Tadeusz Kraszewski „Wóz wagantów”
Moje pierwsze spotkanie z
twórczością zapomnianego już dziś poznańskiego pisarza i dziennikarza Tadeusza
Kraszewskiego miało miejsce przy okazji lektury wydanej tuż przed wybuchem II
wojny światowej powieści przygodowej dla młodzieży „Skarb w starym zamku”
. Ta
urokliwa historia o wakacyjnych przygodach grupki dzieci zachęciła mnie do
poznania innych dzieł tego autora. W jego dorobku pośród licznych wierszy i
drobnych utworów dla dzieci znalazłem kilka powieści. Zerknąłem na ich okładki,
na jednej z nich urzekły mnie stare wierzby rosnące na niewielkim pagórku, obok
którego toczy się z wolna zaprzężony w dwa konie maści kasztanowej wóz z
połataną budą. Na koźle siedzą ubrane w kolorowe stroje postacie. Powozi wystrojony
w fantazyjny kostium mężczyzna w czerwonym kapeluszu z piórkiem. Obok wozu
maszeruje jego kompan w podobnym nakryciu głowy. Ten jest równie osobliwie
wystrojony, dwukolorowe nogawice wpuszczonych w wysokie buty spodni i
instrument do gitary wyglądem zbliżony w dłoniach, pozwalają przypuszczać, że podróżnicy
owi zawód jakiś ze sztuką związany zapewne uprawiają.
W istocie tak jest. To waganci,
czyli jak definicja podaje: „łazicy włóczący się od miasta do miasta w
poszukiwaniu łatwego zarobku”
. Z
książki Tadeusza Kraszewskiego możemy się dowiedzieć, że prawdziwe życie
wędrownych aktorów nie było jednakże wcale różami usłane. Aby jakikolwiek grosz
wpadł do trzosika, każdy z wagantów musiał wykazać się niepospolitymi
umiejętnościami. A to nieprzeciętną krzepą, a to znajomością sztuczek
magicznych czy też śpiewem lub grą na scenie. Wędrująca z trupą czarnowłosa
Krysta na pierwszy rzut oka była zwykłą dziewczyną, kiedy zaś wstąpiła na z
desek zbitą scenę i przyoblekła suknię wyjętą z kufra podróżnego, wnet
przemieniała się w tajemniczą, dumną kobietę (czytaj wampa) o niepokojąco
pociągającym spojrzeniu. Nawet dziesięcioletni, terminujący u wagantów brzdąc
Maciek, obdarzony był ponadprzeciętnym talentem krasomówczym, i w czasach kiedy
nie rozlepiano jeszcze afiszy na drzewach i parkanach zachęcał gawiedź by
tłumnie przybywała do stojącej na przedmieściach miasta, zaadoptowanej na salę
teatralną drewnianej szopy. Nad taką kompanią przyjaciół o artystycznych duszach,
musi ktoś czuwać, ktoś poprowadzić próby, program występów ułożyć, czy też
wreszcie trasę przejazdu zaplanować, zadbać o wikt i opierunek. Przywódcą
wesołej kompanii, która latem 1692 r. zawitała do Poznania, Tadeusz Kraszewski
uczynił niejakiego Kaspra Mrugałę, gawędziarza niezrównanego, na którego każdy
ze współtowarzyszy wędrówki w potrzebie niezawodnie może liczyć.
Choć minęło już około 40 lat od
czasu kiedy Szwedzi złupili wielkopolskie miasto, tu i ówdzie można jeszcze dostrzec
ślady po wizycie nieproszonych gości. Dzięki przedsiębiorczości mieszczan gród
nad Wartą rozwija się jednak i pięknieje z każdym rokiem. Tak się szczęśliwie
złożyło, że w czasie gdy waganci docierali do Poznania, w mieście odbywał się
jarmark. Aktorzy liczyli więc, że pośród tłumów kupujących i sprzedających
znajdzie się wielu chętnych aby mieszkiem potrząsnąć, na przedstawienie się
wybrać, a tym samym sowitego zarobku ubogim aktorom przysposobić. W mieście
trudno już znaleźć nocleg, ale i z tym Kasper sobie radzi, a waganci zatrzymują
się u możnego mistrza murarskiego Błażeja Darmopycha. Nie przypuszczają nawet, że spędzą tu
znacznie więcej czasu niż zamierzali. Wszystkiemu winna kapryśna Warta, której
wezbrane wody wdzierając się do miasta, niosąc grozę oraz zniszczenie, zmuszają
wagantów do pozostania na wynajętej u muratora kwaterze…
Utwór zbudowany został w oparciu
o kilka wątków, które wzajemnie się przeplatając i uzupełniając tworzą
kunsztowną całość. Osią powieści jest konflikt pomiędzy czeladnikiem Piotrem
Wydrzyoko a szlachcicem – warchołem, panem Rostarzyckim. Jest również wątek
miłosny związany z tymże Piotrem i Jagusią, córką mistrza Błażeja Darmopycha, (jest
i ta trzecia, piękna wagantka Krysta). Nie można zapomnieć także o wątku osnutym
wokół losów podróżującego z wagantami sympatycznego chłopca Maćka. W miarę
postępu akcji drugoplanowi pierwotnie bohaterowie zyskują coraz więcej miejsca
na kartach książki, a kiedy spełnią założone przez autora zadanie ponownie
schodzą ze sceny, aby dalej grać swą rolę,
tym razem już na dalszym planie. A bohaterów jest bez liku. I waganci, i
rodzina mistrza Darmopycha, jest sławny i mądry doktor Mikołaj, jest wreszcie
imć pan Rostarzycki wraz ze skłonnymi do bójek i intryg zausznikami. Wszak bez udziału
czarnych charakterów znacznie trudniej odmalować autorowi barwy bohaterów
pozytywnych. A ów szlachcic-zabijaka jest uosobieniem wszystkich niemal stereotypowych
cech jakie przypisywano przedstawicielom tego stanu społecznego. Zadufany w
sobie panek swymi postępkami wzbudza niechęć i przyczynia się do siania
fermentu pośród mieszczan.
Autor posługuje się przepyszną
polszczyzną. Starannie dobiera słowa, od czasu do czasu przyprawiając zdania określeniami,
które można znaleźć głównie w słowniku wyrazów zapomnianych. Postacie stworzone
przez Kraszewskiego żyją, buzują emocjami, rozterkami, tęsknotami, niepokojami
i nadziejami. Wartka akcja czasem zwalnia tempo, by kiedy trzeba znów
przyspieszyć i ponieść bohaterów ku kolejnej przygodzie. Konflikt o dziewkę, urażona
szlachecka duma, wyznania miłosne, bijatyki, fortele, dramaty, scenki
wzruszające i komiczne… Nie sposób nie ulec czarowi pióra Tadeusza Kraszewskiego.
Przeczytałem w tym roku kilka urokliwych, starych powieści dla młodzieży.
Jednak to z wagantami, których powódź zatrzymała w Poznaniu ponad trzy stulecia
temu, najtrudniej było mi się rozstać. Józef Ignacy Kraszewski, autor
dziesiątków historycznych powieści byłby dumny bez wątpienia, gdyby dane mu było
wiedzieć, że po jego odejściu ze świata doczesnego, inny noszący to same
nazwisko literat powieść historyczną dorównującą jego twórczości wyrychtuje. Polecam.
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
Ilustracje: Włodzimierz Bartoszewicz
Rok wydania: 1973
Liczba stron: 314