Jerzego Drwęckiego. Składa się na nią pięć powieści, których akcja rozgrywa się w latach dwudziestych XX wieku. Bohater prowadzi śledztwa nie tylko  w Warszawie. Ma okazje zaprezentować swój policyjny kunszt również na tle kolegów z Łodzi, Poznania, a w ostatniej powieści również ze Śląska.

W „Śląskim dziękczynieniu” nadkomisarz Drwęcki zostaje bowiem poproszony o podjecie się pośrednictwa polegającego na doprowadzeniu do „zawieszenia broni” między Wojciechem Korfantym a rządem. „Przy okazji” stołeczny policjant organizuje wykłady z kryminalistyki dla śląskich policjantów. Przypadkowa sprawa odkrycia zwłok mężczyzny splata się z właściwym celem  przyjazdu Drwęckiego na Śląsk. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że w sprawę zamieszani są również przedsiębiorcy i gangsterzy zza oceanu, a sumienie samego Korfantego nie jest zbyt czyste.

Podobnie jak w czterech poprzednich powieściach Lewandowski stara się wiernie oddać realia okresu międzywojennego. Tym razem nadinspektor zamieszkuje w familoku u 60-letniej akuszerki, pani Renaty i jej wnuka, niesfornego Walika, dla którego na czas pobytu na Śląsku zostaje przyszywanym ojcem. Drwęckiemu z dość dużym trudem przychodzi przystosowanie się do stylu życia i obyczajów tutejszych mieszkańców. Nieznajomość miejscowych zwyczajów rekompensuje sobie niebywałą inteligencją, wiedzą i wyszkoleniem, czym zyskuje sobie szacunek u tymczasowych podkomendnych.

Lewandowski znany jest bardziej jako autor powieści fantazy i fantastyczno-naukowych. W jednym z wywiadów z autorem, możemy przeczytać, jak doszło do powstania serii kryminałów o nadkomisarzu Drwęckim: „W maju 2006 na Tar­gach Książki w War­sza­wie wzią­łem w teczkę garść moich ksią­żek po pol­sku i cze­sku, po czym ruszy­łem w obchód sto­isk przed­sta­wia­jąc się jako pisarz do wyna­ję­cia, który żadnego gatunku lite­rac­kiego się nie boi. Wszę­dzie potrak­to­wano mnie jak wariata, z wyjąt­kiem Wydaw­nic­twa Dol­no­ślą­skiego. Zamó­wili kry­mi­nał, ale rów­nie dobrze mogli zamó­wić powieść gejow­ską, bo też była na to moda i też bym się wywią­zał.”[1]

Choć od wydania „Śląskiego dziękczynienia” upłynęło już 4 lata, mam nadzieję, że Wydawnictwo Dolnośląskie złoży zamówienie u autora na kolejne części serii. W końcu lata dwudzieste i trzydzieste ubiegłego wieku to prawdziwa kopalnia inspiracji nie tylko dla autorów powieści kryminalnych.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-245-8870-1
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 266

Moja ocena: 4+/6

piątek, 28 lutego 2014

"Elektryczne perły"


Konrad T. Lewandowski "Elektryczne perły"



Powieść „Elektryczne perły” Konrada T. Lewandowskiego to bardzo przyjemna, lekka kryminalna podróż po międzywojennej Warszawie i Poznaniu. Jest to już moje czwarte spotkanie z nadkomisarzem Jerzym Drwęckim, asem stołecznej policji lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Sylwetkę nadkomisarza nakreśliłem w trzech poprzednich recenzjach zamieszczonych na blogu.

