(Zdjęcie z archiwum Aleksandra Minkowskiego)
Rozmowa z Panem Aleksandrem Minkowskim rozpoczyna cykl wywiadów
z autorami ulubionych książek naszego dzieciństwa.
Wszystkie wywiady będziecie mogli przeczytać na Forum Miłośników Pana Samochodzika
w dziale, który ukrywa się pod poniższym linkiem:
http://pansamochodzik.ok1.pl/viewforum.php?f=137
---
http://pansamochodzik.ok1.pl/viewforum.php?f=137
8. Miał Pan okazję poznać Edmunda Niziurskiego i Hannę
Ożogowską. Czy utrzymywał Pan kontakty z innymi twórcami literatury dziecięcej
i młodzieżowej?
Znałem praktycznie wszystkich. Przez 7 lat, wybrany przez nich, byłem
prezydentem polskiej sekcji IBBY – Światowej Rady Książki dla Młodych,
afiliowanej bodaj przy UNESCO. Odziedziczyłem tę funkcję po Hannie Ożogowskiej
i Wojciechu Żukrowskim.
9. Przyjaźnił się Pan ze Zbigniewem Nienackim. Jaki on był w
prywatnych kontaktach. Czy można było w nim dostrzec jakieś cechy Pana
Samochodzika?
Zacznę od końca. Czy można było w
nim dostrzec cechy Pana Samochodzika? Myślę, że trochę tak jak ja on spełniał w
tym serialu powieściowym trochę własnych marzeń żeby odbywać takie przygody
jakie odbywał Pan Samochodzik. I tu można by było powiedzieć, że wiele cech
Zbyszka pojawia się w postaci Pana Samochodzika. W prywatnych kontaktach był to
człowiek trudny. Myśmy się przyjaźnili, ale jak to między pisarzami, każdy z
nas miał własne widzenie świata, całkowicie odmienne i bardzo często
wykłócaliśmy się do białego rana, chociaż to nie przeszkadzało w naszej
przyjaźni. W gruncie rzeczy rozumieliśmy się. Ja bardzo lubiłem jego powieść
„Raz w roku w Skiroławkach,” której byłem chyba pierwszym czytelnikiem, bo
jeszcze w maszynopisie, a on lubił niektóre moje książki. I bardzo dobrze żeśmy
się rozumieli. Był wspaniałym człowiekiem. Pamiętam kiedy miałem wypadek
samochodowy pod Jerzwałdem i leżałem z połamanymi żebrami w moim domku, to w
nocy kilka razy przyjeżdżał do mnie na rowerze sprawdzić czy żyję, zmienić mi
opatrunek, chociaż na ogół „grał twardziela.” Był bardzo wrażliwy, bardzo
delikatny. Był wspaniałym przyjacielem. Bardzo mi go brakuje.
10. Czy pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie ze Zbigniewem
Nienackim?
To było bodaj w
Gdańsku, na sympozjum pisarskim.
Przyjechałem tam przeogromną limuzyną – amerykańskim Fordem Granada, jedynym
takim w Polsce – gromadził tłumy ciekawskich… Kupiłem ją za grosze od pewnego
wiceministra PRL. Ów wiceminister dostał auto w spadku po wuju-reemigrancie z
USA. Wuj wrócił do ojczyzny i zmarł. A wiceminister nie miał prawa jeździć samochodem
efektowniejszym niż sam premier… Wymienił ze mną cichcem Granadę na fiata 125p i mikroskopijną dopłatę,
równowartość chyba motoroweru – więcej nie miałem.. Nienacki zachwycił się
limuzyną. I poprosił mnie bym go odwiózł nią do Jerzwałdu. Przez Jerzwałd
jechaliśmy wolniutko. Ja prowadziłem, a Zbyszek dostojnie pozdrawiał
zaszokowanych mieszkańców. Zostałem wtedy u niego na kilka dni. Tak zaczęła się
nasza przyjaźń.
11. Czy podczas wspólnych spotkań rozmawialiście z Zbigniewem Nienackim o
swoich książkach lub bohaterach? W niektórych książkach Pana i Nienackiego
występują te same fikcyjne nazwy miejscowości. Czy zdarzało się, że w wyniku
takich rozmów dokonywaliście jakichś zmian w fabule powieści, czy zdarzyło się
Panu lub Nienackiemu coś podpowiedzieć lub wymyślić któregoś z bohaterów?
Tak nie bywa. Każdy z nas jest
indywidualnością - każdy z nas był indywidualnością. My o książkach raczej nie
rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy generalnie o literaturze, o ludziach, o
charakterach ludzkich, o tym co się dzieje w Jerzwałdzie, bo on był głęboko
wrośnięty w Jerzwałd, a ja Jerzwałd dopiero zaczynałem lubić, zaczynałem się z
nim wiązać. On wciągał mnie we wszystkie sprawy tamtejsze, które ja znałem
również ze Skiroławek, oczywiście przetworzone w wyobraźni pisarskiej. Ale w
sumie każdy z nas był osobowością i nie wtrącaliśmy się do tego co piszemy.
