"Krzyżówka z Przekroju"
Zygmunt Zeydler-Zborowski "Krzyżówka z Przekroju"
Zygmunt Zeydler-Zborowski "Krzyżówka z Przekroju"
„O czym marzy dziewczyna
Gdy dorastać zaczyna
Kiedy z pączka zamienia się w kwiat,
Kiedy śpi, gdy się ocknie,
Za czym tęskni najmocniej,
Czego chce aby dał jej świat?”
Gdy dorastać zaczyna
Kiedy z pączka zamienia się w kwiat,
Kiedy śpi, gdy się ocknie,
Za czym tęskni najmocniej,
Czego chce aby dał jej świat?”
Pytała dźwięcznym głosem pierwsza
dama polskiej piosenki Irena Santor w wideoklipie[1] do
swego przeboju emitowanego przed laty w „Koncertach Życzeń.” Zygmunt
Zeydler-Zborowski w przeciwieństwie do pani Ireny uważał, że „odrobina
szczęścia w miłości” współczesnej dziewczynie nie wystarczy (mowa to oczywiście
o połowie lat 70-tych XX wieku). Wg autora taka dziewoja marzy aby pracować „na
wsi. Przy gospodarstwie, przy krowach albo i przy świniach. Byle na wsi.”[2] Tak
jak jedna z bohaterek powieści, której poświęcę kilka akapitów.
Marcysia, mieszkanka
podjędrzejowskiej wsi przyjechała do Warszawy w poszukiwaniu pracy. Niestety,
państwo u których miała pracować wyjechali i dziewczę nie wiedziało co z sobą
zrobić. A piękna to była dziewczyna „mocno, ale foremnie zbudowana. Tryskała
zdrowiem i ochotą do życia. Dziewucha jak trza…”[3] –
pomyślał Wojtek Kalina, który wybawił ją z opresji wieczorną porą, gdy szła
samotnie parkową alejką. Pokonując trzech opryszków i ratując cnotę niewiasty,
ten barczysty a zarazem prostolinijny młodzieniec sprawił, że niebawem Marcysia
ulokowała w nim swe uczucia.
Nie była to do końca udana
lokata, gdyż jak się okazało Wojtek miał niebywały talent do pakowania się w
kłopoty. Miał też skazę na życiorysie, przebywał kilka lat za kratami. Po
wyjściu z więzienia, spotkał się z przedsiębiorczym kolegą, któremu zawdzięczał
ów wyrok i którego nie wsypał podczas śledztwa. Przyjął jego propozycję pracy i
został wykidajłą w domu gry i uciech cielesnych pod Warszawą. Młodzieniec
początkowo był zachwycony dobrze płatną praca. Wkrótce jednak zaczął
podejrzewać, że coś się za tym kryje. Po pewnym czasie w warszawskim mieszkaniu
ginie szef lokalu, w którym pracował. W tę zbrodnie został oczywiście uwikłany
nieszczęsny Wojtek. Chłopak został zwabiony do mieszkania tuż po dokonaniu
zabójstwa, a w momencie gdy pochylał się nad zwłokami i podnosił pistolet ujrzała
go gospodyni denata. Przerażony Wojtek czmychnął czym prędzej będąc przekonany,
że zostanie posądzony o dokonanie morderstwa. Gdyby śledztwo prowadził jakiś
szeryf z Arizony, pewnie tak by się stało. Ale na szczęście sprawy w swoje ręce
wzięło dwóch błyskotliwych oficerów Milicji Obywatelskiej. Skrupulatnie
przeanalizowali sytuację i doszli do wniosku, że być może Kalina jest niewinny.
Trzeba więc wykryć prawdziwego sprawcę. Funkcjonariusze podejmują działania
operacyjne. W powiązaniu bardzo ważnych wątków pomaga im tytułowa krzyżówka,
ale o tym oczywiście nie napiszę ani słowa.
Zygmunt Zeydler-Zborowski to
jeden z moich ulubionych autorów kryminałów milicyjnych, a książka „Krzyżówka z
„Przekroju”” to obok „Czarnego mercedesa” chyba najlepsza z jego powieści. Mamy
tu prawdziwy PRL w pigułce. Świat niebieskich ptaków, hazard, zabójstwo, miłość
niespełnioną i miłość kiełkującą. Marzenia o lepszym życiu przybyszów z małych
wiosek zderzają się z brutalną warszawską rzeczywistością. Wyruszamy ze stolicy
nad morze razem z uciekinierem Wojtkiem Kaliną i krążymy po podwarszawskich
miasteczkach razem z przedstawicielami aparatu ścigania. Spotykamy dziesiątki
barwnych postaci. Dla miłośników sztuk walki również co nieco się znajdzie, albowiem
i do mordobicia dochodzi od czasu do czasu na kartach książki. Powieść
Zeydlera-Zborowskiego to kolorowy western przeniesiony w szare realia Polskiej
Rzeczpospolitej Ludowej.
Jedynym poważniejszym zgrzytosmaczkiem[4] w tym
znakomitym kryminale milicyjnym są właśnie marzenia Marcysi, która pewnie jak Urszula
Sipińska lubi zanucić sobie pod nosem:
„Chcę wyjechać na wieś,
Gdzie się zatrzymał w polu czas,
Chcę w nieruchomym stawie
Zobaczyć swoją twarz.
Chcę wyjechać na wieś,
Dojrzałe wiśnie z drzewa rwać,
W glinianym piecu upiec chleb
Ostatni może raz.”
Gdzie się zatrzymał w polu czas,
Chcę w nieruchomym stawie
Zobaczyć swoją twarz.
Chcę wyjechać na wieś,
Dojrzałe wiśnie z drzewa rwać,
W glinianym piecu upiec chleb
Ostatni może raz.”
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria wydawnicza: Jamnik
Rok wydania: 1976
Liczba stron: 304
Rok wydania: 1976
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5+/6