Maciej Liziniewicz – autor cyklu powieści historycznych
z czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej. Ich bohater, dzielny szlachcic Żegota
Nadolski od kilku lat zdobywa serca czytelników. W dorobku autora znajdziemy
także powieść sensacyjną i kryminał retro.
Kiedy rozmawialiśmy po premierze
„Czasu pomsty”, w 2019 roku, wyznałeś: „polubiłem swojego bohatera, a to chyba
klucz do tego, aby nie męczył autora. Z tego ostatniego wynika też to, iż w
głowie i notatkach mam już ułożone dalsze losy Żegoty. Jeśli więc czytelnicy
będą zainteresowani, czeka na nich kolejna porcja przygód szlachcica z
Wygnanki.” Tymczasem w powieści „Stepowa klątwa” rola Żegoty została nieco
okrojona. Czy to oznacza, że potencjał tej postaci powoli się wyczerpuje i
warto więcej miejsca poświęcić bohaterom, których czytelnicy znają z drugiego
planu Twoich książek?
Żegota jest kluczową postacią
cyklu o Nadolskim, a to, że akcja w „Stepowej klątwie” toczy się dwutorowo, nie
zmienia faktu, że to szlachcic z Wygnanki jest tu nadal głównym bohaterem.
Trochę uprzedzając nadchodzące w kolejnych tomach zdarzenia, powiem tylko, że
Żegota ma do wypełnienia równie ważną rolę na Krymie, jak i w swoim małym
świecie pod Sanokiem. Potencjał tej postaci zdecydowanie się więc nie wyczerpał
i na pewno czeka Nadolskiego jeszcze niejedna przygoda. Oczywiście inni
bohaterowie również mają swoją niebagatelną rolę w tej opowieści, ale to
siwowłosy szlachcic jest osią rozgrywających się w moich powieściach zdarzeń i
kluczem do ich zrozumienia. Nie oznacza to jednak, że po macoszemu traktuję
innych bohaterów, ani że nie mam do nich równie wielkiej, jak do Nadolskiego,
sympatii. Po prostu każdy ma tu do odegrania swoją rolę, a książka pisana jest
z określonej perspektywy, tak, aby opowieść była jak najciekawsza dla Czytelnika.

Akcja czwartego tomu cyklu
powieściowego o Żegocie Nadolskim rozgrywa się dwutorowo. O ile nakreślenie
wydarzeń rozgrywających się w Wygnance i okolicach nie przysporzyło Ci wielkich
trudności, to opis wyprawy poselstwa na Krym wymagał zapewne wielu godzin
spędzonych na lekturze materiałów źródłowych?
Rzeczywiście, trochę musiałem
poczytać, ale robiłem to z ogromną przyjemnością, gdyż historia chanatu krymskiego
jest naprawdę fascynująca. Solidna dawka wiedzy pozwoliła mi spojrzeć z innej
perspektywy na wydarzenia w Rzeczypospolitej z pierwszej połowy XVII wieku, a w
szczególności na powstania kozackie i skomplikowane związki Kozaków z Tatarami.
Z wielkim zainteresowaniem czytałem też o kulturze, obyczajowości, wojskowości
i stosunkach społecznych panujących w chanacie oraz wśród ord nogajskich. Część
tej wiedzy wykorzystałem w „Stepowej klątwie”, zarysowując obraz barwnego,
orientalnego świata, do którego trafia Żegota wraz z hetmańskim poselstwem.
Miejsca równie niebezpiecznego, jak pociągającego, gdzie właśnie trwa
skomplikowana rozgrywka, w której stawką jest tron w Bakczysaraju. Uczestnikiem
tych dworskich intryg, wcale nie z własnej woli, staje się Żegota Nadolski. Myślę,
że Czytelnicy docenią ten wątek, szczególnie, że tkwi w nim ziarno prawdy, a
rzeczywistość połowy lat 30 XVII wieku była na Krymie bardzo burzliwa.

