Groźne chmury przysłoniły jasny
horyzont wojenny. Pierwsze niepowodzenie i coś nakształt niewiary w własne
siły, zaczęło wnikać w niezachwiane dotąd szeregi. Żołnierz bił się jeszcze i
siła wydanych rozkazów utrzymywała go w karbach karności, ale wyczuć można już
było niezdrową atmosferę zdenerwowania i lęku przed czemś strasznem co się
zbliżało, a czego wstrzymać już nie było można. Zawodzić zaczynali najlepsi.
Czyżby stalowa moc w jaką zdawały się zaklinać naszego żolnierza wypadki, miała
nie ostać się przed nową, cięższą może niż dotąd próbą. Czyżby te pełne
jakiegoś żywiołowego rozpędu boje i ten szary wysiłek, co nowe laury do już
zdobytych dodawał, miały się stać jeno wspomnieniem przelotnem, bo nie
umocnionem stałością?
Dźwięczał i drgał bólem serdecznym
głos wewnętrzny, który mówił, że załamała się dusza żołnierska i blednąć
zaczyna gwiazda zwycięstw. A przecież nie tak to dawno jeszcze odnajdywaliśmy
szlaki, któremi ongiś szła fala rycerstwa polskiego na sławne boje ze Wschodem
i jeszcze w świeżej pamięci pozostawał ów moment, gdy przez kijowską bramę
wjeżdżały hufce Odrodzonej Polski.
Kawalec należał do tej licznej
grupy ówczesnej młodzieży polskiej, która zafascynowała się skautingiem od
początku jego powstania i na zawsze pozostała mu wierna. W maju 1911 roku
uczniowie klasy Vb c.k. I WSR pod kierunkiem nauczyciela Hermana Mojmira odbyli
dwudniową wycieczkę w okolice Melsztyna. W ruinach zamkowych postanowili
założyć drużynę skautową. Patrolowym patrolu „Lisów” został najprawdopodobniej
Kawalec. We wrześniu 1912 roku samodzielna drużyna połączyła się („nastąpiła fuzja”)
z drużynami podległymi władzom skautowym, a tym samym sokolim. Otrzymała numer
VI, imię Bartosza Głowackiego i barwę niebieską. W roku szkolnym 1912/1913 w
c.k. I WSR działała VI KDS licząca 48 skautów, której kuratorem (w praktyce
drużynowym) był Herman Mojmir. W „Raporcie 6 Krakowskiej dr. skautowej za okres
1 XII 1913 do 1 stycznia 1914”
Kawalec został wymieniony wśród kadry drużyny: „zawód akad. handl., członek SDS
Sokoła”.
Aktywnie uczestniczył w pracach
Skautowego Komitetu Bojkotowego towarów pochodzących z Niemiec, który powstał
we wrześniu 1913 roku. W tym też czasie został mianowany przez Krakowską Radę
Drużynowych podchorążym (przybocznym) VI KDS, której drużynowym był Stefan
Kuta, późniejszy komendant męskiej Chorągwi Krakowskiej. W roku szkolnym
1913/1914 drużyna miała dwie zbiórki tygodniowo w lokalu „Sokoła”, a ponadto
regularnie organizowano wycieczki w okolice Krakowa. Delegatem, czyli opiekunem
ze strony szkoły, był dr med. Herman Mojmir, nauczyciel gimnastyki, wielki
zwolennik skautingu. Na terenie I c.k. Szkoły Realnej, gdzie działała
„Szóstka”, urządzono skautowe warsztaty stolarskie, introligatorskie oraz
kramik skautowy i antykwarnie. Od stycznia 1914 roku Kuta równolegle prowadził
VII KDS im. Zawiszy Czarnego, działającą na terenie II c.k. Szkoły Realnej w
liczbie 15 skautów, na 330 uczniów. Łącznie Kuta dowodził 67 skautami, w pełni
umundurowanymi i posiadającymi wyposażenie skautowe. Skauci prenumerowali
rekordową liczbę pisma „Skaut” – 60 egzemplarzy, a biblioteczka liczyła 101 książek.
Kuta dużą wagę przykładał do wycieczek krajoznawczych oraz ćwiczeń polowych,
których celem było zarówno poznawanie kraju, jak i przygotowanie militarne.
Gospodarz klasy stoi obok katedry i wyczytuje nazwiska
uczniów. Wywołani podchodzą do nauczyciela i odbierają z jego rąk świadectwa
całorocznej pracy.
W pierwszej ławce siedzi Romek Orkowski. Dużemi,
jasno-niebieskiemi oczyma śledzi pilnie każdy ruch wychowawcy i czeka chwili,
kiedy usłyszy swoje nazwisko i będzie się mógł przekonać naocznie, jaką
otrzymał cenzurę. Jest pewny, że będzie promowany do klasy szóstej, jednakowoż
zdaje sobie doskonale sprawę, że jest zdenerwowany, uczuwa przyspieszone bicie
serca i lekkie, ledwie odczuwalne wewnętrzne drżenie.
— Orszulski! — wywołuje profesor.
Na dźwięk pierwszych głosek podnosi się Romek szybko i równie szybko siada z
powrotem, przekonawszy się, że to nie o niego chodzi.
Cały szereg nazwisk i uwag: promocja, jedna poprawka, promocja, pozostawienie
na drugi rok, dwie poprawki, promocja...
Niecierpliwość Romka rośnie z każdą niemal sekundą.
— Może mojego świadectwa zapomniał przynieść? — przebiega mu
przez głowę szybka myśl.
Kolega z prawej strony trąca go w bok.
— Romek! patrz, mam „dryndę“ z algebry, całe szczęście, że
tylko jedna!
