Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Klub Siedmiu Pytań. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Klub Siedmiu Pytań. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 listopada 2015

Rozmowa z Katarzyną Majgier (część 2)





Katarzyna Majgier – pisarka. Jej powieść „Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic” została zgłoszona do drugiej edycji konkursu na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku. W konkursie zajęła drugie miejsce. Kapituła Konkursu postanowiła uhonorować także powieść wyróżnieniem za krzewienie pasji historycznej oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.




7. Czy postacie bohaterów „Ducha z Niewiadomic” były inspirowani prawdziwymi dziećmi z Pani rodziny lub sąsiedztwa?

Chyba w większym stopniu dziećmi, jakimi kiedyś byliśmy ja i moi przyjaciele, z którymi swego czasu prowadziłam różne dziwne śledztwa, łamałam szyfry i poszukiwałam tropów czegoś ciekawego. Bardzo chcieliśmy wtedy mieć przygody i „żeby coś się działo”. Czytaliśmy książki, które rozbudzały naszą wyobraźnię. Poza powieściami Nienackiego popularna była wtedy seria A. Szklarskiego o Tomku Wilmowskim, książki Bahdaja, Ożogowskiej, Niziurskiego, ale też książki o Indianach i podróżnikach. Tam zawsze dużo się działo i marzyliśmy o takich przeżyciach.

8. Czy pałac podobny do tego w Niewiadomicach istnieje gdzieś w kraju?

Jeśli chodzi o wygląd pałacu, istnieją podobne do niego. Widziałam kilka budynków, których wygląd od razu skojarzył mi się ze scenerią książki dla dzieci. Należy do nich Pałac Schöna w Sosnowcu. To niezwykła, eklektyczna rezydencja, zwieńczona neogotycką wieżą, która wygląda nieco bajkowo. Chciałam, żeby pałac w Niewiadomicach był do niego podobny. Poprosiłam ilustratora książki, Bartka Drejewicza, o uwzględnienie tego. Bartek też interesuje się historią i stworzył świetne, klimatyczne ilustracje.

9. „Duch z Niewiadomic” został wyróżniony „za krzewienie pasji historycznej oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.” Czy jest Pani jakiś sposób zawodowo związana z historią?

Nie, ale interesuję się nią.

10. Pracuje Pani nad kolejnymi przygodami Magdy i Wiktora. Czy podobnie jak Nienacki zamierza Pani stworzyć cykl tomów na wzór „Pana Samochodzika”?

Tak długiego cyklu chyba z tego nie będzie. Pisząc pierwszą część w ogóle nie myślałam o serii, dopiero po rozmowach z wydawnictwem uznałam, że może nastąpić dalszy ciąg. Druga część „Tajemnic...” - „Milioner z Gdańska” właśnie się ukazała, a ja pracuję nad trzecią. W drugiej części będzie więcej bohaterów: z wakacji wróci Arnold, brat Magdy, który „działa szybciej niż myśli”, pojawi się też tytułowy milioner z Gdańska. Okaże się też, że pałacowe lochy intrygują i kuszą więcej osób.

11. Jak Pani wspomniała właśnie ukazała się druga część „Tajemnic starego pałacu”, która nosi tytuł „Milioner z Gdańska.” W jaki sposób zachęciłaby Pani czytelników do sięgnięcia po tę powieść?

Jeśli komuś spodobała się pierwsza część, w drugiej może poznać dalsze losy bohaterów, dowiedzieć się, jak Wiktor i Magda poradzą sobie w roli strażników tajemnicy i kto może chcieć ją odkryć. Starałam się, żeby w kolejnych częściach nie zabrakło przygód, zwrotów akcji i zagadek, ale także ciekawostek historycznych.

Konsultantką merytoryczną „Milionera z Gdańska” była Iwona Kienzler, autorka książek historycznych wydawanych przez Bellonę. To osoba o szerokiej wiedzy. Autorem ilustracji nadal jest Bartek Drejewicz, dzięki któremu są one świetne i klimatyczne, podobnie jak okładka. Cieszę się, że miałam okazję pracować z takimi osobami.

Dziękujemy za rozmowę.




sobota, 14 listopada 2015

Rozmowa z Katarzyną Majgier (część 1)





Katarzyna Majgier – pisarka. Jej powieść „Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic” została zgłoszona do drugiej edycji konkursu na Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku. W konkursie zajęła drugie miejsce. Kapituła Konkursu postanowiła uhonorować także powieść wyróżnieniem za krzewienie pasji historycznej oraz popularyzację zainteresowania zabytkami wśród młodych czytelników.





1. Pani powieść „Tajemnice starego pałacu. Duch z Niewiadomic” zajęła drugie miejsce oraz otrzymała wyróżnienie w konkursie na najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 roku. Czy spodziewała się Pani, że książka może zostać wyróżniona przez fanów twórczości Zbigniewa Nienackiego?

Katarzyna Majgier: Nie spodziewałam się. :-) A to wspaniała niespodzianka, bo mam sentyment do tych książek.

2. Czy bliskie są Pani powieści o Panu Samochodziku autorstwa Zbigniewa Nienackiego?

Oczywiście! Na takich książkach się wychowałam. Jako dziecko lubiłam powieści przygodowe i historyczne, właśnie takie, jak ta seria. Bohaterowie tych książek badali nieznane terytoria, odkrywali niezwykłe tajemnice, rozwiązywali zagadki przeszłości, prowadzili śledztwa, no i oczywiście mieli ciekawe przygody. Też tak chciałam. :-)

3. Które tomy przygód Pana Samochodzika należą do Pani ulubionych?

Chyba najbardziej zapamiętałam tom „Pan Samochodzik i Templariusze”. Od tej książki zaczęła się moja przygoda z serią i zainteresowałam się templariuszami, starymi zamkami i nierozwikłanymi zagadkami historycznymi. Zaczęło się od serialu, oglądałam go w czasie którychś wakacji i wciągnął mnie. Oczywiście musiałam potem przeczytać książkę. Spodobała mi się, więc ucieszyłam się, że są kolejne tomy i sięgnęłam także po nie.

4. Czy zna Pani powieści Zbigniewa Nienackiego dla dorosłych czytelników?

Wydaje mi się, że ich nie czytałam. Muszę to nadrobić.






5. W Pani bibliografii znajdziemy wyłącznie utwory adresowane do młodych czytelników. Którą ze swoich książek zaproponowałaby osobom, którym przypadła do gustu nagrodzona powieść?

Ostatnio ukazała się druga część „Tajemnic Starego Pałacu”. Nosi tytuł „Milioner z Gdańska” i znalazły się w niej dalsze przygody Wiktora i Magdy. Oboje są zafascynowani wynikami swojego śledztwa, ale muszą też strzec tajemnicy pałacu. A może okaże się, że ma on więcej tajemnic?

Poza książkami dla młodzieży wydałam też powieść dla dorosłych czytelników - „Stuletnią gospodę”. To saga, opisująca losy trzech pokoleń prowadzących tytułową gospodę od zakończenia drugiej wojny światowej do czasów współczesnych. Teraz myślę o serii dla dorosłych czytelników, której akcja obejmowałaby jeszcze dłuższy czas – od dziewiętnastego wieku do współczesności.

6. Na co autor zwraca największą uwagę pisząc dla dzieci lub młodzieży?

Trudno mi się wypowiadać w imieniu wszystkich autorów. Sama staram się, żeby książki były jak najbardziej dopracowane. Dbam o szczegóły, sprawdzam fakty historyczne, bo rażą mnie błędy rzeczowe w takich książkach i zawsze się boję, że sama też takich narobię.