Na kartach „Stepowej klątwy”
pojawia się kilka postaci historycznych. Czy znajdziemy w powieści także wątki inspirowane prawdziwymi
wydarzeniami?
W powieści historycznej zwykle
prawda miesza się z fikcją – różne są tylko proporcje tych dwóch elementów.
Cykl o Nadolskim z jednej strony opiera się więc na pewnych realnych
zdarzeniach, lecz z drugiej strony opisane na ich tle przygody bohaterów to
literacka fikcja. W „Stepowej klątwie” jak najbardziej realne są na przykład
rozgrywki o władzę na Krymie pod koniec rządów zmuszonego do abdykacji Dżanibeka.
To postać historyczna, podobnie jak pretendenci do objęcia tronu w
Bakczysaraju, w tym nienawidzący Polaków Kantymir zwany Krwawym Mieczem. Podobnie
postacią historyczną jest chorąży sanocki Stanisław Oświęcim, ale już samo
poselstwo, któremu przewodzi, to literacka fikcja. Pisząc, o ile to możliwe,
staram się w swoich książkach trzymać realiów historycznych, zarówno jeśli
chodzi o postacie, jak miejsca, wydarzenia czy obyczajowość. Nawet w wątkach
fantastycznych nie wykraczam zbytnio poza to, w co wierzono w XVII wieku,
często opierając się na pamiętnikach z epoki, czy tez późniejszych
opracowaniach etnograficznych. Beletrystyka ma jednak swoje prawa, z których
korzystam, tworząc fikcyjne wątki i bohaterów. W mojej opinii powieść
historyczna musi przede wszystkim zaciekawić Czytelników, a jeśli przy okazji
udało mi się przemycić w niej odrobinę wiedzy i zainteresować kogoś
samodzielnym jej pogłębieniem, tym większą sprawia mi to radość. Im bardziej
zagłębiamy się w przeszłość, tym jest ona ciekawsza. Mam więc nadzieję, że cykl
o Nadolskim stanie się dla niektórych inspiracją do takich właśnie poszukiwań,
które pozwolą na odkrywanie pasjonującego, niezwykłego świata, jakim była
sarmacka Rzeczpospolita.
Czy poselstwo, do którego
dołączył Żegota Nadolski, rzeczywiście wyruszyło z niebezpieczną misją, czy też
wyprawa ta została wymyślona przez autora?
Tak, jak wspomniałem,
poselstwo, z którym przybywa do Bakczysaraju Żegota Nadolski to literacka
fikcja. Podkreślić jednak należy, że w pierwszej połowie XVII wieku stosunki
dyplomatyczne pomiędzy Rzeczpospolitą a chanatem były dość intensywne. W tym
kontekście zlecona przez hetmana Koniecpolskiego wyprawa Stanisława Oświęcima
na Krym nie byłaby niczym niezwykłym, szczególnie wobec niedawnego najazdu
Abazy Paszy i Kantymira na Kamieniec Podolski oraz schyłku władzy w
Bakczysaraju leciwego już Dżanibeka. Polskie władze na pewno chciały na bieżąco
śledzić wydarzenia na Krymie, jak również, o ile to możliwe, wpływać na nie.
Tatarzy stanowili bowiem z jednej strony ciągłe zagrożenie dla
Rzeczypospolitej, z drugiej jednak byli też wartościowym sojusznikiem przy
konfliktach ze Szwecją czy Moskwą. Dlatego przychylny Polsce chan na tronie w
Bakczysaraju miał dla naszego kraju bardzo istotne znaczenie i sądzę, że
ówcześni politycy na warszawskim dworze doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Perypetie
Stanisława Oświęcima i jego towarzyszy w chanacie nie mają swojego umocowania w
źródłach historycznych, ale kto wie, czy w tej fikcji nie znalazła się
przypadkiem odrobina prawdy?

Debiutowałeś już niemal 10 lat
temu powieścią „Scheda”. Książka ta jest dziś trudno dostępna. Czy czynisz
jakieś starania, aby doprowadzić do nowego, być może odświeżonego wydania, tej
powieści?
„Scheda” to mój pierwszy krok,
który zrobiłem jako autor, dlatego jest to dla mnie książka szczególna i ważna.
Dziś jednak, z perspektywy czasu i doświadczenia, jakie stało się moim
udziałem, sporo bym w niej zmienił. Może kiedyś się pokuszę o ponowną redakcję
tej powieści, ale obecnie nie mam takich planów. Wiele osób pyta mnie o
„Schedę” i o to, kiedy znów pojawi się na rynku. Odpowiadam im, że sam tego nie
wiem. Gdyby znalazło się zainteresowane Wydawnictwo, pewnie pochyliłbym się
znów nad tym projektem. Teraz jednak myślę bardziej o kolejnych książkach i
nowych pomysłach. A „Scheda”, cóż, pozostaje w pewnym sensie „białym krukiem” i
na razie niech tak zostanie.
Kiedy pojawi się w księgarniach zapowiadany na ostatniej
stronie „Stepowej klątwy” kolejny tom przygód Żegoty Nadolskiego? Czy będzie to
tom zamykający cykl, czy też Maciej Liziniewicz nie zamierza się jeszcze
rozstawać ze swymi ulubionymi bohaterami?
Mam nadzieję, że kolejna część przygód Żegoty Nadolskiego
pojawi się na rynku już jesienią. To jednak nie będzie koniec tej historii, bo
następny tom jest już gotowy. Ci, który śledzą mój profil na Facebooku wiedzą,
że opowieść o poselstwie na Krym i stepowej klątwie składa się z trzech części,
więc na jej finał Czytelnikom przyjdzie pewnie poczekać do przyszłego roku. A
co do bohaterów, to nie chciałbym się jeszcze z nimi rozstawać. Nadal ich lubię
i mam jeszcze sporo pomysłów co do ich dalszych losów. Wszystko jednak zależy
od tego, czy tego będą chcieli Czytelnicy.
Wspomniałeś o nowych pomysłach na książki. Czy możesz nam
zdradzić, nad czym teraz pracujesz?
To obyczajowy kryminał z II Wojną Światową w tle. Jego
akcja toczy się współcześnie na Ponidziu, ale istotne znaczenie mają tu
tragiczne wydarzenia z czasów niemieckiej okupacji. Pracuję nad tą książką od
ponad roku i wciąż jestem w trakcie jej redakcji. Po ukończeniu kolejnych tomów
przygód Nadolskiego potrzebowałem pewnej odmiany, a historia pisarza, który
uciekając przed problemami osobistymi zaszywa się w starym domu nad Nidą, pochłonęła
mnie przez kilkanaście ostatnich miesięcy. Mam nadzieję, że ta opowieść, w której
prawda o przeszłości nie jest tak jednoznaczna, jakby się mogło wydawać,
zainteresuje nie tylko tych Czytelników, którzy dotąd pasjonowali się losami
Żegoty. Wierzą, że uda mi się znaleźć wydawcę i powieść pod przewrotnym tytułem
„Najspokojniejsze miejsce na ziemi” ukaże się już w przyszłym roku.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ja również bardzo dziękuję i przy okazji serdecznie
pozdrawiam wszystkich Czytelników, który sięgnęli po moje książki.