Akcja powieści rozpoczyna się 1929 r. W budynku transformatorowi zajezdni tramwajowej przy ulicy Kawęczyńskiej w Warszawie ginie jeden z pracowników. Ciało mężczyzny zostaje niemal całkowicie spalone, a z kości denata pod wpływem bardzo wysokiej temperatury  zostały wytopione krople fosforanu wapnia przypominające wyglądem perły. Jedną z pereł znajduje nadkomisarz Drwęcki. Po pewnym czasie okazuje się, że drugą perłę otrzymał Tadeusz Boy-Żeleński. Drwęcki odkrywa, że przyczyną morderstwa mogą nadużycia finansowe w przedsiębiorstwie. W wyniku odgórnych nacisków zostaje odsunięty od sprawy i oddelegowany do Poznania, gdzie ma zajmować się zabezpieczaniem dzieł sztuki podczas mającej się niebawem rozpocząć Powszechnej Wystawy Krajowej.

Jednak w stolicy Wielkopolski nadkomisarz nadal prowadzi nieformalne śledztwo. Pomaga mu w tym tamtejszy komisarz Michał Witkowiak, z którego gościny korzysta Jerzy podczas pobytu „na zesłaniu.” Nie będę więcej zdradzał szczegółów fabuły, dodam tylko, że sprawa ma związek z wieloma postaciami świata ówczesnej kultury, które możemy spotkać na kartach powieści.

Konrad T. Lewandowski pieczołowicie odtwarza życie mieszkańców przedwojennego Poznania. Wyczuwa się ich dumę z organizacji tak ważnej dla kraju imprezy. Przedstawione są antagonizmy między stronnictwami politycznymi jak również mieszkańcami dwóch miast. Już wtedy można zauważyć, że za kilkadziesiąt lat kibice poznańskiego Lecha i warszawskiej Legii nie będą do siebie pałali nadmierną sympatią. Poznajemy problemy rodzinne komisarza Witkowiaka, którego zbuntowana młodsza siostra przyprawia o codzienne bóle głowy. Wreszcie i nam jest dane zwiedzić pawilony wystawiennicze PeWuKi.

„Elektryczne perły” to moim zdaniem najlepsza z powieści Konrada T. Lewandowskiego, które przeczytałem. Na lekturę czeka jeszcze ostatni (jak dotąd) tom serii: „Śląskie dziękczynienie.” Mam nadzieję, że i tym razem spędzę przy nim miło kilka wieczorów.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-245-8593-9
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 317

Moja ocena: 5/6

poniedziałek, 27 stycznia 2014

"Magnetyzer"


Konrad T. Lewandowski "Magnetyzer"


„Magnetyzer” to pierwsza część kryminalnego cyklu powieściowego Konrada T. Lewandowskiego, którego bohaterem jest młody, zdolny warszawski policjant Jerzy Drwęcki. Podobnie jak w pozostałych książkach serii, akcja utworu toczy się w Warszawie pod koniec laty dwudziestych ubiegłego wieku. Miałem już okazję zapoznać się z przygodami komisarza przy okazji lektury „Bogini z labradoru” oraz „Perkalowego dybuka.” Recenzje tych powieści Czytelnik znajdzie w listopadowych i grudniowych postach na blogu.

Tym razem Jerzy Drwęcki tropi tajemniczego zakonnika, posiadającego nieziemską moc wpływania na ludzi. Zakonnik wszedł posiadanie tajemniczej księgi z zapiskami Władimira Iwanowicza Razguninowa, osobistego cesarskiego magnetyzera. Korzystając z zawartej w niej wiedzy ów zakonnik doprowadził wiele młodych kobiety do popełnienia samobójstwa.

Nie zdradzę wiele pisząc, że kluczowe znaczenie dla rozwikłania sprawy mają opowieści weterana powstania styczniowego – wujaszka Hiacyntusa. Historia przodka starego wiarusa, podporucznika Jana Fedorczyka okazuje się mieć związek z prowadzonym śledztwem, a ściślej mówiąc z zapiskami Razguninowa. Lewandowski bardzo sprawnie wplata w treść historię sprzed lat, ubarwiając fabułę powieści i napędzając jednocześnie ślamazarnie prowadzoną przez komisarza sprawę.

