sobota, 28 lutego 2015

Michał Godlewski „Wywiadowczynie I wojny światowej” (zapowiedź)




Michał Godlewski „Wywiadowczynie I wojny światowej” (zapowiedź)


W cyklu kryminalnym „Unikaty” wydawnictwa CM
ukazują się trudno dostępne i zapomniane tytuły w bardzo niewielkich nakładach.

Na przełomie marca i kwietnia ukaże się kolejny tom w ramach cyklu szpiegowskiego:
Michał Godlewski „Wywiadowczynie I wojny światowej.”


Patronat medialny nad książką objęła ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA


W ramach cyklu „Unikaty” zostały wydane dotychczas trzy książki:

Arkadiusz Francewicz Koszko „Z pamiętników szefa rosyjskiej policji śledczej”
Marek Romański „Gród szatana”
Adam Nasielski „Dr Maxwell nie odpowiada”


Zapraszam na profil FB cyklu oraz Wydawnictwa CM, 
gdzie znajdziecie najnowsze informacje o wszystkich tomach serii:




Polecam!


środa, 25 lutego 2015

„Kroniki Klary Schulz. Grande Finale”




Nadia Szagdaj „Kroniki Klary Schulz. Grande Finale”


„Kroniki Klary Schulz. Grande Finale” to trzecia powieść Nadii Szagdaj, której akcja rozgrywa się w Breslau. Tym razem autorka przenosi nas do roku 1911. Bohaterką powieści jest młoda, ambitna detektyw, która nic sobie nie robi z konwenansów a w tropienie przestępców i w rozwiązywanie kryminalnych zagadek wkłada więcej serca i czasu niż w układanie jadłospisów codziennych rodzinnych obiadów. Jak pamiętamy z poprzednich dwóch tomów „Kronik…”, Klara jest córką emerytowanego oficera policji. Jej ojciec Heinz Krencke, cieszył się znakomitą opinią przełożonych i kolegów. Był niezwykle skutecznym policjantem. Niestety nad życiem jego i córki cieniem położyła się tragedia rodzinna. Jego żona, Marie została brutalnie zamordowana, a świadkiem zabójstwa była młoda Klara.

Nie dziwi więc fakt, że stroskany ojciec pragnął jej zapewnić bezpieczne i spokojne życie. Dlatego zapewne ucieszył się, kiedy Klara wyszła za mąż za statecznego lekarza, Bernarda Schulza. Kto wie, może miał nadzieję, że Bernardowi uda się utemperować jego krnąbrną jedynaczkę? Nic z tego. Klara Schulz nadal jest tą samą, pewną siebie, zdecydowaną i pełną temperamentu kobietą. Sto lat temu trudno było spotkać kobietę – detektywa. A jestem pewien, że kobiety-detektywa spodziewającej się dziecka nie spotkał nikt. Zapomniałem bowiem dodać, że Klara podjęła ryzyko i pomiędzy drugim a trzecim tomem przygód spisanych przez Nadię Szagdaj, prawdopodobnie wraz z mężem zdecydowała się na powiększenie rodziny Schulzów.




Stan błogosławiony stanowi pewien problem dla Klary, która z trudem stara się przeorganizować swoje życie i wyeliminować z niego ryzyko związane z detektywistyczną profesją. Na szczęście (lub nieszczęście) na jej drodze staje przystojny mężczyzna. Tym razem jest to wysokiej rangi oficer berlińskiej policji Gabriel Hübschner, oddelegowany do wyjaśnienia sprawy makabrycznego zabójstwa w jednym z prestiżowych hoteli. Przypadkowe spotkanie owocuje nawiązaniem współpracy pomiędzy detektywami. W zamian za pomoc Klary, Hübschner ma zrewanżować się zaangażowaniem w rozwiązanie pewnej dręczącej ją sprawy, której ani Klara, ani policja z Breslau nie była w stanie dotąd rozwikłać. Zapewne nie bez wpływu na decyzję Gabriela ma uroda i wdzięk Klary. Trzeba też przyznać, że i na niej policjant robi duże wrażenie. Ale to nie powinno dziwić czytelników, którzy mieli okazję poznać panią Schulz podczas lektury pierwszych dwóch tomów serii. Wszak Klara jest osobą nie stroniącą od flirtów, a w męskim towarzystwie czuje się jak ryba w wodzie. Nie zawsze podoba się to jej mężowi, no ale gdyby we wszystkim mu ulegała, wtedy zapewne trafiła by na karty łzawego romansidła a nie stała się bohaterką powieści kryminalnej.

