Siedem pytań do Krzysztofa
Drozdowskiego
Krzysztof Drozdowski - autor ponad 35 książek oraz broszur o
tematyce historycznej, oraz wielu artykułów historycznych naukowych i
popularnych.
1. Co skłoniło Pana do podjęcia
tak trudnego i moralnie obciążającego tematu jak zbrodnie medyczne w III
Rzeszy?
Nie ukrywam, że propozycja
napisania tej książki była dla mnie pewnym wyzwaniem. Dotąd w swojej pracy
badawczej konsekwentnie unikałem tematyki obozów koncentracyjnych i co za tym
idzie eksperymentów na ludziach – nie z braku zainteresowania, ale z szacunku
dla ogromu cierpienia, który ta materia ze sobą niesie. To jest temat, który
nie pozwala pozostać emocjonalnie obojętnym. Trzeba się z nim zmierzyć nie
tylko jako historyk, ale też jako człowiek. Gdy wydawnictwo Replika
zaproponowało mi przygotowanie publikacji w tym zakresie, długo się wahałem.
Wiedziałem, że wchodzę na terytorium, z którego nie da się wyjść nieporuszonym.
Ostatecznie zdecydowałem się
podjąć to wyzwanie, bo zrozumiałem, że mimo dziesiątek książek na temat
medycyny III Rzeszy, ciągle brakuje całościowego, opartego na archiwach i
współczesnych analizach opracowania dostępnego dla polskiego czytelnika. Co
więcej – istnieje pokusa, by patrzeć na te wydarzenia przez pryzmat gotowych
klisz: „szalonych lekarzy”, „obozowych sadystów”... Tymczasem rzeczywistość
była znacznie bardziej złożona – i przez to o wiele bardziej przerażająca. Ci
ludzie nie byli obłąkani – byli często uznanymi naukowcami, ludźmi
wykształconymi, którzy mordowali w imię nauki, kariery lub ideologii. Pisząc tę
książkę, próbowałem odpowiedzieć nie tylko na pytanie „co się wydarzyło”, ale
też „dlaczego się wydarzyło” – i dlaczego tak wielu milczało.
2. Książka opiera się na bogatym
materiale źródłowym. Jak wyglądał proces jej tworzenia od strony warsztatu
historycznego?
To był jeden z najbardziej
czasochłonnych projektów, jakich się podjąłem. Miałem świadomość, że na rynku wydawniczym
znajduje się duża ilość książek poruszających tę tematykę. Zdecydowałem się
sięgnąć głębiej, do archiwów niemieckich, amerykańskich i polskich, a także do
dokumentacji norymberskich procesów, w tym przede wszystkim procesu lekarzy.
Szczególne znaczenie miały relacje ofiar, protokoły przesłuchań, raporty
aliantów oraz mało znane źródła dotyczące np. akcji T4 czy roli firm
farmaceutycznych.
Co istotne, wiele tych materiałów
nigdy nie zostało szeroko omówionych i to nie tylko w języku polskim. Dotarłem
też do relacji i dokumentów, które pokazują, jak długo po wojnie środowiska
medyczne w Niemczech unikały odpowiedzialności, często broniąc swoich kolegów,
marginalizując ofiary, a nawet postulując przywrócenie ustaw eugenicznych.
Przykład? Do lat 80. XX wieku obowiązywały przepisy umożliwiające częściową
kontynuację praktyk sterylizacji. Gdy zaczynałem pisać, nie miałem pojęcia, jak
obszerny będzie to projekt – a dziś wiem, że ledwie dotknąłem powierzchni tego,
co jeszcze można zbadać.
3. W książce widać wyraźny nacisk
na kontekst ideologiczny i społeczny. Dlaczego uznał Pan to za nieodzowne dla
zrozumienia tematu?
Bo bez zrozumienia ideologii i
klimatu społecznego nie da się pojąć skali tej zbrodni. Eksperymenty medyczne w
III Rzeszy nie były wynikiem działalności jednostek wyjętych spod prawa – one
były legalne. Wykonywane na mocy ustaw, rozporządzeń, często z aprobatą
instytucji akademickich, pod patronatem państwa. Niemcy stworzyli system, w
którym lekarz mógł zamordować dziecko z upośledzeniem i nie tylko nie ponieść
konsekwencji, ale dostać awans, pochwałę, medal.
Medycyna została podporządkowana
idei „higieny rasowej”. Lekarze stali się funkcjonariuszami państwa, których
zadaniem nie było leczenie jednostki, ale dbanie o „czystość biologiczną narodu”.
To był etapowy proces: najpierw sterylizacja „niewartościowych”, potem
„eutanazja” dzieci, następnie – dorosłych. Wreszcie przyszły eksperymenty
pseudonaukowe w obozach, w tym eksperymenty Josefa Mengelego, które przeszły do
najczarniejszych kart historii.
Tę ideologię wspierała
propaganda, system edukacyjny, ale także społeczne milczenie i przyzwolenie.
