Pierwszy w cyklu tomik
niefabularny, a zarazem pierwsza w historii książka całościowo poświęcona
problematyce żółtego tygrysa.
Dla uatrakcyjnienia przekazu, ale
i poszerzenia obrazu, realizację projektu autor poprzedził przeprowadzeniem
kilkudziesięciu wywiadów z pasjonatami oraz zbieraczami tomików legendarnej
serii Wydawnictwa MON. Rozmowy te posłużyły jako punkt wyjścia dla snutej
narracji, z jednoczesnym zachowaniem najciekawszych opinii, obszernie
wplatanych w specyficzną formę gawędy, tj. esej „kolekcjonerski”: O ile mi wiadomo, nie napisano dotąd książki
o żółtym tygrysie. Bywały artykuły, wycinkowe analizy, są dostępne zestawienia,
katalogi, wirtualne spisy. Zwartej formy drukowanej, w szczególności
zabarwionej narracyjnie, nie było i nie ma. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z
faktu, że zaproponowane ujęcie bardzo daleko odbiega od podejścia
encyklopedycznego, w związku z czym niejednego czytelnika może ono po prostu
rozczarować…
Reasumując, nie należy spodziewać
się opracowania typu vademecum, a raczej wielowarstwowej opowieści o fascynacji
„tygrysami”.
Wyobraź sobie, że twoje życie
potoczyło się inaczej – nagle wpadasz w alternatywną trajektorię losu, bo
brakło szczegółu z przeszłości. Zaważył drobiazg, lecz po latach odchyłka staje
się ogromna. Walczysz? Szarpiesz? Szukasz drogi powrotnej? A może pasujesz?
Godzisz się i akceptujesz równoległą rzeczywistość, która nie jest idealna, ale
bywa znośna?
W biały dzień dochodzi do
rabunkowego ataku na mima. Napadniętemu artyście z pomocą spieszy przypadkowy
turysta, były żołnierz – Michał Kownacki, lecz ciężko poturbowany prędko traci
przytomność. Po przebudzeniu ze zgrozą odkrywa coraz większe nieścisłości w
swoim życiu. Powracają demony przeszłości, a wiele pozornie zakończonych spraw
zdaje się odżywać i gmatwać na nowo.
Pierwsza część manuskryptu
odnalezionego przez Stanisława Rosoła.
Początkowo zakładałem, że utwór znany jako „Abubaka” włączę do
Cyklicznych Stanów Metafizycznych. Taki był plan. Jednak w miarę postępu prac
nad wersją 2.0 tekst z pozoru cywilny zaczął mi jakoś automatycznie dryfować ku
wątkom militarno-konspiracyjnym. Zdaje się, że jawniej niż w postaci
pierwotnej. Nie tłamsiłem tych tendencji. Ba, uwypukliłem je nawet, otwarcie
dopasowując książkę do „mitologii tygrysiej”.
A warto wiedzieć, że była to powieść, którą napisałem w 2014 roku, po
dłuższej przerwie, jednocześnie bezpośrednio przed napisaniem „Spóźnionego
zrzutu”. Już wtedy, w okolicach 2014 roku, rodziła się w mojej głowie koncepcja
podjęcia innej problematyki, w innej konwencji fabularnej, ze ściśle
określonymi bohaterami. Chcąc nie chcąc, „Abubaka” stała się więc swego rodzaju
pre-tygrysem. Czymś na kształt pomostu między dawną, eksperymentalną,
młodzieńczą, eksplozyjną i raczej nieopierzoną prozą sprzed roku 2010, a twórczością
późniejszą, o zacięciu historycznym, wyważoną, zmitygowaną, dojrzalszą i chyba
treściwszą, bo popieraną solidnymi researchami.
Na dodatek książkę „Abubaka” jako ostatnią powierzyłem zewnętrznemu
wydawcy. Nie na wszystko miałem wpływ przy jej obróbce oraz opakowywaniu.
Poszła w wersji, w jakiej poszła. Najpierw było irytująco-przeciągające się
oczekiwanie nie wiadomo na co, potem zaś irytująco-ponaglająca presja nie
wiadomo po co. Nie wymażę tamtej pozycji z bibliotecznych katalogów roku 2017,
aczkolwiek jestem w stanie przynajmniej skorygować to i owo w odniesieniu do
zapisów młodszych.
Czynię zatem korektę, niniejszym wznawiając pierwszą z trzech części
thrillera „metafizycznego” „Abubaka” – oto ukazuje się on w konwencji
„czarno-tygrysiej”. Już całkowicie po mojemu, co widać choćby po okładce:
ilustracji namalowanej przez artystę specjalnie pod utwór, a nie gotowcu w
postaci pierwszego lepszego zdjęcia z jakiejś tam komercyjnej bazy tysięcy
nijakich fotografii. Środek też oczywiście w odmienionym fasonie. Mam nadzieję,
że skusicie się i sprawdzicie, bo w projekt à la „czarny tygrys” włożyłem
naprawdę wiele serca i wysiłku. Od autora
„Polska nie może żyć z połową
serca. Choć ziemie na Zachodzie są nam bardzo drogie, musimy odpowiedzieć «nie»
jako protest przeciwko oderwaniu od Polski ziem wschodnich” – argumentował
major Marian Bernaciak „Orlik” w ulotkach przed „głosowaniem ludowym” z 30
czerwca 1946 roku. Wbrew oficjalnemu stanowisku kierownictwa Zrzeszenia
„Wolność i Niezawisłość”, sugerującemu udzielanie pozytywnej odpowiedzi na
trzecie z postawionych pytań, referent bezpieczeństwa Inspektoratu Puławskiego
WiN nawoływał głośno i wyraźnie:
– Głosujmy trzy razy „nie”!
Tylko czy wiara w moc kartki
wyborczej mogła mieć jakikolwiek sens w realiach „demokracji ludowej”?
Marian Bernaciak nie dowiedział
się tego nigdy. „Cudu przy urnie” nie ujrzał, nie poznał spreparowanych
„wyników”, nie doświadczył pełni rozmachu narzuconej ze Wschodu rewolucji. Nie
doczekał „referendum ludowego”. Poległ sześć dni wcześniej, z bronią w ręku, w
potyczce pod Piotrówkiem, w obławie zorganizowanej w następstwie donosu. Kiedy
koń zgubił podkowę w drodze powrotnej z odprawy w Życzynie, a partyzanci
zdecydowali zjechać furmanką do niefartownego obejścia kowala Pyrki.
W walce pod Piotrówkiem padł
wtedy jeszcze jeden żołnierz. Szary, prosty, nieznany przez wiele długich lat.
Anonimowy, zwłaszcza przy legendarnym „Orliku”.
Tymczasem komuś nie są obojętne
losy owego NN. Temu komuś zdaje się, że jest w stanie odmienić bieg wypadków i
ocalić żołnierza-przyjaciela.
Dwa wydarzenia historyczne tworzą
ramę powieści Trzy razy „nie”, jej wypełnienie zawdzięczamy już fantazji
nietuzinkowego eksploratora przeszłości i poszukiwacza przygód, Stanisława
Rosoła, postaci znanej z kart książki Spóźniony
zrzut.
Popeerelowska fabryka rezerw
oficerskich. Peerelowski wzorzec miażdżenia indywidualizmu. Absurd. Ogłupianie. Wrzask.
Śmiech przez łzy. Dryl. Ostre mielenie rekrutów ponabieranych na bajki
fantastów z WKU. Ochotnicy i siłą porwani rodzinom. Konfrontacja wyobrażeń z
rzeczywistością.
Szeregowy podchorąży Konrad
Wysocki i drugi pluton dziewięćdziesiątej dziewiątej kompanii SPR w kultowej
opowieści o przeszkoleniu wojskowym inżynierów i magistrów!
Stanisław Rosół dostaje w pracy
jasne polecenie: do końca kwietnia wykorzystać zaległy urlop. Jako poszukiwacz
przygód, kolekcjoner i hobbysta, a jednocześnie odkrywca-amator nie namyśla się
długo – śladami historii postanawia wyruszyć w Lubelskie.
Już podczas pierwszej nocy
spędzanej w terenie pod namiotem Rosół jest świadkiem niecodziennego zdarzenia:
na pobliskiej polanie odbywa się zrzut lotniczy, który wygląda jak wierna
rekonstrukcja historyczna zainscenizowana przez miejscowych zapaleńców. Nad
ranem, w wyniku wnikliwego przeszukania stratowanego terenu, Rosół odnajduje
porzucony zasobnik. Replika? Oryginał? Rekonstruktorzy czy partyzanci? W
rozwikłaniu zagadki Stanisławowi Rosołowi pomoże inny pasjonat historii, kumpel
ze szkolnej ławy, antykwariusz Oskar Nalewajka…
Powieść Spóźniony
zrzut łączy zagadnienia historyczne ze współczesnością. Za sprawą
niewielkiej domieszki fantastyki akcja biegnie dwutorowo: współcześnie i w
połowie lat czterdziestych. Oba światy przenikają się, przy czym wątek
historyczny oparto na epizodzie z dziejów zgrupowania majora Mariana Bernaciaka
„Orlika”, niejako w kontrze do niesławnego tomiku z serii Biblioteka Żółtego
Tygrysa.