Romek bierze z rąk kolegi świadectwo i przegląda je. W
roztargnieniu jednakże prawie nic nie widzi, nie rozróżnia liter, wyrazów i
cyfr.
W tej chwili słyszy głośno wypowiedziane swoje nazwisko.
Przez moment doznaje skostnienia i zamarcia wszystkich członków.
— Masz dobre stopnie — słyszy pochwałę
profesora — jesteś pilnym uczniem.
Płomień radości przebiega przez ciało Romka, obejmuje go dobroczynnym,
rozkosznym dreszczem.
— Więc dziś jeszcze — myśli uszczęśliwiony — będę mógł jechać
do Olszanki, jeszcze dziś...
Po wyjściu profesora żegna się z kolegami i wybiega szybko na ulicę.
Ciocia Zagrzejewska, u której mieszka, czeka już na niego, wyglądając przez
okno.
— Ciociu, ciociu, promocja! — krzyczy zdyszanym głosem —
dobre stopnie!
W trzy kwadranse potem siedzi Romek w wagonie obok trzech nieznajomych panów,
głośno o czymś rozprawiających.
Wstał ranek pogodny i świeży. Wyszło
z za nieboskłonu dobre, poczciwe wiosenne słońce i uśmiechać się poczęło do
wszego stworzenia i wszelakiej rzeczy. Padły snopy złocistych promieni i na tę
czarną ziemię, która dyszeć poczęła i budzić się z martwoty długich miesięcy
zimowych i wonieć tymi zapachami, które tak biorą za serce każdego człowieka
przyrodę miłującego... Dyszała radośnie, ale i ciężko równocześnie, umęczona,
przesiąknięta „gorącą żołnierską krwią młodą“, zryta granatami, skopana rowami
strzeleckiemi, odrutowana, pokryta mogiłami — ziemia polska na kresach
wschodnich... Tyle burz przewaliło się przez nią, tyle nóg ją tratowało, tylu
miała panów, którzy ją po macoszemu traktowali, nie pamiętając tego, co im już
dała i coby jeszcze dać mogła... Niewdzięczni, źli przywłaszczyciele!... Aż oto
do rodzonej Matki wrócili prawi, dobrzy synowie. I już jej nie dadzą nikomu,
ale najwyższą opieką otoczą, taką serdeczną synowską opieką...
Bo oni Ją kochają całą duszą!
Szeroka, wolna przestrzeń, lekko pofałdowana. Grupa drzew nagich, okaleczonych
bezlitośnie, a wśród nich maleńka chata, poszczerbiona i pokiereszowana, jak te
drzewa — towarzysze.
Wewnątrz, w jednej izbie cała
liczna rodzina i kilkunastu żołnierzy z placówki.
— Tabiniak, wstawać! — budził
właśnie pan kapral śpiącego pod stołem żołnierza — zmienicie wedetę. Był to
niemłody już, wąsaty „wojak“, który długo jakoś nie mógł się przebudzić i
dopiero kiedy komendant warty wrzasnął na cały głos, ocknął się nagle, zerwał z
legowiska i uderzył całą siłą głową w spód stołu.
— A bodajcie! — wyrwała mu się z
ust skarga, której zawtórował śmiech wszystkich obecnych.
Wygramolił się z pod stołu, wyciągnął zbolałe niewygodnem leżeniem członki,
wyprostował się i w tej chwili padł mu na twarz blask słońca.
Pod tym wpływem, zaspana,
skrzywiona twarz jego rozjaśniła się jakoś dziwnie; zapomniał o doznanym tak
niedawno bólu i patrzył szeroko otwartemi oczyma przez okno, hen, ku wznoszącym
się z ziemi wiosennym oparom.
Widać było w tem spojrzeniu tyle
zachwytu i równocześnie jakiegoś ognia, że kapral, który już miał krzyknąć na
niego, by prędzej się zbierał, położył mu lekko rękę na ramieniu i powiedział
łagodnie:
— No chodźcie, Tabiniak, bo czas
zmienić Ważnego!
Drgnął na całem ciele, potem
nerwowo chwycił karabin i wyszedł szybkim krokiem na pole.
Zajął stanowisko w dziupli drzewnej ale zaraz potem wychylił się i począł
patrzeć wokoło. On tak dobrze znał te pierwsze dni wiosny; tak pilnie śledził
niegdyś każdy najdrobniejszy objaw nowego życia w przyrodzie, gdy je z taką
troskliwością rył pługiem i pod zasiew przygotowywał.
To było przed wojną, a teraz, od
sześciu lat już nie oddawał się tej umiłowanej pracy, bo wojować musiał na
różnych frontach.
Mógł wprawdzie pójść po
skończonej wojnie do domu, ale nie uczynił tego, bo uważał, że skoro musiał
tyle lat służyć obcej sprawie, to może, to powinien teraz służyć własnej.
To była wielka z jego strony
ofiara, bo tak tęsknił do swej roli, do zagrody, do gospodarstwa.
Przerwał wątek myśli, oparł
karabin o drzewo, przykląkł, rozpostarł szeroko ręce, jakgdyby chciał objąć
niemi ziemię i do serca ją przytulić i począł szeptać:
— Hej, ziemio ty moja, tak już
długo odłogiem tu leżysz, nie ma się kto zająć tobą, nie ma cię kto rozorać...
Ale niedługo przyjdzie czas, że pod naszem trwałem władaniem będziesz i wtedy
zaopiekują się tobą — polskie chłopy... Już my to sprawimy...
Nagle drgnął, zwrócił głowę w
stronę chaty i począł się wsłuchiwać w śpiew, ku niemu idący...
...Wesoły nam dzień dziś nastał... Alleluja!
