czwartek, 9 lipca 2015

„Skrzynie Sturmbannführera”




Luiza Frosz „Skrzynie Sturmbannführera”


Połowa lipca. Warszawa. Biuro Pawła Dańca, urzędnika Ministerstwa Kultury i Sztuki zajmującego się rozwiązywaniem zagadek związanych z kradzieżami dzieł sztuki i odszukiwaniem zabytków zrabowanych w latach wojny. Zmagania z przemytnikami dzieł sztuki wiążą się z częstymi wyjazdami służbowymi w różne, często odległe zakątki naszego kraju. To bardzo pasjonujące, absorbujące, ale także stresujące zajęcie. Dlatego też Daniec co roku z utęsknieniem oczekuje na nadejście lata, kiedy to ma nadzieję na relaks w malowniczej scenerii mazurskich jezior i lasów. Niestety, zazwyczaj na nadziei się kończy, a w ostatniej chwili przed wyjazdem pojawia się przeszkoda sprawiająca, że zamiast błogiego lenistwa nad którymś z licznych mazurskich akwenów, wakacyjna wycieczka przeradza się pasjonującą, niebezpieczną przygodę.




Ten szablon wykorzystała również Luiza Frosz, autorka powieści „Skrzynie Sturmbannführera.” Jest to kolejna z książek serii „Pan Samochodzik i…” olsztyńskiego wydawnictwa Warmia. Zbyt kurczowe trzymanie się przez autorkę schematu sprawiło, że to właśnie pierwsze strony powieści były dla mnie najtrudniejsze do przebrnięcia. Na szczęście rozwój fabuły zrekompensował mi z nawiązką sztampowy początek. Akcja powieści rozgrywa się nad Jeziorem Narie, gdzie Paweł Daniec przy pomocy swego przyjaciela, detektywa Kamila Podworskiego, uczennicy klasy maturalnej – Kornelii oraz niezwykłego oryginała – Kompozytora usiłuje rozwiązać zagadkę, której korzenie sięgają  czasów okupacji niemieckiej. Historia prowadzi do Sturmbannführera Heinricha Winkle, który tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej ukrył gdzieś w okolicy skrzynie z tajemniczą zawartością. Oczywiście ochotę na odnalezienie depozytu ma jeszcze kilka innych osób, stąd też Daniec oraz jego przyjaciele muszą mieć oczy szeroko otwarte.

Luizie Frosz udało się dość wiernie odtworzyć klimat znany z klasycznych „samochodzików” autorstwa Zbigniewa Nienackiego. Moja ocena byłaby zapewne nieco wyższa, gdyby nie przeładowanie fabuły dynamiczną akcją. Bohaterowie niemal nie znajdują czasu, aby usiąść na chwilę przy ognisku, porozmawiać, nacieszyć się rześkością mazurskich nocy. Autorka zastosowała ciekawy zabieg, wplatając w fabułę powieści dramatyczne historie z lat II wojny światowej. Choć nie uniknęła kilku potknięć i nieścisłości, książka zasługuje na dość wysoką ocenę i może stanowić przyjemną lekturę podczas kilku wakacyjnych wieczorów.

Powieść Luizy Frosz „Skrzynie Sturmbannführera” zwyciężyła w drugiej edycji konkursu na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku.[1]


Wydawnictwo: Warmia
Seria wydawnicza: Pan Samochodzik i …
ISBN: 978-83-60586-36-6
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 179





[1] O powieści Luizy Frosz możecie podyskutować na Forum Miłośników Pana Samochodzika: http://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=2649 Zapraszam.

niedziela, 5 lipca 2015

„Noc patagonów”




Michał Młotek „Noc patagonów”

Patronat medialny: ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA


Pewien poszukiwacz skarbów dowiaduje się o znalezionej przez znajomego w czasie prac w  ogrodzie złotej monecie z 1634 r. Wiadomością dzieli się z przyjacielem, częstym towarzyszem poszukiwawczych wypraw. Intuicja podpowiada im, że znalezisko może być fragmentem większego depozytu. Po dokonaniu identyfikacji monety, poszukiwacze próbują odtworzyć drogę, jaką przebył cenny krążek nim znalazł się w tym właśnie miejscu. Mają nadzieję, że uda im się odnaleźć na ukryty przed wiekami skarb.

Bohater książki, a myślę że Michał Młotek ma z nim bardzo wiele wspólnego, sięga wspomnieniami do początków swej przygody z historią i eksploracją. Zapewne wielu poszukiwaczy przeżywało podobne nadzieje, rozterki i rozczarowania nim natrafiło na swoje pierwsze „poważne” znalezisko. Autor między wierszami zwraca uwagę i podpowiada młodym ludziom, którzy niedawno połknęli poszukiwawczego bakcyla, jak ważna jest praca nad źródłami. Przed wyjściem w teren warto przecież nie tylko sprawdzić na mapie, co kiedyś znajdowało się w danym miejscu, lecz także sięgnąć na półkę z książkami i dokładnie poznać historię terenów, które zamierzamy „przeczesać” za pomocą wykrywacza metalu. Warto także po znalezieniu wiekowego przedmiotu zastanowić się dlaczego artefakt znalazł się w tym a nie innym miejscu, a także spróbować poszukać odpowiedzi na pytanie: kim byli ludzie, do których niegdyś należał? Wszystkie te sugestie podane są tak jak wspomniałem w niemal niezauważalny sposób, bez moralizowania, z którego słynął jeden z ulubionych bohaterów literackich wielu poszukiwaczy skarbów - Pan Samochodzik.




