Wiedeń, rok 1889. W młodym
arcyksięciu burzy się krew Habsburgów. Chce zmienić świat, nie zważając na
konsekwencje! Kto inny krwi Habsburgów łaknie – dla własnej zemsty. W
rezultacie Austro-Węgry czeka kryzys, z którego mogą nie wyjść cało! W środek
tej afery wpada Kamil Kord – niespełniony dziennikarz z Polski, tropiący
kryminalne zagadki. Kiedyś szukał Kuby Rozpruwacza, teraz weźmie na cel
tajemniczego wiedeńskiego podpalacza, a przypadkiem trafi na ślad kogoś
znacznie groźniejszego!
Powieść ta to sensacja, romans,
wielka polityka i ponura zemsta. Epoka Franciszka Józefa i cesarzowej Sissi,
czasy zamachowców, spirytystów, intryg oraz zbrodni w Mayerlingu, która
wstrząśnie całą Europą. „Krew Habsburgów” to drugi tom stylowej serii retro,
której głównym bohaterem jest Kamil Kord, dociekliwy detektyw-amator mierzący
się z najbardziej wstrząsającymi zagadkami kryminalnymi swoich czasów.
Adam Węgłowski – dziennikarz
miesięcznika „Focus Historia”, publikował także w „Tygodniku Powszechnym”,
„Śledczym”, „Zwierciadle” i „W Podróży”. Autor powieści „Przypadek Ritterów”,
"Noc sztyletników" oraz „Czas mocy”. Miłośnik tajemnic historii,
zagadek kryminalnych i powieści detektywistycznych w stylu retro.
Gospodarz klasy stoi obok katedry i wyczytuje nazwiska
uczniów. Wywołani podchodzą do nauczyciela i odbierają z jego rąk świadectwa
całorocznej pracy.
W pierwszej ławce siedzi Romek Orkowski. Dużemi,
jasno-niebieskiemi oczyma śledzi pilnie każdy ruch wychowawcy i czeka chwili,
kiedy usłyszy swoje nazwisko i będzie się mógł przekonać naocznie, jaką
otrzymał cenzurę. Jest pewny, że będzie promowany do klasy szóstej, jednakowoż
zdaje sobie doskonale sprawę, że jest zdenerwowany, uczuwa przyspieszone bicie
serca i lekkie, ledwie odczuwalne wewnętrzne drżenie.
— Orszulski! — wywołuje profesor.
Na dźwięk pierwszych głosek podnosi się Romek szybko i równie szybko siada z
powrotem, przekonawszy się, że to nie o niego chodzi.
Cały szereg nazwisk i uwag: promocja, jedna poprawka, promocja, pozostawienie
na drugi rok, dwie poprawki, promocja...
Niecierpliwość Romka rośnie z każdą niemal sekundą.
— Może mojego świadectwa zapomniał przynieść? — przebiega mu
przez głowę szybka myśl.
Kolega z prawej strony trąca go w bok.
— Romek! patrz, mam „dryndę“ z algebry, całe szczęście, że
tylko jedna!
Romek bierze z rąk kolegi świadectwo i przegląda je. W
roztargnieniu jednakże prawie nic nie widzi, nie rozróżnia liter, wyrazów i
cyfr.
W tej chwili słyszy głośno wypowiedziane swoje nazwisko.
Przez moment doznaje skostnienia i zamarcia wszystkich członków.
— Masz dobre stopnie — słyszy pochwałę
profesora — jesteś pilnym uczniem.
Płomień radości przebiega przez ciało Romka, obejmuje go dobroczynnym,
rozkosznym dreszczem.
— Więc dziś jeszcze — myśli uszczęśliwiony — będę mógł jechać
do Olszanki, jeszcze dziś...
Po wyjściu profesora żegna się z kolegami i wybiega szybko na ulicę.
Ciocia Zagrzejewska, u której mieszka, czeka już na niego, wyglądając przez
okno.
— Ciociu, ciociu, promocja! — krzyczy zdyszanym głosem —
dobre stopnie!
W trzy kwadranse potem siedzi Romek w wagonie obok trzech nieznajomych panów,
głośno o czymś rozprawiających.
