Kolejny tom serii przygodowej,
wyróżnionej przez Forum Miłośników Pana Samochodzika.
Monika, Ala, Igor, Miras oraz ich nauczyciel Boss spędzają razem wakacje. Jadą
pod namiot w okolice Tarnowa, gdzie leśniczym jest wujek Ali. Po raz kolejny
trafiają na niesamowitą historyczną zagadkę! Chcą odkryć sekret kolekcji monet
hrabiego Semechowskiego, dawnego właściciela leśniczówki. Okoliczna legenda
głosi, że był wśród nich dukat króla Zygmunta – największa moneta wybita
kiedykolwiek na terenie Polski.
Okazuje się, że ktoś inny także
bardzo chce znaleźć tę kolekcję. Podejrzenia padają na grupę poszukiwaczy
skarbów, którzy węszą w pobliżu. Przyjaciele zwiedzają okolicę, poznają jej
historię i pomagają leśniczym złapać gang motocyklistów, którzy pustoszą las.
Niespodziewanie odkrywają też wiersze hrabiego. Czy to właśnie one doprowadzą
ich do cennej monety?
Pierwszy tom przebojowej serii,
wyróżnionej przez Forum Miłośników Pana Samochodzika. Poznajcie Monikę, Alę, Igora i
Mirasa, którzy wspólnie wyjeżdżają na wakacyjny obóz wspinaczkowy do Zamku Czocha.
Zwykły wyjazd szybko zamieni się jednak w pełną wrażeń przygodę! A wszystko
przez Bossa, czyli Mariusza Krygiera, pasjonata i nauczyciela historii w ich
podstawówce. To on wprowadza grupę przyjaciół w świat historycznych zagadek
związanych z zaginionymi po II Wojnie Światowej skarbami.
Oprócz wspinaczki młodzi
bohaterowie będą szukać zamkowych tuneli i tajnych skrytek. Nie zabraknie
nocnych pościgów, ale też niespodziewanych sytuacji. Czy uda im się wreszcie
trafić na mityczną koronę i klejnoty carskiej rodziny Romanowów?
Bohater powieści „Tajemnica
Canaletta, znany dziennikarz Rafał Pilny, otrzymuje propozycję nie do
odrzucenia. Arnold Stern z „New York Timesa” zleca mu napisanie artykułu o
kradzieży obrazu namalowanego przez Bernarda Bellotto, zwanego Canalettem. Skradzione
dzieło znajdowało się w jednej z sal Zamku Królewskiego w Warszawie. Pilny
rozpoczyna zbieranie informacji o cennym malowidle, stara się także dowiedzieć
jakie były okoliczności zaginięcia obrazu pędzla znanego malarza. Trop wiedzie
do Włoch. Redaktor zabiera ze sobą dwóch synów i wyrusza na Półwysep Apeniński.
Jak się później okaże młodzieńcy odegrają niepoślednią rolę w rozwiązywaniu
zagadki spektakularnej kradzieży.
W trakcie pobytu w słonecznej
Italii bohaterowie obserwują z bliska przebieg słynnego wyścigu Mille Miglia.
Nawiązują znajomości z kierowcami i właścicielami wspaniałych klasycznych samochodów
uczestniczących w tej imprezie. Są również świadkami trudnych do wyjaśnienia
wydarzeń i podejrzanych zachowań nowo poznanych znajomych. Trudno nie polubić
głównego bohatera i dwójki jego rezolutnych synów. Sympatyczne chłopaki nie mają
jakichkolwiek trudności w nawiązywaniu kontaktów, i co ważne pasjonuje się
historią.
Nie brakuje na kartach powieści
zabawnych scenek. Od czasu do czasu ktoś z bohaterów opowie dowcip. Zaletą
książki Adama Michejdy jest również niezwykle dynamiczna akcja. Fabuła przeplatana
jest od czasu do czasu informacjami poświęconymi miejscom, do których docierają
bohaterowie, oraz obiektom lub dziełom sztuki, jakie pojawiają się przed ich
oczyma. Co ważne Adam Michejda nie przynudza i nie zamieszcza długich encyklopedycznych
opisów.
Już po przerzuceniu kilku stron
książki łatwo dostrzec, że pośród pisarzy, którymi Adam Michejda zaczytywał w
dzieciństwie był Zbigniew Nienacki. Autor zaczerpnął od twórcy postaci
detektywa-muzealnika Tomasza NN pomysł, aby każdy rozdział rozpoczynać od
lapidarnego streszczenia najistotniejszych wydarzeń. Mrugnięć do fanów Pana
Samochodzika jest jeszcze w książce kilka, m.in. w wyścigu Mille Miglia uczestniczy
Ferrari 410 SuperAmerica. „Tajemnica Canaletta” to druga powieść przygodowa w
dorobku Adama Michejdy. Pierwsza – „Skarb getta” ukazała się w ubiegłym roku. Obydwa
tytuły są godne polecenia młodym czytelnikom.
20 lat po zakończeniu II wojny
światowej do niewielkiej warmińskiej wsi przybywa szajka sprytnych przestępców.
Celem rzezimieszków są ukryte gdzieś w okolicy skarby niemieckiej rodziny von
Ritterhorn. Doczesne szczątki dawnych właścicieli tych ziem spoczywają na
starym, zaniedbanym cmentarzu. Od dawien dawna w okolicy krążą opowieści, o tym
że jednego z von Ritterhornów pochowano w srebrnej trumnie. Kopalnią informacji
o dziejach niemieckiego rodu jest niejaki Kramer. Ten starszy już dziś
mężczyzna, pomagał przed laty znosić srebrną trumnę do krypty von Ritterhornów.
Do niego właśnie kieruje swe kroki szef grupki przestępców. Fundując Kramerowi
jedno piwo za drugim, stara się pozyskać jego zaufanie. Staruszek obiecuje
zaprowadzić opryszków do rodowej krypty. W zamian za pomoc żąda jedynie, aby
oddano mu złoty krzyżyk, który znajduje się w trumnie. Samą trumnę przestępcy
mogą zabrać ze sobą. Poczynania szajki są bacznie i dyskretnie obserwowane z
oddali przez kilku miejscowych funkcjonariuszy MO z posterunku w Sękajnach.