Nieco bardziej doświadczeni poszukiwacze w trakcie lektury „Nocy patagonów” mogą przypomnieć sobie własne pierwsze wyprawy z wykrywaczem. Często nim wbili saperkę w twardą, spękaną od słońca ziemię, przed wyjazdem w teren musieli stoczyć znacznie trudniejszą walkę – z małżonką lub dziewczyną, które nie zamierzały samotnie spędzać kolejnego popołudnia czy wieczoru. Przygody chłopaków poszukujących skarbu przeplatane są historiami sprzed wieków. Czytelnik otrzymuje te informacje podane w bardzo przyjaznej, lekkostrawnej formie. Nie odczuwamy dzięki temu pokusy, aby szybko przekartkować strony, na których przedstawiono burzliwe lata z historii naszego kraju i kontynentu czy też opisy odnalezionych monet. Autor zadbał o dokładne przekazanie emocji jakie towarzyszą poszukiwaczom po usłyszeniu sygnału wykrywacza.

Nie jest to obszerna, epicka powieść, stąd też nie znajdziemy w niej pogłębionych porterów psychologicznych bohaterów czy też rozwlekłych opisów przyrody. Na jednym z forów Michał Młotek napisał o swej książce: „Nie spodziewajcie się poszukiwawczego "Pana Samochodzika i...". To książka napisana z pasji, o poszukiwaniach i dla poszukiwaczy. Nie ma w niej spektakularnych odkryć. Są za to fajne opisy pojedynczych znalezisk. Każdy, kto choć raz kopał, zrozumie... Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie...”[1] Trudno się z nim nie zgodzić.

Warto podkreślić solidny warsztat literacki autora. Książkę szybko się czyta. Każdy, komu nieobce są wędrówki z wykrywaczem odłoży ją jednak na półkę z lekkim uczuciem niedosytu. Powieść jest zbyt krótka. Chętnie poczytalibyśmy o dalszych odkryciach mazurskich poszukiwaczy skarbów. Na szczęście Michał Młotek zapowiada, że „Noc patagonów” otwiera nową serię powieściową. A w kolejnych wyprawach Kornela i jego przyjaciół będziemy być może mogli uczestniczyć jeszcze w bieżącym roku. Rozpoczęły się upalne wakacje. Dojrzewa zboże na polach, w lasach niczym mikroskopijni esesmani, czyhają na swe ofiary lubujące się w krwi eksploratorów kleszcze. Nim będziemy mogli bez obaw oddać się poszukiwawczej pasji upłynie jeszcze trochę czasu. Warto wykroić z niego jedno lub dwa popołudnia na przeczytanie „Nocy patagonów.”  


Wydawca: Księgarnia Poszukiwacza
Patronat medialny: Zapomniana Biblioteka
ISBN: 978-83-942534-1-7
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 142


piątek, 3 lipca 2015

Wyniki konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2014 roku



Kapituła drugiej edycji konkursu na najlepszą samochodzikową książkę 2014 roku,
w której obradach miałem przyjemność uczestniczyć
ogłosiła wyniki swojej pracy.


Tytuł najlepszej samochodzikowej książki 2014 roku
otrzymała powieść

Luizy Frosz "Skrzynie Sturmbannführera"

A oto oficjalne wyniki konkursu:

1. Luiza Frosz "Skrzynie Sturmbannführera"
2. Katarzyna Majgier – "Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic”
2. Andrzej Irski - "Sztucery Göringa"
4. Andrzej Irski - "Tablice mormonów"
5. Emilia Nowak - "Tajemnica Orlego Gniazda"

---

Kapituła Konkursu postanowiła uhonorować dodatkowym wyróżnieniem powieść 
Katarzyny Majgier – "Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic”
za krzewienie pasji historycznej
oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.



Recenzje wszystkich książek
znajdziecie niebawem na stronach ZAPOMNIANEJ BIBLIOTEKI.

Zapraszam
J


wtorek, 30 czerwca 2015

"Spotkania z Zabytkami" numer 5-6/2015



W najnowszym numerze czasopisma "Spotkania z Zabytkami":


W numerze 5-6, 2015 prezentujemy takie zabytki jak pałac Tyszkiewiczów w Landwarowie, kościół i klasztor w Rzyszczowie nad Dnieprem, pałac Bielińskich w Otwocku Wielkim i dwór w Kłóbce. Przybliżamy modernistyczną twórczość rzeźbiarską Roberta Bednorza, a także odwiedzamy wystawy: zeszłorocznych nabytków w Zamku Królewskim na Wawelu, kamieni ozdobnych w Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka i metaloplastyki początku XX w. w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Bibliofile poznają dzieje biblioteki kościoła św. św. Piotra i Pawła w Legnicy. Piszemy też o Feliksie Jasieńskim, któremu w Krakowie poświęcono w tym roku dwie wystawy (jego portret zdobi okładkę). Ponadto poruszamy zagadnienie regulacji prawnych związanych z międzynarodowym wypożyczaniem dóbr kultury. To oczywiście nie wszystko – zachęcamy do lektury!


Szczegółowy spis treści:


"Spotkania z Zabytkami" na Facebooku:



sobota, 27 czerwca 2015

„Dom tajemnic”




Adam Nasielski „Dom tajemnic”


„Dom tajemnic” to kolejna powieść Adama Nasielskiego, której bohaterem jest genialny warszawki detektyw Bernard Żbik. Konstrukcja fabuły nieco przypomina dwa inne kryminały Nasielskiego: „Opera śmierci” oraz „Alibi.”[1] W każdej z tych książek akcja rozgrywa się w odciętym od świata miejscu. Tym razem tłem dramatycznej historii jest willa położona w lesie pod Warszawą. Jej właścicielem jest Piotr Breda, przyjaciel wspomnianego wcześniej słynnego detektywa. Profesor kryminologii, doktor praw oraz psychiatra przybywa do warszawskiego mieszkania Żbika i prosi go, aby ten spędził urlop w Wilanowie. Dziwne zachowanie profesora, jego zdenerwowanie sprawia, iż Żbik zaczyna podejrzewać, że za zaproszeniem kryje się jakaś tajemnicza sprawa. Niestety, nic więcej nie udaje mu się dowiedzieć, lecz niezawodna intuicja podpowiada detektywowi, że wizyta w Wilanowie może dostarczyć wiele niezapomnianych i niebezpiecznych przeżyć.

