Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oficynka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oficynka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 grudnia 2015

„Fotografia”




Piotr Schmandt „Fotografia”


„Fotografia” jest drugim tomem serii kryminalnej Piotra Schmandta, której bohaterami są berliński policjant, inspektor Ignaz Braun oraz niewielkie miasteczko Wejherowo. Muszę zaznaczyć, że najlepiej sięgnąć po wszystkie powieści serii we właściwej kolejności. Co prawda detektyw na kartach każdej z książek rozwiązuje inną zagadkę, ale w „Fotografii” pojawiają się nawiązania do pierwszej części serii, pojawia się także kilku znanych nam już bohaterów, z kwiatem miejscowej policje na czele.

Akcja powieści rozgrywa się pięć lat po pierwszej wizycie inspektora na Kaszubach. Mamy zatem rok 1906. Po przyjęciu zorganizowanym u pani Neiss, na które zaproszenie otrzymał także nasz policjant, zostaje zamordowany fotograf, który wykonywał zdjęcia bawiących się gości. Na fotografiach znaleźli się przedstawiciele miejscowej elity, przyjaciele pani domu oraz kilka osób, które podobnie jak inspektor odwiedzili miasto.






Theodor Pratz to spokojny, szanowany staruszek, który bez reszty poświecił się swojemu zawodowi. Fotografia była nie tylko jego profesją, lecz przede wszystkim pasją. Wielokrotnie przemierzał uliczki Wejherowa, zatrzymując na szklanej kliszy czar szybko upływających chwil. Towarzyszył narodzinom, ślubom oraz innym uroczystościom rodzinnym. Nic więc dziwnego, że mieszkańców dręczy pytanie: dlaczego nie mający żadnych wrogów fotograf został zamordowany?

Śledztwo prowadzi oczywiście inspektor Braun przy pomocy kilku policjantów z wejherowskiego komisariatu. Inspektor przesłuchuje podejrzanych, wśród których są głównie uczestnicy pechowego, zakończonego smutnym epilogiem przyjęcia. Znalezienie motywu zabójstwa okazuje się być bardzo trudną, skomplikowaną sprawą. Znajomi Ignaza wierzą w zdolności inspektora, on sam jednak nie jest zadowolony z postępów śledztwa, zakładał bowiem, że po kilku dniach uda mu się wytropić mordercę, a tymczasem zakończenie sprawy wydaje się być bardzo odległe.

Na tych, którzy poświęcą kilka wieczorów i rozwiążą wraz sympatycznym inspektorem „Pruską zagadkę”[1] oraz sprawę zabójstwa starego fotografa mam bardzo dobrą wiadomość. Doskonały detektyw Ignaz Braun po raz kolejny zawita do Wejherowa. Recenzję „Fabryki Pokory”, taki bowiem nosi tytuł nowa, trzecia już część serii Piotra Schmandta wydana przez „Oficynkę”, zamieszczę niebawem na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI. Polecam.


Wydawca: Oficynka
Seria wydawnicza: Sprawy inspektora Brauna
ISBN: 978-83-64307-12-6
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 320

niedziela, 6 grudnia 2015

„Pruska zagadka”




Piotr Schmandt „Pruska zagadka”


W ostatnich latach na rynku księgarskim pojawiło się wiele kryminałów retro, których akcja rozgrywa się w Warszawie, Gdańsku lub Lwowie. Na retrokryminalnej mapie Polski zagościły także Poznań, Bydgoszcz i Kalisz. Niezbyt często autorzy decydują się na umiejscowienie akcji swych powieści na prowincji. Ryzyko takie podjął Piotr Schmandt wysyłając swojego bohatera do Wejherowa. Właśnie w tym mieście na początku 1901 r. doszło do makabrycznej zbrodni, której nie potrafił rozwikłać lokalny aparat policyjny. Zamordowano gimnazjalistę Johanna Wendersa. Po kilku dniach w okolicy zaczęto znajdować fragmenty jego ciała. W celu rozwiązania tej trudnej sprawy, z berlińskiego Wydziału Zabójstw przyjeżdża młody, zdolny inspektor Ignaz Braun. Okazuje się, że motywy do dokonania morderstwa mogło mieć co najmniej kilkunastu mieszkańców miasteczka. Inspektor rozpoczyna śledztwo, przesłuchuje podejrzanych, poznaje stosunki panujące w mieście. Odkrywa mroczne tajemnice zamordowanego młodzieńca oraz ciemne sprawki najbardziej szanowanych obywateli Wejherowa.