Jego towarzysze obchodzili święta
Wielkanocne...
Pan kapral ukroił kilkanaście
małych kromek żołnierskiego chleba i zaczął obdzielać nim swych ludzi,
składając im życzenia.
Aleksander Hauke-Nowak „Ze wspomnień skauta-legjonisty”
Pierwsze wydanie tej broszury
ukazało się w 1917 r. nakładem autora w Warszawie. Zarówno ze względu na treść
wspomnień, ujętych pod wspólnym tytułem „Z pamiętnika Strzelca“, jak i na okres
okupacji niemieckiej, musiał być to druk nielegalny. Pomoc techniczną przy
wydaniu broszury okazała mi księgarnia warszawska Piotra Borkowskiego. Na treść
„Z pamiętnika Strzelca“ złożyło się 7 artykułów, zawierających wspomnienia
osobiste od lipca 1914 r., to znaczy od wyjazdu z Warszawy na kurs
instruktorski Polskich Drużyn Strzeleckich w Nowym Sączu, aż po lipiec 1915 r.
to znaczy do bitwy pod Tarłowem. Kolejno są to więc bezpośrednie przeżycia i
wrażenia uczestnika kursu podoficerskiego w Nowym Sączu, żołnierza pierwszej
kompanji kadrowej i wreszcie sierżanta 3 kompanji, III bataljonu, 1 pułku
brygady Józefa Piłsudskiego, z wiosennej ofensywy roku 1915 w Królestwie.
Czas napisania tych artykułów
jest różny. Niektóre powstały natychmiast pod bezpośredniem wrażeniem na polu
bitwy, lub w chwilach odpoczynku w rezerwie, inne pisane w szpitalach Pragi,
Wiednia i Kamieńska, inne wreszcie pisane dopiero po roku w miejscach mej pracy
konspiracyjnej w P. O. W. Bezpośrednio po napisaniu drukowane były poszczególne
wspomnienia w różnych dziennikach i czasopismach: w „Nowej Reformie“,
„Naprzodzie“, „Głosie Narodu“, „Wiedeńskim Kurjerze Polskim“, piotrkowskich
„Wiadomościach Polskich“, warszawskim „Widnokręgu“. Skromnym celem który sobie
autor postawił przy pisaniu tych wspomnień było bezpośrednie chwytanie wrażeń i
przeżyć niemal na gorącym uczynku, utrwalenie ich bezpośredniości dla
przyszłych historyków, oraz rozpowszechnienie dla propagandy w owych trudnych
czasach czynu legjonowego.
Tą myślą kierowany wydałem
pierwsze wydanie w niewielkiej stosunkowo ilości, które rozeszły się szybko i
dziś broszura ta stała się unikatem wydawniczym. Wobec częstych zapytań i
poszukiwań pierwszego wydania przez historyków i zbieraczy źródeł, przygotowałem
do druku wydanie drugie, wiążąc je z Jubileuszowym Zlotem Harcerstwa w lipcu
1935 r. w Spale. Z tej racji drugie wydanie uzupełniam na początku dwoma
wspomnieniami z czasów tajnego skautingu w Warszawie. Są to opisy wycieczek
skautowych I Drużyny Skautowej im. Romualda Traugutta w Warszawie w latach 1913
i 1914 r., do której należałem od początku jej założenia w roku 1911, pełniąc
kolejno funkcje zastępowego i plutonowego.
Te wspomnienia skautowe drukowane
dotychczas jedynie w warszawskim „Skaucie“, uległy w niniejszem wydaniu
najpoważniejszym poprawkom i przeróbkom, gdyż styl i sposób ujęcia tematu przez
ucznia klasy 6 realnej był zbyt surowy i nieporadny, pomimo poprawienia jeszcze
takim potrosze pozostał. W dalszych artykułach, które weszły z pierwszego
wydania poczyniłem tylko niewielkie poprawki stylu i pisowni. Na zakończenie
niniejszego wydania dodaję dwa artykuły napisane w Poznaniu w 1920 r. i tam
drukowane w jednodniówkach.
Nauczycielkami gorzałkonowskiemi były dwie siostry, panny
Złotopolskie. Młode, pełne werwy i życia, przejęte ideałami harcerskiemi.
Mieszkały sobie po prostu, ale wytwornie.
Właśnie skończyły poprawianie zadań szkolnych.
— Wiesz co ptasiuniu — zagadnęła starsza Marja — pójdziemy
do miasteczka...
— Bój się Boga, teraz pod wieczór iść milę piechotą, kiedy w dodatku jestem tak
zmęczona dzisiejszą nauką...
— Nie mamy już żadnych zapasów, a ja jestem głodna...
— To trudno, nie umrzemy przecież.
— Więc pójdę sama.
— Nie puszczę cię. Sądzę, że uda nam się zakupić we wsi trochę chleba i mleka.
— Wątpię, ci ludzie są bez sumienia. To jest niesłychane, żeby chłopstwo
odnosiło się tak do swoich własnych nauczycielek, które dla ich dobra
pracują...
— Jeszcze nas nie znają...
— Źli ludzie.
Ostatecznie poszły.
We wsi panował gwar i ruch. Na widok nauczycielek dzieci
przerywały zabawę i przyglądały im się z otwartemi buziami, zaledwie jednak te
oddalały się, zaczęły wydawać z siebie nieartykułowane dźwięki i rzucać za niemi
kamykami i patyczkami. Napotkani po drodze wieśniacy, patrzyli na nie z podełba
nie kłaniając się zupełnie.
— Siostry uśmiechnęły się smutnie.
— Dzicy ludzie... Pamiętasz Stefciu Idzikowce? Jak tam garnęli się do nas
chłopkowie...