Nie byłbym jednak do końca obiektywny, gdybym nie wspomniał, że będąca przy nadziej Klara przestała sięgać po kieliszek. Spogląda co prawda stęsknionym wzrokiem na szafkę z koniakiem, ale raczy się jedynie kawą (co chyba w jej stanie nie jest wskazane) i ziółkami parzonymi przez troskliwą gosposię. Co jakiś czas wymyka się chyłkiem z mieszkania aby spotkać się z Hübschnerem lub ojcem i dowiedzieć się o postępy w interesujących ją sprawach. Mamy dzięki temu możliwość nie tylko poznać dogłębnie relacje domowe w jej rodzinie, lecz odwiedzając kawiarnie i spacerując malowniczymi uliczkami spoglądamy na Breslau początku drugiej dekady ubiegłego stulecia.

Klara nie jest tylko bierną obserwatorką wydarzeń, lecz stara się pomagać mężczyznom w nie do końca formalnym śledztwie. Od czasu do czasu w jej głowie zapala się jednak ostrzegawcza lampka przypominająca jej, aby bardziej uważała, gdyż teraz jest odpowiedzialna nie tylko za swoje życie. Mimo to nie raz zdarzy się jej wpakować w tarapaty, których konsekwencje mogą być bardzo tragiczne. Znajdziemy w powieści oczywiście liczne nawiązania do pierwszych dwóch książek serii.[1] Również z niektórymi z bohaterów mieliśmy już okazję się spotkać. Pojawi się także kilka nowych postaci, a w zasadzie odrażających typów, z którymi będzie musiała się zmierzyć spodziewająca się dziecka kobieta oraz nadzieja berlińskiej policji. Od pierwszej do ostatniej strony nad poczynaniami młodej detektyw unosi się cień tragedii z dzieciństwa. Ale jak czytamy na okładce książki, Klara zamierza rozprawić się wreszcie z „mroczną przeszłością i ostatecznie zakończyć sprawę zabójstwa matki.” Czy jej się to uda i czy sprawcy mordu zostaną wykryci? Odpowiedź na te pytania znajdziemy w trzecim tomie cyklu: „Kroniki Klary Schulz. Grande Finale.” Polecam.


Wydawnictwo: Bukowy Las
Seria wydawnicza: Kroniki Klary Schulz
ISBN: 978-83-64481-33-8
Rok wydania: 2015

Liczba stron: 312



[1] Recenzje dwóch pierwszych tomów „Kronik Klary Schulz”: http://ksiazkiprzygodowe.blogspot.com/search/label/Kroniki%20Klary%20Schulz

poniedziałek, 23 lutego 2015

„Alibi”




Adam Nasielski „Alibi”


„Alibi” to powieść otwierająca cykl „Wielkie gry Bernarda Żbika,” którego twórcą jest jeden z najbardziej płodnych autorów powieści kryminalnych lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku Adam Nasielski. Bohater cyklu, inspektor Bernard Żbik nie jest zwykłym policjantem, jakich wielu przemierzało korytarze dawnego warszawskiego urzędu śledczego, lecz trzydziestopięcioletnim, przystojnym, elegancko ubranym mężczyzną o mądrych niebieskich oczach. Jednak to nie fizjonomia inspektora sprawiła, że jego kariera rozwijała się w błyskawicznym tempie a nazwisko nie  schodziło z pierwszych stron gazet zawsze wtedy, kiedy Warszawa żyła ujawnieniem poważnej afery czy zbrodni. Albowiem Żbik to niezwykle inteligentny, obdarzony przenikliwym umysłem pogromca nawet najbardziej przebiegłych i bezwzględnych przestępców.

Genialnemu inspektorowi w czynnościach śledczych często towarzyszy przyjaciel, aspirant Adam Billewski. Podobnie jest również w niniejszej powieści, gdzie duet detektywów zostaje wezwany do mieszkania w okazałej willi przy Alei Róż. Tam w czasie towarzyskiego spotkania grupki znajomych, gospodarz Albert Godlewski informuje zasiadających przy stole towarzyszy rozmowy o otrzymaniu anonimowego listu, w którym zapowiedziano, że tego wieczoru zostanie zamordowany. I rzeczywiście w trakcie kolacji, w obecności wszystkich współbiesiadników Godlewski umiera. Zdumieni i przerażeni goście nie mogą uwierzyć w to co się stało. Nikt też nie potrafi wyjaśnić tajemniczego zgonu właściciela mieszkania. Wszyscy z przerażeniem zdają sobie sprawę, że morderca znajduje wśród nich.