Pewnej księżycowej nocy przestępcy prowadzeni przez Kramera wchodzą do krypty.
Wkrótce dochodzi do tragedii…
W okolicy Sekajn znajduje się także obóz harcerski. Od pewnego
czasu narasta konflikt pomiędzy harcerzami a grupką miejscowych chłopaków.
Sprawę na szczęście udaje się załagodzić, łobuziaki zaprzyjaźniają się z
harcerzami i zaczynają poznawać uroki obozowego życia. Jeden z chłopców informuje
harcerzy o odkryciu w pniu wiekowego dębu tajemniczego schowka. Młodzi ludzie
przypadkiem podsłuchują krążących w lesie przestępców. Dowiadują się co jest
celem pobytu podejrzanych osobników w Sękajnach i postanawiają nie dopuścić do
obrabowania grobowców. Chcą sami odnaleźć skarby i przekazać je na odbudowę
Zamku Królewskiego w Warszawie.
Nie trudno zauważyć, że w
powieści Wiesława Jażdżyńskiego (1920-1998) wykorzystane zostały niemal
wszystkie składniki klasycznej powieści przygodowej. Odnajdziemy tu także sporo
PRL-owskiego klimatu. Dość nietypowo jak na ówczesne czasy, z dużym przymrużeniem
oka, pisarz przedstawił sylwetki funkcjonariuszy MO. Chyba błędem autora było natomiast
powołanie do życia aż tylu podobnych do siebie bohaterów, z których żaden nie
wybija się w sposób wyraźny na pierwszy plan. Akcja powieści jest dosyć
dynamiczna. Autor wykorzystał możliwości jakie dawały mu „okoliczności przyrody”
i dość udanie wykreował klimat nocnych wycieczek, krypt, czy cmentarza. Książce
Jażdżyńskiego trochę oczywiście brakuje do poziomu powieści „samochodzikowych”
Zbigniewa Nienackiego. Prawdopodobnie jednak autor niniejszej książki miał
jednak za sobą lekturę kilku pierwszych tomów poświęconych przygodom Tomasza
NN, a przynajmniej udało mu się przeczytać „Wyspę złoczyńców” i „Księgę
strachów”. Polecam.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Łódzkie
Rok wydania: 1972
Wojenna historia Dawida, chłopca
z warszawskiego getta, niespodziewanie staje się początkiem największej
przygody w życiu jego wnuka – Davida, ucznia 6. klasy szkoły podstawowej w
nowojorskim Brooklynie. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Maxem i jego tatą
Rafałem, rozwiązują zagadkę “Skarbu Getta” – niezwykłej pamiątki po
wychowankach Domu Sierot Janusza Korczaka.
Choć dzieci i ich ukochany Doktor
nigdy nie wróciły z ostatniej drogi do obozu zagłady, coś po nich zostało.
Piękne wspomnienia Dawida, jednego z uratowanych, ale nie tylko… Czy nasi
bohaterowie potrafią odnaleźć ich skarb? Zanim się o tym przekonamy, rozwiążemy
wraz z nimi detektywistyczną zagadkę, przeżyjemy poszukiwania, pościgi,
zaskakujące zwroty akcji. Zobaczymy piękną, rozgrzaną wakacyjnym słońcem
współczesną Warszawę i poznamy prawdziwą historię tego miasta i jego
mieszkańców.
Książka Adama Michejdy stara się
poruszyć temat Holocaustu tak, by nie wystraszyć współczesnego nastolatka i go
nie zanudzić. Tak jak niegdyś seria przygód „Pana Samochodzika” Zbigniewa
Nienackiego sprawić, by młody czytelnik chciał poznać naszą historię. Również
tę tragiczną – hitlerowskiej okupacji w Polsce; realia tamtego okrutnego
świata, skomplikowanych relacji polsko-żydowskich… I robił to z wypiekami na twarzy.
Adam Michejda. Rocznik 1973.
Pierwsze teksty zaczął publikować w wieku 17 lat. Pracował jako reporter w
„Expressie Wieczornym” i „Życiu Warszawy”. Najdłużej związany był z „Super
Expressem”, był m.in. zastępcą redaktora naczelnego. Przez kilka lat mieszkał w
Nowym Jorku, gdzie kierował największą gazetą polonijną w Stanach Zjednoczonych
– „Super Expressem USA”. Po powrocie do Polski osiadł nad Jeziorem Zegrzyńskim,
a zawodowo współtworzy portal Party.pl. „Pilny na tropie. Skarb Getta” to jego
debiut książkowy.
Grupa wrocławskich gimnazjalistów
przypadkowo odnajduje wejście do ukrytego przedsionka w starym budynku swojej
szkoły. Uznają to pomieszczenie za doskonałe miejsce spotkań swojej paczki,
postanawiają je więc w tajemnicy przed wszystkimi uporządkować. Oprócz starych
książek i map znajdują tam pamiętnik napisany po niemiecku. Decydują się go
wspólnymi siłami przetłumaczyć i w ten sposób poznają zapiski prowadzone tuż po
wojnie przez niemieckiego chłopca, Hugona. Hugo z rodziną ma wkrótce opuścić
miasto, przydarzają mu się jednak niezwykłe wyprawy w czasie, przenosi
się bowiem do odległych momentów historycznych Breslau. Wkrótce każde z
gimnazjalistów ma zaznać podobnej przygody. To motywuje ich do próby odnalezienia
autora pamiętnika, a także do poznania historii swojego miasta.
Książka Magdaleny Zarębskiej
“Projekt Breslau” otrzymała wyróżnienie w III edycji konkursu “Książka
przyjazna dziecku”. Konkurs został ogłoszony przez Muzeum Zabawy i Zabawek w
Kielcach.
---
Magdalena Zarębska -
autorka książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Mieszka we Wrocławiu. Ciągle
w ruchu - albo zajęta pisaniem kolejnej książki, albo pochłonięta zabawą z
dziećmi na spotkaniu autorskim. Odpoczywa w siodle, jeżdżąc konno po
dolnośląskich lasach.