— Ej Mary, a gdzież to ta twoja dotychczasowa pogoda?
Weszły do chaty jednego ze swoich uczniów. Brud,
nieporządek, nędza, wyzierały tu z każdego kąta. Na tapczanie jęczała chora
gospodyni. Marja zabrała się do opatrzenia chorej rany, a potem do robienia
porządku, Stefanja zajęła się trojgiem drobnych dzieci, które wyprowadziła na
podwórze.
Czteroletnie bobo rozpoczęło zaraz z nauczycielką rozmowę:
— A Jaśka nima.
— A gdzież to poszedł?
— Pognał bydło.
— Kiedy wróci do domu?
— Nie wiem.
— Pewnie na wieczerzę.
— Eh, my nie będziemy wieczerzać.
— Dlaczegóż to mój mały?
— Bo matusia chora.
— No, a tatuś gdzie jest?
— Tatusia nima.
— A gdzie się podział?
— Zakopali go do ziemi.
Tu małemu stanęły łzy w oczach, a zaraz potem rozpłakał się
serdecznie. Marja utuliła dziecię, a potem nakarmiła.
Równocześnie Marja prowadziła rozmowę z gospodynią.
— A gdzież to wasz mąż?
— Zabili go.
— Jakto... kto?
— A te psubraty, te zbóje, te żandarmy austryjackie.
Twarz jej posiniała z gniewu, a ręce zacisnęły się kurczowo...
więcej w książce
Seria wydawnicza „Przywrócić
Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu
skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939. To
książki zakazane po 1945 roku, wycofywane z bibliotek i niszczone przez
komunistyczne władze PRL. Nazwiska autorów, ich twórczość, były wymazywane
przez cenzurę i niedostępne dla kolejnych pokoleń młodzieży, instruktorów
harcerskich, wychowawców, pracowników naukowych. Władze harcerskie w socjalistycznym
państwie dokładały wszelkich starań, by odciąć harcerstwo od historii i wpływów
idei skautowej oraz by z inspiracji partii, nadać mu formę pionierskiej
organizacji. Ideologia urzędowa w historii harcerstwa wpierw gorączkowo
poszukiwała „postępowych tradycji”, a następnie z jeszcze większym
zaangażowaniem legitymizowała każdy taki skrawek narodowej historii. Ten
przekaz historyczny lepszego, nowego, socjalistycznego harcerstwa wzmacniały
ówczesne publikacje.
Solidarnościowy zryw społeczny lat osiemdziesiątych minionego stulecia,
porozumienia Okrągłego Stołu, odzyskanie wolności po 1989 roku umożliwiły
odrodzenie ruchu harcerskiego, sięgnięcie do jego źródeł, historii i tradycji.
Coraz więcej jest prac poświęconych harcerstwu. Nadal jednak brakuje wznowień
źródłowych publikacji, które w latach 1911–1939 miały wpływ na rozwój idei
harcerskiej i organizacji, kształtowanie postaw harcerskich i kształcenie kadry
instruktorskiej oraz społeczny wizerunek ZHP. Warto je przypomnieć, ponieważ
wszystko, cokolwiek myślimy i czynimy, ma swoje bezpośrednie lub pośrednie,
pozytywne lub negatywne, uświadamiane lub nie, źródła w tym, co myśleli i
czynili nasi poprzednicy.
"Dotarły tak do skraju puszczy. Tu droga rozgałęziała się i szła w
dwie strony, a trzy ścieżki zagłębiały się w puszczę. Dwie ścieżki i oba
odgałęzienia drogi opatrzone były nakreślonymi na wilgotnej ziemi znakami X:
„Nie tędy droga”. Na trzeciej ścieżce widać było w głębi dużą strzałkę, ułożoną
z zielonych szyszek sosny.
- Tą ścieżką idziemy.
- Poczekajcie, tu jeszcze jest jakiś znak.
- Aha, kwadrat ze strzałką. – To znaczy, że tu jest gdzieś ukryty list.
- W środku jest liczba 2. Powinien więc być o dwa kroki od kwadratu w kierunku
strzałki.
- To gdzieś koło tego pnia.
- Ale gdzie?...”
Czy harcerki znalazły list? O ich
przygodach i przeżyciach w drużynie i na obozie harcerskim dowiesz się z
najnowszego reprintu książki „Jak dobrze nam…” Zofii Bardówny (Instytut
Wydawniczy „Biblioteka Polska”, Warszawa 1936), wznowionego przez oficynę
wydawniczą Impuls z Krakowa.
Autorka książki była w latach 30.
członkinią kręgu starszoharcerskiego „Wilcze Gniazdo” Chorągwi Warszawskiej
Organizacji Harcerek. Zofja Bardówna, to pseudonim literacki utalentowanej,
także graficznie, malarsko, instruktorki, piszącej powieści dla młodzieży. W
konspiracji była żołnierzem ZWZ-AK, Komendy Głównej Armii Krajowej-Oddziału II
(Informacyjno-Wywiadowczego), w stopniu strzelca. W powstaniu warszawskim
pracowała w sztabie Grupy Północ na Starym Mieście. Zginęła 31 sierpnia 1944
roku przy ul. Świętojańskiej w czasie powstania warszawskiego.
Po wojnie nie wznawiana,
wykreślona przez cenzurę, wymazana przez socjalistyczne władze z pamięci
kolejnych harcerskich pokoleń. Z rozproszonych okruchów informacji odtworzyłem
fragment jej biografii, a z twórczości pozostały pojedyncze egzemplarze.