Jednym z uczestników kolacji jest Jerzy Klin, znany detektyw-amator i kryminolog. On też próbuje jako pierwszy wyjaśnić tajemnicę zagadkowej śmierci. Nie jest to oczywiście proste. Okazuje się, że niemal każdego z zebranych można uznać za podejrzanego. Każdy mógł mieć motyw, aby dopuścić się zabójstwa. Niestety, Klin nie potrafi wykryć zbrodniarza. Na pytania: kto, dlaczego i w jaki sposób pozbawił życia Alberta Godlewskiego musi zatem znaleźć odpowiedzi Bernard Żbik.

Na podstawie detali zawartych w treści fabuły można ustalić, że akcja powieści rozgrywa się między 1931 a 1933 r. Podobnie jak w kilku innych powieściach autor zamknął bohaterów w niewielkim, kilkupokojowym  mieszkaniu, co pomogło mu stworzyć niesamowitą, pełną grozy atmosferę. Łatwo zauważyć, że Adam Nasielski pełną garścią czerpie z twórczości zachodnich klasyków powieści kryminalnej. Mimo to udało mu się stworzyć własnego wyrazistego bohatera, który nie wiele ustępuje tej klasy asom kryminalistyki co Herkules Poirot czy Sherlock Holmes. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
Podseria: Wielkie gry Bernarda Żbika
ISBN: 978-83-63424-14-5
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 191


piątek, 20 lutego 2015

„My z pałacu”



Andrzej Nowak-Arczewski „My z pałacu”


Kilka kilometrów obok jednego z najstarszych ośrodków regionu świętokrzyskiego - Opatowa leży niewielka miejscowość Włostów. Jeszcze do niedawna funkcjonowała w niej znana w regionie cukrownia, która swe powstanie zawdzięcza związanej z Sandomierszczyzną rodzinie Karskich. Dziś po cukrowni oraz po znajdującym się nieopodal okazałym, neorenesansowym pałacu pozostało jedynie wspomnienie.



Fot. 1. Ruiny pałacu we Włostowie w 2009 r. Fot. Autor Bloga


Andrzej Nowak-Arczewski w książce „My z pałacu” przedstawia dzieje rodowej siedziby Karskich od czasów jej największej świetności aż po upadek w latach PRL-u. W tętniących przed wojną murach rezydencji gościł m.in. nuncjusz papieski Achille Ratti, który w 1922 zostając głową Stolicy Apostolskiej przybrał imię Pius XI. Autor pełną garścią czerpie ze wspomnień byłego mieszkańca pałacu Juliusza Karskiego, jednego z synów ostatniego właściciela Włostowa. Jest to dla niego sentymentalna podróż do miejsca nierozerwalnie związanego z dzieciństwem. Juliusz jako młody chłopiec opuścił Włostów w latach wojny i wraz z rodziną ewakuował się do Warszawy. Juliusz Karski często przywołuje postać ojca Szymona, który przejął majątek Włostów w 1928 r. znacznie go unowocześniając. W skład dóbr włostowskich wchodziły wówczas m.in. gorzelnie, stawy rybne, młyn, hodowla koni oraz cukrownia, które racjonalnie zarządzane przynosiły ogromne dochody. Dzięki Karskim setki mieszkańców Włostowa i ubogich okolicznych wiosek mogły liczyć na zatrudnienie w trudnych latach międzywojennych.



Fot. 2. Wnętrze kaplicy grobowej rodziny Karskich 
na włostowskim cmentarzu parafialnym w 2009 r. Fot. Autor Bloga


Jest jednak coś, co odróżnia tę publikację od podobnych wydawnictw. Andrzej Nowak-Arczewski dociera do ludzi, których przodkowie pracowali w pałacu. Dzięki czemu możemy spojrzeć na rodzinę Karskich oraz zajrzeć do ich rezydencji także z innej perspektywy. Autor zamieścił w książce również relacje starszych mieszkańców Włostowa, którzy pamiętają jeszcze pałac z lat II Rzeczypospolitej oraz z okresu przemian ustrojowych po 1945 r.