Profesor przeczuwa, że wkrótce padnie ofiarą morderstwa. Niestety, mimo nalegań  Żbika, nie chce zdradzić na czym opiera swe przekonania. Przyznaje tylko, że przyszły zabójca znajduje się w willi. Tu warto dodać, że wszyscy mieszkańcy i goście rezydencji skrywają w głębi duszy jakieś mroczne sekrety. Inspektor Żbik cały czas odnosi wrażenie, ktoś śledzi każdy jego krok. W budynku zaczyna dochodzić do dziwnych, trudno wytłumaczalnych wydarzeń. Detektyw snuje podejrzenia, że niesamowite okoliczności mogą wskazywać na to, że ze sprawą mają związek niewyjaśnione rodzinne tajemnice sprzed wielu lat. Jest przekonany, że czeka go do rozwiązania najtrudniejsza zagadka w długiej, policyjnej karierze.

Adamowi Nasielskiemu udało się znakomicie wyczarować klaustrofobiczny, niepokojący klimat powieści. Atmosfera grozy, zimowa sceneria, stary, gęsty sosnowy las, usytuowana na odludziu, ponura willa oraz pełne sprzeczności postacie to idealne składniki dobrego, klasycznego kryminału. Dwuznaczne zachowania bohaterów sprawiają, że nie tylko as stołecznych detektywów, ale także czytelnicy do ostatniej strony powieści nie są pewni, jaką tajemnicę ukrywa willa profesora Bredy w Wilanowie. Na napisanie powieści „Dom tajemnic” Adam Nasielski potrzebował zaledwie trzech miesięcy. Książka powstała w 1934 r. i bez wątpienia należy do najlepszych dokonań tego klasyka polskiej literatury kryminalnej. Jest to już czwarta powieść Nasielskiego wydana w serii „Kryminały przedwojennej Warszawy.” Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
Podseria: Wielkie gry Bernarda Żbika
ISBN: 978-83-63424-59-6
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 214


niedziela, 21 czerwca 2015

„Fałszywy prorok”



Sebastian Koperski „Fałszywy prorok”


Poznań, 1914 r. Już za kilka miesięcy Europę ogarnie jeden z najkrwawszych w historii konfliktów zbrojnych. Nic więc dziwnego, że mocarstwa które niebawem wyślą wojska na pola bitewne coraz większe środki przeznaczają na rozbudowę sieci agentów we wrogich krajach. Szpiegiem, którego zadaniem jest nie tylko zbieranie informacji o przygotowaniach Niemców do wojny lecz przede wszystkim rozbudzanie animozji między polskimi i niemieckimi mieszkańcami zaboru pruskiego jest jeden z bohaterów powieści „Fałszywy prorok” - Albert Fiszkowicz.

Na niemal pięciuset stronach książki Sebastiana Koperskiego splata się kilka wątków. Tym razem jednak wątek kryminalny przysłonięty jest nieco przez sensacyjną historię polityczno-szpiegowską, której centralną postacią jest wspomniany wcześniej carski agent. Niezwykle przebiegły Fiszkowicz okazuje się być osobnikiem o wielu twarzach. Wykorzystując bez  skrupułów patriotycznie nastawioną polską młodzież stara się za wszelką cenę zasłużyć nie tylko na uznanie swoich przełożonych, lecz jednocześnie zadbać o solidne zabezpieczenie finansowe na dalsze lata życia.




Wywiad z Sebastianem Koperskim, autorem powieści "Fałszywy prorok" 
(Wydawnictwo Zysk i s-ka, 2015). Radio "Merkury", 18 czerwca 2015. 


W powieści „Fałszywy prorok” spotkamy wiele postaci, które mieliśmy okazję poznać przy okazji lektury książki „Doktor Jeremias” napisanej kilka lat temu przez Sebastiana Koperskiego wspólnie z Wojciechem Stammem. Elementem mającym bardzo istotny wpływ na fabułę jest nie zamknięta do końca sprawa bestialskiego zabójstwa młodej dziewczynki Janiny Pokrywki. Nieformalne śledztwo w tej sprawie prowadzili komisarz Heinrich Windelband, lekarz sądowy Anzelm Schoen oraz psychiatra Sigmund Jeremias. Trójkę mężczyzn, a prawdę mówiąc Anzelma wspomagała zauroczona nim panna Klara. Jak pamiętamy, pochodzący z wpływowych środowisk sprawcy zbrodni nie zostali ukarani. Czy tym razem dosięgnie ich ręka sprawiedliwości?

Uwagę doktora Jeremiasa zaprząta ponadto sprawa tajemniczego samobójstwa bliskiego przyjaciela, lekarza wojskowego Gottloba Steinberga. Okoliczności wskazują, że być może Steinbergowi ktoś pomógł przenieść się na tamten świat. Jeremias nie przyjmuje do wiadomości wątpliwych wyników sekcji zwłok i postanawia bliżej przyjrzeć się tej sprawie. Zastanawia się. czy śmierć lekarza może mieć jakiś związek z zamordowaniem dziewczynki.

Sebastian Koperski ponownie poruszył zagadnienie wielokulturowości Poznania, miasta w którym Polacy, Niemcy i Żydzi nie tylko mieszkają obok siebie, lecz także co pokazuje przykład trójki bohaterów, przyjaźnią się i współpracują. W rozmowach potrafią poruszać również  drażliwe, jak wydawałoby się z pozoru tematy polityczne. I choć tło polityczne zostało w książce mocno wyeksponowane, na uwagę zasługuje także starannie naszkicowana warstwa obyczajowa. Akcja książki rozgrywa się bowiem pośród przedstawicieli różnych grup społecznych dawnego zaboru pruskiego. Krzyżują się drogi poznańskich policjantów, lekarzy, szpiegów i przedstawicieli lokalnego półświatka. Gdzieś pośród nich miota się grupka naiwnych, lecz odważnych, bojowo nastawionych chłopaków, którzy pragnąc walczyć o przywrócenie Polski na mapy Europy, nie wahają się przed podejmowaniem ryzykownych działań i wstępują do Polskiej Organizacji Patriotycznej i Spiskowej.