Przywrócić Pamięć - reprinty harcerskie 1911–1946
Seria wydawnicza „Przywrócić
Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu
skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939. To
książki zakazane po 1945 roku, wycofywane z bibliotek i niszczone przez
komunistyczne władze PRL. Nazwiska autorów, ich twórczość, były wymazywane
przez cenzurę i niedostępne dla kolejnych pokoleń młodzieży, instruktorów
harcerskich, wychowawców, pracowników naukowych. Władze harcerskie w socjalistycznym
państwie dokładały wszelkich starań, by odciąć harcerstwo od historii i wpływów
idei skautowej oraz by z inspiracji partii, nadać mu formę pionierskiej
organizacji. Ideologia urzędowa w historii harcerstwa wpierw gorączkowo
poszukiwała „postępowych tradycji”, a następnie z jeszcze większym
zaangażowaniem legitymizowała każdy taki skrawek narodowej historii. Ten
przekaz historyczny lepszego, nowego, socjalistycznego harcerstwa wzmacniały
ówczesne publikacje.
Solidarnościowy zryw społeczny lat osiemdziesiątych minionego stulecia,
porozumienia Okrągłego Stołu, odzyskanie wolności po 1989 roku umożliwiły
odrodzenie ruchu harcerskiego, sięgnięcie do jego źródeł, historii i tradycji.
Coraz więcej jest prac poświęconych harcerstwu. Nadal jednak brakuje wznowień
źródłowych publikacji, które w latach 1911–1939 miały wpływ na rozwój idei
harcerskiej i organizacji, kształtowanie postaw harcerskich i kształcenie kadry
instruktorskiej oraz społeczny wizerunek ZHP. Warto je przypomnieć, ponieważ
wszystko, cokolwiek myślimy i czynimy, ma swoje bezpośrednie lub pośrednie,
pozytywne lub negatywne, uświadamiane lub nie, źródła w tym, co myśleli i
czynili nasi poprzednicy.
Seria wydawnicza „Przywrócić
Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu
skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939. To
książki zakazane po 1945 roku, wycofywane z bibliotek i niszczone przez
komunistyczne władze PRL. Nazwiska autorów, ich twórczość, były wymazywane
przez cenzurę i niedostępne dla kolejnych pokoleń młodzieży, instruktorów
harcerskich, wychowawców, pracowników naukowych. Władze harcerskie w
socjalistycznym państwie dokładały wszelkich starań, by odciąć harcerstwo od
historii i wpływów idei skautowej oraz by z inspiracji partii, nadać mu formę
pionierskiej organizacji. Ideologia urzędowa w historii harcerstwa wpierw
gorączkowo poszukiwała „postępowych tradycji”, a następnie z jeszcze większym
zaangażowaniem legitymizowała każdy taki skrawek narodowej historii. Ten
przekaz historyczny lepszego, nowego, socjalistycznego harcerstwa wzmacniały
ówczesne publikacje.
Solidarnościowy zryw społeczny lat osiemdziesiątych minionego stulecia,
porozumienia Okrągłego Stołu, odzyskanie wolności po 1989 roku umożliwiły
odrodzenie ruchu harcerskiego, sięgnięcie do jego źródeł, historii i tradycji.
Coraz więcej jest prac poświęconych harcerstwu. Nadal jednak brakuje wznowień
źródłowych publikacji, które w latach 1911–1939 miały wpływ na rozwój idei harcerskiej
i organizacji, kształtowanie postaw harcerskich i kształcenie kadry
instruktorskiej oraz społeczny wizerunek ZHP. Warto je przypomnieć, ponieważ
wszystko, cokolwiek myślimy i czynimy, ma swoje bezpośrednie lub pośrednie,
pozytywne lub negatywne, uświadamiane lub nie, źródła w tym, co myśleli i
czynili nasi poprzednicy.
Zdarzenia, w tej książce opisane,
zaszły w czasach, gdy wschodnie granice Rzeczypospolitej krwawiły jeszcze, mimo
zawartego z Rosją pokoju. Prawie codziennie przez rzadki kordon pogranicznej
straży przedzierały się watahy uzbrojonych zbójów, wyszkolonych zagranicą w
specjalnych „szkołach dywersyjnych“ dla wysadzania mostów, palenia dworów,
zabijania żołnierzy. Nierzadko też widziano po nocach łuny płonących wsi;
strwożona ludność słyszała trzask wystrzałów, a niejeden dwór zamieniano
pośpiesznie w twierdzę. Dziś czasy te minęły niepowrotnie. Korpus Ochrony
Pogranicza gęstą siecią strażnic ogrodził granice wschodnie. Bolszewiccy dywersanci po wielokrotnych krwawych utarczkach przekonali się
prędko, że bez śmiertelnego niebezpieczeństwa nie można naruszać granic. Dali
za wygraną...
Seria wydawnicza „Przywrócić
Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu
skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939. To
książki zakazane po 1945 roku, wycofywane z bibliotek i niszczone przez
komunistyczne władze PRL. Nazwiska autorów, ich twórczość, były wymazywane
przez cenzurę i niedostępne dla kolejnych pokoleń młodzieży, instruktorów
harcerskich, wychowawców, pracowników naukowych. Władze harcerskie w
socjalistycznym państwie dokładały wszelkich starań, by odciąć harcerstwo od
historii i wpływów idei skautowej oraz by z inspiracji partii, nadać mu formę
pionierskiej organizacji. Ideologia urzędowa w historii harcerstwa wpierw
gorączkowo poszukiwała „postępowych tradycji”, a następnie z jeszcze większym
zaangażowaniem legitymizowała każdy taki skrawek narodowej historii. Ten
przekaz historyczny lepszego, nowego, socjalistycznego harcerstwa wzmacniały
ówczesne publikacje.