Pałac Karskich przetrwał czasy wojennych zawirowań dziejowych. Zajmowali go żołnierze niemieccy jak i radzieccy sołdaci. Jego mury wyszły zwycięsko z najtragiczniejszego okresu w historii naszego kraju. Opuszczony i niezabezpieczony budynek rozgrabili okoliczni mieszkańcy w czasach umacniania się władzy ludowej.  Ponoć do dnia dzisiejszego elementy wyposażenia pałacu można znaleźć w wielu domach na terenie gminy. Juliusz Karski po raz pierwszy odwiedził pałac 12 lat po zakończeniu działań wojennych. Już wtedy ich rodowa siedziba była poważnie zniszczona. Dziś pozostało po niej kilka mocno nadwyrężonych ścian i sterty gruzu, które porasta coraz więcej krzewów i drzew. W książce Andrzeja Nowaka-Arczewskiego znajdziemy reprodukcje przedwojennych fotografii, dzięki którym możemy wyobrazić sobie wygląd pałacu w latach największej świetności. Polecam.


Wydawca: Bellona
ISBN: 978-83-11-13419-5
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 174


środa, 18 lutego 2015

Adam Nasielski „Dr Maxwell nie odpowiada” (zapowiedź)




Adam Nasielski „Dr Maxwell nie odpowiada” (zapowiedź)


W cyklu kryminalnym „Unikaty” wydawnictwa CM
ukazują się trudno dostępne i zapomniane tytuły w bardzo niewielkich nakładach.

Już niebawem ukaże się kolejny tom, tym razem w ramach cyklu szpiegowskiego:
Adam Nasielski „Dr Maxwell nie odpowiada”

Patronat medialny nad powieścią objęła ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA

Zapraszam na profil FB cyklu oraz Wydawnictwa CM, 
gdzie znajdziecie najnowsze informacje o tym i innych tomach:





Polecam!


wtorek, 17 lutego 2015

„Korytarz podziemny B”




Aleksander Błażejowski „Korytarz podziemny B”


Przebywający w Moskwie inżynier Stefan Barczyński poznaje w jednej z kawiarni Martę, piękną, intrygującą kobietę. Błyskawicznie ulega jej urokowi i pragnie jak najczęściej się z nią widywać. Po jednym ze spotkań, wsiadająca do dorożki Marta zostaje porwana a usiłujący jej bronić inżynier pobity przez sowieckich żołnierzy. W latach trzydziestych ubiegłego wieku Moskwa nie była bezpiecznym i przyjaznym miastem dla obcokrajowców. Nie zważając jednak na ryzyko, inżynier samowolnie przedłuża pobyt w mieście i zamierza odnaleźć uprowadzoną piękność. Niestety spotkanie z przedstawicielem tamtejszej służby bezpieczeństwa sprawia, że Barczyński zmuszony jest opuścić stolicę ZSRR. Z Moskwy przenosimy się wraz z nim do Warszawy i tam dopiero, okazuje się że lepiej dla Stefana byłoby aby zapomniał o rosyjskim romansie niż kontynuował śledztwo w sprawie porwanej ukochanej. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy inżynier spotyka swego dawnego przyjaciela - naukowca, który wraca do Polski po wielu latach pracy za oceanem. Stefan znajduje się w samym środku oplatających go, trudnych do wyjaśnienia wydarzeń.

Aleksander Błażejowski zasłynął jako autor „Czerwonego Błazna” uważanego za jedną z pierwszych polskich powieści kryminalnych. Książka „Korytarz podziemny B” choć znacznie mniej znana, zasługuje na o wiele wyższą ocenę. Prawdę mówiąc trudno tę powieść nazwać kryminałem. Namiastka kryminalnej historii pojawia się dopiero w drugiej części książki, natomiast całość określiłbym jako doskonale napisaną powieść sensacyjną, ze znakomitą intrygą i dramatycznymi wątkami miłosnymi.