12. Jakie motywy kierowały Zbigniewem Nienackim, kiedy postanowił
wyprowadzić się z Łodzi nad Jeziorak? Sam Nienacki przedstawiał na ten temat
tyle sprzecznych wersji, że można się w nich pogubić.
Cóż, ja znam jedną i myślę że
prawdziwą. Zbyszek mieszkał w Łodzi, był bardzo aktywnym dziennikarzem,
postacią w mieście znaną i ciężko zachorował na płuca, miał gruźlicę, miał
odmę. Lekarze powiedzieli mu, że musi zmienić klimat i z różnych rzeczy
zrezygnować jeżeli chce żyć. Powinien całkowicie odmienić swój tryb życia. I
Zbyszek postanowił to zrobić. Postanowił przenieść się w życie prymitywne, w
życie rudymentalne, wg mnie nie do przyjęcia. To znaczy, kiedy pierwszy raz
znalazłem się w Jerzwałdzie i zobaczyłem, że mając ładny, murowany dom, Zbyszek
chodzi za potrzebą do wygódki za stodołą i że nie ma kranu i że nie ma
ogrzewania, to doszło do ostrego sporu, podczas którego mu wygarnąłem, że
powrót do prostego życia nie oznacza, że tak powiem, deficytu higieny. I że nie
przeszkodzi mu w życiu prawdziwym, to że będzie miał łazienkę, że będzie miał
kran i będzie miał toaletę. Napyskował mi, po czym kiedy przyjechałem następnym
razem okazało się że ekipy już robią mu łazienkę, wodociąg i ogrzewanie. Tak że
znalazł się tam, jak sądzę, po to żeby wyzdrowieć i żeby znaleźć zupełnie nowe
warunki do pisania. I rzeczywiście jako pisarz, Nienacki rozwinął się właśnie w
Jerzwałdzie. Tam napisał swoje samochodziki, tam napisał „Wielki las” i powieść
„Raz w roku w Skiroławkach,” którą ja bardzo cenię, uważam że jest to świetna
literatura, niestety niedoceniona u nas, którą próbowano u nas okrzyknąć
pornografią, a jest to kompletna bzdura. Jest to znakomita powieść, dużej
klasy. Myślę więc, że znalazł się tam i z przyczyn zdrowotnych i po to aby
odmienić swoje życie, z którego zapewne nie był zadowolony. Odmienić życie
miejskie z duża aktywnością społeczną, na życie proste, wiejskie, zdrowe, bo
Zbyszek rąbał drzewo, wykonywał różne prace fizyczne w domu i sobie świetnie z
tym radził. Chociaż wyglądał chucherkowato, ale był „żyła” - taki mocny.
Dlatego tam się znalazł i był bardzo szczęśliwy.
13. Czy to prawda, że to dzięki Zbigniewowi Nienackiemu również Pan
zamieszkał w Jerzwałdzie?
Oczywiście! Któregoś razu na jego
zaproszenie trafiłem do Jerzwałdu, o którym przedtem nic nie słyszałem.
Zatrzymałem się u niego, a jego dom pomieszczony jest na takiej skarpie, z
której widać jezioro, łąki, słowem przepięknie tam jest. No i oczywiście
powiedziałem mu to, o on mnie wtedy zapytał, czy ja bym też chciał czegoś
takiego. Ja wtedy trochę przez grzeczność powiedziałem - oczywiście, ale nie
myślałem, żeby to realizować. Tymczasem w niecały rok później zostałem wezwany
w trybie pilnym do Jerzwałdu, gdzie Nienacki zaprowadził mnie nad brzeg
jeziora, pokazał mi jakąś kompletną ruderę w bagnie, ale na samym brzegu i
powiedział mi: „to będzie twoje.” Ja tam nawet wejść nie mogłem, bo tam jest
bagno. Ale jakoś wleźliśmy i wtedy zobaczyłem chatę, która nie miała
fundamentów, glinianą, w środku po prawej była obórka, a po lewej mieszkało
dwoje starych ludzi, z których jedno umarło, a drugie postanowiło przenieść się
do dzieci. Krzyknąłem, że ja tego nie chcę, lecz nazajutrz stałem się
właścicielem, bo Nienacki miał twardy charakter i niełatwo ustępował. I bardzo,
bardzo się z tego cieszę.
14. Mieszkając w Jerzwałdzie często się spotykaliście. Czy odwiedzali Was
tam również inni pisarze?
Zdarzało się, ale szczerze mówiąc
niewiele z tego pamiętam, bo w Jerzwałdzie obchodził mnie tylko Zbyszek.
Przyjeżdżali do niego jak do mistrza młodzi pisarze z Olsztyna. Nie pamiętam
jednak nazwisk.
---
Warszawa 21.11.2014 r.
Realizacja wywiadu: Mirekpiano (dziękujemy za nieocenioną pomoc),
Protoavis, Szara Sowa, konsultacja: Berta von S.
Ciekawy wywiad i ten cykl z zapomnianymi autorami.
OdpowiedzUsuń