Jesień 1982, podczas transmisji z
pucharowego meczu Widzewa z Rapidem Wiedeń ginie kobieta. Śledztwo prowadzone
przez łódzkich milicjantów zostaje umorzone. Jednak parę miesięcy później, w
czasie następnego meczu Widzewa, w rozgrywkach Pucharu Mistrzów, zostaje
zamordowana kolejna kobieta. Gdy w dzień po półfinałowym spotkaniu Widzewa z
Juventusem znaleziono zmasakrowane zwłoki kolejnych ofiar, milicjanci zaczynają
domniemywać, że w Łodzi grasuje psychopatyczny morderca.
Mecz o życie to kryminał, w
którym autor nakreślił obraz Łodzi w okresie stanu wojennego. Obok
przedstawicieli lumpenproletariatu widzimy intelektualistów oraz zwykłych
łodzian. Obok mniej lub bardziej lojalnych wobec władzy obywateli PRL występują
ludzie związani z opozycją oraz z jej duchowym przywódcą – charyzmatycznym
jezuitą z ulicy Sienkiewicza…
,,Mecz o życie" - kryminał z Wielkim Widzewem w tle
Kraków. Rita Feuerstahl, młoda
dziewczyna żydowskiego pochodzenia, marzy o tym aby w przyszłości wykonywać
zawód prawnika. Niestety jej ambitne plany zostają niespodziewanie
pokrzyżowane. Wybucha II wojna światowa. Dziewczyna wdaje się w romans, a
później na świat przychodzi dziecko. Mąż kobiety zostaje trafia do wojska, a
ona wraz małym synkiem zostaje osadzona w getcie. Kobieta starając się uratować
dziecko zamierza znaleźć dla niego bezpieczne schronienie. Nie jest to
oczywiście proste. Mimo jej starań Stefanek nie dociera do rodziny, u której
miał się ukryć.
Kiedy hitlerowcy podejmują
decyzję o wywózce ludności z getta do obozu koncentracyjnego, Rita Feuerstahl pod
fałszywym nazwiskiem ucieka z Krakowa. Mieszkając w otoczeniu nieprzyjaciela,
kobieta musi stale uważać aby nie narazić się na zdemaskowanie. Mimo, że jej
nieodłącznym towarzyszem jest strach, Rita nie bacząc na niebezpieczeństwo
zamierza odszukać zaginionego synka. Śledzimy także losy mężczyzn związanych z
główną bohaterką. Książka przepełniona jest wzruszającymi, emocjonującymi scenami.
Fabuła powieści ociera się również o kilka innych krajów. Przenosimy się do
Niemiec, Hiszpanii, Francji oraz do Moskwy.
Autor zmusza czytelnika aby wraz
z bohaterami próbował znaleźć odpowiedzi na wiele pytań związanych z sensem
życia, wojną i utratą bliskich. Pisarz nie ukrywa, że w trakcie prac nad
książką korzystał z relacji zaprzyjaźnionych osób, które przeżyły gehennę II
wojny światowej. Nic więc dziwnego, że tak plastycznie i wiarygodnie nakreślił
scenerię i klimat najtragiczniejszego okresu w dziejach Polski i Europy. „Dziewczyna
z Krakowa” jest pierwszą powieścią w dorobku amerykańskiego filozofa Alexandra
Rosenberga (ur. 1946 r.). Książka doczekała się również przekładów na język
węgierski, hebrajski oraz włoski. Polecam.
Koniec XIX wieku. Letnie upały
niemal obezwładniają mieszkańców niewielkiego miasta na Mazowszu. Od fabryki
mączki kostnej snuje się woń rozkładu, w starym kościele kobiety modlą się o
opiekę do świętej Magdaleny. Narasta atmosfera niepokoju, wieczorami strach
wyjść z domu, ale zło nie kryje się w mroku, ono działa pod słońcem...
W Zakładzie Przyrodoleczniczym ginie młoda kuracjuszka. Komisarz Połżniewicz
bada okoliczności jej śmierci. Wstępne oględziny wskazują na to, że było to
samobójstwo, jednak przeprowadzający badania doktor uważa, że dziewczynę
uduszono. Komisarz czuje, że coś przeoczył. Wie, że musi się spieszyć, żeby
powstrzymać dusiciela przed następnym atakiem, ale musi też uporać się z
ogarniającym go zwątpieniem i osamotnieniem. Następuje wyścig z czasem...