Świetnie skonstruowana, skomplikowana sylwetka głównego bohatera, inżyniera Barczyńskiego, w której ściera się cała paleta zalet i wad kontrastuje z budzącą pożądanie i nieufność, skrywającą jakąś mroczną tajemnicę postacią Marty. Bo już od pierwszych stron powieści czytelnik jest pewien, że właśnie sekret tej kobiety jest największą zagadką, którą pragnie rozwiązać nasz bohater. Błażejowski pieczołowicie odtwarza klimat zagrożenia panujący w Moskwie w okresie porewolucyjnym  a także realia Warszawy lat dwudziestych lat ubiegłego wieku.

Warto podkreślić, jak bardzo w ciągu sześciu lat od wydania „Czerwonego Błazna” rozwinął się, dojrzał i ukształtował warsztat literacki Aleksandra Błażejowskiego. Jakże mniej znajdziemy tu ckliwych i naiwnych scen, znanych z jego debiutanckiej powieści. Akcja dynamicznie przenosi się z miejsca na miejsce. Mieszkania w starych kamienicach, eleganckie kawiarnie i podrzędne spelunki, fabryki i rezydencje nie wystarczają autorowi, który zabiera czytelników nawet do podziemnych laboratoriów, w których są świadkami przeprowadzania eksperymentów naukowych. Ryzykowne nocne eskapady bohaterów po ulicach przedwojennej stolicy przywodzą na myśl znakomitą powieść Henryka Nagiela „Sęp.”[1] Na stronie wydawcy napisano, że jest to najlepsza książka Aleksandra Błażejewskiego.[2] Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Jest to także jedna z najciekawszych pozycji wznowionych po latach w serii „Kryminały przedwojennej Warszawy.” Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-63424-17-6
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 284

czwartek, 12 lutego 2015

„Opera śmierci”




Adam Nasielski „Opera śmierci”


Dwaj warszawscy detektywi, inspektor Bernard Żbik oraz jego przyjaciel, aspirant Adam Billewski wybierając się pewnego wieczoru do gmachu opery warszawskiej, nie spodziewali się, że sceniczna uczta, której będą świadkami zakończy się krwawym, dramatycznym finałem, a właściwe przedstawienie rozpocznie się dopiero po zapadnięciu kurtyny. Już kiedy zasiedli na widowni inspektor podzielił się z młodszym kolegą dziwnym przeczuciem. Był przekonany, że wkrótce wydarzy się coś niezwykłego. Z niepokojem przyglądał się widzom, muzykom i aktorom. Zachowanie kilku osób wydawało mu się co najmniej podejrzane. Aż wreszcie oznajmił siedzącemu obok, zdumionemu aspirantowi, że w teatrze zostanie popełnione morderstwo. I rzeczywiście, kiedy w trakcie trzeciego aktu na chwilę gaśnie światło, od strzału z rewolweru ginie Alberta Ilińska, młoda i piękna aktorka operowa.

Adam Nasielski wzorem angielskich mistrzów kryminału lubuje się w lokowaniu akcji swych powieści w jednym, najczęściej zamkniętym pomieszczeniu. Dzięki temu udaje mu się wytworzyć unikalną, pełną napięcia atmosferę. Tak jest również w przypadku „Opery śmierci.” Przebywający na widowni, będący niemal świadkiem zbrodni, inspektor Bernard Żbik niemal natychmiast po objęciu śledztwa wydaje polecenie, aby nikogo nie wypuszczać z gmachu opery i niezwłocznie przystępuje do przesłuchań. Przebywamy więc na scenie, widowni, za kulisami i garderobach teatralnych. Nad każdym z tych miejsc unosi się duch zamordowanej artystki. Podczas całego śledztwa, zwłoki zastrzelonej śpiewaczki spoczywają na deskach scenicznych, wzbudzając u jednych przerażenie, a i innych strach. Żbik jest pewien, że wśród zatrzymanych osób znajduje się sprawca zbrodni, i liczy na to, że morderca zdenerwowany widokiem ciała ofiary zdradzi się jakimś nieopatrznym gestem. Grono podejrzanych osób jest bardzo szerokie, Żbika czeka więc skomplikowane śledztwo.