Brutalne starcie wywiadów, walka o sprawiedliwość, sprawa polska w przededniu wybuchu I wojny światowej, próba definitywnego wyjaśnienia tajemniczej zbrodni… A to jeszcze nie wszystko. Powieść Sebastiana Koperskiego to precyzyjnie skonstruowana literacka mozaika, w której nie związane na pierwszy rzut oka ze sobą wątki łączą się tworząc wciągającą epicką powieść. Polecam.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 978-837785-381-8
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 446


piątek, 19 czerwca 2015

„Pan Samochodzik i złota rękawica”




Zbigniew Nienacki „Pan Samochodzik i złota rękawica”


Jak doskonale wiedzą wszyscy miłośnicy twórczości Zbigniewa Nienackiego, bohater jego słynnego cyklu powieściowego - Tomasz NN to bardzo romantyczny i sentymentalny mężczyzna. Z racji posiadania pokracznego, lecz niezwykłego pojazdu zwany jest przez przyjaciół Panem Samochodzikiem. Sam Tomasz także nie należy do przystojniaków, a mimo to w każdej powieści otacza go wianuszek pięknych kobiet, które wielokrotnie wykorzystują jego naiwność do realizacji swoich, nie zawsze szlachetnych celów. Pan Tomasz pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki, gdzie zajmuje się poszukiwaniem skradzionych zabytków. Tropiąc złodziei polskich dóbr kultury często odwiedza Mazury, gdzie z upodobaniem oddaje się jednej ze swych pasji – żeglarstwu.

Jeziorak odwiedził również w niniejszym, przedostatnim tomie cyklu powieściowego. Tym razem jednak powodem jego przyjazdu na Pojezierze Mazurskie, jest zamiar odnalezienia tajemniczego poety, autora wiersza „Złota rękawica.” Tomasz kupuje wrak żaglówki „Szkwał”, na której niegdyś pływał po tym pięknym jeziorze. Po odremontowaniu jachtu, w trakcie oczekiwania na współtowarzyszy podróży spotyka dziewczynę, która przedstawia mu się jako Bajeczka. Oczarowany panienką bohater wyjawia jej cel swego pobytu na Mazurach. Niestety, rankiem dziewczyna znika z jachtu, pozostawiając jedynie pomalowaną na złoty kolor rękawicę. Wkrótce zjawiają się załoganci i wyruszają wraz z panem Tomaszem w obfitujący w wiele przygód rejs.



Plaża miejska nad Jeziorakiem. 
Pocztówka od Hani wysłana do moich Dziadków. 11.07.1977 r. (archiwum rodzinne) 


Plany Pana Samochodzika stara się pokrzyżować groźny przeciwnik, Waldemar Batura. To jego kolega z czasów studiów, a obecnie sprytny handlarz i przemytnik dzieł sztuki. W trakcie rozwiązywania zagadki Tomasz spotyka słynnego aktora Rogera Moore`a, który wraz z aktorką Dianą Denver realizuje w Polsce nowy odcinek serialu „Święty.” W powieści, jak to u Nienackiego, pojawiają się oczywiście wyraziści i niezwykle zabawni bohaterowie drugoplanowi. Burze rozpętują się nie tylko nad Jeziorakiem, ale i w sercach kilku z nich. Jesteśmy świadkami porwań i pościgów. Niezwykle dynamiczna, momentami wręcz nieprawdopodobna akcja przeplata się z mnóstwem pełnych humoru, często sentymentalnych scen. To wszystko okraszone jest niezwykłym mazurskim klimatem, jaki chyba tylko Nienacki potrafi wyczarować.

Ale „Pan Samochodzik i złota rękawica” to nie tylko znakomita powieść przygodowa. Zbigniew Nienacki pragnął, aby czytelnicy wraz z uczestnikami rejsu dotarli do tego „co kryje się w każdym z nas. Owo pragnienie poezji będące wyrazem poszukiwań w sobie czegoś lepszego.”[1] stąd też na kartach książki, odnajdziemy kilka postaci, które pozornie nie odgrywają większego znaczenia w odkryciu tajemnicy autora wiersza. Mam tu na myśli, członków dawnej załogi „Szkwała,” którzy po zakończeniu rejsu nie są już tymi samymi osobami co kilka tygodni wcześniej. Ale szczegółów nie zamierzam tu zdradzać, aby nie zabierać Czytelnikom przyjemności płynącej z lektury.[2] Polecam. Wakacje tuż tuż…

Jezioro moje, w gładkiej toni 
widziałem kiedyś dziecka twarz. 
Jakiż to wiatr te fale gonił, 
co odebrały oczom blask? 

Jezioro moje, z twojej toni 
już nie wyciągnę sieci znów, 
zabrakło siły w starczej dłoni. 
I wiary brak, nadziei, słów. 

Jezioro moje, twoje toni 
obcym imieniem mówi czas, 
na mojej pieśni łańcuch dzwoni 
niewoli, usta ciśnie głaz. 

Jezioro moje, w twoje tonie 
z ojczystych słów oddaję śpiew. 
Jak kamień krzywdy wiersz zatonie. 
Czy kiedyś zabrzmi jękiem mew? 

Ojczyzno moja, ponad tonią 
żurawi zwątpień krzyk jesieni. 
Do starych gniazd dostępu bronią 
trzcin szable. Aż się los odmieni. 

I znowu polski rycerz dumnie 
podejmie złotą rękawicę. 
Widziałem ją w blaszanej trumnie, 
gdzie wróg rozbitą miał przyłbicę. 

I wy wrócicie tu łabędziem 
w łopocie żagli białych skrzydeł, 
mój grób z brzozowym krzyżem będzie 
jak z Grottgerowych malowideł. 