Podobnie jak w wymienionych wcześniej powieściach, Jerzy Drwęcki „korzysta z usług” warszawskiego podziemia przestępczego. Okazuje się, że czasem łatwiej się dogadać z rzezimieszkami niż uzyskać pomoc ze strony przedstawicieli władzy duchownej z kardynałem Aleksandrem Kakowskim na czele.

Na kartach „Magnetyzera” mamy okazję wraz z komisarzem do zapoznania się ze śmietanką kulturalną stolicy dwudziestolecia międzywojennego. Tym razem w powieści zagościli m.in. poeci Julian Tuwim, Tadeusz Boy-Żelenski, Antoni Słonimski, rzeźbiarz Xawery Dunikowski, lekkoatleta Janusz Kusociński oraz stali bywalcy cyklu: pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski, filozof Franciszek Fiszer oraz sam komendant Józef Piłsudski. Warto odnotować także, że oprócz wymienionych wyżej znakomitości, w książce pojawia się urocza Marysia, przyszła małżonka komisarza Drwęckiego.

Jak wspomniałem na początku, recenzje kryminałów Konrada T. Lewandowskiego zamieszczam w porządku w jakim miałem przyjemność je przeczytać, a nie w jakim zostały wydane. Sugeruję jednak Czytelnikom lekturę cyklu we właściwej kolejności i rozpoczęcie jej właśnie od "Magnetyzera."

Książka przeczytana w grudniu 2013 r.
 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-7384-597-8
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 235

Moja ocena: 4/6

czwartek, 5 grudnia 2013

"Bogini z labradoru"


Konrad T. Lewandowski "Bogini z labradoru"


Zbrodnie, okultyzm, intrygi i seks wypełniają powieść Konrada T. Lewandowskiego „Bogini z labradoru.” Dużo się dzieje a zaczyna dość banalnie. Z podróży poślubnej wraca świeżo upieczony małżonek, nadkomisarz policji Jerzy Drwęcki. Na warszawskim dworcu kolejowym czeka na niego pułkownik Wieniawa-Długoszowski. Mamy jesień 1928 r. Wkrótce rozpoczną się uroczystości dziesiątej rocznicy odzyskania niepodległości. Wieniawa obawia się, że przygotowania do obchodów może zakłócić sekta okultystów, w skład której wchodzi wielu stołecznych prominentów. Okazuje się, że stowarzyszenie okultystów-patriotów Astral Narodu do swojej działalności wciągnęło samą panią Komendantową. Pułkownik prosi Drwęckiego aby zajął się tą sprawą. Działać trzeba dyskretnie, gdyż okultyści wszędzie mają swoich ludzi. Po pewnym czasie okazuje się, że kluczowe znaczenie dla sprawy ma tajemniczy posąg bogini wykonany z minerału zwanego labradorem. 

Konrad T. Lewandowski wiele miejsca poświęcił sekretom alkowy młodego małżeństwa. Marysia Drwęcka nie należy do kobiet pruderyjnych. Kiedy mąż jest w pracy, ona dokształca się czytając „Kamasutrę.” Śmiało eksperymentuje w łóżku a jej rozciągliwe, ponętne ciało kusi Jerzego każdego ranka i wieczora. Co ciekawe, po upojnych uniesieniach małżonka nadal jest głodna wrażeń. Nie chodzi jej jednak o kolejne łóżkowe wygibasy a o wojenne przeżycia małżonka. Okazuje się bowiem, że przedmałżeńskie życie Drwęckiego pełne jest skrywanych przed nią mrocznych tajemnic. Kilka lat przed objęciem stanowiska nadkomisarza, mąż Marysi brał udział w krwawych walkach w obronie Lwowa. Z jego ręki padło kilkudziesięciu żołnierzy. Niejednokrotnie otarł się o śmierć. 