„Opera śmierci” Adama Nasielskiego ukazała się po raz pierwszy w latach trzydziestych ubiegłego wieku i nie była po wojnie wznawiana. Czytelnicy, którzy znają inspektora Żbika z innych powieści wydanych w serii „Kryminały przedwojennej Warszawy” powinni z przyjemnością przeczytać także i ten tom przygód genialnego detektywa. Znajdą w nim jak zwykle ciekawie, nieszablonowo skonstruowany wątek kryminalny, nieomylnego bohatera, który tym razem nie tylko zmierza do wykrycia sprawcy, lecz nawet potrafi przepowiedzieć nadchodzącą tragedię oraz specyficzny klimat życia warszawskiego środowiska teatralnego lat międzywojennych. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
Podseria: Wielkie gry Bernarda Żbika
ISBN: 978-83-63424-22-0
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 172



środa, 11 lutego 2015

Czy Stanisław Jędryka zekranizuje „Księgę strachów” Zbigniewa Nienackiego?




Fragment wywiadu z reżyserem „Wyspy Złoczyńców” Stanisławem Jędryką, 
który został zrealizowany dla Forum Miłośników Pana Samochodzika.




Co jakiś czas pojawiają się zapowiedzi ekranizacji jakiegoś samochodzika, ale niestety od wielu lat nic nowego nie powstało. A może Pan zechciałby zekranizować, zdaniem wielu forumowiczów najlepszego niesflimowanego jeszcze samochodzika, czyli "Księgę strachów"? 

Stanisław Jędryka: Z przykrością muszę stwierdzić, że ja chyba tego samochodzika nie czytałem. Jak ta seria się z czasem rozwinęła, to już wszystkiego nie czytałem, chociaż powinienem, chociażby ze zwykłej ciekawości, nawet jeśli uznałem że jest to rozdział zamknięty. Już wspomniałem dlaczego trudno mi dziś kręcić nowe filmy. Poza tym trzeba mieć świadomość ile to zajęłoby czasu: np. napisanie scenariusza, czy znalezienie producenta, to nie jest kwestia miesięcy, tylko lat. Tylko 2 czy 3 razy do roku zbiera się Instytut Filmowy, który przyznaje dotacje. To wszystko zniechęca. A ja już mam swoje lata. Czyli czasu mało a i zdrowie też już nie to, choć specjalnie na nic nie narzekam. Owszem, bywają takie dni kiedy wracam myślami do tego, żeby może jednak spróbować coś nakręcić, może nawet niekoniecznie Pana Samochodzika. Ale jak potem zaczynam rozpatrywać obecną sytuację, to widzę że nie ma na to za bardzo szans. Kiedyś od pomysłu do realizacji mijały miesiące, bywało że tygodnie, a dziś to są lata. A ja nie bardzo mogę tak planować. Muszę przyznać, że w moim wypadku brakowałoby mi też Machulskiego. Zresztą Mikulskiego też już nie ma. 

Ze swej strony, niezależnie od dokonania ewentualnej ekranizacji, namawiamy do sięgnięcia po tę powieść, według wielu uznawanej za najlepszą z całej serii. 

Jak tak Państwo mnie namawiacie to niewykluczone że spróbuję do tego tematu podejść, ale najpierw muszę tę powieść rzecz jasna przeczytać. Być może mnie ta ksiązka rzeczywiście porwie, tak jak Państwa (śmiech). To jest nawet trochę kuszące w dzisiejszych czasach, kiedy o wszystkim decyduje reklama i to jak się to sprzedaje. Bo kiedyś powstało kilka wersji Pana Samochodzika, więc w różnych pokoleniach, gdzieś one tam zapadły w pamięć, a za sprawą telewizji się do nich wraca. Może jest więc sprzyjający klimat dla tego rodzaju filmów. A technika tak poszła do przodu, że to co było zmorą, przynajmniej dla mnie (ta amfibia, z którą było tyle korowodów), byłoby dziś łatwiejsze do opanowania, efektowniejsze. Oczywiście trudno się mierzyć z tymi współczesnymi komputerowymi animacjami, bo się tego nie dogoni i nawet w tej materii nie chciałbym się ścigać. Ale z drugiej strony czy dzisiaj film bez takich szaleństw technicznych byłby do oglądania? Bo dziś ogląda się Samochodziki z pozycji sentymentalnych, wspomnienia młodości, ale czy dziś byłaby wystarczająca liczba widzów, którzy chętnie by na to poszli, to nie wiem. Chociaż w tej materii nigdy nic nie wiadomo. Czasami coś co się zapowiada świetnym filmem, po realizacji tym świetnym filmem się nie okazuje. A bywają też takie niespodzianki, że scenariusz przechodzi ledwo, ledwo i nagle, z różnych powodów staje się bestsellerem kinowym.