Piotr Schmandt mieszka w Trójmieście, pracował również w Muzeum Wejherowa stad też widoczna pieczołowitość autora w oddaniu szczegółów powieści. Wiele budowli, sklepów oraz hotel istniało w rzeczywistości. W książce zostały także wykorzystane prawdziwe nazwiska dawnych mieszkańców miasta. Poznajemy całą galerię typów ludzkich: szefa policji, posterunkowego, rzeźnika, piekarza, nauczycieli, burmistrza, kolejarza, rolnika, zaniedbywaną żonę, katolików, protestantów i starozakonnych.

Na klimat książki wpływają skrupulatnie przedstawione detale. Wiemy dokładnie co bohaterowie jedli na obiad, jak ubierali się, niemal czujemy zapachy kuchni, którą odwiedził inspektor Braun. Wędrujemy wraz z inspektorem dróżkami Kalwarii Wejherowskiej. Śledztwo toczy się w okresie świąt wielkanocnych, mamy więc okazję uczestniczenia w obrzędach religijnych, zasiadamy przy świątecznym stole z osobami, z którymi zaprzyjaźnił się policjant. Jest w śród nich również ponętna panna, która zawróciła nieco w głowie rzeczowemu i ułożonemu przedstawicielowi prawa. Wszystkie, pozornie drugoplanowe elementy powieści autor przedstawił tak plastycznie, że są one nie mniej interesujące od samego śledztwa.

„Pruska zagadka” jest pierwszą z trzech powieści jakie ukazały się w serii „Sprawy inspektora Brauna”. Piotr Schmandt stworzył niezwykle udany kryminał, nic więc dziwnego, że powieść doczekała się już drugiego wydania. Wydawnictwo Oficynka postanowiło wznowić tę książkę wraz z kolejnym tomem pt. „Fotografia”. Trzecia powieść „Fabryka Pokory” ukazała się po raz pierwszy. Już niebawem recenzje wszystkich tomów znajdziecie w ZAPOMNIANEJ BIBLIOTECE. Polecam.


Wydawca: Oficynka
Seria wydawnicza: Sprawy inspektora Brauna
ISBN: 978-83-64307-11-9
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 581



sobota, 17 maja 2014

"Teufel"


Izabela Żukowska "Teufel"


Wolne Miasto Gdańsk, sierpień 1939 r. W wodzie przy molo dwaj chłopcy znajdują zwłoki kobiety. Prowadzenie śledztwa powierzono rutynowanemu policjantowi z długoletnim stażem, komisarzowi Franzowi Thiedtke. To jego ostatnia sprawa, niebawem ma odejść na zasłużoną emeryturę. Identyfikacji dokonuje młoda asystentka policyjna, Lotte Meier. Stan zachowania ciała utrudnia rozpoznanie. Niemka spostrzega jednak znajomy medalion na szyi denatki. Wg niej ofiara to Marianna Walewicz, Polka pochodząca z zamożnej gdańskiej rodziny, dawna pracodawczyni panny Meier.

Wkrótce komisarz Thiedtke zostaje odsunięty od sprawy, a policja polityczna zamyka śledztwo. Thiedtke nie może się z tym pogodzić. Przecież raport z sekcji zwłok wskazuje, że kobieta została zamordowana przed wrzuceniem do wody. Również Lotte Meier wbrew zakazom przełożonych próbuje wyjaśnić prawdę. Zwraca się z prośbą o pomoc do starego komisarza. Okazuje się, że tylko jemu może zaufać.

Powieść Izabeli Żukowskiej trudno nazwać kryminałem, choć na pierwszych stronach wszystko wskazuje na to, że krok po kroku będziemy zbliżać się do rozwiązania zagadki zbrodni, łącząc ze sobą szereg wątków i eliminując kolejnych podejrzanych. Autorka zaskoczyła mnie przesuwając środek ciężkości powieści w kierunku przedstawienia portretu miasta w ostatnich dniach pokoju. Zamiast zaglądania do oszczędnie umeblowanych policyjnych gabinetów z okien tychże pomieszczeń patrzymy na rozbiórkę synagogi. Jesteśmy świadkami pełnych napięcia stosunków pomiędzy mieszkańcami miasta, widzimy przemarsze chłopców z Hitlerjugend. Żukowska za pośrednictwem Lotte Meier zabiera nas w podróż w przeszłość do poukładanego z pozoru świata Marianny Walewicz. Jak się okaże świat ten to nie tylko dostatnie życie, przyjęcia i romansowanie. Kryje się w nim tajemnica, która splata losy dwóch kobiet. Skomplikowane relacje pomiędzy nimi, gierki wywiadów, wypełnione bibelotami domy bogatych gdańszczan, zapachy ulicy, setki detali zamieszczonych na kartach książki nieco przytłaczają czytelnika, ale właśnie dzięki temu udało się Autorce doskonale oddać klimat wielokulturowego miasta w przededniu wybuchu wojny.

