wtorek, 28 stycznia 2014

"Czarna Hańcza"


Wanda Miłaszewska "Czarna Hańcza"

Powieści Wandy Miłaszewskiej, zapomnianej już dziś pisarki cieszyły w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku dużą popularnością. Pisała o życiu na kresach, wsi, dworach i przyrodzie. Po 1951 r. wszystkie jej książki zostały wycofane z bibliotek i objęto je zapisem cenzury. Do niewielu powieści wznowionych po 1989 r. należy „Czarna Hańcza,” której zamierzam poświęcić kilka akapitów. Udało mi się zdobyć przedwojenne wydanie. Egzemplarz mimo, że mocno nadgryziony zębem czasu ma jednak wiele uroku.

„Czarna Hańcza” to sielankowa opowieść o wycieczce kajakowej, którą pod koniec sierpnia 1929 r. odbyła autorka wodami Pojezierza Suwalsko – Augustowskiego, Kanale Augustowskim i Czarnej Hańczy. Towarzyszył jej Tadeusz Tomaszewski, właściciel dóbr położonych pod Sokółką, któremu pisarka dedykowała tę książkę.

Podobną wyprawę kilka lat później opisał w „Na tropach Smętka” Melchior Wańkowicz. W przeciwieństwie do niego, Miłaszewska nie poruszyła w swej powieści skomplikowanych problemów politycznych dotyczących polskości tych ziem. Skupiła się na przedstawieniu uroków wędrówki. Sama pisarka określiła swą powieść jako pełną „literackich-esów floresów.” Autorka kocha przyrodę, pisze o borach malowniczo rozciągających się wzdłuż brzegów rzeki, wschodach i zachodach słońca, ucieczce przed burzą. Przedstawia wizyty u gościnnych gospodarzy, którzy z otwartym sercem przyjmowali wędrowców zatrzymujących się na noclegi.

Dawno nie pisałem o książce, w której ktoś kogoś nie zabił, nie okradł, nie oszukał. Ta powieść pozwala się wyciszyć, płynąc Bobrem (tak autorka ochrzciła swój kajak) po wigierskiej krainie.


Wanda Miłaszewska (Źródło: „Tęcza” zeszyt 31 z 4 sierpnia 1928 r., s. 6)

Z powieści, niczym z tytułowej rzeki możemy wyłowić wiele aforyzmów:

O życiu: „Życie jednak ma bystry prąd i piaskiem trosk powszednich zamula najpiękniejsze wspomnienia. Trudno później, nawet w jakieś słoneczne święto duszy, odnaleźć ich pierwotną barwę i smak” oraz  „Galopujemy przez życie, ot, jak teraz przez fale. I ciągle, ciągle jedynie na powierzchni. I ciągle ocieramy się tylko naskórkiem naszych uczuć, myśli, serc – o rzeczy najważniejsze, o rzeczy, które są cudem życia i jego najwspanialszym przejawem, jego istotną treścią.”

O lampie naftowej i nie tylko: „Naftowa lampa, mimo że nieraz „filuje”, kopci, albo zaczyna dogasać właśnie w chwili najmniej do tego odpowiedniej, ma jeden cudowny dar: skupia wokoło siebie mieszkańców domu.”

O szczęściu: „Lubię przeżywać naprzód, lub wstecz chwile szczęśliwe. W ten sposób miewam ich więcej, niż inni ludzie: jeśli marzenie się spełniło, mnożę je we wspomnieniu tyle razy, ile tylko zapragnę, a jeżeli zawiedzie – zostanie na pociechę jasny obraz przyszłości oglądanej oczyma duszy.”

O szczęściu (nigdy za wiele): „Szczęście jest tylko wtedy doskonałe, gdy je można rozsiać pełnymi garściami wkoło siebie. Ukrywane zazdrośnie, zagrabione na własność, przestanie świecić, nie ogrzeje nikogo.”

O żeglowaniu o zachodzie słońca i ludzkich pragnieniach: „Cudownie jest płynąć w ostatnich blaskach i myśleć, że pierwszy dzień się kończy. I cudownie jest myśleć, że nadejdzie następny.”

Ozdobą powieści są czarno-białe zdjęcia klasyka polskiej fotografii Jana Bułhaka. Do książki załączone są dwie wkładki z mapami: Jezior Wigierskich oraz „Szlakiem Bobra” – od Augustowa do Augustowa. Powieść „Czarna Hańcza” Wandy Miłaszewskiej jest dostępna również na stronach Podlaskiej Biblioteki Cyfrowej: http://pbc.biaman.pl/dlibra/docmetadata?id=18046 

Wanda Miłaszewska zginęła wraz z mężem pod gruzami zawalonego domu podczas Powstania Warszawskiego w dniu 10 sierpnia 1944 r. 