Zarzućcie w tonie nocne sieci 
po pieśni sen ukryty w fali. 
A jeśli grobu nie znajdziecie, 
zechciejcie chociaż wiersz ocalić.[3]


Gustaw Kodrąb, Jeziorak 1941 r.



Wydawnictwo: Nasza Księgarnia 
Seria wydawnicza: Klub Siedmiu Przygód
ISBN: 83-10-07637-1
Rok wydania: 1981
Liczba stron: 321



[1] „Pan Samochodzik i złota rękawica”, s. 291.
[2]  Powieść Zbigniewa Nienackiego ma swój dział na Forum Miłośników Pana Samochodzika: http://pansamochodzik.ok1.pl/viewforum.php?f=119 Zapraszam.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

„Zmierzch bohaterów”




Andrzej Dudziński „Zmierzch bohaterów”

Opowieść o powojennych losach czterech pancernych


W swej najnowszej książce Andrzej Dudziński podjął próbę przedstawienia losów bohaterów powieści Janusza Przymanowskiego oraz kultowego serialu „Czterej pancerni i pies” w kształtującej się powojennej, socjalistycznej rzeczywistości. Co prawda w tytule powieści pojawia się słowo „zmierzch”, ale czy naprawdę z chwilą kiedy z pól bitewnych opadł kurz a członkowie załogi Rudego z orderami na piersiach i głowami pełnymi marzeń rozpoczęli poszukiwanie nowego miejsca dla siebie, przestali być bohaterami? Na pewno nie. Sytuacja po zakończeniu II wojny światowej sprawiła, że pancerniacy zamiast niemieckim tygrysom musieli stawić czoło trudnościom stwarzanym przez tych, którzy jeszcze tak nie dawno ochoczo dekorowali ich mundury krzyżami walecznych i medalami za zdobycie Berlina.




Powieść Andrzeja Dudzińskiego rozpoczyna się w momencie zakończenia uroczystości weselnych Janka i Marusi oraz Gustlika i Honoraty. Weselnicy rozjeżdżają się po „nowej” Polsce. Kilku z nich decyduje się kontynuować karierę wojskową, inni jak Gustlik czy kapral Wichura zrzucają mundur i próbują zająć się tym, do czego mają największe predyspozycje. I tak Gustlik po ślubie z Honoratą znajduje pracę w kuźni a Wichura kombinuje jak wykorzystać trudne powojenne realia tak, aby zapewnić sobie więcej niż godziwe środki do życia. Spotkamy się także z niezbyt często pojawiającymi się w serialu chorążym Zubrykiem, czy granym przez Mariana Opanię „Zadrą.” Wątek tego ostatniego został w książce znacznie bardziej rozbudowany. Nie zajmuje jednak tak dużo miejsca jak dramatyczne przygody Janka Kosa i Marusi, czy Grigorija i Lidki. Nie da się ukryć, że wyobrażając sobie postacie z książki Andrzeja Dudzińskiego przed mymi oczami pojawiały twarze aktorów odtwarzających główne i drugoplanowe role w serialu reżyserowanym przez Konrada Nałęckiego.

Jako ciekawostkę warto dodać, że Andrzej Dudziński skrzyżował na kartach książki losy pancerniaków i innego kultowego bohatera wojennego serialu sprzed lat – Stanisława Kolickiego, czyli agenta Hansa Klosa. Niestety dowódca Rudego nie był zapewne z tego spotkania zadowolony. Mimo tego, że podpułkownik Kolicki, obecnie oficer bezpieki, również po wojnie zachowuje klasę, nie udaje mu się wyciągnąć z tarapatów młodego Janka. Kos trafia do karnej kompani, zamartwia się o niego będąca przy nadziei Marusia, tęskni Szarik. Szczęście opuszcza także Gustlika, który przypadkowo uwikłany w akcję sabotażową zmuszony jest uciekać z kraju. Powojenna sytuacja przytłacza Lidkę, która opuszcza Grigorija i zostaje kochanką prominentnego radzieckiego oficera. Powojenne realia, i rozbudowująca się socjalistyczna władza dopiekła każdemu z bohaterów. Ich rozchodzą się, ale w momentach próby potrafią się odnaleźć i wyciągnąć do siebie pomocną dłoń.„Zmierzch bohaterów” to jednocześnie znakomicie napisana, pełna wartkiej akcji książka przygodowa. Autor podarował załodze Rudego drugie życie, a czytelnikom którzy wychowywali się na często emitowanym w latach PRL-u serialu stworzył okazję do ponownego spotkania z Jankiem Kosem i gronem jego wypróbowanych przyjaciół. Polecam. Doskonała lektura na wakacje.


Wydawca: Bukowy Las
ISBN: 978-83-64481-22-2
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 498



piątek, 12 czerwca 2015

Siedem pytań do Jolanty Marii Kalety




Jolanta Maria Kaleta, pisarka, autorka wielu książek przygodowych, 
w tym powieści „Duchy Inków” zgłoszonej do konkursu 
na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2015 r.




1. Pani powieść „Duchy Inków” znalazła się w gronie książek zgłoszonych do konkursu na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 r. organizowanego przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. Czy sięgała Pani po powieści Zbigniewa Nienackiego, a jeśli tak, które należą do Pani ulubionych?

Przykro mi, ale żadnej powieści „samochodzikowej” nie czytałam. Kiedy te książki ukazały się na rynku księgarskim, ja już zdążyłam z powieści dla dzieci i młodzieży wyrosnąć. Niemniej z przyjemnością obejrzałam z moim dzieckiem jeden z filmów w telewizji, choć przedstawiana w nim socjalistyczna rzeczywistość nieco odbiegała od tej, która mnie otaczała. Ale należy pamiętać o istniejącej w tamtych czasach cenzurze, która nie dopuściłaby do publikacji treści „niezgodnych z obowiązującą linią partii”. Jako dziecko uwielbiałam Dzieci z Bullerbyn, bo moje dzieciństwo przypominało to książkowe, jako nastolatka zaczytywałam się w Szklarskim, bo chyba w jego Tomku się zadurzyłam, ale także czytałam Lema i Strugackich. Typową literaturę dziewczęcą omijałam szerokim łukiem, może dlatego, że trochę zazdrościłam bohaterkom. Były takie wrażliwe, dziewczęce, delikatne, a ja wiecznie z porozbijanymi kolanami i podrapanymi łokciami, kopałam z chłopakami piłkę, strzelałam z łuku i szalałam na rowerze. Z braku laku przeczytałam nawet Jak hartowała się stal, bo jako lektura obowiązkowa w szkole książka stała w domu na półce, oraz Szosę Wołokołamską, choć to o wojnie, więc dla dziecka nieodpowiednie.