Paweł Daniec otrzymuje od
dziennikarki lokalnej gazety starą, niemiecką książkę. Odnajduje w niej
tajemnicze zapiski niemieckiego kolejarza, dokonane podczas drugiej wojny
światowej. Prosi o pomoc Klaudię i Karola – znajomych, którzy w nieodległej
przeszłości odnaleźli w Górach Bystrzyckich zaginiony prototyp autobusu. Trop
prowadzi do Wrocławia, ale początkowe poszukiwania nie rokują żadnych nadziei
na odnalezienie starego wagonu, o którym wspominały zapiski. Szybko okazuje
się, że nie tylko wysłannicy Dańca podążać będą śladem wojennej tajemnicy.
Tajemniczy K.M. pozostawia wiadomość z propozycją współpracy. Kto odnalazł
tajemniczy ładunek i czy okazał się on bezcennym skarbem Trzeciej Rzeszy?
Wojenna historia Dawida, chłopca
z warszawskiego getta, niespodziewanie staje się początkiem największej
przygody w życiu jego wnuka – Davida, ucznia 6. klasy szkoły podstawowej w
nowojorskim Brooklynie. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Maxem i jego
tatą Rafałem, rozwiązują zagadkę “Skarbu Getta” – niezwykłej pamiątki po
wychowankach Domu Sierot Janusza Korczaka.
Choć dzieci i ich ukochany Doktor
nigdy nie wróciły z ostatniej drogi do obozu zagłady, coś po nich zostało.
Piękne wspomnienia Dawida, jednego z uratowanych, ale nie tylko… Czy nasi
bohaterowie potrafią odnaleźć ich skarb? Zanim się o tym przekonamy, rozwiążemy
wraz z nimi detektywistyczną zagadkę, przeżyjemy poszukiwania, pościgi,
zaskakujące zwroty akcji. Zobaczymy piękną, rozgrzaną wakacyjnym słońcem
współczesną Warszawę i poznamy prawdziwą historię tego miasta i jego
mieszkańców.
Książka Adama Michejdy stara się
poruszyć temat Holocaustu tak, by nie wystraszyć współczesnego nastolatka i go
nie zanudzić. Tak jak niegdyś seria przygód „Pana Samochodzika” Zbigniewa
Nienackiego sprawić, by młody czytelnik chciał poznać naszą historię. Również
tę tragiczną – hitlerowskiej okupacji w Polsce; realia tamtego okrutnego
świata, skomplikowanych relacji polsko-żydowskich… I robił to z wypiekami na
twarzy.
Adam Michejda. Rocznik 1973.
Pierwsze teksty zaczął publikować w wieku 17 lat. Pracował jako reporter w
„Expressie Wieczornym” i „Życiu Warszawy”. Najdłużej związany był z „Super
Expressem”, był m.in. zastępcą redaktora naczelnego. Przez kilka lat mieszkał w
Nowym Jorku, gdzie kierował największą gazetą polonijną w Stanach Zjednoczonych
– „Super Expressem USA”. Po powrocie do Polski osiadł nad Jeziorem Zegrzyńskim,
a zawodowo współtworzy portal Party.pl. „Pilny na tropie. Skarb Getta” to jego
debiut książkowy.
Na forum internetowym pojawia się
wzmianka o prototypie autobusu sprzed kilkudziesięciu lat. Pojazd nigdy nie
trafił do seryjnej produkcji i podobno został skasowany niedługo po
prezentacji. Sprawą interesuje się Paweł Daniec, który prosi znajomego o
zbadanie tajemniczego wątku. Karol Sosnowski, kierowca wrocławskiego autobusu,
prywatnie pasjonat historii polskiej motoryzacji, wyrusza w Góry Bystrzyckie,
aby sprawdzić niewiarygodny trop. Na miejscu poznaje Erikę, Niemkę, która
otrzymała od dziadka w spadku tajemniczą, przedwojenną mapę z zaznaczonym
miejscem ukrycia rodzinnych pamiątek. Oboje podejmują poszukiwania. Szybko
okazuje się, że nie są jedynymi osobami, które próbują odnaleźć autobus.
Poszukujący koncentrują swoją uwagę na starszym panu, który może posiadać
istotne informacje. Przy okazji Karol Sosnowski mógł się przekonać, że
okolice Dusznik Zdroju kryły w sobie jeszcze inny skarb...
Powieść „Zaginiony autobus”
zajęła 5 miejsce
w organizowanym przez Forum Miłośników Pana Samochodzika
Konkursie na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2018 r.
Jak młodzi ludzie pomogli Polsce wybić się na niepodległość
Książka „Bagnet, piórnik, czarny
chleb. Jak młodzi ludzie pomogli Polsce wybić się na niepodległość” została
przygotowana z okazji przypadającego w ubiegłym roku jubileuszu odzyskania
niepodległości przez Polskę. Wśród szeregu wydawnictw znajdujących się w
dorobku autorki publikacji Anny Wołosik, warto wymienić serię podręczników
„Opowiem Ci ciekawą historię”. Również niniejsza książka adresowana jest do
uczniów. Tym razem jednak można ją zarekomendować tym z młodych ludzi, którzy
dotychczas niezbyt chętnie sięgali po lektury przedstawiające obfitujące w
wydarzenia historyczne dzieje naszego kraju.
Na ponad 130 stronach książki zostało
zamieszczonych około 300 archiwalnych fotografii, reprodukcji kart pocztowych,
rysunków, plakatów i karykatur sprzed ponad stu lat. Wiele z tych ilustracji nie
pojawiało się często w na kartach publikacji książkowych. Młody czytelnik zamiast
długich i nudnych elaboratów, znajdzie tu przedstawione w zajmujący sposób wiadomości
o rówieśnikach, którzy przed wiekiem zapisali na kartach naszej historii. Autorka
ukazuje losy przedstawicieli młodego pokolenia w czasie I wojny światowej.
Uwypukla wkład uczniów, studentów, harcerzy a także innych młodych mieszkańców
miast i wsi w walkę o to aby Polska powróciła na mapę Europy. Autorka
przedstawia sceny z codziennego życia młodych mieszkańców oraz zestawia z nimi
dramatyczne wydarzenia jakie miały miejsce na linii frontu. Czytelnik który
sięgnie po publikację będzie miał możliwość dowiedzenia się jaki wpływ na plany
i marzenia prababć i pradziadków miał wybuch Wielkiej Wojny. Dużą zaletą
książki jest niewątpliwie są zamieszczone fragmentów listów, pamiętników
orazwspomnień z lat 1914-1918.
