Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PRL. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PRL. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 listopada 2013

"Szklanka czystej wody"


Jerzy Edigey "Szklanka czystej wody"


Do warszawskiego szpitala trafia dyrektor przedsiębiorstwa handlu zagranicznego Aleksander Waliszewski. Pacjent jest traktowany na specjalnych zasadach.  Ordynator oddziału chirurgicznego, doktor Zygmunt Niekwasz przeprowadza rutynowy zabieg – resekcję wyrostka. Niekwasz jest pewien, że podczas operacji nie popełnił najmniejszego błędu. Pacjent po wybudzeniu z narkozy czuł się dobrze. Jednak po kilku godzinach jego stan dramatycznie się pogorszył. Doktor ustala, że pacjentowi wbrew zakazom podano szklankę wody, co doprowadziło do obsunięcia się podwiązki arterii a następnie do silnego krwotoku wewnętrznego i w konsekwencji do zgonu.

Wokół osoby ordynatora gęstnieje atmosfera. W środowisku lekarskim rozchodzą się plotki dotyczące zagadkowego zgonu i samej osoby ordynatora. Chirurg otrzymuje także zakaz wykonywania zabiegów i operacji. Dyrekcja szpitala sugeruje mu przeniesienie się do któregoś z prowincjonalnych szpitali do czasu zatuszowania sprawy. Niekwasz nie zgadza się na to i na własną rękę próbuje oczyścić swoje dobre imię. Podejrzewa, że to ktoś z pracowników szpitala chcąc rzucić cień na jego karierę, pomógł dyrektorowi przenieść się na tamten świat. Okazuje się, że co najmniej kilka osób odwiedzało po operacji Waliszewskiego i mogło przyczynić się do jego śmierci. Kiedy ginie potrącona przez samochód pielęgniarka, która dyżurowała przy chorym ordynator decyduje się na zgłoszenie sprawy  na milicję. Jest pewny, że te dwa zgony są ze sobą powiązane. Dzieje się to na 82 stronie powieści. Tu właśnie do akcji wkracza major Janusz Kaczanowski i tu właśnie kończę streszczanie fabuły aby nie psuć przyjemności z lektury potencjalnym czytelnikom powieści Jerzego Edigeya.

Nie ma w powieści zbyt wielu smaczków z epoki PRL-u do jakich przywykliśmy czytając kryminały milicyjne. Wszystko to rekompensuje nam pełne niespodziewanych zwrotów dochodzenie prowadzone przez majora oraz zaskakujące zakończenie.

Akcja „Szklanki czystej wody” toczy się głównie w środowisku lekarskim. Jednak warszawski szpital przy ulicy Zielnej nigdy nie istniał, podobnie jak Ministerstwo Zdrowia, Szczęścia i Wszelkiej Pomyślności. Jerzy Edigey na ostatniej stronie zamieścił informację: „Wszystko, co przeczytać można w tej powieści, autor przepisał z sufitu w swoim pokoju. Jeśli się to komuś podoba, bardzo się cieszę, jeśli nie, przepraszam.”

Mnie się podoba. Polecam.

Wydawnictwo: Czytelnik
Seria wydawnicza: Jamnik
Rok wydania: 1974
Liczba stron: 238

Moja ocena: 4/6


sobota, 28 września 2013

"Długi deszczowy tydzień"


Jerzy Broszkiewicz "Długi deszczowy tydzień"


Dawno temu za górami, za lasami, gdzieś na Podkarpaciu istniały wioski, w których gospodarstwa domowe nie miały dostępu do internetu a mieszkańcy nie posiadali komputerów. Na tronie KC PZPR zasiadał towarzysz Wiesław, telewizja dopiero  raczkowała, łącznikami ze światem były radio i gazeta kupiona w odległym o kilka kilometrów sklepie GS.[1] Ludzie nucili pod nosem przeboje Skaldów, Trubadurów i Alibabek. Dla dzisiejszych nastolatków brzmi to jak bajka a była to przecież połowa lat 60-tych XX wieku.

Dwadzieścia lat później i ja przyjechałem do mojej babci na wieś. I prawdopodobnie wtedy po raz pierwszy otworzyłem książkę Jerzego Broszkiewicza „Długi deszczowy tydzień.” Prawdę mówiąc, gdy po latach wracam we wspomnieniach do dziecięcych wakacji na wsi, nie przypominam sobie zbyt wielu deszczowych dni. Tymczasem dla dzieci, które przyjechały do przysiółka Czarny Kamień pogoda nie była zbyt łaskawa. Można powiedzieć, że Katarzyna, Włodek, Ika, Groszek i Janek mieli dosłownie przechlapane. Tym bardziej, że od najbliższego miasteczka dzieliło ich kilkanaście kilometrów a w maleńkiej osadzie nie było zbyt wielu atrakcji dla dzieci. Na skraju wsi znajdowała się tylko opuszczona, zabytkowa kapliczka. Dzieci musiały więc same zaplanować swój wolny czas.