Zależy mi też na tym, żeby postacie były wiarygodne i żeby budziły emocje u czytelników. Chodzi o to, żeby podczas lektury przede wszystkim dobrze się bawili. Jeśli przy okazji czegoś się dowiedzą, to tym lepiej.





czwartek, 8 października 2015

Siedem pytań do Macieja Replewicza




Maciej Replewicz – autor książki „Stawka większa niż kłamstwo” 


1. Pisząc „Stawkę większą niż kłamstwo” dotarł Pan do szeregu informacji nieznanych szerzej fanom serialu. Które z odkryć było dla Pana najbardziej zaskakujące?

Zaskoczyło mnie wiele kwestii. Wiele wątków z fabuły serialu Safjan i Szypulski skonstruowali na podstawie autentycznych wydarzeń opisanych w książkach, gazetach i filmach. Przez lata zarówno fani serialu jak i zagorzali wrogowie wierzyli, że fabuła jest wyłącznie „bajką”. Jeszcze w maju 2014 r. tego właśnie słowa użył Stanisław Mikulski. Tymczasem w jednym z protokołów kolaudacyjnych serialu, już w 1968 roku Zbigniew Safjan potwierdził, że wiele wątków serialu stworzył na bazie autentycznych wydarzeń. To samo dotyczy postaci. Brunner był jednym z największych niemieckich zbrodniarzy wojennych.  Co więcej: zbrodniarzem nigdy nie ukaranym. Także Lohse, Staedke, Geibel i wiele innych postaci z serialu miało swoje autentyczne pierwowzory. Serial postrzegano jako wytwór wyobraźni scenarzystów, jako fikcję, tymczasem w każdym z 18 docinków jest od 10 do 70 % autentycznych wydarzeń i postaci.

2. Co sprawiło Panu największą trudność w trakcie pracy nad książką? Jak długo powstawała „Stawka większa niż kłamstwo”?

Książkę pisałem ponad rok, dwa lata czekałem na jej wydanie. O pisaniu tej książki i o wszystkich związanych z tym „przejściach” można napisać drugą książkę! Tekst był gotowy w maju 2013 r. Poprzedni i na szczęście niedoszły wydawca nie dotrzymał ustaleń. Najpierw przełożył wydanie na 2014 r. a w listopadzie 2014 sekretarka wydawcy powiedziała mi, że... książki nie ma planie wydawniczym. Wcześniej, podczas tzw. „redakcji” tekst ocenzurowano. Wycięto szereg zdań, dopisano inne. Pani „redaktor” kompletnie nie orientowała się w tematyce wojennej. W jednym ze zdań była mowa o generale-majorze. W mailu otrzymałem pytanie: „to w końcu generał czy major?” Poważnie! Kiedy wycięto zdanie, że „w 1939 r. Hitler pozbawił Polaków w Niemczech praw mniejszości narodowej i ten stan utrzymuje się do dziś” zrozumiałem, że mam do czynienia z cenzorskim zadęciem „pani redaktor”, a przy okazji z mieszanką ignorancji i tupetu. Niedoszły wydawca przeszedł samego siebie, gdy 27 listopada o 8 rano dostałem SMS o treści „Mikulski nie żyje! Dlaczego nie przysyła pan tekstu?” Wydawca zmienił front, nagle chciał wydać książkę „na wczoraj”, bo zmarł odtwórca głównej roli. Liczył, że po śmierci sprzedaż wzrośnie. Nie jestem hieną cmentarną, nie chciałem budować wizerunku książki na śmierci aktora. Tydzień później znalazłem innego wydawcę.

3. Przy okazji pracy nad książką „Stawka większa niż kłamstwo” miał Pan okazję porozmawiać ze zmarłym w listopadzie ubiegłego roku Stanisławem Mikulskim. Jak Pan wspomina to spotkanie?

Stanisław Mikulski początkowo unikał tego spotkania. Udało się to po pół roku rozmów telefonicznych. Spotkaliśmy się pod koniec maja 2014, pół roku przed jego śmiercią. Na wstępie powiedział, że ma dla mnie tylko pół godziny, rozmawialiśmy trzy razy dłużej. Ja też uprzedziłem, że nie piszę laurki, że hagiografia serialu już powstała, a teraz chcę dowiedzieć się o prawdzie ukrytej w fikcji. Mikulski powtarzał, że fabuła jest fikcją. Zapytałem czy wie, dlaczego w NRD nie wyświetlono odcinka „Bez instrukcji”, choć pozostałe 17 zdobyło tam dużą popularność. On mówi „nie wiem”. Kładę przed nim kartkę, na niej życiorys wicepremiera i ministra kultury NRD. W zablokowanym odcinku to samo nazwisko nosił gestapowiec, grany przez Zdzisława Maklakiewicza. Mikulski przyznał mi rację. Wyobraźmy sobie enerdowski serial wojenny, a w nim gestapowiec o nazwisku Putrament albo „Boreischa” Zaraz wybuchłby skandal, Gomułka wściekły na Ulbrichta. Ta wizja filmowej wojny PRL-NRD rozbawiła Mikulskiego, bo przecież gdyby nazwisko było fikcyjne, cenzura w Berlinie nie blokowałaby akurat tego odcinka. Nie oczekiwałem, że zacznie nagle pluć na serial, któremu zawdzięcza wielką popularność, chciałem jednak, by wiedział, że w fabule ukryto wiele historycznej prawdy, autentycznych postaci i wydarzeń. Powiedziałem, że Brunner istniał naprawdę, że był „prawą ręką” zbrodniarza Eichmanna. Opowiedziałem też o generale Stuelpnaglu, pierwowzorze serialowego gen. Willmana, mówiłem o Geiblu, Lohse i innych autentycznych nazistach, których nazwiska pojawiły się w serialu. Scenarzyści powtarzali mu, że to wszystko fikcja i on naprawdę w to uwierzył. Słuchał mnie z zainteresowaniem, myślę, że nie grał przede mną, to było coś nowego. Nie atakowałem go, tłumaczyłem, że wśród fikcji było wiele prawdy, prawdy zniekształconej wymogami scenariusza i oczekiwaniami władzy, ale jednak prawdy.

4,5. Stanisław Mikulski miał w dorobku jeszcze jedną, nieco mniej znaną rolę - Pana Tomasza w serialu „Samochodzik i templariusze”. Czy nie miałby Pan ochoty w przyszłości przeprowadzić podobnego książkowego śledztwa jak w przypadku „Stawki…” związanego z serialem Huberta Drapelli? Jakie są pana dalsze plany pisarskie. Czy po biografii Stanisława Barei i „Stawce większej niż kłamstwo” kolejna książka również będzie związana z tematyką filmową?

Kolejna książka nie ma nic wspólnego z filmem, choć wydarzenia, które właśnie opisuję mogą stanowić tło dla akcji filmu sensacyjnego wysokiej klasy. Odniesienia do „Stawki” można znaleźć nie tylko w „Panu Samochodziku”, ale także w dziesiątkach innych filmów, seriali. W „Stawce większej niż kłamstwo”  poświęciłem cytatom, aluzjom i zapożyczeniom cały rozdział.

6. „Alternatywy 4” czy „Stawka większa niż życie”? Który serial jest Pana ulubionym?

