Jolanta Maria Kaleta "Strażnik bursztynowej
komnaty"
O bursztynowej komnacie słyszeli
niemal wszyscy. Tysiące poszukiwaczy próbowało ją odnaleźć, wielu z nich przypłaciło
swą pasję życiem. Jedną z takich osób był Paweł Rylski - bohater książki
Jolanty Marii Kalety "Strażnik bursztynowej komnaty." Zatrudniony we
wrocławskich zakładach Elwro inżynier owładnięty był manią poszukiwania
bursztynowego zabytku. Jego hobby doprowadziło do kryzysu w małżeństwie, które
tylko pozornie wyglądało normalnie. W rzeczywistości Rylski i jego żona, czterdziestoletnia
Ewa mijali się zajęci swoimi sprawami. Nawet kiedy policjanci zapukali w nocy
do ich drzwi, wyrwana ze snu kobieta nie miała pojęcia czy mąż znajduje się w mieszkaniu.
Zapukali z tragiczną wiadomością: nad brzegiem Odry znaleziono zwłoki
mężczyzny. Kiedy pracownik zakładu medycyny sądowej, do którego funkcjonariusze
udali się wraz z Rylską uniósł białe prześcieradło, roztrzęsiona Ewa rozpoznała
w leżącym na zimnym stole denacie swego małżonka.
Kilka dni później w trakcie
pogrzebu, ktoś włamuje się do mieszkania Rylskich. Giną dokumenty i notatki
dotyczące poszukiwań bursztynowej komnaty zgromadzone przez inżyniera.
Zdziwienie przesłuchiwanej kobiety budzi podejrzane zachowanie zarówno policji
jak i prokuratora. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że jej mąż mógł naprawdę trafić
na jakiś ślad prowadzący do odnalezienia legendarnego zabytku i poniósł za tą
najwyższą cenę. Nie mogąc nikomu zaufać, postanawia sama wyjaśnić zagadkę jego śmierci.
W tym celu podejmuje nawet ryzyko wyjazdu do Moskwy i Kaliningradu.
Skomplikowana tajemnica związana
jest z aferą szpiegowską. Życie Rylskiej staje się zagrożone. Na szczęście jej
anioł stróż, emerytowany esbek Mateusz Popiel dba o to aby głównej bohaterce udało
się dotrzeć do ostatniej strony tej bardzo obszernej powieści.
Jolanta Maria Kaleta jest z
wykształcenia historykiem. Jednak warstwa historyczna nie jest tym, co
najbardziej cenię w jej powieściach. Autorka posiada wyjątkową umiejętność
oddania klimatu czasów, kiedy szczytem marzeń przeciętnego Polaka był maluch
lub duży Fiat a na półkach sklepowych
królował ocet. Tak było przy okazji lektury „Wrocławskiej Madonny”[1] czy
„Duchów Inków,”[2] gdzie mogliśmy się
przenieść do czasów późnego PRL-u i podobnie jest w przypadku "Strażnika
bursztynowej komnaty." Tym razem jednak autorka umieściła akcję książki na
przełomie l991 i 1992 r. Z wplecionych w fabułę powieści licznych detali możemy
więc przypomnieć sobie graffiti z hasłami politycznymi na murach budynków, zmiany
tabliczek z nazwami ulic, pierwsze komputery, dyskietki, czy przekręty przy
prywatyzacjach pierwszych przedsiębiorstw. Stare, rozklekotane biurka i szafy w
policyjnych gabinetach kontrastują z wytwornymi wnętrzami rezydencji należących
do biznesmenów prowadzących nielegalne interesy. Gdzieś w tle mamy wzmianki o
braku sukcesów polskich sportowców na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w
Albertville. Wszystkie wymienione składniki zanurzone są w mokrym i chłodnym
jesienno-zimowym klimacie Wrocławia zadymionego przez tysiące sprowadzonych zza
Odry zdezelowanych samochodów.
"Strażnik bursztynowej
komnaty" to już moje trzecie spotkanie z twórczością Jolanty Marii Kalety.
Jest to chyba najlepiej skonstruowana powieść tej autorki. Szybkie tempo,
zagadka historyczna kilka trupów, sprawią że książka zadowoli zarówno
miłośników dobrego kryminału jak i powieści sensacyjnych. Polecam.
Wydawnictwo: Psychoskok
ISBN: 978-83-7900-270-2
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 474