Anna Borkowska „Bożek templariuszy”
Czy to możliwe, że peryferia
średniowiecznej Europy mogą skrywać w sobie tajemnicę dotyczącą pięknej i
zarazem tragicznej historii templariuszy? A może właśnie dlatego - że to
peryferia - możliwe były na nich nieprawdopodobne wydarzenia? Na te pytania
pozwoliłby odpowiedzieć rzekomy bożek templariuszy, tajemniczy obraz, który
zawędrował na ziemie Władysława Łokietka w czasach, kiedy we Francji
przystąpiono do bezpardonowej likwidacji chluby wypraw krzyżowych. Czy
domniemaną siedzibę krzyżowców udało się odnaleźć podczas II Wojny
Światowej? Pośród apokryfów dawnych kronik aż roi się od zagadek, których
rozwikłanie staje się bliższe, paradoksalnie, właśnie dzięki działaniom
wojennym.
Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości,
co do tego, że opowieści o templariuszach nadal mogą trzymać w napięciu i
budzić fantazję – już dziś powinien zacząć czytać tą książkę! Ta znakomicie
napisana powieść zadziwia tym, że historia może odbywać się równolegle i w
średniowieczu, i w XX wieku!
W roku Pańskim 1928, w klasztorze
cystersów w Sulejowie, jakieś licho podkusiło opata Bernarda, żeby oblekanemu
właśnie nowicjuszowi nadać swoje własne imię: także Bernard. Że to, po
pierwsze, wielki święty Bernard, patron i wzór zakonu, da sobie radę także i z
dwoma na raz; po drugie, nikomu w domu i tak się nie pomyli, kto „ojciec opat”,
a kto obecnie „brat Bernard”, w przyszłości zaś „ojciec Bernard”. A po trzecie
– tu opat zmrużył oczy i mruknął coś po łacinie, w czym wyraźnie dało się
odróżnić tylko słowo impetus. Ojcowie także mrugnęli na siebie, przemówienie
na tym się skończyło i ceremonia obłóczyn potoczyła się dalej.
W rok później, kiedy przyszło
głosować na dopuszczenie brata Bernarda do ślubów, jeszcze przeszedł, ale
znikomą większością głosów. Było już całkiem jasne, że jednego świętego
Bernarda (tego z Clairvaux) trzeba by złożyć z obu sulejowskich Bernardów, biorąc
uczoność ojca opata i charakterek braciszka. Niemniej, jako się rzekło,
jeszcze przeszedł, bo głosujący w kapitule ojcowie wzięli pod uwagę jego
prawość i dobre chęci. W rok później już by nie mieli siły kierować się tak
obiektywnymi względami, bo go już wszyscy mieli dosyć; ale klamka zapadła, nie
można było wydalić, trzeba było znosić.
Źródło:
Recenzja książki:
Wydawca: Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
ISBN: 978-83-7354-399-7
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 154