Zdecydowanie Bareja, zdecydowanie „Alternatywy 4”. Te dwa seriale są nieporównywalne, choć obydwa kręcono w PRL a dziś mają etykietkę „kultowych”. „Stawka” to serial sprawnie zrealizowany, ale stworzony na polityczne zamówienie władz PRL. Twórcy chętnie wykonywali ukłony w jej stronę, część nazwisk i pseudonimów partyzantów z GL/AL w serialu, to autentyczne nazwiska i pseudonimy moczarowskiej „wierchuszki” SB końca lat 60. Stanisław Bareja to człowiek z innego bieguna, wierny swoim poglądom, na wskroś uczciwy, przyzwoity.

Jeden ze scenarzystów „Stawki”, Zbigniew Safjan agresywnie atakował Bareję podczas kolaudacji „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” w grudniu 1977 roku. Atak w obecności wiceministra kultury Janusza Wilhelmiego był podłością. Bareja przypłacił go zawałem serca. Nie kłaniał się władzy w pas, a za każdy film czy serial płacił własnym zdrowiem.

7. Jak ocenia Pan sequel kultowego serialu „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” Patryka Vegi?

Trudno komentować ten film, przed premierą było wiele PR-owskiego hałasu, szumne deklaracje producentów a wyszło bardzo słabo.

Dziękuję za rozmowę.


O książce Macieja Replewicza można porozmawiać na forum:




piątek, 14 sierpnia 2015

Siedem pytań do Michała Młotka





Michał Młotek - poszukiwacz skarbów i odkrywca historii. Twórca blogów zdziennikaodkrywcy.pl i fabryka-historii.pl. W 2013 roku ukazała się jego debiutancka książka "Tajemnice pogranicza" – zbiór dziesięciu sensacyjnych epizodów, które odkryły przed polskimi czytelnikami nieznane fakty z historii pogranicza Prus Wschodnich i Polski. Założyciel Iławskiej Grupy Poszukiwawczej. Ma na swoim koncie wiele przełomowych odkryć, które rzuciły nowe światło na historię dawnej Pomezanii. Autor powieści „Noc patagonów.”





1. Czy pamiętasz swoją pierwszą wyprawę poszukiwawczą? Kto zaraził Cię tą pasją?

Pamiętam doskonale pierwszą wyprawę. To był 2003 rok. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Mój wujek, znany i doświadczony poszukiwacz skarbów z Wielkiej Brytanii, podarował mi pierwszy, nieskomplikowany wykrywacz – zwykłego plastikowego szkockiego Beachcombera, wyprodukowanego jeszcze w latach siedemdziesiątych. We dwóch przedarliśmy się na teren starego parku przy ruinach pałacu, niedaleko Iławy, gdzie mieszkam do dziś. Czasy były takie, że poszukiwaczy wciąż było niewielu. Szybki kurs obsługi sprzętu, łopata w dłoń i kilkanaście kroków dalej pierwszy sygnał. Tak znalazłem swoją pierwszą monetę: srebrne 3 grosze Fryderyka Wielkiego z 1775 roku. Nie było odwrotu. Pasja pochłonęła mnie całkowicie. Poszukiwanie skarbów otworzyło przede mną tylne drzwi do świata historii. Od wtedy szukam regularnie – nie tylko w ziemi, ale też w bibliotekach i archiwach.

2. W jakim stopniu postacie bohaterów i miejsca akcji „Nocy patagonów” były inspirowane przez rzeczywiste osoby oraz miejsca? 

Wydaje mi się, że nikt, kto nie doświadczył tej pasji, tych emocji, które towarzyszą odkrywaniu nawet najdrobniejszych przedmiotów, nie mógłby napisać takiej książki. Tam, w „Nocy patagonów”, jest odrobina prawdy. Miejsca, osoby, odkrycia – to wszystko inspirowane jest prawdziwymi wydarzeniami. A przynajmniej w jakiś sposób o nie zahaczają. I tyle, jako autor, mogę na ten temat powiedzieć.

3. W 2010 r. wraz z innymi członkami stowarzyszenia poszukiwaczy skarbów „Ylavia” odkryłeś skarb z wczesnego średniowiecza składający się z kilkuset fragmentów srebrnych monet i ozdób. Czy to było najbardziej znaczące odkrycie w czasie twoje przygody z eksploracją?

Skarb rzeczywiście odkryty został przez członków stowarzyszenia „Ylavia”, do którego w tym czasie należałem, ale ja sam pojawiłem się na miejscu, gdy było już po wszystkim. Choć nie było mnie na polu w chwili odnalezienia monet, mam swój nieznaczny udział w tym niezwykłym odkryciu. Teren przeczesany został przez kilkanaście wysokiej klasy wykrywaczy metalu, a ja mimo to uzupełniłem skarb o kolejną monetę. Niewielki srebrny krążek, który czekał w tym magicznym miejscu na to, bym to ja go odkrył.

Samo Mózgowo przeszło do historii jako miejsce-symbol, w którym spotkała się pasja z nauką, konsekwencja i doświadczenie poszukiwaczy skarbów z otwartością muzealników i archeologów. Większość poszukiwaczy skarbów z mojego regionu współpracuje z Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków. Ja „ujawniłem się” 7 lat temu, byłem jedną z pierwszych osób, która powiedziała głośno o tym, co robi. W 2008 roku po prostu pojawiłem się w Muzeum Warmii i Mazur z garścią rzymskich brązów. Owocna współpraca trwa do dziś. Wiele moich odkryć zalega w muzealnych magazynach, ale część z nich cieszy oczy spoglądających na gabloty i ekspozycje. A po Mózgowie było jeszcze wiele innych odkryć poszukiwaczy skarbów z mojej okolicy: naszyjniki z brązu, skarb szelągów krzyżackich spod Susza czy osada handlowa pod Jerzwałdem.







4. Jakie znaleziska sprawiają Ci największą radość? 

Istotę poszukiwań stanowi dla mnie odkrywanie przedmiotów, które skrywają w sobie tajemnice, które stają się inspiracją do poznania historii, które pozwalają na postawienie nowych pytań. Skarbem jest dla mnie szeląg toruński Kazimierza Jagiellończyka, dzięki któremu prześledziłem historię powstań miast pruskich przeciw Krzyżakom, dolne okucie pochwy miecza, które wprowadziło mnie w świat plemion pruskich, walczących między sobą, opierających się kolejnym próbom chrystianizacji i ekspansji zakonu krzyżackiego czy tarcza nawiązująca do plebiscytu z 1920 roku, która znalazła się na okładce mojej debiutanckiej książki.

W tym roku przekazaliśmy do muzeum w Ostródzie siekierkę typu Czubin z grupy tzw. siekierek północnoniemieckich z środkowej epoki brązu (1300-1100 p.n.e.). Jest to 20 znany egzemplarz z terenu Polski. Wszystko wskazuje na to, że miejsce, w którym dokonaliśmy odkrycia, mogło być osadą z epoki brązu, na którą pewnie nikt długo by nie trafił, gdyby nie nasze działania. Wszystko zweryfikują badania. Dla takich chwil warto poświęcać swój czas dla historii.

5. Wielokrotnie wspominałeś, że bliska jest Ci twórczość Zbigniewa Nienackiego. Które tomy  przygód Pana Samochodzika należą do Twoich ulubionych?