2. Od wielu lat powstają kontynuacje przygód Pana Samochodzika. Czy nie miałaby Pani ochoty podjąć wyzwania i spróbować napisać kolejny tom przygód detektywa-muzealnika?

To mi z pewnością nie grozi z kilku powodów. Po pierwsze: nie piszę książek dla dzieci i młodzieży, bo to najtrudniejszy rodzaj literatury. Po drugie: lubię chadzać własnymi ścieżkami, a przetarte szlaki mnie nie bawią. Byłabym zażenowana, korzystając z cudzego pomysłu. Dopóki mam własne, to piszę. Jak ich zabraknie, to przestanę. Po trzecie: na ogół nikt nie potrafi prześcignąć, czy nawet doścignąć pierwowzoru, a seria „samochodzikowa” jest arcydziełem w swojej klasie. Nie chcę być „kopią mistrza”. Postać detektywa-muzealnika jest sama w sobie świetna, ale już zbyt wyeksploatowana zarówno w filmach jak i w literaturze, więc z żalem muszę odłożyć na półkę. W moich powieściach za każdym razem inny bohater pełni rolę detektywa-amatora, niejako z konieczności, a nie z zamiłowania. W Kolekcji Hankego jest nim Matylda, muzealniczka, ale ona nie szuka bliżej niesprecyzowanych artefaktów, lecz obrazów, które Wrocław naprawdę po wojnie utracił, bo wywieziono je do Warszawy ze względów propagandowych, a niektóre zniknęły w bliżej nieznanych okolicznościach. Rolę detektywa-amatora pełni także redaktor Wolański poszukujący „Portretu Młodzieńca” w Operacji Kustosz czy historyk sztuki, Marek Wolski we Wrocławskiej Madonnie. W Strażniku Bursztynowej Komnaty w parę detektywów wcielają się Ewa Rylska, historyk, i Mateusz Popiel, były esbek. Poza tym ja nie lubię czytać książek, w których jest wciąż ten sam główny bohater i pewno dlatego sama też takich nie piszę. Mam jednocześnie wrażenie, że w moich powieściach takim bohaterem jest Dolny Śląsk. To główna postać moich powieści, za każdym razem w innym, pełnym tajemnic miejscu.

3. Na co zwraca Pani największą uwagę, co sprawia największą trudność a co przyjemność podczas pracy nad przygodowo-sensacyjną książką z wątkami historycznymi?

Pisanie sprawia mi przyjemność. Mnie nikt i nic do pisania nie zmusza. Piszę, bo to ciekawe zajęcie i daje mi możliwość opowiedzenia szerszemu gronu o intrygujących wydarzeniach. Sprzyja aktywności psychicznej i fizycznej. Daje możliwość poznania nowych rzeczy, miejsc i ludzi. Mogę tylko żałować, że wcześniej nie miałam czasu, aby poświęcić się pisaniu. Teraz ten czas mam i wykorzystuję pomysły, które leżały we mnie od lat. Syn już jest dorosły, a wnuków jeszcze nie mam. Skończyłam też swoją aktywność zawodową. W mojej pierwszej książce o wszystko mówiącym tytule „Moja sentymentalna podróż do korzeni”, w której opisałam blisko dwieście lat historii mojej rodziny, napotykałam na bardzo wiele trudności, głównie w postaci braku dokumentów czy wpisów w księgach metrykalnych. Przejrzałam setki mikrofilmów, odwiedziłam dziesiątki archiwów, wizytowałam parafie, a mimo to pozostało wiele białych plam. To są prawdziwe trudności. Pisząc powieść beletrystyczną, jedyną poważną trudność może stanowić brak wyobraźni, brak pomysłów na rozwiązanie wszystkich wątków, brak pomysłów na ciekawą akcję czy jak napisać zaskakujące zakończenie. Wszystko inne jest wpisane w proces twórczy, więc nie stanowi trudności jako takich. Mówiąc krótko, nie przeżywam tak zwanych mąk twórczych. Nie wiem, czy powinnam się do tego przyznawać, bo ponoć „prawdziwe dzieła” rodzą się w bólach, a tylko grafoman odczuwa przyjemność z pisania, a pacykarz z malowania.

4. Czy może Pani zdradzić trochę z tajników swojego warsztatu pisarskiego?

U podstaw leży fascynacja miejscem, wydarzeniem, przedmiotem. Tak było na przykład w Lawinie. Kiedy tylko pierwszy raz ujrzałam budynek szpitala Wysoka Łąka w Kowarach, od razu wiedziałam, że w tym miejscu umieszczę akcję powieści. Potem trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, o czym chcę opowiedzieć. Ja studiowałam historię i uczono mnie pisać referaty, monografie czy inne prace naukowe. Trochę z  tego warsztatu korzystam. Piszę coś w rodzaju planu pracy, taki spis scen, które znajdą się w powieści. Na swego rodzaju fiszkach zamieszczam opisy bohaterów – ich wygląd, nazwiska, cechy osobowości, specyficzny język, którym się posługują, bo na początku tego się nie pamięta. Będąc w połowie pracy już znam ich wszystkich na pamięć i wiem, że Jędrek Madej z Lawiny w chwili zdenerwowania mówi „psiakrew”, Matylda z Kolekcji Hankego zaś „w d… jeża”, a Popiel ze Strażnika Bursztynowej Komnaty, wznosząc oczy na sufit, szepcze „zaraz mnie wyniosą”. Jednak bywa i tak, że pisząc powieść zmieniam pierwotną koncepcję, bo zdążył się zrodzić nowy, moim zdaniem lepszy pomysł. Tak było w przypadku Obcego w antykwariacie, który miał być powieścią o zaginionej księdze, a wyszła opowieść o obcej cywilizacji, która zawitała do Wrocławia. A wszystko za sprawą rudego kota, który siedział w oknie wystawowym pewnego antykwariatu we Wrocławiu. Nie mam też ustalonych godzin pracy, których rygorystycznie się trzymam. Kiedy mam czas, siadam i piszę. Kiedy brakuje weny, zajmuję się czym innym. Odgłosy życia domowego mi nie przeszkadzają, jednak generalnie najlepiej mi się pisze, kiedy wszyscy już śpią. Lubię słuchać przy tym muzyki o odpowiednim do treści książki nastroju i popijać dobrą kawę.