Wydawnictwo: Księgarnia Świętego Wojciecha. Poznań – Warszawa – Wilno - Lublin
Rok wydania: 1931
Liczba stron: 233

poniedziałek, 27 stycznia 2014

"Magnetyzer"


Konrad T. Lewandowski "Magnetyzer"


„Magnetyzer” to pierwsza część kryminalnego cyklu powieściowego Konrada T. Lewandowskiego, którego bohaterem jest młody, zdolny warszawski policjant Jerzy Drwęcki. Podobnie jak w pozostałych książkach serii, akcja utworu toczy się w Warszawie pod koniec laty dwudziestych ubiegłego wieku. Miałem już okazję zapoznać się z przygodami komisarza przy okazji lektury „Bogini z labradoru” oraz „Perkalowego dybuka.” Recenzje tych powieści Czytelnik znajdzie w listopadowych i grudniowych postach na blogu.

Tym razem Jerzy Drwęcki tropi tajemniczego zakonnika, posiadającego nieziemską moc wpływania na ludzi. Zakonnik wszedł posiadanie tajemniczej księgi z zapiskami Władimira Iwanowicza Razguninowa, osobistego cesarskiego magnetyzera. Korzystając z zawartej w niej wiedzy ów zakonnik doprowadził wiele młodych kobiety do popełnienia samobójstwa.

Nie zdradzę wiele pisząc, że kluczowe znaczenie dla rozwikłania sprawy mają opowieści weterana powstania styczniowego – wujaszka Hiacyntusa. Historia przodka starego wiarusa, podporucznika Jana Fedorczyka okazuje się mieć związek z prowadzonym śledztwem, a ściślej mówiąc z zapiskami Razguninowa. Lewandowski bardzo sprawnie wplata w treść historię sprzed lat, ubarwiając fabułę powieści i napędzając jednocześnie ślamazarnie prowadzoną przez komisarza sprawę.

Podobnie jak w wymienionych wcześniej powieściach, Jerzy Drwęcki „korzysta z usług” warszawskiego podziemia przestępczego. Okazuje się, że czasem łatwiej się dogadać z rzezimieszkami niż uzyskać pomoc ze strony przedstawicieli władzy duchownej z kardynałem Aleksandrem Kakowskim na czele.

Na kartach „Magnetyzera” mamy okazję wraz z komisarzem do zapoznania się ze śmietanką kulturalną stolicy dwudziestolecia międzywojennego. Tym razem w powieści zagościli m.in. poeci Julian Tuwim, Tadeusz Boy-Żelenski, Antoni Słonimski, rzeźbiarz Xawery Dunikowski, lekkoatleta Janusz Kusociński oraz stali bywalcy cyklu: pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski, filozof Franciszek Fiszer oraz sam komendant Józef Piłsudski. Warto odnotować także, że oprócz wymienionych wyżej znakomitości, w książce pojawia się urocza Marysia, przyszła małżonka komisarza Drwęckiego.

Jak wspomniałem na początku, recenzje kryminałów Konrada T. Lewandowskiego zamieszczam w porządku w jakim miałem przyjemność je przeczytać, a nie w jakim zostały wydane. Sugeruję jednak Czytelnikom lekturę cyklu we właściwej kolejności i rozpoczęcie jej właśnie od "Magnetyzera."

Książka przeczytana w grudniu 2013 r.
 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-7384-597-8
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 235

Moja ocena: 4/6

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Zatoka Żarłocznego Szczupaka"

"Zatoka Żarłocznego Szczupaka"


Eugeniusz Paukszta "Zatoka Żarłocznego Szczupaka"


„Zatoka Żarłocznego Szczupaka” to trzecia powieść Eugeniusza Paukszty, z którą miałem przyjemność spędzić w ostatnim czasie kilka wieczorów i jednocześnie pierwsza książka przeczytana przeze mnie w nowym 2014 r. Kto wie, czy nie jedna z najlepszych…

Na przedniej stronie okładki rysunek białej łódki z żaglem wkomponowanym w wielkie, pomarańczowe słońce, plama falującej wody a później ponad czterysta pożółkłych, wyglądających jak przypalone słońcem stron. Wszystko to zwiastuje spotkanie z literaturą przygodową najwyższej klasy, która choć powstała blisko 60 lat temu nadal wciąga, bawi i wzrusza.

Powieść rozpoczyna się podobnie jak „Znak Żółwia” oraz „Młodość i gwiazdy” tegoż autora. Grupka młodzieży studenckiej przyjeżdża na wakacje nad malownicze jezioro. Tym razem jest to jezioro Gardyńskie na Mazurach. Poznajemy braci Kostka i Pietrka, Zośkę, Mirkę i Julka. Rozbijają oni obóz w niewielkiej zatoczce. Pływają, łowią ryby. Mamy połowę lat 50-tych XX wieku, ryb w jeziorach nie brakuje.