Bardzo często zaglądam do Siemian, a stamtąd już niedaleko do Jerzwałdu, gdzie przez lata pisarz mieszkał, tworzył i gdzie spoczął. Tomy „Pana Samochodzika” od zawsze stały na półce z książkami w mieszkaniu moich rodziców. Zanim jednak sięgnąłem do powieści, obejrzałem wszystkie odcinki „Pana Samochodzika i templariuszy” ze Stanisławem Mikulskim w roli głównej. Serial, obok kilku innych ("Wakacje z duchami", "Podróż za jeden uśmiech") do dziś kojarzy mi się z beztroskimi wakacjami. Jeśli zaś chodzi o twórczość Zbigniewa Nienackiego, to najczęściej sięgam po "Nowe przygody Pana Samochodzika", "Pana Samochodzika i Niewidzialnych", "Pana Samochodzika i Winnetou" oraz "Pana Samochodzika i złotą rękawicę", a więc po te tomy, których akcja dzieje się w moim regionie.

Ogromnym sentymentem darzę kontynuację „Pan Samochodzik i skarby iławskiego ratusza” autorstwa Jakuba Czarnika. Miałem swój drobny wkład w powstanie tej książki.

6. „Noc patagonów” to Twoja druga książka. Nie tak dawno ukazały się „Tajemnice pogranicza,” w których przedstawiasz historie związane z dziejami terenów przygranicznych Prus Wschodnich i Polski. Przed opracowaniem debiutanckiej książki spędziłeś wiele czasu w bibliotekach i archiwach, w sumie na jej napisanie poświęciłeś około dwóch lat. Chyba zdecydowanie łatwiej napisać powieść? 

Te książki są tak różne, że nie powinno się ich porównywać. Oczywiście, że łatwiej jest napisać powieść. Przynajmniej tego typu. „Tajemnice pogranicza” pisałem około dwóch lat, wcześniej przez wiele miesięcy dojrzewała sama koncepcja książki. W przypadku „Nocy patagonów” po prostu pewnego razu usiadłem do biurka. Ta książka pisała się praktycznie sama. Opisywałem to, co sam przeżyłem, to, co zasłyszałem, to, co znam i czego doświadczyłem. Nawet jeśli nie wszystko, co przytoczyłem, wydarzyło się naprawdę, to w tej książce jest wiele mnie, wiele autentycznych emocji. Szukałem tylko odpowiedniej formy, by je przekazać. Od chwili napisania pierwszego zdania do zamknięcia całości minęły zaledwie cztery miesiące.

7. Przyznałeś, że rozpoczynasz pracę nad kolejną częścią „Nocy patagonów.” Czy możesz zdradzić co tym razem będzie osią fabuły oraz kiedy ukaże się ta powieść?

„Noc patagonów” pozwoliła mi wypełnić pasją zimowe miesiące. To wtedy powstały pierwsze akapity książki, które początkowo chciałem publikować na moim blogu zdziennikaodkrywcy.pl. Podczas spotkania mojej grupy poszukiwawczej odczytałem pierwsze fragmenty opowieści. Spodobały się. Postanowiłem pomyśleć o książce, tym bardziej, że od wydania „Tajemnic pogranicza” minęły prawie dwa lata. Dobry odbiór środowiska poszukiwaczy skarbów i pierwsze pozytywne recenzje sprawiły, że zacząłem myśleć o kolejnych częściach. „Noc patagonów” otwiera więc serię powieści o poszukiwaczach skarbów pod wspólnym tytułem „Z dziennika odkrywcy”. Druga część będzie rozwinięciem wątku żołnierza Wehrmachtu Hansa Heinricha. Chciałbym, by powieść ujrzała światło dzienne jeszcze w tym roku.


Dziękujemy za rozmowę.





wtorek, 11 sierpnia 2015

Siedem pytań do Luizy Frosz (część 2)




Luiza Frosz - autorka powieści „Skrzynie Sturmbannführera” - najlepszej Samochodzikowej Książki 2014 roku 





8. Czy miałaś już okazję do spotkań z szerszym gronem czytelników? Może przy okazji któregoś z forumowych zlotów warto zorganizować mini-spotkanie autorskie?

Dotychczas tylko znajomi i bliscy mówili mi, co sądzą o „Skrzyniach…”. Chętnie zjawię się na którymś zlocie, choć nie tylko jako autorka kontynuacji, ale również fanka twórczości Zbigniewa Nienackiego. Jestem otwarta na spotkania i ciekawa opinii czytelników.

9. Do których tomów przygód Pana Samochodzika Nienackiego wracasz najczęściej? Który uważasz za najlepszy?

„Księga strachów” to jest dla mnie numer jeden. Pamiętam z jakimi wypiekami na twarzy czytałam ją po raz pierwszy mając siedem czy osiem lat. Szachownice śniły mi się po nocach. Do dziś uważam, że to majstersztyk bez względu na to, że zmieniły się czasy i Pan Samochodzik był w ORMO. Najważniejsze są dla mnie przygody, tajemnice, ciekawe postacie. Jako dzieciak lubiłam też „Niesamowity dwór”, a z biegiem lat bardzo spodobała mi się „Wyspa złoczyńców”, może dlatego, że jest najbardziej mroczna? Kanon znam na pamięć, choć nie tak szczegółowo jak forumowicze – nie mam głowy do kolorów i innych detali (uśmiech).

10. Jakie inne książki przygodowe najchętniej czytywałaś w dzieciństwie? 

Już samo czytanie „Pana Samochodzika” było skomplikowane, bo musiałam zapisać się do kilku bibliotek, gdyż żadna nie miała na stanie całej serii. Zabawne jest to, że nie interesowały mnie inne książki przygodowe, raczej szybko rzuciłam się na kryminały milicyjne, głównie te z jamniczkiem, biografie i wspomnienia artystów oraz na książki historyczne. Naprawdę czytałam takie rzeczy w dzieciństwie!




11. Czy wracasz czasami do książek sprzed lat?

Jasne, choć często drugie czytanie nie ma już w sobie tej magii, bo albo pamiętam wydarzenia albo fabuła nie robi na mnie takiego wrażenia. Inaczej jest właśnie z „Panem Samochodzikiem”, do którego wracam z podobnymi emocjami.

12. Którzy autorzy samochodzikowych kontynuacji najlepiej oddają ducha powieści Zbigniewa Nienackiego?

Na pewno nikt nie potrafi (i nie powinien) naśladować Zbigniewa Nienackiego. Najbardziej lubię czytać książki Sebastiana Miernickiego, może dlatego, że często opisuje miejsca, w których byłam. Koniecznie chcę przeczytać powieści Andrzeja Irskiego i myślę, że uda mi się po nie sięgnąć w najbliższych miesiącach. Zresztą pragnę mu podziękować, bo był tą osobą, którą zapytałam, czy warto wysłać „Skrzynie…” do wydawnictwa.

13. W ostatnim czasie nieco rzadziej zaglądasz na swoje, jak mniemamy ulubione forum. Czy ten brak czasu jest spowodowany pracą nad kolejnym tomem serii „Pan Samochodzik i…”?

Kolejny tom już napisałam, ale na razie milczę na ten temat (uśmiech). Zdradzę tylko tyle, że znów dotyczy drugiej wojny światowej, ale klimat jest trochę inny.

Mój brak czasu spowodowany jest między innymi tym, że jestem… instruktorem fitness. Zajmuję się przede wszystkim pilatesem i zajęciami Spinning. To moja pasja, ale zarazem wymagająca praca, w której trzeba mieć indywidualne podejście do każdego człowieka. Przygotowania treningów, ciągła nauka, budowanie zajęć tak, by były nie tylko zwykłymi ćwiczeniami, ale czymś więcej, o czym nie zapomina się po wyjściu z sali – to zajmuje sporo czasu.