5. Przyznała Pani, że marzyła o tym, aby zostać archeologiem. Jednak w Pani książkach wątki archeologiczne nie pojawiają się zbyt często. Bohaterowie poszukują natomiast zaginionych zabytków ze znacznie późniejszych czasów. Czy kiedyś napisze Pani książkę, której akcja będzie się splatać z wyjaśnianiem zagadki sprzed wielu setek, może tysiąca lat?

Moja przygoda z archeologią zakończyła się na przekopaniu ogródka i znalezieniu dwóch przerdzewiałych łyżeczek, kilku fragmentów filiżanek bliżej nieznanego pochodzenia oraz sporej ilości fajansowych fragmentów nie wiadomo czego. W domu uznano, że praca archeologa nie jest odpowiednia dla przyszłej żony i matki. O gender nikomu się wówczas nawet nie śniło, a ja byłam posłusznym dzieckiem, więc zdałam egzaminy na historię. I nie żałuję. Jedynym archeologiem w moich powieściach jest Inka Złotnicka w Duchach Inków, a to tylko dlatego, że właśnie mając taki zawód mogła zagnieździć się na zamku w Niedzicy. Gdyby była lekarką, już takich możliwości by nie miała. Nie mogę wykluczyć, że nie sięgnę raz jeszcze po archeologię, bo to pasjonująca dziedzina wiedzy i taka „książkowa” na dodatek. Archeolog to taki detektyw, który szpera w ziemi, aby wydobyć na światło dzienne cudzą tajemnicę. Jeśli na jakąś zakopaną głęboko zagadkę natrafię, to nie wykluczam, że napiszę o tym powieść.

6. Lata PRL-u to okres, w którym lubi Pani umieszczać akcję swoich książek. Udaje się Pani doskonale odtwarzać klimat tamtych czasów. To wg mnie najmocniejszy punkt Pani powieści. Czy czytywała Pani po popularne wówczas tzw. kryminały milicyjne?

Trochę mnie zaskoczyła taka opinia. Do tej pory Czytelnicy na wielu spotkaniach chwalili mnie za ciekawie prowadzoną intrygę, wartką akcję, za możliwość poznania faktów historycznych, o których nie mieli zielonego pojęcia, bo w szkole o tym nie uczono. Natomiast Obcy w antykwariacie, to powieść dziejąca się współcześnie i Czytelnicy chwalą mnie za oryginalną intrygę, ogromną wyobraźnię i trzymającą w napięciu akcję. Cieszy mnie, że klimat tamtych lat oddaję rzetelnie. Może dlatego, że przerobiłam je na własnej skórze i doskonale pamiętam. A co nie pamiętam, uzupełniam literaturą fachową. Obecnie pojawiają się świetne opracowania naukowe tamtego okresu, nieskrępowane żadną cenzurą. Jedynymi kryminałami, które czytywałam, były w okresie szkolnym przygody Sherlocka Holmesa i powieści Agaty Christi. Podczas studiów i później czasami sięgałam po Joannę Chmielewską, taki kryminał na wesoło. Rozczytywałam się w zupełnie innej lekturze, powiedzmy bardziej poważnej. Wówczas studenci, a zwłaszcza uniwersyteccy, uchodzili za przyszłą elitę intelektualną i czytanie literatury rozrywkowej było passe, podobnie jak słuchanie popularnej muzyki. Chodziło się na koncerty jazzowe i do teatru na Różewicza, a czytywało Joyce’a, Cortazara, Nabokowa czy Sołżenicyna w drugim obiegu. Byliśmy wszyscy pod wpływem zachodnioeuropejskiego egzystencjalizmu z jednej strony oraz rodzącej kontrkultury młodzieżowej z drugiej, odrzucającej kapitalizm, imperializm i tradycjonalizm. Zatem nie w głowie była nam czcza rozrywka, jaką daje kryminał, skoro tak ważne wyzwania stały przed nami. Jak pamiętamy zaowocowały one w Polsce tzw. rozruchami marcowymi w 1968 roku. Wracając do pytania, lubiłam oglądać „Kobrę” w telewizji. Na ogół były to adaptacje angielskich kryminałów, bardzo odbiegające od naszej socjalistycznej rzeczywistości. Bohaterowie pili whisky, nie stali po kolejkach, aby kupić masło czy kawałek schabu, jedli cytrusy na co dzień, a nie od święta. No i nie było w nich milicjantów, tylko dystyngowany komisarz. 

Ale miało być o PRL-u. Urodziłam się i mieszkam we Wrocławiu. To miasto na Dolnym Śląsku, który wraz z resztą tak zwanych Ziem Odzyskanych powróciło do Macierzy, jak wówczas mówiono. Pod koniec wojny Niemcy w tym regionie umieścili wiele istotnych dla gospodarki Rzeszy fabryk, ale także to tutaj sporządzili steki schowków, aby ukryć zrabowane po całej Europie dzieła sztuki czy inne cenne przedmioty. Prawda o tym wyszła na jaw zaraz po wojnie i rozpoczęły się poszukiwania mniej lub bardziej legalne, ciągnące się przez cały okres Polski ludowej i trwają do dziś. To nasze Eldorado i należy to wykorzystać. Dlatego piszę o czasach PRL-u.