Przywrócić Pamięć - reprinty harcerskie 1911–1946
Solidarnościowy zryw społeczny lat osiemdziesiątych minionego stulecia,
porozumienia Okrągłego Stołu, odzyskanie wolności po 1989 roku umożliwiły
odrodzenie ruchu harcerskiego, sięgnięcie do jego źródeł, historii i tradycji.
Coraz więcej jest prac poświęconych harcerstwu. Nadal jednak brakuje wznowień
źródłowych publikacji, które w latach 1911–1939 miały wpływ na rozwój idei
harcerskiej i organizacji, kształtowanie postaw harcerskich i kształcenie kadry
instruktorskiej oraz społeczny wizerunek ZHP. Warto je przypomnieć, ponieważ
wszystko, cokolwiek myślimy i czynimy, ma swoje bezpośrednie lub pośrednie,
pozytywne lub negatywne, uświadamiane lub nie, źródła w tym, co myśleli i czynili
nasi poprzednicy.
Władysław Łoziński „Oko Proroka, czyli Hanusz Bystry i jego
przygody”
Rok 1614 r. Przedborze, niewielka
wieś na Kresach, leżąca gdzieś przy trakcie wiodącym do Lwowa, Sambora i
Przemyśla. Rodzina młodego, piętnastoletniego chłopca Hanusza Bystrego zmuszona
jest do opuszczenia gospodarstwa. Ojciec chłopca aby uratować swój skromny
majątek i zapewnić rodzinie godziwy byt musi zdobyć dużą sumę pieniędzy. Wyrusza
więc jako furman z orszakiem kupieckim na niebezpieczną wyprawę do Turcji. W
tych niespokojnych czasach przez Przedborze przejeżdżają żołnierze powracający
z wojny z Turkami. Do wioski przybywa również pewien kozak i zatrzymuje się w
domostwie Bystrego. Semen Bedryszko pomaga w gospodarstwie, uczy młodego Hanusza
radzenia sobie w lesie, posługiwania się łukiem i wielu jeszcze innych przydatnych
umiejętności. Hanusz zaprzyjaźnia się z niewiele starszym od siebie kozakiem, a
ten powierza mu pod przysięgą pewien sekret związany z cennym diamentem nazywanym
Okiem Proroka. Aby dotrzymać słowa danego Semenowi Hanusz wikła się w cały
szereg niespodziewanych zdarzeń. Na domiar złego ojciec chłopca nie wraca z
tureckiej wyprawy. Dzielny piętnastolatek postanawia najpierw wyruszyć za
chlebem, aby ulży doli osamotnionej matki, a później kiedy nadarza się okazja
decyduje się na karkołomną wyprawę w poszukiwaniu zaginionego ojca.
Fabuła powieści Władysława Łozińskiego
(1843-1913) ogniskuje się wokół podróży Hanusza Bystrego na południe Europy. Przemierzając
nieznane miasta i góry chłopiec przeżywa wiele niebezpiecznych przygód. Na jego
drodze stają zastępy postaci przeróżnych narodowości. Jedni starają się go
wesprzeć, innych zaś musi się wystrzegać i bacznie śledzić ich poczynania. Tu
trzeba nadmienić że autor zadbał, aby sylwetka nawet trzeciorzędnego bohatera
zapadła czytelnikowi w pamięć. Niektóre z postaci są naszkicowane nieco grubszą
kreską, przez co autorowi udało się osiągnąć pewien efekt komiczny.
Autor „Oka Proroka” był młodszym
bratem Walerego Łozińskiego, zmarłego przedwcześnie pisarza, posiadającego w dorobku
jedną z najpoczytniejszych polskich książek przygodowych „Zaklęty dwór”[1]. Łoziński
nie byłby sobą gdyby po macoszemu potraktował warstwę obyczajową powieści.
Posiadający w dorobku tak uznane dzieła jak „Życie polskie w dawnych wiekach”
czy „Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku”
pisarz znakomicie oddał klimat kresowych wiosek, miast i miasteczek. Autor
starał się także przedstawić stosunki panujące na wsi pańszczyźnianej oraz
wprowadzić czytelnika w barwny świat lwowskich kupców. W przeciwieństwie choćby
do Sienkiewicza, w powieści „Oko Proroka” bohaterowie wywodzący się ze szlachty
nie odgrywają istotnej roli. Łoziński uwypukla natomiast postawę etyczną i
troskę mieszczan o rozwój dawnej Rzeczypospolitej.
Konstrukcja fabuły jest dość
prosta. Pisarz na przemian rzuca bohaterowi kłody pod nogi, to znów wyciąga do
niego pomocną dłoń. Hanusz Bystry przemierza niestrudzenie kolejne mile,
przezwyciężając piętrzące się przed nim trudności. Z naiwnego, wychowanego na
wsi chłopca przeistacza się rozsądnie myślącego, odważnego i potrafiącego
dotrzymać słowo młodzieńca. Wartka akcja sprawia, że po odłożeniu na chwilę
książki mamy ochotę natychmiast znów po nią sięgnąć, aby przekonać się, czy z
pozoru skazana na niepowodzenie misja jakiej podjął się Hanusz zostanie
doprowadzona do szczęśliwego końca.
Powieść ukazała się w 1899 r. W
wydaniu z 1989 r. nie zdecydowano się na
szczęście na uwspółcześnienie charakterystycznych cech ówczesnego języka i
pozostawiono w tekście liczne wyrażenia gwarowe, prowincjonalizmy, czy
rusycyzmy. W 1982 r. miała miejsce premiera filmu fabularnego „Oko Proroka”, a
w 1985 r. na ekrany telewizorów trafił serial „Oko Proroka czyli Hanusz Bystry
i jego przygody”. W 1984 r. zrealizowano również film „Przeklęte Oko Proroka”,
przedstawiający dalsze losy rodziny Hanusza oraz kozaka Semena. Reżyserem
wszystkich produkcji był Paweł Komorowski[2].