Wśród uczennic pensji były też członkinie drużyny
skautek
Dlaczego z przyjemnością
przeczytasz tę książkę?
Bo to nie jest kolejny nudny
podręcznik do historii, a fascynująca opowieść o młodych ludziach, dziewczętach
i chłopcach, tyle że żyjących ponad sto lat temu, w czasach, kiedy Polski w
ogóle nie było na mapach. Była za to w ich sercach i umysłach i to w dużej
mierze dzięki nim, my możemy teraz cieszyć się życiem w wolnej Polsce.
To książka o polskim sukcesie.
Odzyskanie niepodległości to w ocenie Polaków jedno z najważniejszych wydarzeń
w naszej historii. Ważne i radosne. Polacy niepodległość zdobyli odwagą,
sprawnością bojową, poświęceniem. Ale też pomysłowością, zaradnością,
umiejętnością radzenia sobie w każdej sytuacji.
W tej książce młodzi ludzie mają
głos. Sami opowiadają o swoich przygodach, przeżyciach doświadczeniach i
emocjach w pamiętnikach i wspomnieniach, listach, wierszach i opowiadaniach.
Młody czytelnik lepiej zrozumie miniony świat, kiedy pozna relacje ludzi
podobnych sobie, którzy ten świat tworzyli, i którzy tego świata doświadczyli
na własnej skórze.
Należący do Polskiej Organizacji Wojskowej
uczniowie częstochowskiego gimnazjum
z bronią odebraną Niemcom
Anna Wołosik – historyczka,
współautorka pakietów edukacyjnych poświęconych historii i
kulturze: Kobiety dla Polski. Bojowniczki, liderki, wizjonerki; Jej
portret. Dolnośląskie artystki dawniej i dziś; Malala, Istahil i Marilaine.
Opowieści dziewczyn z Południowych Krain; Klio przy tablicy. Czy nauczać
historii kobiet w szkole i jak to robić? Jak sama mówi, lubi uczyć, opowiadać o
dawnych dziejach, otwierać drzwi między tym, co znane i nieznane. Mottem swojej
pracy uczyniła słowami Józefa Piłsudskiego z jego listu do mężczyzn i kobiet
działających w Polskiej Organizacji Wojskowej: …byście nigdy nie wstydzili
się przeszłości i w odróżnieniu od wielu, bardzo wielu Polaków kochali swoje
piękne „wczoraj”.
Więcej informacji o książce znajdziecie na stronie wydawcy:
Wszystko, czego jeszcze nie wiecie
o Edmundzie Niziurskim
Pierwsza biografia Mistrza.
Na początku słów kilka, dlaczego Edmund Niziurski wielkim pisarzem był.
Potem galeria rabusiów, złoczyńców, oszustów, których lubimy, a nawet
kochamy. A także zacne grono gogów. Później historia życia pisarza,
którego fenomenalne książki ukształtowały całe pokolenia dorosłych dziś
ludzi. Wielka uczta czytelnicza!
Co takiego było w pisarstwie
autora Sposobu na Alcybiadesa, że jego historie, rozgrywające
się w zgrzebnej Polsce, tak bardzo przemówiły nam do serca,
ale i do rozumu? Jak to się stało, że pragnęliśmy
zamieszkać w fikcyjnych Odrzywołach? Dlaczego bardziej ekscytowała nas
historia broni ukrytej w starym browarze, tajemnica Twierdzy Persil,
czy skrzynie Szwajsa w Niekłaju niż skarby piratów zakopane
na Karaibach? Dlaczego świat szkoły w Gnypowicach Wielkich był
bogatszy i bardziej podniecający niż podróż w osiemdziesiąt dni
dookoła świata?
Dlaczego i Zygmunt
Miłoszewski, i Jerzy Pilch, i Juliusz Machulski, i Mariusz
Czubaj, i Grzegorz Kasdepke oraz wielu innych na stronach
tej książki przyznają: Niziurski naszym Mistrzem był i potrafią
na wyrywki z pamięci zacytować fragmenty jego powieści?
Bo jeśli istnieje w Polsce
prawdziwa, niezniszczalna wspólnota, to tworzą ją dorośli dziś obywatele,
którzy wychowali się na powieściach Niziurskiego. Ta książka
o jego życiu i pisarstwie jest dla nich i o nich.
Edmund Niziurski na Judahu Skale
Dzięki książkom Niziurskiego
z nierozgarniętych młodocianych kretynów, doprowadzających
do rozpaczy swym nieuctwem i odpornością na wiedzę rodzinę
i znakomitych gogów, powoli zamienialiśmy się w dojrzałych ludzi.
Jeśli nie zmieniliśmy świata, to jednak dzięki tym książkom
zmieniliśmy siebie. A to już bardzo dużo. Edmund Niziurski przygotował nas
do życia jak nikt inny. (Krzysztof Varga)
Krzysztof Varga, pisarz, autor
między innymi takich powieści jak Tequila, Trociny, Masakra,
Sonnenberg. Edmunda Niziurskiego zaczął czytać jako dwunastolatek i nigdy
nie przestał. Na użytek tej książki na nowo przeczytał wszystko, co Niziurski
napisał. Nie tylko kanoniczne powieści i opowiadania dla młodzieży, również
książki dla dorosłych, bo i takie Niziurski pisał, chociaż mało kto o tym wie.
Dzięki uprzejmości rodziny deszyfrował postaci literackie i ich prawdziwe
pierwowzory, w domu Mistrza na Miłobędzkiej w Warszawie przeglądał rękopisy,
notatki i fotografie, wertował teczki z tajemniczymi naklejkami jak: „Stół i
sanie frezarki poziomej”, z których wypadały niedokończone utwory Niziurskiego,
dotykał siedmiu maszyn do pisania, na których powstawały jego dzieła,
pieczołowicie porównywał trasy spacerów pana Edmunda z dzisiejszą topografią
Warszawy. Zawsze był niziurskologiem, ale po napisaniu tej książki stał się
niziurskologiem doskonałym.
