Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przygoda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przygoda. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 8 października 2013

Mariusz Jaksa Czoba - komentarz do recenzji "Tajemnicy Starych Dunajczysk"


Mariusz Jaksa Czoba to pierwszy autor, który odwiedził naszego bloga. Na początku września miałem przyjemność zrecenzowania jego debiutu literackiego - książki „Tajemnica Starych Dunajczysk.” Zapytałem również autora o jego dalsze plany pisarskie, w tym o to czy jest w nich ujęta praca nad kontynuacją powieści. A oto co Mariusz napisał w komentarzu do recenzji:

Bardzo dziękuję za tak wysoką ocenę powieści. Cieszy mnie ona straszliwie. Dobre słowo o książce jest dla autora jak kroplówka ratująca życie.

Nie jest pewne, czy powstanie kontynuacja. Na razie nie powstaje... Po ukończeniu "Dunajczysk", jakby z rozpędu rozpisałem szczegółowy plan drugiej części (rozgrywającej się w innym zakątku Polski), ale pisanie powieści porzuciłem i tak jest do dzisiaj...

Samo pisanie lubię, bo to bardzo przyjemny stan, kiedy jest się "Tam" (np. w Starych Dunajczyskach) i ma się wpływ dosłownie na wszystko, np. czy bohater skręci w prawo, w lewo, czy skręci nogę. Słowem, można tworzyć własne, lepsze (?) światy, do których potem przychodzą inni (czytelnicy).

Ale pisanie książki - jeśli wszystko ma się w niej trzymać kupy - trwa długo, a potem trzeba znaleźć wydawcę, wypromować ją i sprzedać. A to jest dla mnie trudniejsze niż napisanie książki. No i wynik jest taki, że "Tajemnica Starych Dunajczysk" nie ma żadnej reklamy, promocji, patronatów medialnych. O jej istnieniu nie wie prawie nikt, nawet ci, którzy chcieliby przeczytać ciekawą książkę przygodową w dobrym stylu.

Gdyby nie łańcuch informacyjny kolejnych czytelników, którzy polecają książkę następnym, o "TSD" nie wiedziałby zupełnie nikt. Może coś się zmieni dzięki takim miejscom w sieci jak ten blog.

Podobno w sercu afrykańskiej dżungli istnieje fabryka samochodów lepszych od rolls royce. Co z tego, skoro nikt na świecie o niej nie wie... ;D

Twórcy tego bloga gratuluję świetnego pomysłu, życzę wytrwałości i sukcesów w budowaniu projektu. Niech ten adres w sieci stanie się podręcznym kompendium książki przygodowej dla każdego (jeśli nie encyklopedią gatunku). I jeszcze raz dziękuję za sympatyczną i wartościową recenzję.


m.j. czoba

http://ksiazkiprzygodowe.blogspot.com/2013/09/tajemnica-starych-dunajczysk-mariusz.html 


O książce „Tajemnica Starych Dunajczysk” możecie również pogawędzić na forum:

http://pansamochodzik.ok1.pl/viewtopic.php?t=1915





niedziela, 29 września 2013

"Nie ma ceny na miód akacjowy"



Stanisław Kowalewski "Nie ma ceny na miód akacjowy"

Stanisław Kowalewski, mimo iż posiada dość bogaty dorobek literacki nie jest wymieniany jednym tchem obok takich asów polskiej literatury młodzieżowej i przygodowej jak Zbigniew Nienacki, Adam Bahdaj, Alfred Szklarski czy Edmund Niziurski. Na półce mojej domowej biblioteczki stoi obok siebie kilka powieści, które wyszły spod jego pióra: „Czarne okna,” „Zaufajcie wujowi Antoniemu,” „Ślady białego księżyca” oraz „Nie ma ceny na miód akacjowy.”

W trzech z tych książek autor koncentruje się na problemach dorastającej młodzieży na tle przemian minionej epoki. Przygód nie ma w nich zbyt wielu, są za to miłosne rozterki, kłopoty rodzinne i szkolne. Kowalewski często w swoich powieściach balansuje między miłością a przygodą. W powieści „Nie ma ceny na miód akacjowy” szala minimalnie przechyliła się na korzyść przygody, dlatego poświecę tej książce trochę miejsca na blogu.

Akcja powieści rozgrywa się w malowniczej wiosce nad jeziorem. Nad dachami domów wznoszą się wieże dwóch zabytkowych cerkiewek. Za wsią zaczyna się las. Zbigniew Nienacki w pobliżu takiej wioski z pewnością umieściłby grupę archeologów, w książce Kowalewskiego na ich miejscu obóz rozbili studenci Akademii Sztuk Pięknych.