14. A może masz inne plany pisarskie?

Pewnie, chciałabym w przyszłości napisać jakąś grubą, poważną książkę, ale jeszcze nie teraz. Na razie skupiam się na kontynuacjach. Mam w tym swój mały, ukryty cel. Poprzez postać Pawła Dańca chciałabym pokazywać, że można w życiu grać fair i być szczęśliwym. Może to naiwne, ale myślę, że takich bohaterów i postaw brakuje w XXI wieku. Poza tym w moich opowieściach chcę pokazywać, że nic nie jest do końca białe albo czarne, a ludzkie losy zwłaszcza na tle drugiej wojny światowej bardzo skomplikowane.

Dziękujemy za rozmowę.






czwartek, 6 sierpnia 2015

Siedem pytań do Luizy Frosz (część 1)





Luiza Frosz - autorka powieści „Skrzynie Sturmbannführera” - najlepszej Samochodzikowej Książki 2014 roku 




1. Właśnie powróciłaś z wakacji. Czy udało Ci się odwiedzić miejsca związane ze Zbigniewem Nienackim i Panem Samochodzikiem?

W tym roku wreszcie udało mi się trafić do Jerzwałdu i Iławy. Zawsze miałam to w planach, ale jakoś się nie składało, choć od lat przynajmniej częściowo spędzam urlop na Warmii i Mazurach. Po raz kolejny odwiedziłam Olsztyn i myślę, że miasto zmienia się w ostatnich latach nie do poznania, podejrzewam, że sam Zbigniew Nienacki byłby zdziwiony. Pięknie zrewitalizowano Park Centralny w Olsztynie i niebawem do miasta mają powrócić tramwaje. Do tego cudowne restauracje i kawiarenki na Starym Mieście – miło się tam wraca.

2. Czy lubisz spędzać wakacje stylu Pana Samochodzika”?

Tak, przy czym to spędzanie wakacji w stylu Pana Samochodzika w mojej interpretacji, bo zamiast namiotu wolę pensjonaty (uśmiech). Choć na Warmii i Mazurach zawsze wybieram drewniane domki, które doskonale pamiętają PRL, ot tak dla klimatu. Tę „samochodzikową” atmosferę czuję przede wszystkim podróżując do miejsc związanych z historią. Lubię robić sobie wakacje tematyczne np. ślady drugiej wojny światowej na Dolnym Śląsku.




3. Przed wyjazdem poinformowaliśmy Cię, że Twoja debiutancka powieść „Skrzynie Sturmbannführera” została uznana za Najlepszą Samochodzikową Książkę 2014 r. Wiadomość tę przyjęłaś z dużym zaskoczeniem. Czyżbyś czytała inne zgłoszone do konkursu książki, a jeśli tak, która z nich należała do Twoich faworytek?

Ta informacja dotarła do mnie już na urlopie i rzeczywiście była ogromnym zaskoczeniem, zwłaszcza, że to mój debiut. Książkę zresztą pisałam dla siebie i moich znajomych w wolnych chwilach, dopiero po napisaniu stu stron zaczęłam zastanawiać się nad jej wydaniem. Moje zdziwienie było tym większe, że nie pisałam „pod kogoś” czy zgodnie z jakimś formatem.

Na wakacje zabrałam ze sobą sporo książek, przede wszystkim biografie muzyków i parę lekkich kryminałów, dlatego jeszcze nie miałam przyjemności poczytać innych wydawnictw zgłoszonych do konkursu.

4. To Twoja pierwsza powieść. Zapewne bardzo trudno jest zbliżyć się do ideału, jakimi są książki autorstwa Nienackiego. Co sprawiało Ci największą trudność w trakcie pracy nad powieścią?

Najzabawniejsze jest to, że wcale do tego ideału nie planowałam się zbliżać. Tak, jak wcześniej wspominałam, pisałam dla siebie i znajomych przygodówkę, lekką książkę z jakąś zagadką, oczywiście jakoś zapewne wzorując się na Panu Samochodziku, bo go uwielbiam. Samo pisanie to dla mnie przyjemność, zwłaszcza, że od 13 lat zajmuję się dziennikarstwem. Aczkolwiek książka to zupełnie inna bajka niż krótkie formy, być może dlatego w „Skrzyniach…” nieustannie coś się dzieje (uśmiech). Zdecydowanie najgorsze było dla mnie czytanie książki w całości i sprawdzanie, czy wszystkie wątki się zgadzają, czy wszystko ma sens. To nużące zajęcie, bo w powieści nie ma wtedy elementu zaskoczenia – autor doskonale wie, co się wydarzy na kolejnej stronie i jakie będzie zakończenie!

5. Kiedy narodził się pomysł na fabułę „Skrzyń Sturmbannführera”?

Gdzieś pomiędzy przyjściem z pracy a oglądaniem kolejnego odcinka „Stawki większej niż życie”. Postanowiłam sama skonstruować jakąś zagadkę z akcją na Mazurach lub Warmii i z nawiązaniem do drugiej wojny światowej.

6. Jak długo pracowałaś nad książką?

Półtora roku, przy czym zajmowałam się pisaniem jedynie w wolnych chwilach.

7. Czy wydawca miał istotny wpływ na ostateczny kształt Twojej powieści?

Nie, nie przypominam sobie żadnych uwag dotyczących treści.





poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Siedem pytań do Amosa Oskara Ajchela (część 2)





Amos Oskar Ajchel – autor książek przygodowo-sensacyjno-historycznych, 
m.in. kontynuacji przygód Pana Samochodzika „Lwy ze Starej Wody.”




8. Który z autorów kontynuacji przygód Pana Samochodzika wydawanych przez Warmię najlepiej oddaje klimat powieści znany z twórczości Zbigniewa Nienackiego?

Niestety na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Spróbowałem kilku i… Podejrzewam jednak, że żaden. Nienacki to nie tylko temat i postacie. To styl pisania, budowania zdań, konstruowania powieści. To wszystko razem tworzy pewien klimat, ale też chyba i legendę. Mam wielki sentyment do tamtych książek, do kontynuacji – żadnego. W moim odczuciu sama seria od strony edytorskiej też nie zachwyca.

9. Jak doszło do powstania książki „Lwy ze Starej Wody”?

Jak wspomniałem, sam nie jestem zwolennikiem (jak na ironię) kontynuacji. Sami fani PS wskazują na wiele wynikających z tego trudności i niekonsekwencji. Postanowiłem jednak przeprowadzić swoisty eksperyment i wziąć udział w tej procesji. Temat od dawna kiełkował mi w głowie, bo tajemnicze zabytki Dolnego Śląska to ciągle temat niewyczerpany, a bardzo bliski memu sercu. Wszystkie opisane w książce miejsca znam bardzo dobrze i mój stosunek do nich został w całej jaskrawości oddany w „Lwach”. Zwłaszcza w powiązaniu z przedziwną i tragiczną historią tamtych terenów. Wydaje mi się, a właściwie powinienem otwarcie się przyznać, że postać Dańca była tu jedynie pretekstem. Właściwie Daniec, ale tylko jako nazwisko, stał się jakimś biednym zakładnikiem, którego koniecznie trzeba było wmieszać do tej przygody. Podejrzewam też, że gdyby ktoś wpadł na pomysł „kontynuacji” to akcja „Lwów” mogłaby obejmować zupełnie inne postacie: Sherlocka Holmesa, kapitana Żbika, czy nawet Tytusa, Romka i A’tomka. A tak poważnie, rzeczywiście powiązanie z kontynuacją jest żadne i w najlepszym wypadku stanowi moją własną wizję owego „drugiego życia Pana Samochodzika”. A więc Lwy to takie moje własne rozliczenie z przeszłością, historią regionu, ludzi, których znałem, postaci o których słyszałem. I wszyscy oni mają swoje autentyczne pierwowzory właśnie wśród znanych Wałbrzyszan, a nie w książkach Nienackiego. Trochę to pokrętne, ale tak chyba jest. Sporą część akcji tworzą owe poniemieckie fotografie. Rzeczywiście, posiadam ich bardzo dużo i ich zestawianie z powojenną rzeczywistością bardzo mnie zawsze fascynowało. I to chyba w skrócie cały przepis na Lwy.
 