Powieść jest o wiele lepsza od filmów. Polecam.
Powieść z oblężenia Warszawy przez Prusaków w roku 1794
W bogatym dorobku literackim
Walerego Przyborowskiego znajdziemy kilkanaście powieści historycznych
adresowanych do młodych czytelników. Niewątpliwie najbardziej znaną z nich są
„Szwedzi w Warszawie”. Wydana w 1901 r. książka przez lata była lekturą
obowiązkową w szkole podstawowej. Podobnie do Sienkiewicza, również Pan Walery
pisał ku pokrzepieniu serc. W jego wyróżniających się wartką akcją i atmosferą
tajemniczości powieściach występowali sympatyczni, dokonujący heroicznych
czynów bohaterowie, stąd też przez kilka dziesięcioleci jego utwory cieszyły
się dużą popularnością[1].
„Młodzi gwardziści” to mniej
znana powieść autora urodzonego w podkieleckich Domaszowicach. Jej akcja
rozgrywa się w 1795. Wojska pruskie docierają pod Warszawę. Wśród broniących
stolicy mieszkańców nie brakuje młodzieży. Trójka młodych chłopców z pomocą
pewnego odważnego duchownego planuje wyprawę, której skutki w ich mniemaniu
mogą okazać się kluczowe dla przebiegu obrony Warszawy. Ciemną nocą, nie
zważając na ryzyko, wyruszają do leżącego na przedpolach miasta lasu. W śród
gestych drzew ukryty jest tajemniczy dom. Nie daleko za lasem znajdują się
stanowiska wojsk pruskich. Młodzi warszawiacy zdają sobie sprawę, że jeśli
zostaną schwytani czeka ich niechybna śmierć.
Walery Przyborowski barwnie i z
humorem przedstawia życie stolicy w schyłkowych latach XVIII wieku. Widzimy ponadto
jak przedstawiciele różnych stanów ramię w ramię wyruszają na barykady i walczą
do ostatniego naboju aby nie oddać Prusakom nawet piędzi ziemi. Pośród kilku
postaci historycznych pojawiających się w powieści, na plan pierwszy wysuwa się
nadworny zegarmistrz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – Franciszek
Gugenmus. Przyborowski opisuje go jako dobrodusznego, miłującego Polskę
obywatela. Nie tak dawno spotkałem już imć pana Gugenmusa na kartach powieści
Kazimierza Konarskiego „Tajemnica zegara królewskiego”[2].
Walery Przyborowski poświecił mu jednak znacznie więcej miejsca, uwypuklając
przy tym jego wpływ na rozwój fabuły. Polecam.
Tomasz Jurasz „Stary Koń czyli wędrówki ku tajemniczym
historiom”
Pasją Michała, ucznia szóstej
klasy szkoły podstawowej jest fotografia. Nic dziwnego, że dużą radość sprawia chłopcu
otrzymany od rodziców prezent – aparat „Start 66”. Chłopiec każdą chwilę
poświęca na doskonalenie się w sztuce robienia zdjęć. Pewnego dnia, bawiąc na
imieninach kolegi, wykonuje portret przedstawiający wszystkich uczestników
przyjęcia. Usadawia gości na kanapie, tło zaś stanowi ściana, na której wisi
obraz, ukazujący czcigodną matronę w eleganckim, staroświeckim kapeluszu. Według
tradycji rodzinnej, jest to babcia jego kolegi - Grześka. Kiedy jakiś czas
później Michał spogląda na świeżo wywołaną fotografię, jego wzrok przykuwa
pewien dziwny detal. Mianowicie, pod nosem widniejącej na obrazie babci pojawiły
się wąsy! Zdumiony chłopiec, wraz z kolegami próbuje wyjaśnić przyczynę
powstania tego dziwnego „zjawiska”.
Wkrótce okazuje się, że z
tajemniczym obrazem łączy się historia starej palisandrowej szkatułki, która od
lat znajduje się w posiadaniu rodziny Grzegorza. Wewnątrz puzderka znajduje się
m.in. list sprzed wielu lat związany z burzliwymi dziejami rodu pieczętującego
się herbem Stary Koń a także kartka z zaszyfrowaną wiadomością. Chłopcy
postanawiają odcyfrować tajemniczy rebus. Są pewni, że dokonanie tej trudnej
sztuki może doprowadzić ich do odkrycia skarbu. Nieocenioną pomoc w
rozwiązywaniu zagadki niosą wujek Ksawery oraz konserwator dzieł sztuki Pan
Santorius. Pojawia się także czarny charakter, który zapragnie pokrzyżować
plany zgranej grupce przyjaciół.
Z racji swoich zainteresowań
zawodowych, Tomasz Jurasz był historykiem sztuki, w książce nie brak
ciekawostek związanych z dziejami miast, miasteczek oraz budowli, do których
docierają młodzi bohaterowie. Zazwyczaj jednak wiadomości historyczne są
wplatane w wypowiedzi postaci, przez co nie nużą młodych czytelników, a do
takich przecież adresowana jest książka. Niewątpliwy minus należy się natomiast
autorowi za zbyt powierzchowne naszkicowanie pierwszoplanowych postaci.
Potraktowani po macoszemu bohaterowie, poza drobnymi wyjątkami, różnią się od
siebie jedynie imionami. Trudno nie zauważyć, że autor starał się jak mógł, aby
zaszczepić w młodych czytelnikach historycznego bakcyla. Kto wie, być może
inspirował się serialem „Wakacje z duchami” zrealizowanym w 1970 r., a więc
kilka lat wcześniej, na podstawie dzieła Adama Bahdaja?