„Porządek publiczny i
bezpieczeństwo w okupacyjnej Warszawie”
Studia historyczne pod redakcją
naukową Roberta Spałka
Porządek publiczny i
bezpieczeństwo to wartości, których ochrony w latach okupacji niemieckiej
podjęły się instytucje i organizacje Polskiego Państwa Podziemnego. Dla hitlerowskiego
najeźdźcy chaos, znieprawienie, anarchizacja postaw części warszawiaków były
czynnikami sprzyjającymi dodatkowemu zastraszeniu ogółu mieszkańców miasta i
okolic. Potrzeba bojkotowania niemieckich przepisów prawnych, biernego i
czynnego przeciwstawienia się władzy okupanta, choć były konieczne, to
stwarzały niebezpieczeństwo wykształcenia nawyków, które przeniesione w
przyszłość, do wolnej Polski, stanowić mogły niebezpieczeństwo dla jej rozwoju
i bytu. Elity państwa konspiracyjnego walczyły więc o przywracanie mieszkańcom
Warszawy minimum bezpieczeństwa egzystencjalnego niezbędnego do przetrwania
fizycznego i podtrzymania wzorców moralnych. Nawet jeśli walka ta była
ograniczona, często nieskuteczna, a po części iluzoryczna, to pozostawała
zauważanym świadectwem moralności i żywotności narodu i państwa podziemnego,
zwalczającego zarówno przestępczość pospolitą i bandytyzm, jak i
szmalcownictwo, aż po szpiegostwo, kolaborację i zdradę.
Publikowane artykuły stanowią
przyczynki, syntezy aż po studia problemów. Niektóre są przede wszystkim
podsumowaniem dotychczasowych badań, inne łączą wiedzę szerzej dostępną z
nowatorskimi ustaleniami i nieznanymi szczegółami, wreszcie zamieszczamy w tomie
i teksty o cechach pionierskich, wytyczające i wskazujące nowe kierunki badań.
Lektura całości powinna stanowić przydatne uzupełnienie wiedzy dla zawodowych
historyków badaczy, zarazem być może stanie się istotną pozycją dla wielbicieli
Klio, w tym nauczycieli, studentów i dziennikarzy.
Kraków, rok 1273. Na brzegu Wisły
zostaje odnalezione ciało brutalnie zamordowanego mężczyzny. W śledztwo
angażuje się brat Gotfryd, doświadczony inkwizytor, mający za sobą dochodzenia
w Prowansji oraz Italii przeciwko katarom i waldensom. U boku mnicha staje
dwóch rycerzy z Małopolski − Jaksa, pogrążony w dekadencji członek zasłużonego
rodu Gryfitów, oraz Lambert z Myślenic, szlachcic drobnego znaku, a zarazem
wybitny fechmistrz. Dawni kompani szybko natrafiają na ślady wiodące do ruin
owianego złą sławą zamku Lemiesz. Poszukiwania zabójcy zostają jednak przerwane
przez doniesienie o kolejnym zgonie. W zgorzałym dworze pewnego magnata zostaje
odkryte ciało zwęglonego rycerza – zginął w czasie odprawiania pogańskiego rytuału
przed obrazem, którego nawet ogień nie odważył się tknąć. Rozpoczyna się
awanturnicza przygoda, prowadząca towarzyszy prosto w cień doliny mieczy. Teraz
mogą ufać już tylko sobie nawzajem.
Poznań, grudzień 1930 roku.
Samanta i Łukasz zaręczają się. Planują ślub, ale na drodze do szczęścia
pojawiają się przeszkody. Z pomocą spieszy Rafał Gajda, dobry znajomy komisarza
Darskiego. Młoda para otrzymuje od niego zaproszenie do spędzenia lata we wsi
Białogrądy, posiadłości rodziny Grabowskich. Klasyczny szlachecki dworek i
urokliwa okolica budzą zachwyt państwa Darskich. Jednak wkrótce radość z
pierwszych wspólnych wakacji mąci tragiczne wydarzenie. W dodatku zaczynają
krążyć pogłoski o wilkołaku...