Upalny początek wakacji nie zapowiada wielu dramatycznych wydarzeń, w centrum których już niebawem znajdą się bohaterowie. Młodzi zaprzyjaźniają się z mieszkającym nieopodal leśniczym. Od niego dowiadują się o zatopionych w 1944 r. niemieckich ciężarówkach, które spoczęły na dnie jeziora. Mimo iż wielu śmiałków próbowało wydobyć samochody, dotychczas nikomu się ta sztuka nie udała. Chłopcy postanawiają spróbować szczęścia, wyobrażają sobie, że właśnie oni zostaną odkrywcami tajemnicy i wydobędą skrzynie z tajemniczą zawartością.

Powieścią nie rozczarują się miłośnicy leśnych wędrówek, żeglarze i wędkarze. Eugeniusz Paukszta znacznie swobodniej porusza się w tej tematyce niż mieszkający wiele lat nad Jeziorakiem Zbigniew Nienacki. Nie da się ukryć, że autor przygód Pana Samochodzika mocno inspirował się utworem Paukszty przy tworzeniu kolejnych tomów swego słynnego cyklu powieściowego. Na kartach jego książek czytaliśmy przecież o zatopionych ciężarówkach, przeżywaliśmy dramatyczny rejs po mazurskim jeziorze (o niebo lepiej przedstawiony w powieści Paukszty niż w „Pan Samochodzik i Winnetou.”). Mamy tu także czarny charakter. Młody człowiek, mieszkaniec pobliskiej mazurskiej wioski, Michał Wittle pod wpływem poznanych podczas wakacji przyjaciół zmienia swoje postępowanie niczym Czarny Franek z „Nowych przygód Pana Samochodzika.” Takich inspiracji można znaleźć o wiele więcej.

W „Zatoce Żarłocznego Szczupaka” autor poruszył również poważniejszy temat: echa II wojny światowej, problem polskości na ziemiach, które znów znalazły się w granicach naszej ojczyzny. Bohaterowie, którzy przyjechali na wakacje są świadkami niechętnego stosunku części okolicznych mieszkańców do nowej, powojennej rzeczywistości. Swoim postępowaniem Julek wraz z przyjaciółmi zjednują sobie jednak miejscową młodzież. Wraz z nimi zakładają koło LZS, budują boisko, organizują ogniska. Ta postawa sprawia, że również starsi zaczynają inaczej patrzeć na Polskę. Część Mazurów zaczyna wracać do języka swoich przodków.  

Oczywiście działalność młodzieży nie wszystkim jest na rękę. „Ukryta opcja niemiecka” stara się pozbyć niewygodnych gości. Chłopcy znajdują w lesie spadochron, ktoś strzela do leśniczego, podpala las. Chłopcy trafiają na trop szpiega, zostają ofiarami porwania.

Przyzwyczaiłem się już, że Eugeniusz Paukszta wprowadza do swoich powieści dziesiątki osób. Również w „Zatoce” mamy okazję poznać całą galerię wyrazistych postaci drugoplanowych. Dobroduszny i jednocześnie sprytny leśniczy Grapsza, wspomniany już młodzieniec Michał Wittle  - przywódca miejscowych chłopaków, Edward Fajfer – nauczyciel wiejski, Czarna Erna, piękna pracownica PGR-u. Wspomnę tu jeszcze o doktorze i jego małżonce, którzy również przyjechali nad jezioro i rozbili namioty w pobliżu Zatoki Żarłocznego Szczupaka. Wdzięki pani Mery kusiły kochliwego Pietrka, który często wymykał się dyskretnie aby poflirtować z piękną doktorową.

Mógłbym długo jeszcze pisać o tej zapomnianej dziś już książce, tak dużo się w niej dzieje. Wielu jest fanów powieści o przygodach Pana Samochodzika, którzy pytają jakie książki o zbliżonej tematyce można im polecić. Moim zdaniem powinni zacząć właśnie od lektury powieści Eugeniusza Paukszty. Powinni spędzić kilka wieczorów nad „Zatoką Żarłocznego Szczupaka.” Jestem pewien, że gdyby Zbigniew Nienacki nie przeczytał tej książki, kilka przygód Tomasza NN wyglądałoby zupełnie inaczej.


Wydawnictwo: Iskry
Rok wydania: 1957
Liczba stron: 414

Moja ocena: 6/6

środa, 15 stycznia 2014

"Sekret Kroke"


Małgorzata i Michał Kuźmińscy "Sekret Kroke"


Akcja debiutanckiej powieści Małgorzaty i Michała Kuźmińskich „Sekret Kroke” toczy się kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej. Do Krakowa przyjeżdża niemiecki szpieg, książę Michaił Romanow. Otrzymuje on zlecenie odnalezienia tajemniczego manuskryptu, który może zmienić losy świata. Manuskrypt chroniony przez Bractwo Alchemików, prawdopodobnie ukryty jest w którymś z antykwariatów na krakowskim Kazimierzu. Romanow ma przed sobą trudne zadanie do wykonania. W tym samym celu bowiem podwawelski gród odwiedzili również dwaj inni poszukiwacze manuskryptu. Jednym z nich jest „przedstawiciel”  Watykanu, zakonnik Carlos, drugi to Maciek Messer, słynny warszawski nożownik, wynajęty przez bogatego kolekcjonera zza oceanu.