Przypadkowo przeczytany artykuł o kradzieżach dzieł sztuki ludowej i sakralnej w okolicy, podsuwa im niecodzienny pomysł. Postanawiają zamieścić w gazecie informację o odkryciu w tejże kapliczce cennego zabytku i zwabić tym samym tajemniczego złodzieja a później schwytać go na gorącym uczynku. Po ukazaniu się artykułu do Czarnego Kamienia przybywa kilku różnorakich osobników. Dzieciakom wszyscy wydają się podejrzani. Ciągle obserwują więc kapliczkę i zastawiają w niej pułapki.
                                                      
Powieść Jerzego Broszkiewicza „Długi deszczowy tydzień” doczekała się co najmniej ośmiu wydań, w tym kilku wznowień w serii „Klub Siedmiu Przygód.” Nic dziwnego, przygody piątki sprytnych dzieciaków są niezwykle wciągające, napisane barwnym, kwiecistym językiem.  Książka mimo dość odstręczającego tytułu, nie dłuży się. No, może trochę, na początku, ale gdy przebrniemy przez kilkanaście pierwszych stron, a młodzi bohaterowie wpadną na pomysł jak zagospodarować deszczowe ranki i popołudnia, możemy wraz z nimi zabawić się w detektywów.

Pamiętam, że gdy czytałem książkę w dzieciństwie, nie mogłem się od niej oderwać. Po latach oderwać się już mogę, co nie znaczy, że nie spędziłem przy lekturze kilku miłych godzin. Ta powieść to przedsmak literatury przygodowej, którą odkryłem kilka lat później. Przedsmak przygód Pana Samochodzika.

(Książka przeczytana w sierpniu 2013 r.)

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Seria wydawnicza: Biblioteka Młodych
Rok wydania: 1977
Liczba stron: 247

Moja ocena: 4/6



[1] GS – Gminna Spółdzielnia - sklep, w którym można kupić chleb, rower, piwo i węgiel.


piątek, 27 września 2013

"Złota czasza księcia Bogusława"



Tadeusz Lembowicz "Złota czasza księcia Bogusława"



Zamknąłem książkę i niezwłocznie usiadłem przed monitorem, aby napisać kilkadziesiąt zdań o niezbyt obszernej powieści wydanej w „Klubie Srebrnego klucza.” Nie dlatego, że poruszyła mnie do głębi, wciągnęła czy też poczyniła inne istotne zmiany moim organizmie. Nic z tych rzeczy. Po prostu obawiałem się, że jeśli poczekam z napisaniem recenzji jeszcze kilka dni, zupełnie zapomnę o tej książce a „Złota czasza księcia Bogusława” zatonie w zakamarkach mej pamięci.

Tadeusz Lembowicz to jeden z pseudonimów, pod którym publikował swoje książki Wiesław Rogowski. Ten związany z Pomorzem pisarz był redaktorem „Głosu Szczecińskiego” oraz działaczem wielu organizacji kulturalnych. Pisząc recenzję jego powieści muszę wspomnieć o jego działalności w Komisji Ideologicznej (1969-1971) oraz Zespole Prasowym (1971-1976) KC PZPR. Nie pozostało to bowiem bez wpływu na treść „Złotej czaszy.”

Nie znajdziemy w powieści wyrazistych postaci. Jest dziennikarz szczecińskiej gazety, jego przyjaciel – nijako przedstawiony oficer milicji, kilku redaktorów, pani dyrektor lokalnego muzeum oraz  lokalni cinkciarze. Pojawia się również obywatel Zachodnich Niemiec, który przyjechał do Polski przywożąc kopię cennego zabytku, zaginionego w czasie zawieruchy wojennej – tytułową złotą czaszę. Udostępnia ją lokalnemu muzeum, które z jego egzemplarza ma wykonać kolejną kopię do własnych zbiorów.

Bohater książki, alter ego autora, również Tadeusz Lembowicz pisząc sensacyjne artykuły, naraża się szczecińskim handlarzom walutą, którzy nieudolnie próbują zmusić go do milczenia. W tym samym czasie z pociągu zostają wyrzucone zwłoki mężczyzny. Okazuje się, że przedtem został zamordowany. Śledztwo prowadzi zaprzyjaźniony z redaktorem porucznik. Powoli splatają się wątki łączące środowisko cinkciarzy, morderstwo oraz przybysza zza Odry.

Książką rozczarują się tropiciele zapomnianych powieści przygodowych, których zwiodła złota czasza w tytule powieści. To nie jest książka dla miłośników zagadek historycznych. Zwolennicy milicyjnych kryminałów również nie znajdą tu zbyt wielu sensacyjnych smaczków minionej epoki. Nużą powtarzające się regularnie umoralniające refleksje bohatera poświęcone szczecińskiemu półświatkowi. Dlatego też umieściłem na wstępie kilka zdań wyjętych z życiorysu Wiesława Rogowskiego (Tadeusza Lembowicza).