Pełna przygód opowieść w stylu
Juliusza Verne’a. Aniela z Dominikiem wbrew chęciom jadą z rodzicami pod
namiot. W domu zostawiają konsolę, gry, wakacyjne plany i... dobre humory. Bo
co może spotkać dziesięciolatka i jego dwunastoletnią siostrę na niezbyt
rozrywkowym kempingu wśród kompletnej ciszy mazurskich lasów? Walcząc z nudą,
młodzi poszukiwacze przygód nie spodziewają się, jakie tajemnice skrywa to
nadjeziorne królestwo. Ani tego, że być może nie trafili do niego przypadkiem…
Dominik nie mógł się wygodnie ułożyć w swoim śpiworze. Poza tym karimata była
ułożona trochę na ukos. W nogach leżał plecak z jakże niezbędnymi przyrządami,
takimi jak apteczka, dodatkowe koce i – znając mamę – pewnie nawet mała gaśnica
o mocy wozu strażackiego. Nagle dostał poduszką w plecy. Cios nadszedł od
strony Anieli.
– Bądźże wreszcie cicho, dzikusie! – syknęła starsza siostra. – Niektórzy chcą
tu spać.
Braciszek już szykował się do kontruderzenia, gdy oboje usłyszeli dźwięk
odpinanego zamka błyskawicznego. Spojrzeli zaniepokojeni i ze strachu zamarli w
bezruchu. Obserwując wędrówkę suwaka, przestali nawet oddychać…
Andrzej Gręziak (ur. w 1988 r.) – z wykształcenia historyk, z zawodu
muzyk, z zamiłowania pisarz. W okresie studiów próbował swych sił w
dziennikarstwie. Jego teksty ukazywały się w Tygodniku
Powszechnym oraz w czasopiśmie Polityka. Lubi czytać książki,
wywoływać zdjęcia i występować w teleturniejach – wziął udział w
programie Milionerzy oraz Jeden z dziesięciu. Prywatnie jest
szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci, od urodzenia związanym z
Warszawą.
Co robić kiedy rozpoczynają się
ferie zimowe, za oknem pada śnieg a temperatura spada poniżej zera? Można
wyjechać w góry aby poszusować na nartach, kręcić piruety na lodowisku lub nadwyrężać
wzrok przed telewizorem lub monitorem komputera. Młodzi bohaterowie trzeciej
już powieści Artura Pacuły „Gdzie jest skrytka generała Grota?” mają jednak inne
sposoby na spędzanie czasu wolnego od zajęć szkolnych. Dwa tygodnie zimowej
laby przeznaczają na poszukiwanie miejsca, w którym generał Stefan Grot-Rowecki
ukrył tajemnicze dokumenty, mogące mieć niebagatelny wpływ na dalszy przebieg
II wojny światowej.
Czytelnicy, którym przypadły do
gustu dwie pierwsze książki autora, będą mieli powody do zadowolenia[1]. Ponownie
spotkają się bowiem ze swoimi dobrymi znajomymi, czwórką rezolutnych
nastolatków, specjalistów od rozwiązywania zagadek historycznych: Alą i Moniką
oraz Igorem i Mirosławem (zwanym przez wszystkich Mirasem). Nad gromadką
dzieciaków czuwał będzie Marcin Krygier (zwany Bossem), nauczyciel który
stosując nie zawsze konwencjonalne metody zaszczepił w młodych bohaterach
historycznego bakcyla. Nauczyciel jest dla uczniów nie tylko autorytetem, lecz
przede wszystkim przyjacielem. Nie podejmuje decyzji za podopiecznych, ale
umiejętnie pobudza kreatywność i podsyca ich ciekawość. Zainteresowania
dziejami naszego kraju rozniecać nie musi, gdyż pasja ta rozwinęła się w
bohaterach już w trakcie poszukiwań korony cara, przedstawionych w pierwszej
powieści autora. Autor tak wiarygodnie przedstawił relacje pomiędzy młodymi
ludźmi, ich radości i problemy, że nie trudno się domyśleć iż w jego otoczeniu
zapewne nie brakuje rówieśników głównych bohaterów.
Od czasu do czasu do akcji
wkraczają rodzice. Wypada tu wyjaśnić, że ojcu jednego z chłopców także
udzielił się entuzjazm nauczyciela i kiedy tylko czas pozwala, ów tato włącza
się do akcji wspierając poczynania dzieciaków. Warto zaznaczyć, że istotny
wpływ na działania młodocianych poszukiwaczy ma życzliwa pomoc małżeństwa
starszych Warszawiaków, zakochanych w historii swojego miasta. Na kartach
książki pojawia się oczywiście postać, która znacznie utrudni bohaterom
prowadzenie poszukiwań skrytki generała Roweckiego. Artur Pacuła subtelnie
zarysował także wątek miłosny, który na szczęście wyblakł nim zdążył
rozkwitnąć. Dzięki temu nic nie przysłania tego co w powieści miało znajdować
się na pierwszym planie, czyli przygody i historii.
Autor wodzi bohaterów i
czytelników zaśnieżonymi ulicami Warszawy. Przedstawia historie miejsc
związanych z losami dowódcy Armii Krajowej Stefana Grota-Roweckiego, co
zrozumiałe szczególny nacisk kładąc na wydarzenia jakie miały miejsce tuż przed
aresztowaniem generała, 30 czerwca 1943 r. Akcja powieści rozkręca się z każdą
stroną. Bohaterowie pokonując kolejne trudności przeżywają szereg,
niejednokrotnie karkołomnych przygód. Krok po kroku zbliżają się do celu jaki
sobie założyli, odkrywając jednocześnie nieznane epizody z lat wojny.
Warto tu przypomnieć wypowiedź z
2016 r., w której Artur Pacuła zdradza małe co nieco z tajników swojego
warsztatu pisarskiego. Znajduje ona również odzwierciedlenie w niniejszej
powieści: „Musiałem się wystrzegać
skomplikowanych odniesień historycznych, które uwielbiam, ale młodzież
niekoniecznie. Starałem się tak wpleść je w opowiadanie historii, aby nie
zanudziły czytelnika. Jednak jakaś wiedza jest potrzebna i musi się przewinąć.