Romanow to pijak, lubieżnik, uważający się za najgorszego szpiega na świecie. Stara się uprzedzić konkurentów i za wszelką cenę wypełnić swą misję. Giną kolejni antykwariusze. Krwią spływają ulice spokojnej dotychczas żydowskiej dzielnicy. Razem z Romanowem przemierzamy krakowskie zaułki, odwiedzamy domy publiczne, uciekamy przed policją, odkrywamy kolejne zwłoki właścicieli żydowskich antykwariatów. Ciągle czujemy na swych plecach oddech Carlosa i Messera. Z zakonnikiem przesiadujemy długie godziny w klasztornej bibliotece szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia do prowadzenia dalszych poszukiwań. Messer „oprowadza” nas po warszawskich i krakowskich melinach, pełnych gotowych na wszystko, niebezpiecznych rzezimieszków.

Pewnego wieczora skrzyżują się drogi szpiega i Rebeki, pięknej córki żydowskiego właściciela antykwariatu. Od tej chwili cyniczny Romanow troszczy się nie tylko o swoje bezpieczeństwo, lecz dba aby i jego towarzyszce nie spadł ani jeden włos z głowy.

W powieści Kuźmińskich możemy odnaleźć wiele aluzji do innych dzieł i bohaterów literackich. I tak np. oficer polskiego kontrwywiadu to Tomasz Wilmowski (nazwisko znane wszystkim miłośnikom cyklu powieściowego dla młodzieży Alfreda Szklarskiego). Niezbyt podobały mi się natomiast dość krótkie podrozdziały i związane z tym częste przeskoki akcji. Zastosowanie takich zabiegów literackich sprawia, że szczególnie pierwszą część powieści czyta się niczym komiks. Tym bardziej, że na kartach książki nie brakuje licznych strzelanin i mordobicia.

„Sekret Kroke” to udane pełne humoru połączenie powieści szpiegowskiej, romansu i kryminału zabarwionego mocnym odcieniem sepii. Polecam.


Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 978-83-247-1452-0
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 397

Moja ocena: 4+/6


piątek, 27 grudnia 2013

"Pitaval krakowski"


Stanisław Salmonowicz, Janusz Szwaja, Stanisław Waltoś "Pitaval krakowski"


Często sięgam po powieści historyczne, lubię od czasu do czasu przeczytać dobry kryminał, którego akcja dzieje się kilkadziesiąt lat temu. Wszystkie najlepsze cechy tych gatunków łączy w sobie „Pitaval krakowski” Stanisława Salmonowicza, Janusza Szwai i Stanisława Waltosia. Pitaval to zbiór relacji z głośnych przed laty procesów sądowych. Podczas lektury „Pitavalu krakowskiego” mamy okazję niemal trzydzieści razy zanurzyć się w przeszłość i otrzeć o dramatyczne przeżycia dawnych mieszkańców podwawelskiego grodu.

Iście drakońskie kary spadały bowiem już w epoce renesansu na przedstawicieli różnych profesji. I tak niejaką Jadwigę trudniącą się nierządem wrzucono do Wisły a służącą która zabiła swą panią skazano na upieczenie żywcem. Jedna z dawnych Krakowianek za matkobójstwo została „utopiona w worku z zaszytym psem i kotem”[1] a szyja niejednego cudzołożnika poczuła zimnie, stalowe ostrze katowskiego topora.

Bulwersuje nas dziś rozkład moralny części duchowieństwa, a tymczasem już w XVI w. „gorszące wybryki zakonników były na porządku dziennym.”[2] Nie gorsi od nich byli krakowscy żacy, którzy zasłynęli jako „wielce rozpustni, lekkomyślni, knajpiarze, pijacy, oddani szpetnym chuciom, skłonni do bitek i zabójstw.”[3]

Nieco obszerniejsza jest druga część Pitavalu, obejmująca sprawy kryminalne z drugiej połowy XIX w. oraz okresu do wybuchu II wojny światowej. Możemy zapoznać się m.in. z głośną przed laty sprawą długoletniego uwięzienia w klasztorze Karmelitanek Bosych zakonnicy Barbary Ubryk oraz z pierwszymi, nieudanymi próbami wykrycia zbrodniarza za pomocą telepatii, co miało miejsce w 1921 r. Po odzyskaniu niepodległości na przestępców nie czekały aż tak wymyślne kary jak czterysta lat wcześniej. Warto tu wspomnieć o jednej, mianowicie zabójca musiał liczyć się z długoletnim, ciężkim więzieniem, obostrzonym twardym łożem co miesiąc oraz ciemnicą każdego dnia w rocznicę popełnienia zbrodni.

