Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Seria z jamnikiem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Seria z jamnikiem. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 listopada 2013

"Krzyżówka z Przekroju"


 Zygmunt Zeydler-Zborowski "Krzyżówka z Przekroju"



„O czym marzy dziewczyna
Gdy dorastać zaczyna
Kiedy z pączka zamienia się w kwiat,
Kiedy śpi, gdy się ocknie,
Za czym tęskni najmocniej,
Czego chce aby dał jej świat?”

Pytała dźwięcznym głosem pierwsza dama polskiej piosenki Irena Santor w wideoklipie[1] do swego przeboju emitowanego przed laty w „Koncertach Życzeń.” Zygmunt Zeydler-Zborowski w przeciwieństwie do pani Ireny uważał, że „odrobina szczęścia w miłości” współczesnej dziewczynie nie wystarczy (mowa to oczywiście o połowie lat 70-tych XX wieku). Wg autora taka dziewoja marzy aby pracować „na wsi. Przy gospodarstwie, przy krowach albo i przy świniach. Byle na wsi.”[2] Tak jak jedna z bohaterek powieści, której poświęcę kilka akapitów.

Marcysia, mieszkanka podjędrzejowskiej wsi przyjechała do Warszawy w poszukiwaniu pracy. Niestety, państwo u których miała pracować wyjechali i dziewczę nie wiedziało co z sobą zrobić. A piękna to była dziewczyna „mocno, ale foremnie zbudowana. Tryskała zdrowiem i ochotą do życia. Dziewucha jak trza…”[3] – pomyślał Wojtek Kalina, który wybawił ją z opresji wieczorną porą, gdy szła samotnie parkową alejką. Pokonując trzech opryszków i ratując cnotę niewiasty, ten barczysty a zarazem prostolinijny młodzieniec sprawił, że niebawem Marcysia ulokowała w nim swe uczucia.

Nie była to do końca udana lokata, gdyż jak się okazało Wojtek miał niebywały talent do pakowania się w kłopoty. Miał też skazę na życiorysie, przebywał kilka lat za kratami. Po wyjściu z więzienia, spotkał się z przedsiębiorczym kolegą, któremu zawdzięczał ów wyrok i którego nie wsypał podczas śledztwa. Przyjął jego propozycję pracy i został wykidajłą w domu gry i uciech cielesnych pod Warszawą. Młodzieniec początkowo był zachwycony dobrze płatną praca. Wkrótce jednak zaczął podejrzewać, że coś się za tym kryje. Po pewnym czasie w warszawskim mieszkaniu ginie szef lokalu, w którym pracował. W tę zbrodnie został oczywiście uwikłany nieszczęsny Wojtek. Chłopak został zwabiony do mieszkania tuż po dokonaniu zabójstwa, a w momencie gdy pochylał się nad zwłokami i podnosił pistolet ujrzała go gospodyni denata. Przerażony Wojtek czmychnął czym prędzej będąc przekonany, że zostanie posądzony o dokonanie morderstwa. Gdyby śledztwo prowadził jakiś szeryf z Arizony, pewnie tak by się stało. Ale na szczęście sprawy w swoje ręce wzięło dwóch błyskotliwych oficerów Milicji Obywatelskiej. Skrupulatnie przeanalizowali sytuację i doszli do wniosku, że być może Kalina jest niewinny. Trzeba więc wykryć prawdziwego sprawcę. Funkcjonariusze podejmują działania operacyjne. W powiązaniu bardzo ważnych wątków pomaga im tytułowa krzyżówka, ale o tym oczywiście nie napiszę ani słowa.