Staram się, aby historia opowiadana w powieści była jak najbliższa rzeczywistości.
Stąd długo grzebię w źródłach. Musiałem uważać, aby wszyscy mówili językiem
zrozumiałym i adekwatnym do wieku”[2].
Powieść „Gdzie jest skrytka
generała Grota?” została wydana pod patronatem Forum Miłośników Pana
Samochodzika. Miłośnicy twórczości Zbigniewa Nienackiego mogą się zatem pobawić
w wyszukiwanie na jej kartach pewnych analogii związanych z bohaterami utworów
jakie wyszły spod pióra autora, który znalazł życiową przystań nad Jeziorkiem. Choć
na okładce książki widnieje wskazówka sugerująca, że jej adresatem jest
młodzież uważam, że jest to raczej powieść familijna, a jej lektura może
sprawić przyjemność również nieco starszym czytelnikom. Dwie poprzednie
powieści Artura Pacuły zostały wysoko ocenione przez członków kapituły konkursu
na najlepszą Samochodzikową Książkę Roku. Tę również warto polecić.
Wydawnictwo: Novae Res
Patronat medialny: Forum Miłośników Pana Samochodzika
Dzika mrówka to seria powieści,
której bohaterami są braci-bliźniacy Marek i Jarek czyli Dzika Mrówka i
Jego Brat. W drugim tomie Dzika Mrówka pasję do hokeja zamienia na fascynację
żeglarstwem. Bierze udział w regatach i wyrusza pełnomorskim jachtem w rejs po
burzliwym Bałtyku, gdzie czeka go wiele przygód… A na horyzoncie pojawia się
Ula.
Andrzej Perepeczko, urodzony we
Lwowie w 1930 r. Oficer mechanik – poznał morza i porty niemal całego świata,
pływał na polskich i obcych statkach. Wykładowca Wyższej Szkoły Morskiej w
Gdyni. Pisarz, autor wielu książek, twórca jednego z najsympatyczniejszych
bohaterów polskiej literatury dla dzieci i młodzieży – Dzikiej Mrówki.
Rarańcza, czyn wielki, krwawy
szaleńczy, owiany tajemniczością ponurej nocy zimowej, rozświetlonej błyskiem
wybuchających granatów bojowych i szczekotem maszynowych karabinów. Marsz długi, przeciągły,
pospieszny marsz i ukoronowanie jego, to zamiana kilku słów z przeciwnikiem,
strzały, śmierć, jęki rannych i dogorywujących. Huk i świst pocisków artylerji
austrjackiej. Masą szli, nie było jednego, któryby się zawahał. Tyle nocy
spędzonych przy ogniskach obozowych prześnili i przegwarzyli o tej chwili, w
której danem im będzie zmierzyć się ze śmiertelnym ich wrogiem i wreszcie
doczekali się tej chwili.
Podał ją wróg sam przez zdradę
swoją niecną. Poszli, przed nimi zwarte szeregi armji austrjackiej, czekające
na chwilę ich przybycia, liczące na to, że walka z nimi, utrudzonymi odbyciem
trzydziestokilometrowego marszu, będzie lekką i zwycięską, a oni, błyskawicą
runęli na przeciwników, zmięszali, siłą uderzenia zgnietli, rozbili i ruszyli
wprost przed siebie, na los niepewny, na nowe walki, życie tułacze, w wysoko
wzniesionym sztandarem Wolności Polski.
Poszli, — II-ga Żelazna Brygada
Legjonów Polskich poszła nowym szlakiem, jako pochodnia wzniecająca wszędzie
zarzewie walki i czynu, ogarniająca płomieniem wszystkie serca polskie,
podniecając je do buntu, do nieustępliwej wojny o Polskę, o wolność naszą. Zerwali
wszystko za sobą, wypowiadając i zaczynając wojnę równocześnie ze wszystkimi
naszymi wrogami w imię i dla Wolności Polski.
Zwyciężyli, ten pierwszy
zwycięski bój pod Rarańczą dał im moc wiary w przyszłość i możność oglądania na
swoje własne oczy rozbłysłej Jutrzenki Wolności, przed którą pochylili swe
czoła i poszli dalej krwawo wyrąbywać granice Polski, krwią swoją i trupami wytyczać
przyszłe linje graniczne, ku chwale, pożytkowi i spokoju przyszłych
pokoleń. A nad nimi królował i wiódł ich do boju zwycięski, mocarny i
nieogarnięty w swej mocy duch zakutego w więzieniu magdeburskiem Brygadjera
Piłsudskiego. Rarańcza ! ! !
Było nas sześciu chłopców,
urwisów z pod ciemnej gwiazdy, wyrzutków o ile nie społeczeństwa, to już
przynajmniej kilku szkół. Uczyliśmy się, rzecz prosta, ohydnie w całem słowa
tego znaczeniu. Ulubionym naszym sportem było: w lecie obieranie sąsiednich ogrodów
z jabłek i wogóle owoców, w zimie zaś „podjeżdżanie“ bliźnich na sankach w ten
sposób, by zwalać ich z nóg, oczywiście zawsze niechcący. Staliśmy się plagą
miasta, a nawet przedmieść. Nasze temperamenty doskonale znała nawet leniwa
policja rosyjska, na nasz widok „izwoszczyki“ zaciskali w grubych dłoniach
biczyska, wcale niedwuznaczne rzucając w naszym kierunku spojrzenia. Włócące
się zdziczałe psy mijały nas w promieniu rzutu kamieniem, powarkując groźnie,
żydziaki uciekały z krzykiem, a stare, brodate żydy spluwały w naszą stronę,
szepcąc jakoweś, zapewne o pomstę do nieba wołające, przekleństwa.