W powieści przewija się szereg barwnych postaci. Niektóre z nich, jak babcia i wujaszek Hiacyntus znamy z innych tomów serii. Oprócz nich na pierwszy plan wysuwa się członkini sekty, dyrektorowa  Zasławska oraz Gryfek, lwowski złodziejaszek, który pod kuratelą nadkomisarza toczy walkę o zejście z niecnej drogi przestępstwa. Ci dwoje są dawnymi towarzyszami walk Jerzego Drwęckiego. O odzyskanie posążku bogini stara się przybyły z Anglii detektyw Pulteney. Po ulicach Warszawy grasuje psychopatyczny morderca, który siejąc postrach wśród prostytutek spędza sen z powiek organizatorom obchodów rocznicowych, obawiających się wybuchu paniki wśród mieszkańców miasta. Również i temu psychopacie zależy na zdobyciu posągu bogini. Pod nadkomisarzem kopią dołki jego podkomendni, którzy tylko czyhają na to aby Drwęckiemu podwinęła mu się noga. Prym w tym wiedzie jego były zwierzchnik Sawilski. Jerzy ma również okazję do spotkania z dwiema postaciami historycznymi. Kilkakrotnie rozmawia z poetą Witoldem Gombrowiczem, jest mu dany także zaszczyt uściśnięcia dłoni marszałka Piłsudskiego.

Sam wątek kryminalny w powieści nie jest zbyt rozbudowany. Mimo, że w podtytule nieco mniejszą czcionką wydrukowano napis: „powieść kryminalna” po zakończeniu lektury miałem wrażenie, że przeczytałem książkę przygodową. Bardzo dobrą, z wartką akcją, doprawioną sporą porcją humoru, ale jednak przygodową. Polecam.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-7384-655-5
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 262

Moja ocena: 5/6

wtorek, 26 listopada 2013

"Doktor Jeremias"


Sebastian Koperski, Wojciech Stamm "Doktor Jeremias"



Sto lat temu, pod koniec listopada 1913 r. w Poznaniu zostaje zamordowana trzynastoletnia dziewczynka narodowości polskiej Janina Pokrywka. Zabójstwo zostało dokonane na tle seksualnym, ponadto zwłoki zostały tak zmasakrowane, że ciało zidentyfikowano tylko dzięki medalionowi na szyi denatki. Dochodzenie prowadzone przez komisarza kryminalnego w Nadprezydium Policji miasta Poznań Heinricha Windelbanda nie przynosi zadowalających rezultatów.

Sprawą zaczyna interesować się lekarz sądowy, który przeprowadził sekcję zwłok - Anzelm Schoen. Nawiązuje on kontakt ze swym przyjacielem, psychiatrą Sigmundem Jeremiasem i razem rozpoczynają nieformalne śledztwo. Zgodnie uznają, że zabójca nie pochodzi z najniższych warstw społecznych a należy go szukać pośród najbardziej szanowanych obywateli miasta. Cień podejrzenia pada m.in. na polskiego arystokratę, duchownego, pruskiego oficera oraz żydowskiego przedsiębiorcę. Po pewnym czasie doktorzy łączą siły z komisarzem i w trójkę usiłują doprowadzić do wykrycia mordercy.

Na ostatniej stronie okładki możemy przeczytać, że „W mieście panuje strach przed zbliżającym się nieuchronnie konfliktem zbrojnym, strach przed wojną, która ma być ostatnią. W tej atmosferze dochodzi do okrutnej zbrodni.” Niestety, przewracając kartki książki, mimo swoich talentów detektywistycznych nabytych po przeczytaniu dziesiątek powieści kryminalnych, nie wytropiłem ani odrobiny tej atmosfery. Sam wielokulturowy Poznań w schyłkowym okresie pruskiego panowania także przedstawiony jest bardzo powierzchownie. Kiedy spojrzałem na stare mapy miasta zdobiące wewnętrzne strony okładek książki, miałem nadzieję, że na tym nie skończy się moje obcowanie z uliczkami, kamienicami i tajemnymi zakamarkami Poznania. Myliłem się, akcję powieści można niemal bez żadnego uszczerbku przenieść do dowolnego miasta. Poznań jest tylko dalekim tłem dla przedstawionej historii kryminalnej, która jest niestety bardzo przewidywalna. Brak napięcia i zwrotów akcji autorzy rekompensują czytelnikowi dość dużą dawką humoru jak na powieść kryminalną.

