Marek Romański „Złote sidła”
Warszawa, pierwsza połowa lat 30.
ubiegłego wieku. Roman Gordon od wielu miesięcy poszukuje jakiegokolwiek
zatrudnienia. Topniejące z dnia na dzień skromne oszczędności sprawiają, że młody
mężczyzna z trudem wiąże koniec z końcem, aż w końcu zmuszony jest
przeprowadzić się do wilgotnej sutereny. Obskurne lokum przy ulicy Furmańskiej dzieli
razem z trzema innymi bezrobotnymi. Niestety, po pewnym czasie kończą mu się
środki na opłacenie komornego. Któregoś dnia idąc bez celu i rozmyślając nad swą
nieszczęsną dolą, Gordon spostrzega piękną i tajemniczą, elegancko ubraną
kobietę. Zauroczony mężczyzna podąża w ślad za nieznajomą. Kiedy ma już do niej
podejść i zagaić rozmowę, zaczyna zdawać sobie sprawę jak wielka dzieli ich
przepaść. Ona ubrana w drogie futro, on nieogolony, w wyświechtanym płaszczu i sfatygowanym kapeluszu. Rezygnuje więc
ze swego zamiaru i wędruje zamyślony dalej. Po chwili znajduje się przed wejściem
do baru. Nie mający już nic do stracenia, oprócz paru groszy w kieszeni, wchodzi
do środka by ogrzać się i wypić kieliszek wódki.
Do siedzącego przy bufecie zadumanego
Gordona przysiada się rubaszny jegomość. Za kilka chwil okaże się, że ta
przygodna znajomość z Janem Bończą Karlińskim zaowocuje zupełną odmianą losu bezrobotnego
mężczyzny. Dzięki protekcji Karlińskiego Gordon znajduje pracę, odbija się od
dna, wynajmuje przyzwoity pokoik, a po pewnym czasie ponownie spotyka kobietę,
która kilka miesięcy zawróciła mu w głowie. Tym razem, nie obawia się już, że
odstraszy ją swym niechlujnym wyglądem. Pomiędzy dwojgiem ludzi rodzi się coś
więcej niż przyjaźń. Niestety, kiedy Romanowi wydaje się, że wszystko co
najgorsze już za nim, i że jest o krok od realizacji swoich marzeń, zaczyna
odkrywać, że urocza Kama Bartówna skrywa przed nim jakąś tajemnicę.
„Złote sidła” to powieść, której
wątek kryminalny zdecydowanie został zdominowany przez miłosne perypetie i rozterki
młodych ludzi. Kama i Roman są jak Skrzetuski i Helena. Związek ich wisi na
włosku, gdyż wciąż gdzieś w cieniu, niczym Bohun czai się ten trzeci. W rolę
Zagłoby wcielił się tu pan Karliński, który swoim zachowaniem, dobrym sercem, poczuciem
humoru, dystansem do siebie, no i co tu ukrywać również tuszą, wygląda jak brat
najdowcipniejszego z bohaterów Trylogii. Kto wie, czy Marek Romański nie
inspirował się także powieściami Heleny Mniszkówny[1]. W
rolę Stefci Rudeckiej nie wcieliła się tu jednak Kama, lecz jej wywodzący się z
innego świata adorator. Powieść Romańskiego ukazała się w 1935 r. Ciąg dalszy
miłosnych przygód dwójki bohaterów, które być może doprowadzą do jakiegoś
dramatycznego finału, znajdziemy w kolejnym tomie serii Kryminałów
przedwojennej Warszawy, zatytułowanym „Defraudant”. Polecam.
Powieść na stronie wydawcy:
Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-66371-19-4
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 200
[1] Inne powieści Marka
Romańskiego: http://www.zapomnianabiblioteka.pl/search/label/Marek%20Roma%C5%84ski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz