AMOS OSKAR AJCHEL, autor książek przygodowo-sensacyjno-historycznych,
m.in. kontynuacji przygód Pana Samochodzika - „Lwy ze Starej Wody.”
1. Twoje książki są trudne do
zdobycia. Czy mógłbyś więc przybliżyć je nieco naszym czytelnikom?
Głównym nurtem mojej twórczości
jest cykl książek sensacyjno-przygodowych przynajmniej z jednym tym samym
bohaterem (alter ego), której główną osnową są dzieje staropolskiej Biblii.
Pierwsza książka (TdwR) przedstawia historię tworzenia, krótkiego działania
i wreszcie zamknięcia (przez podstępne knowania lokalnego proboszcza) niewielkiego muzeum, umieszczonego w wiejskim dworku,
którego to muzeum celem było prezentowanie ekspozycji poświęconej różnym
wydaniom staropolskiej Biblii właśnie.
Druga jej część: Geniza Retro – przedstawia dalsze losy zbiorów
muzealnych z muzeum w Romanach, przeniesionych do pokrzyżackiego zamku na
Mazurach (w fikcyjnej miejscowości) oraz do pobliskiej komandorii, gdzie
czasowo prezentuje się zbiory połączone z cyklem prelekcji. Książka zawiera,
oprócz przygód, sporo wiedzy na temat tego, jak na przestrzeni stuleci
powstawały różne tłumaczenia Biblii.
Trzecia powieść (już nie tak ściśle związana z dwoma pierwszymi, ale z
tymi samymi po części bohaterami) to opowieść o nieco szaleńczej podróży,
pełnej przygód, humoru i zaskakujących zwrotów akcji, w której bierze udział
kierownik muzeum i doktor neurologii. Celem jest skompletowanie wszystkich kart
pochodzących ze zdefektowanego wydania Biblii Leopolity.
Na blogu:
Czwarta książka: Danzig Breslau Danzig to powieść poświęcona
dziejom Biblii gdańskiej. Jej akcja jest dwutorowa: część dzieje się w okresie
II wojny światowej, część współcześnie. Geograficznie zaś ma miejsce w Gdańsku
i Wrocławiu (również w okresie Breslau), zahaczając o inne miejsca Dolnego
Śląska, i odrobinę o Warszawę. Powieść zawiera też pewien wątek
melodramatyczny. Z tą książką wiąże się też zabawna sytuacja. Otrzymałem email,
w którym poradzono mi, abym zmienił tytuł, bo będzie to wprowadzać w błąd
wielbicieli niejakiego Marka Krajewskiego. Napisałem wtedy na blogu, że przemyślałem
sprawę i doszedłem do wniosku, że musiałbym także zmienić tytuł powieści Kryptonim
Wirydarz, ponieważ słowo kryptonim już zawarł w swoim tytule Pan P.
Bojarski. Musiałbym także zmienić tytuł Tajemnicy dworu w Romanach ze
względu na Moniuszkę, Nienackiego, Łozińskiego i parę innych osób. Zaś Zamek
murowany na kwadranguł mógłby sugerować czytelnikom, że to jakaś odnaleziona
powieść F. Kafki. Nagle jednak mnie olśniło, bo doszedłem do wniosku, że w
tytule Geniza Retro chyba nie musiałbym nic zmieniać, no chyba, że
w grę wchodziłby Pan M. Wroński z Lublina, jako popularyzator tak zwanych
kryminałów retro. Została mi jedynie Szlachczonka, dla której nie
mogłem nigdzie znaleźć żadnych skojarzeń. I wtedy pojąłem, że aby się utrzymać
na powierzchni potopu literackiego muszę wymyślać coraz dziwniejsze tytuły,
tak, aby nikomu z niczym się nie kojarzyły. A kiedy już wydawało mi się, że
jestem uratowany, wówczas otrzymałem mnóstwo e-maili z pretensjami, że tego
tytułu - Latopis rybajdyły z Trywieży - nikt nie jest w stanie
przeczytać, a pytanie o taką książkę w księgarniach kilka razy groziło
wezwaniem pogotowia.”
Kolejna pozycja, piąta:
Kryptonim Wirydarz również ma dwa plany akcji: przedwojenna Łomża, gdzie główną
postacią jest niejaki komisarz Fijałkowski i jego zabawny współpracownik,
posterunkowy Brana. Ta część zawiera sporo ciekawych informacji, opartych na
autentycznych wydarzeniach z historii miasta. Drugi wątek, współczesny, to
oczywiście główny bohater serii (alter ego), który wraz z trzema innymi
towarzyszami pracuje w dziwacznej i nieco tajemniczej placówce w okolicach
Hajnówki, w fikcyjnej miejscowości o nazwie Alcuny, gdzie w wolnych chwilach
główny bohater kompletuje informacje o czasach, kiedy ukazywały się pierwsze,
wówczas jeszcze niewielkie fragmenty Biblii w języku polskim.. Oczywiście w
finale oba wątki łączą się ze sobą ściśle. Książka do kupienia w jednej z
łomżyńskich księgarni „Domu Książki”.
Siódma powieść: (po Lwach ze Starej Wody), czyli Latopis rybajdyły z
Trywieży, oprócz wątku sensacyjno-przygodowego i historycznego koncentruje się
na historii Psałterzy: floriańskiego i puławskiego, bardzo cennych dzieł
religijno-literackich z XIV i XV wieku. Wątek przygodowy (to również jest
powieść o dwutorowej akcji: współcześnie i w okresie II wojny światowej)
rozciąga się od Afryki, poprzez Brazylię, Argentynę, Rumunię i Generalną
Gubernię. Sporo miejsca poświęcono też historycznej działalności Cyryla i
Metodego, natomiast główny bohater (alter ego) tym razem zamieszkuje fikcyjną
miejscowość Trywież na głębokim Podlasiu.
W pytaniu padło stwierdzenie, że
moje książki są trudno dostępne. Być może. Ale kiedy ukazały się Lwy ze
Starej Wody, z ciekawości obdzwoniłem wałbrzyskie księgarnie i okazało się,
że żadna nie posiada książki. Samochodzików nie ma już też w Empiku, ani w
Merlinie czy Matrasie (chyba tylko te stare). Tak naprawdę Lwy można
kupić od Warmii i kilku księgarni internetowych, lub na Allegro. Chyba nie jest
to wyjątek, jeśli chodzi o „kontynuacje”. Coraz częściej więc jedynym
„dostawcą” jest po prostu wydawca, względnie Internet. Na moim blogu jest też
informacja, jak dotrzeć do książek, a ja nigdy nie odmawiam kontaktu
emailowego.
2. Jakie są Twoje dalsze plany
literackie. Czy pracujesz nad kolejnym tomem „Pana Samochodzika”?
Obecnie przygotowuję jeszcze
jedną książkę z cyklu „Pan Samochodzik”, nie wiem jednak, jak zostanie przyjęta
przez Warmię, bo sam pomysł ciągnięcia tak zwanych „kontynuacji” mimo wszystko
wciąż wydaje mi się dość karkołomny. Mam więc plan B, czyli jeśli oficyna
Warmia nie będzie zainteresowana,
wówczas najprawdopodobniej utworzę drugi cykl przygodowy, poświęcony stricte
zabytkom, dziełom sztuki i antykom, według własnego pomysłu, który to cykl
będzie miał – podobnie jak ten historyczno-biblijny – stałego głównego
bohatera. Mam już i tak sporo pomysłów, więc to tylko kwestia czasu na
realizację.
3. Czy będzie to ktoś w rodzaju współczesnego
Pana Samochodzika?
Kiedyś nawet ktoś nazwał moje
książki ‘biblijnym Panem Samochodzikiem’
Mimo najszczerszych i najgorliwszych starań pisarzy,
czytelnicy i tak będą ciągle nawiązywać do ikon popkultury, takich jak Indiana
Jones, Sherlock Holmes, czy właśnie Pan Samochodzik, więc nawet jeśli odpowiem,
że nie, że nie będzie to nikt w rodzaju Pana Samochodzika, to i tak porównania
nie uniknę. Z drugiej strony wydaje mi
się, że mimo wszystko określenie w rodzaju „prawdziwy” Pan Samochodzik jest dość trudne do sprecyzowania. Z
moich własnych doświadczeń czytelniczych wynika, że nawet u Nienackiego jego
bohater w każdej książce jest nieco inny, zaś sama postać Pawła Dańca tak
naprawdę jest w moim odczuciu wielkim nieporozumieniem i nie ma nic wspólnego z Panem
Samochodzikiem.
4. Jakie książki czytywałeś w
dzieciństwie?
Lekturę zacząłem w przedszkolu
oczywiście od Tytusa, Romka i A’tomka, części VIII o aparaciku do przenoszenia
się w czasie, na swój sposób pozycji quasi historycznej. Potem jeszcze w
którejś późniejszej części była mowa o „przybywaniu na odsiecz zabytkom”.
Myślę, że to dość silnie już wtedy wpłynęło na moje zamiłowanie do tego typu
zagadnień, choć jeszcze chyba nie zdawałem sobie z tego sprawy. Również komiks
„Kajko i Kokosz” wzbudził moją fascynację słowiańszczyzną, kulturą łużycką,
archeologią, bo jakiś taki klimat zawsze niosły. Kiedy po latach odkryłem, że
cykl „Kajko i Kokosz” był w jakimś sensie plagiatem francuskiego Asteriksa,
zdumiałem się, bo Asteriks przy Kajku i Kokoszu wydał mi się płytki, strasznie
komercyjny i zupełnie pozbawiony inteligentnego poczucia humoru. Potem
oczywiście Nienacki, Niziurski, Bahdaj, czyli typowa „klasyka”. Jakoś nie
wyszło mi ze Szklarskim, ale w szkole podstawowej, do której chodziłem, i ten
autor miał swoich zagorzałych fanów. Oczywiście przeczytałem sporo książek, ale
te wyżej wspomniane chyba najmocniej na mnie wpłynęły i ukształtowały jakiś
taki książkowy „smak”. Uwielbiałem też wszelkiego rodzaju encyklopedie i
słowniki, głównie „poniemieckie”, bardzo bogato ilustrowane. Niewiele z tego
rozumiałem, ale pewnie stąd moje pierwsze fascynacje starymi książkami.
5. Czy wracasz dziś do książek
sprzed lat?
Głównie. Niemal ceremonialnie co
jakiś czas czytam Niesamowity dwór, Uroczysko (tylko I wydanie), Laseczkę
i tajemnicę (kupiłem też świetną wersję audio). Te książki sprawiają mi
wielką frajdę, niezmiennie od lat. Osobiście trochę boję się nowych książek.
Nienacki uczył delektować się przyrodą, zabytkami, kulturą, sztuką, intelektem…
Współcześni autorzy wyrzucili te wartości i zastąpili jest makabrą,
okrucieństwem (dla zabawy), spirytyzmem, dewiacjami seksualnymi. Nawet owo już
słynne „mordobicie”, które według forumowiczów pojawiało się na kartach
kontynuacji, uważam za wielki skandal obyczajowy. I nie pomaga nawet fakt, że w Księdze
Strachów sam Tomasz stosował judo przeciw Zenobii. Myślę jednak, że to jest
zupełnie inny klimat i zupełnie inny opis niż owo „mordobicie”. W każdym razie
nie gra mi to absolutnie. Poza tym coraz
częściej sięgam po książki historyczne stricte, dokumentalne, opracowania… Do
książek sprzed lat mam wielki sentyment. Po pierwsze, jako bardzo młody
człowiek regularnie chodziłem z kolegami do biblioteki publicznej, która była
zawsze czymś niezwykłym. Początkowo bibliotekarka sama wybierała dla mnie
książki, z czasem jednak wszedłem w drugi stopień wtajemniczenia i pozwolono mi
już samemu buszować między regałami. Pamiętam, że byłem zawsze mocno
podekscytowany, jak mogłem sam wziąć sobie książkę do ręki i zastanowić się,
czy ją wypożyczyć. Po drugie, był to okres przesławnych serii wydawniczych: Klub
siedmiu przygód, czyli tak zwana seria z Indianiniem, była też taka seria
(chyba to się nazywało klasyka młodych) w
białych okładkach, gdzie obok tytułu widniał taki jakby okrągły stempel z
wizerunkiem autora. Mogłem coś poplątać, ale na pewno wydano tak kilka książek
Marka Twaina, czy Juliusza Verne, których także bardzo ceniłem. Jeszcze dzisiaj
wielkie wrażenie robią na mnie barwne książki w twardej oprawie z płóciennym
grzbietem, wydawane gdzieś w latach pięćdziesiątych, pełne znakomitych
ilustracji wybitnych artystów.
(W serii
„Klasyka Młodych” od 1973 r. ukazywały się książki wydawnictw„Iskry” i
„Nasza Księgarnia.” Pierwsze dwa tomy to „Przygody Hucka” i „Przygody Tomka
Sawyera” Marka Twaina. Do 1981 r. w serii ukazało się 37 tytułów. Źródło:
Elżbieta Mrzygłocka „Serie wydawnicze dla dzieci i młodzieży 1970-1982” , Warszawa 1985 r. – przyp. red.)
6. Która z powieści Zbigniewa
Nienackiego z serii o Panu Samochodziku uważasz za najlepszą?
Zdecydowanie Niesamowity Dwór,
bo taki pan Tomasz najbardziej mi odpowiadał. Ponadto, jako swoisty prequel
(chociaż późniejsze powiązanie z PS wydaje mi się tylko umownym
nieporozumieniem) Uroczysko właśnie, oraz Pozwolenie na przywóz lwa,
też tylko I wydanie bez późniejszych rekombinacji. Ostatnio zdobyłem też
pierwsze wydanie Laseczki i tajemnicy. Niestety, ale oprócz tego, że
jestem namiętnym czytelnikiem, bardzo liczy się dla mnie sama edycja książki.
Dlatego właśnie zdobyłem wszystkie I wydania książek Nienackiego dla młodzieży.
Bardzo bym chciał, aby ktoś kiedyś wydał oryginalną wersję Zabójstwa rycerza
Jędrzeja, najlepiej w twardej oprawie z płóciennym grzbietem i ilustracjami
Nowosielskiego .
7. Tematyka historyczna, Biblia –
to nie są chyba tematy, które potrafią zainteresować szersze grono młodych
czytelników tak jak 20, czy 30 lat temu. Kto zatem jest adresatem Twoich pierwszych
powieści?
Wydaje mi się, że jest to
kwestia samego podania tematu. Pamiętam z dzieciństwa, że Krzyżacy Sienkiewicza
to była najnudniejsza książka jaką czytałem, a i temat mnie nie zachwycił. Ten
sam jednak wątek historyczny, tym razem jako Templariusze, podany przez
Nienackiego – zafascynował. Absolutnie nie porównuję książek, jako dzieł
literackich, ani autorów, chodzi tylko o ukazanie tematu samego w sobie. To
chyba tak, jak z nauczycielami i wykładowcami. To oni, ludzie, a nie przedmioty
same w sobie, sprawiały, że w szkole nienawidziliśmy na przykład chemii, czy
fizyki, a uwielbialiśmy język polski, czy historię, lub odwrotnie. A przecież i
łacina i greka potrafią zafascynować. Z drugiej strony, wydaje mi się, że
plastikowy Dan Brown ze swoim Langdonem jest żadnym nośnikiem informacji. W
dość prymitywny sposób bazuje na pseudosensacyjnych spekulacjach na poziomie
brukowców. Również od strony literackiej nie zachwyca. Kiedyś zobaczyłem kilka
książek Browna rozrzuconych na jakimś regale w mega hipermarkecie i od razu
poczułem, że to jest właściwe miejsce dla tego typu powieści. Gdyby akcja
toczyła się wśród sprzedawców jajek i szkolnych woźnych – nie miałoby to
większego wpływu na wartość książki. A taki na przykład (bardzo słabo znany w
Polsce) James Herriot stworzył wspaniałe i mądre książki, chociaż ich tłem jest
codzienna praca weterynarza i życie hodowców zwierząt. Mógłbym jeszcze wymienić
Olivera Sacksa, który w genialny i bardzo przyjemny sposób pisze o
najdziwniejszych zakamarkach psychiatrii, neurologii i medycyny w ogóle. Tak samo jest z Biblią. Jej dzieje, zwłaszcza
sensacyjne dzieje Biblii staropolskiej, są równie fascynujące, jak historia
dzieł sztuki.