Fabuła utworu Kowalewskiego nie wnosi zbyt wiele do rozwoju powieści przygodowej. Przebywający w wiosce na wakacjach kilkunastoletni Przemek poznaje tajemniczą dziewczynę Alicję.  Pływają łódką po jeziorze, spacerują, rozmawiają, rodzi się uczucie. Mimochodem  młodzi pomagają odszukać sprawców kradzieży cennych ikon z jednej z miejscowych cerkiewek.

Powieść wydano w serii „Klub Siedmiu Przygód” a okładka łudząco przypomina tę zaprojektowaną przez Barbarę Dutkowską do książki Nienackiego „Nowe przygody Pana Samochodzika.” (patrz zdjęcia do pierwszej recenzji na blogu). Niestety dopiero po przewróceniu kilkudziesięciu kartek książki zaczyna zarysowywać się jakaś namiastka powieści przygodowej. Minusów jest nieco więcej. Bardzo naiwna zagadka kradzieży ikon, nie sprawia czytelnikowi większych kłopotów. Niektóre postacie w powieści są zupełnie zbyteczne, nie wiadomo po co autor je wprowadził, skoro nic nie wnoszą do rozwoju akcji. Klimat lat 70-tych, w których rozgrywa się akcja książki jest niezbyt wyczuwalny, nie wiele przecież można zmieścić na 140 stronach. Tym samym razi bardzo widoczna oszczędność autora w rozbudowywaniu fabuły. Przyznam, że nieco więcej obiecywałem sobie po tej powieści, tymczasem książka okazała się kolejną przeciętną powieścią wydaną w przeciętnych czasach PRL-u.


(Książka przeczytana w kwietniu 2013 r.)


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Seria wydawnicza: Klub Siedmiu Przygód
ISBN: 83-10-09031-5
Rok wydania: 1986
Liczba stron: 143

Moja ocena: 3/6

sobota, 28 września 2013

"Długi deszczowy tydzień"


Jerzy Broszkiewicz "Długi deszczowy tydzień"


Dawno temu za górami, za lasami, gdzieś na Podkarpaciu istniały wioski, w których gospodarstwa domowe nie miały dostępu do internetu a mieszkańcy nie posiadali komputerów. Na tronie KC PZPR zasiadał towarzysz Wiesław, telewizja dopiero  raczkowała, łącznikami ze światem były radio i gazeta kupiona w odległym o kilka kilometrów sklepie GS.[1] Ludzie nucili pod nosem przeboje Skaldów, Trubadurów i Alibabek. Dla dzisiejszych nastolatków brzmi to jak bajka a była to przecież połowa lat 60-tych XX wieku.

Dwadzieścia lat później i ja przyjechałem do mojej babci na wieś. I prawdopodobnie wtedy po raz pierwszy otworzyłem książkę Jerzego Broszkiewicza „Długi deszczowy tydzień.” Prawdę mówiąc, gdy po latach wracam we wspomnieniach do dziecięcych wakacji na wsi, nie przypominam sobie zbyt wielu deszczowych dni. Tymczasem dla dzieci, które przyjechały do przysiółka Czarny Kamień pogoda nie była zbyt łaskawa. Można powiedzieć, że Katarzyna, Włodek, Ika, Groszek i Janek mieli dosłownie przechlapane. Tym bardziej, że od najbliższego miasteczka dzieliło ich kilkanaście kilometrów a w maleńkiej osadzie nie było zbyt wielu atrakcji dla dzieci. Na skraju wsi znajdowała się tylko opuszczona, zabytkowa kapliczka. Dzieci musiały więc same zaplanować swój wolny czas.

Przypadkowo przeczytany artykuł o kradzieżach dzieł sztuki ludowej i sakralnej w okolicy, podsuwa im niecodzienny pomysł. Postanawiają zamieścić w gazecie informację o odkryciu w tejże kapliczce cennego zabytku i zwabić tym samym tajemniczego złodzieja a później schwytać go na gorącym uczynku. Po ukazaniu się artykułu do Czarnego Kamienia przybywa kilku różnorakich osobników. Dzieciakom wszyscy wydają się podejrzani. Ciągle obserwują więc kapliczkę i zastawiają w niej pułapki.
                                                      
Powieść Jerzego Broszkiewicza „Długi deszczowy tydzień” doczekała się co najmniej ośmiu wydań, w tym kilku wznowień w serii „Klub Siedmiu Przygód.” Nic dziwnego, przygody piątki sprytnych dzieciaków są niezwykle wciągające, napisane barwnym, kwiecistym językiem.  Książka mimo dość odstręczającego tytułu, nie dłuży się. No, może trochę, na początku, ale gdy przebrniemy przez kilkanaście pierwszych stron, a młodzi bohaterowie wpadną na pomysł jak zagospodarować deszczowe ranki i popołudnia, możemy wraz z nimi zabawić się w detektywów.