Trudno powiedzieć, dlaczego zaszczyt użyczenia swego nazwiska na okładkę spotkał Sigmunda Jeremiasa. Ani on, ani jego kompan Schoen, jak również nadkomisarz Windelband nie są na tyle wyrazistymi postaciami, aby zasłużyć na ten honor.

Scena wizyty dwóch lekarzy - detektywów w Zakładzie dla Obłąkanych w Kościanie, spotkanie Schoena z pewną siebie Klarą, córką dyrektora ośrodka wygląda na żywcem wyjęte z jednego odcinków serialu „07 zgłoś się.” Na tym epizodzie porównanie książki z dynamicznym serialem Krzysztofa Szmagiera należałoby zakończyć, gdyż akcja powieści „Doktor Jeremias” toczy się bardzo powoli. I nie jest to wina postępu w motoryzacji, choć trudno nie zauważyć różnicy między poznańską dorożką a Polonezem z FSO, którym ścigał przestępców porucznik Borewicz.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-634-0
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 298

Moja ocena: 3+/6

środa, 13 listopada 2013

"Perkalowy dybuk"


Konrad T. Lewandowski "Perkalowy dybuk"



Przedwojenna Warszawa. Podkomisarz Artur Księżyk z warszawskiego urzędu śledczego bez zgody przełożonych wdaje się w krwawą awanturę z przedstawicielami warszawskiego półświatka. Na ulicy Krochmalnej polała się krew, zginęło sześciu rzezimieszków. Zwierzchnik Księżyka, nadkomisarz Jerzy Drwęcki szuka sposobów aby zatuszować sprawę i ocalić głowę Księżyka, na którego stołeczne podziemie przestępcze wydało wyrok śmierci. Podkomisarz zostaje zdegradowany do stopnia posterunkowego oraz trybie natychmiastowym przeniesiony do Łodzi.

W tym samym czasie w pobliżu męskiego klasztoru zabito prostytutkę. Podejrzany o dokonanie morderstwa zakonnik popełnia samobójstwo. Sprawa jest bardzo delikatna. Niestety nadkomisarz Drwęcki nie może osobiście się nią zająć, gdyż do Warszawy dociera wiadomość o znalezieniu w Łodzi zwłok człowieka z twarzą pokrytą ołowianą maską. Przy zwłokach znaleziono kabalistyczny talizman zwany Dłonią Boga. Wszystko wskazuje na to, że ofiarą jest były podkomendny Drwęckiego a morderstwo ma charakter rytualny.

Przedwojenna Łódź. Do brudnego i zadymionego miasta przyjeżdża nadkomisarz Drwęcki. Nie jest jednak łatwo odnaleźć sprawców zabójstwa Księżyka. Pomoc miejscowej, skorumpowanej policji, drżącej przed nieformalnym szefem miejscowych bandytów – Żydem Ślepym Maksem pozostawia wiele do życzenia. Padają kolejne trupy, porwana zostaje córka policjanta. Jak to zwykle bywa w powieściach kryminalnych, sprawy komplikują się a prowadzący śledztwo nie może posunąć się ani kroku naprzód.

Mimo, że powieść okraszona jest sporą dawką humoru, brakuje nieco obudowania fabuły detalem historycznym. Mamy tu przecież tak barwne postacie jak Tuwim czy Wieniawa, które nakreślone są bardzo schematycznie. Podobnie jest z atmosferą Warszawy na pierwszych stronach książki. Więcej miejsca poświęcił autor próbując oddać klimaty fabrycznej Łodzi, lecz i tu wszystko jest przedstawione zbyt jednostronnie. Miasto pełne błota i szarości. A przecież i szarość ma swoje odcienie, czego w powieści dostrzec nie możemy.