Zagadka historyczna w niniejszej
powieści nie należy do zbyt skomplikowanych. Wraz z bohaterami wędrujemy od
jednego zabytkowego obiektu do następnego, odsłaniając przy okazji kolejne
elementy zagadkowego rebusu. Chłopcy odwiedzają zamki w Czersku, Tenczynie, Pieskowej
Skale i Ujeździe, uczestniczą również w wykopaliskach archeologicznych
nieopodal Osieka (region świętokrzyski). Powieść czyta się szybko, jej lektura
może sprawić przyjemność miłośnikom starych polskich powieści przygodowych dla
młodzieży. W dorobku Tomasza Jurasza znajduje się jeszcze kilka książek,
spośród których najbardziej znana jest niewątpliwie również adresowana do
młodych czytelników, wydana w 1971 r. „Tajemnica sandomierskich wież”.
Przygody Dzikiej Mrówki to seria
powieści, której bohaterami są bracia-bliźniacy Marek i Jarek czyli Dzika
Mrówka i Jego Brat. W pierwszym tomie chłopcy podczas ekscytującego rejsu do
Afryki ratują arabskich rozbitków, tropią podejrzanych hiszpańskich marynarzy
i… łapią afrykańskich złodziejaszków.
Andrzej Perepeczko (ur. 5 czerwca
1930 we Lwowie) – marynarz. Objechał świat pływając na statkach polskich i
zagranicznych jako mechanik. Wykładowca docent i profesor na Politechnice
Gdańskiej oraz w Państwowej Wyższej Szkole Morskiej. Obronił też pracę
doktorską z zakresu historii na Uniwersytecie Gdańskim, a przede wszystkim…
pisał książki, których ma kilkadziesiąt na swoim koncie. Są to powieści dla
dzieci i dorosłych, podręczniki i skrypty akademickie, artykuły i opowiadania.
Kazimierz Konarski „Tajemnica zegara królewskiego”
Na życzenie króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego jego nadworny zegarmistrz, pan Gugenmus, konstruuje zegar.
Nie jest to zwykły czasomierz, lecz kunsztownie wykonane arcydzieło sztuki
zegarmistrzowskiej. Na marmurowym postumencie wznosi się owalny palisandrowy
cokół podparty wykonanymi z brązu figurami ludzkimi. Pan Gugenmus zbudował
ponadto mechanizm, umożliwiający dostęp do umieszczonej wewnątrz zegara
skrytki. O jej istnieniu poinformowany został jedynie król Stanisław August.
Przez długi czas zegar cieszył gości przybywających do zamku królewskiego. W
styczniu 1794 r. król wręczył go w prezencie ślubnym starościcowi Kazimierzowi
Nałęckiemu i jego wybrance, pięknej pannie Krystynie Jasinowskiej, podkomorzance
łukowskiej. Stanisław August przekazał młodym także zapieczętowany list. Zastrzegł
jednak, że mogą go otworzyć wyłącznie jeśli znajdą się w bardzo trudnej
sytuacji życiowej.
Mijają lata. Odchodzą najstarsi
członkowie rodu Nałęckich, rodzą się dzieci, a przez kraj wymazany z mapy
Europy przetaczają się kolejne konflikty zbrojne. Ziemie polskie spływają
krwią. W każdym zrywie narodowowyzwoleńczym biorą udział przedstawiciele
rodziny Nałęckich. Ich patriotyczna postawa sprawia, że zostają pozbawieni rodowego
majątku. Przez cały ten okres w posiadaniu rodziny znajduje się strzegący
królewskiej tajemnicy stary zegar.
Kazimierz Konarski urodził się w
1886 r. w Jeleniowie, małej wiosce leżącej u stóp Gór Świętokrzyskich[1]. Nic
więc dziwnego, że akcję jednego z trzech rozdziałów powieści umieścił w tak
bliskich sobie stronach. Potomkowie bohaterów na skutek dziejowych zawirowań
osiadają bowiem w leżącym nieopodal gór Opatowie. W miasteczku tym, mogącym
poszczycić się niemal tysiącletnią historią, włączają się aktywnie w nurt walk
powstańczych w 1863 r.
„Tajemnica zegara królewskiego”
to jedna z kilku powieści historycznych adresowanych do młodych czytelników w
dorobku Kazimierza Konarskiego, zasłużonego polskiego archiwisty i profesora
Uniwersytetu Warszawskiego. To pełna uroku, staroświecka powieść, nasączona
nutami patriotycznymi. Nie brak tu scen batalistycznych a sympatyczni i mężni
bohaterowie przeżywają emocjonujące przygody. To właśnie sensacyjna fabuła
sprawia, że w przeciwieństwie do wielu podobnych utworów z tego okresu,
czytelnik nie zasypia w trakcie lektury, lecz nieśpiesznie odwracając kartki
wędruje wraz z przedstawicielami rodziny Nałęckich przez 123 lata mrocznej i
krwawej historii naszej ojczyzny.
W powieści pojawiają się również
postacie historyczne. Szymon Konarski pod przybranym nazwiskiem (Janusz Hejbowicz) powraca
na ziemie ojczyste by prowadzić działalność rewolucyjną, a Józef Hauke-Bosak
dowodzi siłami zbrojnymi województw krakowskiego i sandomierskiego
w powstaniu styczniowym. Książka Kazimierza Konarskiego ukazała się w 1933
r. Dziś jednak bez trudu można zdobyć egzemplarz z 1971 r. i odkryć tajemnicę królewskiego
zegara. Polecam.