10. Czy pod wpływem sugestii wydawcy dokonałeś jakichś znaczących zmian w pierwotnej wersji fabuły?

Nie. Miałem chyba jakby wolną rękę, co też poniekąd wynika z kondycji samego pomysłu, a może raczej projektu. Może by ktoś napisał książkę „Projekt Pan Samochodzik”? Moim zdaniem po tych wszystkich kontynuacjach, zwłaszcza tych, gdzie – jak to ktoś napisał na forum – Daniec zwykle był bucem – ów bohater cierpi na liczne zaburzenia osobowościowo-behawioralne, jest zupełnie pozbawiony kultury osobistej, wdzięku, i zdecydowanie bardziej nadaje się na przywódcę separatystów niż na detektywa muzealnika. Nawiązując do komiksów o Tytusie współczesnego Dańca trzeba by było najpierw uczłowieczyć. Tak na marginesie, gdzieś czytałem, jakimi obostrzeniami objęto autorów tych najwcześniejszych kontynuacji i miałem bardzo mieszane odczucia. Teraz, już po wydaniu książki, mam wrażenie, że mimo wszystko, cały ten proces kontynuacji bardziej ociera się o chałturę niż literaturę. Sam Daniec wydaje mi się nieciekawy, przeźroczysty, jak niechciany towarzysz wycieczki, zaś dużo barwniejszą postacią jest choćby Rabczyk.

11. Czy możesz nam zdradzić trochę z tajników Twojego warsztatu pisarskiego?

Jeśli idzie o mój główny cykl, to zwykle zaczynam od zebrania sporej ilości materiałów. Głównie są to stare książki, które kupuję na Allegro, eBay-u albo w antykwariatach. Wiele bardzo cennych źródeł stanowią dostępne dziś cyfrowe postaci starych książek. Potem szukam samej akcji, w którą chciałbym wpleść tło historyczne. Z pisaniem bywa różnie. Nieraz wcześnie rano, nieraz wieczorami. Generalnie potrzebuję do tego spokoju i dobrego klimatu. Największą trudnością jest konieczność bycia konsekwentnym, aby nie zdarzyło się tak, że bohaterowie trzy razy wypili to samo wino, albo, żeby bohater wiedział o tym, co wcześniej powiedział. Wymaga to więc wielokrotnego czytania wszystkiego od początku. Pojawiają się typowe problemy w rodzaju: jak zakończyć sensownie akcję, albo jak nie powiedzieć za szybko wszystkiego. Bardzo też staram się być wiarygodny. Stąd sporo czasu poświęcam czytaniu i studiowaniu różnych źródeł: starej prasy, wspomnień, dokumentów, zdjęć. A kiedy siadam do klawiatury, wszystko już dzieje się jakby samo i zaczyna żyć własnym życiem. Mam w tym wiele przyjemności, bo często sam nie wiem, jak się książka ostatecznie skończy.

12. Na Twoim blogu znalazłem informację, że jesteś fanem staropolskich dworów i zamków. Zabytkowe obiekty  często pojawiają się w Twoich powieściach. Czy również w jakiś inny sposób przejawia się Twoja pasja?

Zbieram zdjęcia, książki i wszelkie informacje o polskich zabytkach, czasem prowadzę korespondencję z osobami i instytucjami, które w jakiś sposób zawiadują tymi obiektami. Jeśli czas pozwala odwiedzam te miejsca. Jak wspomniałem, kolekcjonuję także stare fotografie, które okazują się bardzo pomocne, jak to miało miejsce w przypadku „Lwów”. Swego czasu z niektórymi obiektami byłem związany zawodowo.

13. Którą z powieści poleciłbyś jako pierwszą lekturę tym z czytelników, którzy nie mieli jeszcze okazji przeczytać żadnej z Twoich książek?

Zdecydowanie poleciłbym książkę „Szlachczonka”. Jest bardzo dynamiczna, pełna niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. Pod wieloma względami jest to moja najlżejsza w formie powieść. No i jest w bibliotekach .

14. Jakie jest więc Twoje credo literackie?

W „Uroczysku” jest taki niezwykły fragment: „Poszedłem potem do Nemsty i serdecznie mu podziękowałem. Poznałem wtedy jego ogromny pokój na piętrze brzydkiej, wielopiętrowej kamienicy, pokój podobny do muzeum albo wielkiej graciarni, gdzie z pozoru bez ładu i składu na podłodze, na niezliczonej ilości półek, półeczek i stoliczków walały się książki, szczątki glinianych garnków, misek, przeróżne skorupy, jakieś stare ostrogi, monety, połamane miecze i setki innych przedmiotów nie znanego mi pochodzenia i przeznaczenia. Tego dnia odkryłem w sobie utajoną dotąd skłonność do staroświecczyzny. Poczułem się w tym pokoju dobrze, jak nigdzie indziej, a słuchając opowiadań Nemsty o jego skorupach i garnkach — byłem prawie szczęśliwy.” Ten właśnie fragment w pełni oddaje moje uczucia. Kiedy w bardzo młodym wieku przeczytałem Niesamowity Dwór i ja "odkryłem w sobie utajoną dotąd skłonność do staroświecczyzny". I tak już zostało. W jakimś sensie jest to moje credo literackie.

Dziękujemy za rozmowę.





wtorek, 7 kwietnia 2015

Siedem pytań do Amosa Oskara Ajchela (część 1)




AMOS OSKAR AJCHEL, autor książek przygodowo-sensacyjno-historycznych, 
m.in. kontynuacji przygód Pana Samochodzika - „Lwy ze Starej Wody.”





1. Twoje książki są trudne do zdobycia. Czy mógłbyś więc przybliżyć je nieco naszym czytelnikom?

Głównym nurtem mojej twórczości jest cykl książek sensacyjno-przygodowych przynajmniej z jednym tym samym bohaterem (alter ego), której główną osnową są dzieje staropolskiej Biblii.

Pierwsza książka (TdwR) przedstawia historię tworzenia, krótkiego działania i wreszcie zamknięcia (przez podstępne knowania lokalnego proboszcza) niewielkiego muzeum, umieszczonego w wiejskim dworku, którego to muzeum celem było prezentowanie ekspozycji poświęconej różnym wydaniom staropolskiej Biblii właśnie.

Druga jej część: Geniza Retro – przedstawia dalsze losy zbiorów muzealnych z muzeum w Romanach, przeniesionych do pokrzyżackiego zamku na Mazurach (w fikcyjnej miejscowości) oraz do pobliskiej komandorii, gdzie czasowo prezentuje się zbiory połączone z cyklem prelekcji. Książka zawiera, oprócz przygód, sporo wiedzy na temat tego, jak na przestrzeni stuleci powstawały różne tłumaczenia Biblii.