Źródło: fototeka.fn.org.pl 


Czy by się znalazło producenta? Państwowych pieniędzy nie ma na całą realizację, może być maksymalnie 50%, trzeba zdobyć resztę gdzie indziej. Kiedyś dawała to telewizja, dziś albo nie daje, albo bardzo rzadko. Tak że byłyby tu kłopoty, chyba że jakieś towarzystwo zwolenników Nienackiego i "Panów Samochodzików" by się skrzyknęło (śmiech), albo jacyś bogaci ludzie mieli taką fanaberię, bo im się w młodości podobały te książki. Chcieliby na coś takiego wyłożyć pieniądze i zaryzykować. No ale nie wiem gdzie takich szukać. Nikt się z taką propozycją, poza Państwem nie zgłaszał, no ale Państwo tych pieniędzy nie macie, więc to są tylko dobre intencje.

Całkiem niedawno powstała utrzymana w starym stylu ekranizacja "Szatana z VII klasy", która po wycięciu, zdaje się zupełnie niepotrzebnych piosenek, jest dość udanym przedsięwzięciem (bez technicznych fajerwerków), które udało się i dziś zrealizować.

No tak, bo silenie się na nowoczesność na siłę nie ma sensu! Mamy przecież takie przykłady, między innymi powtórzonej "Stawki większej niż życie" - to się po prostu nie sprawdza. W przypadku samochodzików trzeba po prostu liczyć na to, że ktoś się rozsmakuje w filmie z tamtych czasów, nie epatującym nowinkami technicznymi i fantastycznymi sytuacjami i po prostu opowie zwykle i ciekawie o ludzkich sprawach, ze sporą domieszką humoru i sentymentu. Myślę, że może nie milionową widownię, ale jednak widza by to znalazło. Tak czy inaczej, gdyby zająć się tą sprawą dziś, to do realizacji możnaby przystąpić najwcześniej w połowie przyszłego roku. A to jest już kwestia półtora roku dodanego do moich obecnych 82 lat (śmiech). Muszę jednak przyznać, że pomysł jest kuszący, bo jak wspomniałem są takie momenty, że chciałbym wrócić za kamerę. Tym bardziej, że niedawno poznałem kulisy współczesnych realizacji i ona się tak strasznie nie zmieniła. Jest trochę bogaciej technicznie, ale nie aż tak, żeby nie móc się z tym wszystkim odnaleźć.

Może Pana zainteresuje informacja, że według pogłosek, do których dotarliśmy, jeszcze w latach 70-tych, po sukcesie dwóch pierwszych ekranizacji, został napisany dla telewizji i to zdaje się przez samego Nienackiego, scenariusz z kolejnym samochodzikem ("Niesamowity dwór"), a nie wykluczone że tych gotowych samochodzikowych scenariuszy było nawet więcej. Podobno do kolejnego Samochodzika przymierzał się wtedy Hubert Drapella. Niestety nie zostały one nigdy zrealizowane i trafiły prawdopodobnie do archiwum. Być może dałoby się je odnaleźć.

Niestety nie mam obecnie żadnych kontaktów w telewizji.

Słyszeliśmy też, że do ekranizacji "Księgi strachów" całkiem niedawno przymierzał się Xawery Żuławski, ale nic z tego do dziś nie wynikło.

Może bał się że zaliczą go to tej pośledniej kategorii reżyserów robiących filmy dla dzieci i młodzieży, do tych reżyserów grupy "B" (śmiech). A tak bardziej na poważnie, to może liczył że popularność kilku wcześniejszych ekranizacji zapracowałby na ewentualny sukces obecnie. 

No dobrze, tak mnie namawiacie, więc postaram się przeczytać tę "Księgę strachów", czy też o ile ją już czytałem, to sobie przypomnę! 


---
Cały, obszerny wywiad ze Stanisławem Jędryką 
został opublikowany na Forum Miłośników Pana Samochodzika.