My, jakkolwiek zapisani byliśmy
do ksiąg ludności jako katolicy, a temsamem jako Polacy, uważaliśmy się zawsze
za indjan, a czasem za tatarów, rzadko i tylko w kościele za prawowiernych
rzymskich katolików. Sługiwaliśmy od czasu do czasu do niedzielnej Mszy
świętej, co oczywiście nie przeszkadzało nam ani odrobinki w robieniu
dobrodusznemu proboszczowi miłych psikusów w chwili, gdy odprawiał sumę, a
kościelny miast pilnować księżego ogrodu szykował kadzielnicę. Raz, pamiętam,
obraliśmy doszczętnie w pół godziny wszystkie porzeczki, a było tego dość
sporo.
Mnóstwo jeszcze nasuwa mi się
podobnych przykładów naszego beztroskiego żywota młodych apaszów, lecz nie
chcąc nużyć Szanownych Czytelników, pominę je milczeniem. Naraz fantazja
nasza została pewnego dnia schwytana mocno za bary i osadzona, jak rozbrykany
koń na jednem miejscu...
Groźne chmury przysłoniły jasny
horyzont wojenny. Pierwsze niepowodzenie i coś nakształt niewiary w własne
siły, zaczęło wnikać w niezachwiane dotąd szeregi. Żołnierz bił się jeszcze i
siła wydanych rozkazów utrzymywała go w karbach karności, ale wyczuć można już
było niezdrową atmosferę zdenerwowania i lęku przed czemś strasznem co się
zbliżało, a czego wstrzymać już nie było można. Zawodzić zaczynali najlepsi.
Czyżby stalowa moc w jaką zdawały się zaklinać naszego żolnierza wypadki, miała
nie ostać się przed nową, cięższą może niż dotąd próbą. Czyżby te pełne
jakiegoś żywiołowego rozpędu boje i ten szary wysiłek, co nowe laury do już
zdobytych dodawał, miały się stać jeno wspomnieniem przelotnem, bo nie
umocnionem stałością?
Dźwięczał i drgał bólem serdecznym
głos wewnętrzny, który mówił, że załamała się dusza żołnierska i blednąć
zaczyna gwiazda zwycięstw. A przecież nie tak to dawno jeszcze odnajdywaliśmy
szlaki, któremi ongiś szła fala rycerstwa polskiego na sławne boje ze Wschodem
i jeszcze w świeżej pamięci pozostawał ów moment, gdy przez kijowską bramę
wjeżdżały hufce Odrodzonej Polski.
Kawalec należał do tej licznej
grupy ówczesnej młodzieży polskiej, która zafascynowała się skautingiem od
początku jego powstania i na zawsze pozostała mu wierna. W maju 1911 roku
uczniowie klasy Vb c.k. I WSR pod kierunkiem nauczyciela Hermana Mojmira odbyli
dwudniową wycieczkę w okolice Melsztyna. W ruinach zamkowych postanowili
założyć drużynę skautową. Patrolowym patrolu „Lisów” został najprawdopodobniej
Kawalec. We wrześniu 1912 roku samodzielna drużyna połączyła się („nastąpiła fuzja”)
z drużynami podległymi władzom skautowym, a tym samym sokolim. Otrzymała numer
VI, imię Bartosza Głowackiego i barwę niebieską. W roku szkolnym 1912/1913 w
c.k. I WSR działała VI KDS licząca 48 skautów, której kuratorem (w praktyce
drużynowym) był Herman Mojmir. W „Raporcie 6 Krakowskiej dr. skautowej za okres
1 XII 1913 do 1 stycznia 1914”
Kawalec został wymieniony wśród kadry drużyny: „zawód akad. handl., członek SDS
Sokoła”.
Aktywnie uczestniczył w pracach
Skautowego Komitetu Bojkotowego towarów pochodzących z Niemiec, który powstał
we wrześniu 1913 roku. W tym też czasie został mianowany przez Krakowską Radę
Drużynowych podchorążym (przybocznym) VI KDS, której drużynowym był Stefan
Kuta, późniejszy komendant męskiej Chorągwi Krakowskiej. W roku szkolnym
1913/1914 drużyna miała dwie zbiórki tygodniowo w lokalu „Sokoła”, a ponadto
regularnie organizowano wycieczki w okolice Krakowa. Delegatem, czyli opiekunem
ze strony szkoły, był dr med. Herman Mojmir, nauczyciel gimnastyki, wielki
zwolennik skautingu. Na terenie I c.k. Szkoły Realnej, gdzie działała
„Szóstka”, urządzono skautowe warsztaty stolarskie, introligatorskie oraz
kramik skautowy i antykwarnie. Od stycznia 1914 roku Kuta równolegle prowadził
VII KDS im. Zawiszy Czarnego, działającą na terenie II c.k. Szkoły Realnej w
liczbie 15 skautów, na 330 uczniów. Łącznie Kuta dowodził 67 skautami, w pełni
umundurowanymi i posiadającymi wyposażenie skautowe. Skauci prenumerowali
rekordową liczbę pisma „Skaut” – 60 egzemplarzy, a biblioteczka liczyła 101 książek.
Kuta dużą wagę przykładał do wycieczek krajoznawczych oraz ćwiczeń polowych,
których celem było zarówno poznawanie kraju, jak i przygotowanie militarne.
Gospodarz klasy stoi obok katedry i wyczytuje nazwiska
uczniów. Wywołani podchodzą do nauczyciela i odbierają z jego rąk świadectwa
całorocznej pracy.
W pierwszej ławce siedzi Romek Orkowski. Dużemi,
jasno-niebieskiemi oczyma śledzi pilnie każdy ruch wychowawcy i czeka chwili,
kiedy usłyszy swoje nazwisko i będzie się mógł przekonać naocznie, jaką
otrzymał cenzurę. Jest pewny, że będzie promowany do klasy szóstej, jednakowoż
zdaje sobie doskonale sprawę, że jest zdenerwowany, uczuwa przyspieszone bicie
serca i lekkie, ledwie odczuwalne wewnętrzne drżenie.
— Orszulski! — wywołuje profesor.
Na dźwięk pierwszych głosek podnosi się Romek szybko i równie szybko siada z
powrotem, przekonawszy się, że to nie o niego chodzi.
Cały szereg nazwisk i uwag: promocja, jedna poprawka, promocja, pozostawienie
na drugi rok, dwie poprawki, promocja...
Niecierpliwość Romka rośnie z każdą niemal sekundą.