Autorzy wykonali olbrzymią pracę. Nie zawsze mogli dotrzeć do akt sądowych, których wiele zaginęło podczas wojennej zawieruchy i późniejszych dziejowych zakrętów historii, korzystali więc z roczników dawnych czasopism jak np. „Ilustrowany Kurier codzienny,”  „Kurier Poranny” czy „Tajny Detektyw.” Publikacja zawiera kilka wkładek z fotografiami bohaterów: ofiar, katów, miejsc i narzędzi zbrodni. Możemy spojrzeć w oczy „Pięknej Zośce” – jednej z najsłynniejszych krakowskich modelek lat dwudziestych bestialsko zamordowanej przez męża czy też podziwiać wystrojoną w wytworny kapelusz Marię Ciunkiewiczową, która w latach międzywojennych zasłynęła jako jedna z pierwszych oszustek ubezpieczeniowych. Wielu budynków przedstawionych na fotografiach nie znajdziemy już dziś spacerując krakowskimi ulicami. Zdjęcia pochodzą m.in. z Archiwum Miasta Krakowa, Biblioteki Jagiellońskiej, Muzeum Narodowego w Krakowie jak również zbiorów prywatnych. Choć w wielu przypadkach nie było to możliwe względu na brak świadków, czy też źródeł, autorzy często podejmowali próby oceny przebiegów wydarzeń z patrząc na nie z perspektywy dnia dzisiejszego.

Historie przedstawione w „Pitavalu krakowskim” są wciągające niczym najlepsze powieści kryminalne. Wielka w tym zasługa autorów, którzy potrafili przełożyć terminologię akt sądowych na język przystępny dla każdego czytelnika, okraszając go obficie licznymi ciekawostkami z minionych lat. Nie skąpili opisów miasta, kamienic, wnętrz domów, obyczajów i charakterów ludzkich, tworząc barwną kryminalną mozaikę Krakowa na przestrzeni kilku stuleci.


[1] „Pitaval krakowski” s. 71.
[2] Tamże, s. 25.
[3] Tamże, s. 27.




Wydawnictwo: Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas
ISBN: 97883-242-1229-3
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 734

Moja ocena: 6/6


-------
Prof. Janusz Szwaja i prof. Stanisław Waltoś opowiadają o „Pitavalu krakowskim”: 

niedziela, 22 grudnia 2013

Radosnych Świąt Bożego Narodzenia,

Miłych chwil przy wigilijnym stole,

Wspaniałych książkowych prezentów pod choinką,

Oraz wielu literackich odkryć w Nowym Roku,

Wszystkim Gościom i Czytelnikom 

Bloga ZAPOMNIANA BIBLIOTEKA

Życzy Autor


piątek, 20 grudnia 2013

"Nieuchwytne skarby"


Stanisław Pasławski "Nieuchwytne skarby"



Rodzina pani Marii Umbrelskiej pogrążona jest w kłopotach finansowych. Pani Maria z trudem wiąże koniec z końcem. Mieszkająca w podupadającym majątku ziemskim kobieta zastanawia się skąd weźmie pieniądze na najpotrzebniejsze wydatki. Martwi się także o środki niezbędne na dalsze kształcenie dwunastoletniej córki - Lenki. Daleki krewny Umbrelskich, bogaty stary kawaler Ewaryst Zomeczek pragnie adoptować córkę Marii. W zamian za to obiecuje, że Lenka zostanie jedyną spadkobierczynią jego ogromnej fortuny, pałacu w Krępichowie oraz rozległych włości. Pani Maria nie może się zdecydować na rozstanie z Lenką, zwleka więc z podjęciem decyzji o wyjeździe do stryja.

Takich oporów nie miała kuzynka Ewarysta, panna Anna Brzyniecka, która wraz z córką Eweliną zawitała w progi krępichowskiego pałacu. Krewniaczka wszelkimi sposobami próbuje wkraść się w łaski Ewarysta, licząc że schorowany stryj zapisze swój majątek jej córce. Mimo iż krnąbrna i zarozumiała Ewelina nie potrafiła wzbudzić sympatii stryja, umiejętne zabiegi matki doprowadzają w końcu do tego, że Brzyniecka osiąga swój cel. Pan Zomeczek zapisuje Ewelinie cały majątek, za wyjątkiem jednego skrzydła pałacu, które przypada Lence. Po śmierci Ewarysta, Anna Brzyniecka wraz z córką są przekonane, że stryj posiadał jeszcze kosztowności i pieniądze, które ukrył w części pałacu zapisanej w testamencie Lence. Ponadto okazuje się, że istnieje jeszcze jeden testament, w którym Zomeczek cały swój majątek zapisuje córce pani Umbrelskiej.