Mamy za to kilka krwistych postaci, jak choćby łódzkiego policjanta Froima, jego rezolutną córeczkę i dziadka - znawcę prawa żydowskiego. Sam bohater książki Lewandowskiego odbiega na plus od kolegów po fachu z powieści kryminalnych innych autorów. Jerzy Drwęcki nie jest typowym twardzielem w nasuniętym na czole kapeluszu. To nie tylko zdolny policjant, ale także głowa rodziny, młody małżonek i ojciec. Poza życiem zawodowym ma także swoje sprawy rodzinne, a nawet, co ciekawe – erotyczne. O młodych małżonków dba teściowa, która widząc zastój w prowadzonym śledztwie,  chcąc przyspieszyć powrót Drwęckiego do żony, przyjeżdża do Łodzi i wraz z Julianem Tuwim stara się nieformalnie pomóc Jerzemu.

„Perkalowy dybuk” to jedna z pięciu powieści Konrada T. Lewandowskiego, których bohaterem jest zdolny i ambitny stołeczny policjant Jerzy Drwęcki. Pozostałe cztery książki cyklu czekają już w szeregu na półce aż po nie sięgnę i zagłębię się w lekturę. Szara, deszczowa jesień za oknem sprzyja rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Zwłaszcza wtedy, gdy ma się w zasięgu ręki kubek z gorącą zawartością.



Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-245-8783-4
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 283

Moja ocena: 4/6

niedziela, 27 października 2013

"Fotografia"


Piotr Schmandt "Fotografia"


Tydzień temu zrecenzowałem powieść kryminalną Piotra Schmandta „Pruska zagadka.” Dziś napiszę o kolejnej książce tego autora z serii „Sprawy inspektora Brauna” noszącej tytuł „Fotografia.”  Muszę zaznaczyć, że najlepiej przeczytać obydwie powieści w takiej właśnie kolejności. Co prawda inspektor Braun w każdej z książek rozwiązuje inną sprawę, ale w „Fotografii” pojawia się trochę nawiązań do pierwszej części serii. Pojawia się kilka znanych już nam postaci oraz miejsc. Ignaz Braun zawitał bowiem ponownie do Wejherowa.

Tym razem nie został wydelegowany przez berliński Wydział Zabójstw. Przywiodły go do miasteczka sprawy prywatne. Aby nie psuć przyjemności lektury tym, którzy nie czytali jeszcze „Pruskiej zagadki,” nie zdradzę oczywiście jakie. Akcja powieści toczy się pięć lat po pierwszej wizycie inspektora w mieście, czyli w 1906 r. Po przyjęciu u pani Neiss, na które został również zaproszony nasz policjant zamordowano fotografa, który wykonał zdjęcie bawiących się gości. Znaleźli się na nim przedstawiciele miejscowej elity oraz kilka osób, które podobnie jak inspektor odwiedzili miasto.

Theodor Pratz to spokojny, szanowany staruszek, który poświecił się swojemu zawodowi bez reszty. Fotografia była nie tylko jego profesją, lecz przede wszystkim pasją. Często przemierzał uliczki Wejherowa, zatrzymując na szklanej kliszy czar mijających chwil. Towarzyszył narodzinom, ślubom oraz innym uroczystościom rodzinnym. Mieszkańcy Wejherowa oraz oczywiście policjanci zadawali sobie pytanie: dlaczego nie mający żadnych wrogów fotograf został zamordowany?

Konstrukcja powieści niczym nie zaskakuje. Śledztwo prowadzone przez inspektora Brauna i wejherowskich policjantów przebiega według znanego z „Pruskiej zagadki” schematu. Braun przesłuchuje podejrzanych (są nimi uczestnicy przyjęcia) w różnych miejscach miasta. Usiłuje znaleźć motyw zabójstwa, co okazuje się niezbyt prostą sprawą. Znajomi Ignaza wierzą w zdolności inspektora, on sam jednak nie jest zadowolony z postępów śledztwa. Pewny siebie Braun zakładał, że po kilku dniach wykryje mordercę, a tym czasem zakończenie sprawy wydaje się być bardzo odległe.

