Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lata dwudzieste. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lata dwudzieste. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 czerwca 2014

"Warszawskie kawiarnie literackie"


Andrzej Z. Makowiecki "Warszawskie kawiarnie literackie"

Książka Andrzeja Makowieckiego to sentymentalny spacer po dziesiątkach kultowych stołecznych lokali, które odwiedzali nasi przodkowie na przestrzeni ponad stu lat XIX i XX wieku. Wraz z profesorem rozpoczynamy wędrówkę w ok. 1820 r. od kawiarni Pod Kopciuszkiem, choć to Honoratka cieszyła się największą popularnością w okresie romantyzmu. Spędzamy trochę czasu w młodopolskich kawiarniach: Starorypałka, Miki, Nadświdrzańska i Udziałowa, po czym przenosimy się do czasów II Rzeczypospolitej.  Autor postarał się abyśmy zagościli tu na dłużej.  Zaglądamy więc do Pikadora, Kresów, IPS-u (Instytut Propagandy Sztuki), SIM-u (Sztuka i Moda), Zodiaka i wreszcie do mojej ulubionej Ziemiańskiej. W tej ostatniej wraz z nadkomisarzem Jerzym Drwęckim gościłem aż pięciokrotnie przy okazji lektury cyklu powieści kryminalnych Konrada T. Lewandowskiego.[1] O tym fakcie Andrzej Makowiecki co prawda nie wspomina w swej publikacji, ale ja z prawdziwą przyjemnością powróciłem do tego owianego legendą miejsca spotkań ludzi pióra, malarzy, dziennikarzy i wojskowych.

W wymienionych powyżej kawiarniach komentowano nie tylko najświeższe wydarzenia polityczne. Środowisko artystyczne spotykało się w nich aby „poplotkować na temat literackich sukcesów i klęsk osób nieobecnych przy stoliku, (…) podzielić się najnowszymi dowcipami, wieść rozmowy inkrustowane bon motami i błyskotliwymi skojarzeniami, pełne aluzji zrozumiałych tylko dla wtajemniczonych. Także i po to, by ulec niewinnej słabości pławienia się w blaskach sławy, której gwarantem są jawnie niedyskretne spojrzenia zwykłej publiczności, przybyłej do kawiarni właśnie w celu podpatrywania zachowań lokalnych sław literackich.”[2]



Czytelnicy dzienników w Warszawie 1874 rok.

(Źródło: Andrzej Z. Makowiecki „Warszawskie kawiarnie literackie,” s. 24, 25)


Książka „Warszawskie kawiarnie literackie” wypełniona jest relacjami i wspomnieniami ludzi, którzy mieli przywilej otrzeć się o Franciszka Fiszera, Juliana Tuwima, Antoniego Słonimskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Bolesława Leśmiana, Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego i dziesiątki innych wybitnych postaci tamtych czasów. Albowiem profesor przypomniał także wielu twórców, których nazwiska pokryły się już dawno nie tylko patyną czasu lecz niestety także i mgiełką zapomnienia.

II wojna światowa dokonała nieodwracalnych zmian na „kawiarnianej mapie literackiej” Warszawy. Budynki legły w gruzach, dziesiątki ludzi pióra pochłonęła wojenna zawierucha, wielu wyemigrowało z kraju. Postacią łączącą kawiarniany świat przed i powojenny był bez wątpienia Antoni Słonimski.  Nie było już Ziemiańskiej. Tuwima „zastąpił” Konwicki, Dymszę – Holoubek… Śmietanka literackiego świata spotykała się kawiarni PIW-u, konkurującej z nią kawiarni Czytelnika, czy też Ujazdowskiej. I do tych lokali wstępujemy na chwile w dalszej części książki.

Barwny język, humor i mnogość interesujących detali sprawia, że przy lekturze pracy profesora Makowieckiego czytelnik ma okazję choć na chwilę przekroczyć progi magicznych centrów życia literackiego Polski romantycznej, młodej i ludowej. Polecam.



Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0326-4
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 264




[2] Andrzej Z. Makowiecki „Warszawskie kawiarnie literackie,” s. 11.

czwartek, 12 czerwca 2014

"Jasnowidz w salonie"


Paulina Sołowianiuk "Jasnowidz w salonie, 
czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej"

Złoty wiek spirytyzmu nad Wisłą przypada na okres dwudziestolecia międzywojennego. Od Piłsudskiego po Żeleńskiego, od księży po kucharki – naszych przodków fascynowały zjawiska nadprzyrodzone. Lubowali się w organizowaniu wieczorów, których głównymi bohaterami były medium i duch. Książka Pauliny Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej” to niemal leksykon poświęcony tajemnicom komunikacji ze światem zmarłych, astrologii, kabalistyki i przepowiadania przyszłości w jednym z najbarwniejszych okresów w dziejach Polski.