Brzyniecka podważa w sądzie akt ostatniej woli stryja Ewarysta, w rezultacie czego Umbrelska za sfałszowanie dokumentu zostaje niesłusznie skazana na kilkuletnie więzienie. Córeczkę pani Marii „bierze w opiekę” gnębicielka jej matki, która wszelkimi sposobami usiłuje wydobyć z dziewczynki informację o miejscu okrycia skarbu. Nie wie, że Lenka również nie ma pojęcia o tajemniczej skrytce. Nie pomaga dręczenie dziecka ani ciągłe poszukiwania. Skarbiec długo pozostaje nieodnaleziony.

Powieści księdza Stanisława Pasławskiego nie wystawiłem zwyczajowej oceny pod recenzją. Jak możemy przeczytać w podtytule, powieść ta pisana jest co prawda dla młodzieży, ale  innej młodzieży. Młodzieży z innych czasów. Książka nie jest tak uniwersalna jak chociażby przypomniany przeze mnie jakiś czas temu „Szatan z siódmej klasy” Kornela Makuszyńskiego. Konstrukcja powieści jest momentami bardzo naiwna i przewidywalna. Autor nie operuje także polszczyzną tak barwnie i finezyjnie jak Makuszyński.

Stanisław Pasławski był osobą duchowną, co nie pozostało bez wpływu na fabułę. Bohaterki niezwłocznie przebaczają swoim ciemiężycielkom każde przewinienie. Modlą się za nich. Kiedy zgrzeszą choćby myślą, od razu tego żałują. Nie znalazłem informacji aby powieść „Nieuchwytne skarby” była kiedykolwiek wznowiona. Prawdopodobnie już nigdy to się nie stanie, a ocalałe egzemplarze skasowane z półek bibliotecznych, omijane przez Czytelników na wyprzedażach, zakończą żywot w skupach makulatury.

Zaglądając do takich powieści, możemy przeć kilka chwil poczuć, co wzruszało przed snem naszych rodziców i dziadków. Możemy wyobrazić sobie, co czytali zapalając lampę naftową, o czym rozmawiali wracając ze szkoły do rodzinnego domu. Pożółkłe kartki, często zastępcza okładka odpadająca od grzbietu, treść mogąca wzbudzać uśmiech politowania na twarzach czytelników modnych skandynawskich powieści sensacyjnych, a jednak mam olbrzymi sentyment do takich powieści. Dużą radość sprawia mi, kiedy co jakiś czas uda mi się odkryć zupełnie zapomnianą książkę i przywrócić jej choć na chwilę życie na stronach mojego bloga.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Księży Pallotynów. Ołtarzew k. Warszawy
Rok wydania: 1947
Liczba stron: 240



czwartek, 5 grudnia 2013

"Bogini z labradoru"


Konrad T. Lewandowski "Bogini z labradoru"


Zbrodnie, okultyzm, intrygi i seks wypełniają powieść Konrada T. Lewandowskiego „Bogini z labradoru.” Dużo się dzieje a zaczyna dość banalnie. Z podróży poślubnej wraca świeżo upieczony małżonek, nadkomisarz policji Jerzy Drwęcki. Na warszawskim dworcu kolejowym czeka na niego pułkownik Wieniawa-Długoszowski. Mamy jesień 1928 r. Wkrótce rozpoczną się uroczystości dziesiątej rocznicy odzyskania niepodległości. Wieniawa obawia się, że przygotowania do obchodów może zakłócić sekta okultystów, w skład której wchodzi wielu stołecznych prominentów. Okazuje się, że stowarzyszenie okultystów-patriotów Astral Narodu do swojej działalności wciągnęło samą panią Komendantową. Pułkownik prosi Drwęckiego aby zajął się tą sprawą. Działać trzeba dyskretnie, gdyż okultyści wszędzie mają swoich ludzi. Po pewnym czasie okazuje się, że kluczowe znaczenie dla sprawy ma tajemniczy posąg bogini wykonany z minerału zwanego labradorem. 

Konrad T. Lewandowski wiele miejsca poświęcił sekretom alkowy młodego małżeństwa. Marysia Drwęcka nie należy do kobiet pruderyjnych. Kiedy mąż jest w pracy, ona dokształca się czytając „Kamasutrę.” Śmiało eksperymentuje w łóżku a jej rozciągliwe, ponętne ciało kusi Jerzego każdego ranka i wieczora. Co ciekawe, po upojnych uniesieniach małżonka nadal jest głodna wrażeń. Nie chodzi jej jednak o kolejne łóżkowe wygibasy a o wojenne przeżycia małżonka. Okazuje się bowiem, że przedmałżeńskie życie Drwęckiego pełne jest skrywanych przed nią mrocznych tajemnic. Kilka lat przed objęciem stanowiska nadkomisarza, mąż Marysi brał udział w krwawych walkach w obronie Lwowa. Z jego ręki padło kilkudziesięciu żołnierzy. Niejednokrotnie otarł się o śmierć. 