To, co mnie szczególnie uderzyło, to brak protestu ze strony niemieckiego
społeczeństwa – nawet gdy mordowano niemieckie dzieci. Milczenie elity lekarskiej
było gorszące. Trudno sobie wyobrazić większe wypaczenie etosu lekarza niż
udział w selekcji, sterylizacji i mordowaniu pod pozorem medycznych
eksperymentów.
4. Które z opisanych wydarzeń lub
wątków najmocniej zapadły Panu w pamięć?
Muszę przyznać, że najtrudniejsze
były rozdziały dotyczące eksperymentów na dzieciach zarówno w ramach tzw. akcji
dziecięcej eutanazji, jak i w obozach koncentracyjnych. Przypadek Gerharda
Herberta Kretschmera, opisywany w książce jako „dziecko Knauera”, był punktem
zwrotnym pierwszą oficjalną „eutanazją” zatwierdzoną przez Hitlera.
Wstrząsające było to, że jego ojciec nie tylko nie protestował, ale wręcz
wyrażał wdzięczność wobec Karla Brandta i Führera. To pokazuje, jak głęboko
ideologia zatruła społeczne odruchy moralne.
Z drugiej strony eksperymenty
prowadzone w Auschwitz, Ravensbrück, Dachau... Historie kobiet sterylizowanych
promieniami, zastrzykami i nożem. Próby produkcji sztucznych hormonów,
przymusowe inseminacje, testy substancji chemicznych na gołych ciałach
więźniów. Obozowi lekarze, często z tytułami profesorskimi, patrzyli, jak ich
„obiekty” umierają w męczarniach i notowali dane w zeszytach.
Osobną kategorią są eksperymenty
związane z rasizmem prowadzone na Romach, Żydach, homoseksualistach.
Przekonanie, że pewne grupy są „ludzkim odpadem”, uprawniało lekarzy do
traktowania ich gorzej niż zwierzęta laboratoryjne. I to nie były wyjątki. To
był system.
5. Czy natrafił Pan na nieznane
dotąd fakty, które zmieniły Pana rozumienie tego okresu?
Zdecydowanie tak. Jednym z
bardziej zaskakujących odkryć była skala współpracy lekarzy z firmami
farmaceutycznymi. Część z nich testowała leki w obozach z pełną świadomością i
dokumentacją. Eksperymenty z malarią, tzw. cudownymi lekami, środkami
przeciwoparzeniowymi, to były badania zlecone przez koncerny takie jak Bayer,
Boehringer Ingelheim czy IG Farben. To był eksperyment naukowy przeprowadzany w
warunkach absolutnej bezkarności.
Drugim zaskoczeniem była skala
obojętności powojennej. Wielu lekarzy nie tylko uniknęło kary, ale wręcz
zrobiło kariery w RFN, w USA, w Związku Radzieckim. Operacja Paperclip, której
poświęciłem oddzielny rozdział, pokazuje, jak chętnie Amerykanie przygarniali
niemieckich naukowców niezależnie od ich wojennej przeszłości.
6. Co chciałby Pan, aby
czytelnicy wynieśli z tej lektury? Jaki był Pański cel?
Przede wszystkim chciałbym, aby
ta książka była przestrogą. Żeby uświadamiała, że zło nie zaczyna się od komór
gazowych. Zaczyna się od drobnych ustępstw, od prawa, które pozwala na segregację,
od propagandy, która oswaja z pogardą. Tragedia Auschwitz i Ravensbrück była
możliwa dlatego, że wcześniej społeczeństwo niemieckie zaakceptowało eugenikę,
sterylizację, izolację. Krok po kroku, z humanitarnymi argumentami. Aż do
momentu, gdy człowiek stał się materiałem biologicznym.
Chciałbym też, by czytelnik
zastanowił się nad rolą autorytetu naukowego. Lekarze, których opisuję, nie
byli potworami. Byli uczonymi, absolwentami renomowanych uniwersytetów. Zamiast
ratować niszczyli. Zamiast protestować
współtworzyli system śmierci. Ich wiedza nie uchroniła ich przed moralnym
upadkiem. To przestroga również dla nas, że nie wystarczy być wykształconym.
Trzeba być człowiekiem.
7. Czy planuje Pan kontynuować
badania nad tematyką zbrodni wojennych?
Tak, jestem nawet w trakcie
pisania kolejnej książki, która ukaże się nakładem wyd. Replika na początku
przyszłego roku. Będzie również dotyczyła obozów koncentracyjnych. Poruszam w
niej sprawy o których rzadko się wspomina lub traktuje jak pewną świętość. Ja
jednak zadaję trudne pytania na które szukam odpowiedzi. Czy rzeczywiście w
Buchenwaldzie produkowano przedmioty z ludzkiej skóry? Ile osób zginęło w
obozach koncentracyjnych? Ostatnio mieliśmy do czynienia z próbą politycznego
wykorzystania tej tematyki, co oprócz nagłośnienia tematu nigdy nie służy
dobremu celowi jakim powinny być zwiększone badania naukowe. Ja w swoich
książkach staram się poruszać trudne tematy w taki sposób, by lektura była
przystępna również dla osób nie mających na co dzień do czynienia z takimi
historiami. Liczę, ze dzięki temu bardziej zainteresują się nasza historią.
Dziękuję za rozmowę.