Barwny okres musiał obfitować w szereg nietuzinkowych postaci. Całą ich galerię możemy znaleźć na kartach książki. Niewątpliwie najbardziej znanym, popularnym i cenionym jasnowidzem tamtych czasów był Stefan Ossowiecki. Jego działalności poświęciła autorka aż dwa rozdziały. Wielokrotnie pomagał on w odnajdywaniu zaginionych osób. Za swą pomoc nigdy nie pobierał wynagrodzenia. Kiedy zawodziły inne środki z jego zdolności korzystała policja. Ten urodzony w Moskwie, atletycznie zbudowany inżynier był często otaczany wianuszkiem wielbicielek. Przepowiedział, że po śmierci, jego ciało nie zostanie odnalezione. Zginął tragicznie w powstaniu warszawskim. Niestety i ta jego przepowiednia się sprawdziła.



Jan Guzik podczas seansu spirytystycznego
(Źródło: Paulina Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie …” s. 31)


Nie wszyscy jasnowidze wykorzystywali swe zdolności tak jak Ossowiecki. Nie brakowało wśród nich oszustów uciekających się do tanich sztuczek. Również i o takich hochsztaplerach znajdziemy w książce Pauliny Sołowianiuk wiele ciekawostek. Lubili ulegać czarowi spirytyzmu politycy, żołnierze, duchowni i ludzie kultury. Nie brakowało jednak sceptyków. Również z ich perspektywy mamy okazję spojrzeć na tajemną stronę rzeczywistości.

Książka Pauliny Sołowianiuk zawiera dziesiątki relacji z seansów spirytystycznych. Obok wymienionych już Piłsudskiego i Żeleńskiego gościli na nich również m.in. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Józef Beck, Wojciech Kossak, Karol Szymanowski, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Zofia Kossak-Szczucka, Kazimiera Iłłakowiczówna, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czy też Magdalena Samozwaniec.

Bogate źródła bibliograficzne po jakie sięgnęła Paulina Sołowianiuk, dotarcie przez nią do wielu artykułów z przedwojennej prasy sprawiło, że książka stanowi doskonały punkt wyjścia dla czytelników chcących głębiej zanurzyć się w paranormalnych, magicznych latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Polecam.


Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 978-83-244-0358-5
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 214

Moja ocena: 5/6



czwartek, 10 października 2013

"Czarci Jar"


Antoni Marczyński "Czarci Jar"

Niewielki, ubogi dworek, zamieszkująca w nim piękna panienka i niosący pomoc dzielny młodzieniec kojarzą się wielu czytelnikom z powieścią Kornela Makuszyńskiego „Szatan z siódmej klasy.” Kilka lat później w ślady pana Kornela poszedł Antoni Marczyński. Nazywany przed wojną „Polskim Karolem Mayem” pisarz, a właściwie producent książek przeniósł akcję swej powieści z Wilna na Podkarpacie. Zamiast podlotka o fiołkowych oczach, mamy tu pannicę ocierającą się o pełnoletniość, której pomaga dziennikarz podszywający się pod słynnego detektywa - Rafał Królik.

Nie ma tu niestety skarbu, którego poszukują bohaterowie. Mamy za to walkę o ratowanie ojcowizny, którą dzielna właścicielka zadłużonego dworku toczy z potentatami naftowymi czyhającymi na jej roponośne pola i łąki. Jak zwykle w tego typu powieściach, na początku wszystko wydaje się proste. Później nasz bohater Rafał systematycznie wpada w coraz to nowe tarapaty, z których jednak dzięki wrodzonemu sprytowi udaje się mu wykaraskać.

Miłośników książkowej przygody zainteresuje zapewne, że duża część akcji rozgrywa się podziemiach zrujnowanego dworu. Ruiny połączone są tunelem z tytułowym Czarcim Jarem. To stary, pełen tajemnic wąwóz, pamiętający krwawe czasy wielkiej wojny. Jest też wątek miłosny. Trup ściele się niezbyt gęsto, ale jednak pewne osoby wyzionęły ducha na kartach książki. Autor barwnie i z humorem opisał życie w prowincjonalnym dworze na początku XX wieku.

Marczyński operuje kwiecistą polszczyzną, czasami trochę rubaszną. Momentami, podobnie jak ja w swoich recenzjach ociera się o granicę lekkiej grafomanii. W przeciwieństwie do mnie, on jej jednak nie przekracza. W kilkustronicowej informacji o pisarzu zamieszczonej na końcu powieści możemy przeczytać, że Antoni Marczyński swą płodnością pisarską dorównywał Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu. W ciągu dwóch lat potrafił napisać 16 powieści. W przypadku Marczyńskiego ilość nie zawsze przekładała się na jakość. Miałem okazję przekonać się o tym jakiś czas temu podczas lektury jego kryminału „Kłopoty ze spadkiem.” (może napiszę o nim przy innej okazji) Sam autor jednak nie przejmował się zbytnio krytyką. Przyznawał, że pisze dla pieniędzy. Najpierw sprzedawał powieści do gazet, które drukowały je w odcinkach, a dopiero później wydawał je w formie książkowej. Napisał również scenariusz do jednego z najsłynniejszych polskich filmów lat trzydziestych „Szpiega w masce.” Umiał pisać takie książki, które sprzedawały się najlepiej. Co ciekawe odkrył, że najszybciej z półek księgarń znikają powieści, które mają w tytule słowo TAJEMNICA.


Wydawnictwo: Oficyna Filmowa „Galicja”
Rok wydania: 1990
Liczba stron: 315

Moja ocena: 4/6