Alicja Minicka – z
wykształcenia ekonomistka, z zamiłowania kryminalistka. Na co dzień zajmuje się
publicystyką. Jest autorką powieści "Genewska zagadka" oraz
kryminału retro „Morderstwo w Miłowie”, lubi też pisać opowiadania. Jej
"Strach" został opublikowany w antologii "Kryminalna 13",
gdzie swoje opowiadania zamieściły również Katarzyna Bonda, Anna Klejzerowicz
czy Marta Guzowska. Zapraszam na stronę autorki: www.alicjaminicka.blogspot.com
Wstał ranek pogodny i świeży. Wyszło
z za nieboskłonu dobre, poczciwe wiosenne słońce i uśmiechać się poczęło do
wszego stworzenia i wszelakiej rzeczy. Padły snopy złocistych promieni i na tę
czarną ziemię, która dyszeć poczęła i budzić się z martwoty długich miesięcy
zimowych i wonieć tymi zapachami, które tak biorą za serce każdego człowieka
przyrodę miłującego... Dyszała radośnie, ale i ciężko równocześnie, umęczona,
przesiąknięta „gorącą żołnierską krwią młodą“, zryta granatami, skopana rowami
strzeleckiemi, odrutowana, pokryta mogiłami — ziemia polska na kresach
wschodnich... Tyle burz przewaliło się przez nią, tyle nóg ją tratowało, tylu
miała panów, którzy ją po macoszemu traktowali, nie pamiętając tego, co im już
dała i coby jeszcze dać mogła... Niewdzięczni, źli przywłaszczyciele!... Aż oto
do rodzonej Matki wrócili prawi, dobrzy synowie. I już jej nie dadzą nikomu,
ale najwyższą opieką otoczą, taką serdeczną synowską opieką...
Bo oni Ją kochają całą duszą!
Szeroka, wolna przestrzeń, lekko pofałdowana. Grupa drzew nagich, okaleczonych
bezlitośnie, a wśród nich maleńka chata, poszczerbiona i pokiereszowana, jak te
drzewa — towarzysze.
Wewnątrz, w jednej izbie cała
liczna rodzina i kilkunastu żołnierzy z placówki.
— Tabiniak, wstawać! — budził
właśnie pan kapral śpiącego pod stołem żołnierza — zmienicie wedetę. Był to
niemłody już, wąsaty „wojak“, który długo jakoś nie mógł się przebudzić i
dopiero kiedy komendant warty wrzasnął na cały głos, ocknął się nagle, zerwał z
legowiska i uderzył całą siłą głową w spód stołu.
— A bodajcie! — wyrwała mu się z
ust skarga, której zawtórował śmiech wszystkich obecnych.
Wygramolił się z pod stołu, wyciągnął zbolałe niewygodnem leżeniem członki,
wyprostował się i w tej chwili padł mu na twarz blask słońca.
Pod tym wpływem, zaspana,
skrzywiona twarz jego rozjaśniła się jakoś dziwnie; zapomniał o doznanym tak
niedawno bólu i patrzył szeroko otwartemi oczyma przez okno, hen, ku wznoszącym
się z ziemi wiosennym oparom.
Widać było w tem spojrzeniu tyle
zachwytu i równocześnie jakiegoś ognia, że kapral, który już miał krzyknąć na
niego, by prędzej się zbierał, położył mu lekko rękę na ramieniu i powiedział
łagodnie:
— No chodźcie, Tabiniak, bo czas
zmienić Ważnego!
Drgnął na całem ciele, potem
nerwowo chwycił karabin i wyszedł szybkim krokiem na pole.
Zajął stanowisko w dziupli drzewnej ale zaraz potem wychylił się i począł
patrzeć wokoło. On tak dobrze znał te pierwsze dni wiosny; tak pilnie śledził
niegdyś każdy najdrobniejszy objaw nowego życia w przyrodzie, gdy je z taką
troskliwością rył pługiem i pod zasiew przygotowywał.
To było przed wojną, a teraz, od
sześciu lat już nie oddawał się tej umiłowanej pracy, bo wojować musiał na
różnych frontach.
Mógł wprawdzie pójść po
skończonej wojnie do domu, ale nie uczynił tego, bo uważał, że skoro musiał
tyle lat służyć obcej sprawie, to może, to powinien teraz służyć własnej.
To była wielka z jego strony
ofiara, bo tak tęsknił do swej roli, do zagrody, do gospodarstwa.
Przerwał wątek myśli, oparł
karabin o drzewo, przykląkł, rozpostarł szeroko ręce, jakgdyby chciał objąć
niemi ziemię i do serca ją przytulić i począł szeptać:
— Hej, ziemio ty moja, tak już
długo odłogiem tu leżysz, nie ma się kto zająć tobą, nie ma cię kto rozorać...