— Może mojego świadectwa zapomniał przynieść? — przebiega mu
przez głowę szybka myśl.
Kolega z prawej strony trąca go w bok.
— Romek! patrz, mam „dryndę“ z algebry, całe szczęście, że
tylko jedna!
Romek bierze z rąk kolegi świadectwo i przegląda je. W
roztargnieniu jednakże prawie nic nie widzi, nie rozróżnia liter, wyrazów i
cyfr.
W tej chwili słyszy głośno wypowiedziane swoje nazwisko.
Przez moment doznaje skostnienia i zamarcia wszystkich członków.
— Masz dobre stopnie — słyszy pochwałę
profesora — jesteś pilnym uczniem.
Płomień radości przebiega przez ciało Romka, obejmuje go dobroczynnym,
rozkosznym dreszczem.
— Więc dziś jeszcze — myśli uszczęśliwiony — będę mógł jechać
do Olszanki, jeszcze dziś...
Po wyjściu profesora żegna się z kolegami i wybiega szybko na ulicę.
Ciocia Zagrzejewska, u której mieszka, czeka już na niego, wyglądając przez
okno.
— Ciociu, ciociu, promocja! — krzyczy zdyszanym głosem —
dobre stopnie!
W trzy kwadranse potem siedzi Romek w wagonie obok trzech nieznajomych panów,
głośno o czymś rozprawiających.
Wstał ranek pogodny i świeży. Wyszło
z za nieboskłonu dobre, poczciwe wiosenne słońce i uśmiechać się poczęło do
wszego stworzenia i wszelakiej rzeczy. Padły snopy złocistych promieni i na tę
czarną ziemię, która dyszeć poczęła i budzić się z martwoty długich miesięcy
zimowych i wonieć tymi zapachami, które tak biorą za serce każdego człowieka
przyrodę miłującego... Dyszała radośnie, ale i ciężko równocześnie, umęczona,
przesiąknięta „gorącą żołnierską krwią młodą“, zryta granatami, skopana rowami
strzeleckiemi, odrutowana, pokryta mogiłami — ziemia polska na kresach
wschodnich... Tyle burz przewaliło się przez nią, tyle nóg ją tratowało, tylu
miała panów, którzy ją po macoszemu traktowali, nie pamiętając tego, co im już
dała i coby jeszcze dać mogła... Niewdzięczni, źli przywłaszczyciele!... Aż oto
do rodzonej Matki wrócili prawi, dobrzy synowie. I już jej nie dadzą nikomu,
ale najwyższą opieką otoczą, taką serdeczną synowską opieką...
Bo oni Ją kochają całą duszą!
Szeroka, wolna przestrzeń, lekko pofałdowana. Grupa drzew nagich, okaleczonych
bezlitośnie, a wśród nich maleńka chata, poszczerbiona i pokiereszowana, jak te
drzewa — towarzysze.
Wewnątrz, w jednej izbie cała
liczna rodzina i kilkunastu żołnierzy z placówki.
— Tabiniak, wstawać! — budził
właśnie pan kapral śpiącego pod stołem żołnierza — zmienicie wedetę. Był to
niemłody już, wąsaty „wojak“, który długo jakoś nie mógł się przebudzić i
dopiero kiedy komendant warty wrzasnął na cały głos, ocknął się nagle, zerwał z
legowiska i uderzył całą siłą głową w spód stołu.
— A bodajcie! — wyrwała mu się z
ust skarga, której zawtórował śmiech wszystkich obecnych.
Wygramolił się z pod stołu, wyciągnął zbolałe niewygodnem leżeniem członki,
wyprostował się i w tej chwili padł mu na twarz blask słońca.
Pod tym wpływem, zaspana,
skrzywiona twarz jego rozjaśniła się jakoś dziwnie; zapomniał o doznanym tak
niedawno bólu i patrzył szeroko otwartemi oczyma przez okno, hen, ku wznoszącym
się z ziemi wiosennym oparom.
Widać było w tem spojrzeniu tyle
zachwytu i równocześnie jakiegoś ognia, że kapral, który już miał krzyknąć na
niego, by prędzej się zbierał, położył mu lekko rękę na ramieniu i powiedział
łagodnie:
— No chodźcie, Tabiniak, bo czas
zmienić Ważnego!
Drgnął na całem ciele, potem
nerwowo chwycił karabin i wyszedł szybkim krokiem na pole.
Zajął stanowisko w dziupli drzewnej ale zaraz potem wychylił się i począł
patrzeć wokoło. On tak dobrze znał te pierwsze dni wiosny; tak pilnie śledził
niegdyś każdy najdrobniejszy objaw nowego życia w przyrodzie, gdy je z taką
troskliwością rył pługiem i pod zasiew przygotowywał.
To było przed wojną, a teraz, od
sześciu lat już nie oddawał się tej umiłowanej pracy, bo wojować musiał na
różnych frontach.
Mógł wprawdzie pójść po
skończonej wojnie do domu, ale nie uczynił tego, bo uważał, że skoro musiał
tyle lat służyć obcej sprawie, to może, to powinien teraz służyć własnej.
To była wielka z jego strony
ofiara, bo tak tęsknił do swej roli, do zagrody, do gospodarstwa.
Przerwał wątek myśli, oparł
karabin o drzewo, przykląkł, rozpostarł szeroko ręce, jakgdyby chciał objąć
niemi ziemię i do serca ją przytulić i począł szeptać:
— Hej, ziemio ty moja, tak już
długo odłogiem tu leżysz, nie ma się kto zająć tobą, nie ma cię kto rozorać...
Ale niedługo przyjdzie czas, że pod naszem trwałem władaniem będziesz i wtedy
zaopiekują się tobą — polskie chłopy... Już my to sprawimy...
Nagle drgnął, zwrócił głowę w
stronę chaty i począł się wsłuchiwać w śpiew, ku niemu idący...
...Wesoły nam dzień dziś nastał... Alleluja!
Jego towarzysze obchodzili święta
Wielkanocne...
Pan kapral ukroił kilkanaście
małych kromek żołnierskiego chleba i zaczął obdzielać nim swych ludzi,
składając im życzenia.