7. Kilkanaście dni temu zakończyła Pani pracę nad nową powieścią „Testament Templariusza”, której akcja rozgrywa się w opactwie cystersów na Dolnym Śląsku po wprowadzeniu stanu wojennego. Czy po nie tak dawno wydanej dynamicznej, sensacyjnej powieści „Strażnik Bursztynowej Komnaty” książka ta zaskoczy czymś czytelników?

Mam nadzieję, że zaskoczy. Jest napisana w innym stylu niż wszystkie moje dotychczasowe powieści, w stylu realizmu magicznego. W końcu średniowieczny klasztor i templariusze ze swoją tajemnicą do czegoś zobowiązują. Jak zwykle mamy trochę historii w tle. Tej średniowiecznej, no bo templariusze, i tej współczesnej, bo stan wojenny. Chciałam pokazać, że choć od upadku templariuszy minęło siedem wieków, w mentalności ludzi i metodach sprawowania władzy nic się nie zmieniło. Podobnie jak przed wiekami, tak i dziś ludzkie namiętności i chciwość popychają do zbrodni, a rządzący jak byli, tak są bezwzględni. A miejsce… cóż, takiego klimatu nie ma nigdzie. Wiem, co mówię, bo przez długie lata mieliśmy w pobliżu starą, poniemiecką chałupę, w której spędzaliśmy wakacje i święta, a w przyklasztornym parku i kościele bywałam częstym gościem. I tam tak właśnie było, jak w mojej powieści – magicznie.

niedziela, 7 czerwca 2015

„Tekturowy człowiek”




Aleksander Błażejowski „Tekturowy człowiek”

Patronat medialny: ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA


„Tekturowy człowiek” jest trzecią i ostatnią częścią trylogii kryminalnej Aleksandra Błażejowskiego. Pierwsza część nosi tytuł „Walizka P.Z.” a druga„Tajemnica doktora Hiwi.” Czytelnikom zalecam lekturę tych powieści właśnie w tej, właściwej kolejności.

Powieść „Tekturowy człowiek” Aleksandra Błażejowskiego otwiera krótkie streszczenie przygód bohaterów przedstawionych w poprzednich tomach trylogii.[1] Po dodarciu do Warszawy książę Strogow decyduje się na ujawnienie kochance swej prawdziwej tożsamości. Baronowa Luiza jest zdruzgotana kiedy dowiaduje się, że osoba którą obdarzyła bezgranicznym zaufaniem i miłością to w rzeczywistości polski pułkownik Andrzej Raszczyc. Celem misji Polaka w Berlinie było rozpracowanie wrogiej działalności „Trustu P.Z.” Pośrednio więc przyczynił się do śmierci męża Luizy, barona Teitelberga. Załamana kobieta w tajemnicy przed ukochanym wyjeżdża z Warszawy. Ucieczka baronowej doprowadza do rozpaczy Raszczyca, który z nieszczęśliwą miną i rozpaloną głową, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, wędruje wieczorami ulicami stolicy.

W tym samym czasie przed gmachem Ministerstwa Spraw Zagranicznych zostaje zastrzelony japoński naukowiec, doktor Hiwi. Mordercy zabierają ofierze tekę z ważnymi dokumentami. Raszczyc postanawia odnaleźć Luizę. Postanawia mu pomóc córka baronowej. Lecz czy mężczyzna może zaufać młodej kobiecie? Na drodze Raszczyca stają także cienie przeszłości. Andrzej przeczuwa, że każdy jego krok jest śledzony. Ciągle w pobliżu krąży tajemniczy osobnik, nazwany kiedyś przez doktora Hiwi „Tekturowym człowiekiem.”




Ostatnia część trylogii napisana jest z niebywałym rozmachem. To już nie tylko powieść kryminalna, ale także romans z dużą domieszką przygody i sensacji. Dramatyczne okoliczności zmieniają naszego bohatera. Z pewne go siebie, dumnego i uwodzicielskiego księcia (agenta) staje się zdesperowanym, targanym sprzecznościami człowiekiem.  Raszczyc niczym Syzyf pokonuje kolejne trudności by zbliżyć się do ukochanej, a kiedy wydaje mu się, że jego cel znajduje się niemal na wyciągnięcie ręki, niespodziewanie wyrasta przed nim nowa, trudniejsza do pokonania przeszkoda.

Zmienia się nasz bohater, zmieniają się także otaczające go postacie drugoplanowe. Znikają znani z Berlina policjanci, ginie doktor Hiwi, gdzieś na horyzoncie niewyraźnie majaczy nieosiągalna sylwetka Luizy. Karty zaczyna rozdawać wspominana wcześniej, córka baronowej Teitelberg – Erika. Raszczyc w ślad za Elizą wyjeżdża z Warszawy, dociera do Włoch i Wiednia gdzie przeżywa szereg niebezpiecznych przygód. Nocne wędrówki ulicami uśpionych miast, bójki ciemnych  zaułkach, wizyty w podejrzanych lokalach, ryzykowna wyprawa do starego klasztoru… Nie da się ukryć, że Aleksander Błażejowski lubił w młodości sięgać po dzieła Dumasa. W „Tekturowym człowieku” z łatwością możemy znaleźć fascynacje słynną powieścią jego imiennika „Hrabia Monte Christo.” Trylogia Aleksandra Błażejowskiego cieszyła się przed wybuchem II wojny światowej dużym powodzeniem. Mimo to wznowienia doczekała się dopiero po kilkudziesięciu latach w serii „Unikaty” wydawnictwa CM. Polecam.


Wydawca: CM
Patronat medialny: Zapomniana Biblioteka
Seria wydawnicza: Unikaty. Cykl kryminalny
ISBN: 978-83-63424-70-1
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 161