Trzecia powieść (już nie tak ściśle związana z dwoma pierwszymi, ale z tymi samymi po części bohaterami) to opowieść o nieco szaleńczej podróży, pełnej przygód, humoru i zaskakujących zwrotów akcji, w której bierze udział kierownik muzeum i doktor neurologii. Celem jest skompletowanie wszystkich kart pochodzących ze zdefektowanego wydania Biblii Leopolity.

Na blogu: 
w zakładce „biblioteki” wymieniono kilkanaście placówek Bibliotek Publicznych w kraju, gdzie książka powinna być dostępna (nawiasem mówiąc, są to biblioteki w miejscowościach związanych z akcją książki). Znakomitą, moim zdaniem, recenzję zamieścił użytkownik Paweł na stronie http://lubimyczytac.pl/ksiazka/188722/szlachczonka





Czwarta książka: Danzig Breslau Danzig to powieść poświęcona dziejom Biblii gdańskiej. Jej akcja jest dwutorowa: część dzieje się w okresie II wojny światowej, część współcześnie. Geograficznie zaś ma miejsce w Gdańsku i Wrocławiu (również w okresie Breslau), zahaczając o inne miejsca Dolnego Śląska, i odrobinę o Warszawę. Powieść zawiera też pewien wątek melodramatyczny. Z tą książką wiąże się też zabawna sytuacja. Otrzymałem email, w którym poradzono mi, abym zmienił tytuł, bo będzie to wprowadzać w błąd wielbicieli niejakiego Marka Krajewskiego. Napisałem wtedy na blogu, że przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że musiałbym także zmienić tytuł powieści Kryptonim Wirydarz, ponieważ słowo kryptonim już zawarł w swoim tytule Pan P. Bojarski. Musiałbym także zmienić tytuł Tajemnicy dworu w Romanach ze względu na Moniuszkę, Nienackiego, Łozińskiego i parę innych osób. Zaś Zamek murowany na kwadranguł mógłby sugerować czytelnikom, że to jakaś odnaleziona powieść F. Kafki. Nagle jednak mnie olśniło, bo doszedłem do wniosku, że w tytule Geniza Retro chyba nie musiałbym nic zmieniać, no chyba, że w grę wchodziłby Pan M. Wroński z Lublina, jako popularyzator tak zwanych kryminałów retro. Została mi jedynie Szlachczonka, dla której nie mogłem nigdzie znaleźć żadnych skojarzeń. I wtedy pojąłem, że aby się utrzymać na powierzchni potopu literackiego muszę wymyślać coraz dziwniejsze tytuły, tak, aby nikomu z niczym się nie kojarzyły. A kiedy już wydawało mi się, że jestem uratowany, wówczas otrzymałem mnóstwo e-maili z pretensjami, że tego tytułu - Latopis rybajdyły z Trywieży - nikt nie jest w stanie przeczytać, a pytanie o taką książkę w księgarniach kilka razy groziło wezwaniem pogotowia.”

Kolejna pozycja, piąta: Kryptonim Wirydarz również ma dwa plany akcji: przedwojenna Łomża, gdzie główną postacią jest niejaki komisarz Fijałkowski i jego zabawny współpracownik, posterunkowy Brana. Ta część zawiera sporo ciekawych informacji, opartych na autentycznych wydarzeniach z historii miasta. Drugi wątek, współczesny, to oczywiście główny bohater serii (alter ego), który wraz z trzema innymi towarzyszami pracuje w dziwacznej i nieco tajemniczej placówce w okolicach Hajnówki, w fikcyjnej miejscowości o nazwie Alcuny, gdzie w wolnych chwilach główny bohater kompletuje informacje o czasach, kiedy ukazywały się pierwsze, wówczas jeszcze niewielkie fragmenty Biblii w języku polskim.. Oczywiście w finale oba wątki łączą się ze sobą ściśle. Książka do kupienia w jednej z łomżyńskich księgarni „Domu Książki”.

Siódma powieść: (po Lwach ze Starej Wody), czyli Latopis rybajdyły z Trywieży, oprócz wątku sensacyjno-przygodowego i historycznego koncentruje się na historii Psałterzy: floriańskiego i puławskiego, bardzo cennych dzieł religijno-literackich z XIV i XV wieku. Wątek przygodowy (to również jest powieść o dwutorowej akcji: współcześnie i w okresie II wojny światowej) rozciąga się od Afryki, poprzez Brazylię, Argentynę, Rumunię i Generalną Gubernię. Sporo miejsca poświęcono też historycznej działalności Cyryla i Metodego, natomiast główny bohater (alter ego) tym razem zamieszkuje fikcyjną miejscowość Trywież na głębokim Podlasiu.

W pytaniu padło stwierdzenie, że moje książki są trudno dostępne. Być może. Ale kiedy ukazały się Lwy ze Starej Wody, z ciekawości obdzwoniłem wałbrzyskie księgarnie i okazało się, że żadna nie posiada książki. Samochodzików nie ma już też w Empiku, ani w Merlinie czy Matrasie (chyba tylko te stare). Tak naprawdę Lwy można kupić od Warmii i kilku księgarni internetowych, lub na Allegro. Chyba nie jest to wyjątek, jeśli chodzi o „kontynuacje”. Coraz częściej więc jedynym „dostawcą” jest po prostu wydawca, względnie Internet. Na moim blogu jest też informacja, jak dotrzeć do książek, a ja nigdy nie odmawiam kontaktu emailowego.

2. Jakie są Twoje dalsze plany literackie. Czy pracujesz nad kolejnym tomem „Pana Samochodzika”?

Obecnie przygotowuję jeszcze jedną książkę z cyklu „Pan Samochodzik”, nie wiem jednak, jak zostanie przyjęta przez Warmię, bo sam pomysł ciągnięcia tak zwanych „kontynuacji” mimo wszystko wciąż wydaje mi się dość karkołomny. Mam więc plan B, czyli jeśli oficyna Warmia nie będzie zainteresowana, wówczas najprawdopodobniej utworzę drugi cykl przygodowy, poświęcony stricte zabytkom, dziełom sztuki i antykom, według własnego pomysłu, który to cykl będzie miał – podobnie jak ten historyczno-biblijny – stałego głównego bohatera. Mam już i tak sporo pomysłów, więc to tylko kwestia czasu na realizację.

3. Czy będzie to ktoś w rodzaju współczesnego Pana Samochodzika?

Kiedyś nawet ktoś nazwał moje książki ‘biblijnym Panem Samochodzikiem’
Mimo najszczerszych i najgorliwszych starań pisarzy, czytelnicy i tak będą ciągle nawiązywać do ikon popkultury, takich jak Indiana Jones, Sherlock Holmes, czy właśnie Pan Samochodzik, więc nawet jeśli odpowiem, że nie, że nie będzie to nikt w rodzaju Pana Samochodzika, to i tak porównania nie uniknę. Z drugiej strony  wydaje mi się, że mimo wszystko określenie w rodzaju „prawdziwy” Pan Samochodzik jest dość trudne do sprecyzowania. Z moich własnych doświadczeń czytelniczych wynika, że nawet u Nienackiego jego bohater w każdej książce jest nieco inny, zaś sama postać Pawła Dańca tak naprawdę jest w moim odczuciu wielkim nieporozumieniem i nie ma nic wspólnego z Panem Samochodzikiem.