Ale niedługo przyjdzie czas, że pod naszem trwałem władaniem będziesz i wtedy
zaopiekują się tobą — polskie chłopy... Już my to sprawimy...
Nagle drgnął, zwrócił głowę w
stronę chaty i począł się wsłuchiwać w śpiew, ku niemu idący...
...Wesoły nam dzień dziś nastał... Alleluja!
Jego towarzysze obchodzili święta
Wielkanocne...
Pan kapral ukroił kilkanaście
małych kromek żołnierskiego chleba i zaczął obdzielać nim swych ludzi,
składając im życzenia.
Zofia Kossak (1889-1968) posiada
w dorobku kilkadziesiąt powieści. Lwią część jej twórczości stanowią książki
historyczne. Akcja wydanej w 1928 r. „Złotej wolnośći” rozgrywa się w okresie
kiedy na polskim tronie zasiadał Zygmunt III Waza. Lata panowania tego władcy upodobało
sobie wielu pisarzy, bo choć różnie oceniano monarchę, to jednak miał on szczęście
do istotnych wydarzeń historycznych jakie przypadły na okres jego rządów. Król
jednymi sprawami interesował się bardziej, innym zaś nie poświęcał zbyt wiele
uwagi, bądź też zupełnie je bagatelizował. W jego otoczeniu nie brakowało
natomiast dowódców, którzy wsławiali się męstwem na polach bitewnych. Hetmani Jan
Karol Chodkiewicz i Stanisław Żółkiewski wystąpili na kartach powieści Zofii
Kossak w rolach drugoplanowych. Obok nich pojawia się cała galeria typów
szlacheckich, dla których jedynym celem jest napełnianie brzucha i trzosa oraz awanturowanie
się na sejmikach.
W pierwszoplanowych rolach
autorka obsadziła Pietrka i Sebastiana ze szlacheckiego rodu Pielszów. Pietrek
to w gorącej wodzie kąpany młodzieniec, który mimo że należy do społeczności
arian zamierza posmakować rycerskiego rzemiosła. Nie podoba się to matce, która
lęka się o życie syna oraz bratu – gorliwemu strażnikowi zasad jakimi kierowali
się bracia polscy. Mimo niechęci, Sebastian daje się w końcu przekonać i choć
musi solidnie potrząsnąć mieszkiem kupuje młodszemu bratu ekwipunek husarski.
Nie zdaje sobie jeszcze sprawy jak zadrwi z niego fortuna i jak przewrotnie
potoczą się losy i jego, i brata.
Pisarka zadbała o to aby na
kartach książki pojawił się wątek miłosny, nie poskąpiła także licznych scenek
komicznych. Równie istotny, choć dla niektórych pewnie mniej atrakcyjnie fabularnie,
jest wątek związany ze schyłkowym okresem arianizmu na ziemiach polskich. Sebastian
Pielsz niczym Don Kichot usiłuje walczyć o przetrwanie tradycji i ideałów, które
od dnia narodzin były dla niego drogowskazem. Na uwagę zasługuje również
wiarygodne oddanie nastrojów panujących pośród zgromadzonej pod Sandomierzem zbuntowanej
szlachty, klimatu beznadziejnego oczekiwania na żołd przez żołnierzy polskich
wałczących w Inflantach, czy absurdalnej w swych założeniach wyprawy na Moskwę.
Pisarka zabiera czytelników także na pola bitewne pod Kircholm i Kłuszyn.
W powieści dziele się tak wiele,
że od czasu do czasu odczuwałem pewien przesyt i zastanawiałem się, dlaczego
autorka nie wykroiła z fabuły kilku kawałków, które mogłyby się stać zalążkami
samodzielnych książek. Mam tu na myśli choćby świetny wątek z udziałem zbójów
grasujących w Pieninach. Zofia Kossak znakomicie odmalowała tło obyczajowe:
zwady sąsiedzkie, biesiady, szczegóły z życia arian, rozterki hetmanów i
prostych żołnierzy. Uwypukliła oczywiście warcholstwo i dbałość szlachty o
własne interesy. Wszak przewodnim tematem powieści jest walka szlachetnie
urodzonych zawadiaków w obronie złotej wolności. Powieść napisana piękną,
gdzieniegdzie archaizowaną polszczyzną. Polecam.