Tworząc bloga, założyłem sobie, że moje recenzje będą liczyć co najmniej 2000 znaków bez spacji. Nie łatwo zbliżyć się do tego pułapu jeśli pisze się o powieści, w której dzieje się tak niewiele, akcja nie wciąga, bo nie może wciągać coś co niemal stoi w miejscu. To dziwne bo bohaterowie jednak się przemieszczają. Widzimy ich m.in. w redakcji, restauracji i starym zamku. I właśnie delikatna mgiełka obyczajowa jest jedynym plusem książki. Opisy życia redakcyjnego, posiłki w restauracjach, Szczecin sprzed kilkudziesięciu lat sprawiają, że przynajmniej mieszkańcy tego miasta nie będą do końca znudzeni lekturą.

Wydawnictwo: Iskry
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego klucza
Rok wydania: 1973
Liczba stron: 164

Moja ocena: 2+/6

poniedziałek, 23 września 2013

"Czas zatrzymuje się dla umarłych"



Andrzej Wydrzyński "Czas zatrzymuje się dla umarłych"


Strach, śmierć, pogoń za miłością, męską przyjaźń, szpiegów i dzielnych milicjantów znajdziemy w powieści Andrzeja Wydrzyńskiego „Czas zatrzymuje się dla umarłych” wznowionej po latach przez wydawnictwo Zysk i S-ka. To druga powieść kryminalna z serii „Klub Srebrnego klucza,” którą w ostatnim czasie przeczytałem. Po raz pierwszy książka została wydana w 1969 r.  Artur Morena, bo pod takim pseudonimem publikował Andrzej Wydrzyński ma w dorobku jeszcze kilkanaście powieści. Niestety, nie miałem okazji poznać żadnej z nich. Muszę nadrobić zaległości, a po lekturze książki „Czas zatrzymuje się dla umarłych” jeszcze bardziej zaostrzyłem sobie apetyt.

Książka rozpoczyna się dość nietypową wizją lokalną przeprowadzoną na własną rękę przez kapitana milicji Pawła Wójcika. Mimo, że mordercę poznajemy już na pierwszych stronach, kryminał trzyma w napięciu do końca.

W zakładach Proton zamordowany zostaje kasjer Emil Ząbek. Dusi się zamknięty w kasie pancernej. Z pomieszczenia nie giną jednak żadne pieniądze, choć na stole leży ponad milion złotych, które przygotowano na wypłaty dla pracowników przedsiębiorstwa. Do akcji wkracza kapitan Wójcik. Śledztwo powoli rusza z miejsca, milicjanci mają trudności ze znalezieniem jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Rutynowe czynności, przypadek i intuicja kapitana sprawiają, że wreszcie udaje się trafić na właściwy trop. Niestety podejrzany o zabójstwo mężczyzna ucieka funkcjonariuszom. Okazuje się, że sprawa ma jeszcze drugie dno. Jest nim afera szpiegowska.

Rozpoczyna się długi, żmudny pościg za przestępcą. Giną świadkowie, którzy mogliby pomóc w rozwikłaniu sprawy. Widząc brak postępów, przełożeni kapitana chcą zamknąć śledztwo. Z ich decyzją nie zgadza się Wójcik. Dla niego ta sprawa ma znaczenie nie tylko ambicjonalne. Ujęcie mordercy staje się jego obsesją. Przy pomocy swego przyjaciela sierżanta Kłosa nadal tropi bandytę, który sprytnie zaciera ślady i myli pogoń. Niemal wchodzi w jego skórę, zaczyna myśleć tak jak on.

W powieści mamy także sporo smaczków z życia codziennego Polaków w PRL-u. Nocne życie, hotel „Continental” kontrastujący z podrzędnym knajpkami, w których szczytem luksusu jest konsumpcja nieświeżej parówki i herbata podana w szklance po musztardzie. Jest też trochę nowinek technicznych: miniaturowe magnetofony, podsłuch, antena w żyłce wędkarskiej. Akcja szybko przenosi się z miasta do miasta. Bohaterowie odwiedzają m.in. Szczecin i Koluszki.

„Czas zatrzymuje się dla umarłych” to powieść milicyjna z wyższej półki niż setki PRL-owskich kryminałów. Napisana soczystym językiem, z dużą dbałością oddanie realiów powojennej polskiej rzeczywistości, dynamiczna i zaskakująca. Polecam.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego klucza
ISBN: 978-83-7506-315-8
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 277

Moja ocena: 6/6

Do książki dołączony jest film „Tylko umarły odpowie” w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego.
W rolę kapitana Pawła Wójcika znakomicie wcielił się Ryszard Filipski.