Pamiętam, że gdy czytałem książkę w dzieciństwie, nie mogłem się od niej oderwać. Po latach oderwać się już mogę, co nie znaczy, że nie spędziłem przy lekturze kilku miłych godzin. Ta powieść to przedsmak literatury przygodowej, którą odkryłem kilka lat później. Przedsmak przygód Pana Samochodzika.

(Książka przeczytana w sierpniu 2013 r.)

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Seria wydawnicza: Biblioteka Młodych
Rok wydania: 1977
Liczba stron: 247

Moja ocena: 4/6



[1] GS – Gminna Spółdzielnia - sklep, w którym można kupić chleb, rower, piwo i węgiel.


czwartek, 5 września 2013

"Tajemnica Starych Dunajczysk"

 


Mariusz Jaksa Czoba "Tajemnica Starych Dunajczysk"

 

Pojawienie się na rynku czytelniczym debiutanckiej powieści Mariusza Jaksy Czoby to doskonała wiadomość dla wszystkich, którzy przed laty zaczytywali się w książkach Zbigniewa Nienackiego i Adama Bahdaja. Autor w znakomity sposób splótł wątek historyczny z przygodowo-detektywistycznym, dzięki czemu powstała książka niewiele ustępująca dokonaniom powieściowym tych dwóch klasyków.

Bohaterem „Tajemnicy Starych Dunajczysk” jest Łukasz Jaksa, dziennikarz przebywający na wakacjach w malowniczej wiosce na Dolnym Śląsku. Bada on tajemniczą historię niemieckich ciężarówek, których cała kolumna zaginęła pod koniec II wojny światowej. W rozwiązaniu zagadki pomaga nastolatek Marti, mieszkający w wiosce pod opieką uroczej mamy.

W książce znajdziemy to, co miłośnicy przygody cenią najbardziej: zamczysko, stary kościół, cmentarz, tajemnicze miejsca w lesie, pościg, spacery z wykrywaczem, zamek, sztolnie, starą studnię, depozyt i zakończenie w stylu filmów z Jamesem Bondem. W powieści nie ma dłużyzn i zbędnych fragmentów, historia dynamicznie się rozwija. Z każdą stroną książki historia się komplikuje, ciężarówki schodzą na nieco dalszy plan, a coraz ważniejsza staje się tajemnicza rzeźba Pięknej Madonny z Torunia. Wszystko opisane jest bardzo plastycznie, aż chciałoby się pojechać do Dunajczysk i przespacerować śladami bohaterów powieści. Niestety, nigdy nie będzie to możliwe. Wioski nie znajdziemy na żadnej mapie, powstała w wyobraźni Autora.

Lektura „Tajemnicy Starych Dunajczysk” sprawi przyjemność zarówno 40-latkowi przemierzającego pola i lasy w poszukiwaniu pamiątek przeszłości, jego synowi jak i małżonce. Trudno porównać tę książkę do serii kontynuacji przygód Pana Samochodzika. Powieść Mariusza Jaksy Czoby bije większość z nich na głowę. A przynajmniej te kilka, które parę lat temu miałem okazję przeczytać.

Niedomknięty w książce wątek romansowy daje Autorowi pretekst ponownego wysłania bohatera do Dunajczysk lub innego tajemniczego miejsca, a to bardzo dobrze dla czytelnika. Kto wie, może za jakiś będziemy cieszyć się kolejnymi przygodami Łukasza Jaksy. W każdym razie autor w swoich wypowiedziach opublikowanych na forach internetowych tego nie wyklucza.

Tak jak sam Mariusz Jaksa Czoba napisał, to „powieść na jesienne weekendy i zimowe wieczory.” Bardzo przyjemna, wciągająca powieść. Polecam ją nie tylko miłośnikom Pana Samochodzika.


(Książka przeczytana w grudniu 2012 r.)

Wydawnictwo: Novae Res - Wydawnictwo Innowacyjne
ISBN: 978-83-7722-246-1
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 292
Moja ocena: 5/6