Zygmunt Zeydler-Zborowski to jeden z moich ulubionych autorów kryminałów milicyjnych, a książka „Krzyżówka z „Przekroju”” to obok „Czarnego mercedesa” chyba najlepsza z jego powieści. Mamy tu prawdziwy PRL w pigułce. Świat niebieskich ptaków, hazard, zabójstwo, miłość niespełnioną i miłość kiełkującą. Marzenia o lepszym życiu przybyszów z małych wiosek zderzają się z brutalną warszawską rzeczywistością. Wyruszamy ze stolicy nad morze razem z uciekinierem Wojtkiem Kaliną i krążymy po podwarszawskich miasteczkach razem z przedstawicielami aparatu ścigania. Spotykamy dziesiątki barwnych postaci. Dla miłośników sztuk walki również co nieco się znajdzie, albowiem i do mordobicia dochodzi od czasu do czasu na kartach książki. Powieść Zeydlera-Zborowskiego to kolorowy western przeniesiony w szare realia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Jedynym poważniejszym zgrzytosmaczkiem[4] w tym znakomitym kryminale milicyjnym są właśnie marzenia Marcysi, która pewnie jak Urszula Sipińska lubi zanucić sobie pod nosem:

„Chcę wyjechać na wieś,
Gdzie się zatrzymał w polu czas,
Chcę w nieruchomym stawie
Zobaczyć swoją twarz.
Chcę wyjechać na wieś,
Dojrzałe wiśnie z drzewa rwać,
W glinianym piecu upiec chleb
Ostatni może raz.”

Wydawnictwo: Czytelnik
Seria wydawnicza: Jamnik
Rok wydania: 1976
Liczba stron: 304

Moja ocena: 5+/6


[1] Dawna nazwa teledysku/clipu/klipu.
[2] Zygmunt Zeydler-Zborowski „Krzyżówka z Przekroju,” Czytelnik. Warszawa 1976, s. 116.
[3] Tamże, s. 98.
[4] Prawa autorskie do neologizmu „zgrzytosmaczek” zastrzeżone. :)


piątek, 8 listopada 2013

"Walizka z milionami"


Jerzy Edigey "Walizka z milionami"


Łowicz. Szary, deszczowy poranek. Pracownicy miejscowego Banku Spółdzielczego nie przypuszczali, że ponury dzień przyniesie im tyle wrażeń. Dwa strzały w sufit. Napad. Ręce w górze. Zamaskowani napastnicy wchodzą do skarbca i opróżniają kasy. Rabowane banknoty wkładają do tytułowej walizy. Waliza jest bardzo ciężka. Nic dziwnego, wciśnięto do niej ponad 4 miliony złotych. Przestępcy zamykają personel w banku i odjeżdżają w niewiadomym kierunku. Wszystko potoczyło się tak jak zaplanowali. W tym momencie pracownicy mogą odetchnąć z ulgą. Ich rola w książce się kończy. Natomiast rabusie przekonają się wkrótce, że nie ma napadów idealnych. Nie zdają sobie sprawy, że być może nie będzie im dane cieszyć się łupem. W tym momencie tylko jedna osoba wie, jakie czekają ich kłopoty. Jest nią Jerzy Edigey.

Autor powieści sprawił, że czterech bandytów po dokonaniu przestępstwa udało się nad rzekę. Doszło między nimi do kłótni. Organizator napadu zażądał większej doli niż wcześniej ustalili. Pozostała trójka nie zgodziła się na jego propozycję. W szarpaninie ginie przypadkowo szef bandy. Zabiera ze sobą do grobu także  tajemnicę o miejscu ukrycia walizki z łupem. Wspólnicy rozpoczynają nerwowe i dramatyczne poszukiwania schowka z milionami. Muszą się spieszyć. Milicja znajduje bowiem ciało ofiary i wiąże tę sprawę z napadem w Łowiczu. Podobnie jak w powieści „Szklanka czystej wody,” którą nie tak dawno recenzowałem dochodzenie prowadził będzie major Kaczanowski.

Z książki „Walizka z milionami” możemy wyłowić kilka ciekawostek z lat 70-tych. Dowiadujemy się np. jakim rarytasem były paski klinowe do fiatów. W punktach sprzedaży „Motozbytu” nie można ich było kupić od trzech lat. „Życie Warszawy” ze względu na licznie zamieszczane nekrologi nazywano „organem nieboszczyków.” W jednym miejscu autor jednak trochę wyprzedził postęp technologiczny - pisząc o rewizji podczas której „zastosowano bardzo czułe przyrządy wykrywające najdrobniejsze metalowe przedmioty do głębokości kilku metrów w ziemi.”