Zapraszam!



niedziela, 8 lutego 2015

"Spotkania z Zabytkami" numer 1-2/2015



W najnowszym numerze czasopisma "Spotkania z Zabytkami":


Z okazji 70-lecia założenia Muzeum w Nieborowie i Arkadii, numer 1-2, 2015 otwieramy tekstami o tematyce nieborowskiej (jubileusz Muzeum, ród Radziwiłłów, oranżerie nieborowskie, majolika z Nieborowa...). Następnie zapraszamy do zapoznania się z sylwetką Otolii Kraszewskiej – artystki nieodkrytej. W dziale „Spotkania na Wschodzie” można przeczytać o Piltyniu znajdującym się dziś na Łotwie. Piszemy także o architekturze drewnianej (dwa teksty o architekturze żuławskiej i odcinek „Akcji drewno” poświęcony kościołowi w Truskolasach w woj. śląskim) i stalowej (domy z tego materiału można znaleźć w Zabrzu). 


Szczegółowy spis treści:


"Spotkania z Zabytkami" na Facebooku:


sobota, 7 lutego 2015

„Tajemnica komisarza policji”




Józef Jeremski „Tajemnica komisarza policji”


Szary, nudny, jesienny dzień w biurze warszawskiego urzędu śledczego. Komisarz Jan Warecki nie wie jeszcze, że enigmatyczny telefon, jaki za chwile odbierze będzie zwiastunem zmian, które przewrócą do góry nogami jego ustabilizowane dotychczas prywatne i zawodowe życie. Warecki jest kierownikiem brygady powołanej do tropienia sprawców najcięższych przestępstw. Ma na koncie wiele sukcesów, ponadto cieszy się nieposzlakowaną opinią u swoich przełożonych.

Podejrzewając, że zerwana rozmowa telefoniczna może mieć związek z uprowadzeniem kobiety, komisarz po kilku minutach pojawia się w miejscu skąd nawiązano połączenie. Po chwili rusza w pościg za limuzyną, którą tajemniczy mężczyźni wywieźli porwaną. Kiedy dostrzega stojące na szosie auto, domyśla się, że przed chwilą rozegrał się w nim jakiś dramat. Dochodzi do strzelaniny. Warecki widzi z oddali, jak kobieta, która prawdopodobnie wyrwała się napastnikom zatapia nóż w gardle walczącego z nią rannego mężczyzny. Samochód odjeżdża. Na drodze pozostają zbroczone krwią zwłoki oraz zabójczyni. Komisarz w ciągu kilku chwil zostaje oczarowany przez piękną nieznajomą. Zamierza zrobić wszystko co w jego mocy, aby uchronić ją przed karzącą ręką wymiaru sprawiedliwości.

„Tajemnica komisarza policji” to powieść, w której wątek kryminalny splata się z wątkiem miłosnym, niemal melodramatycznym. Autor starał się dość dokładnie zarysować portrety psychologiczne nie tylko dwójki bohaterów, lecz także postaci drugoplanowych. Główny bohater, oficer policji staje na rozdrożu pomiędzy miłością do pięknej kobiety, która obdarzyła go bezgranicznym zaufaniem a honorem policjanta. Dylematy moralne towarzyszą komisarzowi niemal do ostatniej strony powieści. Atmosferę niepewności i zagrożenia potęgują poczynania podkomendnego Wareckiego, pałającego do niego nienawiścią, wywiadowcy Rypsa. Wywiadowca zaczyna podejrzewać, że za nerwowymi poczynaniami szefa, kryje się coś podejrzanego. Nie spuszcza go z oka licząc na to, że Warecki popełni jakiś błąd, i dzięki temu będzie w stanie zdemaskować jego podwójną grę. Akcja powieści rozgrywa się na nie tylko na tle ulic dawnej Warszawy, lecz także w Zakopanem, dokąd udaje się Warecki wraz z ukochaną, aby dać chwilę wytchnienia zszarganym nerwom i odpocząć przed decydującym starciem z Rypsem.

Książka Józefa Jeremskiego ukazała się po raz pierwszy w 1930 r. Jeremski podobnie jak kilku innych przedwojennych autorów powieści kryminalnych ma w swoim życiorysie epizod związany z pracą w Policji Państwowej. Doświadczenia z nią związane wykorzystał w pracy nad trzema powieściami kryminalnymi: „Fioletowe oczy,” „Zezowate oko” oraz właśnie „Tajemnica komisarza policji.” Józef Neremski nie przeżył II wojny światowej, zginął zamordowany przez Niemców w 1942 r. Polecam.


Wydawca: CM
Seria wydawnicza: Kryminały przedwojennej Warszawy
ISBN: 978-83-63424-36-7
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 180