Dobiega końca ustalony porządek świata, dobiega końca służba komisarza Thiedtke. Co można powiedzieć o doświadczonym śledczym? To ambitny, uczciwy i dobry policjant. Z lektury wynika, że takich jak on można policzyć na palcach jednej ręki. Dlatego trochę szkoda, że wątek kryminalny jest tylko dopełnieniem powieści,  podobnie zresztą jak dwie nieszczęśliwie zakończone miłości naszych bohaterek.

Zbrodnia, Trójmiasto i klimat nadciągającej wojny to przepis na książkę sprawdzony przez wielu polskich autorów. Izabela Żukowska sięgnęła po wypróbowane składniki, doprawiła je gęstym dziejowym sosem ze szczyptą pierwiastków obyczajowych i poczęstowała czytelników daniem, które zadowoli podniebienia wielu miłośników powieści historycznych. Polecam.


Wydawnictwo: Oficynka
Seria wydawnicza: Komisarz Franz Thiedtke
ISBN: 978-83-64307-15-7
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 292

Moja ocena: 4+/6

czwartek, 8 maja 2014

"Morderstwo w Miłowie"


Alicja Minicka "Morderstwo w Miłowie"


Niewielka podpoznańska miejscowość Miłów jest tłem powieści Alicji Milickiej. Tam właśnie mieszka zamożna rodzina Górskich. Pan domu to wzięty architekt. Zaprojektowana przez niego rezydencja wyróżnia się z otoczenia niebanalną, nowoczesną jak na 1928 r. architekturą. Młoda malarka Samanta Greenwood nie spodziewała się, że przyjeżdżając na wakacje do Miłowa znajdzie się w centrum dramatycznych wydarzeń. Sielankowe z pozoru życie Górskich przerywa zabójstwo pana domu. Wkrótce giną kolejne osoby przebywające w pięknej, lecz pechowej budowli. Do akcji wkracza komisarz Łukasz Darski. Wychodzą na jaw skrywane tajemnice rodzinne, niemal każdy z domowników ma motyw aby pozbyć się kogoś z kim sąsiaduje przez ścianę.

Powieść Alicji Minickiej doskonale nawiązuje do klasycznych kryminałów. Dzieła Agaty Christie stoją co prawda kilka półek wyżej, ale czytaną nie tak dawno powieść Antoniego Marczyńskiego „Kłopoty ze spadkiem” książka pani Alicji zdecydowanie wyprzedza w moim prywatnym rankingu. Ocena byłaby zdecydowanie wyższa, gdyby autorce udało się lepiej oddać realia epoki, przekazać barwy i zapachy Miłowa i Poznania. Zdziwiła nie również dedykacja dla kustosza Muzeum Policji w Poznaniu zamieszczona na początku książki, w której Autorka dziękuje za „pomoc w zdobyciu informacji o Policji Państwowej okresu międzywojnia, zwłaszcza dotyczących ówczesnych procedur i technik kryminalistycznych.”[1] Podczas lektury nie dostrzegłem jednak zbytniego uwypuklenia policyjnego rzemiosła. Czynności stróżów prawa nakreślone są dość ogólnikowo i ograniczają się głównie wydawania przepustek przy wejściu do gmachu policji oraz zabezpieczania dowodów na miejscu przestępstwa. Wzorem angielskich policjantów Łukasz Darski prowadzi przesłuchania w swoim gabinecie lub też odwiedza Miłów, zbierając zeznania od wykruszającej się liczby domowników.

Widząc piękną kobietę na okładce książki, miałem pewne obawy, że zamiast kryminału z wątkiem romansowym zostanę poczęstowany romansem z wątkiem kryminalnym. Na szczęście obawy te okazały się płonne. Autorce udało się umiejętnie zrównoważyć proporcje pomiędzy tymi gatunkami. Jestem jednak przekonany, że gdyby powieść liczyła jeszcze co najmniej dwa rozdziały, cienka granica zostałaby przekroczona i sceny miłosne przesłoniłyby śledztwo, a prowadzący je komisarz Darski nie oparłby się wdziękom uroczej Samanty Greenwood.