4. Jakie książki czytywałeś w dzieciństwie?

Lekturę zacząłem w przedszkolu oczywiście od Tytusa, Romka i A’tomka, części VIII o aparaciku do przenoszenia się w czasie, na swój sposób pozycji quasi historycznej. Potem jeszcze w którejś późniejszej części była mowa o „przybywaniu na odsiecz zabytkom”. Myślę, że to dość silnie już wtedy wpłynęło na moje zamiłowanie do tego typu zagadnień, choć jeszcze chyba nie zdawałem sobie z tego sprawy. Również komiks „Kajko i Kokosz” wzbudził moją fascynację słowiańszczyzną, kulturą łużycką, archeologią, bo jakiś taki klimat zawsze niosły. Kiedy po latach odkryłem, że cykl „Kajko i Kokosz” był w jakimś sensie plagiatem francuskiego Asteriksa, zdumiałem się, bo Asteriks przy Kajku i Kokoszu wydał mi się płytki, strasznie komercyjny i zupełnie pozbawiony inteligentnego poczucia humoru. Potem oczywiście Nienacki, Niziurski, Bahdaj, czyli typowa „klasyka”. Jakoś nie wyszło mi ze Szklarskim, ale w szkole podstawowej, do której chodziłem, i ten autor miał swoich zagorzałych fanów. Oczywiście przeczytałem sporo książek, ale te wyżej wspomniane chyba najmocniej na mnie wpłynęły i ukształtowały jakiś taki książkowy „smak”. Uwielbiałem też wszelkiego rodzaju encyklopedie i słowniki, głównie „poniemieckie”, bardzo bogato ilustrowane. Niewiele z tego rozumiałem, ale pewnie stąd moje pierwsze fascynacje starymi książkami.




5. Czy wracasz dziś do książek sprzed lat?

Głównie. Niemal ceremonialnie co jakiś czas czytam Niesamowity dwór, Uroczysko (tylko I wydanie), Laseczkę i tajemnicę (kupiłem też świetną wersję audio). Te książki sprawiają mi wielką frajdę, niezmiennie od lat. Osobiście trochę boję się nowych książek. Nienacki uczył delektować się przyrodą, zabytkami, kulturą, sztuką, intelektem… Współcześni autorzy wyrzucili te wartości i zastąpili jest makabrą, okrucieństwem (dla zabawy), spirytyzmem, dewiacjami seksualnymi. Nawet owo już słynne „mordobicie”, które według forumowiczów pojawiało się na kartach kontynuacji, uważam za wielki skandal obyczajowy. I nie pomaga nawet fakt, że w Księdze Strachów sam Tomasz stosował judo przeciw Zenobii. Myślę jednak, że to jest zupełnie inny klimat i zupełnie inny opis niż owo „mordobicie”. W każdym razie nie gra mi to absolutnie. Poza tym coraz częściej sięgam po książki historyczne stricte, dokumentalne, opracowania… Do książek sprzed lat mam wielki sentyment. Po pierwsze, jako bardzo młody człowiek regularnie chodziłem z kolegami do biblioteki publicznej, która była zawsze czymś niezwykłym. Początkowo bibliotekarka sama wybierała dla mnie książki, z czasem jednak wszedłem w drugi stopień wtajemniczenia i pozwolono mi już samemu buszować między regałami. Pamiętam, że byłem zawsze mocno podekscytowany, jak mogłem sam wziąć sobie książkę do ręki i zastanowić się, czy ją wypożyczyć. Po drugie, był to okres przesławnych serii wydawniczych: Klub siedmiu przygód, czyli tak zwana seria z Indianiniem, była też taka seria (chyba to się nazywało klasyka młodych) w białych okładkach, gdzie obok tytułu widniał taki jakby okrągły stempel z wizerunkiem autora. Mogłem coś poplątać, ale na pewno wydano tak kilka książek Marka Twaina, czy Juliusza Verne, których także bardzo ceniłem. Jeszcze dzisiaj wielkie wrażenie robią na mnie barwne książki w twardej oprawie z płóciennym grzbietem, wydawane gdzieś w latach pięćdziesiątych, pełne znakomitych ilustracji wybitnych artystów.

(W serii  „Klasyka Młodych” od 1973 r. ukazywały się książki wydawnictw„Iskry” i „Nasza Księgarnia.” Pierwsze dwa tomy to „Przygody Hucka” i „Przygody Tomka Sawyera” Marka Twaina. Do 1981 r. w serii ukazało się 37 tytułów. Źródło: Elżbieta Mrzygłocka „Serie wydawnicze dla dzieci i młodzieży 1970-1982”,  Warszawa 1985 r. – przyp. red.)

6. Która z powieści Zbigniewa Nienackiego z serii o Panu Samochodziku uważasz za najlepszą?

Zdecydowanie Niesamowity Dwór, bo taki pan Tomasz najbardziej mi odpowiadał. Ponadto, jako swoisty prequel (chociaż późniejsze powiązanie z PS wydaje mi się tylko umownym nieporozumieniem) Uroczysko właśnie, oraz Pozwolenie na przywóz lwa, też tylko I wydanie bez późniejszych rekombinacji. Ostatnio zdobyłem też pierwsze wydanie Laseczki i tajemnicy. Niestety, ale oprócz tego, że jestem namiętnym czytelnikiem, bardzo liczy się dla mnie sama edycja książki. Dlatego właśnie zdobyłem wszystkie I wydania książek Nienackiego dla młodzieży. Bardzo bym chciał, aby ktoś kiedyś wydał oryginalną wersję Zabójstwa rycerza Jędrzeja, najlepiej w twardej oprawie z płóciennym grzbietem i ilustracjami Nowosielskiego . 

7. Tematyka historyczna, Biblia – to nie są chyba tematy, które potrafią zainteresować szersze grono młodych czytelników tak jak 20, czy 30 lat temu. Kto zatem jest adresatem Twoich pierwszych powieści?

Wydaje mi się, że jest to kwestia samego podania tematu. Pamiętam z dzieciństwa, że Krzyżacy Sienkiewicza to była najnudniejsza książka jaką czytałem, a i temat mnie nie zachwycił. Ten sam jednak wątek historyczny, tym razem jako Templariusze, podany przez Nienackiego – zafascynował. Absolutnie nie porównuję książek, jako dzieł literackich, ani autorów, chodzi tylko o ukazanie tematu samego w sobie. To chyba tak, jak z nauczycielami i wykładowcami. To oni, ludzie, a nie przedmioty same w sobie, sprawiały, że w szkole nienawidziliśmy na przykład chemii, czy fizyki, a uwielbialiśmy język polski, czy historię, lub odwrotnie. A przecież i łacina i greka potrafią zafascynować. Z drugiej strony, wydaje mi się, że plastikowy Dan Brown ze swoim Langdonem jest żadnym nośnikiem informacji. W dość prymitywny sposób bazuje na pseudosensacyjnych spekulacjach na poziomie brukowców. Również od strony literackiej nie zachwyca. Kiedyś zobaczyłem kilka książek Browna rozrzuconych na jakimś regale w mega hipermarkecie i od razu poczułem, że to jest właściwe miejsce dla tego typu powieści. Gdyby akcja toczyła się wśród sprzedawców jajek i szkolnych woźnych – nie miałoby to większego wpływu na wartość książki. A taki na przykład (bardzo słabo znany w Polsce) James Herriot stworzył wspaniałe i mądre książki, chociaż ich tłem jest codzienna praca weterynarza i życie hodowców zwierząt. Mógłbym jeszcze wymienić Olivera Sacksa, który w genialny i bardzo przyjemny sposób pisze o najdziwniejszych zakamarkach psychiatrii, neurologii i medycyny w ogóle.  Tak samo jest z Biblią. Jej dzieje, zwłaszcza sensacyjne dzieje Biblii staropolskiej, są równie fascynujące, jak historia dzieł sztuki.