Dla tych, którzy poświęcą kilka wieczorów i rozwiążą wraz z Ignazem Braunem „Pruską zagadkę” oraz sprawę zabójstwa starego fotografa mam dobrą, choć nieoficjalną wiadomość. Prawdopodobnie w przyszłym roku nasz inspektor po raz trzeci odwiedzi Wejherowo, a Piotr Schmandt zadba o to abyśmy mogli postawić na półce kolejny tom poświęcony przygodom doskonałego detektywa.


Wydawnictwo: Funky Books
Seria wydawnicza: Sprawy inspektora Brauna
ISBN: 978-83-7489-293-3
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 239

Moja ocena: 4/6






niedziela, 20 października 2013

"Pruska zagadka"


Piotr Schmandt "Pruska zagadka"


W ostatnich latach na rynku księgarskim pojawiło się wiele kryminałów retro, których akcja rozgrywa się w Warszawie, Gdańsku lub Lwowie. Niezbyt często autorzy decydują się umiejscowić swe powieści na prowincji. Ryzyko takie podjął Piotr Schmandt wysyłając swojego bohatera do Wejherowa.

Właśnie w tym mieście na początku 1901 r. doszło do makabrycznej zbrodni, której nie potrafił rozwikłać lokalny aparat policyjny. Zamordowano gimnazjalistę Johanna Wendersa. Po kilku dniach w okolicy zaczęto znajdować fragmenty jego ciała. W celu rozwiązania tej trudnej sprawy, z berlińskiego Wydziału Zabójstw przyjeżdża młody, zdolny inspektor Ignaz Braun. Okazuje się, że motywy do dokonania morderstwa miało co najmniej kilkunastu mieszkańców miasteczka. Inspektor rozpoczyna śledztwo, przesłuchuje podejrzanych, poznaje stosunki panujące w mieście. Odkrywa mroczne tajemnice zamordowanego młodzieńca oraz ciemne sprawki najbardziej szanowanych obywateli Wejherowa.

Piotr Schmandt mieszka w Trójmieście, pracował również w Muzeum Wejherowa stad też widoczna pieczołowitość autora w oddaniu szczegółów powieści. Wiele budowli, sklepów oraz hotel istniało w rzeczywistości. W książce zostały także wykorzystane prawdziwe nazwiska dawnych mieszkańców miasta. Poznajemy całą galerię typów ludzkich: szefa policji, posterunkowego, rzeźnika, piekarza, nauczycieli, burmistrza, kolejarza, rolnika, zaniedbywaną żonę, katolików, protestantów i starozakonnych.

Na klimat książki wpływają skrupulatnie przedstawione detale. Wiemy dokładnie co bohaterowie jedli na obiad, jak ubierali się, niemal czujemy zapachy kuchni, którą odwiedził inspektor Braun. Wędrujemy wraz z inspektorem dróżkami Kalwarii Wejherowskiej. Śledztwo toczy się w okresie świąt wielkanocnych, mamy więc okazję uczestniczenia w obrzędach religijnych, zasiadamy przy świątecznym stole z osobami, z którymi zaprzyjaźnił się policjant. Jest w śród nich również ponętna panna, która zawróciła nieco w głowie rzeczowemu i ułożonemu przedstawicielowi prawa. Wszystkie szczegóły autor przedstawił tak plastycznie, że są one nie mniej interesujące od samego śledztwa, które moim zdaniem schodzi trochę na drugi plan powieści.

„Pruska zagadka” to pierwsza powieść Piotra Schmandta wydana w serii „Sprawy inspektora Brauna.” Także w 2010 r. ukazała się kolejna książka o przygodach detektywa pt. „Fotografia.” Jakiś czas temu również ją zakupiłem, tak więc niebawem podzielę się z Wami następną recenzją.

Wydawnictwo: Funky Books
Seria wydawnicza: Sprawy inspektora Brauna
ISBN: 978-83-61969-04-4
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 427

Moja ocena: 5/6