W powieści przewija się szereg barwnych postaci. Niektóre z nich, jak babcia i wujaszek Hiacyntus znamy z innych tomów serii. Oprócz nich na pierwszy plan wysuwa się członkini sekty, dyrektorowa  Zasławska oraz Gryfek, lwowski złodziejaszek, który pod kuratelą nadkomisarza toczy walkę o zejście z niecnej drogi przestępstwa. Ci dwoje są dawnymi towarzyszami walk Jerzego Drwęckiego. O odzyskanie posążku bogini stara się przybyły z Anglii detektyw Pulteney. Po ulicach Warszawy grasuje psychopatyczny morderca, który siejąc postrach wśród prostytutek spędza sen z powiek organizatorom obchodów rocznicowych, obawiających się wybuchu paniki wśród mieszkańców miasta. Również i temu psychopacie zależy na zdobyciu posągu bogini. Pod nadkomisarzem kopią dołki jego podkomendni, którzy tylko czyhają na to aby Drwęckiemu podwinęła mu się noga. Prym w tym wiedzie jego były zwierzchnik Sawilski. Jerzy ma również okazję do spotkania z dwiema postaciami historycznymi. Kilkakrotnie rozmawia z poetą Witoldem Gombrowiczem, jest mu dany także zaszczyt uściśnięcia dłoni marszałka Piłsudskiego.

Sam wątek kryminalny w powieści nie jest zbyt rozbudowany. Mimo, że w podtytule nieco mniejszą czcionką wydrukowano napis: „powieść kryminalna” po zakończeniu lektury miałem wrażenie, że przeczytałem książkę przygodową. Bardzo dobrą, z wartką akcją, doprawioną sporą porcją humoru, ale jednak przygodową. Polecam.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria wydawnicza: Z odciskiem palca
ISBN: 978-83-7384-655-5
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 262

Moja ocena: 5/6

niedziela, 1 grudnia 2013

 "Nawet umarli kłamią"


 Zygmunt Zeydler-Zborowski "Nawet umarli kłamią"


Podporucznik MO Franciszek Kociuba od niedawna pracuje w stolicy. Awans z prowincjonalnego posterunku zawdzięcza majorowi Downarowi. As warszawskiej milicji dostrzegł potencjał drzemiący w młodym funkcjonariuszu, z którym miał okazję współpracować i postanowił zaprotegować go u swoich przełożonych. Franek marzy o pierwszej poważnej sprawie kryminalnej. Na razie nie miał jednak okazji do wykazania się. Włamania, kradzieże, oszustwa i fałszerstwa nie są tym co rozpala wyobraźnię ambitnego milicjanta.

Kociuba dumał nad swoją policyjną niedolą, a tymczasem w Warszawie zaginął Amerykanin polskiego pochodzenia Jan Ratajski. Zgłoszenia dokonała rozhisteryzowana małżonka. Traf chciał, że na komendzie przebywał wtedy nasz Franek i właśnie jemu przypadła sprawa odnalezienia polonusa. Podporucznik przyjmując kolejne zwykłe zadanie, nie przypuszczał nawet, że będzie to przełomowa sprawa w jego milicyjnej karierze. Okazało się, że zaginiony był antykwariuszem, który przyjechał do Polski w interesach. Przełożeni, widząc brak postępów w poszukiwaniach zaczynają naciskać na Kociubę, tym bardziej że interweniowała w tej sprawie Ambasada Amerykańska.

Kilka dni później pod Warszawą zostają znalezione zwłoki kobiety. Wszystko wskazuje na to, że zamordowaną jest Klaudia, niedawno poznana znajoma Franka. Po przyjeździe na miejsce zbrodni okazuje się, jednak, że ofiara to macocha Klaudii. Wśród podejrzanych jest m.in. mąż denatki oraz niejaki Wołoszyński, współpracujący z „Desą” rzeczoznawca specjalizujący się w dziełach sztuki. Franciszek Kociuba zaczyna zdawać sobie sprawę, że „pracować w wydziale dochodzeniowym to nie taka prosta rzecz.” Na szczęście do Warszawy wraca major Downar. Od pułkownika Leśniewskiego dowiaduje się, że sprawę zaginięcia Amerykanina prowadzi jego protegowany. Postanawia więc „wziąć go do galopu.” Pod kierunkiem Downara śledztwo nabiera tempa. Jego cenne rady sprawiają, że umysł prostolinijnego podporucznika wyostrza się a sam właściciel umysłu nabiera większej wiary we własne możliwości. Milicjanci dochodzą do wniosku, że sprawy zaginięcia i morderstwa łączą się ze sobą. Rozwikłanie tych zagadek wydaje się już tylko kwestią czasu.