Jerzy Edigey mimo iż swą pierwszą powieść napisał w wieku 51 lat, ma na koncie ponad 40 książek kryminalnych oraz cztery historyczno-przygodowe. Z pewnością powiększyłby swój dorobek, gdyby nie zginął tragicznie w wypadku samochodowym w 1983 r. Na podstawie trzech powieści kryminalnych Edigeya („Baba-Jaga gubi trop,” „Wagon Pocztowy GM 38552” oraz „Strzał na dancingu”) powstały scenariusze odcinków serialu „07 zgłoś się.” „Walizka z milionami” to również dobry materiał na scenariusz filmowy.


Wydawnictwo: Czytelnik
Seria wydawnicza: Jamnik
Rok wydania: 1975
Liczba stron: 255

Moja ocena: 4+/6

czwartek, 7 listopada 2013

"Szklanka czystej wody"


Jerzy Edigey "Szklanka czystej wody"


Do warszawskiego szpitala trafia dyrektor przedsiębiorstwa handlu zagranicznego Aleksander Waliszewski. Pacjent jest traktowany na specjalnych zasadach.  Ordynator oddziału chirurgicznego, doktor Zygmunt Niekwasz przeprowadza rutynowy zabieg – resekcję wyrostka. Niekwasz jest pewien, że podczas operacji nie popełnił najmniejszego błędu. Pacjent po wybudzeniu z narkozy czuł się dobrze. Jednak po kilku godzinach jego stan dramatycznie się pogorszył. Doktor ustala, że pacjentowi wbrew zakazom podano szklankę wody, co doprowadziło do obsunięcia się podwiązki arterii a następnie do silnego krwotoku wewnętrznego i w konsekwencji do zgonu.

Wokół osoby ordynatora gęstnieje atmosfera. W środowisku lekarskim rozchodzą się plotki dotyczące zagadkowego zgonu i samej osoby ordynatora. Chirurg otrzymuje także zakaz wykonywania zabiegów i operacji. Dyrekcja szpitala sugeruje mu przeniesienie się do któregoś z prowincjonalnych szpitali do czasu zatuszowania sprawy. Niekwasz nie zgadza się na to i na własną rękę próbuje oczyścić swoje dobre imię. Podejrzewa, że to ktoś z pracowników szpitala chcąc rzucić cień na jego karierę, pomógł dyrektorowi przenieść się na tamten świat. Okazuje się, że co najmniej kilka osób odwiedzało po operacji Waliszewskiego i mogło przyczynić się do jego śmierci. Kiedy ginie potrącona przez samochód pielęgniarka, która dyżurowała przy chorym ordynator decyduje się na zgłoszenie sprawy  na milicję. Jest pewny, że te dwa zgony są ze sobą powiązane. Dzieje się to na 82 stronie powieści. Tu właśnie do akcji wkracza major Janusz Kaczanowski i tu właśnie kończę streszczanie fabuły aby nie psuć przyjemności z lektury potencjalnym czytelnikom powieści Jerzego Edigeya.

Nie ma w powieści zbyt wielu smaczków z epoki PRL-u do jakich przywykliśmy czytając kryminały milicyjne. Wszystko to rekompensuje nam pełne niespodziewanych zwrotów dochodzenie prowadzone przez majora oraz zaskakujące zakończenie.

Akcja „Szklanki czystej wody” toczy się głównie w środowisku lekarskim. Jednak warszawski szpital przy ulicy Zielnej nigdy nie istniał, podobnie jak Ministerstwo Zdrowia, Szczęścia i Wszelkiej Pomyślności. Jerzy Edigey na ostatniej stronie zamieścił informację: „Wszystko, co przeczytać można w tej powieści, autor przepisał z sufitu w swoim pokoju. Jeśli się to komuś podoba, bardzo się cieszę, jeśli nie, przepraszam.”

Mnie się podoba. Polecam.

Wydawnictwo: Czytelnik
Seria wydawnicza: Jamnik
Rok wydania: 1974
Liczba stron: 238

Moja ocena: 4/6