Mimo, że zbyt wielu retro-akcentów nie znajdziemy w „Morderstwie w Miłowie,” książka zapewne przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy lubują się w starych klasycznych, angielskich kryminałach.


Wydawnictwo: Oficynka
Seria wydawnicza: ABC
ISBN: 978-83-62465-53-8
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 234

Moja ocena: 4/6


[1] Alicja Minicka „Morderstwo w Miłowie,” s. 5.

wtorek, 25 marca 2014

"Gdański depozyt"


Piotr Schmandt "Gdański depozyt"


Kilka miesięcy temu na stronach bloga ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA recenzowałem dwie książki Piotra Schmandta. Kryminały „Pruska zagadka” oraz „Fotografia” to bardzo udane próby przeniesienia czytelnika do Wejherowa początku XX wieku. Miasteczko jest bardzo bliskie autorowi, który również w nim umieścił część akcji kolejnej powieści „Gdański depozyt.” Jest to jednak część niewielka, gdyż zasadnicza akcja powieści toczy się w Wolnym Mieście Gdańsku przed wybuchem II wojny światowej.

O „Gdańskim depozycie” sam Piotr Schmandt pisze: „Konglomerat narodowości, interesów, namiętności. Urzędnik komisariatu rządu polskiego otrzymuje tajemniczy list od jeszcze bardziej tajemniczego nadawcy. Z treści pisma wynika, że w zasięgu ręki jest olbrzymi skarb. Wystarczy odpowiedzieć... Namiętna maszynistka, odważny referent, poważany dyrektor wydziału, as (w swoim mniemaniu) polskiego kontrwywiadu, wszyscy pragną szczęścia, miłości, ale i przygody, potrzebny im dreszcz emocji. Emocji nie zabraknie, bo obok czai się cała potęga III Rzeszy. Jest też piękna, tajemnicza kobieta o egzotycznej urodzie, której udział w intrydze jest niezwykle znaczący, choć niemal do końca niejasny. Jest wreszcie holenderski handlarz dziełami sztuki i jego żona o bardzo kobiecych kształtach... Moda lat trzydziestych, realia kinematograficzne, topograficzne, nazewnicze, wszystko to jest obecne na kartach książki. "Gdański depozyt" jest książką o uczuciach, budujących i niszczących, dotykającą meandrów historii, ale też zbiorem komicznych sytuacji, które prowokują ludzie o wyrazistych cechach osobowych. I jest to wreszcie kryminał o szybkiej akcji i wielu wątkach. Bo i wielbiciele tego właśnie gatunku literackiego znajdą w "Gdańskim depozycie" coś dla siebie.” [1]

Niezupełnie zgadzam się z powyższymi zdaniami. Niestety muszę napisać, że „Gdański depozyt” to przeciętna powieść sensacyjna. Daleko jej do świetnej „Pruskiej zagadki” tegoż autora. W zasadzie obie książki łączy tylko senne tempo akcji. Ale to co było zaletą, gdy Ignaz Braun powoli oprowadzał nas po dawnym Wejherowie („Pruska zagadka”) zupełnie nie sprawdza się Gdańsku, mieście w którym ścierają się jakże różne interesy i emocje Polaków i Niemców. Za rok, tuż obok na Westerplatte wybuchnie wojna, tymczasem w powieści nie potrafiłem dostrzec napięcia towarzyszącego tym trudnym czasom.

„Gdański depozyt” cierpi na nadmiar bohaterów. Niestety, żadnego z nich nie można nazwać pierwszoplanowym. Za to wszyscy, czy to owa „namiętna maszynistka” czy też „odważny referent” są bezbarwnymi postaciami przedstawionymi dość jednostronnie. Bez zbytniego uszczerbku dla konstrukcji powieści można zrezygnować z kilku z nich, tym bardziej, że nie wszyscy są istotni dla rozwoju akcji. Sama intryga dotycząca tajemniczego depozytu również nie jest zbyt frapująca i nie sprawia czytelnikowi większych kłopotów. Trudno mi ocenić, czy autor wiernie oddał topografię przedwojennego Gdańska, gdyż za słabo znam to miasto abym mógł się na ten temat wypowiadać. Muszę jednak podkreślić, że piękna okładka książki z pewnością oddaje klimat tamtych lat.

Moim zdaniem zamiast szukać „Gdańskiego depozytu” znacznie przyjemniej spędzimy czas rozwiązując „Pruską zagadkę,” która została właśnie wznowiona przez wydawnictwo „Oficynka.”



Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-62465-38-5
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 310

Moja ocena: 3+/6