W książce „Nawet umarli kłamią” możemy znaleźć wiele ciekawostek obyczajowych z lat 60-tych XX w. Dowiadujemy się np. że milicjantom po służbie dopisywał wilczy apetyt. Nasz Franek w barze mlecznym podczas jednej wizyty potrafił umieścić w żołądku jajecznicę z sześciu jaj, pierogi ruskie oraz litr zsiadłego mleka. Nic dziwnego, że takie nieracjonalne odżywianie wpływało negatywnie na tempo prowadzonych przez niego śledztw. Na szczęście w powieściach Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego zawsze można liczyć na pomoc życzliwego i nieomylnego majora Downara.

Wydawnictwo: Iskry
Seria wydawnicza: Klub Srebrnego klucza
Rok wydania: 1971
Liczba stron: 231

Moja ocena: 4/6

wtorek, 26 listopada 2013

"Doktor Jeremias"


Sebastian Koperski, Wojciech Stamm "Doktor Jeremias"



Sto lat temu, pod koniec listopada 1913 r. w Poznaniu zostaje zamordowana trzynastoletnia dziewczynka narodowości polskiej Janina Pokrywka. Zabójstwo zostało dokonane na tle seksualnym, ponadto zwłoki zostały tak zmasakrowane, że ciało zidentyfikowano tylko dzięki medalionowi na szyi denatki. Dochodzenie prowadzone przez komisarza kryminalnego w Nadprezydium Policji miasta Poznań Heinricha Windelbanda nie przynosi zadowalających rezultatów.

Sprawą zaczyna interesować się lekarz sądowy, który przeprowadził sekcję zwłok - Anzelm Schoen. Nawiązuje on kontakt ze swym przyjacielem, psychiatrą Sigmundem Jeremiasem i razem rozpoczynają nieformalne śledztwo. Zgodnie uznają, że zabójca nie pochodzi z najniższych warstw społecznych a należy go szukać pośród najbardziej szanowanych obywateli miasta. Cień podejrzenia pada m.in. na polskiego arystokratę, duchownego, pruskiego oficera oraz żydowskiego przedsiębiorcę. Po pewnym czasie doktorzy łączą siły z komisarzem i w trójkę usiłują doprowadzić do wykrycia mordercy.

Na ostatniej stronie okładki możemy przeczytać, że „W mieście panuje strach przed zbliżającym się nieuchronnie konfliktem zbrojnym, strach przed wojną, która ma być ostatnią. W tej atmosferze dochodzi do okrutnej zbrodni.” Niestety, przewracając kartki książki, mimo swoich talentów detektywistycznych nabytych po przeczytaniu dziesiątek powieści kryminalnych, nie wytropiłem ani odrobiny tej atmosfery. Sam wielokulturowy Poznań w schyłkowym okresie pruskiego panowania także przedstawiony jest bardzo powierzchownie. Kiedy spojrzałem na stare mapy miasta zdobiące wewnętrzne strony okładek książki, miałem nadzieję, że na tym nie skończy się moje obcowanie z uliczkami, kamienicami i tajemnymi zakamarkami Poznania. Myliłem się, akcję powieści można niemal bez żadnego uszczerbku przenieść do dowolnego miasta. Poznań jest tylko dalekim tłem dla przedstawionej historii kryminalnej, która jest niestety bardzo przewidywalna. Brak napięcia i zwrotów akcji autorzy rekompensują czytelnikowi dość dużą dawką humoru jak na powieść kryminalną.

Trudno powiedzieć, dlaczego zaszczyt użyczenia swego nazwiska na okładkę spotkał Sigmunda Jeremiasa. Ani on, ani jego kompan Schoen, jak również nadkomisarz Windelband nie są na tyle wyrazistymi postaciami, aby zasłużyć na ten honor.

Scena wizyty dwóch lekarzy - detektywów w Zakładzie dla Obłąkanych w Kościanie, spotkanie Schoena z pewną siebie Klarą, córką dyrektora ośrodka wygląda na żywcem wyjęte z jednego odcinków serialu „07 zgłoś się.” Na tym epizodzie porównanie książki z dynamicznym serialem Krzysztofa Szmagiera należałoby zakończyć, gdyż akcja powieści „Doktor Jeremias” toczy się bardzo powoli. I nie jest to wina postępu w motoryzacji, choć trudno nie zauważyć różnicy między poznańską dorożką a Polonezem z FSO, którym ścigał przestępców porucznik Borewicz.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-634-0
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 298

Moja ocena: 3+/6